Wilhelm II
Wilhelm II
Wilhelm II to pierworodny syn Cesarza Fryderyka III i księżniczki brytyjskiej Wiktorii, która była najstarszą córką królowej Wielkiej Brytanii o takim samym imieniu. Trzeba jednak dodać, że zarówno matka Wiktoria jak i babka za przodków miały głównie Niemców. Matka do trzeciego roku życia mówiła tylko po niemiecku. Dopiero później nauczyła się języka Szekspira.
Matka Wilhelma II Wiktoria i ojciec Fryderyk
Wilhelm, Wiktor, Albert - takie imiona na chrzcie otrzymał późniejszy Cesarz, przyszedł na świat 27 stycznia 1859 r. Był wnukiem Cesarza Wilhelma I Hohenzollerna. Dzięki babce, Cesarzowej Auguście, małżonce Cesarza Wilhelma i wnuczce Cara Rosji Pawła I, płynęła w nim także krew rosyjskiej dynastii Romanowów. Tak więc był potomkiem trzech wielkich, europejskich dynastii: niemieckiej Hohenzollernów, brytyjskiej Welfów i linii emestyńskich Wettinów oraz Romanow - Holstein - Gottrop. Poród był ciężki, noworodek nie dawał oznak życia, dlatego lekarze zajęli się przede wszystkim ratowaniem jego dziewiętnastoletniej matki. Najnowsze badania stwierdziły, że płód był ułożony pośladkowo. Dodatkowo podczas porodu zaaplikowano cesarzowej za dużą dawkę chloroformu i nie mogła ona pomagać przy porodzie. Wyjściem było cesarskie cięcie ale przy ówczesnej medycynie śmierć poniosłaby cesarzowa Wiktoria.
Mały Wilhelm z matką Wiktorią
Wilhelm z babcią królową brytyjską Wiktorią
Dwuletni Wilhelm na niemieckiej pocztówce
Wilhelm II z ojcem Fryderykiem III
Jak podaje Fryderyk Hartau w publikacji pt. „Wilhelm II”, dziecko uratowała położna, „która tak długo dawała klapsy martwej z pozoru istocie, aż ta wydała z siebie krzyk”. Trzy dni po narodzinach stwierdzono u następcy tronu zwichnięcie stawu łokciowego lewej ręki. Mięśnie kończyny były tak uszkodzone, że żaden z lekarzy nie odważył się nastawić zwichniętej kości. Teraz wiadomo że, uszkodzono nerwy. Jego lewa ręka była wyraźnie krótsza a dłoń przypominała rękę dziecięcą. Przyszły Cesarz do końca życia miał pozostać kaleką. Jak wiadomo fakt kalectwa może ujemnie wpływać na zdrowie psychiczne człowieka. Można tylko przypuszczać, że mógł on być przyczyną wielu dziwnych zachowań Wilhelma - warto wspomnieć charakterystyczną skłonność Cesarza do zmiany nastrojów. Objawiało się ono także w postaci dolegliwości fizycznych: trudności z utrzymaniem równowagi czy też bólami lewej części ciała. Żeby przywrócić mu w nim władzę, lekarze już od połowy roku życia używali dziwnych terapii. Np. zabijano zająca i ciepłą jeszcze tuszką obwiązywano chorą rękę wierząc, że siły witalne dzikiego zwierzęcia przejdą na mięśnie chorej ręki. Wykręcali ramię na specjalnej maszynie, razili je prądem, a małego Wilhelma kazali kąpać we krwi zwierząt. Ta szarlataneria i tortury oczywiście nic nie dały, mogły jednak zaważyć na psychice przyszłego Cesarza. W wieku 3,5 roku skonstruowano urządzenie, które miało wyprostować przechylanie głowy w prawą stronę. Było to rusztowanie - rodzaj pręta biegnącego wzdłuż pleców zakończonego rodzajem uprzęży na głowę, trwało to przez 2 lata. Wszystkie te tortury, bo nie można tego nazwać leczeniem, zakończono gdy Wilhelm ukończył 12 lat. Dzień młodego Wilhelma to dwanaście godzin różnych zajęć edukacyjnych. Latem rozpoczynały się o szóstej rano, zimą godzinę później.
Kołyska w kształcie małej łódki być może wpłynęła na późniejsze zamiłowanie Cesarza do żeglarstwa
(Źródło: KSIĘGA CESARSKA JERZY ZASKIEWICZ - Księga Cesarska i Moje wędrówki)
„Fryc”, jak go nazywano, już jako trzylatek regularnie uczestniczył w wizytach państwowych. W wieku dziewięciu lat wstąpił do pruskiej armii - znanej z dyscypliny.
Przez trzynaście lat wychowawcą chłopca był surowy kalwinista, pedagog dr Georg Hinzpeter, który mimo kalectwa zalecał mu ciężkie ćwiczenia fizyczne, jazdę konną oraz uczył strzelania. W tej ostatniej dziedzinie przyszły Cesarz był mistrzem. Świadczą o tym późniejsze sukcesy łowieckie.
Dr Georg Hinzpeter wychowawca młodego księcia
Georg Ernst Hinzpeter urodził się w 1827 r. Jako nauczyciel liceum w Bielefeld w Horst/Emscher (dziś Gelsenkirchen-Horst ). Po ukończeniu szkoły studiował filozofię i filologię klasyczną w Halle i Berlinie. W latach 1847–1850 Hinzpeter ukończył doktorat z obu przedmiotów. Po tym, jak został prywatnym wychowawcą książąt Wittgenstein, a następnie hrabiowskiej rodziny Görtz, przez kilka lat uczył w liceum w Bielefeld. W 1866 r. został mianowany wychowawcą siedmioletniego księcia Wilhelma Pruskiego, który później został Cesarzem Wilhelmem II.
Pełnił tę funkcję, dopóki książę nie osiągnął pełnoletniości. Prowadził wychowanie księcia do 1877 r. Po dojściu do władzy Wilhelma II w 1888 r. Hinzpeter został mianowany doradcą Cesarza i sekretarzem rządu. Od 1904 r. Hinzpeter był członkiem pruskiego dworu. Wilhelm II i jego brat uczestniczyli w pogrzebie w Bielefeld 2 stycznia 1908 r.
Kalekie ramię młodego Wilhelma poddawano okrutnym zabiegom z użyciem prądu, każdy upadek z konia był ganiony przez wychowawcę i matkę. Zmuszano go by ponownie wsiadał na konia. Metoda była bezwzględna, ale nie przyniosła rezultatów. Nigdy młody książę i późniejszy Cesarz nie był doskonałym jeźdźcem. Georg Hinzpeter nauczył jednak Wilhelma wchodzić na konia, trzymać się w siodle i galopować. Nauczył jeszcze pływać, wiosłować, grać w tenisa i na pianinie. Nosił mundury i ubrania specjalnie skrojone z lewym rękawem krótszym. Mały Wilhelm najlepiej czuł się w pułku, w którym służył już jako nastolatek. Uwielbiał armię i to do niej, a nie do narodu, zwrócił się ze swą pierwszą proklamacją po objęciu tronu. Kochał defilady i mundury, potrafił zmieniać je nawet kilka razy dziennie. Posiadał około 400 mundurów. Rzadko widywano go ubranego w cywilne ciuchy. Podobno jak się ożenił zakładał jedynie w obecności Cesarzowej, podczas śniadań, tużurek. Zwyczaj ten zmienił po wygnaniu do Doorn gzie cześciej widywano go bez munduru, tak jakby mundur przysługiwał tylko dla Monarchy. Podczas polowań zakładał strój myśliwski również stylizowany na mundur.
Wilhelm II w wieku 10 lat. Na fotografii doskonale widać chorą, lewą rękę
Wilhelm w 1841 r.
Wilhelm w okresie gimnazjalnym
Z podobną energią podchodził do zajęć szkolnych, lubił uczyć się historii Niemiec. Pasjonował się zwłaszcza chlubnym okresem panowania Cesarzy: Ottona I, Henryka III i Fryderyka I Barbarossy. Najwięcej radości sprawiało mu myślistwo i żegluga. Już jako młodzieniec biegle władał językiem angielskim.
Fotografia z 1877 r.
Na fotografiach próbowano zatuszować kaleką rękę. Na tej zabrakło czujności i widać różnicę w wielkości lewej dłoni i ręki
Willy odebrał surowe wychowanie pod okiem matki, której miłość na próżno starał się zaskarbić, a która bez zmrużenia oka patrzyła na jego cierpienie. Dorastał też w cieniu pełnego majestatu dziadka w dumnym mundurze wojskowym. Wykształcił stopniowo wysokie mniemanie o sobie, a także gwałtowny i popędliwy charakter. W latach 1874 - 1877 Wilhelm uczęszczał do elitarnego gimnazjum w Kassel-Wilhelmshöhe, po jego ukończeniu studiował prawo i nauki polityczne w Bonn.
Wilhelm w wieku 19 lat z matką
(Źródło: KSIĘGA CESARSKA JERZY ZASKIEWICZ - Księga Cesarska i Moje wędrówki)
„Jest silny, zdrowy i byłby ładnym chłopcem, gdyby nie to nieszczęsne, biedne ramię – coraz bardziej widoczne, zniekształcające jego twarz, ruchy, postawę i chód. Ramię to czyni go niezgrabnym i wstydliwym – Wilhelm bowiem na każdym kroku potrzebuje pomocy i odczuwa swoją zależność od innych” - pisała w 1874 r. do swojej matki królowej angielskiej, księżniczka Wiktoria Koburg, żona Fryderyka Hohenzollerna, pruskiego następcy tronu. - "Gdyby nie ta ręka, byłby mądrym dzieckiem" - mawiała matka czująca niechęć do ułomnego syna. Próbując wkupić się w jej łaski, Wilhelm pisał wiernopoddańcze listy, które matka odsyłała mu z zaznaczonymi błędami gramatycznymi. Nad chłopcem znęcał się też Georg Hinzpeter, kalwiński asceta wybrany przez matkę na guwernera. - "Nadaje się na ślusarza, a nie na władcę" - mawiał o uczniu.
Ułomność Wilhelma, rzecz jasna, zbywano milczeniem na berlińskim dworze. Urzędnicy mieli zakaz komentowania tego faktu, a już - broń Boże! - ujawniania, iż przyszły monarcha potrzebuje pomocy w wielu codziennych sprawach. Fotografom wydano nakaz takiego kadrowania jego postaci, by porażone lewe ramie wyglądało możliwie jak najbardziej naturalnie. Książę i późniejszy Cesarz był bowiem zapalonym myśliwym. Przechwalał się na lewo i prawo swoimi sukcesami podczas łowów, a nikt z jego nobliwego otoczenia, nie chcąc stracić względów w stolicy, nie pytał wprost: - jak to jest możliwe, by kaleki mężczyzna tak sprawnie posługiwał się bronią. Jednak księżna Daisy von Pless w swoich pamiętnikach tak pisze:"Wszystkie artykuły na temat chorobliwych cierpień Cesarza z powodu niedowładności lewej ręki i kalectwa są jednym wielkim nonsensem. Oczywiście, jak każdy, wolałby mieć ją sprawną, ale tak się urodził i wychował przyzwyczajony do tego faktu. Jestem w stu procentach pewna, że mu jej wcale nie brakowało. W życiu publicznym, jak również pozując do portretów, nie wystawiał ją na widok publiczny, by nie wzbudzać ciekawości, ale prywatnie zupełnie się nią nie przejmował. Setki razy siedziałam obok niego przy stole, obsewrując jak je połączonymi razem nożem i widelcem, który zawsze nosił przy sobie lub sama kroiłam mu mięso. Nigdy nie był tym zaambarasowany, ani zawstydzony (...) Historycy ocenią Cesarza na arenie publicznej, my jego przyjaciele mamy prawo, wręcz obowiązek podkreślić, że w jego osobowości nie było nic neurotycznego, lub patologicznego. (...) Często upominałam Cesarza, żeby "delikatnie ściskał dłonie" innych, bo jego własna prawa dłoń była olbrzymia, a jej uścisk jak chwyt tygrysa. Rzecz jasna, wszystkie jego wierzchowce były specjalnie wytrenowane, ale nie lubił zbyt "ospałych" koni. W siodle siedział perfekcyjnie i bardzo zręcznie kierował końmi jedną ręką".
Wilhelm II - Londyn 1879 r.
Lewa ręka i ramię Cesarza były odwrócone od kamery lub ukryte w sobolowej mufce. Księżna Daisy von Pless opisuje w swoim pamiętniku "Taniec na wulkanie": " Nie jest to oczywiście obumarłe ramię, jak często je opisywano. Jego ręka i ramię są idealnie uformowane, ale nigdy nie urosły i mają długość ramienia siedmioletniego dziecka. Lewy rękaw był zawsze przecięty, tej samej szerokości co drugi, ale krótszy. Mała ręka dokładnie mieściła się w kieszeni i tam ją zwykle trzymał".
Cesarz musiał dużo palić. Na wielu fotografiach występuje z papierosem
Cesarz Fryderyk III pisał do Bismarcka, iż jego syn ma „skłonność do wyniosłego zachowania”, a dworskie komunikaty aż kipiały od niewiarygodnych wręcz myśliwskich osiągnięć Wilhelma. Propaganda konsekwentnie utrwalała jego wizerunek jako wielkiego łowczego. Warto znowu zacytować opis z pamiętnika księżnaj Daisy von Pless: "Pierwsz raz spotkałam Cesarza w Pszczynie, wkrótce po ślubie, jako wciąż młoda dziewczyna. Natychmiast go polubiłam i uznałam za mądrego, pomimo przeświadczenia, że jest próżny i "teatralny". Oczywiście nie był w tym wyjątkiem, bo wszyscy dostojnicy państwowi muszą grać, przypisaną im rolę, ale obwiam się, że Cesarz pozował stale, nie tylko wobec bliskich i przyjaciół ale także wobec samego siebie, co nie jest dobre, bo doprowadza do nieszczerej egzystencji. (...) Cesarz zawsze myślał, że wie wszystko. Oczywiście nienawidził, gdy zwracało mu się uwagę i rzadko, albo wcale, nie przebaczał tym, którzy obstawali przy brutalnym przekazaniu mu prawdy. W swojej próżności i niechęci wobec wszystkiego co nieprzyjemne, nie różnił się bardzo od reszty nas.".
Ukończywszy naukę, Wilhelm w naturalny sposób zwrócił się ku armii, rozpoczął karierę wojskową, podczas której pogłębiła się jego miłość do wojny. Cztery lata później poślubił księżniczkę Augustę Wiktorię z rodu Schleswig-Holstein (1858-1921), z którą doczekał się siedmiorga dzieci: sześciu synów i jednej córki. Swoją żonę poznał na polowaniu w Przemkowie. Ich ślub odbył się 27 lutego 1881 r. Ceremonia trwała 8 godzin, podczas których wszyscy musieli stać.
Augusta Wiktoria Fryderyka Ludwika Feodora Jenny, niem. Auguste Viktoria Friederike Luise Feodora Jenny von Schleswig-Holstein-Sonderburg-Augustenburg (ur. 22 października 1858 r. w Dłużku, zm. 11 kwietnia 1921 r. w Doorn w Holandii) – Królowa Prus i Cesarzowa niemiecka jako żona Wilhelma II, ostatniego władcy Prus i Niemiec.
Rodzice Augusty Wiktorii: książę Fryderyk VIII Christian August von Schlesvig-Holstein-Sonderburg-Augustenburg i księżna Adelajda Wiktoria Amalie Luise Marie Konstanze von Schleswig-Holstein-Sonderburg-Augustenburg (z domu: księżna von Hohenlohe-Langenburg)
11 września 1856 roku Fryderyk poślubił Niemkę, księżniczkę Adelheid z Hohenlohe-Langenburg. Była drugą córką Ernsta Christiana Karola IV, księcia Hohenlohe-Langenburga i księżniczki Feodory z Leiningen, starszej przyrodniej siostry królowej Wiktorii. Byli rodzicami siedmiorga dzieci:
1. Księcia Friedricha Wilhelma Victora Karla Ernsta Christiana Augusta (3 sierpnia 1857 - 29 października 1858).
2. Księżniczki Augusty Viktorii Friederike Luise Feodory Jenny (22 października 1858-11 kwietnia 1921). Późniejszej żony Cesarza Wilhelma II.
3. Księżniczki Caroline Mathilde (25 stycznia 1860-20 lutego 1932). Żony Friedricha Ferdinanda, księcia Schleswig-Holstein-Sonderburg-Glücksburg
4. Księcia Fryderyka Wiktora Leopolda Christiana Gerharda (20 stycznia - 11 kwietnia 1862).
5. Księcia Ernsta Gunthera, książę Szlezwiku-Holsztynu (11 sierpnia 1863 - 21 lutego 1921).
6. Księżniczki Louise Sophie Adelheidy Henriette Amalie (8 kwietnia 1866-28 kwietnia 1952). Żonatej z księciem pruskim Fryderykiem Leopoldem. Był on prawnukiem pruskiego Fryderyka Wilhelma III z linii męskiej.
7. Księżniczki Feodory Adelheid Helene Luise Karoline Gustave Pauline Alice Jenny (3 lipca 1874-21 czerwca 1910).
Od lewej: Caroline Mathilde, Auguste Viktoria, Louise Sophie oraz Ernst Günther
Jak podają zapiski w księdze metrykalnej (urodzeń) kościoła w Dłużku (Dolzig) – (Dłużek (niem. Dolzig) – wieś w Polsce położona w województwie lubuskim, w powiecie żarskim, w gminie Lubsko) dokładnie o godz. 7:30 rano, 22 października 1858 r. przyszła na świat, w pałacu w Dłużku księżniczka, której nadano imiona: Augusta, Wiktoria, Fryderyka, Luiza, Feodora, Jenny. Jej rodzicami byli: książę Fryderyk Christian August von Schlesvig-Holstein-Sonderburg-Augustenburg i księżna Adelajda Wiktoria Amalie Luise Marie Konstanze von Schleswig-Holstein-Sonderburg-Augustenburg (z domu: Księżna von Hohenlohe-Langenburg). Mieszkała i wychowywała się w Dłużku do 1869 r. Potem jej rodzice z dziećmi zamieszkali w Przemkowie (niem. Primkenau).
Zamek w Dłużku - miejsce urodzin Cesarzowej Augusty Wiktorii
Dłużek jest wsią o metryce średniowiecznej. W 1292 roku wymieniony został jako lenna posiadłości rodu von Kalckreuth i pozostawał w ich rękach do roku 1551, kiedy to zmarł bezpotomnie Melchior von Kalckreuth, a dobra dłużkowskie zostały nadane braciom Adamowi i Casprowi von Unwerde. Po śmierci Cesarza Maksymiliana II, na podstawie prawa lennego, dobra ponownie zostały nadane rodzinie von Kalckreuth, braciom Janowi i Euzebiuszowi – kuzynom zmarłego Melchiora. W 1614 roku wieś była w posiadaniu Jana Wilhelma von Bibersteina, a w 1643 roku została kupiona przez Wolfa von Dietrycha. W 1679 roku saski książę Christian I poświadczył prawa lenne braciom von Kalckreuth.
W 1685 roku dobra nabył za sumę 400 talarów Zygfryd von Wiedebach. Pod koniec XVII wieku przeszły one na własność rodziny von Dallwitz, w rękach których były jeszcze na początku XVIII wieku. Wiek XVIII i XIX jest okresem częstych zmian właścicieli Dłużka.
Wzniesienie renesansowego dworu w Dłużku przypisywane jest Johannowi Adolfowi von Dallwitz (1631-1684), komisarzowi wojennemu księcia saskiego, pełniącego funkcję „starszego” powiatu gubińskiego. Za dworem znajdował się ogród i sad. Założenie dworskie zostało w pełni ukształtowane w 2. połowie XVII wieku i przetrwało bez istotnych zmian do drugiej połowy XIX wieku, kiedy to ówczesny właściciel majątku Fedor von Tschirschky, przekształcił dawny dwór w pałac, nadając mu formę neogotycką. Wtedy również wzniesiono nową zabudowę gospodarczą, a ogród przekształcono w park.
Lata 1863/1864 - pałac w Dłużku. Litografia Alexandra Dunckera.
W 1858 roku we dworze w Dłużku przyszła na świat Augusta Wiktoria, córka Friedricha Christiana Augusta, panującego księcia Schleswig-Holstein, późniejsza żona Wilhelma II – Cesarza Niemiec.
W 1920 roku Dłużek był własnością generała Vogla von Falkenstein
Po 1945 roku pałac był własnością PGR i zostały w nim wydzielone lokale mieszkalne oraz biurowe. Po likwidacji PGR znalazł się w gestii Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa. Po 2000 roku mieszkające w pałacu rodziny zostały wykwaterowane. Obecnie obiekt jest nieużytkowany. W latach 60. XX wieku budynek pałacu został adaptowany na lokale mieszkalne. Wprowadzono wtedy wtórne podziały, zamurowano wiele otworów drzwiowych.
Pałac po przebudowach Fedora von Tschirschky
Pałac w Dłużku w 1970 roku
Przyszła Cesarzowa urodziła się zatem w 1858 roku na Dolnym Śląsku, w Dłużku, majątku jej ojca, Fryderyka VIII, tytularnego księcia Schleswig-Holstein-Sonderburg-Augustenburg. Tam też spędziła spokojne dzieciństwo. Rodzice przyszłej Cesarzowej mieszkali tu zaledwie dziesięć lat. Oczywiście na chrzciny przybyli wysokiej rangi goście, w tym książę koronny Friedrich Wilhelm Pruski (późniejszy Cesarz Fryderyk III) ze swoją ciężarną żoną Wiktorią. Ojciec dziecka przyjaźnił się bowiem z księciem koronnym. Podczas pobytu w Dolzig, parze książęcej urodziły się jeszcze trzy córki i syn.
Jako młoda dziewczyna zakochała się w księciu Ernście von Sachsen-Meiningen, wojskowym i malarzu, ale rodzina, aby uniemożliwić ten związek, wysłała ją do Anglii.
Ernst von Sachsen-Meiningen (1859-1941) - pierwsza miłość Cesarzowej Augusty Wiktorii
W 1878 roku w Poczdamie odnowiła znajomość z poznanym 10 lat wcześniej księciem Wilhelmem, synem następcy tronu niemieckiego, Fryderyka, i księżnej Wiktorii, wnukiem Cesarza Niemiec, Wilhelma I, i Królowej Wiktorii brytyjskiej. Początkowo jej osoba wydawała się nieodpowiednia na małżonkę przyszłego Cesarza, jednak wkrótce zaaranżowano małżeństwo, które miało stanowić zakończenie sporu o tron w Holsztynie, włączonym do Prus, i zadośćuczynienie dla Fryderyka VIII, ojca Augusty.
Wilhelm i Augusta
Wilhelm oświadczył się w 1880 roku na polowaniu w Przemkowie (Przemków (łac. Primislaw, niem. Primkenau) – miasto w województwie dolnośląskim, w powiecie polkowickim) należącym do księcia Fryderyka VIII, który urządził tam wspaniałe tereny łowieckie. W okolicznych lasach odbywały się polowania. Wśród gości bywał Friedrich Wilhelm Albert Victor, Prinz von Preußen (książę Prus) - przyszły Cesarz Niemiec Wilhelm II Hohenzollern.
Warto przybliżyć Przemków, który ma przebogatą historię, słynął z polowań z udziałem Wilhelma II i tutaj przyszły Cesarz Niemiec oświadczył się swojej pierwszej żonie Cesarzowej Auguście Wiktorii.
Przez lata swej świetności w pałacu rezydowały trzy generacje Augustenburgów: najpierw książę Chrystian August, następnie jego syn Friedrich - zmarł w 1880 roku, przyjaciel ze studiów Cesarza Fryderyka III, a po nim jego syn Ernest Gunter, urodzony w 1863 roku, który ożenił się z księżniczką Dorotheą Marią. Władcy Przemkowa z rodu Schleswig-Holstein:
• 1853 r. – 1869 r. – Książę Christian August von Schleswig – Holstein – Sonderburg – Augustenburg.
• 1869 r. – 1880 r. – Książę Friedrich von Schleswig – Holstein.
• 1880 r. – 1884 r. – Posiadłościami Przemkowa zarządza książę Christian zu Schleswig – Holstein, jako opiekun uprawnionego do spadku młodego księcia.
• 1884 r. – 1921 r. – Książę Ernst Günther zu Schleswig – Holstein.
• Od 1921 r. – Książę Albert zu Schleswig – Holstein.
Gdy książę Ernest Gunter zmarł w 1921 roku w Przemkowie, jego następcą i dziedzicem został kuzyn książę Albert von Schleswig – Holstein – Sondenburg – Augustenburg, ostatni potomek rodu, który zmarł bezdzietnie w 1931 roku Właściwie miał jedno nieślubne dziecko z osobą niskiego stanu. Książę Albert nigdy się nie ożenił, ale spłodził nieślubną córkę Valerie Marie. Urodził się ona 3 kwietnia 1900 roku w Liptowskim Mikulaszu na terenie Austro-Węgier. Była umieszczona niemal natychmiast po urodzeniu u Anny Rosenthal i jej męża Rubina Schwalba, o żydowskim pochodzeniu. 15 kwietnia 1931 r., na krótko przed śmiercią, Albert napisał do niej, przyznając się jej ojcostwa. Następnie 12 maja zmieniła nazwisko swojej rodziny zastępczej ze Schwalb na „zu Schleswig-Holstein”. Imię matki Valerie Marie nigdy nie zostało ujawnione. Albert nikomu o tym nie powiedział. Poinformował jedynie swoje dwie siostry, że kobieta pochodzi z „szlachetnego urodzenia”. W 1931 roku, po wymarciu linii książęcej, tutejsze ziemie zakupił Wilhelm II.
Książę Albert von Schleswig – Holstein – Sondenburg – Augustenburg
Księcia Alberta pochowano w Przemkowie na ówczesnym cmentarzu ewangelickim. Przemków do 1945 r. nosił nazwę Primkenau. Większość jego mieszkańców była narodowości niemieckiej. Po II Wojnie Światowej miasto znalazło się w granicach Polski, a jego dawni mieszkańcy zostali przesiedleni do Niemiec. W mieście pozostały groby wcześniejszych pokoleń. Stary cmentarz ewangelicki zajmował duży teren, na którym stał kościół ewangelicki będący dziś cerkwią prawosławną. Grzebano na nim zmarłych do przełomu XIX/XX wieku. Dziś pamiątką po nekropolii jest grobowiec właściciela Przemkowa i okolic księcia Alberta zu Schleswig-Holstein zmarłego w 1931 r.
Przed okazałą płytą nagrobną ustawiono w ostatnich latach granitowy krzyż z napisem wspominającym dawnych przemkowian.
9 lutego 1945 miasto opuściła ostatnia osoba z rodu ze Szlezwika-Holsztynu-Sonderburga-Augustenburga, księżna Dorota Maria wdowa po Ernście Güntherze zu Schleswig – Holstein. Następnego dnia do Przemkowa wkroczyły wojska radzieckie 6 korpusu zmechanizowanego gwardii i 112 dywizji piechoty z 13 armii 1. Frontu Ukraińskiego.
Dla nas istotny jest aspekt łowiecki właścicieli Przemkowa. Ogromne zaslugi w odbudowie zniszczonej gospodarki łowieckiej stały się udziałem pierwszego właściciela przemkowskiego majątku księcia Christiana Augusta von Schleswig – Holstein – Sonderburg – Augustenburg.
Książę Christian August von Schleswig – Holstein – Sonderburg – Augustenburg
Tak pisała o nim gazeta „Jagd - Zeitung” numer 8, rocznik 9 z dnia 30 kwietnia 1866 roku).
"Obecny właściciel majątku ziemskiego Przemkowa książę Szlezwiku – Holsztyna – Augustenburga Christian, gdy w 1853 roku kupił ten majątek ziemski, zastał totalnie zdewastowane, przez przysłowiowo złe myślistwo i w ciągu kilku lat tak niesamowicie podniósł jego poziom, udowadniając w ten sposób, że nawet dzisiaj w niesprzyjających warunkach i po części ze złym sąsiedztwem w kwestiach polowań, można jeszcze wiele osiągnąć, gdy tylko podejdzie się właściwie do tych spraw i we właściwym miejscu nie skąpi na pieniądzach. Osobiście książę poluje tylko trochę, po części czego powodem może być jego wiek, ale także to, że należy on do tych pierwszych, prawdziwych myśliwych, którzy wolą chronić i opiekować się dziką zwierzyną, wolą oglądać i cieszyć się jej widokiem, jak strzelać do niej; gdy jednak polowano, wówczas także słynęło z wzorowego jego prowadzenia osobiście przez księcia. Obecnie Przemków posiada zwierzyniec o wielkości ok. 15 000 magdeburskich mórg (1 morga magdeburska = 0,2553 ha – przyp. tłumacza) ze sprzyjającą, dużą ilością łąk i lasów liściastych w zamkniętym terenie i przybliżonym stanem około 150 – 200 sztuk jeleni, 300 – 400 sztuk danieli i 200 loch, następnie bardzo dobry stan głuszców i cietrzewi, znakomity stan sarny, który zezwala na roczne zamknięcie w kwocie 100 silnych kozłów i saren, stale rosnącą liczbę dzikich bażantów oraz polowania na zające i kuraki, których wyniki oczywiście różnią się także w zależności od roku, co ogólnie jednak rzecz biorąc należy do najlepszych na Dolnym Śląsku i w dobrych latach osiągał wysokość niespotykaną tutaj w okolicy. Tak więc, jak świadek na pewno może poręczyć, w roku 1860 w pewnej pojedynczej nagonce, co łącznie z wyjściem na nagonkę i strzelaniem trwało około 2,5 do najwyżej 3 godzin, około 20 strzelców upolowało 485 zajęcy, nie wliczając tych znalezionych później przy przeszukiwaniu terenu. Ten stworzony przez księcia Augustenburga rozkwit przemkowskich polowań, przynosi oczywiście korzyści sąsiednim rewirom myśliwskim i szczególnie co się tyczy saren jest przez nie w bardzo dużym stopniu wykorzystywany; nie można by tego ostatniego powiedzieć także o danielach, których rozpowszechnienie na łonie natury książę, jak już wspomniano powyżej, także zamierza i z godną podziękowania konsekwencją, w tym celu już wielokrotnie a ostatnio znów, wypuszcza na wolność stado 12 sztuk. Każdy prawdziwy myśliwy zjednoczy się na pewno z piszącym te zdania w życzeniu, że mogłoby się udać szersze rozprzestrzenienie gatunku dzikiej zwierzyny, której szkody na polach i w lesie można uznać za stosunkowo niewielkie. Obecnie w Przemkowie na wolnym powietrzu jest około 30 sztuk danieli, które, jeśli zostaną oszczędzone przez wszystkie strony, dają nadzieję w niedalekiej przyszłości na dobry ich stan".
O rozwój łowiectwa dbali jego następcy. Szczególnie ojciec książę Friedrich von Schleswig – Holstein a p jego śmierci.brat Cesarzowej Augusty Wiktorii książę Ernst Günther zu Schleswig – Holstein.
Książę Ernst Günther zu Schleswig – Holstein
Książę Ernst Günther von Schleswig-Holstein (ur. 11 sierpnia 1863 r. w Dolzig (Dłużek); zm. 22 lutego 1921 r. w Primkenau (Przemków) był członkiem Domu Książęcego Schleswig-Holstein-Sonderburg-Augustenburg i szwagrem ostatniego Cesarza Niemiec Wilhelm II. Siostrą Ernsta Günthera była Cesarzowa Auguste Victoria.
Księżniczka Dorothea Maria Henriette Auguste Louise of Saxe-Coburg and Gotha (ur. 30 kwietnia 1881 r. - zm. 21 stycznia 1967 r.) była księżniczką Saxe-Coburg i Gotha ( niem . Prinzessin von Sachsen-Coburg und Gotha ) narodziny i księżna Szlezwiku-Holsztynu ( niem . Herzogin zu Schleswig-Holstein ) poprzez jej małżeństwo z Ernstem Guntherem, księciem Szlezwiku-Holsztynu. Dorothea urodziłaa się w Wiedniu. Dorothea poślubiła Ernsta Gunthera, księcia Szlezwika-Holsztynu w dniu 2 sierpnia 1898 roku w Coburg.
Dorothea i Ernst Gunther nie mieli dzieci. W 1920 roku adoptowali księżniczkę Marie Luise (1908–1969) i księcia Johanna Georga z Schleswig-Holstein-Sonderburg-Glücksburg (1911–1941), syna i córkę księcia Albrechta ze Schleswig-Holstein-Sonderburg-Glücksburg i jego żony hrabiny Ortrud z Ysenburg und Büdingen. Księżniczka Dorothea zmarła w Schloss Taxis, Dischingen, Badenia-Wirtembergia, Niemcy, w wieku 85 lat. Do końca II Wojny Światowej mieszkała w Przemkowie. Opuściła przemkowski pałac w 1945 roku.
Książę, za młodu, zasłynął swoim ekstrawaganckim życiem seksualnym, które było skandaliczne jak na tamte czasy i obejmowało również wizyty w burdelach i które przyniosło mu przydomek „Duke Rammler” (książę Gach) na dworze.
Książę Ernest Günther von Schleswig-Holstein-Sonderburg-Augustenburg (1863-1921), szwagier Cesarza Wilhelma II, w kręgach dworskich znany był jako „książę Gach”. Swój przydomek zyskał dzięki temu, że odwiedzanie domów uciech stanowiło jego najprawdziwszą pasję. Pewnej nocy Ernst Günther zgubił w łożu córy Koryntu najwyższe odznaczenie pruskie - Order Czarnego Orła. Jako że w Prusach porządek musi być, obowiązkowa panna odniosła odznaczenie na policję.
W styczniu 1891 roku „Książę Gach” był jednym z gości na orgii u cesarskiej siostry Charlotty. Wkrótce po imprezie uczestnicy zaczęli otrzymywać listy z opisem pikantnych szczegółów zabawy i groźbą ujawnienia ich. Sprawa trafiła po roku na policję, a głównym podejrzanym od razu został Ernest Günther. „Książę Gach", ufny w poparcie swej siostry Cesarzowej, przepędził detektywów ze swego domu. Za to bawiąc się w detektywa z innymi imprezowiczami rzucił podejrzenia na mistrza ceremonii Leberechta von Kotze. Okazał się on jednak niewinny, a po jego rehabilitacji Cesarz zmusił szwagra, by przeprosił Kotzego.
Trwające kilka lat dochodzenie policyjne ostatecznie wykazało, że prawdziwym szantażystą był właśnie Ernest Günther, i jego francuska kochanka. Pomóc miało mu w kolportażu kilka zaprzyjaźnionych prostytutek. Po ujawnieniu jego roli w sprawie „książę Gach” został wydalony z dworu. Natomiast jego konkubina została odeskortowana na niemiecką granicę i wyrzucona z kraju z zapowiedzią, że ma nigdy nie wracać.
Z chwilą ożenku spoważniał. Książę Ernest Günther w czasie I Wojny Światowej przez dłuższy czas pełnił funkcję generała przy naczelnym dowództwie w Belgii a następnie w Polsce; jednak z powodu swego stanu zdrowia wrócił później do kraju. Rewolucja z 1918 roku ciężko go dotknęła. Szczególnie przykro mu było, że na wigilię Bożego Narodzenia 1920 roku pod jego zamek przybyło w demonstracyjnym pochodzie około 800 robotników z jego huty, z którymi sądził, że pozostaje w troskliwych stosunkach. Robotnicy przypomnieli mu o obiecanych im ziemniakach na zimę, których dostawa się jeszcze nie odbyła. Na skutek ostrych mrozów nie można ich było sprowadzić. Wkrótce po tym, w dniu 22 lutego 1921 roku zmarł on po krótkiej chorobie na zawał serca po ciężkich dusznicach bolesnych w wieku 57 lat.
"W swym ostatnim roku życia książę Ernest Günther kazał założyć na górze "Fuchsberg" w parku zamkowym grobowiec rodzinny. Zostało wówczas wymurowanych kilka grobowców i wzniesiono kapliczkę w prostym nordyckim stylu budynków z bierwion świerkowych.
W małej wieżyczce na dachu został zawieszony 500 letni stary dzwon z rodowego zamku Szlezwików-Holsztynów, który dzwonił, gdy w kapliczce miało się odprawiać nabożeństwo. Trumny rodziny książęcej zostały przeniesione z ciasnego już grobowca rodu książęcego z przemkowskiego kościoła ewangelickiego na górę "Fuchsberg" i tam po cichu pochowane.
W tym położonym w ciszy leśnej, otoczonym szumem starych drzew parku grobowcu rodzinnym w lutym 1921 roku znalazł swoje ostatnie miejsce spoczynku zmarły książę Ernest Günther.
Po udanym zabalsamowaniu zwłok księżna pozwoliła położyć uroczyście na katafalku w auli zamku swojego zmarłego małżonka. Sufit, ściany i okna zostały do tego przybrane czarnym materiałem. Książę spoczywał w swoim mundurze generalskim w otwartej trumnie, na której końcach paliły się świece w wysokich świecznikach, które ponuro migając tylko skromnie oświetlały zasłoniętą od światła dziennego aulę. W rogach trumny na czarnej aksamitnej poduszce leżały wysokie ordery zmarłego. Wielka ilość kwiatów opasała trumnę. U głowy zmarłego straż trzymało dwóch książęcych leśniczych. Przy trumnie pogrążonego w wiecznym śnie księcia godzinami siedziała otulona w czarnych szatach w cichym smutku książęca wdowa. Obok trumny przechodziły bez przerwy prawie bezgłośnie wielkie tłumy mężczyzn i kobiet z miejscowości wielkiego majątku ziemskiego, ażeby pożegnać się ze zmarłym ordynatem posiadłości Przemkowa.
Następnego wieczora odbyło się złożenie zmarłego na katafalku w kościele ewangelickim, którego był on patronem. W przedpokoju auli w zamku przed przeprowadzeniem zwłok miejscowy ksiądz, pastor Schottke odprawił krótką mszę żałobną w czasie której śpiewał chór kościelny. W kościele, w którym przestrzeń ołtarza i empory były także okryte czarnym materiałem patron został złożony na katafalku przed ołtarzem w zamkniętej trumnie. Straż przy zmarłym znów objęli książęcy urzędnicy.
W dniu pogrzebu odbyła się w przepełnionym wierzącymi kościele akademia żałobna. Następnie trumna została wyniesiona na plac kościelny przez ośmiu leśniczych. Trumnę ze zwłokami odprowadzały osobistości należące do rodu książęcego, spokrewniona rodzina i goście żałobni; z rodu Hohenzollernów małżonka następcy tronu, dawni cesarscy książęta Eitel - Fryderyk, Adalbert, August - Wilhelm i Oskar, wszyscy w mundurach i ze swoimi małżonkami, następnie dziedziczący ordynację książę Albert w czarnym mundurze huzarów, który prowadził wdowę książęcą, jego obydwie angielskie siostry i inni członkowie rodu książęcego z Koburga. Nieobecna była jego siostra Cesarzowa Augusta Wiktora sama złożona ciężką chorobą. Dalej za trumną postępowali przedstawiciele śląskiej szlachty, urzędów i kościołów oraz cały ogół urzędników. Orszak poruszał się w szpalerze utworzonym przez związek kombatantów wojennych, bractwo strzeleckie, związek gimnastyczny i pozostałą ludność przez rynek obok zamku książęcego i przez park do góry "Fuchsberg", gdzie odbyły się uroczystości pogrzebowe.
Cesarskie Towarzystwo Myśliwskie (Bractwo strzeleckie) w Przemkowie - 1896 rok
Po odśpiewaniu chorału rezurekcji, mowie pogrzebowej pastora i poświęceniu zmarłego trumna została spuszczona powoli do grobowca, podczas czego chór kościelny z Rombergs "Lied von der Glocke" śpiewał chorał "Dem dunklen Schoß der heiligen Erde". Gdy na koniec egzekwii przebrzmiał już śpiew chóru, z lasu rozległ się myśliwski sygnał na trąbce, który był pożegnalnym pozdrowieniem książęcych myśliwych ze swoim martwym już naczelnym myśliwym. Pogrzeb księcia Ernesta Günthera pokazał po raz ostatni dawny splendor rodu książęcego". (źródło: Eugeniusz Cipura).
Cmentarz został założony w końcu XIX w. w parku pałacowym, w dość znacznym oddaleniu od zamku. Cmentarz służył jako miejsce pochówku dla książąt z rodu Schleswig-Holstein, właścicieli dóbr przemkowskich od połowy XIX wieku. Osoby zmarłe chowane były w prostych, murowanych komorach grobowych, nakrytych kamiennymi pytami z napisami. Na cmentarzu znajdowała się kaplica wykonana z prostych drewnianych bali. Po 1945 r. kaplica została spalona, a cmentarz zdewastowany. Uporządkowano go w latach 90. XX w. Pierwotnie był zaniedbany ale począwszy od lat 2005 - 2020 groby i otoczenie jest uporządkowane i dba się o nie.
