Kamienie Wilhelma

Internetowe wydanie ksiązki Andrzeja Czaplinskiego

Get Adobe Flash player

Dobra rodowe. Prace archeologiczne w Prakwicach

 

 Lasy prakwickie skrywają niejedną tajemnicę. Wszystkie te zagadki odkrywano już w czasach von Dohnów, warto więc zapoznać się z nimi. Jedną z nich jest tak zwany „szwedzki szaniec”. Dzisiaj już wiemy, że było to miejsce warowne ludów pruskich zamieszkujących pierwotnie te ziemie.

Legenda mówi, że dawni mieszkańcy Prakwic usypali go podczas najazdu szwedzkiego w XVII wieku. W zacisznej niszy, otoczonej stromym pagórkiem z jednej i meandrem rzeki Dzierzgoń z drugiej strony, mieszkańcy wsi ukrywali się przed najeźdźcą. Czas zatarł pierwotny wygląd kryjówki. Ale przy odrobinie chęci można go sobie wyobrazić.

 

W 2005 roku dzięki uprzejmości Kazimierza Madeli uzyskałem dostęp do odręcznych notatek z przeprowadzanych wykopalisk, które sprawę Szwedzego Szańca przedstawiają w innym świetle. Z języka niemieckiego przetłumaczył je Stanisław Łaga. W oryginale sporządził je Hans Schleif. Tytuł oryginału „ Die Swedenschanze bei Altstadt, Kreis Mohrunger” czyli „Szwedzki szaniec koło Starego Miasta, powiat Morąg“. Raport opublikowano w „Prähistorische Zeitschrift” XXVI, 1936, str. 218.Zapisano w nim:

 

„W związku z szeroko zakrojonymi, jeszcze nie zakończonymi, pracami Reichsfűhrera SS Heinricha Himmlera na Górze Zamkowej przy Starym Dzierzgoniu, wykonano kilka niewielkich wykopów zwiadowczych na „Szwedzkim Szańcu” w lesie prakwickim, których celem było uzyskanie materiału porównawczego o właściwościach glebowych, stanie zachowania oraz konstrukcji wałów. Za zezwoleniem właściciela, księcia Dohna-Schlobitten, przeprowadzono wykopaliska w czasie 18-28 maja 1936 r. z pomocą 8 członków Reichsarbeitsdienstabteilung (Państwowej Służby Pracy) w ciągu 150 godzin roboczych. Miejscowym kierownikiem był J. Loehausen. „Szwedzki Szaniec” znajduje się 1500 m na wschód od wsi Stare Miasto, w V-podobnej pętli Dzierzgonki (strumienia „Sorge” lub staropruskiej „Sirguny”). Przez niewielkie tylko spiętrzenie można dolinę strumienia rozszerzyć do wielkości małego jeziorka chroniącego wysoką na około 12m powierzchnię pagórka grodziska, chroniąc go od północy, zachodu i wschodu. Od strony południowej powierzchnia grodziska, o zarysie połowy owalu, oddzielona jest wałem odcinającym i położoną przed nim fosą, od lekko falistej „Koenigseer Heine". Przedstawiono w nich m.in. odręczne rysunki z przeprowadzonych wykopalisk na „Szwedzkim Szańcu”

Opis rysunku:
1. Szaniec szwedzki przy Starym Mieście-podziałka wynosi: wysokości w m(np. + 12 m 10 cm) nad poziomem wody w Dzierzgonie w czerwcu 1936.
2. Dzierzgonia (Zorga, Sirgune);
3. Przekrój;
4. Północ magnetyczna;
5. korona wału;
6. Czerwiec 1936.

Na podstawie wykopalisk odtworzono obraz konstrukcji wału obrazujący były stan umocnień.

Stwierdzono, że wewnątrz znajdowało się grodzisko. Przy zdobywaniu wał musiał być podpalany o czym świadczyły spalone belki. Były to nieobrobione okrąglaki grubości ramienia. Nie znaleziono śladów plecionki. Prawdopodobnie za pionowymi słupami, związanymi u dołu przez wspólne podkłady, postawiono ścianę z okrąglaków, za którą sypano ziemię z kopanych fos. Nie rozpoznano wejścia do wnętrza grodziska. Wysnuto więc wniosek, że przy tak małych grodziskach, wejściem była mała furtka na jednym z obu bocznych zboczy, do której prowadziła wąska ścieżka.

 

Na podstawie jednego, jak podaje autor „szczęśliwego” znaleziska tj. brunatnego, cienkościennego garnka z pogrubionym profilem krawędzi, określono przypuszczalny wiek obwarowań. Ponieważ znaleziony garnek dokładnie odpowiadał późno pruskiej ceramice jaką znaleziono na Górze Zamkowej oraz cmentarzyskach i osadach Prus Wschodnich i Zachodnich, stwierdzono, że grodzisko zbudowano krótko po 1230 roku, przeciwko Zakonowi i prawdopodobnie zniszczono po, nieszczęśliwej dla Prusów bitwie nad Zorge w 1233 roku. Nazwa „Szwedzki Szaniec” pochodzi z późniejszego okresu, kiedy nie było już w tym miejscu małego grodziska, a jedynie pozostały obwałowania. Liczne fragmenty innych naczyń świadczyły o częstych pobytach w tym miejscu ludności.

Naczynie pruskie odnalezione w „Szwedzkim Szańcu” (fot. H. Schleif, ANDA MWiM Olsztyn)

Podczas polowań w Prakwicach Cesarza Wilhelma II często w czasie przerwy w lowach organizowano w "Szwedzkim Szańcu" drugie śniadanie dla Cesarza i jego świty.

Śniadanie w "Szwedzkim Szańcu"

Kolejną osobliwością lasów prakwickich jest arboretum (dendrarium), założone przez starszego strzelca Ehm`a około 1850 roku. Pośrodku lasu ( nieopodal „szwedzkiego szańca”), w osłoniętym od wiatru i mrozu miejscu, posadzono rzadkie gatunki drzew. Choć obce miejscowemu drzewostanowi, rozwijały się zdumiewająco dobrze. 

Odnalazłem to miejsce podczas jednej z wędrówek. Do dziś rosną tam nietypowe dla rodzimego krajobrazu okazy: choina kanadyjska, sosna wejmutka oraz jodły. Ciekawostką jest kolejny kamień ustawiony tu przy okazji posadzenia dębu poświęconego Wilhelmowi I, dziadkowi opisywanego Cesarza. Jeśli wierzyć kamiennemu obeliskowi, to dąb posadzono 22 marca 1871 roku. Dziś pozostał po nim tylko pień.

Interesująca jest także położona w lesie zakręckim „Góra Zamkowa”. Pierwotnie znajdowało się tu grodzisko Prusów, które w drugiej połowie XIII w. zostało zajęte przez Zakon Krzyżacki. Według niemieckich źródeł, Prusowie odbili grodzisko podczas świąt Bożego Narodzenia, gdy zakonnicy byli na modłach. Zupełnie inaczej brzmi polska wersja wypadków-bowiem to Krzyżacy mieli w Boże Narodzenie napaść na grodzisko i doszczętnie je spalić. Gdy za czasów Ryszarda Wilhelma von Dohna, wszędobylski leśniczy - łowczy Gustaw Adolf Schmidt, bez zezwolenia wykopał tu kilka przedmiotów, dostał ostrą reprymendę od księcia. Rozmiary wzniesienia sięgały 60 metrów wysokości. Znajduje się ono w pętli rzeki Dzierzgoń i do dziś można rozpoznać potrójne obwałowania, na których niegdyś wspierały się drewniane palisady budowli.

 

Badania prowadzone na grodzisku przed 1935 r.

Miejsce dawnego grodziska dość wcześnie zaczęło przyciągać swoją historią poszukiwaczy amatorów. Pierwsze udokumentowane prace wykopaliskowe przeprowadzić miał na Górze Zamkowej graf Ryszard zu Dohna-Schlobitten (1843–1916). Ten miłośnik starożytności oraz mecenas sztuki i nauki był również właścicielem pałacu i dóbr ziemskich w Prakwicach. Jak wynika z informacji podanych przez jego wnuka, księcia Aleksandra zu Dohna-Schlobitten, jeszcze przed pierwszą wojną światową z inicjatywy „starego” Dohny doszło do prób zaadaptowania grodziska na miejsce rekreacji i spotkań.