Obecnie na cmentarzu znajduje się pięć płyt nagrobnych. Na podstawie napisów na płytach można ustalić, że pochowani tu zostali członkowie rodziny książęcej zmarli w latach 1858 – 1910. Spoczywają tu:
1. księżna Louise Sophie – żona księcia Christiana Augusta (pierwszego z rodu Schleswih-Holstein władającego dobrami przemkowskimi), zmarła w 1867 r.,
2. książę Christian August, wnuk poprzedniego zmarły w 1858 r. jako jednoroczne dziecko (pierworodny syn księcia Friedricha i księżnej Adelheid),
3. książę Friedrich Schleswih-Holstein zmarły w 1880 roku, władający Przemkowem w latach 1869 – 1880 ojciec Cesarzowej Augusty Wiktorii,
4. księżna Adelheid zmarła w 1900 r., żona księcia Friedricha, matka Cesarzowej Augusty Wiktorii,
5. księżniczka Feodora zmarła w 1910 r., siostra księcia Ernsta Günthera.
Według pisanych przekazów, na cmentarzu rodowym spoczął również książę Ernst Günther.
Cmentarz w 2005 roku
Dobrze, że czasy się zmieniają i zaczynamy dbać o historyczne nekropolie, pałace, dworki i inne zabytki. Uratujmy chociaż to co pozostało pamiętając jak wielkie zasługi ponieśli dawni właściciele dla swych miejscowości.
Na zdjęciu: przemkowski książę z żoną na polowaniu - książę i księżna Szlezwiku Holsztyna Ernest Günther i Dorotea
Książę Ernst wraz z małżonką namiętnie polowali. Polowali niemal na całym świecie ale też urządzali polowania dla znakomitych gości w swych przemkowskich łowiskach. Wielokrotnie bywał na nich Cesarz Wilhelm II. Pisała o tym ówczesna prasa:
"Podczas polowania dworskiego księcia Ernesta Günthera z Przemkowa wydarzyło się wielkie nieszczęście. Pewien myśliwy pomocniczy, który zajął miejsce na siedzeniu dla woźnicy, został ciężko ranny przez to, że stojąca w powozie strzelba myśliwska wystrzeliła. Ranny, przewieziony został do Głogowa, zmarł jednak w drodze". (źródło: Gazeta "Indiana Tribüne”, nr 111, rocznik 29, z dnia 3 stycznia 1906 roku.
"Odwiedziny cesarstwa. Po zakończeniu cesarskich manewrów wojskowych w dniu 13 września Cesarz i Cesarzowa przybędą z odwiedzinami do książęcej rodziny na tutejszy zamek. Cesarz spędzi tutaj tylko jeden dzień a następnie uda się z wizytą do Kliczkowa do książąt Solms – Baruth podczas gdy Cesarzowa zamierza spędzić dłuższy pobyt w Przemkowie. – Pułk huzarów przybocznych w marszu na tereny manewrów wojskowych zajął kwatery w Przemkowie i przyległych miejscowościach. Książę Ernest Günther, pułkownik a la suite pułku i pani księżna wyjechali końmi naprzeciw szwadronom i towarzyszyli sztabowi pułku w drodze na zamek, gdzie spożyto śniadanie. Po południu odbyło się polowanie na kaczki. Wieczorem kilku oficerów zostało zaproszonych na kolację; tak samo etatowi wachmistrze zostali ugoszczeni". (źródło: Gazeta „Auraser Stadtblatt” numer 34, z dnia 25 sierpnia 1906 roku).
Cesarz jako gość na polowaniu księcia Ernsta Günthera w Primkenau. Faksymile oryginalnej fotografii zostało opublikowane w Sport im Bild w styczniu 1912 roku.
"Jako gość na polowanie księcia Szlezwiku - Holsztyna Ernesta Günthera przybył wczoraj na zamek Przemków książę Bawarii Leopold, feldmarszałek i generalny inspektor czwartej inspekcji armii). (źródło: Gazeta "Berliner Tageblatt”, nr 211, rocznik XXXIV, z dnia 26 kwietnia 1905 roku).
"Tysięczny kozioł. Książę Szlezwiku – Holsztyna Ernest Günther, brat naszej Cesarzowej, po 26 latach trudnienia się myślistwem na swoich myśliwskich terenach koło Przemkowa, upolował w tych dniach tysięcznego kozła. Pierwszego kozła książę ustrzelił w maju 1880 roku". (źródło: Gazeta "Berliner Tageblatt”, nr 408, rocznik 35, z dnia 13 sierpnia 1906 roku).
Wspaniałe zdjęcie księcia Szlezwiku - Holsztyna z Przemkowa Ernesta Günthera z porożem upolowanego przez siebie w Lopuono na Węgrzech jelenia osiemnastaka
Jej wysokość książę i księżna Schleswig Holstein przed domkiem szwajcarskim w parku pałacowym
Lata 1910-1918. Cesarz Wilhelm II na gościnnym polowaniu u swojego szwagra, księcia Ernsta Günthera von Schleswig-Holstein (1863-1921) w Przemkowie. Cesarza, oznaczonego znakiem "x", uwieczniono po celnym strzale oddanym do bażanta.
Polowanie z udziałem arcyksięcia Ferdynanda Habsburga
Ówczesne osobistości - uczestnicy polowania w okolicach przemkowskiego pałacu – 1912 rok
Arystokracja niemiecka po udanym polowaniu w Przemkowie - 1912 rok
"Wspaniale, pomiędzy zielonymi łąkami a wysokim lasem, leży przemkowski zamek, który książę Ernst Günther ze Szlezwiku Holsztynu w latach 1896 – 98 kazał wybudować na miejscu starego, prostego zamku, według planów najwyższego, dworskiego radcy budowlanego von Ihne w stylu wczesnego niemieckiego renesansu z potężną wieżą, pięknymi frontonami, wykuszami – schodkowymi wieżyczkami i balkonami.
Przemkowski pałac - projekt v. Ihne
Ernst Eberhard von Ihne (23 maja 1848 - 21 kwietnia 1917) był niemieckim architektem. Był oficjalnym architektem Cesarza niemieckiego Fryderyka III oraz jego syna i następcy Wilhelma II
Cała budowla, która wydaje się być najbardziej imponująca po stronie południowej, jest bez wyjątku wykonana w godnej podziwu elegancji. Zachwycający kwietnik przed zamkiem ze stojącymi na wysmukłych, częściowo przyozdobionych mozaiką filarach, ładnymi fontannami i bujnie pokrywającym ściany bluszczem, przynosi architektonicznie jak i malowniczo fascynujący widok, którego pociągający efekt jest spotęgowany jeszcze przez stojące w pobliżu wspaniałe lipy, dęby, klony i kasztanowce. Z pięknem wyglądu zewnętrznego książęcego zamku harmonizuje także przecudne wyposażenia wnętrz. W najłaskawszy sposób pewien dworzanin prowadził mnie przez niezliczone pokoje i sale, które wyposażone są w najdoskonalsze kosztowności o bezcennej wartości, zwłaszcza w te, które książę Ernst Günther przywiózł ze swoich wielkich podróży, szczególnie z krajów Wschodu i które świadczą o wielkiej znajomości sztuki i smaku tego magnata. Najpierw wstępuje się do położonej na parterze sali kolumnowej; znajdują się tam wspaniałe meble, kolorowe, orientalne dywany i cenne skóry, bardzo kosztowny staro włoski gobelin, francuski kominek z XV wieku, porcelana z Miśni i Delft, na jednej stronie sali biblioteka z trybuną, wbudowana w stare, pochodzące z południowych Niemiec rzeźbione, kościelne drzwi, poroża, głowy rodzimych i zagranicznych zwierząt, które zgoła w wielkich ilościach można zobaczyć we wszystkich częściach zamku, poza tym jeszcze nadzwyczaj liczne, luksusowe przedmioty różnego rodzaju.
Wnętrza pałacu w Przemkowie - 1913 rok
Gdy udamy się do „wielkiej sali” ze swoim wspaniałym sufitem z kasetonów oraz zwisającym wybornym żyrandolem, to niemalże zostaniemy oczarowani widokiem ukazujących się we wszystkich możliwych tonacjach barw, wspaniałych okazów w ilości wywołującej zdumienie, i tak np. są tam wyborne dywany, gobeliny, krzesła, przedmioty z chińskiej i japońskiej porcelany, arabskie przedmioty z brązu, rozmaite bibeloty, popiersia, obrazy malarza o nazwisku Graff, romański kominek i jeszcze wiele, wiele luksusowych przedmiotów, wszystko w najwykwintniejszych egzemplarzach. Na specjalną uwagę zasługuje pewien wielki, przepiękny koc z Afganistanu, utkany ze złotego, srebrnego i w innym kolorze włókna, z zachwycającym wzorem.
Gabinet Pracy Cesarza w Przemkowie - 1913 rok
Salon Cesarzowej
Pokoje, która ostatnia niemiecka para cesarska, która jak wiadomo zawarła swój związek serc w Przemkowie, miała zwyczaj zamieszkiwać przy swojej każdorazowej obecności, wyglądają dość prosto; tylko gabinet do pracy Wilhelma II jest bardzo wystawnie urządzony, przede wszystkim rzeczami, które Ernst Günther zdobył w czasie swoich orientalnych podróży; są to wyborne, perskie i tureckie dywany, indyjskie zasłony z pereł, prześliczne wiszące lampy i ozdobne ściany z różnych gatunków drewna i kości słoniowej, zwyczajem arabskich krat haremu.
Czerwony salon
W tak zwanym „czerwonym salonie”, gdzie wspaniale prezentują się style baroku i rokoko, znajdują się niezwykle wytworne, pięknie ukształtowane krzesła, fotele, sofy z bardzo ładnie zaopatrzonym we wzory pokryciem, jeden całkiem osobliwy, kominek pochodzący z Wenecji i kolorowe sanie w stylu rokoko, jak i jeszcze wiele innych skarbów sztuki; korytarz na piętrze ozdabiają meble, obrazy i miedzioryty". (żródło: http://archiwum.przemkow.pl
Fragmenty wystroju wnętrz zostały zdemontowane z zamku rodziny Schleswig-Holstein z Augustenburga, zwłaszcza w odniesieniu do galerii portretów, i ponownie zamontowane w zamku Primkenau. Po gruntownym przeprojektowaniu i renowacji pod koniec XIX wieku zamówiono dla zamku wiele nowych dzieł sztuki. Wśród nich były rzeźby Harro Magnussena z Berlina, jednym z jego dzieł był posąg jelenia do prywatnego salonu księcia Ernsta Günthera. Artysta wykonał również popiersie księcia Friedricha, ojca Ernsta Günthera, a rzeźbę tego ostatniego wykonał profesor Akademii w Berlinie Gustav Eberlein.
Zamek ozdobiono licznymi wielkoformatowymi płótnami przedstawiającymi członków rodziny Schleswig-Holstein, a także rodzinę królewską, w tym parę cesarską Niemiec, gdyż w 1881 roku najstarsza siostra księcia Ernsta Günthera, Augusta Viktoria, poślubiła Kaisera Wilhelm II z Prus, jeszcze jako następcę tronu. W kolekcji rodziny znalazły się również dzieła znanych artystów, w tym obrazy Antona Graffa, Stubbsa oraz autoportret Antona van Dycka. Końcowe etapy aranżacji dopełniły zabytkowe meble, gobeliny i porcelana.
Pałac w Przemkowie w latach 30-tych XX wieku
Pałac w Przemkowie dziś już nie istnieje, wysadzony został pod koniec II Wojny Światowej przez wycofujące się oddziały SS, a ogromny obszar leśny przejęła Północna Grupa Wojsk Armii Radzieckiej na największy na ziemiach polskich poligon. Dziś na zdewastowanym terenie utworzono Przemkowski Park Krajobrazowy. Ciekawostką jest fakt pobytu w Przemkowie (na krótko przed swoją tragiczną śmiercią w 1914 roku – zamach w Sarajewie) arcyksięcia Ferdynanda Habsburga, który brał udział w polowaniu. Olbrzymie założenie leśno - parkowe zlokalizowane na zapleczu byłego pałacu ma powierzchnię 145 ha.
Jak już wspomnieliśmy Cesarz poznał swoją przyszłą żonę na polowaniu w Przemkowie. Po tym wydarzeniu pozostała pamiątka. W czasie świetności Przemkowa istniały też chrakterystyczne myśliwskie obiekty.
Kamienna ławka w parku pałacowym - upamiętniała okres narzeczeński (1880-1881) pary cesarskiej, Wilhelma II i księżniczki Augusty Viktorii von Schleswig-Holstein-Sonderburg-Augustenburg. Ławka powstała w 1906 roku, w 25-rocznicę ich ślubu.
"Jak poinformowano, poświęcenie pamiątkowego kamienia ku pamięci okresu zaręczyn pary cesarskiej, odbyło się bez rozgłosu w 14-ste urodziny księżnej Prus Wiktorii Luizy w parku zamkowym w Przemkowie. Pamiątkowy kamień jest wstawiony w ławkę z naturalnych kamieni i nosi napis: „W roku srebrnego wesela Jego Majestatu Cesarza i Jej Majestatu Cesarzowej, ku pamięci czasu zaręczyn 1880 -1881 dnia 13 września 1906 roku”. Ławka, na której kamieniach narożnych wyżłobiona jest korona cesarska, składa się z ważących do 60 cetnarów (około 3100 kg – przyp. tłumacza) granitowych głazów narzutowych z przemkowskich wrzosowisk. Model kamiennej ławki zaprojektował berliński rzeźbiarz Hidding. Ławka, przed którą znajduje się trawnik z wrzosowym klombem stoi pod wspaniałymi jodłami i bukami w tym samym miejscu, gdzie kiedyś cesarzowa, jako dziecko bawiła się ze swoim rodzeństwem". (źródło: Gazeta "Berliner Tageblatt”, nr 474, rocznik 35, z dnia 18 września 1906 roku).
Jeszcze dokładniejszy opis kamiennej ławki z przemkowskiego parku przynosi gazeta „Hamburgischer Correspondent” z 1906 roku:
"Na upamiętnienie czasu zaręczyn pary cesarskiej. W dniu urodzin księżnej Wiktorii Luizy w odbyło się w Przemkowie bez rozgłosu poświęcenie kamienia pamiątkowego dla upamiętnienia czasu zaręczyn pary cesarskiej. Pamiątkowy kamień jest, jak podaje gazeta „Schlesische Zeitung” wstawiony w ławkę z naturalnych kamieni i nosi napis: „W roku srebrnego wesela Jego Majestatu Cesarza i Jej Majestatu Cesarzowej, na pamiątkę okresu zaręczyn 1880 -1881 dnia 13 września 1906 roku”. Ławka składa się z ważących do 60 cetnarów (około 3100 kg – przyp. tłumacza) granitowych głazów narzutowych z przemkowskich wrzosowisk. Na jednym z kamieni narożnych wyżłobiona jest korona cesarska. Model kamiennej ławki zaprojektował berliński rzeźbiarz Hidding, podczas gdy wykonanie zlecone zostało rzeźbiarzowi Maiwaldowi w Przemkowie. Ławka stoi pod wspaniałymi jodłami i bukami w tym samym miejscu, gdzie kiedyś Cesarzowa, jako dziecko, po codziennym czasie nauki, bawiła się ze swoim rodzeństwem. Przed ławką znajduje się trawnik z klombem z wrzosem. Naprzeciwko ławki stoi szwajcarski domek, gdzie księżne gospodarowały w swoim małym gospodarstwie, także przy piecu kuchennym. Na jednym z pobliskich buków, można ujrzeć prawie zarośnięte wycięcie w korze drzewa (koronę a pod nią litery V. W. – Victoria, Wilhelm) i datę 1880". (źródło: Gazeta "Hamburgischer Correspondent”, nr 476, rocznik 176, z dnia 19 września 1906 roku).
Ławka - widok współczesny
Domek szwajcarski w Przemkowie - prawdopodobnie miejsce oświadczyn Wilhelma
Lata 1915-1920
Tzw. zameczek myśliwski (Jägerhof) został wzniesiony pod koniec XIX wieku na wzgórzu na północny-zachód od granic parku książęcego, przy grupie stawów hodowlanych. Był to nieduży czworoboczny, dwukondygnacyjny budynek wykonany z drewnianych bali nakryty dachem krytym gontem. Całość budynku obiegała galeryjka (balkon) wsparta na prostych drewnianych słupach.
Jägerhof to budynek myśliwski, który został wybudowany pod koniec XIX wieku, na niewielkim wzgórzu niedaleko pięknego kąpieliska. W tym budynku odbywały się głównie uczty po polowaniach, a sam budynek był atrakcją w okolicy i był często odwiedzany przez mieszkańców Przemkowa. Budynek był wykonany z drewnianych bali i posiadał dwie kondygnacje, a dookoła był balkon, który opierał się na dwunastu drewnianych słupach. Jägerhof był przepiękny, niestety nie przetrwał do obecnych czasów. Dziś zostały tylko po nim ceglane resztki fundamentów.
Na zakończenie wątku Przemkowa posłużę się, nieco ironicznym, ale jakże trafnym cytatem:
"Przemków to małe miasteczko na Dolnym Śląsku, ale nie pod czymś, nie koło czegoś - tak trochę wszędzie i nigdzie. Tylko ogromny, ponad 100-hektarowy park podpowiada, że kiedyś to miejsce było ważne, z pewnością nie do pominięcia.
Park przylegał do okazałej, słynącej z przepychu rezydencji książęcej rodziny von Schleswig-Holstein zaliczanej do największych w regionie. W stanie świetności pałac przetrwał zaledwie 48 lat. U schyłku wojny w 1945 roku został podpalony przez wycofujące się oddziały niemieckie i w polskich rękach cierpliwie rozbierany przez wiele lat z przeznaczeniem na materiał budowlany. Tak przyzwyczailiśmy się do tej ruiny, że na zapałczanej etykiecie w 1962 roku została przedstawiona jako… zamek piastowski. Nie pomogło - ostatnie mury usunięto w latach 70, po czym w Przemkowie nastąpił święty spokój...". (źródło: Dolnośląska Grupa Eksploracyjna "Legion").
Pałac w Przemkowie w latach 50. XX wieku
Ślub młodej pary odbył się w 1881 roku. Książę Friedrich (ojciec Augusty Wiktorii) nie doczekał jednak tego wydarzenia: zmarł w styczniu 1880 w Wiesbaden, gdzie leczył się na chorobę serca. Po ślubie córki Augusty Wiktorii w lutym 1881 roku jej matka księżna Adelheid osiadła w Dreźnie, gdzie była na emeryturze, interesując się głównie malarstwem i muzyką. Księżna zmarła w Dreźnie 25 stycznia 1900 roku. Po ślubie w lutym 1881 roku księżna Adelheid osiadła w Dreźnie, gdzie była na emeryturze, interesując się głównie malarstwem i muzyką. Księżna zmarła w Dreźnie 25 stycznia 1900 roku. Po śmierci pochowano ją na cmentarzu rodowym w Przemkowie gdzie spoczęła obok męża.
Kareta, którą młoda para jechała do ślubu
Cesarzowa Augusta Wiktoria i żona kronprinza Cecylia w Poznaniu - 1888 r.
Wilhelm II w mundurze Strzelców Gwardii - dobrze widać porażoną lewą rękę,
zwykle maskowaną na oficjalnych fotografiach
Koronacja Wilhelma II
My, Hohenzollernowie bierzemy naszą władzę od Boga i mamy wynikające z tego obowiązki wobec niego. Natchniony tym przekonaniem, jestem zdecydowany sprawować władzę – mówił po uroczystości koronacyjnej Wilhelm II Hohenzollern.
Pruska korona królewska wykonana w 1889 roku dla Cesarza Wilhelma II Hohenzollerna. Została zrobiona na wzór dwóch wcześniejszych pruskich koron koronacyjnych, które powstały dla Fryderyka I Hohenzollerna w 1700 roku i dla Wilhelma I Hohenzollerna - w 1861 roku. Cesarz Wilhelm II się nią jednak nie koronował. Po zakończeniu I Wojny Światowej i upadku Cesarstwa Niemieckiego korona była przechowywana w Berlinie. W czasie II Wojny Światowej, gdy stolica Niemiec była bombardowana przez lotnictwo alianckie insygnium zamurowano w jednej ze ścian podziemi berlińskiej katedry. Przed 1945 roku wyjęto jednak ją stamtąd i ukryto w kościele we wsi Kleinenbremen pod Minden w Westfalii.
W 1946 roku koronę znaleźli żołnierze brytyjscy. W 1948 roku została ona zwrócona rodzinie Hohenzollernów. Korona Wilhelma II Hohenzollerna jest obecnie przechowywana w skarbcu na zamku Hohenzollern pod Hechingen w Badenii-Wirtembergii.
Złotą koronę królewską Wilhelma II Hohenzollerna zamyka osiem kabłąków wysadzanych diamentami. Obręcz insygnium zdobi 18 dużych brylantów oraz kilkanaście mniejszych (obecnie zastąpionych imitacjami). Na przemian z kabłąkami w koronie zamocowane są sterczynki, których zwieńczenia zdobią perły w kształcie łez. Na szczycie korony został umieszczony złoty, wysadzany diamentami krzyż, który jest przymocowany do kabłąków dużym szafirem. Pierwotnie korona liczyła 142 diamenty, 18 dużych brylantów i 8 dużych pereł.
Korona cesarska spadła na skronie Wilhelma niespodziewanie. Jednak nie musiał długo przyzwyczajać się do nowej roli, od razu poczuł się absolutnym władcą. Nie uznawał sprzeciwu, bywał kapryśny, lubił otaczać się dworską kamarylą. Uwielbiał militaria i armię. Organizował manewry polowe, podczas których mógł zapewne czuć się wielkim wodzem i zwycięzcą, mimo że dla świata stawał się wtedy obiektem drwin.
Ostatni Cesarz niemiecki Wilhelm II (1859-1941) był człowiekiem wyniosłym, żądnym władzy i poklasku. Do władzy rwał się od wczesnej młodości, wysyłając choćby swoje buńczuczne fotografie z podpisem "Czekam na swój czas". Doczekał się zresztą niezwykle szybko, gdyż z powodu zaawansowanego nowotworu u ojca przejął koronę w wieku 29 lat.
Szybko dał się poznać jako miłośnik pompatycznych ceremonii i paradnych strojów. Wyróżniał go śmieszny, zadarty do góry wąs, obiekt jego dumy, pielęgnowany przez utalentowanego fryzjera co rano. Swoją niezwykle silną prawą ręką miażdżył w uścisku dłonie witanych osób - w tym celu nawet kierował swe sygnety do wewnątrz. Mało kto wówczas wiedział, że w wyniku komplikacji przy porodzie miał niesprawną lewą rękę.
Historycy twierdzą, że ta ułomność miała wpływ na charakter władcy - na pokaz niezwykle silnego i zdecydowanego, w rzeczywistości neurotycznego i zmiennego. Ministrowie nigdy nie wiedzieli, czym ich zaskoczy i czy jego słowa powinni traktować poważnie. Bismarck - premier odziedziczony po poprzednikach - napisał o nim "jest jak balon. Trzeba mocno trzymać sznurek, bo nie wiadomo, gdzie może polecieć". Za odlatywanie można uznać choćby to, że podczas czytania dokumentów państwowych pisał na marginesie emocjonalne uwagi z rodzaju "nonsens!" czy "wina Anglii!". Decyzje podejmował zwykle bez odpowiednich konsultacji. Nienawidził parlamentu do tego stopnia, że na opis afrykańskiego króla otaczającego się nabitymi na pale czaszkami wrogów stwierdził, że chciałby tak widzieć Reichstadt. Szorstki i impertynencki, znienawidzony przez niemal całą rodzinę - czyli innych europejskich monarchów. Innych ludzi też zniechęcał swoim zachowaniem. Miał w zwyczaju klepać swoich podwładnych po tyłku - raz nawet ośmielił się potraktować w ten sposób władcę Bułgarii.
Wilhelm II z Ryszardem zu Dohna podczas manewrów wojskowych w Prusach Wschodnich 1910 r.
Warto w tym miejscu napisać o manewrach wojskowych w Prusach Wschodnich 1910 roku, w których brał udział Ryszard zu Dohna. W tym celu posłużę się tekstem ze strony internetowej http://www.marienburg.pl/viewtopic.php?t=6056&postdays=0&postorder=asc&highlight=czulpa&start=40
„Manewry wojskowe urządzano w Prusach już w czasach Fryderyka Wielkiego. Na przełomie XIX i XX w. największe i najbardziej prestiżowe z nich nazywano Wielkimi Manewrami Cesarskimi. Z udziałem monarchy organizowane były one co roku w innej części Niemiec. Te, które przygotowano we wrześniu 1910 r. z wielu względów miały być wyjątkowe. Po dziewięcioletniej przerwie odbywały się ponownie na terenie Starych Prus, a w ich trakcie zamierzano przetestować szereg nowinek technicznych – m.in. wyposażone w radiostacje sterowce, dużą ilości samochodów oraz nowe mundury w kolorze feldgrau. Były to ostatnie wielkie manewry w Prusach Wschodnich.
Termin ich wyznaczono na 8–10 września 1910 r., odbywały się one na terenach Prus Górnych położonych pomiędzy dolną Wisłą a Pasłęką. Jak podkreślano, ziemie te pamiętały zmagania zjednoczonych wojsk pruskich i rosyjskich z Napoleonem w 1807 r., a także rozgrywające się tu wcześniej walki Zakonu Krzyżackiego po bitwie pod Grunwaldem.
Pozorowany bój prowadzić miały między sobą Korpusy Armijne: I (wschodniopruski), tworzący partię „czerwonych” i XVII (zachodniopruski), występujący jako „niebiescy”. Ten ostatni był słabszy (liczył tylko dwie dywizje). Sprawdzając doświadczenia niedawnej wojny rosyjsko-japońskiej zamierzano przećwiczyć manewr otaczania umocnionych pozycji terenowych. W przeddzień rozpoczęcia zmagań korpus „niebieskich” zająć miał stanowiska wyjściowe na przybliżonej linii Malbork – Dzierzgoń – Sztum, gdzie dowódca korpusu otrzymałby zadanie bojowe.
W manewrach uczestniczyć miały dwa wojskowe sterowce odmiennych systemów: sterowiec M. III, który przydzielono „niebieskim” oraz P.II, przydzielony „czerwonym”. Oba statki powietrzne wyposażone zostały w aparaty „bezprzewodowej telegrafii” tj. radiostacje i prowadzić miały rozpoznanie na rzecz swoich korpusów. Już pod koniec sierpnia na miejsce manewrów drogą kolei żelaznej dotarły te dwa wielkie podniebne krążowniki. Transportem kolejowym dowieziono również stalowe rury do budowy przeznaczonych dla nich hangarów – te dla sterowca „niebieskich” ważyły 140 ton.
Sterowiec M II
Dla sterowca M. III, większego, wzniesiono hangar na wzgórzu przy wjeździe do wioski Tropy Sztumskie. Natomiast bazę statku powietrznego przydzielonego siłom „czerwonych”, wojskowego P.II, urządzono w Dobrocinie / Groß Bestendorf przy Oberlandzkiej Route - 66, na drodze z Zalewa do Morąga, nieopodal linii kolejowej Morąg – Małdyty. Dobra w Dobrocinie należały wówczas do barona von Goltz-Domhardt, który miał tu okazały pałac, istniejący do dziś.
Litografia Willy Stowera przedstawiająca sterowiec P II w 1910 r.
Gondola sterowca P. II
Sterowiec P.II - należał do sterowców ciśnieniowych (bezszkieletowych). Jako jeden z całej serii sterowców opracowanych przez mjr. Parsevala zbudowany on został w 1909 r. Jeszcze będąc w posiadaniu cywilnej firmy Motorluftschiff-Studien GmbH. (M.St.G.), w czasie wystawy ILA w Hamburgu odbył on 61 lotów z 600 pasażerami (miał wtedy cywilne oznaczenie P.L.3). W październiku 1909 r. odbył on z sukcesem pięciodniowy lot po południowych Niemczech. Po manewrach z udziałem sterowców (na przełomie X i XI 1909 r.) zmodernizowano go i pozostawiono w armii jako P II. Również w kwietniu następnego roku uczestniczył on w manewrach, w których brały udział inne tego rodzaju statki powietrzne. Sterowiec P II posiadał dwa silniki o mocy 110 KM, jego udźwig wynosił 1,6 tony, pułap 2 km, promień działania 500 km, objętość gazu w zbiorniku wynosiła 5 600 do 6 600m³. Latał on wolniej niż M. III (51 km/h), lecz dzięki unikalnym rozwiązaniom i przemyślnej konstrukcji odznaczał się większą zwrotnością, stabilnością oraz wyjątkowo stromym kątem wznoszenia się i opadania. Mierzył „tylko” 70 m długości i ponad 11,3 m średnicy. Dzięki temu mniejsze rozmiary niż hangar w Tropach Sztumskich, musiała mieć hala wzniesiona dla niego w Dobrocinie. Należy dodać, iż lot próbny sterowca M.III z bazy w Tropach nastąpił w środę 7 września 1910 r. i była to pierwsza podróż sterowca wojskowego ponad ziemiami Starych Prus.
Manewry rozpoczęły się w czwartek 8 września i trwały do soboty 10 września 1910 r. włącznie. Przewidywano, że linia rozpoczęcia zmagań między wojskami „niebieskich” i „czerwonych” przebiegać będzie na północ i południe od Pasłęka, który pełnić miał funkcję głównej kwatery kierownictwa manewrów. Na jego czele stał gen. v. der Goltz, zastępujący chorego szefa Sztabu Generalnego, gen. hr. v. Moltke. W założeniach manewrów, jako moment wyjściowy przyjęto następującą sytuację: wojska „czerwonych” wycofują się przed wojskami „niebieskich” na wschodni brzeg Wisły, gdzie oczekując posiłków będą starały się powstrzymać natarcie w oparciu o Kanał Oberlandzki oraz linię jezior. Zakładano, że starcie „niebieskich” z „czerwonymi” przebiega wzdłuż północnego odcinka hipotetycznego frontu, ciągnącego się dalej na południe. Pierwszego dnia „niebiescy” atakować mieli linię wpływającej o jez. Drużno rzeki Dzierzgoń, a należąca do nich dywizja kawalerii sforsować powinna na północy rzekę Elbląg rozwijając się przeciwko stojącym tu słabym siłom przeciwnika. Wszystkie mosty oznaczono jako zniszczone. Pogoda od początku była fatalna, utrudniając zadania nie tylko piechocie, kawalerii i taborom. Zmagając się z deszczem sterowce obu stron próbowały zdobywać informacje o przeciwniku. Miały one przeciwko sobie nie tylko pogodę, lecz również artylerię przeciwlotniczą – z dobrym skutkiem wypróbowano służące do zwalczania celów powietrznych nowe działo Kruppa, XVII. – działo systemu Ehrhardta.
Sterowiec P.II poleciał z Dobrocina w kierunku Malborka, a następnie zameldował koncentrację wrogiej dywizji w rejonie Tczewa. Mieszkańcy miejscowości nad którymi przelatywał wysoko usłyszeli wpierw szum śmigieł i zaraz potem zobaczyli „olbrzymie żółte cygaro”. Była to niesamowita sensacja. Sterowiec płynął po niebie niczym morski okręt, spokojnie i majestatycznie. Kto żyw wybiegał na dwór. Gapie oblepili dachy. Każdy chciał zobaczyć te niecodzienne zjawisko. W niebo wzleciały czapki, krzyczano i wymachiwano chusteczkami pozdrawiając lotników. Niestety niedaleko Sztumu statek musiał zawrócić i z powodu burzy lądować na wrogim terytorium, szukając schronienia w hali „niebieskich”.
Przez resztę dnia nie wziął już udziału w działaniach – jeden z silników był uszkodzony. Dzięki tym manewrom stwierdzono, że możliwość prowadzenia rozpoznania z powietrza, podobnie jak nowoczesna technika, w pewnych sytuacjach zawodzą. Niezastąpione okazywały się stare wypróbowane metody rozpoznania w postaci kawaleryjskich patroli. Bardziej wiarygodne wyniki mogły dać nocne loty sterowców i te postanowiono wprowadzić podczas kolejnych ćwiczeń.
Kłopot sprawiało nie tylko maskowanie sił wroga, ale i pogoda. Podczas manewrów ze sterowcami współdziałał pewien profesor meteorologii z Poczdamu, dwa razy dziennie dostarczając załogom mapy zachmurzenia. Przez radiostację informował je ponadto o nadciągających burzach. To przede wszystkim radiostacje potwierdziły podczas ćwiczeń swą wielką przydatność w boju.
Zainteresowanie przebiegiem ćwiczeń było ogromne. Sam Cesarz Wilhelm II specjalnie przybył do Prus Wschodnich, aby obserwować ćwiczenia. Wszystko odbywało się jak na scenie, przed oczami tysięcy widzów. Na tereny manewrów przybyły bowiem wielkie tłumy ciekawskich. W piątek 9 września 1910 r. Elbląg był jak wymarły – zamknięto fabryki, biura i szkoły. Dyrekcja kąpieliska w Sopocie zorganizowała zbiorowe wycieczki do Pasłęka. Samochody zabierały po 30 osób i prowiant, a z ich okien obserwować można było pole walki. Nie zapomniano o namiotach, aby wycieczkowicze biwakować mogli razem z wojskiem. Wszyscy kibicowali „niebieskim”. Poza korespondentami gazet niemieckich w Pasłęku, gdzie jak wspomniano, mieściła się główna kwatera kierownictwa manewrów, zjawili się dziennikarze agencji zagranicznych, głównie angielskich i francuskich. Sterowiec P II, zaliczając w sumie 74 powietrznych rejsów, zakończył swoją służbę po awaryjnym wodowaniu na morzu 16 maja 1911 r.".
Jeszcze kilka słów o samych sterowcach z tamtego okresu.
Sterowiec P II
Cywilna firma Motor1uftschiff-Studien GmbH. (M.St.G.) posiadała sterowiec Parsevala P.L.3, który w czasie wystawy ILA w 1909 r. w Hamburgu odbył 61 lotów z 600 pasażerami (1,5 miliona osób zwiedziło wystawę), a później służył w niemieckiej armii jako P II. Na przełomie października i listopada 1909 r. miały miejsce drugie, 3-tygodniowe wielkie manewry w Nadrenii z udziałem sterowców M II, Z II, P I i zmodernizowanego P.L.3 (z cywilnym oznaczeniem), który po manewrach został w armii jako P II, czyli szósty sterowiec wojskowy. W kwietniu 1910 r. kolejne manewry z udziałem M I, Z II, P II. Po ich zakończeniu Z II został rozbity, dlatego zakupiono u Zeppelina jego następcę LZ 9 (X.1911), któremu nadano numer straconego sterowca, czyli Z II (zastępczy, niem: Ersatz).
Sterowiec M
Kilka (5) sterowców powstało w Militär-Groß-Basenach, firmie powołanej w 1907 r. przez pruski rząd specjalnie w celu zbudowania sterowca dla wojska. W maju rozpoczęły się loty pierwszego półsztywnego sterowca z serii M, zbudowanego przez majora Großa i inzyniera Basenacha, wg francuskiego sterowca Lebaudy z 1903 r. W czerwcu 1908 r. drugi zbudowany sterowiec M I dostarczono armii - był to pierwszy sterowiec, który rozpoczął służbę wojskową w Niemczech, kolejne dostarczono w 1909 r. (M II, III) i 1911 r. (M IV). (źródło: Mariusz Wojciechowski, „Sterowce niemieckie”).
Prusy Wschodnie 1910 r. Manewry wojskowe. Od lewej: v. Goltz Pascha, v. Hassler, Wilhelm II, Ryszard zu Dohna
Dowództwo wojska pruskiego na Cesarskich Manewrach w Prusach Wschodnich. Rogajny w woj. warmińsko-mazurskim - 1910 r.
Pełna tytulatura Wilhelma II jako Cesarza uwzględniała poszczególne krainy wchodzące w skład Królestwa Pruskiego oraz oczywiście najważniejszy tytuł: cesarsko-niemiecki, który jednak w niektórych dokumentach był pomijany. Brzmiało to tak:
Wilhelm, z łaski Bożej Cesarz niemiecki, król Prus, margrabia Brandenburgii, burgrabia Norynbergii, hrabia Hohenzollern, suweren i wielki książę Śląska oraz hrabstwa kłodzkiego, wielki książę Nadrenii i Poznania, książę Saksonii, Westfalii i Angarii, Pomorza, Lüneburga, Szlezwiku, Holsztynu, Magdeburga, Bremy, Geldrii, Kleve, Julich i Bergu, jak również Wendów i Kaszub, Krosna, Lauenburga, Meklenburga etc. landgraf Hesji i Turyngii, margrabia Górnych i Dolnych Łużyc, książę Oranii, książę Rugii, Fryzji Wschodniej, Padeborn i Pyrmontu, Halberstadt, Münster, Minden, Osnabrück, Hildesheim, Verden, Kamienia, Fuldy, Nassau, Mörs etc. uksiążęcony hrabia Hennebergu, hrabia Marchii, Ravensburga, Hohenstein, Tecklenburg i Lingen, Mansfeld, Sigmaringen i Veringen, pan Frankfurtu, etc. etc.
Zasłynął w Europie z gaf popełnianych podczas buńczucznych przemówień. Najsłynniejsze powiedzenia Wilhelma II, w ktrych wyrażał swoją opinię o innych monarchach:
- „Car rosyjski nadaje się jedynie do życia w chałupie i uprawiania rzepy”. Jest to opinia odnośnie Mikołaja II, Cara Rosji, wyrażona brytyjskiemu ministrowi spraw zagranicznych, lordowi Lansdowne'owi.
- „Moja rada, to więcej przemówień i więcej parad, więcej przemówień, więcej parad”. Są to słowa skierowane do Cara Rosji Mikołaja II
- „Nie można ze mną igrać. Ktokolwiek w czasie wojny europejskiej nie będzie ze mną, stanie się mym wrogiem”. Słowa skierowane do króla Belgii Leopolda II, 1904 r.
- „W czasie długich lat mego panowania moi koledzy, monarchowie Europy, nie przywiązywali wagi do tego, co miałem do powiedzenia. Wkrótce jednak moja potężna flota poprze me słowa, a wówczas nabiorą oni do mnie większego szacunku”. Słowa skierowane do króla Włoch Wiktora Emanuela III.
- "Będziecie w domu, zanim liście opadną z drzew". Obietnica złożona żołnierzom na początku I Wojny Światowej.
- „Być twardym w bólu, nie życzyć sobie tego, co jest nieosiągalne lub bezwartościowe, być zadowolonym z dnia takiego jaki jest; we wszystkim szukać dobra i cieszyć się naturą i ludźmi takimi, jacy są; pocieszyć się po tysiącach gorzkich chwil jedną, która jest piękna, a sercem i umiejętnościami dawać co najlepsze nawet wtedy, gdy nie ma za to podziękowania”. Opinia o wzorcu niemieckiego mieszczanina, 3 marca 1904.
- "Moi poddani chcą we wszystkim sami myśleć i stąd się biorą wszelkie trudności".
- „Polscy współobywatele tutaj nie zachowują się tak jak należałoby oczekiwać i życzyć (…) tylko wtedy liczyć mogą na moją łaskę i uczestniczyć w niej w tym samym stopniu co Niemcy, gdy czuć się będą bezwzględnie jako pruscy obywatele”. Wygłoszone w Toruniu 22 września 1894 r.
- „Polska zuchwałość chce ubliżać niemczyźnie i ja zmuszony jestem wezwać naród mój, aby strzegł swych skarbów narodowych”. Wygłoszone w Malborku 5 czerwca 1902 r.
Wizyta w Malborku na zamku
"Jak wiedzą już nasi czytelnicy, Cesarz w swojej podróży powrotnej z Prus Wschodnich do Poczdamu odwiedził Malbork (niem. Marienburg), żeby zwiedzić zamek. Gdy cesarki pociąg zbliżał się do Malborka, Cesarz zażyczył sobie zatrzymać się na dwie godziny w Malborku. Jedynie hrabia Dohna wiedział co nieco o zamiarze Cesarza […]. Cesarski pociąg złożony z sześciu wagonów wjechał o godz. 8 na ozdobiony z wszech stron flagami dworzec. Nie było jednak żadnych oficjalnych powitań. Cesarz udał się od razu ze swoją pięcioosobową świtą do dwóch wozów i jechał przez całą drogę nierozpoznany do zamku. […] Cała sprawa była trzymana w tajemnicy, o czym świadczy fakt, że pracownicy kolei tylko przez przypadek dowiedzieli się o tym, że cesarski pociąg będzie dłużej stacjonował na malborskim dworcu. […] Jego Wysokość wysiadła z wozu radośnie witana przez personel zamku i udała się od razu do środkowej części zamku, po którym ją szybko oprowadzono. […] Podczas zwiedzania Cesarz pozdrowił pracujących na zamku robotników wojskowym pozdrowieniem: „dzień dobry, ludzie”, dając znak, że nie chce im przeszkadzać w pracy. 70-letni robotnik nazwiskiem Bock, który właśnie wszedł do kościoła Najświętszej Marii Panny, gdy Cesarz był w środku, powitał Cesarza słowami: „Dzień dobry, Panie Cesarzu”, Cesarz mu odpowiedział: „dzień dobry, Staruszku”. […] Mimo że informacja o pobycie Cesarza w mieście była pilnie strzeżona, wiadomość o radosnym wydarzeniu szybko obiegła miasto. Domy przy ulicach, przez które miał przejeżdżać Cesarz w drodze do dworca, zostały szybko ozdobione flagami. Niektóre domy zostały nawet przyozdobione roślinami. Także wszystkie budynki pożytku publicznego zostały przyozdobione flagami na cześć Cesarza. Przy drodze, przez którą miał przejeżdżać Cesarz, na całej jej długości stało mnóstwo gapiów, którzy z wielkim podnieceniem czekali na Cesarza, by go powitać. A gdy w końcu nadszedł ten moment i ekipa cesarska przejechała obok zgromadzonych ludzi, rozbrzmiały okrzyki na cześć Cesarza i tak było przez całą drogę do dworca. Ubrany w myśliwski kostium z ręką przy myśliwskim kapeluszu Cesarz kłaniał się zebranym raz w lewą raz w prawą stronę, wyraził swoje podziękowania i tym samym odwzajemnił te spontaniczne owacje. […] O godz. 9:45 cesarski pociąg udał się w dalszą podróż do Berlina i jeszcze długo Cesarz machał z okna na pożegnanie w podziękowaniu wołającym za nim mieszkańcom (AZ, piątek, 09.10.1891 r.)”. (źródło: www.portel.pl).
Przypomnijmy jednak że był tym, który współfinansował odbudowę zamku malborskiego przez Konrada Steinbrechta. Złożył około 30 wizyt w Malborku. Żywo interesował się odbudową nawet po abdykacji i emigracji do Holandii. Steinbrecht, a po nim Schmid wysyłali mu sprawozdania roczne z postępu prac aż do jego śmierci w 1941 r.
Cesarz Wilhelm II i Konrad Steinbrecht po zapoznaniu się z pracami w Wielkim Refektarzu
Dnia 5 czerwca 1902 r. podczas uroczystego otwarcia odrestaurowanego zamku w Malborku na fetę przybył Cesarz, który podczas przemówienia wezwał do "poskromienia polskiej buty i zuchwałości".
Feta z okazji otwarcia wyremontowanego zamku 5 czerwca 1902 r.
Dla zobrazowania wizyty w 1902 r. posłużę się opisem autorstwa Pana Artura Dobrego pt. "Dni Cesarskie i poświęcenie kościoła na Zamku Wysokim w Malborku w 1902 r.", który znalazłem w Internecie.
"Władca za każdym razem, podczas swoich trzech oficjalnych wizyt w Malborku, wyróżniał to miejsce jako ważny element polityki historycznej państwa. Oprócz uroczystości w 1894, 1902 i 1910 r., zwanych Dniami Cesarskimi (Kaisertage), Wilhelm II odwiedził zamek prawie 40 razy. W latach 1891–1916 były to robocze inspekcje, podczas których sprawdzał postęp prac restauracyjnych i chętnie udzielał rad, zwłaszcza w zakresie artystycznego wystroju wnętrz. W ostatnich latach XIX i na początku XX w. Cesarz pojawiał się w Malborku dwa razy w roku. Zgodnie z ustalonym obyczajem odbywało się to najczęściej w maju i październiku. Po warowni oprowadzał go Conrad Steinbrecht, kierownik Zarządu Odbudowy Zamku. Oficjalne uroczystości zwane Dniami Cesarskimi, w odróżnieniu od wizyt roboczych, były bardzo hucznie obchodzone w całym kraju. Zgodnie z zaleceniami marszałka dworu miejscowości, do których przybywał Cesarz, miały być odświętnie udekorowane, a mieszkańców proszono o aktywne uczestnictwo. Dla Wilhelma była to również okazja, aby zaprezentować się społeczeństwu, wzmocnić wizerunek dynastyczny Hohenzollernów oraz wpłynąć na proces powstawania poczucia wspólnoty w państwie niemieckim.
Wizyty te połączone były z ważnymi dla miejscowej społeczności wydarzeniami, jak odsłonięcie pomnika, oddanie do użytku ważnego gmachu, poświęcenie kościoła. We wschodnich prowincjach Rzeszy dochodził do tego jeszcze aspekt polityczny, który najbardziej wybrzmiewał w Poznaniu, a także w Malborku, gdzie Dni Cesarskie połączone były ze świętem prowincji zachodniopruskiej. W ich trakcie władca spotykał się z ważnymi osobistościami życia politycznego, gospodarczego, kulturalnego, a także korpusem oficerskim biorącym udział w dorocznych manewrach wojskowych. Zamek malborski stawał się wówczas centralnym miejscem uroczystości. W jego wnętrzach odbywały się ceremonie witania gości, odznaczanie zasłużonych obywateli, wspólne biesiadowanie. Malbork jako nieformalna rezydencja cesarska był wówczas świadkiem licznych przemówień Wilhelma II o charakterze politycznym. Tu padały mocne słowa o krzewieniu niemieckiej kultury na wschód od Wisły, tu wzywał Niemców do obrony swoich narodowych dóbr. Tu opowiadał o szczególnej roli Prus jako kolebki dynastii Hohenzollernów i jej współczesnej potęgi. Malbork jako historyczny monument najwyższego znaczenia od czasów średniowiecznych zawsze jawił się w mowach Cesarza jako ostoja niemczyzny na wschodnich rubieżach imperium. Wnętrza zamkowe stawały się podczas obchodów doskonałą oprawą dla historycznych reminiscencji.
Najważniejszą z tych uroczystości stało się poświęcenie w 1902 r. odnowionego kościoła Najświętszej Marii Panny, wieńczące prawie dwudziestoletni proces restauracji Zamku Wysokiego. Decyzja o zorganizowaniu ceremonii zapadła w marcu 1900 r., mimo że proponowanym terminem był dopiero wrzesień roku następnego6. Od tego czasu wszystkie działania Zarządu Odbudowy zmierzały do pełnego zamknięcia prac budowlanych i ukończenia odtwarzania wystroju wnętrz. Gotowy miał być cały Zamek Wysoki, a na Zamku Średnim te wnętrza, które przeznaczone zostały do celów mieszkalnych i reprezentacyjnych, a więc pokoje gościnne w skrzydle wschodnim, Wielki Refektarz oraz część pomieszczeń w Pałacu. Tak długi okres przygotowań związany był również ze specjalnym znaczeniem planowanych uroczystości. Liczba gości, którzy mieli zagwarantowane miejsce pobytu na zamku zwiększyła się radykalnie w stosunku do poprzedniej wizyty. Wyższa była też ranga tego spotkania. To wszystko nakładało na Zarząd ogromne obowiązki i odpowiedzialność przy organizowaniu tej wizyty. Jesienią 1900 r., po krótkim (5 października od godziny 14:55 do 17:10), roboczym pobycie Wilhelma II w Malborku, podjęto pierwsze decyzje logistyczne. Ustalono przede wszystkim, że podczas Dni Cesarskich apartamentem do odpoczynku monarchy i jego żony będą reprezentacyjne pomieszczenia mistrzów na pierwszym piętrze Pałacu. W przyziemiu natomiast mieli zostać ulokowani najbliżsi współpracownicy oraz dalsza rodzina. W czerwcu 1901 r. przygotowania do święta nabrały rozpędu. Marszałek dworu hrabia August zu Eulenburg poinformował Steinbrechta, a także władze rejencji, że zgodnie z wolą Cesarza, w malborskich uroczystościach na zamku wezmą udział przedstawiciele zakonów rycerskich: protestanckiego joannitów (Johanniter Orden) oraz katolickiego Zakonu Niemieckiego z Austrii (Deutscher Orden). Zaproszeni zostali wielcy mistrzowie tych korporacji. Ponadto spodziewano się króla Wirtembergii Wilhelma II, następcy tronu księcia Fryderyka Wilhelma, brata Cesarza księcia Heinricha, księcia Albrechta von Preußen, arcyksięcia austriackiego Eugeniusza, księcia Aosty, a także licznych przedstawicieli dworu cesarskiego i generalicji. Przygotowany został szczegółowy scenariusz całego spotkania: godziny, miejsca oraz rodzaje uroczystości, zaplanowany od czwartku 5 do piątku 6 września, a później w dniach 15–16.IX.1901 r. W pierwszym terminie odbyć się miały uroczystości związane z poświęceniem kościoła i całego odrestaurowanego Zamku Wysokiego. W drugim, już po zakończeniu jesiennych manewrów I i XVII Korpusów Armijnych i floty morskiej, postanowiono przygotować Dni Prowincji Zachodniopruskiej. Kwaterą główną Cesarza miał być pokład jachtu Hohenzollern, zacumowany w porcie gdańskim. Apartamenty w Pałacu Wielkich Mistrzów i tym razem miały pełnić rolę wypoczynkową. W końcu czerwca Steinbrecht otrzymał szczegółowe instrukcje dotyczące ich wyposażenia oraz urządzenia dodatkowych pomieszczeń na terenie Zamku Średniego. Postulowano odmalowanie korytarzy i klatek schodowych, zamontowanie wieszaków na ubrania gości (dla Cesarza dwóch wielkich szaf), przygotowanie wnętrz do obsługi telegrafu, obsługi oświetlenia, dla służby, wartowników i straży pożarnej. Zaplanowano również wzniesienie drewnianych toalet. Wszystko to miało być przygotowane w terminie do 15 sierpnia. Jednak planowana uroczystość nie odbyła się. Dnia 5 sierpnia zmarła bowiem matka Wilhelma II, Cesarzowa Wiktoria. W związku z tym odwołano święto.
Dopiero w lutym następnego roku Steinbrecht otrzymał oficjalne pismo z biura marszałka dworu z Berlina o nowych terminach imprezy, która jak wyjaśniono miała mieć nie zmieniony i zatwierdzony wcześniej harmonogram. Uroczystości, w których zamierzała uczestniczyć para cesarska, zaplanowano na czwartek 5 i piątek 6.VI 1902 r. W czwartek, w ramach Dni Cesarskich, miała odbyć się ceremonia poświęcenia kościoła, a w piątek Dzień Prowincji Zachodniopruskiej. Zarząd Odbudowy Zamku musiał zatem przyspieszyć przygotowania pomieszczeń na potrzeby mieszkalne i bankietowe. Należało sprowadzić meble, zamontować oświetlenie i dekoracje. Postanowiono również wykonać malowidło ścienne w sali siedmiofilarowej na Zamku Średnim, gdzie odbywać się miały uroczyste posiłki. Do zaprojektowania polichromii z wizerunkiem wielkiego mistrza Hermanna von Salza, ubranego w płaszcz krzyżacki, siedzącego na koniu, zatrudniono bliskiego współpracownika Steinbrechta, profesora Hermanna Schapera z Hanoweru. Wzorem miało być przedstawienie z ratusza w Sienie lub słynny jeździec bamberski. Okazało się jednak, że czasu jest mało i profesor wykonał jedynie sześć barwnych flag do dekoracji sali. Powstały też dwa duże malowidła w formie gobelinu, przeznaczone do powieszenia w apartamencie Cesarza w Zimowym Refektarzu. Były to przedstawienia z „Eneidy” wzorowane na obrazach włoskiego malarza Dosso Dossiego, przechowywanych w Kestner-Museum w Hanowerze. Od początku maja rozpoczął się też proces dostarczania do zamku elementów wyposażenia pomieszczeń mieszkalnych, w tym szaf, skrzyń, kanap, foteli, dywanów. Większość mobiliarza pochodziło z różnych wnętrz zamkowych. Z Berlina natomiast, z zasobów magazynowych urzędu marszałka dworu, przywieziono specjalne meble tapicerowane dla pary cesarskiej. Dekorator dworski Seibelt zaordynował rozłożenie we wszystkich pokojach i korytarzach puszystych perskich dywanów, a na ścianach rozwieszenie gobelinów i drapowanych kotar. Niezwykle ważne było urządzenie pomieszczeń gospodarczych – kuchni, spiżarni, winiarni, zmywalni. W tym przypadku całość wyposażenia została sprowadzona z Berlina. Potrzebne były specjalne stoły do przygotowywania potraw, kotły do gotowania, regały na porcelanowe i srebrne naczynia, skrzynie do lodu, wanny do zmywania. Zastawa stołowa została przygotowana dla ponad 200 gości. Centralnym miejscem uroczystości był kościół na Zamku Wysokim. Zarówno elewacje, jak i wnętrze poddane zostały gruntownej restauracji. Sam Zamek Wysoki po zlikwidowaniu w nim w 1870 r. magazynu wojskowego przekazano Zarządowi Odbudowy, który rozpoczął przygotowywanie planów jego konserwacji. Była to kolejna faza prowadzonych od 1817 r. szeroko zakrojonych prac restauracyjnych kompleksu malborskiego. Pierwsze prace na Wysokim nastąpiły w 1882 r. Początkowo skoncentrowano się na demontażu barokowych ganków, rekonstrukcji krużganka skrzydła północnego oraz konserwacji portalu kościoła zwanego Złotą Bramą. Rozpoczęto także prace murarskie i tynkarskie we wnętrzu świątyni, co pozwoliło wkrótce na podjęcie konserwacji i częściowej rekonstrukcji średniowiecznych malowideł ściennych przez malarza historycznego Leopolda Weinmayera z Monachium. Na drugą połowę lat osiemdziesiątych XIX w. przypadła główna część restauracji skrzydeł Zamku Wysokiego i jego wnętrz, w tym kościoła (wyremontowano i pomalowano sklepienie). Wzniesiono również dachy w dawnej formie, a w 1892 r. dekoracyjny wieniec szczytów wimpergowych wokół dachu prezbiterium kościoła. Prowadzone były też prace nad wystrojem i wyposażeniem zrekonstruowanych wnętrz. Pod koniec wieku kaplica została wyposażona w stalle, w tym tron dla wielkiego mistrza, drewniane ławy, liczne ołtarze oraz świeczniki. W 1901 r. zamontowano ozdobną kratę lektoryjną oraz uzupełniono rzeźby w nastawie ołtarzowej w chórze. Rok później, tuż przed zaplanowanym świętem, został ustawiony przed kratą na środku wnętrza średniowieczny ołtarz. Jego ofiarodawcą był baron Wilhelm von Grote z Wedesbüttel koło Meine w prowincji hanowerskiej. Tak przygotowany Zamek Wysoki oczekiwał już tylko na oficjalne otwarcie i uroczystość poświęcenia".
Ze względu na to, że obchody miały potrwać dwa dni, ważnym zadaniem było rozlokowanie gości. Część uczestników miała zapewniony nocleg na miejscu. Dla nich zaaranżowano w różnych częściach warowni kwatery. Na Zamku Wysokim, w Domku Ogrodnika zamieszkał marszałek dworu hrabia Eulenburg, w Domku Klucznika kanclerz Rzeszy Bernhard von Bülow. Na Zamku Średnim książę Johann Albrecht von Mecklemburg-Schwerin, książę Nicolaus von Württemberg oraz damy dworu. W przyziemiu Pałacu zakwaterowano księcia Albrechta von Preußen. Na terenie Przedzamcza, w budynkach ciągu gospodarczego, miejsca noclegowe zapewniono obsłudze kuchni, służącym, urzędnikom dworskim oraz strażnikom i kompanii huzarów. Spora grupa gości nocowała u wyznaczonych rodzin w mieście. Zgodnie z zaleceniami marszałka dworu Eulenburga, w marcu do Steinbrechta zwrócił się wyższy inspektor Ludwig Raupp z Berlina, który odpowiadał za przygotowanie reżyserii i scenografii uroczystości na zamku. Przedstawiono wówczas plan organizacji opracowany przez Teatr Królewski z Hanoweru, w którym znalazł się szczegółowy program przebiegu ceremonii, sposób ustawienia poszczególnych gości i artystów oraz projekty oprawy dekoracyjnej wnętrz i dziedzińców. Zgodnie z tym projektem, ważne było rozplanowanie na terenie zamku szpalerów żołnierzy przebranych w stroje rycerzy krzyżackich. Projekt przewidywał udział w szpalerach 12 podoficerów oraz 198 żołnierzy. Wojskowi mieli być ubrani w kostium złożony z kolczugi, białej tuniki z czarnym półkrzyżem na lewym ramieniu, hełmu garnczkowego, względnie kapalinu, miecza przytwierdzonego do pasa oraz włóczni i tarczy. Pierwsza drużyna miała być ustawiona przy bramie i na moście Zamku Średniego, następna we wnętrzach Pałacu oraz przed Wielkim Refektarzem. Główny szpaler prowadził przez most zwodzony, międzymurze i dziedziniec Zamku Wysokiego aż po Salę Kapitulną. Podczas przemarszu gości miał grać mobilny carillon wypożyczony z Teatru Królewskiego w Wiesbaden, a w kościele zamontowane przez firmę Sauer z Frankfurtu nad Odrą niewielkie organy. Większość pomieszczeń oraz elewacje Pałacu miały zostać udekorowane girlandami zieleni i kolorowymi flagami. W kościele miały wisieć flagi obu zakonów: niemieckiego i joannitów, nad bramą dziedzińca państwowa, przed Zamkiem Wysokim krzyżacka, z orłami pruskim i brandenburskim oraz św. Jerzego. Z krenelaża Pałacu zwisać miały proporce rodzinne 11 wielkich mistrzów, a nad Kapitularzem sztandar z herbem Malborka. Od 20 maja, na czas przygotowań do święta, zamek został zamknięty dla turystów, 28 maja rozpoczęło się strojenie, a od 3 czerwca wpuszczano na jego teren tylko wyznaczone osoby, i to tylko na podstawie przepustki wystawionej przez wyższy urząd marszałka dworu.
Dnia 5 czerwca, około godziny 8 rano, przybył do Malborka pociąg specjalny z Berlina. Zatrzymał się na zaaranżowanym przystanku „Marienburg Schloß”, na terenie przedzamcza. Para cesarska wraz z najważniejszymi dostojnikami, pomiędzy szpalerem huzarów i młodzieży szkolnej przejechała stamtąd na zamek, aby zakwaterować się w swoich apartamentach i przygotować do ceremonii, rozpoczynającej się kwadrans po godzinie dziesiątej w Letnim Refektarzu w Pałacu Wielkich Mistrzów. W tym pierwszym spotkaniu z Wilhelmem II wzięli udział najważniejsi zaproszeni goście: król Wirtembergii, wielki mistrz zakonu joannitów książę Albrecht von Preußen, regent księstwa Brunszwiku, książę Johann Albrecht zu Mecklenburg-Schwerin oraz najwyżsi rangą przedstawiciele dworu cesarskiego, między innymi marszałek Eulenburg, kanclerz hrabia von Bülow, minister wojny Heinrich von Goßler. W tym samym czasie w Wielkim Refektarzu zebrali się dowódcy wojskowi i rycerze zakonni. Przybyli też członkowie zagranicznych delegacji, wśród nich ambasador Austro-Węgier Laszlo von Szögyeny-Marich oraz Wielkiej Brytanii sir Frank C. Lascelles. Rozpoczęcie uroczystości nastąpiło dokładnie o godzinie wpół do jedenastej. Z Pałacu wyszedł wówczas orszak na czele z Cesarzową i jej otoczeniem. Pośród szpaleru żołnierzy ubranych w krzyżackie kostiumy Augusta Wiktoria udała się przez most zwodzony i międzymurze na dziedziniec Zamku Wysokiego i stamtąd bezpośrednio do kościoła. Tam zajęła miejsce po prawej stronie od ołtarza, na specjalnie sprowadzonym z Berlina fotelu w typie gotyckim. We wnętrzu kościoła na wyznaczonych miejscach siedzieli już zaproszeni, a nie uczestniczący w kondukcie goście i teraz wszyscy oczekiwali na przybycie Cesarza.
Po przyjęciu przez monarchę meldunku od dowódcy uczestniczących w święcie wojsk, obecni w Letnim Refektarzu dostojnicy przeszli na dziedziniec, aby uformować orszak. Podczas wyjścia Cesarza, z okien wieżyczki nad Kapitularzem rozległy się dźwięki fanfar, z wieży głównej, dały sygnał do rozpoczęcia przemarszu do kościoła. Na czele pochodu, przy dźwiękach carillonu, kroczyli w ustalonej kolejności marszałek joannitów w obecności 130 rycerzy honorowych i niższych rangą członków zakonu. Następnie szli przedstawiciele Zakonu Niemieckiego (delegacje z Wiednia i Utrechtu) wraz z przebranymi za krzyżaków żołnierzami. Za nimi Wilhelm II w czarnym aksamitnym płaszczu joannitów z szerokim kołnierzem z futra gronostajów i czarnym kapeluszu z białym piórem. Towarzyszył mu książę Albrecht von Preußen oraz dwóch oficerów w białych zakonnych płaszczach z czarnym krzyżem. Podczas wejścia orszaku do kościoła rozbrzmiały organy. Cesarz i mistrz joannitów zajęli miejsca na specjalnym podwójnym siedzisku, zrekonstruowanym w 1895 r. na wzór stalli wielkiego mistrza z katedry w Królewcu i ustawionym przed kratą lektorium od strony chóru. Pozostali dostojnicy usiedli w stallach i na drewnianych ławach wzdłuż ścian. Chór katedralny stojący na emporze zachodniej oraz zespół instrumentów dętych tuż pod nią, zaintonował hymn skomponowany przez Ludwiga van Beethovena „Die Himmel rühmen des Ewigen Ehre”. Rozpoczęło się nabożeństwo. Liturgię sprawował generalny superintendent Prus Zachodnich doktor Adolf Döblin. Pomiędzy modlitwami i śpiewem, mowę dotyczącą poświęcenia kościoła wygłosił kaznodzieja dworu berlińskiego doktor Ernst Dryander. Wspomniał w niej o znaczeniu, jakie ta świątynia odgrywała dla historii Malborka i Zakonu oraz jakie ma mieć dla niemieckiej przyszłości tych ziem. Nawiązał też do pokrewieństwa joannitów z Zakonem Niemieckim, od których ci drudzy w średniowieczu zaczerpnęli część swojej reguły. Ważnym przesłaniem było zapewnienie, że kościół nie będzie przekazany gminie do regularnego używania. Jako część rezydencji stanie się kaplicą monarszą, w której podczas pobytów Cesarza w Malborku odbywać się będą szczególne „uroczystości o charakterze narodowym i ojczyźnianym skupiające Boży lud wokół słowa Bożego”. Słowa Dryandera były zamknięciem długoletniego procesu przejmowania kościoła przez Króla i Cesarza oraz zmiany konfesji. Historia sięgała do 1772 r., czasu pierwszego rozbioru Polski i nieco późniejszej kasaty zakonu jezuitów w Prusach.
Zakon ten bowiem opiekował się kaplicami zamkowymi do 1784 r. Po śmierci ostatniego z zakonników świątynię przejęła malborska gmina katolicka. W 1830 r. nadprezydent Prus Theodor von Schön uzyskał od króla Fryderyka Wilhelma III rozkaz gabinetowy, w którym kościół zamkowy pozostawiono gminie tymczasowo i do dyspozycji róla na każde jego żądanie. Dwanaście lat później Schön ogłosił świątynię „królewską kaplicą zamkową”. Katolicy odwołali się do sądu, lecz w obu wyższych instancjach przegrali. W 1848 r. Wyższy Trybunał Królestwa Prus postanowił, że gmina nie ma prawa własności oraz wyłącznego użytkowania28. Niemniej aż do czasu rozpoczęcia restauracji zamku w 1882 r. odbywały się tam, z roku na rok coraz rzadziej, msze w niedziele i święta. Zgodnie z życzeniem Cesarza, od momentu ponownej konsekracji w 1902 r., kościół „powinien służyć obu wyznaniom chrześcijańskim, będąc ostoją pokoju religijnego”. Temu przesłaniu miało sprzyjać zaproszenie na uroczystość katolickiego Zakonu Niemieckiego. Po kazaniu zebrani w świątyni duchowni ogłosili akt konsekracji i odmówili pod przewodnictwem generalnego superintendenta Prus Wschodnich doktora Brauna modlitwę końcową. Uroczystość miała szczególną oprawę. „Przyćmione światło, ozdoby migoczące złotem w powodzi świec, do tego przepych strojów zakonnych i zmysłowa siła gry organowej, śpiewu i puzonów” – według Steinbrechta była to najbardziej wzruszająca część całego święta30. Ceremonia zakończyła się hymnem „Wir treten zum Beten”, skomponowanym przez Maximiliana Stadlera, wykonanym przez zespół instrumentów dętych. Po nabożeństwie Cesarz z zaproszonymi przedstawicielami zakonów przeszedł do Kapitularza, gdzie założono płaszcze i sformowano pochód w znanym już ustawieniu. Następnie, przy dźwiękach fanfar, udano się przez most zwodzony na Zamek Średni, do kaplicy św. Bartłomieja w skrzydle wschodnim. Tam Jego Wysokość oczekiwał na Cesarzową i pozostałych gości. Po ich dotarciu, uczestnicy przeszli do sali siedmiofilarowej, gdzie zajęto miejsca przy stołach bankietowych.
Cesarzowa podczas uroczystości
Wystawny obiad przygotowany został na ponad 200 osób. Obsługiwało go kilkudziesięciu przybyłych ze stolicy kelnerów. Stoły były udekorowane gałązkami jedliny, zastawione bogatym, srebrnym i porcelanowym serwisem przywiezionym z zamku berlińskiego. W menu poczęstunku znalazła się zupa cesarska poprzedzająca dania główne, na które składały się turbot na sposób holenderski, garnirowany comber cielęcy i suflet z szynki ze szlachetnymi grzybami. Następnie podano pudding strasburski, młode kaczki z owocami i sałatą oraz szparagi. Jako deser zaserwowano truskawki z bitą śmietaną. Zgodnie z poleceniem marszałka dworu zaproszeni goście zostali zobowiązani do przywdziania określonych ubrań. Damy powinny były założyć toalety promenadowe. Mężczyźni – członkowie poszczególnych zakonów rycerskich – stroje swoich korporacji (podczas bankietu bez płaszczy), wojskowi natomiast mundury paradne ze wstęgami orderów. Pozostali stawić się mieli w garniturach galowych z ciemnymi spodniami, fraku bądź w stroju urzędowym. A jak pisał Steinbrecht: „biel i czerń rycerzy Zakonu Niemieckiego, dominująca czerwień i złoto joannitów, którym mógłby tylko sprostać złoty brokat Cesarzowej, dawały obraz nadspodziewanej gry kolorów”. W trakcie bankietu oprawę muzyczną zapewniła orkiestra dęta pod dyrekcją profesora berlińskiego konserwatorium Juliusa Koslecka. W programie znalazły się hymn Stadlera „Wielki Bóg, Wszechmocny Bóg”, utwór „Świat jest tak piękny” Fischera, dwie pieśni staroniemieckie Verdiego wykonane przez chór, popis sztuki gry na trąbach i kotłach, a na zakończenie skomponowany przez samego Koslecka hymn „Niemiecki cesarz”.
Podczas uroczystego przyjęcia Cesarz wznosił toasty połączone z krótkimi przemowami. W jednym z nich padły charakterystyczne dla polityki historycznej Wilhelma II słowa związane z rolą Malborka w dziejach Niemiec. Cesarz mówił:
„Dnia dzisiejszego zebrał się na mój rozkaz, w porozumieniu z moim wujem, Zakon Johannitów w Malborgu, aby wespół ze mną, jako z gospodarzem, przyjąć gości i z radością widzieć ich pośród nas. Drugi to raz od początku mego panowania zbieramy się razem. Potrzebą serca mego jest wyrazić Zakonowi najzupełniejsze uznanie i wdzięczność za wierność i pilną pracę, którą w poruczonym sobie zakresie wykonywał i wykonuje. Wdzięczności tej dałem wyraz, ofiarowując Zakonowi swój portret w stroju zakonnym, za pośrednictwem J. Król. Wysokości ks. Albrechta. Wówczas działo się to w salach Sonnenburga, z którymi zrosły się dzieje Zakonu; dziś na miejscu pamiątkowem, u kołyski niemieckiego Zakonu rycerskiego, który założono na obcej ziemi dla wspierania niemieckich współbraci. Stał on przy boku Zakonu Johannitów i Templaryuszy; celem jego było wywalczenie wolności dla Jerozolimy i utrzymanie na zawsze kościoła św. Grobu pod władzą Krzyża. Nadzieja ta nie spełniła się; wkrótce po założeniu niemieckiego Zakonu musiano uznać Ziemię Świętą za utraconą terytoryalnie raz na zawsze dla zachodniego chrześcijaństwa. Niejeden członek Zakonu westchnął wtedy boleśnie; niejeden Niemiec zapytał się siebie: ‘Cóż się z nami teraz stanie? Jakie zadanie sobie obierzemy?’. W tem jednak okazał się właśnie – mojem zdaniem – palec opatrzności. Opatrzność wyznacza Zakonowi zadanie do spełnienia nie na obcej ziemi, gdzie Europejczycy nie czują się u siebie, gdzie Krzyż jeszcze się nie ustalił, lecz w ojczyźnie, na granicach państwa. A jak Zakon spełnił to zadanie? Przedstawiły to we wspaniałych słowach w kościele usta wymowniejsze od moich. Zakon wzniosły i wielki we wszystkich pracach, we wszystkich planach, równie co do polityki, jak co do wypraw wojennych i budownictwa, jest przykładem najwyższego rozkwitu wydatnej działalności. Przez całe wieki średnie, gdy świetność cesarska i państwowa wprędce przekwitły i znikły, lud niemiecki cieszył się tymi braćmi i dziećmi swego szczepu i czerpał zbudowanie z działalności Zakonu. Raz już miałem sposobność zaznaczyć w tym zamku, na tem samem miejscu, że stary Malborg, jedyna twierdza na Wschodzie, punkt, z którego kultura rozeszła się między ludy mieszkające na wschód od Wisły – że ma on pozostać nadal symbolem zadań niemieckości. Teraz rzeczy zaszły tak daleko, jak wówczas. Buta polska chce zaczepiać niemczyznę i jestem zmuszony wezwać mój lud do obrony naszych dóbr narodowych. Tu w Malborgu, wyrażam oczekiwanie, iż wszyscy bracia Zakonu Johannitów stawią się do służby, gdy ich wezmę do obrony niemieckich zwyczajów i obyczajów. Z tem życzeniem i w tej nadziei, podnoszę kielich za pomyślność najdostojniejszego Wielkiego Mistrza Zakonu Johannitów – Hura! Hura! Hura!”.
Po kolejnych fanfarach, Cesarz wzniósł drugi toast, w którym zaznaczył, że „tendencye, na których gruncie założono Zakon, nie zmieniły się wcale. Wielkie, wspaniałe, wzniosłe przykazania, miłości braterskiej, udzielone ludzkości przez Zbawiciela łączy Zakony, mimo różnicy wyznania, we wspólnym celu służenia cierpiącej ludzkości i prowadzenia w ten sposób dalej dzieła zbawienia ludzkości za przykładem Zbawiciela. Tak jak dziś w dawnym kościele Maryackim (Marienkirche) wspólnie gięły się nasze kolana przed Najwyższym, przed którym wszyscy jesteśmy odpowiedzialni, pod którego opieką stoimy, tak niech wspólnie idzie naprzód praca Zakonów, czy to na polu strzeżenia zwyczajów i obyczajów, a ku obronie wszystkiego". ( Tłumaczenie przemowy opublikowane w: „Czas”, 7 VI 1902, nr 128, s. 1).
Po tym toaście Wilhelm zwrócił się do przedstawicieli joannitów z Anglii z prośbą o przekazanie pozdrowień królowi Edwardowi VII. Następnie, już na zakończenie przyjęcia, w imieniu nieobecnego wielkiego mistrza Zakonu Niemieckiego arcyksięcia Eugena von Österreich, przemówił austriacki generał kawalerii, wielki kapitularz baron Anton von Mauchenheim gen. Bechtolsheim. W krótkiej wypowiedzi podziękował Jego Wysokości za zainteresowanie i pomoc we wspaniałej restauracji dawnej siedziby Zakonu. Sam Malbork nazwał symbolem, ostoją i bastionem niemieckiej wierności na nadchodzące stulecia.
Polscy historycy uważają, że Wilhelm II był „polakożercą”. Widomy wyraz tej polityki stanowiła mowa, jaką w czerwcu 1902 r. Wilhelm II wygłosił podczas pobytu na zamku w Malborku, do którego doszło z okazji zakończenia prowadzonej od lat 80. XIX wieku renowacji obiektu. Dla Cesarza, który widział siebie jako spadkobiercę tradycji rycerskiej, było to miejsce o szczególnym znaczeniu. Świadczy o tym chociażby to, że w czasie swego panowania odwiedził je około pięćdziesięciu razy, a po 1891 r. bywał tam rokrocznie. Widział on bowiem w Malborku symboliczne miejsce, w którym łączyły się dzieje domu Hohenzollernów z historią wielkich mistrzów krzyżackich. Zamek stanowił także rzekomy dowód na potwierdzenie tezy, że powstała zaledwie przed trzydziestu laty Rzesza Niemiecka była spadkobiercą duchowym Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego. W drugiej połowie XIX wieku nastąpił wzrost zainteresowania historią Zakonu Krzyżackiego w Niemczech. Przy okazji zmitologizowano i zinstrumentalizowano jego dzieje, dostosowując do wymogów wojującego nacjonalizmu.
Cesarz starannie przygotował się na poświęcenie zamku. Nakazał uwiecznić planowane uroczystości na zdjęciach i taśmie filmowej. Firmę mającą wykonać to ostatnie zlecenie wybrał marszałek dworu, a Cesarz – już w dniu uroczystości – sam wskazał miejsce, gdzie miała stanąć kamera.
W dniu 5 czerwca 1902 r., wznosząc toast z okazji święta zakonu joannitów, Wilhelm oddał hołd roli cywilizacyjnej, jaką na tych ziemiach odegrali Krzyżacy. „Nie na obcej ziemi, gdzie Europejczycy nie czuli się u siebie i gdzie Krzyż nie uzyskał jeszcze trwałej podstawy, ale tu na ziemi leżącej na granicach Rzeszy, tu Opatrzność wyznaczyła zadanie Zakonowi. I jak On je wypełnił! [...] Już raz skorzystałem w tym zamku i na tym miejscu z okazji, aby podkreślić, że stary Malbork, ten dawny bastion na wschodzie, ten punkt, skąd promieniowała kultura na ziemiach na wschód od Wisły, powinien pozostawać stałym symbolem niemieckich zadań. Teraz znów jest to samo: polska buta zagraża niemieckości i czuję się zmuszony wezwać swój naród do obrony swych dóbr narodowych. Swoim zwyczajem po wygłoszeniu tych słów Cesarz wysłał telegram. Jego adresatem był tym razem Król Anglii Edward VII. Wilhelm przypominał mu w nim, że przyszły Król Anglii Henryk IV „ramię w ramię z rycerzami Zakonu Krzyżackiego pod dowództwem ich wielkiego mistrza walczył z poganami”.
Odnosiło się to do udziału księcia Henryka z angielskimi rycerzami w krucjatach przeciw Litwinom i oblężeniach Wilna w latach 1390 i 1392. Malborskie obchody obejmowały także ogromne widowisko kostiumowe, podczas którego pruscy żołnierze zostali poprzebierani w stroje wzorowane na średniowiecznych.
Jak wspominał Wojciech Kossak: „Pamiętna ta mowa Cesarza, apoteozując krwawe apostolstwo zakonu i pochwalając postępowanie w myśl tradycji, jest unikatem swego rodzaju. Kwintesencją tej mowy jest wezwanie przez monarchę konstytucyjnego jednej części swych poddanych do bezwzględnej walki z drugimi, także swoimi poddanymi: "Wzywam was wszystkich, rycerze zakonu niemieckiego do świętej wojny z polską bezczelnością i sarmacką butą”.
Ten tekst jest fragmentem książki Piotra Szlanty „Polakożerca kontra wrogowie Rzeszy. Cesarz Wilhelm II i Polacy 1888-1918”:
Przemówienia Cesarza odbiły się głośnym echem nie tylko w kręgach politycznych państwa niemieckiego, ale i w całej Europie. Polskie gazety uznały je za brutalne wobec narodu, będące otwartą manifestacją walki przeciwko Polakom. Przypominały bowiem wielowiekową politykę antypolską prowadzoną przez krzyżaków, a później przez monarchię pruską, zwłaszcza w dobie wilhelmińskiej. Bez entuzjazmu odnieśli się również komentatorzy austriaccy i rosyjscy, a także niektóre liberalne pisma w samych Niemczech. Wiedeńskie gazety pisały o „ekskomunikowaniu przez Wilhelma II swoich polskich poddanych” oraz o znamiennym przyznaniu kaplicy zamkowej kościołowi ewangelickiemu. Warto przy tym wspomnieć, że te głośne wystąpienia Cesarza zmobilizowały polskie społeczeństwo do stawienia silniejszego oporu wobec pomysłów germanizacyjnych w zaborze pruskim4 Przyczyniły się również do zorganizowania pierwszych, dużych obchodów rocznicy bitwy grunwaldzkiej we Lwowie, Krakowie i innych większych miastach Galicji, a także wielkiej mszy w dniu 15 lipca w katedrze w Gnieźnie. Polityczny kontekst Dni Cesarskich w Malborku był już obserwowany podczas uroczystości w 1894 r., jednak te z 1902 r. miały wyraźniejszą wymowę, również dzięki obecności dostojników zakonów rycerskich. Prasa polska pisała również o samej restauracji zamku „przedsięwziętej jeszcze na początku panowania Fryderyka Wilhelma IV, a dokonanej z taką historyczną wiernością, że wszelkie godła, oznaki napisy, wszelkie pamiątki polskie z murów i sklepień powydzierano, aby przywrócić narodowo-pruską pamiątkę do stanu, jaki miała przed 28.X.1466 r.”. Po części oficjalnej bankietu w sali siedmiofilarowej goście przeszli do Wielkiego Refektarza, gdzie zaaranżowano spotkanie przy kawie. Cesarz ofiarował wówczas zakonowi joannitów, którego od 1888 r. był protektorem, swój portret namalowany przez Ferrariego.
Był to obraz w bogatej, złotej ramie, przedstawiający monarchę ubranego w paradny strój zakonu joannitów, we wnętrzu ozdobionym ciemnoczerwoną draperią, z widokiem zamku malborskiego w tle. Wilhelm chętnie rozmawiał też z zaproszonym towarzystwem, pośród którego było liczne grono urzędników prowincji zachodniopruskiej i miejscowej elity polityczno-kulturalnej. Po wpół do trzeciej po południu para cesarska udała się na spacer po wnętrzach zamkowych, odwiedzając gabinet numizmatyczny oraz wystawę zdjęć zamku wykonanych przez berlińskiego fotografa Ottomara Anschütza. Następnie przeszła do swoich apartamentów na krótki odpoczynek. Około szesnastej Cesarz z małżonką opuścili zamek i przejechali powozem pośród wiwatujących mieszkańców miasta na przystanek „Marienburg Schloß”. Tam odbyła się wojskowa ceremonia pożegnania. Chwilę później goście wsiedli do oczekującej pod parą monarszej salonki i o godzinie 16:35 odjechali na nocleg do swojej rezydencji w Kadynach. Dni Cesarskie 1902 r. przeszły do historii.
Antypolskie słowa wypowiedzine w Malborku spotkały się z krytyką. M.in. kronprinz Wilhelm, jego następca 11 lat później, zapraszając Wojciecha Kossaka aby namalować portrety dla kronprinza Wilhelma, jak wspomina sam malarz "następca tronu zaprosił go aby zrobić na złość ojcu i pokazać, że do mnie Kossak przyjedzie, a do ciebie nie zechce, bo głupstwa w Malborku gadałeś".
Butny i zarozumiały obraz wyłaniał się z jego własnych wypowiedzi: „My, Hohenzollernowie otrzymaliśmy nasze korony bezpośrednio z nieba i tylko wobec nieba jesteśmy odpowiedzialni za obowiązki, które to na nas nakłada”. Jego niezwykła bogobojność kłóciła się z jego poczynaniami, z bezwzględnymi decyzjami i uporem. Powiedział kiedyś: „Jest tylko jedna osoba, która rządzi w tym Cesarstwie i nie zamierzam tolerować nikogo innego”. Przyjął na siebie rolę pomazańca Bożego i za takiego się uważał.
Europie imponował, wzbudzał w swoim narodzie posłuch. Otaczać go zaczęła wszechobecna sława i mit. Miał sparaliżowaną rękę, uchodził mimo to za dobrego jeźdźca i był świetnym myśliwym. Pomimo choroby, która upośledziła całą jego lewą stronę ciała, wychowywano go na żołnierza. Ogromne pieniądze wydawał na podróże. Uwielbiał zarówno góry jak i morze. Ciekawość świata i zabytków powodowała, że ciągle organizowano większe wycieczki i wojaże. Zbudowano dla niego specjalny pociąg z 12 wagonami-salonkami. Miał luksusowy jacht "SMY Hohenzollern".
Pociąg Wilhelma II na stacji w Radzionkowie
Pociąg Wilhelma II na stacji w Rominten
Cesarski pociąg w Berlinie - 1913 rok
Przejazd pociągu kajzera przez Puszczę Romincką. Mosty w Stańczykach
Salonka Wilhelma w pociągu
Cesarska salonka - Muzeum w Berlinie
Salonka - Muzeum w Berlinie
Kolejna salonka
Wagon dla cesarskiej świty
Szeroko opisujemy w tej książce pasję Wilhelma II jaką było łowiectwo. Nie mniejszą było umiłowanie żeglarstwa, którą realizował na pokładzie jachtu SMY "Hohenzollern" a także żeglarstwo sportowe podczas regat na mniejszym jachcie "Meteor".