Naruszono wówczas część wałów w celu poszerzenia wejścia na wewnętrzny majdan, odkryto także szereg zabytków, które następnie uzupełniły kolekcję pałacu w Prakwicach (SS-Ausgrabung Alt Christburg…, k. 2). Na różnego rodzaju zabytki natrafiano zresztą już wcześniej w wyniku przypadkowych odkryć. Domyślać się można, że prace te Ryszard zu Dohna nakazał przeprowadzić jeszcze przed 1910 r. Na widokówce Starego Dzierzgonia, datowanej właśnie na ten rok, widzimy zagospodarowany plac, na którym znajdują się drewniane stoliki oraz ławeczki. O tym, że jest to widok plateau grodziska, informuje opis: Partien von Schlossberg Altchristburg. Zapewne znajdował się tu także „Plac uroczystości”, czego domyślać się możemy z analizy innej widokówki, którą wydała drukarnia Martina Guettzlaffa około 1910–1915 r., gdzie przedstawiono wejście na pokaźnych rozmiarów górę podpisane jako: Alt-Christburg (Westpr.) Auftieg zum Festplatz. Znajdująca się w okolicy Starego Dzierzgonia Góra Zamkowa jest jedynym wystarczająco pokaźnym wyniesieniem, które można by identyfikować z przedstawieniem na widokówce. Niepozbawione sensu jest tu także skojarzenie owego Festplatzu z zagospodarowaną przestrzenią plateau z widokówki z około 1910 r. O tym, że na grodzisko prowadziły schodki i obszar był zagospodarowany z przeznaczeniem na miejsce spotkań, pisał już w 1876 r. Max Toeppen (1876, s. 142).

Jakkolwiek by nie patrzeć, w oparciu o wspomnienia Aleksandra zu Dohna, który jako dziecko często urządzał tam zabawy wraz z kolegami, oraz na podstawie czytelnych do dziś napisów na drzewach z datami wyciętymi w latach 20. XX w., wnioskować można o popularności miejsca wśród przedstawicieli lokalnej społeczności. Aurę niesamowitości miejsca potęgowały także legendy oraz wiedza przekazywana przez nauczycieli – nauczyciel Hoppe ze Starego Dzierzgonia opisał nawet w jednym z listów do Prussia-Museum historię grodziska; nie mniejszą rolę w popularyzacji wiedzy o tym miejscu przynosiły podejmowane w ciągu lat prospekcje terenowe i prowadzone na miejscu dawnego grodu wykopaliska.

 

Pierwsze udokumentowane (można by rzec, naukowe) badania grodziska w Starym Dzierzgoniu (te podjęte przez zu Dohnę naukowymi nie były) łączyć należy z wizytą Johanna Michaela Guise, który na zlecenie Militarbehorde Ost-und Westpreusen prowadził inwentaryzację średniowiecznych założeń obronnych w Prusach i przybył do Starego Dzierzgonia najpewniej w 1827 r. Wśród wielu przygotowanych przez niego kart zachowanych w Museum fur Vor-und Fruhgeschichte w Berlinie (Staatliche Museen zu Berlin) znajdujemy rysunek starodzierzgońskiego grodziska podpisanego Krywosa = Kyrsberg. Rysunek przedstawia rzut poziomy oraz widok od strony południowo- zachodniej. Guise wyraźnie wyodrębnił na nim wał główny z fosą oraz wały wewnętrzne (Guise-Zettel, Grundriss und Ansicht von Altchristburg…,bild 1410, PM-IXh 00048a).

W 1874 roku grodzisko wizytowane było przez Johannesa Wilhelma Heydecka (Sitzungsberichte… 1889, s. 16), w dwa lata później dokładnie opisał je Max Toeppen, któremu w wyprawie przez starodzierzgońskie lasy towarzyszył pan Doring z Rudni, zaś już w samym dotarciu do celu pomógł mu obeznany z okolicą leśniczy Wendroth. Opisując stan grodziska i jego obwałowania, Toeppen potwierdził domysł swego przewodnika, że na głównym wale znajdowała się jakaś wieża obserwacyjna, której pozostałością były liczne fragmenty cegieł z czasów krzyżackich. Autor wykazał ponadto, że grodzisko używane było również w czasach pruskich (Toppen 1876, s. 141–145). Informacje Heydecka oraz Toeppena potwierdziły badania Christiana Krollmanna, wizytującego grodzisko 4 sierpnia 1909 r. Jego śladami podążył w 1932 r. Carl Engel, który poza krotką notatką sporządził także rysunek polowy założenia. Dokonywane przez królewieckich prehistoryków retrospekcje polegały głownie na wizytowaniu i opisywaniu stanu zachowania grodziska; poza doraźnymi badaniami nie prowadzono na Górze Zamkowej żadnych systematycznych prac wykopaliskowych. Zadowalano się głownie opisywaniem historii grodziska i sporządzaniem szkiców. Właściwe szeroko zakrojone badania rozpoczęły się dopiero w 1935 r.

 

Gdy podczas spotkania z Himmlerem, wnuk Ryszarda Wilhelma - Aleksander, opowiedział o drewnianym grodzisku, ten z entuzjazmem zaproponował przeprowadzenie wykopalisk. Ówczesny właściciel dóbr Aleksander zu Dohna zgodził się na to pod warunkiem, że prace przeprowadzą archeolodzy i całość zostanie sfinansowana przez III Rzeszę. Wiosną 1935 roku przeprowadzono fachowe przekroje przez wały, nie dokonano jednak żadnego sensacyjnego odkrycia. Stwierdzono, że istotnie miały tu miejsce ciężkie walki, a drewniane umocnienia grodziska były często palone. Znaleziska z brązu wskazywały, że w lasach prakwickich przebywali jedynie Prusowie, nie mający nic wspólnego z Germanami, a tym bardziej z Krzyżakami, którzy posiadali broń żelazną.

 

Dzięki wspomnianemu już Kazimierzowi Madeli poznałem także odręczne notatki z przeprowadzanych wykopalisk na Wzgórzu Zamkowym. Z języka niemieckiego przetłumaczył je także  kol. Stanisław Łaga. Raport sporządził Hans Schleif. W dokumencie „Ausgrabung Alt Christburg 1936-1937-Vorläufiger Schlussbericht”  Hans Schleif  pisze:

 

„Po dwumiesięcznych wykopaliskach próbnych w jesieni 1935 r., podczas lata 1936 wykonano około połowy przewidywanego planu prac. W miesiącach maj-październik zakończono naukowe prace terenowe, tak że można przeprowadzić ocenę wykopalisk oraz ich wydanie”.

 

Wstępne sprawozdania ukazały się w grudniowym zeszycie czasopisma „Germanien” w 1937 roku; w „Geisige Arbeit w 1937 r. nr 12, a także większe opracowanie w tygodniku „Der Arbeitsmann” w grudniu 1936 r. oraz dłuższy artykuł w „Germanenerbe” 1937 r. (wrzesień-październik). Przekład z języka niemieckiego brzmi: „W miarę jak poznawano wykopaliska, tym większa była liczba zwiedzających. Wiele set dzieci szkolnych obejrzało wykopaliska, podczas wykonywania prac, otrzymując obszerne wyjaśnienia, począwszy od uczniów najniższej klasy szkoły wiejskiej w Starym Dzierzgoniu, którzy jak chrząszcze popełzły przez wały, do 170 chłopców ze szkoły w Koszalinie (w oryginale podano nazwę „Napola”, nie wiadomo czy była to nazwa szkoły), którzy wraz z wychowawcami przebywali przez 6 godzin w Starym Dzierzgoniu podczas swoich manewrów w Prusach Wschodnich. Między wieloma innymi, zwiedzało Górę Zamkową także 6 oddziałów żeńskiego Arbeitsdienst, podczas ich wycieczek po nadgraniczu. Naturalne wykopaliska zwiedzali także liczni historycy, interesujący się prehistorią, z bliższej i dalszej okolicy, profesorowie i studenci. Szczególnie szczegółowo zapoznali się z wykopaliskami oraz znaleziskami. Bezpośrednio przed zakończeniem prac, w dniu 23 października wykopaliska zwiedzili uczestnicy zjazdu Reichsbundu fűr Deutsche Vorgeschichte, który obradował w Elblągu”. Źródła niemieckie podają, że zwiedzająca Wzgórze młodzież z Hitlerjugend wycinała swoimi sztylecikami, na okolicznych drzewach, inicjały i swastyki. W 2010 r. odnalazłem takie drzewo.