Jachty Cesarza Wilhelma II
Słowo jacht właściwie nie pasuje do reprezentacyjnej jednostki Cesarza Wilhelma II. To był luksusowy statek pasażerski, jedna z najbardziej niezwykłych jednostek zbudowanych w Szczecinie. Wielki, cesarski jacht imperialny "Hohenzollern" zbudowany w 1892 roku, uroczyście zwodowano 27 czerwca.
Mało kto wie, że właściwie zbudowano trzy jachty (statki pasażerskie nazywane jachtami) o tej samej nazwie. Przedstawmy je poczynając od SMY "Hohenzollern I". SMY Hohenzollern (niem. Seiner Majestät Yacht Hohenzollern) to nazwa kilku jachtów używanych przez Cesarzy niemieckich w latach 1878-1918, nazwanych na cześć ich rodu Hohenzollernów. Cesarski (Seiner Majestät - królewski, carski) jacht jest statkiem używanym przez Monarchę. Większość z nich jest finansowana przez rząd kraju, na którego czele stoi ów Monarcha. Jacht jest najczęściej obsługiwany przez personel marynarki wojennej i używany przez Monarchę i jego rodzinę zarówno w podróżach prywatnych, jak i służbowych.
SMY Hohenzollern I
Pierwszy Hohenzollern został zbudowany w latach 1876-1878 przez Norddeutsche Schiffbau-Gesellschaft w Kilonii. Jego wnętrza zostały zaprojektowane przez architekta Heinricha Moldenschardta. W 1892 roku została przemianowana na Kaiseradler (Cesarski Orzeł - Imperial Eagle) i złomowany w 1912 roku.
Po wstąpieniu na tron Prus przez Wilhelma II w czerwcu 1888 roku, Królewski Jacht Hohenzollern I był używany częściej niż za panowania poprzeników Wilhelma. Pierwszy Hohenzollern był parowcem łopatkowym (wiosłowym, kołowym), postrzeganym jako przestarzały i nie spełniający wymagań nowego Kaisera. Został zbudowany za Cesarza Wilhelma I, dziadka naszego bohatera.
SMY Hohenzollern I
Obraz przedstawiający SMY Hohenzollern I w otoczeniu pancerników
SMY Hohenzollern II
Budżet na rok 1889/90 zawierał prośbę o nowy jacht. Taki, który mógłby zostać zastąpiony przez marynarkę wojenną na wypadek wojny. Sekretarz stanu nowo utworzonego Reichsmarineamt, konteradmiral Karl Eduard Heusner, zwrócił się o środki finansowe przy podziale budżetu do Reichstagu i przyznano niezbędne środki. Dział konstrukcyjny Reichsmarineamt mógł spokojnie samodzielnie przygotowywać plany jachtu.
Zaprojektowano kadłub podzielony na 13 wodoszczelnych sekcji, a ponad 40% jego podłogi było „podwójne”. Wyporność projektowa wyniosła 4180 ton, ale po ukończeniu budowy wyniosła 4460 ton.
Jednak „Hohenzollern” był powszechnie uważany za kiepski statek morski. Na morzu był niewygodny do prowadzenia i na początku kariery doszło do wycieków w jego kadłubie. Mimo to do dobrze utrzymywał prędkość i był wygodny dla pasażerów.
Budowę poprzedziła dyskusja w parlamencie nad finansowaniem tego przedsięwzięcia z państwowych pieniędzy. Wszak z tej jednostki miał korzystać tylko Cesarz z rodziną i jego świta. Inicjatorem powstania jednostki był sam Cesarz Wilhelm II. Chodziło o jednostkę, która mogłaby służyć do odbywania zagranicznych podróży i która odpowiadałaby cesarskiemu prestiżowi.
Statek był wyposażony we wszystkie „nowoczesne urządzenia”, we wszystko, czego potrzebowałby podróżujący Kaiser. Statek posiadał dwie kuchnie i wytwórnię kostek lodu. Jedna kuchnia służyła do przygotowywania osobistych posiłków cesarskiej rodziny i ich gości, druga dla oficerów i załogi. W jadalni stoły i krzesła były wykonane z drewna klonowego i różanego. Także wyposażono jacht w porcelanową zastawę stołową z inicjałami Cesarza.
Talerzyki z zastawy stołowej
Jadalnia na jachcie
Jednak „Hohenzollern” był powszechnie uważany za kiepski statek morski. Na morzu był niewygodny do prowadzenia i na początku kariery doszło do wycieków w jego kadłubie. Mimo to do dobrze utrzymywał prędkość i był wygodny dla pasażerów. Wady jachtu nie martwiły specjalnie Kaisera, który używał go właściwie tylko na Bałtyku, Morzu Północnym i Morzu Śródziemnym, prawie nigdy w cięższych morzach Północnego Atlantyku.Chociaż w 1902 roku był na nim w Nowym Jorku.
Tłumy na molo w Nowym Jorku podziwiają cesarski jacht
W norweskim fiordzie
Cesarz Wilhelm II spędzał na jachcie „Hohenzollern” rocznie ponad cztery miesiące. Najczęściej cesarskie wizyty odbywały się po sąsiedzku do Norwegii. W latach 1889 - 1914 udał się aż 23 razy na wody norweskie na pokładzie swojego jachtu „Hohenzollern”, a naród począł żartobliwie interpretować jego znak Wilhelm II. R. (Imperator Rex) jako „Zawsze gotów do podróży” (po niemiecku: Immer Reisefertig). W północno-zachodniej Europie Cesarz szukał ciszy i wytchnienia, uciekał tam przed surową etykietą dworską Berlina i Poczdamu. Tu znajdował także inspirację i moralne wsparcie.
Nie dziwi, że Cesarz spędzał tyle czasu na morzu, kiedy poznamy wyposażenie jachtu. Na pokładzie parowca znajdowały się: wielka sala jadalna, a nawet luksusowo urządzona palarnia. Charakterystycznym elementem była bogato zdobiona rufa okrętu. Na wszystkie rejsy, statek był zawsze eskortowany przez okręt wojenny.
Salon muzyczny z pianinem
Sala konferencyjna
Zawsze przestrzegano pewnych zasad - nikt nigdy nie rozmawiał z Kaiserem, jeśli nie przemówił wcześniej - ale mając pięćdziesiąt pięć lat, był bardziej dojrzały i opanowany, niż jako młody książę ćwierć wieku wcześniej.
Kiedy wyruszył w pierwszą ze swoich całkowicie męskich wypraw żeglarskich do Norwegii, zabierając ze sobą kilkunastu przyjaciół, których nazywał „swoimi braćmi oficerami”, atmosfera przypominała wtedy awanturniczą mesę młodszych oficerów. Do 1914 roku atmosfera się poprawiła, ale lista gości pozostała tylko męska. Żona Williama, Cesarzowa Augusta, którą nazwał Doną, pozostała w Berlinie. „Nie obchodzą mnie kobiety” - powiedział. „Kobiety powinny zostać w domu i opiekować się dziećmi”.
Dzień Kaisera podczas postoju (np. w fiordach) na jachcie był ściśle zaplanowany: łagodne ćwiczenia przed śniadaniem. Przy dobrej pogodzie godzinne żeglowanie w swojej małej żaglówce; popołudniami wycieczki brzegowe lub zawody wioślarskie między załogami statku „Hohenzollern” i krążownikiem eskortującym „Rostock”. Jednak te czynności nie mogły przeszkadzać w popołudniowej drzemce Kaisera. Aby jak najlepiej wykorzystać tę półtorej godziny odpoczynku, Wilhelm zawsze zdejmował całe ubranie i kładł się do łóżka. „Nie ma to jak dostać się między dwie czyste, zimne prześcieradła” - powiadał.
Gimnastyka Cesarza i jego świty na jachcie
Wilhelm II podczas rejsu do Skandynawii na swoim jachcie "Hohenzollern", w pobliżu wybrzeża Balholm, Sognefjord (Norwegia). Zdjęcie: Juergensen - lipiec 1913. Opublikowano przez: "Berliner Morgenpost"
Wybrzeże Korfu. Od lewej: hrabia Ryszard von Dohna, Cesarzowa Augusta Viktoria (tyłem), księżna Cecylia (żona Kronprinza), Kronprinz i Wihelm II
Rejs po Morzu Śródziemny. Cesarz w swoim apartamencie
Rejs po Morzu Śródziemnym
Budka nawigacyjna jachtu
O siódmej towarzystwo zasiadało do śniadania, podczas którego Kaiser pił tylko sok pomarańczowy pity ze srebrnego kielicha. Każdego wieczoru, po kolacji, towarzystwo gromadziło się w palarni.
Palarnia
Dowódcami jachtu, w jego historii byli:
Kapitan porucznik Volkmar von Arnim – od 1889 r.
Kapitan Hugo Emsmann – od 1896 r.
Kapitan Friedrich hrabia von Baudissin- od 1893 r.
Kapitan Friedrich Ingenohl - w latach 1904−1906 i 1907−1908.
Gustav Heinrich Ernst Friedrich von Ingenohl (ur. 30 czerwca 1857 w Neuwied, zm. 19 grudnia 1933 w Berlinie) − niemiecki oficer marynarki, admirał dowodzący Hochseeflotte (Flota Dalekomorska) w początkowym okresie I Wojny Światowej. W latach 1904−1906 i 1907−1908 dowodził jachtem cesarskim SMY "Hohenzollern".
Kapitan Oskar von Platen Hallermund
Oskar Rudolf Karl Marius Graf von Platen zu Hallermund (urodzony 18 marca 1865 r. w Sehlendorf; zmarły 14 kwietnia 1957 r. w Weissenhaus) był niemieckim wiceadmirałem. Od 1 października 1908 r. do 10 października 1911 r. był dowódcą Kaiser jachtu SMY Hohenzollern.
Kapitan Johannes von Karpf – od 1911 r. do 1918 r. Ostatni dowódca jachtu.
Johannes August Karl Franz Karpf, von Karpf od 1913 r. (ur. 17 października 1867 r. W Dömitz; zm. 16 grudnia 1941 r. w Hamburgu) był niemieckim kontradmirałem.Był także adiutantem skrzydłowym Cesarza Wilhelma II i dowódcą jego jachtów Iduna i Hohenzollern. 16 czerwca 1913 r. Karpf został podniesiony do rangi dziedzicznej pruskiej szlachty z okazji 25-lecia panowania Cesarza Wilhelma II i uzyskał tytuł "von". Nawet po upadku imperium pozostawał w bliskich kontaktach z rodziną Hohenzollernów i na przykład towarzyszył parze książąt koronnych w podróży na Teneryfę w 1925 roku.
W czasie postojów, przy zredukowanej załodze, jachtem dowodzili oficerowie: kapitan Conrad von Bodenhausen i kapitan Wilhelm Peters.
Gdy wybuchła pierwsza wojna światowa, okręt pozostał w bezpiecznym porcie, w Kilonii. Nie był wykorzystywany do zadań bojowych, chociaż miał być używany jako jednostka łącznikowa floty. Jego ostatnim dowódcą był komandor Johannes v. Karpf.
Johannes von Korpf na pokładzie SMY Hohenzollern
Po I Wojnie Światowej Republika Weimarska nie chciała utrzymywać tak luksusowych jednostek. Jacht zezłomowano w 1923 roku. Co ciekawe podczas wojny trwała budowa, rozpoczętega w 1913 roku, trzeciego jachtu cesarskiego. Hohenzollern III. Lecz nie został nigdy dokończony.
Dane techniczne SMY Hohenzollern II:
• Długość 116 m, szerokość 14 m, zanurzenie 5,9 m
• Wyporność: 4280 ton
• Prędkość: 21,5 w
• Zasięg: 2000 mil morskich
• Uzbrojenie: początkowo 2 działa 10,5 cm, później 3 działa 10,5 cm i 12 działek 5 cm.
• Okręt napędzały maszyny parowe o mocy 9 500 KM , 2 śruby.
• Załoga: ok. 295 ludzi
Hohenzollern II został zbudowany przez AG Vulcan Stettin (stocznia Vulkan Szczecin). Był używany jako prywatny, cesarski jacht reprezentacyjny od 1893 roku do lipca 1914 roku. Od 1894 do 1914 roku, z wyjątkiem 1906 roku (6 maja 1906 roku „Hohenzollern” został wycofany ze służby, aby można było go zmodernizować. Ulepszono kotłownię i zmieniono uzbrojenie. Krawędzie kominów zostały usunięte. Remont trwał prawie rok i w tym czasie „statki pasażerskie linii „Hamburg-America” służyły Cesarzowi w jego podróżach. „SMY Hohenzollern” został ponownie przywrócony do służby 15 kwietnia 1907 roku) Cesarz Wilhelm II użyływl go podczas swoich rocznych dłuższych (Nordlandfahrt) wyjazdów do Norwegii. W sumie Cesarz spędził ponad cztery lata na pokładzie jachtu.
Po ukończeniu budowy „Hohenzollern” został przeniesiony ze Szczecina do Swinemünde (Świnoujście). Został tam oddany do służby 8 kwietnia 1893 r. Próby morskie zostały zakończone 16 dni później, 24 kwietnia 1893 r. Kaiser Wilhelm wybrał się swoim nowym jachtem na dwudniową jazdę próbną, wypływając ze Świnoujścia do Kilonii.
W porcie w Szczecinie
W 1894 roku stała eskorta „Hohenzollernów” została zwiększona do okrętu wojennego (lekki krążownik) i tzw. "łodzi wysyłkowej" - najczęściej był to szybki torpedowiec. Okręty te były często malowane w tych samych barwach co „Hohenzollern”, podobnie jak morskie krążowniki marynarki wojennej.
W pierwszych latach życia jacht nie był używany w miesiącach zimowych, na pokładzie jachtu pozostawała niewielka załoga w tym dwóch lub trzech oficerów. Ich rola polegała na przygotowaniu jachtu w krótkim czasie gdyby zaistniała taka potrzeba. Pozostali oficerowie zostali wysłani na kursy do Akademii Morskiej, podczas gdy reszta załogi została zakwaterowana na pokładzie lekkiego krążownika „SMS Niobe”. „Niobe”.
W czerwcu 1914 r. Hohenzollern II uczestniczył regatach w Kilonii. 25 czerwca 1914 r. ostatni bankiet odbył się na jego pokładzie dla oficerów floty brytyjskiej, których statki zostały zaproszone do wzięcia w nich udziału.
"SMY Hohenzollern" na redzie w Kilonii - 1903 r. Z prawej strony „USS Kearsarge” – amerykański pancernik w służbie w latach 1900–1920. Od 3 czerwca 1903 r. do 26 lipca 1903 r. służył krótko jako okręt flagowy Eskadry Europejskiej (ang. European Squadron). W tym czasie zawinął najpierw do Kilonii, gdzie 26 czerwca 1903 r. wizytował go Cesarz Wilhelm II,
Pancernik „USS Kearsarge”
Prywatny apartament z łóżkiem na jachcie Royal Hohenzollern
Apartament Cesarza
Apartament Cesarzowej Augusty
Ten piękny jacht zbudowany w 1893 roku służył Cesarzowi do końca jego panowania. Jego następca Hohenzollern III nigdy nie wszedł do służby z powodu I Wojny Światowej i późniejszej abdykacji Monarchy.
Menu z dnia 2 lipca 1905 r.
Menu obiadowe dla Jego Cesarskiej i Królewskiej Mości Cesarza Wilhelma II, Króla Niemiec i Prus na pokładzie imperialnego jachtu SMY Hohenzollern (Seiner Majestät Yacht Hohenzollern) podczas rejsu u wybrzeży Travemünde.
„Menu żeglarskie”
1. Schłodzony i galaretowaty bulion z warzyw i podrobów, który jest następnie krojony w kostkę i podawany w wysokich szklankach z odrobiną śmietany.
2. Pieczony udziec cielęcy z pieczonymi warzywami.
3. Pieczone młode indyki, kompoty owocowe, sałatka.
4. Gotowane brzoskwinie z czarną porzeczką (likier z czarnej porzeczki).
5: Masło i ser.
6: Owoce
Rufa jachtu
W bazie bytyjskiej marynarki Scapa Flow
W Świnoujściu na portowym kotwicowisku
Na pokładzie jachtu z córką
Bernhard von Bülow, Wilhelm II i Rudolf von Valentini na pokładzie jachtu
Jako sternik "SMY Hohenzollern" - kolejna śmieszna i buńczuczna poza
Warto także opisać epizod z udziałem jachtu w Świnoujściu. (źródło: https://www.swinoujskie.info, artykuł pt. „Jak cysorz z cysorzem”). W zacytowanym artykule są niestety błędy. Otóż Mikołaj II nie był wnukiem Królowej Wiktorii. Natomiast jej wnuczką była żona Mikołaja II, Alicja Heska (Aleksandra Fiodorowna). Tym niemniej artykuł opisuje mało znane wydarzenie, dlatego pozwalam go sobie zacytować.
"Był upalny sierpniowy dzień roku pańskiego 1907 kiedy to Świnoujście, ważny port handlowy i wojenny na Morzu Bałtyckim, stał się miejscem spotkania dwóch władców: Wilhelma II i Mikołaja II.
Wilhelm II „z łaski Bożej Cesarz niemiecki, Król Prus, Margrabia Branderburgii, Burgrabia Norymbergii, hrabia Hohenzollern, etc. suweren i wielki książę Śląska oraz hrabstwa kłodzkiego, wielki książę Poznania etc.” zaaranżował spotkanie ze swym kuzynem, Carem Mikołajem II „Cesarzem i Samodzierżcą Wszechrusi, Królem Polski, Wielkim Księciem Finlandii”. Obaj byli wnukami słynnej królowej angielskiej Wiktorii i to od nich zależało jak potoczą się losy ówczesnej Europy.
W Swinoujściu
Wiluś i Mikuś (bo tak pieszczotliwie pisali do siebie w listach dwaj cesarze) spotykali się wielokrotnie przy różnych okazjach: ślubach, koronacjach lub pogrzebach pozostałych koronowanych głów panujących w Europie. Jednak wraz z początkiem XX wieku atmosfera polityczna w Europie zaczęła się zagęszczać. Bałkany wrzały od konfliktów na tle narodowościowym, klarowały się kolejne sojusze między głównymi mocarstwami: Imperium Brytyjskim, Francją, Rzeszą Niemiecką oraz olbrzymią Rosją. Monarchowie oraz ambasadorzy spotykali się więc coraz częściej w celu ustalenia dalszych działań. Sytuacja była niepewna. Wojna wisiała w powietrzu.
"SMY Hohenzollern" w Świnoujściu. Obok "SMS Sleipner" (dawniej torpedowiec S 97) okręt ochrony Cesarza Niemiec Wilhelma II, pływający zwykle razem z jachtem cesarskim Hohenzollern.
"SMS Sleipner"
Świnoujście również było świadkiem takiego wydarzenia. Czwartego sierpnia 1907 roku na świnoujskiej redzie zakotwiczyły niemal wszystkie okręty stacjonujące w miejscowym porcie. Przybył tam również cesarski jacht Wilhelma II SMS „Hohenzollern”- potężnie opancerzony i uzbrojony stalowy moloch z nazwy jedynie nazywany jachtem – a na nim sam niemiecki Cesarz oczekujący mających przybyć lada chwila gości. Nagle zza horyzontu wyłonił się konwój potężnych rosyjskich okrętów eskortujących Mikołaja II zaokrętowanego na, zakupionym dwa lata wcześniej od Francuzów, imponującym transportowcu „Kronsztadt”. Po zakotwiczeniu obu flagowych okrętów, przerzucono między nimi pomost, który miał połączyć oba narody w trwałym sojuszu. Takie przynajmniej były nadzieje.
Nazwa statku "Kronsztadt" jest także prawdopodobnie błędna. Nigdzie nie znalazłem informacji o takim okręcie i to jeszcze flagowym carskiej floty. Chociaż znalazłem w Internecie informację że, niejaki Jerzy Włodzimierz Świrski/Юрий Володимирович Свирский (1882–1959), herbu Lis, kapitan 1. rangi rosyjskiej Marynarki Wojennej, wiceadmirał polskiej Marynarki Wojennej, był kierownikiem wyszkolenia rekruckiego na transportowcu „Kronsztadt” [Кронштадт] (marzec–maj 1908 r.). Więc chyba był taki okręt ale niestety nie znalazłem jego fotografii.
Natomiast na fotografii przedstawiającej redę Świnoujskiego portu z 1907 roku widnieją zacumowane jachty-okręty: "Hohenzollern Wilhelma II i "Standart" Cara Mikołaja II.
Z lewej "Hohenzollern" Wilhelma II, z prawej "Standart" Cara Mikołaja II - Świnoujście 1907 rok
Car Rosji Mikołaj II, jako gość, wszedł na pokład okrętu SMS „Hohenzollern” (nie bez powodu strona niemiecka przybyła właśnie na tej jednostce pływającej) i serdecznie przywitał się ze swym kuzynem Wilhelmem II. Obaj uśmiechnięci, ubrani w galowe mundury oficerskie marynarki wojennej, uścisnęli sobie dłonie i wymienili się pozdrowieniami. Następnie gospodarz zaprosił wszystkich przybyłych gości – oficerów, dyplomatów oraz inne znamienitości, do mesy oficerskiej gdzie podano obiad, podczas którego Cesarz Niemiecki wzniósł toast za przyjaźń między oboma narodami. Po sytym posiłku obie strony przeszły do rozmów, które prowadzono w języku naszych zachodnich sąsiadów.
Będący wówczas na pokładzie kanclerz Niemiec von Bülow rozpoczął dyskusję prezentując, zatwierdzony wcześniej przez Kajzera, projekt układu łączącego w sojuszu Rosję i Rzeszę Niemiecką. Głównym celem „Giermańców” było potwierdzenie sojuszu między sąsiadami, zatwierdzenie (a raczej nie przeszkadzanie) niemieckich interesów na Bliskim Wschodzie. Rosjanom natomiast zależało na niemieckiej neutralności w zbliżającym się na Bałkanach konflikcie zbrojnym. Ważnym punktem dyskusji była również sprawa panowania na wodach Morza Bałtyckiego- brak wrogich aktów ze strony Carskiej Floty Bałtyckiej miał doprowadzić do udzieleniu Rosji olbrzymiej pożyczki na podreperowanie kulejącej gospodarki.
Parogodzinne dyskusje między dyplomatami nie przyniosły jednak oczekiwanych rezultatów. Wieczorem, po zakończeniu obrad, na rosyjskim „Kronsztadzie” zorganizowano bankiet. Stoły uginały się od jedzenia, a szampan lał się strumieniami. Pomimo wspaniałej atmosfery całego spotkania obu monarchów i towarzyszącym im dyplomatom, obie strony nie doszły do porozumienia, a same spotkanie uznano jednak za odwiedziny mające na celu utrzymanie pozytywnych stosunków między potężnymi sąsiadami. Kuzynostwo Mikuś i Wiluś spotkali się później jeszcze kilkukrotnie – w Poczdamie w 1913 roku oraz podczas manewrów morskich tuż przed rozpoczęciem I Wojny Światowej. Nie przyniosły one jednak niczego dobrego, a Europę czekała trwająca przez 4 lata okrutna wojna".
Świnoujście (Swinemünde) zawdzięcza gwałtowny wzrost popularności licznym wizytom niemieckiego Cesarza Wilhelma II w latach 1891 – 1913. Przyczyną częstych cesarskich wizyt były coroczne manewry floty wojennej i tzw. Dni Cesarskie. Jego Cesarska Wysokość przybywał na pokładzie jachtu „Hohenzollern” i bawił tu dni kilka. Szczególny rozgłos uzyskało spotkanie Cesarza Wilhelma II z jego kuzynem, Carem Rosji Mikołajem II, w sierpniu 1907 r., na redzie portu w Świnoujściu. Istnieje wiele fotografii cesarskiego jachtu na redzie i kotwicowisku, które do 1945 r. nazywało się Osternothafen. W 1947 r. ustalono urzędowo polską nazwę Chorzelin. Chorzelin – część miasta Świnoujścia, dawna wieś, włączona w granice Świnoujścia w 1939 r. Została zlikwidowana wraz z budową portu morskiego Świnoujście.
Nadbrzeże - kotwicowisko portu w Świnoujściu-Chorzelinie
SMY Hohenzollern III
III Hohenzollern – budowę rozpoczęto we wrześniu 1914 roku w Szczecinie, ale nie ukończono jej z powodu wojny. Został uszkodzony w 1919 r. i złomowany w 1923 roku w Deutsche Werke w Kilonii - (niestety nie dysponuję jego fotografią - dop. autora).
„Nasza przyszłość leży na morzach” powiedział Wilhelm II podczas oddania portu w Szczecinie, 23 września 1898 roku. Ostatni Cesarz Niemiec, Wilhelm II - był osobą równie niezwykłą jak i wewnętrznie niespójną oraz kontrowersyjną. Na pewno jednak nie można mu zarzucić, że był osobą gnuśną i leniwą. Prowadził bardzo aktywny styl życia i miał liczne zainteresowania, od łowiectwa na żeglarstwie kończąc. Spadkobierca pruskich tradycji wojskowych jednocześnie, chyba po brytyjskiej rodzinie ze strony matki, wyróżniał pasją do morza, morskich podróży i sportów żeglarskich.
Ta cecha stała się szczególnie widoczna od czasu wstąpienia Cesarza na tron w 1887 r. Już od 1889 roku Wilhelm regularnie wyprawia się w długie rejsy, zwane „wyprawami północnymi” („Nordlandia”), bierze udział w regatach i tygodniu morskim w brytyjskim mieście portowym Cowes, niemieckich miastach Cuxhaven i Kilonii. W tym samym roku uczynił pierwszy krok w kierunku stworzenia dużej niemieckiej marynarki wojennej, powołania Głównego Dowództwa Marynarki Wojennej, czyli „Reichsmarine” Przez sześć lat, aż do 1895 roku, Wilhelm osobiście uczestniczył, na własnym jachcie, w regatach międzynarodowych. Od 1889 roku aż do wybuchu I Wojny Światowej jachty sportowe Kaisera, którego osiągnięcia zdobyły uznanie na całym świecie, z dużym powodzeniem występowały na wszystkich prestiżowych zawodach w Europie i Stanach Zjednoczonych.
Cesarz Wilhelm II był właścicielem kilku jachtów żaglowych. Niemieckie jachty królewskie były prawie całkowicie opłacane z pieniędzy rządowych. „Meteor” to nazwa pięciu imperialnych jachtów żaglowych, które zostały nabyte lub zbudowane na regaty. Wszystkie nosiły nazwę „Meteor” - na pamiątkę bitwy w wojnie francusko-pruskiej, podczas której kapitan Eduard von Knorr, pruski dowódca kanonierki „Meteor” w 1870 r. pokonał (zdaniem prusaków) francuską fregatę „Bouvet” w bitwie pod Hawaną. Faktycznie jednak bitwa pozostała nierozstrzygnięta, a żadna ze stron nie podjęła już próby walki. Kanonierka "Meteor" pozostała do końca wojny (maj 1871 r.) w Hawanie. Okręty hiszpańskie rozdzieliły walczące strony i odeskortowały z powrotem do portu w Hawanie. Podczas bitwy obydwa okręty poniosły pewne straty, ale były one niewielkie: nieliczne uszkodzenia w poszyciu i na pokładach oraz 2 zabitych i 1 ranny po stronie pruskiej, a po stronie francuskiej – w zależności od źródła – albo 3 rannych, albo 10 zabitych i rannych.
Obraz „Bitwa pod Hawaną” pędzla Willy'ego Stöwera
Pierwszy jacht sportowo-regatowy niemiecki Cesarz Wilhelm II, ofiarował swej małżonce na urodziny. Był to wspaniały amerykański szkuner. Cesarzowa Augusta Victoria de domo von Schleswig-Holstein nie przekroczyła wtedy jeszcze 40-stki i jak wszystkie dobre żony epoki dzieliła pasję cesarskiego małżonka – przynajmniej oficjalnie. A było to żeglarstwo.
W 1897 r. niemiecki Cesarz pojawił się na zlocie żeglarskim w brytyjskim Southampton przy okazji diamentowego jubileuszu rządów Królowej Wiktorii. Tak się złożyło, że obok jego reprezentacyjnego jachtu SMY „Hohenzollern I” kotwiczył piękny amerykański 135-stopowy szkuner „Yampa”. Zachwycony Cesarzy wyraził pragnienie stania się jego właścicielem - bez względu na koszta. Ówczesny armator „Yampy”, amerykański biznesmen Richard Suydam Palmer, zwęszył zysk i jacht zmienił właściciela. Po przebudowie wnętrza zgodnie z luksusowymi dworskimi standardami, „Yampa” została podarowana Cesarzowej i stała się imperatorskim jachtem rodzinnym. Zmieniono jednak nazwę jednostki – na „Iduna”.
Szkuner „Yampa”, już po zmianie nazwy na „Iduna”, w suchym doku
Wraz ze swoimi jachtami Wilhelm II chciał zmierzyć się z czołowymi wówczas narodami żeglarstwa morskiego (Wielka Brytania, USA) na regatach krajowych i międzynarodowych oraz wzmocnić niemieckie żeglarstwo morskie osiągnięciami sportowymi.
Meteor I
Pierwotna nazwa pierwszego „Meteora” brzmiała „Thistle”. Ten jacht został zaprojektowany przez George'a Lennoxa Watsona, zwodowany w 1887 roku na rzece Clyde w Szkocji. Miał długość 33,05 metra.
„Thistle”
Po kilku bardzo udanych latach ścigania się w Wielkiej Brytanii, Thistle został sprzedany niemieckiemu Cesarzowi Wilhelmowi II w 1891 roku za 90000 złotych marek i przemianowany na „Meteor”. Między 1892 a 1895 rokiem Wilhelm II ścigał się na nim co roku podczas Morskiego Tygodnia w Cowes.
W 1895 roku Meteor został przekazany niemieckiej marynarce wojennej w Wilhelmshaven jako jacht szkoleniowy i przemianowany na „Comet . W 1921 roku statek został złomowany.
„Meteor” był jachtem jednomasztowym, należącym do Cesarskiego Yacht Klubu w Kilonii. Cesarz startował na nim w słynnych angielskich regatach w Cowes – Cowes Week.
Meteor II
Wilhelm II pragnął jeszcze szybszego jachtu regatowego. Zlecił projektantowi George'owi Lennoxowi Watsonowi skonstruowanie nowej jednostki. Jacht został również zbudowany przez D. i W. Hendersonów, podobnie jak jej poprzednik. Służył do 1902 roku. Jacht ten był podobny do jachtu królewskiego Króla Edwarda „HMY Brittania”.
W rezultacie powstał „Meteor II”, jeden z najlepszych frezów, jakie kiedykolwiek zbudowano. Jego powierzchnia żagli wynosiła 12000 stóp kwadratowych (1115 m2), o 2000 stóp kwadratowych (186 m2) więcej niż „Britannia”. „Meteor II” został zbudowany w otwartym ale zadaszonym doku w stoczni D & W Henderson w Partick w Glasgow, firmy która zbudowała takie jachty jak „Britannia”, „Valkyrie II i III” oraz wiele innych dużych jachtów żaglowych.
"Meteor II"
Duży jacht regatowy, taki jak „Meteor II”, potrzebował załogi liczącej około 35 osób, aby go z powodzeniem ścigać. Żeglarze musieli mieszkać na pokładzie przez cały sezon żeglarski, od maja do początku września, spali w podwieszanych do góry „łóżeczkach” z płóciennym dnem i żelazną ramą po bokach opuszczonych do spania. Jacht do 1902 roku służył ambitnemu Cesarzowi do regat żeglarskich . W 1939 roku został zarejestrowany w Kalifornii jako „Aldebaron”.
Meteor III
W 1902 roku powstał nowy jacht, zbudowany przez nowego projektanta i nową stocznię. Wilhelm II zdecydował się na amerykańskiego projektanta Cary'ego Smitha i amerykańską stocznię Townsend & Downey Shipbuilding Co.
Budowano go zaledwie cztery miesiące. Panna Alice Roosevelt, córka prezydenta USA Theodore Rooselvelta była matką chrzestną. Młodszy brat Cesarza, Henryk Hohenzollern, przyjechał z Europy do Nowego Jorku, aby uczestniczyć, jako osobisty przedstawiciela Kaisera, w chrzcie i wodowaniu.
Wodowanie "Meteora III. Miss Roosevelt rozbija butelkę szampana przed wodowaniem jachtu Meteor III. "W imię Jego Królewskiej Mości, Cesarza Niemiec, ochrzczę cię "Meteor"
Alice Roosevelt - córka prezydenta USA Theodore'a Roosevelta - ochrzciła jacht. To był początek żeglarskiej przyjaźni niemiecko-amerykańskiej.
Jachty cesarskie zawsze pływały w ochronie okrętów wojennych. Widoczny na fotografii okręt z trzema kominami to prawdopodobnie krążownik „SMS Königsberg”
„SMS Königsberg” – krążownik lekki (lub mały krążownik, niem. Kleiner Kreuzer) niemieckiej Kaiserliche Marine. Nosił nazwę stolicy Prus Wschodnich. Stępkę położono w styczniu, kadłub zwodowano w grudniu 1905, a prace wykończeniowe zakończono w czerwcu 1906 roku. Okręt był wiodącą jednostką typu Königsberg (należały do niego krążowniki SMS „Stettin”, „Stuttgart” i „Nürnberg”. Ich następcami miały być krążowniki typu Dresden). „Königsberg” miał 3814 ton pełnej wyporności bojowej, był uzbrojony w dziesięć dział kalibru 105 mm i rozwijał prędkość 24,1 węzła.
„SMS Königsberg”
Po przyjęciu do służby „Königsberg” służył w dywizjonie rozpoznania Hochseeflotte. Często eskortował jacht cesarski Wilhelma II podczas wizyt w innych krajach.
6 kwietnia 1907 roku okręt wszedł do służby w Hochseeflotte i został skierowany na próby morskie. Próby te zostały przerwane na początku czerwca, bowiem okręt otrzymał zadanie eskortowania cesarskiego jachtu SMY „Hohenzollern” podczas trzech regat w tym Kieler Woche. Następnie oba okręty przepłynęły Morze Północne i zatrzymały się u Przylądka Północnego, gdzie od 3 do 6 sierpnia Wilhelm II spotykał się z Carem Mikołajem II. Po powrocie do Niemiec „Königsberg” ponownie podjął przerwane próby morskie, które trwały od 9 sierpnia do 9 września. W dniach 21–23 września okręt gościł w mieście od którego wziął nazwę, a następnie został przydzielony do sił rozpoznania floty, zastępując 5 listopada krążownik SMS „Medusa”. Niezależnie od tego „Königsberg”, tym razem wraz z nowym krążownikiem pancernym SMS „Scharnhorst”, eskortował jacht Wilhelma II i okręt łącznikowy SMS „Sleipner” w czasie wizyty w Wielkiej Brytanii (Cesarz udawał się na urodziny króla Edwarda VII)[. Okręty odwiedziły Portsmouth, po czym zatrzymały się na Tamizie, gdzie zwiedzała je królowa holenderska Wilhelmina, krewna obu władców.
Wyposażenie trzeciego jachtu Kaisera było znacznie bardziej luksusowe niż w dwóch poprzednich modelach. Ten „Meteor” miał salon, gabinet, małą bibliotekę i eleganckie sypialnie. Dzięki Augustowi Müllerowi wykonano prace wewnętrzne obejmujące pianino, kominek, pełną mahoniową boazerię, luksusowe ciężkie meble. Był wyposażone w grodzie i zbiornik oleju o pojemności 2000 litrów.
Meteor III był szkunerem. Zwodowany w 1902 roku był i wówczas największym zbudowanym jachtem na świecie. Jacht był głównie statkiem rekreacyjnym, ale brał udział w regatach.
Jacht miał w 40-letniej karierze dwunastu właścicieli, z których niektórzy dokonali modernizacji jachtu. Został zarekwirowany przez marynarkę wojenną Stanów Zjednoczonych podczas II Wojny Światowej do służby i stał się własnością rządu Stanów Zjednoczonych. Ostatecznie jacht został wyprzedany na złom.
Model "Meteora III"
W 1909 roku Cesarz wystawił na sprzedaż „Meteora III”. W końcu został sprzedany profesorowi Carlowi Harriesowi z Uniwersytetu w Kilonii. Został przemianowana na „Nordstern” i wziął udział w regatach w Kilonii. Harries wystawił jacht na sprzedaż w 1921 roku w Barcelonie w Hiszpanii. Kupił go Maurice Bunau-Varilla , właściciel paryskiej gazety Le Matin. W 1924 Bunau-Varilla sprzedał „Meteora III” włoskiemu baronowi Alberto Fassini. W 1932 roku Fassini sprzedał statek panu Gilletowi, który przekazał go brytyjskim pośrednikom jachtowym Camper i Nicholsons. Po pewnym czasie przebywania na rynku, został sprzedany Amerykaninowi Francisowi Lenn Taylorowi, ojcu Elizabeth Taylor. Taylor używał go przez kilka lat jako łodzi rekreacyjnej. Następnie sprzedał jacht Sterlingowi Haydenowi. Został później ponownie przez Taylora przejęty, ponieważ Hayden nie wywiązał się z uzgodnień finansowych. W 1940 roku Taylor odsprzedał go Geraldowi S. Foleyowi, który później sprzedał go Davidowi Feinburgowi, który sprzedał jacht Nicholasowi Allenowi. Ostatni właściciel nadał jachtowi-szkunerowi nazwę „Aldabaran”. Marynarka wojenna Stanów Zjednoczonych zarekwirowała go podczas II Wojny Światowej do służby, a statek przeszedł na własność Administracji Żeglugi Wojennej (WSA).
Jacht ostatecznie przeszedł przez dwunastu właścicieli, z których niektórzy przebudowali jacht. Statek w tym czasie otrzymał nowe silniki, sprzęt radiowy i trzeci maszt. W 1942 roku został zabrany na Staten Island przez WSA, ponieważ był wtedy w jej posiadaniu. W 1945 roku został sprzedany za 2100 dolarów Johnowi Witte, złomiaezowi na Staten Island (Staten Island mieści się na wyspie o tej samej nazwie, leżącej w cieśninie będącej wejściem do Zatoki Nowojorskiej), który prowadził interesy w niewielkiej odległości od miejsca, w którym „Meteor III” został pierwotnie zbudowany w 1902 roku. Następnie Witte rozebrał statek na złom.
„Meteor III” miał całkowitą długość 161 stóp (49 m), 120 stóp (37 m) na linii wodnej i szerokość 27 stóp (8,2 m). Zanurzenie wynosiło 15 stóp (4,6 m), a powierzchnia żagla wynosiła 11 612 stóp kwadratowych (1078,8 m 2 ).
Jego koszt to 150 000 dolarów. „Meteor III” był największym jachtem na świecie, kiedy został wykonany dla Cesarza. Ogólny projekt układu łodzi pozostawiono Smithowi, ale Cesarz brał udział w aranżacji wnętrza. Pomieszczenia wewnętrzne wyłożono boazerią mahoniową. „Meteor III” chociaż był głównie statkiem wycieczkowym z luksusowym zakwaterowaniem, uczestniczył także w wyścigach.
Jacht "Meteor III" podczas regat w Kilonii (1908 r.). Na drugim planie ubezpieczający Cesarza okręt ochrony "SMS Sleipner"
Ogólny projekt układu łodzi pozostawiono Smithowi, ale Cesarz brał udział w aranżacji wnętrza. Pomieszczenia wewnętrzne wyłożono boazerią mahoniową. „Meteor III” chociaż był głównie statkiem wycieczkowym z luksusowym zakwaterowaniem, uczestniczył także w wyścigach.
Meteor IV
Dopiero w przypadku „Meteora IV” Cesarz był w stanie spełnić swoje twierdzenie „Niemiecki od stępki do flagi”. „Meteor IV” był kompletnym jachtem niemieckim. Został on zaprojektowany przez Maxa Oertza i został zbudowany przez Germaniawerft w Kilonii.
"Meteor IV"
Choć Kaiser lubił „Meteora III”, porażki z jachtem „Germania” Gustava Kruppa spowodowały zakup nowego jachtu. To właśnie Krupp skłonił go do zakupu czwartego „Meteora”. Zaprojektowany przez Maxa Oertza i zbudowany w stoczni Germania w Kilonii, gdzie zbudowano jacht Kruppa, „Meteor IV” jako pierwszy został zaprojektowany i zbudowany w całości przez niemieckich projektantów i wyposażony w niemiecką załogę. „Meteor IV” był większy od „Meteora III”. Jego całkowita długość to 47,14 m, szerokość 8,27 m i powierzchnia żagla 1371 m².
W czasie służby „Meteor IV” brał udział w prawie wszystkich znanych regatach europejskich. W ciągu czterech lat okrzyknięto go groźnym rywalem w Tygodniach Morskich w Cowes i Kilonii, w regatach w Campbeltown (Kintyre, Szkocja), regatach Royal Yachtklubu St. George Kingston (Irlandia), regatach Royal London. Pozostał we flocie Wilhelma II do wybuchu I Wojny Światowej.
Wilhelm II na pokładzie "Meteora IV" - 1911 rok
Meteor V
Była ostatnim i największym jachtem żaglowym Wilhelma II. Podobnie jak „Meteor IV” również zaprojektowany przez Maxa Oertza i zbudowany w 1914 roku przez Germaniawerft w Kilonii.
"Meteor V"
W 1914 roku w Kilonii zwodowano ostatni cesarski jacht „Meteor V”, również zaprojektowany przez Maxa Oertza . Jako największy jacht Kaisera o długości 47,6 m i powierzchni żagli 1410 m², krótko po chrzcie, wygrał regaty na Łabie w 1914 r.
21 czerwca 1914 r. „Meteor” rozpoczął podróż na doroczne regaty żeglarskie w Cowes. Jednak zła pogoda powodowała, że postępowała ona powoli, więc musiał spędzić kilka dni na wodach holenderskich. Gdy pogoda wreszcie się poprawiła, rejs został odwołany z powodu zagrożenia wojną i jacht został zawrócił z powrotem do Kilonii. Szybko rozwijające się wydarzenia na arenie światowej nie pozwalają by „Meteor V” zbudował długą i pełną sukcesów karierę, jak jego poprzednicy. Jednak jego życie sportowe było krótkie, jak jasne w ciągu kilku miesięcy przed wybuchem I Wojny Światowej „Meteor V” wygrać regaty Elbregatta.
W 1914 r. Cesarz po raz ostatni ścigał się na nim w regatach „Kiloński tydzień“ (Kieler Woche), kiedy posłaniec dostarczył na pokład telegram z wiadomością o zamachu w Sarajewie.
Po wojnie, w 1919 roku, został sprzedany do Egiptu, a w latach dwudziestych XX wieku pod węgierską flagą służył jako „Minnekoi”. W 1929 roku trafił w ręce Anglików. Został przerobiony na jacht motorowy w Marsylii i spalił się w styczniu 1930 roku.
Trzeba jeszcze, gwoli historycznej ścisłości dodać, że Cesarz używał jeszcze jednego jachtu. Była to „Alexandria”, śródlądowy statek, zwany śródlądowym jachtm, który służył trzem niemieckim cesarzom od 1887 roku (Wilhelmowi I, Frydreykowi III i Wilhelmowi II. Portem macierzystym była przystań żeglarska w Poczdamie. Zaprojektowany i zbudowany w 1887 roku na zlecenie Cesarza Wilhelma I, jacht był szczególnie często używany przez Wilhelma II do wycieczek z koronowanymi głowami, do tradycyjnej corocznej wycieczki do Grünau lub otwarcie kanałów Teltow i Hohenzollern, itp.
Kanał Teltow (połączenie między Hawelą a Szprewą) Otwarcie 2 czerwca 1906: Cesarski jacht Alexandria przecina wstęgę w pobliżu parku Babelsberg. Na pokładzie Cesarza Wilhelma II I rodzina cesarska.
Otwarcie nowego kanału polegalo na przecięciu rozciągniętej liny przez cesarski statek
Ponieważ losy Cesarza Niemiec Wilhelma II i Cara Rosji Mikołaja II się splatały w lowiectwie, spotkaniach państwowych i towarzyskich a także podróżach swoimi jachtami, przedstawię czym podróżował po morzach Car Mikołaj II.
Jachty Cara Mikołaja II i wszystkich Romanowów.
Imperial Yacht Standart był następcą imponującej linii jachtów budowanych przez wieki dla rosyjskiej rodziny cesarskiej. W rzeczywistości był trzecim okrętem w rosyjskiej marynarce cesarskiej o nazwie Standart (jej nazwa nawiązuje do sztandaru Carskiej Rodziny Rosyjskiej na jakimkolwiek statku przewożącym rosyjskiego Cara.
Replika fregaty Cara Piotra Wielkiego
Pierwszym Standartem był fregata zbudowany dla Cara Piotra Wielkiego w 1703 roku, drugi Standart zbudowano w 1857 roku dla Cesarza Aleksandra II Każdy z cesarskich jachtów należał oczywiście do najbardziej luksusowych jednostek pływających, ale z drugiej strony zbudowany zgodnie z najnowszą technologią swoich czasów i zgodnie z tradycjami rosyjskiej marynarki wojennej. Porównując jachty ze sobą, odzwierciedlają one zarówno rosnącą technologię, jak i szacunek dla tradycji budowania jachtów dla najbardziej wpływowej rodziny na świecie.
Model Imperial Yacht Standart (1857)
„Standart” (niektórzy tłumaczą nazwę jako „Sztandar”) był imperialnym rosyjskim jachtem służącym Carowi Mikołajowi II i jego rodzinie, będąc w swoim czasie (przełom XIX i XX wieku) największym jachtem cesarskim na wodzie. Imperial Yacht Standart (Штандартъ) został zbudowany na rozkaz Cara Rosji Aleksandra III w duńskiej stoczni Burmeister.
Carski jacht "Standart", wybudowany dla Mikołaja w duńskiej stoczni, był miejscem odpoczynku. Rodzina carska spędzała tu czerwiec, żeglując u wybrzeży Finlandii, często jednak wyprawiając się nim w dalsze podróże, na przykład odwiedzając krewnych Carycy Aleksandry na Wyspach Brytyjskich. Na jego pokładzie znajdowały się sale jadalne, salony, pokoje wypoczynkowe, kwatery dla pracowników jachtu oraz prywatne apartamenty carskiej rodziny. Panowała tu prawdziwie rodzinna, ciepła atmosfera, pozbawiona sztywności i formalności charakterystycznych dla dworu imperialnego. Mikołaj i jego rodzina czuli się tutaj zupełnie swobodnie i tak też się zachowywali, często rozmawiając czy żartując z załogą, znali po imieniu wielu marynarzy, a oficerowie pełniący akurat służbę na jachcie byli zapraszani na prywatne kolacje.
Jacht "Standart" zacumowany w Jałcie
Dni na jachcie, jak większość dni w roku rodziny imperatora Rosji, miały swój niemal rytualny przebieg. Mikołaj uciekał zazwyczaj z jachtu i wyprawiał się do fińskich lasów na długie spacery - rankiem sam, później w wyprawach towarzyszyły mu dzieci, z którymi aż do popołudniowej herbaty zbierał grzyby, owoce leśne, kwiaty albo muszelki na plaży. Czasem, gdy "Standart" zacumował akurat przy jakiejś wiejskiej posiadłości, Mikołaj przychodził do jej właściciela i grzecznie pytał na przykład, czy mógłby zagrać sobie w tenisa. Niestety, nawet na wakacjach na morzu Car nie przestawał być Carem i wciąż codziennie odbierał raporty i dokumenty ze stolicy. Nie przyjmował jednak na pokładzie ministrów, którym stanowczo zakazał wizyt podczas rejsów.
Rodzina carska na pokładzie jachtu
Z kolei Caryca Aleksandra, która często skarżyła się na dokuczającą jej rwę kulszową, rzadko w czasie rejsów schodziła na ląd. Dnie spędzała na pokładzie, szyjąc, pisząc listy, grając na pianinie czy podziwiając piękne widoki. Gdy jej córki podrosły, na zmianę zostawały z matką na jachcie i dotrzymywały jej towarzystwa, gdy reszta rodziny zabawiała się w lesie bądź na plaży; w późniejszym okresie dołączyła do nich także Anna Wyrubowa, jedna z niewielu bliskich przyjaciółek Carycy Aleksandry.
Herbata stanowiła wesołą kontynuację dnia. Rodzina ponownie zbierała się razem, odpoczywając od letnich upałów, rozmawiając, śmiejąc się i delektując popołudniowym posiłkiem, czemu często towarzyszyła muzyka w wykonaniu orkiestry. Stanowiło to też świetną okazję do rodzinnych spotkań, do których czasami o tej porze dochodziło, zwłaszcza krewnych Mikołaja. Anna Wyrubowa wspominała, że pewnego razu wizytę na "Standarcie" złożyła matka Cara, Caryca-wdowa Maria Fiodorowna, która także akurat odbywała rejs innym carskim jachtem. Poza nią, jacht gościł prawie wszystkie ówczesne głowy europejskich państw, na czele z ostatnim Cesarzem Niemiec, Wilhelmem II, który był ponoć o niego zazdrosny. Sam posiadał podobny jacht, ale znacznie mniejszy, więc, jak powiedział kiedyś do Mikołaja przy okazji spotkania: "byłby szczęśliwy, gdyby otrzymał go w prezencie". (znając charakter Cesarza Wilhelma II na pewno zazdrościł Carowi bogactwa i carskich jachtów, których Romanowowie mieli 16, w dwóch flotach - bałtyckiej i czarnomorskiej - dop. autora).
Zachody słońca stanowiły ulubioną porę dnia Aleksandry. Siadała wtedy na górnym pokładzie i obserwowała niesamowity spektakl odbywający się każdego dnia, za każdym razem mający inną postać, wsłuchując się jednocześnie w odgłosy fal odbijających się od jachtu, latających nad wodą mew czy śpiewających prawosławne hymny marynarzy. Mikołaj jako mężczyzna nie miał aż tak romantycznej natury i nie widział w zachodach słońca nic ciekawego. W tym czasie grał w bilard albo palił, natomiast Caryca późnym wieczorem szyła jeszcze przy świetle lampy. Rodzina dość szybko kładła się spać, bo gdy o dwudziestej trzeciej podawano w salonie wieczorną herbatę, zazwyczaj był on już pusty.
Jednak nawet imperatora Rosji przebywającego na urlopie nie omijały kłopoty stanowiące odmianę dla monotonnej codzienności, niestety nieraz niezbyt przyjemne. Jeden z rejsów w 1907 dla rodziny mógł się okazać tragiczny w skutkach, ponieważ jacht uległ wypadkowi nieopodal portu Hanko, tak poważnemu, że obawiano się zatonięcia. Według wspomnień Anny Wyrubowej:
„Siedzieliśmy na pokładzie przy herbacie, grała orkiestra, a morze było idealnie spokojne, gdy nagle doznaliśmy strasznego szoku, bo jacht zatrząsł się od dziobu aż po rufę, serwis do herbaty zaś roztrzaskał się o pokład. W panice zerwaliśmy się na równe nogi, a jacht przechylił się na prawą burtę. Na pokładach natychmiast zaroiło się od marynarzy, którzy wykonywali ostre rozkazy kapitana i pomagali świcie zapewnić bezpieczeństwo kobietom i dzieciom”. (źródło: Fragment książki H. Rappaport "Cztery siostry. Utracony świat ostatnich księżniczek z rodu Romanowów").
Zarządzono natychmiastową ewakuację, jednak ku przerażeniu carskiej pary nigdzie nie było trzyletniego Carewicza, który jeszcze chwilę wcześniej bawił się z okrętowymi kotami. Na szczęście, równie szybko się odnalazł, okazało się, że tuż po zderzeniu ze skałami jego opiekun Derewienko zabrał go na dziób. Caryca z Anną Wyrubową w pośpiechu wbiegły jeszcze do kabiny Aleksandry, wyjęły stamtąd biżuterię, ikony czy kosztowne pamiątki i zawinęły w pakunki ze ściągniętych z łóżek prześcieradeł. Car zabrał dokumenty państwowe, po czym nadzorował opuszczanie łodzi ratunkowych, sam zostając na jachcie do ostatniej chwili, sprawdzając poziom zanurzenia i obliczając czas pozostały do całkowitego zatonięcia. Szczęśliwie, uszkodzenie nie okazało się na tyle poważne, "Standarta" zdołano później naprawić. Carska rodzina wraz z załogą spędziła noc na krążowniku "Azja", a na następny dzień przeniosła się na inny carski jacht (Aleksandria).
Carewicz Aleksiej z Andriejem Derevenko, jednym z dwóch, marynarzy jachtu „Standard”, opiekunów młodego księcia na carskich jachtach, którzy pozostawali u jego boku przez ponad 14 lat. Podczas gdy Derevenko opuścił carską rodzinę po rewolucji, drugi marynarz, Klementy Nagorny, pozostał z nimi aż do jego egzekucji na Syberii w 1918 roku. Dalszy los opiekunów jest nieznany.
Jacht "Standart" w Sewastopolu - 1909 r.
Po raz ostatni rodzina spędzała tu wakacje w 1914, gdy na pokładzie jachtu doszła ich wieść o zamordowaniu Franciszka Ferdynanda w Sarajewie, która - według wspomnień towarzyszącej im wówczas baronowej Buxhoeveden - zrobiła na nich "piorunujące wrażenie", choć początkowo nikt nie przypuszczał, by pociągnęło to za sobą poważniejsze konsekwencje. Wraz z wybuchem I Wojny Światowej „Standard” został umieszczony w suchym doku.
Po upadku dynastii Romanowów „Standard” został przebudowany i skierowany do służby morskiej. Statek został przemianowany na „18 marta” (18 marca), a później „Marti” (na cześć André Marty'ego, francuskiego polityka, jednego z liderów Francuskiej Partii Komunistycznej). W latach 1932-1936 „Marti” został przekształcony w stawiacz min przez stocznię w Leningradzie. Podczas II Wojny Światowej „Marti” służył na Bałtyku, kładąc miny i bombardując pozycje wzdłuż wybrzeża. 23 września 1941 roku „Marti” został uszkodzony w wyniku ataku powietrznego na Kronsztad, ale później naprawiony służył do końca wojny. Po wojnie „Marti” został przekształcony w okręt szkoleniowy i przemianowany na „Oka” w 1957 r. Służył w tej roli do czasu złomowania. w Tallinie w Estonii w 1963 roku.
"Standart" przemianowany na "Marti" - 1941-1942 r.
„Aleksandria” to 55 - metrowy długości i 228 - tonowy parowiec z kołem łopatkowym, który został zbudowany w Anglii dla Cesarza Mikołaja I w 1851 roku. Był jedynym jachtem w Marynarce Wojennej Imperium Rosyjskiego, który służył rodzinie carskiej przez okres panowania czterech Carów: Mikołaja I, Aleksandra II, Aleksandra III i Mikołaja II.
"Aleksandria" - 1851 r.
Aleksandria odziedziczyła nazwę po swoim poprzedniku – jachcie Mikołaja I, który zakończył swoją służbę w Marynarce Imperium Rosyjskiego w 1831 roku. Dziób statku był ozdobiony ciemnoniebieskim emblematem, który przedstawiał miecz ze złotą rękojeścią, otoczony u góry białym, różanym wieńcem. Jest to herb pałacyku i parku Aleksandria w Peterhofie, gdzie uwielbiała wypoczywać Cesarzowa Aleksandra Fiodorowna. Od dzieciństwa księżniczka była nazywana białą różą. Romantyczna kompozycja została stworzona przez V.A. Zhukovskiego w trakcie jego pobytu w Aleksandrii i stała się oficjalnym herbem posiadłości oraz jachtu. Całe wyposażenie jachtu takie jak zastawa, kryształy, porcelana, samowar oraz srebrne sztućce również zostały ozdobione herbem letniego pałacu. Jacht oficjalnie został wycofany z użytku 31 listopada 1906 roku.
"Aleksandria" - 1904 r.
Aby zastąpić jacht o tej samej nazwie, jak wspomniano powyżej, jacht ten został zbudowany 1903 r. dla Cesarza Mikołaja II; Ten 501-tonowy parowiec na koła wiosłowe został zbudowany tylko po to, aby umożliwić Rodzinie Cesarskiej i ich gościom podróż z Wielkiego Pałacu w Peterhof do Kronstadt, gdzie większe jachty stały zakotwiczone. Płytkie wody wokół Peterhof nie pozwalały „Standardowi” lub „Polyarnaya Zvezda” na odebranie swoich cesarskich podróżnych na nabrzeżu pałacowym.
"Aleksandria"
29 sierpnia 1903 roku w Petersburgu odbyło się oficjalne wodowanie jachtu parowego przeznaczonego dla rosyjskiego Cara Mikołaja II. W ceremonii wzięli udział sam monarcha, a także Cesarzowa Aleksandra Fiodorowna i Cesarzowa-wdowa (matka Mikołaja II) Maria Fiodorowna, grecka królowa Olga Konstantinovna, admirał generalny wielkiego księcia Aleksieja Aleksandrovitcha, kierownictwo Ministerstwa Morskiego i kierownictwo bałtyckiego zakładu. Jacht miał zastąpić pierwszą "Aleksandrię", która przetrwała swoje stulecie, która została zwodowana w 1851 roku. W 1904 roku okręt został włączony do okrętów Floty Bałtyckiej.
Jacht cesarski, "Aleksandria" stał się przydatny carskiej rodzinie w 1907 roku. Po wypadku jachtu "Standard", który wcześniej był używany przez rodzinę i orszak Mikołaja II, carska rodzina przesiadła się na „Aleksandrię”.
Na "Aleksandrii" ostatni Cesarz Rosji dwukrotnie gościł Raymonda Poincare, po raz pierwszy w czerwcu 1912 roku, kiedy był premierem Francji, a po raz drugi w lipcu 1914 roku, już jako prezydenta Republiki Francuskiej. Podczas I Wojny Światowej Mikołaj II tylko dwukrotnie używał "Aleksandrii". 7 lipca 1915 roku Cesarz udał się do Kronsztadu, aby sprawdzić krążowniki „Bogaty” i „Oleg”, które opuściły naprawę, a 15 lipca odwiedził pancernik „Cesarewicz”. Po rewolucji lutowej 1917 roku jacht de facto utracił status cesarskiego. W maju 1918 roku został włączony do rezerwy Floty Bałtyckiej. W kwietniu 1921 roku „Aleksandria” została przekazana szefowi obrony jeziora Ładoga. W 1922 roku został wysłany do długoterminowego przechowywania w porcie Kronsztad, a w 1927 został zezłomowany.
„Polyarnaya Zvezda”, (Gwiazda Polarna) – jacht cesarski Aleksandra III i Mikołaja II, będący wówczas okrętem marynarki wojennej. W 1884 roku, pod kierunkiem admirała I. A. Shestakova, szefa Ministerstwa Gospodarki Morskiej, był zaprojektowany jako krążownik pomocniczy z odpowiednią bronią artyleryjską, który w czasie pokoju byłby w stanie "w pełni spełnić wszystkie wymagania służby nowoczesnego jachtu cesarskiego". Jego budowniczy admirał I. Shestakov, wykorzystał inspirujące plany szybkich brytyjskich krążowników drugiej klasy „Iris” i „Mercury” - który po ukończeniu był najszybszym okrętem w marynarce wojennej Rosji i stanowił bazę dla szybkiego nowego okrętu Cara.
Obraz „Księżniczka Dagmar wyjeżdżająca do Rosji”. Obraz przedstawia dwa cesarskie jachty Polyarnaya Zvezda (Gwiazda Polarna) po lewej stronie i Standart po prawej. Maria Fiodorowna regularnie korzystała z „Polyarnaya Zvezda”
Jacht/krążownik pomocniczy Gwiazda Polarna został zbudowany w Stoczni Bałtyckiej w Petersburgu pod zleceniem Cara wszystkich Rosjan, Aleksandra Aleksandrowicza Romanowa III, w prezencie dla jego żony, urodzonej w Danii Carycy Marii Fiodorownej.
"Gwiazda Polarna"
20 maja 1888 roku został zwodowany w obecności cesarskiej pary i najwyższych urzędników Ministerstwa Marynarki Wojennej. Po zacumowaniu i próbach morskich w marcu 1891 roku, okręt został wcielony do floty bałtyckiej jako część Gwardii Cesarskiej.
Był całkowicie nowoczesny. Zbudowany z dobrej niemieckiej stali Siemens-Martin, miał pełnowymiarowe drzwi wodoszczelne, oświetlenie elektryczne w całym statku. Kadłub z podwójnym dnem oraz nowoczesna instalacja parowa, która składała się z dwóch pionowych silników parowych z potrójnym rozszerzeniem o zaprojektowanej mocy 3000 KM każdy i 10 kotłów. Miał w pełni zdalne systemy, w tym dwa zestawy awaryjnych kół sterowych, jeden nad pokładem, a drugi poniżej.
Został wyposażony w cenne drewno i meble, dopasowanie rodziny do gustu rodziny carskiej. Okładziny i meble zostały wykonane przez fabrykę w Petersburgu A.F. Svirsky. Na pokładzie jachtu znajdowała się mała cerkiew a nawet „stodoła” z kabiną dla krowy. Dziesiątki szkiców Nabokowa i Prokofiewa zdobiły salony statku.
W latach 1891-1914 jacht służył cesarskiej rodzinie podczas wizyt w stolicach krajów europejskich. Na początku czerwca 1917 roku przeniósł się do Helsinek, gdzie mieścił się Centralny Komitet Floty Bałtyckiej. Dowódca jachtu, kapitan pierwszej rangi M.M Lialin, został pierwszym wybranym dowódcą Floty Bałtyckiej. We wrześniu i październiku 1917 roku jacht gościł II Kongres Przedstawicieli Floty Bałtyckiej. W 1918 roku wzięł udział w kampanii floty bałtyckiej. Maszyny parowe zostały zastąpione olejami napędowymi (kotły pozostawione do ogrzewania), komin przedni został zdemontowany, zainstalowano nowe maszty świetlne, ale wnętrze wielu pomieszczeń zostało zachowane. 20 sierpnia 1936 roku na jachcie podniesiono flagę Marynarki Radzieckiej. Stacjonował w porcie minowym w Tallinie, zapewniając wyjścia z okrętów podwodnych dla misji bojowych. Na początku lipca 1941 roku wraz z okrętami podwodnymi przeniesiony do portu Ust-Ługa, nad rzeką Ługą przy ujściu do Zatoki Fińskiej, a następnie do Leningradu. Od 1942 roku wchodzi w skład 3. Dywizji Okrętów Podwodnych. W 1944 roku stacjonował w Turku i prowadził działania bojowe brygady podwodnej.
Gwiazda Polarna
„Derzhava” (rosyjski: Держава, angielskie tłumaczenie: Orb) była królewskim jachtem rodu Romanowów. Derzhava (Morze Bałtyckie) i Livadia (Morze Czarne) były ostatnimi drewnianymi parowcami zbudowanymi dla Romanowów.
Jacht "Derzhava"
Również ten jacht został zamówiony dla Cesarza Aleksandra II; Stocznia Nowej Admiralicji w St. Petersburgu rozpoczęła budowę w 1866 r., a jacht zwodowano w 1871 r. Jacht o pojemności 3115 ton miał długość całkowitą 95 metrów, a jego wnętrza zaprojektował znany architekt Ippolito A. Monighetti. Jego wnętrza na jachcie wyróżniały się ciężką stolarką, belkami stropowymi oraz masywnymi meblami z orzecha i mahoniu w stylu neorenesansowym. Ozdoby obejmowały wypukłe koraliki, rzeźbioną boazerię oraz wytłoczone i przebite lampy z brązu, a architekt nawet zaprojektował nowy serwis z porcelany dla jachtu.
Jachtowa porcelana
Wraz z Imperial Yacht Derzhava zostały wprowadzone pewne cechy konstrukcyjne, które pozostaną typowe dla wszystkich przyszłych rosyjskich jachtów cesarskich, na przykład kwadratowe iluminatory na głównym pokładzie, Derzhava oznacza Kula jako część królewskich regali (a także państwa, królestwa), stąd prawie wszystkie artystycznie zaprojektowane przedmioty odnoszące się do jachtu noszą tradycyjny wizerunek kuli w postaci złotego globu zwieńczonego krzyżem. Derzhava służyła w Gwardii Cesarskiej od 1871 do 1898 i pozostała przez ostatnie lata swojej kariery we Flocie Bałtyckiej. Została wycofana ze służby w 1905 roku. Na rozkaz Cesarza Mikołaja II zachowane części wyposażenia, głównie meble dla oficerów i załogi, Imperial Yacht Derzhava w 1896 roku przeniesiony do Imperial Yacht Standart.
Ozdobny dziób jachtu
Derzhava służył Romanowom do 1898 r., Kiedy to został przekształcony w statek szkoleniowy i przemianowany na Dvina.
Kapitanem okrętowym został I. S. Dmitriev. Projekt został oparty na brytyjskim jachcie królewskim HMY Victoria and Albert, który został zwodowany pięć lat później, w lipcu 1871 roku. Jej dwie maszyny parowe, lokalnego projektu i wykonania, miały moc 720 koni mechanicznych i umożliwiały maksymalną prędkość 16,72 węzła.
„Livadia” - pierwsza „Livadia” została zbudowana w latach 1869–1873 przez Leopolda Schwede. Był to drewniany parowiec pełnomorski o wyporności 1965 ton, długości 81 metrów i szerokości 10,9 metra (bez nadkoli). Jacht stacjonował na Krymie i od lata 1873 r. Pod opieką Romanowów. Po wybuchu wojny rosyjsko-tureckiej 1877–1878 został przebudowany na krążownik pomocniczy. Zatopił turecki szkuner, przeżył niebezpieczeństwa wojny, ale w nocy z 21 na 22 października 1878 roku osiadł na mieliźnie w pobliżu przylądka Tarkhan-Kut na zachodnim Krymie. Próby ratunkowe zakończyły się niepowodzeniem, a 47 dni później „Livadia” została zniszczona przez gwałtowną burzę.
Fragment obrazu Aleksieja Bogolubowa ukazujący zatopienie carskiego jachtu "Livadia"
Po zatonięciu rosyjski Departament Marynarki Wojennej zaproponował zbudowanie podobnego jachtu konwencjonalnego o zwiększonej szybkości i wytrzymałości. Wiceadmirał Andriej Popow, wpływowy przewodniczący Marynarki Wojennej Komisji Technicznej (MTK), sprzeciwił się i zaproponował inną koncepcję opartą na jego okrągłych statkach.
Nowa "Livadia"
Nowa „Livadia” był to cesarski jacht Romanowów zbudowany w latach 1879-1880 w celu zastąpienia jachtu o tej samej nazwie, który zatonął u wybrzeży Krymu w 1878 r. Nowa „Livadia”, była przeznaczona do służby na Morzu Czarnym. Był to radykalnie nowatorski statek zaprojektowany przez wiceadmirała Andrieja Popowa, zaprojektowany przez architekta marynarki wojennej Erasta Gulyaeva i zbudowany przez firmę John Elder & Co. z Govan on the Clyde. „Livadia” kontynuowała linię Popowa okrągłych statków, choć tym razem Popow poświęcił geometryczną doskonałość dla pełnomorskich możliwości. Miała szerokość 153 stóp (47 m) przy całkowitej długości tylko 259 stóp (79 m). Ekstremalny przykład architektury domu typu „tumblehome” - miał konwencjonalnie ukształtowaną nadbudowę zamontowaną na szerokim, płaskodennym podwodnym kadłubie lub pontonie w kształcie turbota.
Budowę „Livadii”, „gigantycznego eksperymentu naturalnej wielkości” i prototypu pancerników nowej generacji, nadzorował William Pearce. Bruno Tideman i Edward James Reed działali jako konsultanci, a William Leiper i William De Morgan zaprojektowali luksusowe wnętrza. Swoją krótką karierę jako jacht spędziła w dokach i tylko raz została wykorzystana zgodnie z jej przeznaczeniem, przewożąc Wielkich Książąt Konstantyna i Michaiła przez Morze Czarne. Aleksander III nie był zainteresowany wskrzeszeniem z natury wadliwego statku, a w sierpniu 1881 roku „Livadia” została zacumowana w Mikołajowie, następnie zwinięta i pozbawiona dawnych luksusów. Jej silniki zostały usunięte i ponownie użyte na rosyjskich krążownikach. Zardzewiały kadłub był używany podczas I Wojny Światowej i został ostatecznie wycofany ze służby w 1926 roku.
„Carewna” - cesarski jacht „Carewna” („córka cara”) został zbudowany w 1874 roku w Anglii dla Cesarza Aleksandra II. Ten mniejszy, 840 tonowy jacht był używany głównie przez jego następcę, Cesarza Aleksandra III, do krótkich wypraw wzdłuż wybrzeża wokół Sankt Petersburga i wakacyjnych wypraw na fińskie szkiery (małe wysepki).
Jacht "Carewna"
Cesarz Aleksander III i jego żona, Cesarzowa Maria Fiodorowna (urodzona w Danii jako księżniczka Dagmar) często odwiedzali Finlandię. Para cesarska spotykała się sporadycznie z miejscowymi rybakami i innymi miejscowymi mieszkańcami - nie zawsze zdawali sobie oni sprawę z tego, z kim rozmawiają. Cesarz Aleksander III lubił łowić ryby i polować, a szczególnie ceniony był za unikanie formalności panujących na dworze cesarskim. Elegancki jacht został wycofany z eksploatacji w 1917 roku i ostatecznie zezłomowany.
„Kołchida” (ros. Колхида) – rosyjski jacht oceaniczny o napędzie parowo-motorowym, pływający w składzie Floty Czarnomorskiej, wojsk bolszewickich, Flotylli Dońskiej i Floty Czarnomorskiej Białych w latach 1913-1920.
Jacht "Kołchida"
Został zbudowany w 1898 r. w fińskiej stoczni W:m Crichton & C:o na zamówienie carskiej rodziny. Początkowo nosił nazwę „Tamara”. W 1913 r. ministerstwo morskie Rosji odkupiło jacht od wielkiego księcia Michaiła Aleksandrowicza i przemianowało na „Kołchida”. W październiku 1914 r. jacht został zmobilizowany i przebazowany do Sewastopola, gdzie go uzbrojono i wyposażono w radiostację o silnej mocy. Jesienią 1916 r. skierowano go na remont do Rostowa nad Donem, gdzie zastała go rewolucja. Załoga przeszła na stronę bolszewików. Zasłużyła się tym, że poprzez radiostację rozpropagowała na obszarze południowej Rosji dekrety bolszewickiej Rady Komisarzy Ludowych (Sownarkomu). Z tego powodu jacht przemianowano na „Donskaja Awrora”. Podczas walk z wojskami Kozaków dońskich atamana gen. Aleksieja M. Kaledina na jachcie znajdował się sztab miejscowych wojsk bolszewickich. W maju 1918 r. jacht został zdobyty przez Kozaków gen. Piotra N. Krasnowa. Otrzymał nową nazwę „Piernacz”. Do pocz. 1920 r. pływał w składzie Flotylli Dońskiej, a następnie Floty Czarnomorskiej Białych (pod starą nazwą „Kołchida”). 3 marca tego roku jacht z uchodźcami rosyjskimi na pokładzie zatonął u wejścia do Zatoki Warneńskiej, po wpadnięciu na wrak zatopionego statku. Prawdopodobnie wcześniej próbował dostać się do Turcji, ale został zmuszony do udania się ku brzegom Bułgarii. W 1922 r. Bułgarzy zdemontowali z wraku jachtu uzbrojenie i wyposażenie. W latach 60. nurkowie wydobyli z jachtu kolejne przedmioty, które zostały przeniesione do Muzeum Wojenno-Morskiego w Warnie. Natomiast w Muzeum Krajowym w Rostowie nad Donem znajduje się replika jachtu.
Zagraniczne podróże „cesarza-podróżnika”, jak zaczęto nazywać Wilhelma II, były kurtuazyjne, ale i kosztowne. Lubił obdarzać prezentami poznanych, a przychylnych mu ludzi. Wzięto mu to za jego dobrą stronę charakteru. Na prezenty w Wiedniu i Rzymie przeznaczył - jak podają w źródłach - 80 pierścionków z brylantami, 150 srebrnych orderów, 50 spinek do krawatów, 3 złote ramki, 30 złotych zegarków i 20 pokrytych brylantami Orderów Orła. Posiadał pałace, setki lokajów i służby. W 1898 r. odbył pielgrzymkę nawet do Jerozolimy. Odwiedzał różne święte miejsca. Był także w Damaszku i Maroku. Pływał swym jachtem po Morzu Śródziemnym. Spodobał mu się Tanger. (por. Gabriela Horzela-Szubińska - http://www.montes.pl ).
W prasie europejskiej nazywano go „Wilusiem” i ten przydomek przylgnął do niego na stałe. Jego manią było stałe przebieranie się. Potrafił sześciokrotnie, podczas dnia, zmieniać strój. Tak wspomina go fotograf Heinrich Hoffmann:
"Największe emocje przeżyłem, fotografując kajzera. Piątego listopada 1903 roku mój pracodawca dostał polecenie, aby zrobić zdjęcia kajzerowi z okazji historycznego spotkania z carem Mikołajem w starym zamku w Wiesbaden. Herr Voigt przygotował wszystko w zamku i posłał mnie na korytarz, abym uprzedził go o nadejściu kajzera. Czekałem tam i czekałem. Czcigodne osobistości zawsze każą innym czekać. Na początku nie wiadomo, czym się zająć, aby czas szybko minął, a potem, gdy oczekiwany gość wreszcie nadejdzie, wszystko dzieje się za wolno. Jego Wysokość i wszystkie Wysokości w kraju mają upodobanie do łaskawego okazywania swojego diabelnego zniecierpliwienia! W końcu zjawił się i kajzer, a to, co wówczas nastąpiło, było po prostu balem kostiumowym! Wilhelm II, honorowy pułkownik niezliczonych zagranicznych pułków, życzył sobie zostać sfotografowanym w aktualnych mundurach tych wszystkich formacji wojskowych! Niczym w szalonym korowodzie zdejmował jeden mundur i zakładał następny: pułkownika rosyjskiej gwardii, pułkownika brytyjskiego, pułkownika huzarów królewsko-węgierskich. Mundury kawalerii, piechoty i artylerii następowały jeden po drugim. Najefektowniej prezentował się szamerowany złotem mundur huzarów węgierskich." - por. Heinrich Hoffmann "Wspomnienia fotografa Hitlera"
Cesarz Wilhelm II w mundurze rosyjskim i Car Mikołaj II w mundurze niemieckim
Przyjazd Cesarza z Carem Mikołajem II na polowanie w Borgsdorf - Niemcy 1910 r.
Cesarski zamek w Poznaniu
Wilhelm II i Paul Hindenburg w ogrodzie różanym zamku cesarskiego w Poznaniu
Zamek cesarski w Poznaniu w 1911 roku
Rezydencja Króla Prus i Cesarza Niemiec Wilhelma II, to jeden z najważniejszych i największych budynków poznańskiego śródmieścia. Warto przy tej okazji podkreślić, iż jest to nie zamek cesarski, a królewski. Na terenie Prus bowiem cesarze niemieccy, a jednocześnie królowie pruscy, bardziej cenili sobie tytuł Króla, niż Cesarza. Potocznie jednak zwie się on zamkiem cesarskim dla odróżnienia od zamku Przemysła II. Jego budowa podniosła rangę Poznania, gdyż od tej pory stał się on miastem rezydencjonalnym Cesarza, a więc awansował do najważniejszych miast cesarstwa Hohenzollernów. Jest on też ostatnim zbudowanym w Europie zamkiem monarszym.
Budowę rozpoczęto w 1905 roku, a zakończono już 5 lat później. Cesarz Wilhelm (zwany z Poznaniu pieszczotliwie Wilusiem), otrzymał klucze do swej nowej rezydencji 21 sierpnia 1910 roku, choć nie był on jeszcze wykończony. Wtedy też po raz pierwszy przyjechał on do Poznania.
Przyjazd Cesarza po odbiór kluczy do zamku - 1910 r.
W obecności Cesarza Wilhelma II i licznych członków rodziny cesarskiej odbyło się przekazanie nowego zamku w Poznaniu. Już na kilka dni przed uroczystością całe miasto zostało bogato przystrojone: budynki publiczne i liczne prywatne ozdobiono flagami. Domy zamieszkane przez Polaków były prawie wcale nieudekorowane, w wielu z nich demonstracyjnie puszczono żaluzje. Kiedy po południu około godziny 16:00 pociąg wiozący parę cesarską i księżniczkę Wiktorię Luizę dotarł do Poznania, panowała tu świąteczna atmosfera. Już dwie godziny wcześniej do miasta przybyli cesarscy synowie Wilhelm i Eitel Fryderyk ze swoimi małżonkami, którzy na powitanie pary cesarskiej udali się ponownie na dworzec. Książęta August Wilhelm i Oskar czekali na przybycie swoich rodziców w zamku. Nigdy wcześniej tak wielu członków rodziny cesarskiej nie odwiedziło jednocześnie żadnego miasta na wschodzie Rzeszy”. Gazeta Olsztyńska Nr 95 (sobota, 13 sierpień 1910) donosiła: „Cesarz i cesarzowa w towarzystwie wielkiego orszaku w dniu 28 sierpnia po południu przybędą do Poznania na akt poświęcenia zamku królewskiego. Będzie to akt bardzo uroczysty." Nowy pałac został uroczyście poświecony 21 sierpnia 1910 roku.
Kamienne orły na cesarskiej rezydencji nabrały koloru szarego mydła. Był środek lata, a tymczasem lało, wiało i było zimno. Niezrażeni ludzie tłoczyli się wzdłuż ulicy od Zamku aż po dworzec. Zamożniejsi wykupili biletowane miejsca z lepszym widokiem. Deszcz padał jednak równo na wszystkich i z meloników ciekła stróżkami woda. Zwarty mur czarnych parasoli i tużurków ożywiały "dziewice honorowe", czyli dziewczęta ubrane w białe suknie i chusty. Krótko przed szesnastą niebo przetarło się i zza chmur nieśmiało wyjrzało słońce. Jednak prawdziwa gwiazda miała dopiero się pojawić. Nadburmistrz Poznania Ernst Wilms, który stał na stopniach trybuny honorowej, powtarzał w myślach słowa powitalnego toastu. Nagle tłum na horyzoncie zaczął falować, a do uszu nadburmistrza dotarły pierwsze okrzyki. Na wieży kościoła św. Pawła zakołysano dzwonami. Cesarska para właśnie opuszczała pociąg. Wilhelm II i Augusta Wiktoria przesiedli się do kremowego automobilu. Cesarz jako wytrawny jeździec i amator koni szczerze go nie znosił. Podróż do zamku, nawet na paradnym biegu, zajęła co najwyżej kilka minut. Tłum wiwatował, ale jeszcze kilka dni temu przez Poznań przetaczały się demonstracje. Robotnicy protestowali przeciwko "junkierskiej bucie" i "zbytkom koronowanych głów". Teraz, tak na wszelki wypadek, na każdym rogu stali policjanci uzbrojeni w szable i błyszczące pikielhauby.
Po wiernopoddańczej mowie burmistrza tajny radca Franz Schwechten, ulubiony architekt Cesarza, wręczył monarsze złoty klucz. Był to jego przywilej. To on zaprojektował nową rezydencję. Kaiser i kaiserin wznieśli toast mozelskim sektem, po czym udali się na zwiedzanie zamku. Zwiedzanie było pobieżne, bo na siódmą zaplanowano uroczysty obiad. Wilhelm przywdział zielony mundur strzelców konnych, Augusta Wiktoria - czarną suknię przepasaną pomarańczową wstęgą. Nim Cesarz założył świeżą parę rękawiczek, umył wątłe dłonie. W apartamencie stał dobrze mu znany zestaw toaletowy, złożony z naczyń zdobnych w pąsowe orły i lwy. Takiego samego używał jego ukochany dziadek Wilhelm I. Misa była tak duża, że gdyby nie bał się zrujnować wypomadowanych wąsisk, mógłby zanurzyć w niej całą twarz.
Gazety zalecały, by Polacy pozostali w domach i nie pchali się, gdzie nie trzeba: "W nastroju tryumfalistycznym wypije się jak zwykle wiele piwa, wskutek tego łatwo może dojść do scen ulicznych, które nikomu nie będą pożądane" - ostrzegał "Kurier Poranny". Polacy mieli z Wilhelmem problem. Witać czy siedzieć w domu? A może witać, ale nie wiwatować? Iluminować okna, jak to zrobił biskup poznański, czy nie iluminować? Symptomatyczna okazała się postawa zarządu polskiego Hotelu Bazar. Początkowo odmówiono przystrojenia gmachu z okazji wizyty cesarskiej pary, choć takie było zarządzenie władz. Ostatecznie Polacy zgodzili się wynająć witrynę na parterze paru zapiekłym hakatystom, a ci obwiesili ją swoimi flagami. Władze spółki za dwa dni najmu skasowały Niemców jak za zboże i przeznaczyły zysk na działalność patriotyczną. Bardzo po poznańsku.