W pracach wykopaliskowych jako kopacze pracowali członkowie R.A.D z oddziału 2/31 z Susza (Rosenbergu)  w ilości 45-50 osób, przy czym ilość ta została znacznie zmniejszona podczas miesięcy żniwnych, a później całkowicie wycofana. Praca R.A.D szczególnie wysoko oceniana była podczas wizytacji Rechsarbeitsfűhrera w dniu 19 czerwca 1937 roku. Trudności w zakresie transportu kopaczy rozwiązał sam Reichsfűhrer SS Heinrich Himmler, który przydzielił samochód do przewozu ludzi marki Daimler Benz. Pokrywał także koszty eksploatacji tego samochodu.

 

Konstantin Hierl – jeden z czołowych działaczy ruchu hitlerowskiego i przywódca Reichsarbeitsdienst. Reichsarbeitsdienst (RAD; niem. Służba Pracy Rzeszy) – masowa organizacja przystosowania obywatelskiego i wojskowego młodzieży w III Rzeszy, która w trakcie II Wojny Światowej wykonywała funkcje pomocnicze wobec Wehrmachtu.

Zdaniem hitlerowskich uczonych prace wykopaliskowe uznano za udane. Twierdzili, że wyjaśnili historyczny rozwój Góry Zamkowej od początku jej zasiedlenia aż do zakończenia jej użytkowania we wczesnym średniowieczu. Jej historia to trwające 2 tysiące lat walki o krainę na wschód od Wisły, która została zakończona utworzeniem Pruskiego Państwa Zakonnego i germańską kolonizacją. Warto zacytować fragment raportu.

Prace przy przekopie

Prace przy poprzecznym przekroju umocnień w 1937r.

Wizyta Reichsfűhrera SS Heinricha Himmlera na terenie wykopalisk w Starym Dzierzgoniu - 1936 r.

„Góra Zamkowa była przed 3000 lat wielokrotnie użytkowanym, lecz niezasiedlonym miejscem, pierwotnie słabo chronionym przez mocny, drewniany płot. Podczas stuleci migracji wczesno-germańskich, Góra Zamkowa, poddana była działaniu walk granicznych z ludami bałtyjskimi. Liczne odnowienia i podwyższenia, stale od nowa spalanych wałów świadczą o zaciekłości tych walk. Niezwyczajnie bogata ilość fragmentów ceramicznych i innych drobnych znalezisk wyznacza wyraźnie ostateczne zwycięstwo elementów germańskich nad zastanymi i wchłoniętymi bałtyjskimi. Dopiero po ruszeniu Gotów na dalszą wędrówkę następuje spokój. Grodzisko nie jest potrzebne i niszczeje. Prawie półtora tysiąclecia, które pozostawiło jedynie znikome, ale wyraźne ślady, ukazują stan grodziska bardzo podobnym do obecnego. Dopiero gdy Prusowie, po 1230 roku, musieli się bronić przed wdzierającym się niemieckim Zakonem, grodzisko zostaje ponownie ufortyfikowane przez potężne nasypy na starych wałach. Co prawda zostaje rychło stracone, jednak podczas wielkich powstań pruskich w następnych dziesięcioleciach, zmienia kilkakrotnie posiadacza. Wreszcie począwszy od planowej niemieckiej kolonizacji, po 1320 roku, staje się ono jedynie „miejscem nazywanym grodziskiem” jako punkt graniczny pomiędzy dwoma niemieckimi wioskami”.

 

Badacze Himmlera bardzo chcieli udowodnić, że ziemie te historycznie należały do plemion germańskich. W ostatniej sekwencji w/w raportu piszą: „Szczęśliwie udało się uzyskać, dla trzech głównych okresów czasowych: wczesno-germańskiego, pruskiego i wczesno-zakonnego, po raz pierwszy w Prusach Wschodnich, przejrzyste i charakterystyczne rozpoznanie budowli obronnych. To samo dotyczy jeszcze w większym stopniu, wczesnogemańskiej ceramiki osiedlowej. Co prawda ceramika z czasów pruskich jest w Prusach Wschodnich wystarczająco poznana, jednak ważnymi i pierwszorazowymi są stwierdzenia, które uzyskane zastały dla czasów przejściowych, od czasów pruskich do średniowiecza. Poza tym musimy podkreślić jednoznaczny kulturowo-polityczny wynik. Na Górze Zamkowej nie znaleziono ani jednego słowiańskiego fragmentu ceramiki”.

 Opis planu wykopalisk:
1. Z czasów Zakonu Krzyżackiego;
2. Z czasów staropruskich;
3. Z czasów wczesno germańskich;
4. Wykopy powierzchniowe.

Wykopaliska na grodzisku w 1937r. fot. (ANDA MWiM Olsztyn)

Pracami kierowali naukowcy: Hans Schlief i Walther von Seefeld. Podczas wykopalisk znaleziono zabytki ze schyłku epoki brązu (w pierwszym tysiącleciu przed naszą erą), elementy ceramiki płasko i kulistodennej misy, kubki, czerpaki, garnki, czarki, talerze, amfory oraz jeden grób kloszowy.

Prawdopodobnie wykopaliska miały odszukać ślady wyprawy krzyżowej przeciw Prusom w pierwszej połowie XII wieku, po której założono osadę Christburg (obecny Stary Dzierzgoń), a także odkrycia archeologiczne miały udowodnić historyczne prawa Niemców do tych ziem.

 

Schemat faz powstawania umocnień wg. Hansa Schliefa

 

Prawdopodobna konstrukcja wieży wartowniczej wg. Hansa Schliefa

Tymczasowe muzeum urządzone w stajni gospodarstwa (prawdopodobnie ówczesnego wójta Starego Dzierzgonia), w którym mieszkali archeolodzy

Umbo, termin używany w archeologii na określenie szczytu tarczy umbo znajdowało się w środkowej części tarczy i wraz z nitami służyło do jej spojenia i wzmocnienia oraz osłony nadgarstka; w okresie lateńskim i wpływów rzymska (IV w. p.n.e.–IV w. n.e.), w rezultacie zmieniających się technik walk następowały częste zmiany kształtu żelaznych u.; umożliwiło to stworzenie ich rozbudowanej typologii i datowania zespołów archeol. z środkowej Europy.
Imacz, część tarczy znajdująca się po jej wewnętrznej stronie, najczęściej przeciwległa do umba, umożliwiająca trzymanie i manewrowanie.

 

Aby wyniki wykopalisk docierały do jak najszerszych kręgów, konieczne było nie tylko propagowanie ich w czasopismach, ale także udostępnianie możliwie wielu osobom zwiedzającym stanowisko wiedzy na temat „pragermańskiego osadnictwa w ich małej ojczyźnie”. Zdając sobie sprawę ze znaczenia, jakie ma wiedza o pradziejach dla kształtowania poczucia patriotyzmu, w udostępnionej na magazyn stajni zorganizowano (najpewniej w 1936 r.) prowizoryczne polowe muzeum. Dokładnie wyselekcjonowane zabytki z odpowiednich okresów: „starogermańskiego”, „gockiego”, „staropruskiego” i „krzyżackiego” zostały wyeksponowane oraz zaopatrzone w mapy ukazujące etniczny zasięg osadnictwa „wczesno germańskiego”, „gockiego” i pruskiego. Przedstawiona została również marszruta krzyżowców podbijających w latach 30. XIII w. plemiona pruskie.