Cesarstwo Niemieckie zajmowało terytoria od Metzu w Alzacji po Kłajpedę na Litwie, nie licząc afrykańskich kolonii. Miało najlepsze armaty, walutę równie solidną co sojusze, a do tego zastępy przemysłowców, finansistów i artystów pracujących na jego potęgę. Było u szczytu. Poddawani germanizacji Polacy mogli stawiać opór albo współpracować, licząc, że ugrają coś dla siebie. Na piętnastu posłów do Reichstagu z Prowincji Poznańskiej jedenastu było Polakami. Wśród nich ci, którzy od marszałka dworu otrzymali zaproszenie na uroczysty obiad w zamku. Książę Ferdynand Radziwiłł miał zasiąść vis-à-vis Cesarza. Kwileccy, Chłapowscy, Ponińscy, Mycielscy i Turno musieli zadowolić się gorszymi miejscami. Wyfraczeni ziemianie przybyli na zamek licznie. Przyjęciu zaproszeń sprzeciwił się poseł Wojciech Korfanty. On akurat ze względu na robotnicze pochodzenie zaproszenia nie dostał. Mógł być deputowanym, ale na zamku bawili się wyłącznie panowie z von und zu przed nazwiskiem. Polaków obecnych w tym gronie nazwano "lizibutami". Satyrycy układali na ich temat piosenki. "Całować kirasjerski but, niepowściągliwą, chętną rzeszą, w odmiany kursu wierząc cud, poznańskiej szlachty tuzy śpieszą" - śpiewano. Zarzucano im, że sprzedali sprawę narodową za odznaczenia i tytuły. "Dziś gdy Poznań rezydencją, gdy zawita tutaj dwór, możesz zostać ekscelencją, mieć ze złotym kluczem sznur" - podśpiewywał Ferdynand Radziwiłł w jednej z fars. Jej autor zapomniał jednak, że to ten sam Radziwiłł, który bronił strajkujących dzieci wrzesińskich i sprzeciwiał się germanizacyjnej akcji Bismarcka. Arystokraci sądzili, że gestami lojalizmu zjednają sobie Cesarza i skłonią go do zmiany antypolskiej polityki. W zamian za to Hohenzollern poczęstował ich w Poznaniu mową o tym, że "zamek ma być symbolem opieki monarszej nad tą prowincją niemiecką" oraz "rozsadnikiem niemieckiej kultury i niemieckiego obyczaju". Cytując klasyka: żadnych złudzeń, panowie! Ale niemieccy nacjonaliści też byli niezadowoleni. Uznali przemowę za zbyt powściągliwą. Po ulicach krążył rubaszny dowcip: "Szkoda, że Cesarz Wiluś nie jest starozakonny od pasa w górę. Wtedy po przemowie poznańskiej można by mu obciąć czubek języka".
W satyrycznym magazynie "Kladderadatsch" można było przeczytać dowcip: "Co Turek robi w Poznaniu? Nic, w Poznaniu nie ma nic do roboty". E.T.A.Hoffmann, autor "Dziadka do orzechów", obejmując w Poznaniu stanowisko asesora, uznał miasto za prowincjonalne, nudne i z obrzydliwą kuchnią. Sytuacja uległa zmianie na samym początku XX wieku. Wówczas zburzono fortyfikacje i przystąpiono do budowy Dzielnicy Cesarskiej, której sercem stał się zamek. Następca E.T.A Hoffmanna pracował w imponującym gmachu Ziemstwa Kredytowego, popołudniami spacerował po parku wśród platanów, a wieczorem chodził ze swoją frau na "Czarodziejski flet" do opery. I grzał się w blasku cesarskiego majestatu, bo Wilhelm II podniósł Posen do rangi miasta-rezydencji. Zamek miał przyćmić polski ratusz i pokazać, kto tu rządzi. Efekt wzmacniały pocztówki, talerzyki i kubki z wizerunkiem budowli, które sprzedawali uliczni handlarze. Wilhelm uważał, że jest spadkobiercą takich Cesarzy jak Fryderyk Barbarossa czy Henryk VI. Przechadzając się po sali tronowej, mógł patrzeć im w wykonane ze szkliwionych kamyczków oczy. A mrucząc vaternoster, poczuć się niczym następca sycylijskich Hohenstaufów, bo zamkowa kaplica była inspirowana ociekającą złotem Capella Palatina w Palermo. Gdy zaciągał się cygarem, dumał o potędze Zakonu Krzyżackiego. Palarnia nawiązywała do refektarza Wielkich Mistrzów w Malborku. Kaiser otwierał tym zamkiem oczy niedowiarkom, ale nie wszyscy dali się na lep tej propagandy złapać.
Wizyta upływała zgodnie z monarszą rutyną. Wilhelm przebierał się w mundury i przyglądał manewrom na poligonie w Biedrusku, podczas gdy Augusta odwiedzała sierocińce i czyniła przygotowania do balu dla pań. Wyjątkowo udała się serenada Towarzystwa Chóralnego, którego członkowie śpiewali na dziedzińcu pod oknami cesarskiej pary. Tylko z lotu sterowcem Parseval nic nie wyszło, bo zła pogoda uniemożliwiła start. Czarne chmury szybko gromadziły się nad zamkiem. Gdy oddano do użytku neoromańską rezydencję, gusta artystyczne ulegały burzliwym zmianom. W 1910 roku architekt Adolf Loos budował już domy pozbawione dekoracji, a malarz Wasilij Kandinsky eksperymentował z abstrakcją. Pierwsza salwa wycelowana w zamek (lub "stertę kamieni", jak chcieli złośliwi) padła ze strony malarza Fryderyka Stahla. "Proporcje są karykaturalne: z klatki schodowej zrobiono jakąś halę wieżową. Brakuje tylko fosy. Nadmierny przepych zawsze jest nieprzyjemny, a cóż dopiero mówić o fałszowanym przepychu? Tego rodzaju tanie surogaty usunięto dzisiaj nawet z teatrów. W rzekomo romańskich meblach zastosowano system szablonowych imitacyi. Umeblowanie salonu cesarzowej nie jest romańskie, lecz barbarzyńskie, wstrętnie sztywne, biało lakierowane, z fałszywym filigranem i fałszywymi klejnotami. Stolik na kwiaty udaje formę romańskiego ołtarza, a sporządzony jest grubą robotą ciesielską! Sprawcą tych wszystkich okropności jest p. Schwechten. To czego w Poznaniu dokonał, jest policzkiem wymierzonym sztuce budownictwa […] I na to poświęciło się tyle pracy i kosztów!". Ci, którzy nie znali się na sztuce, ale potrafili liczyć, też załamywali ręce. Inwestycja pochłonęła prawie sześć milionów marek. Za tę kwotę można było przez rok utrzymać cztery uniwersytety! Spora suma jak za budynek, w którym Wilhelm spędził parę nocy i w którym nie chciał zamieszkać jego syn książę Eitel Fryderyk. Część kosztów to rezultat cesarskich kaprysów. Wilhelm lubił uchodzić za człowieka kompetentnego w materii sztuki. Na przykład idąc do opery na "Holendra tułacza", zakładał admiralski mundur. Podobny sens miały jego interwencje architektoniczne. Hrabia Zedlitz-Tritschler, który służył na cesarskim dworze, zanotował w pamiętniku: "Poczynił Cesarz w projekcie poznańskim zmiany, rozwijając go wspanialej. Ma się wybudować dziedziniec honorowy, na którym może wygodnie zawrócić czwórka koni, ma się stworzyć odpowiednie pokoje dla książąt oraz większe sale reprezentacyjne. Wtedy jednak kosztorys wyniesie wraz z urządzeniem sześć miljonów. Biedny minister finansów!". Biedny minister po zakończeniu budowy podał się do dymisji. (http://www.tvn24.pl)
Sala tronowa
Dzisiaj w wieży znajduje się tron cesarski. To ostatni taki zabytek w Europie. Niegdyś stał w sali tronowej, czyli dzisiejszej Wielkiej. W 1934 roku prezydent Mościcki podarował go kardynałowi Hlondowi, który umieścił go w katedrze gnieźnieńskiej. Przetrwał tam do czasów II Wojny Światowej. Całe szczęście księża rozebrali go na kawałki, a waży 3,5 tony i ukryli w podziemiach. Leżał tam przez kilkadziesiąt lat, zapomniany, przykryty butelkami i skrzynkami. Wrócił tutaj w 1993 roku.
Cesarski tron
Najbardziej okazałą salą była sala tronowa, znajdująca się we wschodniej części. Dzisiaj jest to sala kinowa. Oświetlona z trzech stron oknami, otoczona wspartymi na kolumnach arkadami. Pomiędzy łukami umieszczono wizerunki ośmiu niemieckich Cesarzy. Na środku we wnęce stał orientalny tron cesarski, a wokoło biegły galeryjki dla orkiestry i gości. Wejście było od ulicy Kościuszki. Dzisiaj część wschodnia zamku po przebudowie to niesamowita powierzchnia w pełni nowoczesna ze szklanym dachem, która fascynuje i przyciąga zarówno miłośników historii, jak i tych którzy szukają imprez kulturalnych.
Ława tronowa w kaplicy zamkowej
Pokój przyjęć Cesarza
Początkowo budynek podzielony był na dwie części – zachodnią i wschodnią. Pierwsza z nich była większa i mieściły się w niej apartamenty mieszkalne. Na parterze pokoje marszałka dworu, ochmistrzyni i członków świty cesarskiej. Pierwsze piętro zajmowały apartamenty pary cesarskiej i kaplica w stylu bizantyjskim (dzisiejsza sala kominkowa). Spacerując po zamku można jeszcze dzisiaj zobaczyć ślady tamtych dni: posadzki, boazerie, meble, które udało się odzyskać.
Gabinet - pracownia Cesarza
Pokój dzienny księżniczki Wiktori Luizy
Pokój Cesarzowej
Kaplica zamkowa
Monarcha był tu jeszcze kilka razy: np. był w 1913 roku podczas otwarcia kaplicy zamkowej, oraz w 1915 roku, kiedy przebywał tu ze swoim sztabem, planując ofensywę przeciw Rosji. Wilhelm II, w przeciwieństwie do swoich poprzedników, ceniących skromność i oszczędność, uwielbiał przepych i bogactwo. Osobiście decydował o tym, co w zamku ma się znaleźć. Budynek zaprojektował Franz Schwechten w stylu neoromańskim.
Wiluś odwiedził w sumie swój zamek jedenaście razy. Najważniejsza wizyta, trwająca cztery dni, związana była oczywiście z oddaniem do użytku tej monumentalnej budowli. Był to zresztą najdłuższy i najbardziej wystawny pobyt Cesarza w Poznaniu. Wilhelm odebrał wtedy nie tylko złote klucze do zamku, ale i posadził w ogrodzie róż niedaleko Fontanny Lwów drzewo – dziś dorodny stuletni platan.
Z budową związana jest legenda. Gdy w 1905 roku rozpoczęto budowę zamku cesarskiego, pracom przyglądała się zawsze gromada gapiów. Niemiecki burmistrz miasta ze zdziwieniem obserwował chłopa z Górczyna, który codziennie przychodził na budowę i zachęcał robotników do wytężonej pracy. Zapytany przez burmistrza, dlaczego jemu - Polakowi - zależy na szybkiej budowie niemieckiego zamku, chłop odpowiedział: "Zaś ale przepowiednia mówi, że gdy zamek cysorski w Poznaniu stanie, to Polska z martwych powstanie". I tak też się stało, wkrótce wybuchła I Wojna Światowa i Polska odzyskała niepodległość.
Fontanna Lwów
Bankiety, przyjęcia, defilady wojskowe skutecznie wypełniały czas dziewięcioosobowej rodzinie cesarskiej, która bawiła się w Poznaniu naprawdę wyśmienicie. Budowa zamku Cesarskiego w Poznaniu kosztowała 5 mln marek. Obiekt liczył 6 kondygnacji. Znajdowało się na nich w sumie 585 pomieszczeń. Monarsza rezydencja w Poznaniu obłożona została granitem i piaskowcem. Wieża zegarowa wznosiła się na wysokość 75 metrów. Niegdyś w jej wnętrzach znajdowała się kaplica, zbudowana w stylu bizantyjskim, wzorowana na Capella Palatina z Palermo.
Po przegranej Niemiec w I Wojnie Światowej, tak jak przepowiedział to chłop z Górczyna, zamek stał się własnością państwa polskiego i został przeznaczony na siedzibę naczelnika, a następnie Prezydenta Rzeczypospolitej. W zamkowej wieży znajdował się apartament, w którym zatrzymywali się ważni państwowi goście. Mieszkał w nim m.in.: Józef Piłsudski, Gabriel Narutowicz, często gościł Ignacy Mościcki. Przez kilka lat mieściło się też w gmachu Ministerstwo Byłej Dzielnicy Pruskiej, którego zadaniem było doprowadzenie do unifikacji Wielkopolski z resztą kraju. Była to także siedziba Uniwersytetu Poznańskiego. Tutaj studiowali m.in. matematycy, którzy złamali kod Enigmy uważanej za największą tajemnicę III Rzeszy.
Kiedy wybuchła II Wojna Światowa, Niemcy od razu postanowili przebudować zamek na siedzibę Hitlera i jego namiestnika w Kraju Warty – Artura Greisera. Zabrał się za to ulubiony architekt Adolfa, Albert Speer. Zmienił on wystrój i rozkład pomieszczeń. Zlikwidowana została cesarska kaplica, a w jej miejsce powstał gabinet Hitlera z wyjściem na balkon, w którego posadzce umieszczono ogrzewanie podłogowe. Tam Hitler miał przyjmować defilady. Przez wiele lat spierano się o to, czy był kiedyś w Poznaniu i w zamku. Było wiele teorii za i przeciw. W końcu jednak ustalono, że nigdy tutaj nie przyjechał i nie skorzystał ani z gabinetu, ani z przebudowanej sali tronowej, która miała służyć zgromadzeniom. Wtedy też zmieniono wejście do zamku. Zlikwidowano to od strony ul. Kościuszki, a wybito ogromne wejście od frontu zamku.
Co ciekawe wybudowano też gigantyczny schron pod dziedzińcem, który swobodnie mógł pomieścić ponad 350 osób. W razie zagrożenia Hitler i namiestnik Kraju Warty, którego gabinet znajdował się także w wieży nad gabinetem wodza, mogli ewakuować się do schronu… specjalną windą. Przez wiele lat krążyły też legendy o podziemnych korytarzach prowadzących pod placem Mickiewicza w pobliżu Opery aż na Cytadelę. Zmian poczynionych przez Niemców byłoby znacznie więcej, gdyby nie to że w 1943 roku zaczęli mieć poważne problemy na froncie wschodnim. Z Berlina przyszedł rozkaz przerwania prac i oszczędzania pieniędzy.
Podczas walk o Poznań pocisk trafił w wieżę zegarową (miała ona wówczas 74 metry i dominowała nad miastem) w wyniku czego jej część trzeba było potem rozebrać. Przez wiele lat były plany podniesienia jej wysokości do pierwotnej, ale cały czas brakuje na to pieniędzy. Po kapitulacji Cytadeli w zamku umieszczono niemieckich jeńców, a następnie sam budynek zamieniono na koszary Wojska Polskiego.
Zlokalizowanie w Poznaniu monarszej rezydencji spowodowało konieczność budowy dworca kolejowego, który - przeznaczony dla Cesarza - znajdowałby się jednocześnie stosunkowo blisko Zamku. Dla Cesarza i jego dworu wybudowano więc Dworzec Letni, który - tak jak i sam Zamek - służy poznaniakom do dzisiaj. (źródło: http://poznanskiehistorie.blogspot.com).
Cesarski dworzec zwany Dworcem Letnim
Dzisiaj jako Centrum Kultury Zamek to tętniące wydarzeniami miejsce. Można wybrać się nie tylko na zwiedzanie ostatniego zamku cesarskiego wybudowanego w Europie dla żyjącego władcy, ale też na pokazy filmowe, koncerty, spektakle, wystawy, warsztaty i zajęcia. Ciekawe propozycje znajdą dla siebie zarówno dorośli, jak i dzieci. Tutaj tętni serce kulturalnego Poznania.
Cesarza otaczał wielki kult. Podczas wizyt odświętnie dekorowano miasta, do których przybywał ale też na trasach przejazdu dekorowano girlandami bydynki, tłumy ludzi pozdrawiały Cesarza. Tak było np. w 1906 r. podczas wizyty we Wrocławiu.
Wizyta we Wrocławiu w 1906 r. Przywitanie przez nadburmistrza Wrocławia
"Najbardziej lubi jednak przemawiać, przemawiać i jeszcze raz przemawiać, zwłaszcza gdy wzbudza podziw wśród słuchaczy. "Robi to aż do znudzenia", tak pisała o nim pewna młoda dama w 1919 r., która poznała Cesarza już na wygnaniu (por. Fryderyk Hartau "Wilhelm II", str. 23).
Prasa niemiecka śledziła każdy jego krok. Gazeta Olsztyńska podawała nawet co Cesarz jadał na posiłki. Oto fragmenty artykułów - pisownia oryginalna:
„Nr 55 (22 listopad 1890)". Cesarz niemiecki wstaje zwykle z uderzeniem godz. 7-mej, ponieważ zaś rzadko udaje się przed godziną 12-tą w nocy na spoczynek, więc sypia około 7 godzin. Natychmiast po obudzeniu się bierze zimną kąpiel i odziewa się szybko.
Także i dla Cesarzowej dzień zaczyna się o tej samej porze, a o godz. wpół do 8-mej dostojna para zasiada do wspólnego śniadania, obfitego na sposób angielski (herbata, jaja i befsztyk, kotlety, drób) Potem udaje się Monarcha do pracowni swojej, gdzie już czekają na niego całe stosy listów i referatów, które sam otwiera i czyta. Codziennie otrzymuje około 600 listów, po większej części petycyi, które odsyłają się do gabinetu cywilnego. Cesarz nie lubi żadnych zaległości i wszystko załatwia z miejsca. Gdy już z adiutantem dyżurnym ułożony został porządek dnia, Cesarz dąży do dzieci swoich, zanim się zaczyna ich nauka i udaje się potem znowu do pracowni, aby wysłuchać sprawozdań marszałka dworu, ministrów i radców referujących, prezydenta policyi i jeneralnego intendenta. Przy sprzyjającej pogodzie odbywa około godz. 9-tej przejażdżkę ze spacerem połączoną, a w dzień dżdżysty dosiada konia w ujeżdżalni. W czasie rewii wojskowych, kiedy Cesarz 4 do 5 godzin siedzi w siodle, owa zwykła przejażdżka odpada. Od godz. 11-tej do 2 –giej trwają konferencyje, posłuchania i przyjęcia; potem następuje śniadanie drugie w towarzystwie cesarzowej i dzieci, złożone z zupy, ryby z jarzyną, pieczeni i leguminy. Po śniadaniu Wilhelm II odwiedza znakomite osobistości, albo udaje się na przejażdżkę, poczem o godz. 6-tej następuje obiad, na który zaproszenie otrzymują także goście. Po obiedzie Cesarz poświęca się znowu dzieciom, odbywa ćwiczenia w szermierce (biciu na pałasze), a około godz. wpół do 10-tej zasiada do wieczerzy (zupa mięsna garnirowana, pieczeń albo ryba i legumina). Niedługo potem Cesarz udaje się znowu do pracowni. Nawet obok łóżka ma pod ręką papier i ołówek, aby w razie potrzeby co zanotować.
"Nr 102 (21 grudzień 1892)". Cesarz Wilhelm je dosyć dużo. Woli jednak potrawy pożywne niż wykwintne, jakie sztuka kucharska wynajduje. Po ciepłej łaźni podają mu angielskie śniadanie, składające się z herbaty, chleba, jaj i jakichkolwiek przyrządzonych kotletów, beefsteaku itd. Drugie jego śniadanie, które zwyczajnie sam spożywa jest także dość pożywnem i składa się z rosołu, mięsa, warzyw, pieczeni i konfitur. Obiad podają zwyczajnie o godzinie 5, a Cesarzowa i przypadkowi goście towarzyszą mu. Obiad nie składa się z więcej potraw niż inne dania, lecz są zawsze wyborowemi. Czasem Cesarzowa sama układa spis potraw i wybiera takie, które Cesarz lubi. Jeżeli Cesarz był dużo w ruchu podczas dnia, natenczas spożywa wieczorem jeszcze lekkie potrawy. Herbata i zimne mięsiwo jest zawsze gotowe dla niego. Cesarz bardzo lubi poncz, a rzadko pije piwo. Ulubionem jego winem jest mozelskie.
O kulinarnych upodobaniach Wilhelma II pisze Pan Grzegorz Sobel. Artykuł wart jest zacytowania w całości:
"Syto zastawione stoły, długie biesiady i wykwintne dania. Wydawałoby się, że ostatni niemiecki Cesarz, Wilhelm II, jadał wyjątkowo wykwintnie. Spójrzcie tylko na karty dań! Jednak, co ciekawe, jego posiłki były sporo skromniejsze, niż wypadało".
Wilhelm II – ostatni Cesarz Rzeszy Niemieckiej – bywał wielokrotnie we Wrocławiu i na Śląsku od czasu wstąpienia na tron (1888) do wybuchu pierwszej wojny światowej w 1914 roku, tak podczas wizyt oficjalnych, jak i prywatnych, które były zawsze wielkim wydarzeniem dla mieszkańców naszego miasta. Osobny temat jego wizyt w „grodzie nad Odrą” stanowiły uroczyste menu serwowane w porze drugiego śniadania, obiadu czy kolacji, o których prasa skrzętnie informowała czytelników. Wrocławianie rozprawiali z zamiłowaniem o ulubionych specjałach kulinarnych Cesarza, lecz nikt w tamtych czasach nie pokusił się o przestawienie jego profilu kulinarnego.
O upodobaniach kulinarnych Cesarza Wilhelma II wiadomo, iż cenił kuchnię francuską, angielską, rosyjską i włoską. Co najważniejsze jednak, w sferze zawartości talerza cechował go swoiście pojęty konserwatyzm, wyrażający się pewnego rodzaju potrzebą „prostoty” i skromności na talerzu, oczywiście w wymiarze Cesarskiego podniebienia. Analiza znanych ze źródeł ponad 150 kart dań uczt, w których brał udział, tak na dworach niemieckich jak i europejskich, zwłaszcza zaś na własnym podwórku w Poczdamie i w Berlinie, uwypukla przejrzyście jego manierę smaku (sławne francuskie goût), któremu obca była przesadna wykwintność. Tak w składzie potraw, sposobie ich przygotowania, jak i w samym nazewnictwie. Co ciekawe, ów konserwatyzm kulinarny pogłębiał się u Wilhelma II wraz z wiekiem.
Tajemnicą poliszynela było (niem. „offenes Geheimnis”), iż jego żona, Cesarzowa Augusta Viktoria, dbała o to, by mąż jadał zawsze „to co lubi” podczas oficjalnych i prywatnych wizyt w kraju i za granicą. Ciekawostką jest jednak fakt, iż najczęściej jeździł w oficjalnych i prywatnych wizytach bez żony – pozostaje zatem wierzyć, iż instruowany przez nią marszałek dworu dbał należycie o to, co miało się znaleźć na stole, pozostawiając oczywiście nieograniczoną swobodę działania znakomitym kucharzom goszczących monarchę gospodarzy dla ich kreacji kulinarnych. Nie mniejszą ciekawostką była biegunowo odległa do pasji myślistwa „sympatia” Wilhelma II do potraw z dziczyzny. Sarnina, mięsa z dzika i jelenia pojawiały się niezwykle rzadko w kartach dań Cesarskich biesiad, nawet tam, gdzie gospodarze podejmowali go myśliwskim obiadem lub kolacją.
W 1893 roku po udanym polowaniu w lasach pod Göhrde (powiat Lüchow-Dannenberg w Dolnej Saksonii) – od początku XVI wieku jeden z ulubionych rewirów łowieckich szlachty niemieckiej – został ugoszczony kolacją myśliwską w małym zameczku myśliwskim, w menu której znalazły się: ostrygi, zupa pomorska, pieczone pstrągi, peklowany mostek wołowy z rzepka teltowska, gotowane homary z sałatką i owocami, pieczony bażant, główki zielonych szparagów z truflami, mus jabłkowy po angielsku, paluszki serowe i deser. Podobnie wypadł pod względem oprawy kulinarnej obiad myśliwski wydany na zamku myśliwskim w Letzlingen (Saksonia-Anhalt) po udanym dla Cesarza polowaniu 9 listopada 1899 roku. W karcie dań znalazły się wówczas: zupa z soczewicy, turbot, comber cielęcy z warzywami, młoda kaczka z owocami i sałatką, torciki ananasowe, masło i sery oraz deser. Dziczyzny brak! Ale nie był to przypadek.
Przystawka szwedzka, zimny rosół, czysta zupa z żółwi – na cesarskie podniebienie
Wnikliwsza analiza kart dań z Cesarskiego stołu do wybuchu pierwszej wojny światowej daje jednoznaczną odpowiedź, iż profil kulinarny Wilhelma II mieścił się w ramach wyszukanej kuchni mieszczańskiej. Dość powiedzieć, iż był pierwszym pruskim monarchą, który jadał oficjalnie mięsa peklowane, które były sztandarowym atrybutem tzw. „bürgerliche Küche” w Niemczech. Pewnym symbolem tejże maniery smaku ostatniego Cesarza Rzeszy Niemieckiej jest menu obiadu przygotowanego przez Auguste Escoffiera (1845-1935), którym Wilhelm II został podjęty 26 czerwca 1906 roku na pokładzie transatlantyku „Amerika” podczas krótkiej, rzec można „relaksacyjnej” podróży morskiej.
„Kucharz cesarzy, cesarz kucharzy”, jak nazywano Escoffiera, mistrz klasycznej kuchni francuskiej, należał do jednych z największych kucharzy swojej epoki, pracował m.in. dla Césara Ritza w jego restauracjach hotelowych. Zwodowana 20 kwietnia 1905 „Amerika” była na początku XX wieku drugim co do wielkości statkiem pasażerskim na świecie. W menu obiadu znalazły się: przystawka szwedzka, zimny rosół, czysta zupa z żółwi, sola w winie reńskim, comber barani, sałata na sposób grecki, groszek po mieszczańsku, pularda w papryce na zimno, przepiórki z winogronami, faszerowane serca sałaty rzymskiej, szparagi z sosem holenderskim, raki na sposób moskiewski, suflet-niespodzianka, ciasteczka flamandzkie, morele, nektarynki i winogrona.
Klasyką uczt na mieszczańską manierę Wilhelma II na Dolnym Śląsku, były menu uroczystych spotkań przy stole w kasynie oficerskim garnizonu kirasjerów podczas jego oficjalnych wizyt we Wrocławiu. W 1900 roku w karcie dań „dużego śniadania” (déjeuner dînatoire) znalazły się: rosół w filiżankach z pasztecikami, Schlesischer Himmelreich z prosiaczka, pstrąg na niebiesko, pieczony bażant, kompot, sałatka, deser czekoladowy, paluszki serowe, owoce, kawa i Schlesischer Streuselkuchen. Cztery lata później podano na obiad w kasynie oficerskim: rosół, Schlesischer Himmelreich, filety z tuńczyka z sosem grzybowym, kurczaki rogowskie, kompot z owocami, sałatkę, kardi z kluseczkami na szpiku wołowym, sery, kawa, Schlesischer Streuselkuchen i owoce. Z kolei w 1910 roku karta dań obejmowała: zupę Windsor, Schlesischer Himmelreich, troć w sosie kawiorowym, kurczaki rogowskie na zimno, owoce – sałatkę, karczochy nadziewane główkami szparagów, deser czekoladowy z ciepłym sosem, paluszki serowe, kawa i owoce.
Śląskie niebo w gębie, ciasto z kruszonką i wizyta w karkonoskiej gospodzie
Uwagę zwracają dwa śląskie specjały, których Cesarz był wielkim wielbicielem – mianowicie Schlesischer Himmelreich i Schlesischer Streuselkuchen. Pierwszy z nich – „śląskie niebo w gębie” – to klasyka kuchni śląskiej: wędzony boczek duszony z suszonymi jabłkami, gruszkami i śliwkami, podawany z kluskami. Z kolei drożdżak z cynamonową kruszonką – sławny Schlesischer Streuselkuchen – nazywany był Cesarskim specjałem, za którym Wilhelm II wręcz przepadał.
Podczas jednej z prywatnych wizyt na Śląsku Wilhelm II zawitał w 1897 roku w Karkonosze. Spacerując w okolicach Łomnicy został podjęty w jednej z górskich gospód – zwanej Waldhause – skromnym poczęstunkiem. Nim jednak spoczął, by przekąsić co nieco, ujrzał na stole po przekroczeniu progów pachnący cynamonową kruszonką Streuselkuchen. W mgnieniu oka wyciągnął z kieszeni scyzoryk – czym wprawił zebranych w zdumienie – i rzekł: „Czy wiecie, jak je się na Śląsku Streuselkuchen?” Nie czekając odpowiedzi, której też nikt z obecnych udzielać nie zamierzał, nie tyle z braku odwagi, ile z należnego taktu, ściął scyzorykiem kruszonkę z ciasta, skosztował z wyrysowanym na twarzy zadowoleniem, po czym poprosił, by przedstawiono mu panią Hennig, która ciasto owe wypiekła. Pogratulowawszy jej wspaniałego wypieku, wypił kieliszek wybornego rieslinga dostarczonego z jeleniogórskiej winiarni Schlemmera.
Nie mniej interesujące pod względem kulinarnym były obiady wydane w salach Resursy Kupieckiej przy placu Teatralnym z okazji wizyty Wilhelma II we Wrocławiu z końcem sierpnia 1913 roku, podczas trwającej w stolicy Śląska Wystawy Stulecia. Pierwsza uczta została przygotowana przez sławną berlińska firmę F. W. Borchardt. Założone w 1853 roku przedsiębiorstwo handlujące początkowo winami i artykułami delikatesowymi po trzech dekadach prowadziło jedną z najbardziej renomowanych winiarnio-restauracji w stolicy Niemiec, awansując w latach osiemdziesiątych XIX wieku do zaszczytnej godności „k.u.k. Hofliferanten” – „cesarsko-królewski dostawca dworu”.
W karcie dań 28 sierpnia 1913 roku znalazły się: zupa z żółwi indyjskich, łosoś reński po norwesku z sosem winegret, potrawka z pulardy z ryżem, suflet z szynki, comber sarni na zimno z sosem Cumberlad i sałatą rzymską, pieczone karczochy, lody à la Maria Luiza, paluszki serowe, owoce i deser. Następnego dnia kucharze Borchardta przygotowali z pomocą kucharzy wrocławskich uroczysty obiad po odebraniu przez Wilhelma II parady wojskowej na Gondowie. Menu przedstawiało się następująco: zupa à la Véfour, tuńczyki faszerowane, garnirowana sztuka duszonej wołowiny, suflet z homarów, pieczone kuropatwy, owoce, sałatka, świeże karczochy, bomba Esterhazy, chester-cakes, deser. Ostatniego dnia wizyty Cesarza w stolicy Śląska (30.08.1911) na obiad podano: zupę cesarską, łososia reńskiego, garnirowaną szynkę praską, parfait z gęsiej wątróbki, indyczki z owocami i sałatką, seler faszerowany szpikiem, bombę z orzechów laskowych, paluszki serowe oraz deser. W porównaniu do większości znanych kart dań śniadań, obiadów i kolacji z udziałem Wilhelma II, wrocławskie obiady w salach Resursy Kupieckiej wypadły jak prawdziwe uczty lukullusowe.
Szparagi i ananasy pod każdą postacią
Najwykwintniej, by nie rzec po „cesarsku”, jadał Wilhelm II na Śląsku podczas odwiedzin księcia Guido Henckela von Donnersmarcka w Świerklańcu, którego był częstym gościem i którego bardzo cenił, a który należał do jednych z największych magnatów przemysłowych w Niemczech. Książę hołdował kuchni francuskiej, co znalazło odzwierciedlenie na stole podczas przyjęcia wydanego z okazji przyjazdu Cesarza w listopadzie 1910 roku. W karcie dań znalazły się tego dnia: consommé à la Souvaroff, pączki a la Magador, karp na niebiesko, polędwica wołowa po włosku, filet z bażanta à la Montignano, kaczka pieczona na ruszcie, sałatka orientalna, zielone szparagi po parysku, ananas a la Palermo, rożki z ciasta francuskiego a la Rubino.
Menu o tyle wykwintne, iż nawet dziś nie sposób odnaleźć w dawnych książkach kucharskich receptur na wszystkie wymienione specjały. Książę von Donnersmarck nie przejmował się najpewniej przywiązaniem cesarza do swoiście pojętej „prostoty” na talerzu… Dodajmy jednak – zielone szparagi po parysku oraz ananas a la Palermo były jego głębokim ukłonem księcia w stronę „Jego Wysokości”. Równie wykwintnie został podjęty Wilhelm II 8 czerwca 1911 roku przez wielkiego księcia Adolfa Fryderyka V Meklemburskiego w jego pałacu w Neustrelitz. I tym razem gospodarze nie wzięli pod uwagę Cesarskiej wstrzemięźliwości przed zbytkiem na stole serwując zupę a la Montgelas, frytki a la russe, duszoną pularda a la Nathan, homary a la Dauphin, pieczony comber sarni na zimno, sałatka Cambridge, lody a la Viktoria, paluszki serowe, deser.
Wilhelm II uwielbiał szparagi i ananasy pod każdą postacią, a ów fakt był powszechnie znany nie tylko nad Łabą i Renem. Gdy 14 maja 1906 roku król brytyjski Edward VII podjął Cesarza Rzeszy Niemieckiej obiadem w londyńskim De Keyser’s Royal Hotel Victoria Embankment, w karcie dań znalazły się: jajka czajki, czysty bulion, zupa królowej, łosoś w sosie holenderskim, pieczone stynki, medaliony cielęce w potrawce z żółwi, suflet z kurczaka z truflami, sorbet na szampanie, talarki polędwicy wołowej z zielonym groszkiem, pieczone przepiórki z sałatą, szparagi z sosem mousseline (sic!), pudding a la Cabinet, owoce chłodzone, lody, deser, kawa i likiery.
Wilhelm II w domu jadał znacznie skromniej
Szparagami w sosie maltańskim „podjął” Wilhelma II podczas obiadu 17 stycznia 1904 roku król Wiktor Emanuel III z okazji oficjalnego spotkania w Rzymie. Sympatia Wilhelma II do szparagów sięgała dużo wcześniejszych czasów. 10 sierpnia 1890 roku spotkał się z księciem Walii Albertem Edwardem (późniejszym królem Edwardem VII) na wyspie Helgoland, z okazji uczczenia podpisanej miesiąc wcześniej umowy zwanej Helgoland-Sansibar-Vertrag, na mocy której korona brytyjska przekazała Rzeszy Niemieckiej w posiadanie wyspę Helgoland w zamian za uregulowanie obustronnych wpływów kolonialnych w Afryce. W karcie dań uroczystego obiadu znalazły się: consomme Nelson, homar w sosie tatarskim, garnirowany comber jagnięcy a la Bordonnaye w sosie Perigueux, główki szparagów w sosie holenderskim (sic!), pularda francuska z sałatką rzymską i kompotem, lody niemiecko-helgolandzkie, sery i masło, owoce i deser.
Przykładem znajomości upodobań kulinarnych Wilhelma II na dworach niemieckich jest menu obiadu, jakim wielki książę Fryderyk I Badeński podjął go w swoim pałacu 15 października 1895 roku. W menu znalazły się czysta zupa ogonowa, sandacz z ognia w sosie weneckim, comber wołowy garnirowany warzywami, kotlet z zająca po myśliwsku, langusta a la ravigotte, kapłon pieczony, sałatka, kompot, pudding dyplomaty, lody ananasowe z niespodzianką (sic!), deser. Nader skromnie jak na możliwości kucharzy wielkiego księcia badeńskiego, a zarazem umiarkowanie wykwitnie, w manierze „a la Wilhelm II”. Dodajmy, iż żoną wielkiego księcia była Ludwika Maria Hohenzoller, córka Cesarza Wilhelma I, ciotka Wilhelma II.
Na co dzień, rzec można „u siebie w domu”, Wilhelm II jadał znacznie skromniej – toute proportion maniérismeà la empereur Wilhelm Deuxième. Jedna z najstarszych kart dań po jego wstąpieniu na tron wymienia w menu obiadu z 24 czerwca 1889 roku zupę królowej, paszteciki, turbota w sosie z raków, comber sarni z warzywami, szyjki rakowe w auszpiku, przepiórki ze świeżą sałatą, karczochy faszerowane szpikiem wołowym, suflet z orzechów laskowych, galaretkę na winie reńskim z owocami, paluszki serowe, lody oraz deser. W karcie dań śniadania z 23 maja 1889 roku znalazły się natomiast: rosół z tapioką, zimny pasztet, łosoś reński z homarem, żeberka cielęce i baranie z warzywami, pasztet z gęsich wątróbek z truflami, pieczona kaczka z owocami i warzywami, pudding rodzynkowy, potrawka z truskawek, sery i masło.
W marcu roku następnego, podczas wczesnego obiadu na stół podano zupę z żółwi, pasztet rzymski, turbota gotowanego na parze, comber cielęcy z makaronem, pierś z kurczaka z prawdziwkami, pudding kasztanowy, lody a la Fürst Pückler, owoce i ciasta, masło i sery. Obiad w berlińskiej rezydencji, jaki jadł raptem miesiąc po powrocie (19.11.1890) z pierwszej wizyty na zamku w Kliczkowie koło Bolesławca, w karcie dań znalazły się: rosół z warzywami, pasztet z ostryg, turbot gotowany na parze, comber sarni z pomidorami, kurczak alzacki z truflami, homary w muszlach, duszony bażant z owocami i sałatką, karczochy faszerowane szpikiem wołowym, pudding morelowy, paluszki serowe, lody i deser.
4 czerwca 1905 roku na Cesarskim stole znalazły się zupa Windsor, faszerowane medaliony z turbota, garnirowany comber jagnięcy, suflet a la Perigord, szyjki z raków z galarecie, kapłon styryjski z owocami i sałatką, szparagi z masłem, przysmak florencki, paluszki serowe i deser. Z kolei 22 października 1908 roku podano na obiad w berlińskiej rezydencji (Berliner Stadtschloss): zupę księżniczki, solę faszerowaną, nerkówkę cielęcą z pomidorami, suflet z raków po parysku, bekasy z owocami i sałatką, główki zielonych szparagów z masłem, lody a la Alhambra, paluszki serowe i deser. Kilka miesięcy później, 9 lutego 1909 roku, w menu kolacji znalazły się zupa Windsor, łosoś reński a la Perigord, comber jagnięcy po angielsku, langusta en belle vue, salmi z bekasów, indyczka w galarecie z sałatką, główki zielonych szparagów w maśle, ananas po królewsku, paluszki serowe i deser.
Wykwintnie, ale wciąż… skromnie. W porównaniu do innych władców
Lektura nie tylko cytowanych powyżej kart dań z biesiad, w których Wilhelm II brał udział, mogłaby wskazywać, iż jadał ponadprzeciętnie wykwintnie. I to nie tylko u księcia von Donnersmarcka, czy we Wrocławiu z końcem sierpnia 1914 roku. W rzeczywistości ostatni Cesarz Rzeszy Niemieckiej należał do grona monarchów europejskich swojej epoki, który – co może zabrzmieć w tym miejscu niemalże groteskowo – jadał nader skromnie w porównaniu do innych koronowanych władców Europy w ostatnich dwóch dekadach przed wybuchem pierwszej wojny światowej. „Mieszczańska” maniera kulinarna była bez wątpienia odzwierciedleniem pruskiego charakteru narodowego Wilhelma II, ale też w pewnym względzie jego osobistych doświadczeń związanych z niepełnosprawnością (krótsza lewa ręka)".
Pomimo wielu dziwactw, zabiegał o rozwój kraju. To on zjednoczył Rzeszę z Prusami Wschodnimi, rozbudował flotę. Istotną rolę w odbudowie floty odegrała stocznia "Vulcan" w Szczecinie (niem. Stettin) oraz port morski w Swinujściu (niem. Swinemünde).
Stocznia założona w 1851 r. jako Vulcan-Werft na Drzetowie (wtedy: Bredow) przez hamburskich inżynierów Früchtenichta i Brocka. Gdy w 1851 roku dwóch przedsiębiorców z Hamburga założyło w Szczecinie stocznię, nie wiedzieli, że będą to podwaliny pod jedną z najbardziej znanych w Niemczech i na świecie stoczni.
Inżynierowie, którzy budowali stocznię pochodzili z Hamburga, ale kapitał był szczeciński, co szczególnie widać przy pierwszych akcjonariuszach z 1856 roku.Pierwszym statkiem był parowy bocznokołowiec „Dievenow”. W 1857 zostało oficjalnie powołane przez króla Prus Fryderyka Wilhelma IV i przekształcone w spółkę akcyjną (niem. Aktien-Gesellschaft, AG), na którą składały się udziały firm z Berlina i Szczecina. Nazwę zmieniono na Stettiner Maschinenbau AG „Vulcan” (Szczecińskie Towarzystwo Budowy Maszyn „Vulcan” S.A.), a na nowym wydziale uruchomiono także budowę parowozów. W latach 1866–1870 montowano ich aż 70 rocznie. „Vulcan” była pierwszą stocznią cywilną w Cesarstwie Niemieckim, która dostała zamówienie od Kriegsmarine na budowę pancernika – był nim zbudowany w 1874 Preußen. Do 1900 trwał intensywny rozwój stoczni, na jej pochylniach wodowane były okręty dla najważniejszych armatorów początkowo niemieckich, później także z innych krajów świata takich jak: Chiny, Rosja, Grecja, Brazylia i Japonia.