 

Schleif, niewątpliwie uzdolniony rysownik, sporządził dokładne plany grodziska oraz częściowo zrekonstruował jego wygląd. Tego rodzaju atrakcje, wraz z odpowiednim komentarzem, przyciągały liczne wycieczki szkolne. W swoim sprawozdaniu Schleif z sentymentem wspominał: „Wiele setek dzieci szkolnych obejrzało wykopaliska podczas prowadzonych prac, otrzymując obszerne wyjaśnienia, począwszy od uczniów najniższej klasy szkoły wiejskiejw Starym Dzierzgoniu, którzy jak chrząszcze popełźli przez wały, do 17 chłopców ze szkoły w Koszalinie, którzy wraz z wychowawcami przebywali przez 6 godzin w Starym Dzierzgoniu podczas swoich manewrów w Prusach Wschodnich”.

 

Grodzisko w Starym Dzierzgoniu stało się również obowiązkowym punktem odwiedzin dla sześciu oddziałów żeńskiego Arbeitsdienstu podczas ich wycieczek po „nadgraniczu” (SS-Ausgrabung Alt Christburg… 1938, s. 2).

 

Szczególnie ważne z politycznego i wychowawczego punktu widzenia było uczestnictwo w wykopaliskach miejscowych Reichsarbeitsdienstow: Abt. 2/31 i Abt. 5/31 Christburg (Dzierzgoń) – w zależności od pory roku w sile 37 i 45–50 osób. Tym samym wypełniano jeden z ideowych punktów programu wykopalisk SS: „Nie nauka jako taka, lecz zdobywanie wiedzy i doświadczenia poprzez pracę jest idealne dla młodych Niemców”. Współpraca w przypadku Starego Dzierzgonia układała się raczej pozytywnie. Schleif narzekał jedynie, że młodzież ze Służby Pracy z Susza może licznie uczestniczyć w wykopaliskach dopiero po zakończeniu żniw. W celu ułatwienia transportu z Susza Himmler przekazał na potrzeby ekspedycji samochód ciężarowy Daimler-Benz.

 

Oprócz wycieczek szkolnych oraz wizyt młodzieży niewątpliwe najważniejsza była wizyta Himmlera w 1935 r. Zapewne odwiedził on wykopaliska tylko raz (potwierdza to Aleksander zu Dohna-Schlobitten). Widzimy go na zdjęciu zachowanym w prywatnych zbiorach Edith Neukirch, gdzie, stojąc obok żony Schleifa Giselle, ogląda zabytki pozyskane w czasie wykopalisk.

Również ważne były odwiedziny Reichsarbeitsfuhrera Konstantina Hierla i Gauleitera Prus Wschodnich Ericha Kocha, które miały miejsce 19 czerwca 1937 r. Oprócz uczniów okolicznych szkół, studentów – choćby tych z Królewca, którzy w ramach zajęć seminaryjnych wizytowali grodzisko 7 października 1937 r. i naukowców teren wykopalisk zwiedzili 23 października 1937 r. uczestnicy zjazdu Reichsbund fur Deutsche Vorgeschichte, który obradował w Elblągu („Germanen-Erbe“ 1937, s. 328). Wówczas to prezentacją grodziska i wyników przeprowadzonych na nim badań zajął się von Seefeld.

Grób Gotów (tak go nazwał Schleif) odnaleziony podczas prac wykopaliskowych

Po dojściu nazistów do władzy powoływano instytuty naukowe badające prehistorię. Organizowano otwarte wystawy na powietrzu. Usiłowano udowodnić w ten sposób takie ryzykowne tezy, jak ta o germańskim charakterze elit w starożytnej Grecji, które po odkryciu demokracji w starożytnej Helladzie, spauperyzowały się. Na ten cel przeznaczano ogromne fundusze, a badania prowadziła specjalna komórka nazwana Ahnenerbe – SS. W latach międzywojennych grodziszcze prusów w Starym Dzierzgoniu stanowiło miejsce wypoczynku i rekreacji dla mieszkańców Starego Dzierzgonia.

Anhnenerbe - towarzystwo naukowe do badania pierwotnej historii ideii - to nazistowska organizacja badawcza założona 1 lipca 1935 roku przez Reichsfuhrera SS Heinricha Himmlera, Reichsbauerführera Richarda Waltera oraz holenderskiego pseudonaukowca Hermana Wirtha. Na początku 1939 roku organizacja została włączona do SS, a podczas II wojny światowej wspierała medyczne eksperymenty przeprowadzane na więźniach obozów koncentracyjnych. Prowadzono również grabieże naukowego i kulturowego dorobku w państwach okupowanych przez III Rzeszę. Międzynarodowy Wojskowy Trybunał w Norymberdze, w czasie procesu po wojnie uznał Ahnenerbe za organizację zbrodniczą.

 

 

Odznaki Anhnenerbe

 

Historię "Anhnenerbe - SS" i losy archeologa Hansa Schleifa opisał Seweryn Szczepański w Magazynie Popularnonaukowym "Archeologia żywa", nr 2 z kwietnia 2009 r. W artykule pt. "SS - man z łopatą" można przeczytać, że "... Jako główny cel, SS- Ahnenerbe stawiało sobie: Badanie zasięgu ducha, czynów i spuścizny indogermańskiej rasy nordyckiej i przekazywanie narodowi wyników tych badań w formie jak najbardziej interesującej". "... Wydział Wykopalisk przeprowadził szereg badań na obszarze niemalże całej Europy. Pierwsza łopata została wbita przez członków komórki w maju 1935 r. na wzgórzu Erdenburg koło Bersnberg. W tym samym roku rozpoczęły się także badania osady germańskiej w Barhorst koło Nauen. W Prusach Wschodnich rozpoczęto wykopaliska na grodzisku w Starym Dzierzgoniu. Ich wyniki przewyższały chyba oczekiwania badaczy, którzy prześcigali się w entuzjastycznych opisach trwałości osadnictwa germańskiego. Według nich: "Wschodnie plemiona wczesnogermańskie w pierwszym tysiącleciu przed Chrystusem były pierwszymi kolonistami i panami tego grodu. Goci następnie przejęli gród jako wielowiekową starogermńską siedzibę. Po pruskiej wędrówce i zajęciu przez nich grodu, w XIII w. przeszedł on w ręce zakonu krzyżackiego jako znak odzyskania niemieckiego prawa do tej ziemi". Kierownik wykopalisk, Untersturmfűhrer SS dr Hans Schleif przeprowadził także badania na sąsiednim grodzisku pruskim w Starym Mieście". Teza mocno naciągana i przesycona nacjonalizmem. Przecież w 1935 r. dr Otto Kleeman tłumaczył członkom wycieczki rowerowej wartość znalezisk archeologicznych. Apelował "zgłaszajcie znaleziska natychmiast nauczycielom lub powiatowym opiekunom zabytków archeologicznych. W oparciu o te dowody zawsze możemy wykrzyczeć światu - ten kraj pozostania niemiecki, ponieważ te narody (Litwini, Polacy) nigdy go nie zasiedlały, a nasi przodkowie przez swoją pracę uczynili go niemieckim".

Hans Schleif

 

Hans Schleif

Prowadził badania archeologiczne m.in. w Olimpii. Z tym miejscem związał się naukowo i tam też prowadził bardziej intensywne badania. I często tam powracał. Zaangażował się w prace archeologiczne, co nie pozostało bez uwagi środowiska. Ale dopiero członkostwo w NSDAP pozwoliło mu awansować i uzyskać habilitację. Został też członkiem SS, a zaraz po wybuchu wojny wstąpił do Waffen SS. Został głównym zarządcą do spraw zabezpieczenia niemieckich dóbr kultury w Kraju Warty. W tym zabezpieczaniu wykazał gorliwą postawę grabiąc polskie muzea oraz biblioteki z ich zasobów. Od wiosny 1940 roku do lata 1942 roku jako profesor i strumbannführer SS prowadził badania archeologiczne w Biskupinie, które miały udowodnić germańskość Biskupina.

Hans Schleif (drugi z prawej) w Biskupinie

Niemieckie wykopaliska w Biskupinie były prowadzone od wiosny 1940 roku do lata 1942. Otworzono nowe wykopy, a do pracy zatrudniono miejscową ludność. Pojawiły się także nowe interpretacje. Według Schleifa gród wybudowali Ilirowie, a zburzony został podczas "gwałtownego rozprzestrzeniania się Germanów na południe" (około 500 roku p.n.e. Germanie mieli zająć tereny między Odrą a Wisłą). Niemiecki archeolog przygotował nawet szkic rekonstrukcji bramy grodu, ukazujący potężne umocnienia Biskupina. Miało się to co prawda nijak do wyników badań, ale Schleifowi zależało na stworzeniu mitu o dzielnych Germanach walczących z silnym przeciwnikiem, a nie na prawdzie historycznej.


Przyjrzyjmy się prywatnemu życiu Hansa Schleifa, bo jet to wątek istotny. W wieku 24 lat (1927 rok) ożenił się z Gizelą Lehmann. W 1933 roku urodziła im się córka Edith. W trakcie wojny Hans rozwiódł się z żoną i ożenił się powtórnie (1944 rok) ze swoją wieloletnią asystentką Lorą Thomass, z którą miał bliźniaki - Aleksandra i Konstantina. Podczas walk o Berlin, pod koniec kwietnia 1945 r., jako wierny przysiędze nazista, zastrzelił swoją żonę i dwoje bliźniąt, a następnie popełnił samobójstwo.

 

Sam Hans Schleif skończył więc swój żywot tak samo jak ideologia, którą sam wyznawał i jego mentorzy Himmler i Hitler. Podczas walk o Berlin 25 kwietnia 1945 r. zastrzelił swoją żonę i dwoje dzieci. Odszedł w niebyt jak historia, którą naginał do nazistowskich potrzeb.

 

W 2012 r. uzyskałem informację, że w Starym Dzierzgoniu mieszkała rodzina Schleif. Dom, w którym zamieszkiwała stoi do dnia dzisiejszego. Czy była to rodzina nazistowskiego archeologa? - nie wiem. Może to tylko zbieżność nazwisk. Domek nazywał się Waidmanns - Ruh. Dzisiaj mieszka w nim Pani Teresa Błaszczyk i Pani Irena Łęcio.

Domek rodziny Schlaif - 1930 r.

Domek w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku

W 2009 i 2010 r. archeolodzy, tym razem polscy, powrócili na Górę Zamkową. Wspomniany wyżej Seweryn Szczepański uczestniczył w pracach (2009 r.), którymi kierował dr Daniel Gazda. Znaleziono liczne szczątki ceramiki, które zdaniem badaczy na tym etapie prac obalają teorie Hansa Schleifa. Są one bowiem raczej pochodzenia bałtyjskiego. Prace archeologiczne będą jeszcze dalej kontynuowane.

 

Autor Kamieni Wilhelma (z lewej) z archeologiem Sewerynem Szczepańskim przy szczątkach ceramiki 2009 r.

Z archeologami dr Danielem Gazdą i dr Sewerynem Szczapańskim spotkałem się osobiście przy okazji wykopalisk na grodzisku. Z tym drugim, dr Seweynem Szczepańskim, kontakty były częstsze, brałem udział w konferencjach i wykładach Sewreyna Szczepańskiego w Iławie, Kwidzynie, Malborku, organizowałem jego wykłady w Starym Dzierzgoniu, jako dyrekror Gminnego Ośrodka Kultury, oraz śledziłem jego liczne publikacje. Pragnę przedstawić jedną z nich pt. "Listy Hansa Schleifa i Wolfa von Seefelda w sprawie działalności Wydziału Wykopalisk SS-Ahnenerbe w Starym Dzierzgoniu i Starym Mieście (w latach 1935–1937)::

 

"Bliżej niesprecyzowane „badania” w Starym Dzierzgoniu miał na własną rękę przeprowadzić w drugiej połowie XIX w. właściciel dóbr prakwickich Richard Wilhelm zu Dohna-Schlobitten (1843–1916) naruszono wówczas część wałów grodziska w celu poszerzenia wejścia na wewnętrzny majdan i znaleziono bliżej nieokreślone zabytki. Później pojawiali się tam inni badacze: Johannes Wilhelm Heydeck, Max Pollux Toeppen, Hugo Conwentz, Christian Krollman, nauczyciel ze Starego Dzierzgonia Hoppe, czy wreszcie Carl Engel, którzy interesowali się grodziskami sporządzając ich szkice, opisując stan zachowania, historię i pojedyncze zabytki (głównie ceramikę i cegły) znalezione na powierzchni. Nie podejmowali się oni prac wykopaliskowych. Te główne rozpoczęły się w 1935 r. i trwały do 1937 r. Krótkie, trwające zaledwie dziesięć dni (18–28 maja 1936 r.) badania grodziska w Starym Mieście nie przyniosły w przekonaniu archeologów z SS żadnych rewelacji – może łatwiej powiedzieć, że nie spełniły ich oczekiwać w kwestii odkrycia na nim „germańskiej” obecności w postaci śladów osadnictwa z wczesnej epoki żelaza. Jak wykazano gród ten pełnił raczej rolę refugialną w systemie osadniczym Prusów i został najpewniej zdobyty w czasie podboju Pomezanii przez zakon krzyżacki. Znacznie bardziej wartościowe z punktu widzenia naukowców z SS-Ahnenerbe okazały się wyniki badań stanowiska w Starym Dzierzgoniu, gdzie udało się im potwierdzić kilka faz użytkowania, określając początek funkcjonowania grodziska na wczesną epokę żelaza, odkryto na nim także kilka zabytków z okresu wpływów rzymskich. W XI–XIII w. gród miał ulec przebudowie i stanowić centrum pomezańskiej ziemi Lingwars, która została zajęta przez Krzyżaków w początkowym okresie podboju ziem pruskich, po bitwie nad rzeką Dzierzgoń. Po zajęciu grodu bracia krzyżaccy rozpoczęli przebudowę dostosowując go do formy przyszłego zamku konwentualnego, w czym przeszkodził wybuch powstania pruskiego w 1242 r. W wyniku podpisanego porozumienia z 1249 r. Stary Dzierzgoń został na nowo przywrócony władzy zakonu krzyżackiego, jednakże zaniechano urządzenia tu konwentu na rzecz sąsiedniego „Nowego” Dzierzgonia. Przy obu grodach, zgodnie z postanowieniami zaprzysiężonego wówczas traktatu dzierzgońskiego, miały zostać wybudowane kościoły. W 1312 r. gród w Starym Dzierzgoniu, podobnie jak i ten w Starym Mieście nie pełnił już żadnej roli militarnej, gdyż w dokumentach opisujących granice wsi, jeden, jak i drugi występują wyłącznie w charakterze punktów topograficznych, jako: burchwal, mons burchwal , eynem berge, alde burcwal . W 1413 r. grodzisko porastał las, a właściciel młyna Simonsmühle  mógł zbierać na nim drewno.