SS "Kaiserin Augusta Victoria" tuż przed wodowaniem w doku szczeciśkej stoczni
Sprawdzanie doku po wodowaniu SS "Kaiserin Augusta Victoria"
Cztery ze zbudowanych na „Vulcanie” statków pasażerskich dwunastokrotnie zdobywały Błękitną Wstęgę Atlantyku, były to:
• „Kaiser Wilhelm der Große” (2x)
• „Deutschland” (8x)
• „Kronprinz Wilhelm”
• „Kaiser Wilhelm II”
W 1906 r. otwarto filię stoczni w Hamburgu, 5 lat później przeniesiono tam siedzibę firmy, a jej nazwę zmieniono na Vulcan-Werke Hamburg und Stettin AG. Wówczas to stocznia w Hamburgu zaczęła przejmować zlecenia na większe jednostki, a w Szczecinie produkowano tylko małe statki oraz, podczas I Wojny Światowej, okręty podwodne.
W 1905 roku zbudowano największy wówczas pasażerski statek parowy na świecie – „SS „Kaiserin Auguste Victoria”. Wyczyn ten powtórzono w 1913 roku w hamburskim oddziale „Vulcana”, budując kolejny największy pasażerski statek parowy na świecie – SS „Imperator” przewyższający pod każdym względem RMS „Titanic”, który zatonął rok wcześniej. „Imperator” w 1920 w wyniku reparacji wojennych został przejęty przez linie Cunard Line z Wielkiej Brytanii i przemianowany na RMS „Berengaria”.
Wizyta Cesarza Wilhelma II w stoczni - 1917 rok
Po 1918 stocznia zaprzestała produkcji okrętów na mocy postanowień traktatu wersalskiego, który tego zabraniał. Armatorzy ograniczali także zamówienia na budowę statków pasażerskich, chociaż jeszcze w 1924 roku stocznia notowała nadal bilans dodatni. W 1925 r. sytuacja się zdecydowanie pogorszyła tak, że nawet subwencja rządów Prus i Rzeszy nie uratowała jej od kryzysu. Rok później stocznia „Vulcan” została zakupiona przez firmę Deschimag (Deutsche Schiff- und Maschinenbau AG) z Bremy. W 1928 r. wraz z początkiem wielkiego kryzysu przedsiębiorstwo zaprzestało także produkcji lokomotyw.
Okręty zbudowane w AG Vulcan Stettin za czasów Cesarstwa Niemieckiego.
pasażerskie:
• SS „Kaiserin Auguste Victoria” (1889)
• SS „Kaiser Wilhelm der Große” (1897)
• SS „Deutschland” (1900)
• SS „Kronprinz Wilhelm” (1901)
• SS „Kaiser Wilhelm II” (1903)
• SS „Kaiserin Auguste Victoria” (1905)
• SS „George Washington” (1908)
• SS „Imperator” (Hamburg, 1913)
pancerniki:
• „Preußen” (I) (1876)
• SMS „Brandenburg” (1893)
• SMS „Weißenburg” (1894)
• „Mecklenburg” (1903)
• „Preußen” (II) (1905)
• „Pommern” (1907)
• „Rheinland” (1910)
• „Dingyuan” i „Zhenyan”
krążowniki:
• „Leipzig” (1877)
• „Jiyuan” (1883)
• „Jingyuan” (1887)
• „Hertha” (1898)
• „Hansa” (1898)
• „Hamburg” (1904)
• „Lubeck” (1905)
• „Stettin” (1907)
• „Mainz” (1909)
• „Breslau” (1912)
• „Wiesbaden” (I) (1915)
• „Brummer” (1916)
• „Bremse” (1916)
• „Wiesbaden” (II) (1917-?)
• „Rostock” (1917-?)
Ponadto 20 torpedowców.
Port morski w Świnoujściu - 1903 rok
Dzieje portu w Świnoujściu (niem. Swinemünde) sięgają początku XVIII wieku, kiedy to rozpoczęły się pierwsze prace nad pogłębianiem koryta rzeki Świny. Na terenie dzisiejszego Parku Zdrojowego rozpoczęto usypywanie grobli ziemnych. Stojące na redzie statki ulegały częstym wypadkom podczas sztormów, stąd pojawił się w 1805 roku projekt budowy falochronów.
Pod kierownictwem nadradcy budowlanego Günthera i radcy rządowego Scabella w 1818 r. rozpoczęto prace budowlane, które zakończono w 1829 roku. Oba falochrony na ówczesne czasy były cudem inżynierii morskiej. Falochron zachodni po zakończeniu prac liczył sobie 1030 m., natomiast wschodni 1387 m. Oba miały około 11 m. szerokości.
W 1857 roku na brzegu wzniesiono najwyższą na tamten czas w Europie latarnię morską liczącą 68 metrów wysokości. W 1873 r. na główce zachodniego falochronu postawiono stawę nawigacyjną w kształcie wiatraka. Od 1874 roku rozpoczęto budowę kanału zwanego Cesarskim (obecnie Piastowski) który, połączył port Świnoujścia z Zalewem Szczecińskim (odcinek toru wodnego przekopany przez wyspę Uznam). W 1928 roku przy basenie południowym powstała przystań dla wodnosamolotów.
Na przełom lat 30-tych i 40-tych XX wieku przypadł okres intensywnej rozbudowy portu, utworzono w Świnoujściu bazę niemieckiej Kriegsmarine. Pod koniec wojny w czasie słynnego nalotu dywanowego 12 marca 1945 roku port został w znacznym stopniu zniszczony. Zaraz po wojnie znalazł się pod kontrolą Rosjan. Z czasem na nabrzeżach przejmowanych stopniowo od Rosjan zaczęto tworzyć zaplecze lądowe portu handlowego. Uruchomiono przedsiębiorstwo rybackie, przekształcone następnie w kombinat połowów dalekomorskich PPDiUR „Odra”. W 1964 roku wznowiono żeglugę promową do Skandynawii. W latach 70-tych zbudowano kompleks nabrzeży przeładunkowych. Działalność w tym czasie rozpoczęła również nowo wybudowana Morska Stocznia Remontowa. Na przełomie lat 80-tych i 90-tych wybudowano nowoczesny terminal promów kolejowo-samochodowych. Terminal ten dziś jest największym i najnowocześniejszym nad Bałtykiem. W listopadzie 1992 r. strona polska przejęła ostatnie części portu z rąk Rosjan.
W rozwoju floty pomogło też Cesarzowi założenie dwóch przedsiębiorstw żeglugowych, które rywalizowały ze sobą o „palmę pierwszeństwa” i prześcigały się w nadawaniu imion swoich statków pasażerskich związanych z rodziną Cesarza.
Pierwsze z nich to Hamburg-Amerikanische Packetfahrt-Aktien-Gesellschaft (HAPAG), często nazywany Hamburg America Line. Był transatlantyckim przedsiębiorstwem żeglugowym mającym siedzibę w Hamburgu. Posiadał flotę złożoną z wielu statków, z których kilka nosiło nazwy związane z Cesarzem Wilhelmem II i jego rodziną. Takie jak np.
SS "Augusta Victoria"
SS „Augusta Victoria” oddany do służby w 1889 roku i nazwany imieniem Cesarzowej Augusty Victorii, żony niemieckiego Cesarza Wilhelma, był pierwszym okrętem z nowej generacji luksusowych liniowców oceanicznych Hamburg America Line. Był pierwszym luksusowym liniowcem w Hamburgu America, wprowadzającym koncepcję „pływającego hotelu”. Miał „rokokową klatkę schodową, oświetloną mleczną drogą z graniastosłupów w kształcie gruszki i nagich żarówek trzymanych przez złocone aniołki, salę recepcyjną zatłoczoną palmami i ciemną, „gotycką palarnię”. Podczas gdy Augusta Victoria była w budowie, Cesarz przekonał zarówno Hamburg America, jak i jej rywala Norddeutscher Lloyd, aby w czasie wojny przekształcili swoje przyszłe liniowce w pomocnicze krążowniki. Podobnie jak wszystkie niemieckie szybkie liniowce zbudowane od tego czasu do 1914 r. Miał więc wzmocnione pokłady, które mogły wspierać platformy dział. W 1904 roku on i pozostałe trzy okręty z tej serii zostały sprzedane rosyjskiej marynarce wojennej. Został przemianowany na Kuban i stał się krążownikiem ale został wyznaczony na statek zwiadowczy. Żeglował na Dalekim Wschodzie wraz z flotą admirała Zinovy Rozhestvensky w wojnie rosyjsko-japońskiej, ale nie podjął żadnych działań wojennych.
SS „Kaiserin Augusta Victoria”, był liniowcem oceanicznym zbudowanym w latach 1905–1906 przez stocznię Vulcan AG w Szczecinie dla Hamburg America Line . Statek regularnie pływał między Hamburgiem a Nowym Jorkiem aż do wybuchu wojny w Europie w 1914 roku. Niemiecka Cesarzowa Augusta Victoria zezwoliła na nadanie statkowi jej imienia i wzięła udział w ceremoniach wodowania. Podczas I Wojny Światowej, „Kaiserin Auguste Victoria” przebywał w porcie w Hamburgu. Po wojnie przemianowany na „RMS Empress of Scotland” (Cesarzowa Szkocji) został ze złomowany w 1933 roku.
SS "Prinzessin Victoria Luize"
SS „Prinzessin Victoria Luise“ była niemieckim statkiem pasażerskim linii Hamburg-America. Była pierwszym statkiem wycieczkowym. Zwodowany 29 czerwca 1900 roku. Była skierowanymi do bogatych pasażerów. „Prinzessin Victoria Luise” została zaprojektowana tak, aby bardziej przypominała prywatny jacht niż którykolwiek z jej komercyjnych odpowiedników. Miała wykończony kadłub o szerokości 52,2 stóp (15,9 m) i długości 407,5 stóp (124,2 m). Była pomalowana na biało i miała dwa maszty (jeden z przodu i drugi z tyłu) oraz dwa wysokie, smukłe kominy na śródokręciu. Miała zaokrągloną rufę i bogato bukszpryt (drzewce wystające do przodu z dziobu jednostki żaglowej) zakończony figurą niemieckiej księżniczki. Miała 120 kabin, wszystkie pierwszej klasy. Wszystkie kabiny były luksusowo wyposażone. Była tam biblioteka, sala gimnastyczna i ciemnia do wywoływania filmów przez fotografów amatorów. Po wodowaniu „Kaiser dokonał formalnej inspekcji statku i był niezadowolony, że był on nieco dłuższy niż królewski jacht Hohenzollern.
Prawie pięć lat po debiucie jej kariera dobiegła końca podczas rejsu do Indii Zachodnich. W nocy 16 grudnia statek próbował wpłynąć do portu w Kingston, ale jego dowódca, kapitan Brunswig, zdecydował się zacumować w Port Royal, i wtedy pomylił latarnię morską w Plumb Point z latarnią morską w najbardziej wysuniętym na zachód punkcie Port Royal. Kierując się na północ z prędkością 14 węzłów (26 km / h), statek uderzył w skałę i wspiął się na dziób.
Chociaż pasażerowie zostali uratowani bez strat następnego ranka, kapitan Brunswig wycofał się do swojej kabiny i popełnił samobójstwo strzałem w głowę. Akcje ratownicze rozpoczęto natychmiast po wypadku. Niemiecki „krążownik Bremen” i francuski statek szkoleniowy „Duguay-Trouin” przyszły z pomocą utkwionemu okrętowi, przy czym Brema próbowała bezskutecznie odholować parowiec ze skał. W ciągu kilku dni ciągłe uderzanie fal o statek i burza pchnęły go w stronę brzegu z ostrym przechyłem w lewo. Inspekcja ujawniła poważne uszkodzenia konstrukcyjne jego ramy i płyt stępkowych. Silniki zostały przemieszczone podczas uderzenia, a jej lewą burtę wypełniono 16 stóp (4,9 m) wody. Został uznany za całkowicie stracony dnia 19 grudnia. Ostatecznie wrak zatopiło trzęsieniu morza w 1907 roku.
SS "Victoria Luise"
SS „Viktoria Luise” powstał z przemianowania „SS Deutschland”. Był to liniowiec pasażerski zbudowany w Szczecinie w 1900 roku przez niemiecką linię Hamburg America Line. W 1910 r. „SS „Deutschland” został przemianowany na „SS Viktoria Luise” i przekształcony w statek wycieczkowy.
Drugim przedsiębiorstwem żeglugowym w tym okresie było Norddeutscher Lloyd z siedzibą w Bremie. Ono również nadawało imiona swoich oceanicznych statków nawiązujące do Cesarza Wilhelma i jego rodziny. Spółka założona została 20 lutego 1857 roku. Od początku istnienia podstawą jej działalności były pasażerskie przewozy transatlantyckie, głównie do Nowego Jorku i innych portów wschodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych. W 1885 roku spółka zwyciężyła przetarg na przewóz poczty między Niemcami a Azją Wschodnią i Australią. Rywalizowała z hamburskim HAPAG o pozycję dominującego przedsiębiorstwa żeglugowego w kraju, jak i na świecie, stanowiąc przedmiot dumy Cesarstwa Niemieckiego. Jej statki to m.in.;
SS "Kaiser Wilhelm der Große”
„SS Kaiser Wilhelm der Große” (Cesarz Wilhelm Wspaniały) – niemiecki oceaniczny statek pasażerski, należący do przedsiębiorstwa żeglugowego Norddeutscher Lloyd. Statek zbudowano w stoczni AG Vulcan w Szczecinie. Nazwa statku została nadana na cześć Cesarza Niemiec. Wilhelma I Hohenzollerna. „Kaiser Wilhelm der Große” został zwodowany 4 maja 1897 roku.
SS „Kronprinz Wilhelm”
SS „Kronprinz Wilhelm” był niemieckim liniowcem pasażerskim zbudowanym w 1901 roku dla Norddeutscher Lloyd przez stocznię AG Vulcan, Szczecin.
SS "Kaiser Wilhelm II"
SS „Kaiser Wilhelm II” nazwany imieniem niemieckiego Cesarza Wilhelma II był zbudowany przez stocznię Vulcan w Szczecinie. Okręt zwodowano wiosną 1903 roku.
SS "Kronprinzessin Cecilie"
SS „Kronprinzessin Cecilie” była statkiem pasażerskim Norddeutscher Lloyd zwodowanym 1 grudnia 1906 roku przez stocznię AG Vulcan, Szczecin. Zauważmy, że wszystkie statki z tej serii są statkami bliźniaczymi, które różniły się tylko nazwą i datą wodowania a były bardzo podobne. Natomiast skrót S.S. oznacza, w tym przypadku nie oznacza zbrodniczej, nazistowskiej organizacji tylko Steam Ship, czyli Statek Parowy. Przed nazwami statków często stawia się odpowiednie kombinacje liter, będące skrótem charakteryzującym typ danej jednostki pływającej. Oznaczenia te pozwalają łatwo rozróżnić statki o podobnej nazwie.
Wilhelm II był także mecenasem sztuki. „Piętą achillesową” Wilhelma była polityka zagraniczna i brak zdecydowania w najważniejszych dla państwa sprawach. Doprowadziło to do wybuchu I Wojny Światowej i klęski Rzeszy, w konsekwencji której doszło do abdykacji oraz banicji Cesarza. 24 listopada 1918 r. Wilhelm II spisał dokument abdykacyjny, który zwieńczył słowami: „Teraz jestem tylko osobą prywatną”. Winą za klęskę obarczał nieudolnych dyplomatów Ludendorfa i swego kuzyna Maksymiliana.
Z chwilą kiedy „stał się osobą prywatną” wybrał Holandię jako miejsce bezpiecznego azylu. Tekst o pobycie Wilhelma II w Doorn pochodzi ze strony internetowej http://liberalnykalwin.blox.pl/2006/05/Zamek-Doorn.html. Cytuję go z małymi korektami w całości.
„Jego prośba spotkała się z dość oględnie pisząc, znikomym entuzjazmem neutralnej Holandii. Wilhelma II obwiniano za wybuch Wielkiej Wojny i mocarstwa Ententy zapowiedziały, że pociągną go do odpowiedzialności za tę wojnę. Rząd Holandii zastanawiał się nad jego prośbą ponad sześć godzin. W końcu szalę przeważyła holenderska królowa Wilhelmina, która nakazała im znalezienie odpowiedniego lokum. Zapytano hrabiego von Bentinck czy zechce przyjąć dostojnego gościa „na kilka dni”, a gdy ten wyraził zgodę, pozwolono Wilhelmowi II wjechać do Holandii. Do końca życia królowa Wilhelmina odmawiała ekstradycji swojego kuzyna, eks-cesarza, którego zresztą szczerze nie cierpiała. Otóż podobno, gdy miała zaledwie kilkanaście lat, jeszcze jako panujący, Kajzer złożył jej wizytę. Po odebraniu parady wojskowej, zarozumiały Kajzer miał jej powiedzieć, że jego gwardia przyboczna jest wyższa, gdyż żołnierze mają po 2 metry wzrostu. Nie speszona młodziutka królowa Wilhelmina odparowała: „Tak, Drogi kuzynie, ale gdy my Holendrzy otworzymy śluzy, woda jest wysoka na 2,5 metra.”
Jak się należało spodziewać, gościna u hrabiego Bentinck nieco się przedłużyła. Do dwóch lat. Hrabia znosił to ze stoickim spokojem, ale gdy okazało się, że rząd Holandii nie zamierza zwracać mu kosztów za Cesarza i jego skromną świtę (około 20 osób), atmosfera nieco zgęstniała. Wyjście z sytuacji zapewnili sami Niemcy, którzy byłemu Cesarzowi zaoferowali ponad 10 milionów marek na „utrzymanie” pod dość niedwuznacznym warunkiem, że nigdy więcej nie postawi nogi w Niemczech. Wilhelm II, który nie uznawał Republiki Wiemarskiej się zgodził i za część tej kwoty kupił sąsiadujący z rezydencją hrabiego Bentinck zamek Doorn od starszej baronowej de Beaufort. Miała to być jego ostatnia w życiu rezydencja.
Pierwszy pałac został zbudowany w IX wieku, ale został zniszczony i przebudowany w XIV wieku. Został on ponownie odbudowany pod koniec XVIII wieku w konserwatywny sposób. Następna przebudowa nastąpiła w połowie XIX w. Otaczający park został zaprojektowany jako angielski ogród krajobrazowy.
Nieruchomość została kupiona w 1919 roku przez Wilhelma II, ostatniego Cesarza Niemiec, jako rezydencja na wygnaniu (1920-1941), po abdykacji po I Wojnie Światowej.
Trzeba powiedzieć, że swój pobyt w Holandii Wilhelm spożytkował zupełnie przyzwoicie, czytając raporty i wspomnienia wojenne, co o dziwo ukazało mu inną rzeczywistość, niż tę którą mu malowano. Wyszło wtedy na jaw, że generałowie cesarscy ukrywali przed nim okropności wojny i gdy odwiedzał „front” pokazywano mu starannie wypucowane okopy, skąd usunięto martwe ciała, a także pułki, gdzie zatuszowano apatię, choroby, demoralizację.
Przy całym swoim zadufaniu Wilhelm II nie był osobą podłą: w 1914 roku sprzeciwiał się wypowiedzeniu wojny i gdy podpisał wreszcie stosowne dokumenty głośno powiedział swojemu rządowi „Pożałujecie tego któregoś dnia panowie”. W 1915 r. zakupił w San Quetinn ziemię pod cmentarz wojenny, gdzie mieli spocząć żołnierze obu armii, gdyż jak powiedział, „w obliczu śmierci nie ma żadnych narodowości.” Tak go opisuje księżna Daisy von Pless w 1918 r. Cytat pochodzi z pamiętnika księżnej wydanego w 2013 r. pt. "Lepiej przemilczeć": "Jak naprawdę wyglądał Cesarz? Zabrzmi to może dziwnie, ale choć był jedną z najczęściej malowanych i fotografowanych osób na świecie, żadna z jego podobizn dobrze go nie oddaje. (...) W młodości był wysokim mężczyzną o brązowo - czerwonej cerze (...) Cesarz był tradycyjnie Niemiecki, co w tamtych czasach, a także teraz, jeśli warunki na to pozwalają, znaczy, że był człowiekiem rodzinnym, który wcześnie się ożenił, spłodził mnóstwo dzieci, nigdy nie podniósł ręki na swoją żonę, ale też szybko o niej zapomniał (...) Cesarz nie miał żadnych ciemnych sekretów, ani nie musiał ukrywać przed innymi jakichś niestosownych w swoim życiu epizodów. Jego postawa wobec mnie była zawsze opiekuńcza i ojcowska"
Część "prakwickich" rogaczy stanowi wystrój pałacu w Doorn
W latach 20-tych niemiecki rząd zgodził się by Wilhelm II odzyskał część swoich osobistych „drobiazgów” i wtedy do Doorn przyjechało 59 wagonów kolejowych, mebli, książek, obrazów, zdjęć rodzinnych. Mały zamek w Doorn, zapełnił się pamiątkami rodziny Hohenzollernów. Trzeba przyznać, że urządził go z wyjątkowym smakiem i gustem.
W 1920 roku do Wilhelma II dołączyła jego dobra i schorowana żona, Cesarzowa Augusta Wiktoria von Schleswig-Holstein- Sondenburg-Augustenburg (1858-1921), którą w rodzinie wbrew długiemu zestawowi imion i nazwisk nazywano po prostu „Doną”.
Cesarska rodzina
Choć w rodzinie wyrażano się o niej z lekceważeniem zarówno ze względu na jej brak urody oraz skromność, to jednak była dla Wilhelma II wymarzoną małżonką: urodziła mu sześciu synów i jedną córkę, nie wtrącała się w sprawy polityki. O Cesarzowej Auguście Wiktorii tak pisała w swoim pamiętniku Daisy von Pless w 1918 r: "Cesarz cenił i szanował Cesarzową, ale nie sądzę, aby po pierwszym roku małżeństwa żywił dla niej gorącą pasję. Po prostu nie byłoby to możliwe. Przy jego inteligencji i błyskotliwości, ona, biedactwo, reprezentowała poziom umysłowy z lat 1880 - tych, z czasu ich zaręczyn, nota bene, sekretnych zaręczyn, jako, że, w niemieckich kręgach dworskich, nie uważana była za wystarczająco dobrą dla niego partię. Podejrzewm, że Cesarz nigdy nie był w nikim zakochany do szaleństwa".
Cesarz z synami
Książę Wilhelm von Preussen (1882 - 1951) - najstarszy syn Cesarza będący następcą tronu (kronprinz)
Książę Wilhelm urodził się 6 maja 1882 roku w Poczdamie. Lata szkolne spędził w Domu Książęcym w Plön. W wieku dziesięciu lat został, zwyczajem przyjętym w domu panującym, wcielony do pułku gwardyjskiego. Była to kwestia formalna, ale mały książę musiał uczestniczyć w paradach i ćwiczeniach. Następnie studiował na Uniwersytecie w Bonn. W czasie studiów, podobnie jak ojciec należał do korporacji akademickiej Corps Borussia Bonn. Nie mieszkał wraz ze innymi studentami, lecz wynajmował specjalną dla niego przygotowaną willę. Już w trakcie nauki rozpoczął „dorosłą” karierę wojskową. W wieku osiemnastu lat został podporucznikiem służby czynnej w 1. Pułku Piechoty Gwardii. W 1911 roku trafił do Gdańska z związku z objęciem dowództwa 1 Regimentu Brygady Przybocznej Huzarów. W Gdańsku stacjonował przez dwa lata od 1911 do 1913 roku. Uczestniczył w I Wojnie Światowej jako oficer. Objął formalne dowództwo nad 5 armią. Brał udział w bitwie pod Verdun. Faktycznym dowódcą do 21 sierpnia 1916 roku był generał Konstantin Schmidt von Knobelsdorf, a następnie generał baron Walther von Lüttwitz. Podporządkowanie Wilhelma obu generałom było zgodne z życzeniem Cesarza.
Friedrich Wilhelm Victor August Ernst von Hohenzollern Cecylia Augusta Maria, księżniczka Mecklenburg-Schwerin
Po wojnie i abdykacji ojca za namową Paula von Hindenburg zrzekł się praw do tronu i wyjechał do Holandii. Zrobił to, aby uniknąć wojny domowej, ku rozczarowaniu grupy zwolenników utrzymania monarchii z hrabią Fryderykiem von der Schulenburg na czele. Na wygnaniu skazany był przez królową Wilhelminę na areszt domowy w probostwie na opustoszałej wyspie Wieringen, na północy kraju. W 1923 roku powrócił do Niemiec i do Berlina, gdzie zaczął wieść bardzo swobodne życie, spędzając czas na koktajlach i szalonych przyjęciach, z dala od żony, przekonany, iż Hohenzollernowie nigdy już nie wrócą na tron. W 1932 roku był wymieniany jako jeden z kandydatów na prezydenta Republiki Weimarskiej, ale jego ojciec Wilhelm II nie wyraził zgody na kandydowanie. Syna i ojca dzieliła głęboka przepaść, ponieważ syn od wczesnej młodości cieszył się sławą niezmordowanego uwodziciela, co nie podobało się ojcu. Był znany również jako miłośnik sportu (w 1908 r. ufundował Puchar Kronprinza w piłce nożnej, obecnie Puchar Niemiec).
Wilhelm odmówił wstąpienia do partii nazistowskiej. Choć spotykał się z Hitlerem nie prosił o żadne godności i zaszczyty. Sceptycznie wypowiadał się też o zapewnieniach nazistów, którzy deklarowali chęć restauracji monarchii. Po zamordowaniu jego przyjaciela, byłego kanclerza Kurta von Schleichera w czasie nocy długich noży w 1934 r., całkowicie wycofał się z życia politycznego. W latach międzywojennych rezydował głównie w swych prywatnych zamkach Cecilienhof w Poczdamie i w zamku oleśnickim na Dolnym Śląsku.
Pałac Cecilienhof w Poczdamie
Pałac Cecilienhof (niem. Schloss Cecilienhof) – pałac w północnej części Nowego Ogrodu w Poczdamie. Ostatni pałac wzniesiony przez Hohenzollernów. Zbudowany przez Paula Schultze-Naumburga dla następcy tronu kronprinza Wilhelma Hohenzollerna i jego małżonki Cecylii, księżniczki Meklemburgii i Schwerina. Wzorowany na angielskich dworach gotyckich z czasów Tudorów.
Odegrał wyjątkową rolę po zakończeniu II Wojny Światowej. W tym miejscu odbyła się Konferencja Poczdamska, która trwała od 17 lipca do 2 sierpnia 1945 roku. Przybyli na nią szefowie rządów trzech mocarstw: USA – Harry S. Truman, Związku Radzieckiego – Józef Stalin i Wielkiej Brytanii – Winston Churchill .
Zamek w Oleśnicy - 1905 rok
Oleśnicę obejmuje Wilhelm II i przekazuje 14 listopada (wg. innych danych 15.06.) 1888 roku lenno tronowe sześcioletniemu wówczas następcy tronu Fryderykowi Wilhelmowi (1882 - 1951). W 1900 r. Wilhelm po raz pierwszy przybywa do Oleśnicy - naturalnie odbywa polowanie.
Pierwsza wizyta, pierwsze polowanie w Oleśnicy kronprinza Wilhelma - 1900 rok
Późniejsze wizyty także głównie poświęcone są myślistwu. W 1905 r. następca tronu żeni się z księżniczką meklembursko-szwerińską Cecylią (1886-1954). Od tego czasu razem, lub osobno odwiedzają swoje oleśnickie włości. Wtedy to (1906 r.), na kominku w Pałacu wdów pojawiają się herby królestwa Prus i Mecklemburgów oraz monogram WC (Wilhelm, Cecylia), a nad wejściem do zamku - płaskorzeźba herbowa związana z Hohenzollernami (w literaturze oleśnickiej pisano o herbie błędnie - jako piastowskim). Księżniczka Cecylia obejmuje szefostwo nad Regimentem dragonów nr 8, przyjmuje parady z różnych okazji i spędza letnie wakacje w zameczku myśliwskim.
Pałacyk myśliwski (jagdschloss) w Oleśnicy wybudowany w 1904 roku, dawna Ligota Mała
Cecylia przed zameczkiem myśliwskim
Fotografia z 1907 r.
Po śmierci ojca w 1941 r. został głową domu Hohenzollernów. Po II Wojnie Światowej został uwięziony przez Francuzów w Lindau, a następnie umieszczony w areszcie domowym w zamku Hohenzollernów. Umarł na atak serca niemal dokładnie dziesięć lat po ojcu, 20 lipca 1951 r. i został pochowany w zamku Hohenzollernów.
Wilhelm pasjonował się sportem. Odnosił sukcesy w grze w tenisa i niekiedy wygrywał wyścigi samochodowe. Podobnie jak ojciec namiętnie polował. Książę Wihelm 6 czerwca 1905 r. ożenił się w Berlinie, z Cecylią Augustą Marią, księżniczką Mecklenburg-Schwerin (1886–1954), córką księcia Fryderyka Franciszka III i wielkiej księżnej Anastazji Michajłownej Romanowej.
Para doczekała się sześciorga dzieci:
• Wilhelma (1906–1940), który zrzekł się praw do tronu i zginął we Francji w czasie II Wojny Światowej, męża Doroty von Salviati;
• Ludwika Ferdynanda (1907–1994), księcia Prus, męża Kiry Kiriłłownej Romanowej,
• Huberta (1909–1950), męża Marii Anny von Humboldt-Dachroeden, a potem Magdaleny Pauliny Reuß zu Köstritz,
• Fryderyka (1911–1966), męża Lady Brigid Guinness,
• Aleksandryny (1915–1980), chorej na zespół Downa,
• Cecylii (1917–1975), żony Clyda K. Harrisa.
Wilhelm prowadził życie arystokratycznego bon vivanta. Był typowym dandysem - typem przesadnie dbającego o wykwintne maniery i zgodny z ostatnimi wymogami modny strój, arystokratycznym elegantem. Miał upodobanie do koni wyścigowych, szybkich samochodów i pięknych kobiet, co nie zjednywało mu wyłącznie przyjaciół. Zarzucano mu brak zainteresowania sprawami państwowymi na rzecz dbania własne wygody i przyjemności. Książę paradował często w otoczeniu pięknych kobiet. Ostatnią z nich była wówczas berlińska tancerka kabaretowa Gerda Puhlmann.
Następca Wilhelma II był, podobnie jak ojciec, zapalonym myśliwym. Zaświadczają o tym liczne fotografie. Bardzo często w tych polowaniach brała udział jego żona Cecylia.
Polowanie w Oleśnicy
Polowanie w Ligocie Małej przy udziale księżniczki Cecylii. 1911 rok. Źródło: ebay.de
Syn Kronprinza Wilhelm z upolowanym przez ojca "czternastakiem" w Nowych Ramukach
- fot. Salomon Pfeifel
Cesarz Wilhelm II zwykł polować w Romintach. Następca tronu, książę Fryderyk Wilhelm, nie mógł być gorszy od ojca. Na tereny łowieckie upatrzył sobie położone na południe od Olsztyna królewskie Lasy Ramuckie.
Wszystko zaczęło się ponoć od pewnej wystawy trofeów myśliwskich w Berlinie, podczas której zwróciły jego uwagę dwa kapitalne poroża jeleni ustrzelonych w tym samym miejscu w Ramukach w odstępie zaledwie dwóch tygodni.
W 1903 roku został upolowany w jednym z rewirów Nadleśnictwa Ramuckiego jeleń szlachetny, jego poroże zostało wystawione na wystawie łowieckiej, jako nagrodzone trofeum myśliwskie to poroże zainteresowało Kronpriza. Jesienią 1909 r. Kronprinz zawitał w nadłyńskie lasy po raz pierwszy. W Olsztynie działało wtedy kilka zakładów fotograficznych „z tradycjami”, lecz przywilej wykonania zdjęć z książęcego polowania otrzymał jedynie Sally Pfeifel. „Tutejsze atelier S. Pfeifela wykonało różne ujęcia fotograficzne na zamówienie Ich Cesarskich Wysokości kronprinza z małżonką podczas Ich łowów w nadleśnictwie Nowe Ramuki” poinformował czytelników „Allensteiner Volksblatt” we wrześniu 1909 roku.
Rok później prasa doniosła we wrześniu o wykonaniu przez Pfeifela siedmiu fotografii z książęcego polowania. Jedno ze zdjęć przedstawiało następcę tronu z ubitym przez niego „kapitalnym czternastakiem”. Pfeifel wykonywał odtąd co roku konterfekty cesarskiej rodziny. Fotografie przyniosły mu rozgłos nie tylko w Olsztynie, gdzie wystawiano je na widok publiczny. Przez firmy zamiejscowe wykorzystywane były one do produkcji niezwykle popularnych foto – pocztówek, rozchodzących się po Niemczech w tysiącach egzemplarzy. Książęce łowy zakończyły się z wybuchem pierwszej wojny światowej.
Fotografie Kronprinza oraz jego małżonki i syna przy wieńcach jeleni, w tym słynnego "czternastaka" autorstwa Salomona "Sally" Pfeifela
Salomon Pfeifel - ur. 23 maja 1873 r. w Bydgoszczy. Dnia 20 listopada 1902 r. roku ożenił się w Koronowie z Almą Joseph. Atelier fotograficzne otworzył około 1900 roku. Zginął 11 lutego 1943 roku w KZ w Theresienstadt. Atelier fotograficzne, powiększenia z każdego obrazu do wielkości człowieka, specjalność zdjęcia dzieci i grupowe, reprodukcje, zdjęcia architektoniczne, wnętrz, maszyn, rodzajowe, zwierząt, wykonywał pamiątkowe "tablaux", wykonywał portrety rodziny Cesarza Wilhelma II; Atelier zostało rozebrane w 2009 roku.
Leśniczówka w Nowych Ramukach powstała prawdopodobnie w 1910 roku, jako jeden z domków myśliwskich dla Cesarza Niemiec. Nie wiadomo czy to prawda, pewne jest jednak, że jest to jedna z ładniejszych leśniczówek w Prusach. Od momentu powstania była kilkakrotnie przebudowywana, co przyniosło wiele szkody temu urokliwemu drewnianemu domowi. Nadleśnictwo Nowe Ramuki postanowiło przywrócić leśniczówce dawną świetność i zdecydowało się na renowację tego wyjątkowego domu z drewna. Celem renowacji było poprawienie wyglądu i funkcjonalności budynku.
W 1910 r. na wystawie przemysłowej w Jakubowie wystawiono eksponat - typowy warmiński dom wiejski. W 1913 roku został ustawiony w Lesie Ramuckim, miał służyć jako dworek myśliwski dla Kropninza (źródło – artykuł: RAFAŁ BĘTKOWSKI/DEBATA).Czternastaka"
Kronprinz jako zagorzały automobilista na polowania jeździł samochodem
Polowanie z ojcem ... z żoną i synem
Małżonka Kronpriza kasiężniczka Cecylia podzielała pasję łowiecką męża, towarzysząc mu nawet podczas polowań par force
Po polowaniu w Oleśnicy
Kronprinz (obok kierowcy), jego żona z synem siedzą w samochodzie marki Dürkoppwagen. Dzień wcześniej tym samochodem kronprinz wrócił z Holandii. Przed wschodnim skrzydłem zamku w Oleśnicy
Po rewolucji listopadowej, abdykacji Cesarza w 1918 r. i jego ucieczki do Holandii, lenno oleśnickie wraz zamkami w Oleśnicy i Bierutowie zostały przejęte na własność republiki niemieckiej. Od listopada 1918 r. do listopada 1923 r. Oleśnica była miejscem zamieszkania księżnej Cecylii. Pomieszczenia mieszkalne zamku zostały w 1919 roku urządzone cennymi meblami sprowadzonymi z pałacu Cecylienhof z Poczdamu. 13 listopada 1923 r. książę wraca samochodem z emigracji z Holandii. Wówczas pozują do zdjęć (dla New York Times i innych czasopism) na alejkach przed zamkiem oleśnickim i na spacerze w parku. Kilka dni później kronprinz pozuje przed samochodem.
Villa Maund w Alpach, w latach 1891-1895 służyła kronprinzowi jako dom myśliwski. W Alpach polował głównie na kozice i niedźwiedzie
Kronprinz (z papierosem) w Alpach
Polowanie na żubry w Pszczynie - 1913 r.
Polowanie w Międzyrzeczu k. Pszczyny
Książę Eitel von Preussen (1883 - 1942) - drugi syn Cesarza
Eitel Fryderyk był drugim synem Cesarza Wilhelma II i jego żony cesarzowej Augusty Wiktorii von Schleswig-Holstein-Sonderburg-Augustenburg. Urodził się na zamku w Poczdamie. Nietypowe imię jakie otrzymał „Eitel Fryderyk”, a które w rodzinie cesarskiej skracano do formy „Eitelfritz”, było bardzo silnie związane z tradycją domu Hohenzollernów. Imię to nosiło wielu przedstawicieli dynastii. Dzieciństwo i młodość spędził wraz z rodzeństwem w Pałacu Sanssouci. Podobnie jak bracia nauki przyjmował prywatnie podczas pobytu w Domu Książęcym w Plön. Po złożeniu państwowego egzaminu kończącego liceum i przystąpieniu do matury rozpoczął studia na uniwersytecie w Bonn. W czasie studiów należał do korporacji akademickiej Corps Borussia Bonn. Po zakończeniu nauki oddał się karierze wojskowej. Awansował od stopnia porucznika, który otrzymał gdy miał 10 lat do stopnia generała dywizji.
Podczas I Wojny Światowej był dowódcą 1 Pułku Piechoty Gwardii (niem. 1. Garde-Regiment zu Fuß). Uważany przez swoich żołnierzy za wzór dowódcy został odznaczony Krzyżem Żelaznym (niem. Eisernes Kreuz, EK) 1 i 2 klasy. Otrzymał także najwyższy pruski i niemiecki order wojskowy Pour le Mérite. Brał udział w bitwie pod Gorlicami w dniach od 2 do 12 maja 1915 roku. Od września 1915 r. walczył na froncie zachodnim. W 1916 r. walczył we Flandrii i nad rzeką Sommą. Ponownie przeniesiony na font wschodni brał udział w kontrofensywie pod Złoczowem. Koniec wojny zastał go nad rzeką Aisne we Francji.
Po wojnie Eitel Fryderyk związał się z nacjonalistyczną organizacją paramilitarną Stahlhelm głoszącą hasła monarchistyczne. Nie poparł jednak ostatecznie Hitlera i nie związał się bliżej z nazistami. W 1921 roku wyrokiem sądu został skazany na grzywnę w wysokości 5 000 marek za przetransferowanie kapitału za granicę w wysokości 300 000 tysięcy marek. 27 lutego 1906 książę poślubił Zofię Karolinę von Oldenburg, córkę wielkiego księcia Fryderyka Augusta II i księżniczki Elżbiety Anny Pruskiej. Para rozwiodła się w 1926 roku. Nie mieli dzieci. W latach 1907-1926 był Eitel Fryderyk wielkim mistrzem zakonu Joannitów.
Eitel Friedrich Prinz von Preussen, Sophie Charlotte von Oldenburg
Książę Eitel Fryderyk wychowany w duchu poszanowania dla monarchii i tradycji był znany z wierności i lojalności. To były przewodnie cechy jego charakteru. Przekonany o swojej szczególnej pozycji i szczególnej pozycji rodziny reprezentował ojca Wilhelma II na wielu ważnych uroczystościach życia politycznego i społecznego ówczesnych Niemiec. Postawny, od wczesnej młodości miał tendencje do tycia. Pod koniec życia chodził w brudnym, wytartym mundurze, miał pokaźną tuszę. Zmarł 8 grudnia 1942 roku.
Pierwszy z prawej Prinz Eitel, potem Prinz Oscar, Kronprinz Wilhelm i Prinz August
Książę Adalbert von Preussen (1884 - 1948) - trzeci syn Cesarza
Książę Adalbert był trzecim synem Cesarza Niemiec Wilhelma II i jego pierwszej żony Augusty Wiktoriii von Schleswig-Holstein-Sonderburg-Augustenburg. Na chrzcie z uwagi na wielki sentyment ojca do marynarki wojennej otrzymał imię "Adalbert", tak samo jak bratanek Cesarza Wilhelma I, współtwórca i budowniczy floty pruskiej. Dzieciństwo i młodość spędził wraz z rodzeństwem w Pałacu Sanssouci. Podobnie jak bracia nauki przyjmował prywatnie podczas pobytu w Domu Książęcym w Plön. Od 31 maja 1894 r. wstąpił do Kaiserliche Marine (niem. Cesarska Marynarka Wojenna). Wstąpił do szkoły marynarki wojennej w Kilonii, gdzie kształcony był na oficera cesarskiej floty.
Podczas I Wojny Światowej pełnił służbę na wielu jednostkach. Najpierw na okręcie liniowym SMS Kaiser jako oficer nawigacyjny. Potem już jako dowódca na SMS Danzig, niemieckim lekkim krążowniku typu Bremen, aż do końca wojny. Po zakończeniu wojny zrezygnował z dalszej czynnej służby wojskowej. Wyjechał wraz z rodziną z Kilonii i zamieszkał w wilii Bad Homburg. Nie prowadził w tym okresie żadnej działalności publicznej. Zły stan zdrowia żony zmuszał Adalberta do częstych wyjazdów do Szwajcarii. Ostatecznie książę przeniósł się tam na stałe. Zamieszkał w La Tour-de-Peilz nad Jeziorem Genewskim, gdzie zmarł 22 września 1948 roku w wieku 64 lat. 3 sierpnia 1914 roku w Wilhelmshaven, Niemcy, ożenił się z księżniczką Adelajdą "Adą" Anną Sachsen-Meiningen (ur. 16 sierpnia 1891; zm. 25 kwietnia 1971).