Głównym inspiratorem rozpoczęcia kompleksowych badań w Starym Dzierzgoniu, a w między czasie także i Starym Mieście, był ówczesny właściciel dóbr w Prakwicach Aleksander zu Dohna-Schlobitten, który latem 1933 r. gościł m.in. Heinricha Himmlera i pokazał mu grodzisko w okolicy Starego Dzierzgonia, ten zaś obiecał, że zostaną na nim przeprowadzone fachowe prace wykopaliskowe, sfinansowane przez państwo. Pierwsze badania sondażowe, jak informuje w swoich pamiętnikach Aleksander zu Dohna, miały miejsce wiosną 1935 r. i nie przyniosły według niego rewelacji. Dostępne źródła milczą na ten temat, być może było to tylko powierzchniowe rozpoznanie stanowiska. Dopiero jesienią tego roku rozpoczęły się zakrojone na szeroką skalę prace wykopaliskowe. W kontekście obu stanowisk oprócz szeregu sprawozdań i artykułów na uwagę zasługuje wspomniana korespondencja Hansa Schleifa i Wolfa von Seefelda z archeologami z Królewca oraz Kwidzyna. Jest ona o tyle wartościowa, że przedstawia pierwsze wrażenia na temat wykopalisk. W liście pisanym ze Starego Dzierzgonia w dniu 27 października 1935 r. pojawiają się wstępne informacje na temat rozplanowania wykopów oraz opisy zabytków, o których nie wspomniano w innych sprawozdaniach i publikacjach. Także z późniejszej korespondencji dowiadujemy się o kolejnych ciekawych odkryciach. Również z jakichś powodów nie wspominanych w oficjalnych publikacjach i sprawozdaniach. Na uwagę zasługuje tu list Seefelda do Carla Engla (datowany 5 października 1937 r.) na temat odkrycia na grodzisku w Starym Dzierzgoniu okucia tarczy i szpil z łabędzią szyją. Jest to przy okazji ostatni z zachowanych listów pisanych ze Starego Dzierzgonia przed ostatecznym zakończeniem prac wykopaliskowych w końcu października 1937 r. Niewątpliwe interesująca jest także seria korespondencji dotycząca innego stanowiska – zdaje się nigdzie szerzej nie opisywanego. Mowa tu bowiem o listach wymienianych między pasłęckim urzędem budowlanym, morąską landraturą, dyrektorem królewieckiego Prussia-Museum Wilhelmem Gaerte, Hansem Urbankiem również z Królewca oraz Hansem Schleifem na temat odkrycia i częściowego przebadania przez członków starodzierzgońskiej ekspedycji pradziejowego stanowiska, na które natrafiono w lipcu 1937 r. podczas budowy nowej szkoły w Starym Mieście. Listy oprócz wartości naukowej, mają także ciekawy wymiar emocjonalny, dotyczący wzajemnych stosunków badaczy. Na szczególną uwagę zasługuje zażyłość jaka zawiązała się między Wolfem von Seefeldem a Hansem Schleifem oraz oboma badaczami i Waldemarem Heymem. Już z pierwszego listu do dyrektora kwidzyńskiego muzeum, pisanego 27 października 1935 r. dowiadujemy się, że służył on swoją fachową biblioteką badającemu grodzisko dr. Schleifowi, za co ten dziękuje mu odsyłając pakiet książek, które wypożyczył (być może wiosną tego roku?) w celu dokładniejszego zapoznania się z historią stanowiska oraz wcześniej prowadzonymi nań prospekcjami. Jak wynika z treści pisma, także dla samego Heyma, badania stanowiły obiekt zainteresowania. Schleif zaznacza w korespondencji, że te pełną parą ruszą dopiero w roku następnym – na wiosnę, zaś w owym ostatnim tygodniu października 1935 r. z uwagi na kapryśną pogodę muszą zostać zakończone. Wiemy, że już wtedy podjęto się tytanicznego zadania przecięcia wału głównego i choć nie udało się wówczas doprowadzić zadania do końca to w roku następnym prace w tym miejscu miały być kontynuowane. Można było już, jak czytamy w liście, wyciągnąć kilka ważniejszych wniosków. Choćby taki, że zewnętrzny wał jest przedkrzyżacki. Schleif jeszcze wówczas stawiał domysł, że podobną chronologię można odnieść także i do reliktów bramy wjazdowej, co późniejsze wykopaliska zweryfikowały negatywnie. W liście także znajdują się informacje, że niewątpliwie krzyżacka jest wzniesiona w najwyższej partii wału, podpiwniczona budowla o rozmiarach 5,40 x 17,95 m, wykonana w technice pruskiego muru z cegieł o wymiarach 7,5 x 14 x 24 cm. Jako, że o budowli – faktycznie wieży ceglano-drewnianej, badacze pisali już wcześniej w kilku artykułach (Langsdorf, Schleif 1937, s. 80–82) oraz w oficjalnym sprawozdaniu (Schleif 1938) nie będziemy się tym problemem zajmować. Interesujące jest jednak pomijane szerzej, ale opisane w liście do Heyma odkrycie w spalonych fundamentach budynku pary małych naczyń połączonych ze sobą (wys. około 10 cm), które wg Schleifa nie były najpewniej chronologicznie związane z budowlą. Schleif załączył także odrys znaleziska. Ponadto na przebadanym wówczas obszarze majdanu: 4,66 metrów kwadratowych udało się pozyskać 190 fragmentów ceramiki oraz odkryć zarysy budynku. Co ciekawe, z listu wynika, że sam Schleif w momencie jego pisania najpewniej nie miał jeszcze pojęcia na temat ceramiki z terenu Prus. Gdyż po pierwsze w żaden sposób nie określał kompleksowo jej chronologii, co czynił w późniejszych sprawozdaniach i artykułach aż nader ochoczo, wysuwając na piedestał „wczesnogermańską” ceramikę, która z powodzeniem górowała liczbą nad pruską; po drugie zaś – może nie expressis verbis – ale jednak sam przyznawał się do swojej indolencji, gdyż przypomina się ze swoją prośbą o znalezienie mu (z listu wynika, że Heym miał być w to zaangażowany) odpowiedniego, młodego specjalisty obeznanego w typologii ceramiki wschodnio-pruskiej. Sam Schleif nawet zapytuje Heyma, czy on nie zna czasem kogoś godnego zaufania, albo czy nie mógłby zaproponować pracy siostrzeńcowi kwidzyńskiego archeologa, który pracował z Heymem już przy wcześniejszych wykopaliskach. Wiadomym jest, że w 1936 r. rolę „specjalisty” odgrywał już Wolf von Seefeld, jednakże ten nie tyle był z poręczenia Heyma, ile z personalnego sztabu Himmlera. Późną wiosną 1936 r. rozpoczął się drugi sezon badań. Z kartki pocztowej do Waldemara Heyma, którą Schleif wysłał ze Starego Dzierzgonia 24 maja 1936 r. wiemy, że zarówno on, jak i obaj jego asystenci – nie wymienieni z nazwiska – niebawem odwiedzą muzeum w Kwidzynie. Ponadto Schleif informuje o przeprowadzonych badaniach na pruskim grodzisku w Starym Mieście, gdzie znaleziono liczne fragmenty ceramiki przedkrzyżackiej oraz ślady spalenizny. O ile z korespondencji nie dowiadujemy się kim byli owi „asystenci”, to ze sprawozdania zachowanego w teczkach Rudolfa Grenza dotyczącego sezonu 1936 w Starym Dzierzgoniu wiemy, że byli to: wspomniany już prahistoryk baron Wolf von Seefeld z Rygi oraz architekt SS-Unterscharführer Plume. Wówczas też z ramienia SS badaczom towarzyszył SS-Mann Johann Löhausen określony jako SS-Ausgrabungstrupp. Ciekawym uzupełnieniem do korespondencji z czasów wykopalisk jest list pisany ręką Seefelda do Waldemara Heyma, który wysłano z Berlina już po zakończeniu badań w Starym Dzierzgoniu (1 maja 1939 r.). Z listu wyłania się bardzo ciekawy obraz współpracy dyrektora muzeum w Kwidzynie z Wolfem Seefeldem i Hansem Schleifem. Seefeld powołując się na wcześniejszą korespondencję z Heymem dziękuje mu za propozycję możliwości pracy w muzeum w Kwidzynie w celu poszerzenia swojej wiedzy na temat pradziejów i wczesnego średniowiecza Prus, a w konsekwencji lepszego opracowania znajdujących się w Berlinie zabytków ze Starego Dzierzgonia, nad którymi – jak pisze – spędza dużo czasu wraz z H. Schleifem w jego nowej pracowni. Seefeld w liście wyraża się o Schleifie w samych superlatywach, jako o osobie, która zawsze jest mu przyjazna i przychylna jego karierze naukowej. Powtarza te ciepłe słowa także w innych listach, jak choćby w pisanym w październiku 1937 r. liście do Carla Engla. Zwieńczeniem owej współpracy i pracy nad materiałem ze Starego Dzierzgonia oraz innych wschodniopruskich stanowisk miała być dysertacja doktorska. Z listu dowiadujemy się, że planował jej obronę na listopad 1939 r. Z innych źródeł wiemy, że rzeczywiście w listopadzie udał się on do Greifswaldu i omówił z Carlem Englem dalsze przygotowania do obrony. Tytuł jego pracy doktorskiej brzmiał: „Baltische und Frühostgermanische Siedlungskeramik” i badania nad tym problemem rozpoczął on wraz z zakończeniem pierwszego sezonu swojego uczestnictwa w pracach wykopaliskowych w Starym Dzierzgoniu, czyli od zimy 1936 r. Seefeld w maju 1939 r. umawiał się wstępnie na staż muzealny, który mógłby rozpocząć od stycznia lub wiosny 1940 r. Wojna przeszkodziła mu na jakiś czas w realizacji tych planów, ostatecznie zrealizował je w 1941 r.

 

Z jednego z listów Seefelda do Engla, zachowanego w spuściźnie po tymże w kartotece Rudolfa Grenza, pisanym 5 października 1937 r., dowiadujemy się także, że sam Engel żywo interesował się odkryciami w Starym Dzierzgoniu i postępami w pracy nad gromadzeniem materiału przez swojego doktoranta. Seefeld otrzymał zadanie opisania pozyskanej podczas trzech sezonów badań ceramiki, której ilości miały być tak duże, że wymagały dwóch pomieszczeń w celu zorganizowania w Berlinie odpowiedniej pracowni. Również odpowiadając na propozycję Hansa Reinertha zdecydował się także na opublikowanie wyników badań w jesiennym numerze Germanenerbe.

 

Niemałej pomocy, jak twierdzi w liście Seefeld udzielał mu niezastąpiony Waldemar Heym, który osobiście odwiedzał Stary Dzierzgoń, służąc radą. I zapewne dzięki  jego podpowiedziom i pomocy Seefeld planował przyszłoroczny objazd zachodnio i wschodniopruskich muzeów w celu porównania znajdującego się tam materiału z opracowywanymi zabytkami ze Starego Dzierzgonia. Również korzystając ze sposobności zasięgnięcia opinii u swoje-go mentora w Królewcu, młody badacz załączył do listu zdjęcia umba oraz uchwytów tarczy opisując także inne zabytki metalowe.


Wyjątkowa w kontekście zachowanej korespondencji datowanej ze Starego Dzierzgonia i skupiającej się głównie na sprawach dotyczących badanego grodziska jest seria listów, którymi wymieniali się pracownicy urzędu budowlanego w Pasłęku i morąskiej landratury z dyrektorem Prussia Museum w Królewcu Wilhelmem Gaerte, do której dołączają się listy Hansa Urbanka z Uniwersytetu w Królewcu i Hansa Schleifa. Jak wynika z korespondencji zachowanej w archiwaliach Rudolfa Grenza, do Królewca za pośrednictwem landrata morąskiego, wcześniej poinformowanego przez przedstawicie-la urzędu budowlanego w Pasłęku, sprawującego nadzór nad budową szkoły w Starym Mieście, dotarła informacja, że podczas kopania fundamentów pod budynek szkoły w Starym Mieście natrafiono na pozostałości „pradziejowe-go cmentarzyska”, które przebadać mieli archeolodzy z SS--Ahnenerbe. Określenie „cmentarzysko” pojawia się w liście nadzorcy budowlanego z 20 lipca 1937 r., który to list następnie został 24 lipca przekazany Wilhelmowi Gaertemu. Dyrektor Prussia Museum w swoim liście datowanym 28 lipca i wysłanym do Starego Dzierzgonia prosił Hansa Schleifa o informacje. Dzień wcześniej – 27 lipca, do Schleifa list napisał również Hans Urbaek, którego o fakcie odkrycia „wczesnożelaznego osiedla” poinformował jego „towarzysz” Bernt von Zur-Mühlen. Dla Urbanka przygotowującego dysertację doktorską wszelkie informacje na temat znalezisk byłyby bardzo istotne, gdyż jak pisze – mogą one mieć związek z grupą ludności użytkującą cmentarzysko odkryte w 1931 r. (właściwie w 1932 r.), położone około 1,5 km na północny wschód od Starego Miasta, niedaleko grodziska. Młody królewiecki badacz prosił przy tym dr. Schleifa o w miarę szybką odpowiedź, gdyż do 10 sierpnia musi już złożyć maszynopis swojej pracy.

 

Hans Schleif w odpowiedzi (nie ma pewności czy skierowanej do Gaertego, czy Urbanka) z 2 sierpnia wyjaśnił, że 13 lipca 1937 r. dowiedział się, że przy kopaniu rowów pod ławy fundamentowe szkoły w Starym Miecie doszło do odkrycia „pradziejowych skorup oraz jam”. Informatorem jego miał być miejscowy „karczmarz Muscheitis” (właściwie Muscheites). Mając na uwadze potencjalną wartość stanowiska Schleif wyekspediował grupę ludzi z Reichsarbeitstdienstu, którzy wówczas pracowali u niego przy wykopaliskach na starodzierzgońskim Schlossbergu. Prace ratownicze w Starym Mieście trwały zaledwie 2 dni. Wpierw 14 lipca wraz z sześcioma robotnikami z lokalnego RADu udał się tam Schleif z Löhausenem. Kolejnego dnia – 15 lipca, Löhausenowi towarzyszył Seefeld. Badacze przeprowadzili nadzór oraz wykonali dokumentację polową stanowiska, na którą składały się oprócz opisu także rysunki obiektów, ceramiki i plan stanowiska z zaznaczonymi jamami. Według dokumentacji odkryto w sumie 10 jam o miąższości nie przekraczającej 1,40 m, z czego w zaledwie 4 odkryto nieliczne skorupy i w 5 resztki węgli drzewnych. Nie zaobserwowano natomiast żadnych resztek ciałopalenia. Niewykluczone, jak uważał badacz, że owe jamy to pozostałości po palach tworzących jakąś większą konstrukcję. W pobliżu odsłonięto również kolistą konstrukcję kamienną o średnicy około 1,2 m, wykonaną z otoczaków wielkości pięści i ułożoną bezpośrednio na calcu. Schleif interpretował tę instalację jako pozostałość pieca, choć znaleziono w jego obrębie zaledwie rachityczne ilości węgla i nie natrafiono tam też na żadne zabytki. Stanowisko to sklasyfikowane jako „pradziejowe” nie zostało wówczas jeszcze określone chronologicznie. Uzupełnieniem do informacji zachowanych w korespondencji  jest notatka o „nowych odkryciach” w Starym Mieście zamieszczona w Alt-Preussen z lipca 1938 r., którą przekazał karczmarz Muscheitis wskazując chronologię stanowiska na epokę brązu. Korespondencja ta, daje także wyobrażenie w jak małym poważaniu badacze chroniący się pod egidą himmlerowskiej organizacji Ahnenebe mieli procedury zgłaszania nowoodkrytych stanowisk – można mniemać, że gdyby nie list morąskiego landrata do Wilhelma Gaerte oraz meldunek karczmarza ze Starego Miasta, informacje o odkryciu podczas budowy szkoły nie wyszłyby prawdopodobnie na jaw i zaginęły wśród polowej dokumentacji Hansa Schleifa. Hans Urbanek w swojej dysertacji również z oczywistych względów (zajmował się bowiem tylko zagadnieniem cmentarzysk) pominął kwestię lokalizacji stanowisk. Wybór korespondencji wysyłanej ze Starego Dzierzgonia w latach 1935–1937 oraz list dotyczący badań na grodzisku wysłany przez Seefelda z Berlina w 1939 r. stanowią ciekawe przykłady materiału źródłowego do badań nad historią archeologii w okresie kiedy wschodniopruska prahistoria przygnieciona jarzmem propagandowej walki ukazywanej w oficjalnych artykułach i sprawozdaniach ukazywała twarz zwykłego człowieka – poszuku jącego odpowiedzi, pełnego estymy do mentorów, budującego przyjazne relacje. Dzięki listom Schleifa i Seefelda dowiadujemy się też z jakimi problemami natury metodologicznej borykali się kreowani w kręgach SS na „ekspertów” prahistorycy i co ważne odzyskujemy wiedzę na temat szeregu nigdzie wcześniej nie publikowanych informacji o pojedynczych znaleziskach, a także bliżej nie znanym stanowisku w Starym Mieści".

 

W sierpniu 2010 r. dr Daniel Gazda z grupą studentów Instytutu Antropologii i Archeologii Akademii Humanistycznej im. Adama Gieysztora w Pułtusku, kontynuował prace archeologiczna na Wzgórzu Zamkowym w Starym Dzierzgoniu, w towarzystwie Joanny Jezierskiej z Muzeum Zamkowego w Malborku, oddział w Kwidzynie.

 

Od lewej dr D. Gazda i J. Jezierska przy poprzecznym przekroju wału. Fot. A. Czarniecka

 

Od lewej: Andrzej Czapliński, dr Daniel Gazda, Joanna Jezierska oraz studenci przy odkrywce

Badania ustaliły, że Wzgórza Zamkowe było już zasiedlane w 500 r. p.n.e. Odkryto ślady palenisk, doły na odpadki, jamy zasobowe, kilkaset szczątków naczyń ceramicznych z okresu prusko - krzyżackiego, wykopano groty do strzał, nóż, hak, potwierdzono istnienie okresu wczesno żelaznego na Wzgórzu. Schleif nazywał ten okres wczesno germańskim.

Dr Daniel Gazda pokazuje warstwy usypywania wału. Fot. A. Czarniecka

 Fragmenty ceramiki prusko - krzyżackiej. Fot. A. Czarniecka

Groty do strzał i nóż z okresu krzyżackiego. Fot. A. Czarniecka

W czerwcu 2012 r. w Muzeum w Kwidzynie otwarto wystawę pt. "Badania archeoligiczne w Starym Dzierzgoniu w latach 2009 - 2012". Prezentowano na niej wyniki badań. Głównym celem była weryfikacja badań Hansa Schleifa z lat 1935 - 37. W latach 2009 - 2011 założono 12 wykopów (na schemacie zaznaczono je kolorem czerwonym).

Pozyskano bogaty materiał ceramiczny, a także zabytkki wykonane z innych surowców. W trakcie prac terenowych znaleziono m.in. 2 kamienie żarnowe, jeden z rozcieraczem. Zostały one odkryte w wykopie nr 8, zlokalizowanym na majdanie głównym.

Ponadto wydobyto kilka grotów żelaznych. Trzy sposród nich były formami nieukończonymi.

Pozyskany materiał ceramiczny pozwolił uściślić chronologię stanowiska. Przeważająca część ceramiki naczyniowej została zaklasyfikowana jako materiały z epoki wczesnego żelaza. Znaleziono je przede wszystkim na terenie majdanu głównego. Niemieckie badania wykazywały intensywne wykorzystanie grodu w okresie gockim. Niestety, jak dotąd współczesne badania nie zdołały tego potwierdzić w stopniu zadowalającym. Jedynie nieliczne fragmenty ceramiki wydatowano na okres rzymski. Materiały średniowieczne stanowiły znaczny odsetek spśród pozyskanych z terenu majdanu wewnętrznego, choć odnaleziono je także w innych częściach grodziska. Przeważająca ich część to ceramika XII - XIII wieczna. Dzięki wykonaniu przekopu przez wał północny majdanu udało się potwierdzić jego funkcjonowanie w okresie krzyżackim. Jednocześnie niżej zalegające pozostałości umocnień drewnianych pozwoliły udowodnić, że Krzyżacy  jedynie zmodernizowali ten element systemu obronnego grodu. Tyle stwierdzili polscy archeolodzy.

Makieta grodziska prezentowana podczas wystaw w kwidzyńskim zamku i Gminnym Ośrodku Kultury w Starym Dzierzgoniu

Wątek Góry Zamkowej pojawił się w moich badaniach wtedy, kiedy   jeszcze tymi dobrami zarządzali von Dohnowie i z uwagi na ciekawą jej historię, pozwoliłem sobie zamieścić wzmiankę o Górze Zamkowej.


Dobra słobickie i prakwickie były zarządzane na bardzo wysokim poziomie. Mimo to stan miejscowych dróg pozostawiał wiele do życzenia. Historyczną ciekawostką jest to, że damy podróżujące ze Słobit do Gładysz miały przymocowane do sukni coś, co nazwano „ołowianymi papugami”. Przyrząd taki miał zwiększać wagę podróżnej i sprawić, by na wyboistej drodze nie uderzała głową w sufit pojazdu.

 

Powróćmy jednak do kamieni. Na pewnym etapie pracy nad książką, zagadką stały się skróty S.K.H i S.M, znajdujące się na kamieniach. W rozszyfrowaniu jej pomógł mi kol. Stanisław Łaga, pasjonat i kolekcjoner wszystkiego, co związane z łowiectwem. Ponadto kol. Stanisław był pierwszym, surowym cenzorem „Kamieni Wilhelma”. Składam mu za to serdeczne podziękowania!

Tajemnicze S.K.H jest skrótem niemieckiego tytułu Seine Kőniglichte Hoheit, w polskim tłumaczeniu - Jego Królewska Wysokość (Mość). Do używania takiego miana byli uprawnieni członkowie królewskich rodów, którzy nie byli jeszcze władcami. Z kolei skrót S.M, przynależny tylko koronowanym głowom ( niem. Seine Majestat), to Jego Cesarska Mość.

W trakcie zbierania materiałów, uświadamiałem sobie, że lasy prakwickie skrywają jeszcze mnóstwo tajemnic. Oto w miejscowości Stare Miasto znajduje się obiekt przypominający cmentarz. Okazało się, że przed laty ród von Dohna umieścił tu tablicę upamiętniającą poległych, podczas I Wojny Światowej, mieszkańców tych ziem. Było to coś, co przypominało Grób Nieznanego Żołnierza. Opiekowano się tym miejscem do końca II Wojny Światowej. Później wszystko uległo dewastacji, dzieląc los wielu pamiątek tamtych czasów. O tym miejscu piszę szczegółowo w innej części książki.

Ogrom krzywd, które naród niemiecki wyrządził Polakom, częściowo czyni zrozumiałymi zniszczenia, jakich dokonywali rozżaleni ludzie. Jednak dobrze, że upływ czasu leczy rany i koi smutki. Dzięki temu, że zmieniają się stosunki pomiędzy narodami, chociaż te nieliczne, ocalałe pamiątki, odsłaniają swą tajemnicę. Nie można zaprzeczyć, że są one elementami dziejów ludzkości i mają ogromną wartość historyczną. Bez względu na fakt, że czasy bywały okrutne.

Cegła pochodząca z okresu średniowiecz tzw. palcówka. W średniowieczu cegły wyrabiano ręcznie i wygładzano palcami. Na fotografii widać ślady palców na cegle. Tę cegłę znalazł Pan Kazimierz Madela na Górze Zamkowej, na której było pragrodziszcze Prusów, a następnie warownia krzyżacka. Wprawdzie palisady warowni były drewniana, ale wieże były już murowane. Prawdopodobnie ta cegła pochodzi z takiej wieży. Fragmenty drugiej, znalezionej cegły Pan Kazimierz przekazał do Gminnego Ośrodka Kultury. Należy przypomnieć, że na Górze Zamkowej powstał pierwszy Stary Dzierzgoń.

 

Ciągle odnajduję nowe ciekawostki o historii tych ziem. Nie wszystkie fakty opisane przeze mnie mają naukowe potwierdzenie. Myślę, że jednak chociaż trochę przybliżają czasy minione. Za nieścisłości przepraszam. Wszystko opisywałem na podstawie dostępnych dla mnie źródeł. Nie jestem w stanie poddać je całkowitej weryfikacji.