Adalbert Prinz von Preussen, Adelheid von Sachsen Meiningen
Mieli trójkę dzieci:
• księżniczka Wiktoria Marina (ur./zm. 4 września 1915);
• księżniczka Wiktoria Marina (ur. 11 września 1917; zm. 21 stycznia 1981), wyszła za mąż za amerykańskiego adwokata, mieli dzieci;
• książę Wilhelm Wiktor (ur. 15 lutego 1919; zm. 7 lutego 1989), 20 lipca 1944 roku w Donaueschingen ożenił się z hrabiną Marią Antoniną Hoyos ur. (27 czerwca 1920; zm. 1 marca 2004), mieli dwójkę dzieci.
Nie wiadomo czy książę był zapalonym myśliwym. Znalazłem tylko jedno zdjęcie z polowania księcia Adalberta von Preussen.
Książę August von Preussen (1887 - 1949) - czwarty syn Cesarza
August Wilhelm urodził się jako czwarty syn Cesarza Wilhelma i jego żony Augusty Wiktorii w poczdamskim zamku. Dzieciństwo i młodość spędził jednak wraz z rodzeństwem w Pałacu Sanssouci. Jak przystało na księcia pruskiego i syna cesarskiego nauki przyjmował prywatnie podczas pobytu w Domu Książęcym w Plön. Po złożeniu państwowego egzaminu kończącego liceum i przystąpieniu do matury rozpoczął studia historyczne na uniwersytecie w Bonn. Następnie kontynuował naukę studiując w kierunkach ekonomii i socjologii na uniwersytetach w Berlinie i Strassburgu. W 1907 r., przy pomocy promotorskiej Friedricha Woltersa, obronił u Gustava von Schmollera pracę dyplomową otrzymując państwowy tytuł doktorski.
22 października 1908 r. w kaplicy berlińskiego zamku książę August Wilhelm zawarł związek małżeński ze swoją siostrą cioteczną, księżniczką Aleksandrą Wiktorią Holsztyńską. Młoda para książęca miała zamieszkać w zamku Schönhausen.
Jednak Cesarz miał dla nich inne plany, przeznaczył im willę Liegnitz, położoną w parku pałacowym Sanssouci. 26 grudnia 1912 r. narodziło się jedyne dziecko małżeństwa Augusta Wilhelma i Aleksandry Wiktorii – syn Aleksander Ferdynand. Za sprawą księżnej Aleksandry poczdamski dom stał się miejscem spotkań i debat artystów, w których chętnie brał udział jej mąż.
Podczas I Wojny Światowej książę był landratem Ruppin w Brandenburgii. Siedzibą urzędu i miejscem zamieszkania naczelnika został zamek w Rheinsbergu. Osobisty adiutant księcia, Hans Georg von Mackensen, z którym książę przyjaźnił się od wczesnej młodości, odegrał ważną rolę w jego życiu. Znajomość z nim przyczyniła się do wykrycia u Augusta Wilhelma skłonności homoseksualnych. Nie krył się z tą wiadomością przed żoną i sam wystąpił o rozwód. Sprzeciwił się temu ojciec, Wilhelm II, mając nadzieję, że są to chwilowe skłonności seksualne syna wywołane kryzysem małżeńskim z Aleksandrą Wiktorią, które mogą ustąpić.
Krótko po zakończeniu wojny i upadku cesarstwa, August Wilhelm przekonał ojca, że nie ma już on żadnych zobowiązań zarówno wobec państwa jak i dynastii. Małżeństwo z Aleksandrą Wiktorią zostało rozwiązane w marcu 1920, przy czym August Wilhelm zgodził się na przyjęcie winy upadku rodziny na siebie. Prawo do opieki nad wspólnym synem zostało przyznane w sierpniu Augustowi Wilhelmowi. Niedługo po zakończeniu szeregu spraw sądowych związanych z rozwodem i podziałem majątku dotarła do Augusta Wilhelma wiadomość o zaręczynach jego przyjaciela Hansa G. von Mackensena z Winifredą, córką Konstantina von Neuratha. Związane z wydarzeniami powojennymi z prywatnego życia Augusta Wilhelma przeżycia wewnętrzne doprowadziły go do głębokiej depresji. Aby pozostawić przy sobie syna postanowił się leczyć – miały mu w tym pomóc lekcje rysunku pobierane u Arthura Kampfa.
W tym też czasie związał się August Wilhelm z nacjonalistyczną organizacją paramilitarną Stahlhelm głoszącą hasła monarchistyczne. W późniejszych latach organizacja ta przechodziła przemiany ideologiczne na skutek napływu do niej wielu działaczy narodowo-socjalistycznych.
Ostatecznie August Wilhelm uznał, że nie ma już żadnych zobowiązań wobec upadłego domu panującego, choć nie zrezygnował z działalności politycznej. 1 kwietnia 1930 r., za namową działaczy Stahlhelmu, a przede wszystkim Hansa G. von Mackensena, wstąpił do NSDAP. Otrzymał tam „honorowe członkostwo” z przyznanym 24. numerem. W październiku 1931 r. August Wilhelm wstąpił do służby w paramilitarnej bojówce NSDAP – SA w randze pułkownika (Standartenführer). Otwarcie popierał i propagował politykę Adolfa Hitlera oraz ideologię narodowego socjalizmu namawiając wielu znajomych do przychylności Hitlerowi. Z powodu swojej dyspozycyjności i bezgranicznego podziwu wobec führera, August Wilhelm był celem częstych żartów i ataków zarówno lewicowej prasy, nazywającej go Braunhemdchen Auwi („brunatny staniczek AuWi”, co miało związek z jego homoseksualizmem), kręgów opozycji rządowej (André François-Poncet nazwał go błaznem), jak i kół nazistowskich, skupionych zwłaszcza wokół Josepha Goebbelsa, który określał go jako „dobrodusznego, ale nieco głupiego chłopca”.
Jako członek byłej cesarskiej rodziny panującej został celowo użyty przez nazistów jako twarz kampanii wyborczej pozyskująca głosy niezdecydowanych, głównie rozczarowanych wojną i z sentymentem wspominających czasy monarchii. Był on częstym gościem spotkań wyborczych i wieców czołowych działaczy NSDAP, sam nie biorąc czynnego udziału w aparacie partii. Udział Augusta Wilhelma w kampanii przed wyborami do Landtagu w 1932 r., doprowadził do upowszechnienia się opinii o monarchistycznym i tradycjonalistycznym nastawieniu NSDAP, oraz Hitlerze jako reprezentancie niemieckiego narodu i tęsknoty za potęgą Rzeszy.
W 1933 r. August Wilhelm stał się członkiem Rady Pruskiej i wszedł do Reichstagu. Jednak po doprowadzeniu do dyktatury Hitlera miał nadzieję, że ten przywróci monarchię w Niemczech ustanawiając Cesarzem, bądź to jego samego, bądź syna, Aleksandra. Po osobistych zapewnieniach Hitlera, który wiosną 1934 r. w bezpośredniej rozmowie z księciem przychylił się do ambicji Augusta Wilhelma, rozpoczęła się aktywna propaganda tych planów wśród nazistów-monarchistów. Tymczasem latem tego samego roku August Wilhelm został schwytany przez SS w trakcie tzw. „nocy długich noży” i osadzony w więzieniu, co jednak nie zmniejszyło jego czci wobec osoby wodza.
1 lipca 1939 r. został awansowany na SA-Obergruppenführera. Jednak po dyskryminujących uwagach pod adresem Goebbelsa, wypowiadanych w gronie prywatnym, został w 1942 r. potępiony przez władze i stracił polityczne znaczenie.
Na wieść o zbliżającej się Armii Czerwonej, na początku lutego 1945, August Wilhelm ze swoją bratową, Cecylią Mecklenburg-Schwerin uciekł do Kronbergu, do jego ciotki Małgorzaty Heskiej. Nie wiadomo czy polował, ale psa myśliwskiego posiadał.
Z końcem II Wojny Światowej, 8 maja 1945 r., August Wilhelm został aresztowany przez wojska amerykańskie i uwięziony w koszarach Flak-Kaserne Ludwigsburg. Przebywał tam do 1948 r. Za aktywny udział w NSDAP i SA został skazany na trzy lata więzienia. August Wilhelm zmarł w szpitalu w Stuttgarcie. Został pochowany na cmentarzu w Langenburgu.
Książę Oskar von Preussen (1888 - 1958) - piąty syn Cesarza
Książę Oskar był piątym synem Cesarza Wilhelma II i jego żony cesarzowej Augusty Wiktorii von Schleswig-Holstein-Sonderburg-Augustenburg. Urodził się na zamku w Poczdamie. Dzieciństwo i młodość spędził wraz z rodzeństwem w Pałacu Sanssouci. Podobnie jak bracia nauki przyjmował prywatnie podczas pobytu w Domu Książęcym w Plön. Po zakończeniu nauki rozpoczął karierę wojskową. Służył w pułku grenadierów im. Cesarza Wilhelma I nr 7. Koniec I Wojny Światowej zastał go w Poczdamie. Źle przyjął utratę tronu przez ojca.
Księżniczka Wiktoria Luiza z bratem Oskarem
W latach 1927-1958 po swoim bracie Eitelu Fryderyku był wielkim mistrzem zakonu Joannitów. W okresie rządów nazistów świadomie trzymał się na uboczu i nie podejmował żadnych inicjatyw politycznych. Osobiście nie uczestniczył jako żołnierz w walkach na frontach II Wojny Światowej. Jego najstarszy syn Oskar Jr, zginął zaledwie pięć dni po wybuchu wojny w czasie kampanii w okolicach w Widawki. Dzięki prostemu i niewystawnemu trybowi życia książę cieszył się ogromną popularnością. 12 kwietnia 1945, na dwa dni przed bombardowaniem, w wyniku, którego zniszczonych zostało wiele wartościowych budynków jak np. Kościół Garnizonowy, Oskar opuścił Poczdam.
Po wojnie książę Oskar wraz z rodziną schronił się w kraju związkowym Dolna Saksonia niedaleko Holzminden. W 1952 roku przeniósł się do małego mieszkania w Bonn. Z ramienia Zakonu Joannitów, którego nadal był wielkim mistrzem negocjował z aliantami zwrot dóbr zrabowanych w czasie wojny. W latach 50-tych książę Oskar stale podupadał na zdrowiu. Wycofał się z pełnienia wszelkich funkcji społecznych jakie pełnił. Zmarł na raka w Monachium 27 stycznia 1958 roku, w wieku niespełna 70 lat. Został pochowany zgodnie z własnym życzeniem w bastionie św. Michała na zamku Hohenzollern. 31 lipca 1914 roku ożenił się z hrabiną Iną Marią Heleną Adelą Elizą von Bassewitz (ur. 27 stycznia 1888 r.; zm. 17 września 1973 r.). Było to małżeństwo morganatyczne, Ina Maria otrzymała tytuł hrabiny von Ruppin. W 1920 roku ona i jej dzieci zostały podniesione do rangi księstwa Prus z tytułem Królewskich Wysokości.
Oskar Prinz von Preußen, Gräfin Ina Marie von Bassewitz
Para miała czwórkę dzieci:
• Książę Oskar Wilhelm Karol Hans Kuno (ur. 12 lipca 1915 roku w Poczdamie, Niemcy; zm. 5 września 1939 roku w Polsce), zginął w II Wojnie Światowej;
• Książę Burchard Fryderyk Maks Werner Jerzy (ur. 8 stycznia 1917 r.; zm. 12 sierpnia 1988 r.), ożenił się z hrabiną Eleonorą Fugger von Babenhausen. Para nie miała dzieci;
• Księżniczka Herzeleida-Ina-Maria Zofia Szarlotta Eliza (ur. 25 grudnia 1918 r.; zm. 22 marca 1989 r.), wyszła za mąż za księcia Karla Birona von Curland. Para miała trójkę dzieci;
• Książę Wilhelm Karol Adalbert Eryk Detloff (ur. 20 stycznia 1922 r.; zm. 9 kwietnia 2007 r.), ożenił się w 1952 roku z Armgard von Veltheim. Para miała trójkę dzieci. Książę Wilhelm Karol był ostatnim żyjącym wnukiem Wilhelma II.
Książę Joachim von Preussen (1890 - 1920) - szósty i najmłodszy syn Cesarza, który popełnił samobójstwo z powodu upadku monarchii
Urodził się jako najmłodszy syn Cesarza Wilhelma II i jego pierwszej żony cesarzowej Augusty Wiktorii. Dzieciństwo i młodość spędził jednak wraz z rodzeństwem w Pałacu Sanssouci. Pierwsze nauki pobierał od prywatnych nauczycieli podczas pobytu w Domu Książęcym w Plön. Po ukończeniu nauki rozpoczął szkolenie wojskowe. Otrzymał stopień porucznika 1 Pułku Piechoty Gwardii (niem. 1. Garde-Regiment zu Fuß). Podczas I Wojny Światowej w randze kapitana brał udział w walkach na froncie wschodnim. Został ranny we wrześniu 1914 r. w bitwie nad Jeziorami Mazurskimi
Podczas Powstania wielkanocnego w Dublinie (Irlandia), w 1916 roku niektórzy republikańscy przywódcy zastanawiali się nad osadzeniem go na tronie niezależnej Irlandii. Po abdykacji ojca w 1918 roku i nieudanym Puczu Kappa w 1920 roku, Joachim nie mógł pogodzić się ze swoim nowym statusem i wpadł w głęboką depresję, która doprowadziła go do samobójstwa. Zastrzelił się 18 lipca 1920 roku. Jego potomkiem jest m.in. jeden z najpoważniejszych kandydatów do rosyjskiego tronu carewicz Jerzy. 11 marca 1916 roku ożenił się z księżniczką Marią Augustą von Anhalt-Dessau (ur. 10 czerwca 1898 r.; zm. 22 maja 1983 r.).
Parze urodził się jeden syn:
• Książę Karol Franciszek Józef Wilhelm Fryderyk Edward Paweł Pruski (ur. 15 grudnia 1916 w Poczdamie; zm. 22 stycznia 1975 w Chile).
Księżniczka Wiktoria Luiza von Preussen (1892 - 1980) - jedyna córka Cesarza
Wiktoria Luiza Adelajda Matylda Charlotta Pruska (ur. 13 września 1892 roku w Marmorpalais, Poczdam; zm. 11 grudnia 1980 roku w Hanowerze) – księżniczka Prus, księżna Hannoweru i Brunszwiku.
Wiktoria Luiza była jedyną córką i siódmym dzieckiem Cesarza Wilhelma II Hohenzollerna i jego żony cesarzowej Augusty Wiktorii. W chwili śmierci była ich ostatnim żyjącym dzieckiem. Była 141 w sukcesji do brytyjskiego tronu. Księżniczka Luiza jest babką ze strony matki: Zofii Greckiej, królowej Hiszpanii i byłego króla Grecji, Konstantyna II.
Księżniczka Wiktoria była ukochanym dzieckiem Cesarza. Była do niego również bardzo podobna i najinteligentniejsza z całego rodzeństwa. Już jako dziecko była bardzo ładna i z każdym rokiem jej uroda rozkwitała.
Gazeta Olsztyńska tak pisała o narodzinach cesarskiej córki: Nr 79 (1 październik 1892). Z powodu urodzenia córki postanowił cesarz ułaskawić wszystkie kobiety, które z biedy lub lekkomyślności dopuściły się występku lub które po raz pierwszy weszły w kolizję z prawem. Prokuratorzy otrzymali już rozkaz, ażeby przygotowali spis takich kobiet.
Nr 87 (29 październik 1892). Pisaliśmy już, że cesarz Wilhelm z powodu urodzenia się mu córki nakazał ażeby wypuszczono z więzienia na wolność kobiety, które zostały skazane przez sądy na więzienie za lżejsze przewinienia. Ostatni numer Reichsanzeigera ogłasza teraz, że wypuszczono na wolność z więzień w całych Niemczech 400 takich kobiet.
Cesarzowa Wiktoria Augusta i księżniczka Wiktoria Luiza
W mundurze Huzarów Śmierci
Z ojcem
Księżniczka Wiktoria Luiza doskonale jeździła konno i uwielbiała konie
Gdy oświadczyła rodzinie, że chce poślubić Ernesta Augusta, księcia Hanoweru, wywodzącego się z dynastii pozbawionej królestwa w chwili utworzenia Cesarstwa Niemieckiego w roku 1871 r., wzbudziło to w rodzinie Hohenzollernów żywe emocje. Nienawiść dynastii hanowerskiej do Hohenzollernów wcale nie wygasła, ale małżeństwo to pozwalało odzyskać temu rodowi znaczącą pozycję w państwie, z drugiej zaś strony Wilhelm II niczego nie umiał odmówić córce. Ślub odbył się 24 maja 1913 roku w Berlinie.
Gazeta Olsztyńska nr 62 (donosiła w czwartek, 29 maja 1913 r.). "W piątek odbyło się uroczyste wręczenie podarunków ślubnych dla młodej pary, upominki przywieźli z sobą bądź nadesłali pomiędzy innemi król i królowa angielska, car rosyjski, cesarz austryacki, miasto Berlin, stany prowincjonalne itd. Wartość podarunków razem przenosi cenę 10 milionów marek.W obecności wszystkich przybyłych do Berlina monarchów zagranicznych i książąt niemieckich odbył się w sobotę ślub córki cesarza Wilhelma księżniczki Wiktoryi Ludwiki z księciem Ernstem Cumberlandem. Cesarz wygłosił na uczcie weselnej toast na zdrowie i powodzenie pary młodej, wskazując na wielką przeszłość historyczną rodziny Welfów i Hohenzollernów. W bankiecie wzięło udział przeszło 1100 osób. W sobotę wieczorem wyjechał z Berlina car rosyjski ze swoją świtą."
Z córką Fryderyką Luizą
Z synami: Ernestem i Georgiem
Wiktoria i Ernest mieli piątkę dzieci:
• Książę Ernest August IV Hanowerski (ur. 18 marca 1914 r.; zm. 9 grudnia 1987 r.);
• Książę Georg Wilhelm von Hannover (ur. 25 marca 1915 r.; zm. 8 stycznia 2006 r.);
• Księżniczka Fryderyka Hanowerska (ur. 18 kwietnia 1917 r.; zm. 6 lutego 1981 r.), królowa Grecji;
• Książę Krystian Hanowerski (ur. 1 września 1919 r.; zm.10 grudnia 1981 r.);
• Książę Welf-Henryk Hanowerski (ur. 11 marca 1923 r.; zm. 12 lipca 1997 r.).
Tytulatura księżnej:
• Jej Królewska Wysokość Księżniczka Pruska Wiktoria Luiza
• Jej Królewska Wysokość Księżna Hanoweru Wiktoria Luiza
• Jej Królewska Wysokość Księżna Brunszwiku
• Jej Królewska Wysokość Księżna Wdowa Brunszwiku
Jako żona księcia Hannoweru, Wiktoria Luiza była tytułowana księżna Hanoweru, księżna Wielkiej Brytanii i Irlandii oraz księżna Brunszwiku-Lüneburga.
Książę Ernst August, mąż Wiktorii Luizy, także był zapalonym myśliwym
Polowanie u zięcia Wilhelma II księcia Ernsta Augusta z Hanoweru na terenie jego włości w Brunszwiku. Książe trzeci z prawej
Wiktoria Luiza w 1970 r.
Wiktoria Luiza w 1977 r.
Augusta Wiktoria jako Cesarzowa poświęciła się pracy charytatywnej. Patronowała wielu organizacjom społecznym, przewodniczyła organizacji Czerwonego Krzyża, zachęcała do lepszej edukacji dziewcząt i młodych kobiet. Była bardziej lubiana i szanowana przez społeczeństwo niż jej mąż.
Była ewangeliczką. Dla Kościoła Zbawiciela w Katowicach-Szopienicach ufundowała ołtarz, a Kościołowi Pamiątkowemu im. Fryderyka III w Polanicy-Zdroju podarowała biblię ołtarzową z własnoręcznym wpisem.
Była również fundatorką nowego kościoła i zapory wodnej w Jarnołtówku (wówczas Arnoldsdorf) – stary został zniszczony przez powódź, która nawiedziła okolice Prudnika 13 lipca 1903. Wizytę Cesarzowej upamiętnia pomnik. Dzięki jej pomocy finansowej koło Prudnika powstał Siemków. O tym jak potężna powódź była w 1903 r. niech świadczy, że woda wówczas zabrała kościół w Jarnołtówku, kilkadziesiąt domów, most kolejowy w Moszczance i potężny most kolejowy nad Osobłogą w Racławicach Śląskich.
Zniszczony podczas powodzi w 1903 roku kościół w Jarnołtówku
Zniszczony po powodzi w 1903 r. barkowy kościół w Jarnołtówku kilka miesięcy później wysadzili saperzy. Nowy, który zachował się do dziś zbudowano kilka lat później w nieco innym miejscu. Cesarzowa Prus Augusta Wiktoria (żona Wilhelma II) wizytując Jarnołtówek po wielkiej powodzi przekazała środki na odbudowę miejscowości oraz budowę kamiennej 15 metrowej zapory (zbud. w 1905 r.) powyżej Jarnołtówka. Tama tworzy suchy zbiornik, a w przypadku wezbrań chroni Dolinę Złotego Potoku.
Z 1909 roku pochodzi (zaprojektowana w 1906 roku) zapora przeciwpowodziowa na Złotym Potoku, którą ufundowała Cesarzowa Prus Wiktoria Augusta (po najstraszliwszej powodzi 10 i 11 lipca 1903 roku na skutek długotrwałych deszczy), a zbudowali Włosi. Otwarcie nastąpiło 27 października 1909 roku.
Cesarzowa Augusta Wiktoria odwiedziła Jarnołtówek po powodzi w 1903 r. Wizytę Cesarzowej w Jarnołtówku upamiętnia pomnik.
Cesarzowa Augusta Wiktoria z rodu Schleswig-Holstein
Augusta była nazywana przez rodzinę "Doną". Nie była specjalnie urodziwa ani inteligentna. Nie wywierała też wpływu na politykę męża. Przed jej małżeństwem i kilka lat po nim Augusta nie cieszyła się sympatią niektórych członków rodziny Wilhelma, np. swojej szwagierki księżnej Charlotty, która uważała ją za parweniuszkę, córkę księcia, który nie posiadał własnego państwa. Augusta była jednak osobą o silnej osobowości i wysokim poczuciu własnej wartości. Nie miała dobrych relacji ze swoją teściową, która początkowo uważała, że Augusta pomoże jej naprawić popsute relacje z synem. Wiktoria była również rozczarowana, że funkcja przewodniczącej Czerwonego Krzyża przypadła jej synowej, osobie bez doświadczenia w pielęgniarstwie i działalności charytatywnej, oraz pozbawionej chęci udziału w tych przedsięwzięciach. Inaczej na ten temat pisała w swoich pamiętnikach jedyna córka Augusty, księżna Wiktoria, która uważała, że matka uwielbiała pracę charytatywną. Bardzo chorowita, Augusta znajdowała przyjemność w docinaniu teściowej różnymi drobnymi nieprzyjemnościami. Uwielbiała zwłaszcza informować Wiktorię, że jej córka, Wiktoria, nie została nazwana na jej cześć. Sama Wiktoria Luiza w swoich wspomnieniach napisała jednak, że pierwsze imię otrzymała zarówno po babce jak i prababce. Stosunki między teściową a synową uległy poprawie kiedy Wilhelm został w 1888 r. Cesarzem. Wilhelm często wyjeżdżał na manewry wojskowe i jego żona czuła się samotna. Nawiązała więc bliższe relacje z cesarzową-wdową, ale nie na tyle bliskie, aby pozostawić z nią sam na sam swoje dzieci, gdyż obawiała się wpływu, jakie mogła na nie wywrzeć liberalna w swoich poglądach teściowa. Wiktoria i Augusta często jednak jeździły wspólnie na przejażdżki, a cesarzowa przebywała o boku Wiktorii przy jej łożu śmierci w 1901 r. Augusta miała mniej serdeczne relacje z niektórymi szwagierkami, zwłaszcza z księżną Zofią, żoną następcy greckiego tronu. W 1890 r. Zofia ogłosiła swoją chęć porzucenia luteranizmu i przejścia na prawosławie. Augusta się temu sprzeciwiła, informując szwagierkę, że ten krok nie spotka się z aprobatą Cesarza. Zofia zostanie pozbawiona prawa wstępu do Niemiec, a jej dusza trafi do piekła. Zofia odparła na to, że zmiana religii to jej prywatna sprawa. Taka odpowiedź zdenerwowała Augustę, która wkrótce przedwcześnie urodziła syna, Joachima. Czy ten wcześniejszy poród miał związek ze sprawą Zofii nie wiadomo, aczkolwiek w liście do matki Wilhelm pisał, że gdyby dziecko zmarło byłaby to wina Zofii. W Niemczech znana była ze swojej dobroci i pobożności (ufundowała kilkanaście kościołów, w tym Augustakirche w Sopocie). 9 listopada 1918 r., wskutek trudnej sytuacji Niemiec podczas I Wojny Światowej (w Niemczech obalono monarchię), Wilhelm i Augusta udali się do Holandii, gdzie osiedlili się w Haus Doorn. Gdy w 1920 roku opuszczała Niemcy, służba pałacowa żegnała ją szlochając. Ostatnie lata życia nie były szczęśliwe dla byłej cesarzowej. Rewolucja, obalenie monarchii, wreszcie samobójstwo Joachima podłamały Augustę, która zmarła w 1921 r. Nigdy nie zwiedziła Luwru, co było jej największym marzeniem. Została pochowana w Poczdamie w ogrodzie Sanssouci w tzw. Antikentempel, gdzie spoczywa wraz z drugą żoną Wilhelma II, Herminą von Schönaich-Carolath, dwoma synami i wnukiem Wilhelmem. Była ewangeliczką. Dla Kościoła Zbawiciela w Katowicach-Szopienicach ufundowała ołtarz, a Kościołowi Pamiątkowemu im. Fryderyka III w Polanicy-Zdroju podarowała biblię ołtarzową z własnoręcznym wpisem. Była również fundatorką nowego kościoła w Jarnołtówku (wówczas Arnoldsdorf) - stary został zniszczony przez powódź (jej wizytę upamiętnia pomnik). Na jej cześć zatoka Cesarzowej Augusty na Papui-Nowej Gwinei otrzymała swoją nazwę.
Do Doorn przyjechała z poważną wadą serca, poruszając się na wózku inwalidzkim i specjalnie dla niej Wilhelm II zamontował w zamku windę, używaną do dzisiaj. Z daleka od dzieci które uwielbiała, załamana potwornościami I Wojny Światowej, pomimo troskliwej opieki Wilhelma powoli gasła w oczach. Abdykacja, związek męża z dużo młodszą Herminą von Schönaich-Carolath i samobójstwo syna Joachima sprawiły, że bardzo podupadła na zdrowiu. Wkrótce po jej śmierci Wilhelm ożenił się ze swą długoletnią przyjaciółką, co podobno Augusta przed śmiercią sama mu zaleciła.
Wiadomość o śmierci brata, Ernsta Günthera von Schleswig-Holstein, była przyczyną kolejnego ataku serca.
"Doorn, Holandia, 11 marca. Gdy dawna Cesarzowa Niemiec Augusta Wiktoria została dzisiaj powiadomiona o śmierci jej brata Ernesta Günthera księcia Szlezwiku – Holsztynu doznała drugiego, ciężkiego ataku serca. Doktor opiekujący się dawną Cesarzową uważał już poprzednio w lutym, że jej stan za zbyt poważny aby w czasie śmierci księcia, zezwolić na poinformowanie jej o tym fakcie". (źródło: Gazeta „The New York Times” z dnia 12 marca 1921 roku).
Zmarła na serce w 1921 roku w Doorn. Rząd niemiecki natychmiast zgodził się, by spoczęła w kryptach rodzinnych Hohenzollernów w Poczdamie. Wilhelm II zamknął wtedy na zawsze jej prywatne pokoje w Doorn i pozostały one zamknięte do 1992 roku.
Fotografia z 1914 roku
Augusta zmarła w Huis Doorn 11 kwietnia 1921 roku, a jej ciało zostało zabrane do Poczdamu w Niemczech , gdzie została pochowana w Antycznej Świątyni (Antikentempel – rokokowa rotunda w formie świątyni antycznej w zachodniej części parku Sanssouci w Poczdamie). Wilhelm mógł jej towarzyszyć podczas swojej ostatniej podróży tylko do granicy niemieckiej.
Pogrzeb Cesarzowej w Poczdamie
Antikentempel – rokokowa rotunda w formie świątyni antycznej w zachodniej części parku Sanssouci w Poczdamie. Zbudowana w latach 1768–1769 przez Karla von Gontarda na zlecenie króla Fryderyka II Wielkiego. Pierwotnie była miejscem królewskiej kolekcji sztuki antycznej oraz zbiorów monet i gemm. Od 1921 pełni funkcję rodzinnego mauzoleum dynastii Hohenzollernów.
Trumna spoczęła w Antikentempel
Antikentempel stała się miejscem ostatniego spoczynku członków rodziny Hohenzollernów. Spoczywają tu:
• Augusta Wiktoria von Schleswig-Holstein-Sonderburg-Augustenburg (ur. 22 października 1858; zm. 11 kwietnia 1921) – pierwsza żona cesarza Wilhelma II, zmarła na wygnaniu w Haus Doorn koło Utrechtu[3].
• Joachim Hohenzollern (ur. 17 grudnia 1890; zm. 18 lipca 1920) – najmłodszy syn ostatniego cesarza Niemiec Wilhelma II. Zmarł w szpitalu św. Józefa w Poczdamie na drugi dzień po próbie samobójczej. Sarkofag księcia stał pierwotnie w zakrystii Kościoła Pokoju. Do Antikentempel został przeniesiony w 1931.
• Wilhelm Friedrich Franz (ur. 4 lipca 1906; zm. 26 maja 1940) – książę Prus, najstarszy syn pretendenta do tronu księcia Wilhelma i jego żony Cecylii, wnuk cesarza Niemiec Wilhelma II. Walczył we Francji w czasie II wojny światowej. Zmarł w szpitalu polowym w Nivelles po odniesieniu ciężkich ran w walkach o Valenciennes.
• Wilhelm Eitel (ur. 7 lipca 1883; zm. 8 grudnia 1942) – syn cesarza Wilhelma II. Zmarł w swoim domu w Poczdamie, w willi Ingenheim.
• Hermina von Schönaich-Carolath (ur. 17 grudnia 1887; zm. 7 sierpnia 1947) – druga żona Wilhelma II. Zmarła wskutek niewydolności serca podczas internowania przez wojska radzieckie we Frankfurcie nad Odrą.
Antikentempel jest rotundą otoczoną dziesięcioma kolumnami w stylu toskańskim (Tholos) z przylegającym do niej kwadratowym aneksem. Średnica rotundy wynosi ok. 16 m. Wymiary aneksu to 9,40 na 9,40 m. Rotundę przykrywa kopuła, na której znajduje się latarnia z czterema owalnymi otworami okiennymi.
Ściany rotundy są wyłożone szarym marmurem śląskim. Dookoła biegnie drewniana konsola, na której stały większe rzeźby i naczynia. Nad nią na pięćdziesięciu kolejnych konsolach prezentowano antyczne popiersia. Nad drzwiami wejściowymi, w pozłacanych ramach, znajduje się relief przedstawiający cesarza Trajana na koniu.
Obok sarkofagów członków rodziny królewskiej w pomieszczeniu stoi marmurowa rzeźba przedstawiająca Cesarzową Augustę Wiktorię, wykonana w 1904 r. przez Carla Begasa dla ogrodu różanego Cesarzowej przy Nowym Pałacu.
Na ścianach latarni znajdują się wyblakłe malowidła ukazujące dżinnów w chmurach, trzymających girlandę z kwiatów. Ściany aneksu pokrywa drewniana boazeria.
Choć załamany śmiercią żony, rok później wstąpił ponownie w związek małżeński poślubiając Herminę von Reuss księżną Schönaich-Carolath, która została w ten sposób drugą i ostatnią panią na Doorn
Księżniczka Hermina von Reuss
Hermina Fryderyka Luiza Ida Reuss - urodziła się jako córka Henryka XXII Reuß ä.L., panującego księcia państewka Reuss (1852–1902) i księżniczki Idy Matyldy Schaumburg-Lippe (1852–1891), córki Adolfa I Schaumburg-Lippe i Herminy Waldeck-Pyrmont (1827–1910).
7 stycznia 1907 roku 20-letnia Hermina von Reuss wyszła za mąż za o 10 lat starszego od niej Johanna Georga Ludwika Ferdynanda Augusta von Schönaich-Carolath. Honorowym gościem weseliska był Cesarz Wilhelm II. Władca nadskakiwał pięknej pannie młodej, ale nikt się nie spodziewał, że był to początek jednego z najgłośniejszych romansów epoki.
Hermina, która urodziła się w Turyngii, bywała w podsulechowskim Trzebiechowie, gdzie mieszkał jej opiekun prawny, wuj Heinrich XXVII von Reuss. Hermina była sierotą od chwili, gdy w 1902 roku zmarł jej ojciec. Jej mąż był sąsiadem wuja - władał w pobliskim Zaborze (obecne woj. lubuskie). I jeszcze jeden szczegół ważny w tej opowieści, Johann Georg Schönaich-Carolath był zagorzałym monarchistą, a ostatni z Hohenzollernów Cesarz Wilhelm II zagorzałym ... kobieciarzem.
Hermina odebrała staranne wykształcenie, do którego należała biegła znajomość języków obcych – francuskiego i angielskiego. Ojciec sam wybierał nauczycieli dla swych pięciu córek: Emmy, Marii, Karoliny, Herminy i Idy. W mieście-stolicy niewielkiego księstwa, którego główną inicjatywą ekonomiczną pozostawał handel tekstylny, dziewczynki z czasem straciły możliwość szerszego rozwoju, zwłaszcza że Henryk zaczął przywiązywać większą wagę do ich uczestnictwa w oficjalnych uroczystościach i świętach religijnych. Jednak wyrażane ściśle przestrzeganą etykietą wizyty na dworze „urzędników, duchownych, oficerów, studentów, czy przedsiębiorców” zaowocowały po latach licznymi znajomościami. Poza samą rezydencją w Greiz Hermina spędzała dużo czasu w pałacyku myśliwskim „Ida”, gdzie ojciec wyprawiał częste polowania.
Na dworze Cesarz w sposób niemal manifestacyjny emablował panią na Zaborze. Na tyle skutecznie, że podobno piąte z dzieci Herminy i Johnna - Henrietta - było tak naprawdę owocem jej związku z Cesarzem. Schönaich-Carolath nie był ani ślepy, ani głupi. Jednak miłość do monarchy była silniejsza niż poczucie honoru. Dlatego nigdy nie podważał swojego ojcostwa Henrietty. W czasie I Wojny Światowej, Jan Jerzy von Schönaich – Carolath walczył na jej frontach. Powrócił z wojny zakażony gruźlicą i zmarł wiosną 1920 roku.
W 1920 roku Hermina, dość niespodziewanie, została wdową. Majątek ojciec przekazał pierworodnemu synowi, którego Hermina została opiekunką prawną. W tym czasie Wilhelm był już byłym Cesarzem - abdykował dwa lata wcześniej i wyjechał do Holandii. I wówczas stała się rzecz niesłychana. Schorowana Cesarzowa Augusta Wiktoria, na łożu śmierci, nakazała mężowi ponowny ożenek. I zasugerowała, że wdowa z Zaboru, księżna Carolath byłaby najlepszym wyborem. Ona także doskonale wiedziała o romansie męża. Był rok 1921. Rok później w prasie, jak byśmy to dziś powiedzieli bulwarowej, pojawiły się plotki o romansie i zaręczynach. Jednak narzeczeni strzegli swojej prywatności. Szczęśliwcem, któremu udało się sforsować mur milczenia okazał się korespondent "International News Service", który najpierw przeprowadził z Herminą wywiad w uzdrowisku w Wildbad, a później pojawił się, w dramatycznych okolicznościach, w Zaborze. Przyleciał samolotem, który rozbił się podczas lądowania. Jak chce inna wersja wydarzeń podobno katastrofa została sfingowana tylko po to, aby dotrzeć przed oblicze księżnej, która opiekowała się rannym żurnalistą. Rewelacje znalazły się wkrótce w Berliner Zeitung.
W styczniu 1922 syn księżniczki Herminy wysłał do Cesarza Wilhelma życzenia urodzinowe. Cesarz przyjął z wizytą dziecko i jego owdowiałą matkę w Doorn. Wilhelm uważał, że Hermina jest bardzo atrakcyjna i cieszyło go jej towarzystwo. Następnie 63-letni Wilhelm i 34-letnia Hermina wzięli ślub 9 listopada 1922 roku, w holenderskim miasteczku Doorn, Hermina została małżonką byłego Cesarza.
Po ślubie (źródło: Archiwum Herminy von Reuss)
Zielonogórski historyk, Jerzy Piotr Majchrzak, przewertował gazety z tamtej epoki. W prasie zielonogórskiej ukazały się rozmowy z mieszkańcami okolicy, w których dziennikarze wydobyć próbowali rozmaite pikantne szczegóły pierwszego małżeństwa nowej żony Cesarza. A w holenderskim piśmie dla kobiet ukazał się artykuł przedstawiający Wilhelma II jako ogrodnika i drwala, a Herminę jako idealną żonę kultywująca pamięć po swojej poprzedniczce. Trudno dziś jednoznacznie stwierdzić, na ile uwagi Herminy dotyczące jej wczesnego zainteresowania osobą Wilhelma II pozostawały prawdziwe. W 1928 roku, czyli z chwilą opublikowania jej pamiętników Days in Doorn, podała w nich, że jego postać już w okresie młodzieńczym stanowiła dla niej egzemplifikację władcy i Hermina pozostawała pod urokiem Cesarza.
Jednak dzieci Wilhelma II nie przepadały za macochą i odmawiały tytułowania jej "Cesarzową", dodając, że przecież wyszła za mąż za eks Cesarza. Małżeństwo było udane, trwało 28 lat, do śmierci Cesarza. Para nie miała dzieci, ale w 1940 roku najmłodsza córka Herminy poślubiła wnuka Cesarza.
Hermine 1940 rok
Hermina w Zaborze
Do Zaboru powróciła w czerwcu 1941 roku, już po śmierci Wilhelma. Jej trzej synowie, oficerowie Wehrmachtu, służyli na froncie wschodnim. W 1943 r. na froncie wschodnim ginie syn Herminy z pierwszego małżeństwa. Zabili go radzieccy jeńcy, których miał zadanie konwojować (było ich około trzydziestu). W literaturze przedmiotu podkreśla się, że Cesarz Wilhelm II odrzucił współpracę z Hitlerem, natomiast Hermina pozostawała pod pewnym wpływem idei narodowego socjalizmu.
Mimo że miała opinię zwolenniczki Hitlera jej wojenne życie w Zaborze było pełne problemów natury politycznej. Bogate kontakty z arystokratami na całym świecie i tytuł "Cesarzowej", którym wszyscy ją obdarzali, irytował władze. Stąd jej korespondencja była cenzurowana, a goście musieli uzyskać specjalną zgodę na widzenie. Samotna i chora niemal nie opuszczała pałacu. Pod koniec stycznia 1945 roku, schorowana już księżna podejmuje nieudaną próbę ewakuacji, ale przygotowanymi wcześniej samochodami, które miały przewieźć Herminę i cenne ruchomości, ucieka jej lekarz, ratując własny dobytek.
Cesarzowa Hermina (źródło: Archiwum Herminy von Reuss)
W połowie lutego na dziedziniec przed rezydencją wjechali radzieccy żołnierze.. Ze względu na osobę gospodyni żandarmeria nie dopuściła do grabieży i gwałtów. Najpierw trafiła do sulechowskiego szpitala, a później zamieszkała w willi na przedmieściach Frankfurtu nad Odrą. Zmarła w samotności i biedzie 12 sierpnia 1947 roku. Miała 60 lat. Według innych relacji - głównie niemieckich - Cesarzowa dostała się do rosyjskiego obozu jenieckiego, gdzie umarła z wycieńczenia. Po latach pochowano ją w Poczdamie w rodzinnym grobie Hohenzollernów. Pałac w Zaborze ocalał ze zniszczeń, ale nie ustrzegł się szabrowników. Rozkradziono wszystko: obrazy, księgozbiór, dywany, meble. Być może część dóbr zatopiono w pobliskim jeziorze, jeszcze przed wkroczeniem Sowietów. W 1971 roku, odnaleziono prywatne archiwum Herminy w domu sołtysa pobliskiej wsi Dąbrowa! (źródło: Gazeta Lubuska)
Zamek w Zaborze
ZABÓR /Saabor,Fursteneich/ - wieś gminna położona w powiecie zielonogórskim. Wieś wzmiankowana w 1306 roku, w 1556 roku otrzymała prawa miejskie. W 1448 roku jako posiadacz ziemski wymieniany jest Hantsche Heinze von Kottwitz. W 1453 roku w Zaborze wymieniana jest rodzina von Tschammer, która w 1453 roku była w posiadaniu Kuźnicy Głogowskiej, a w 1482 roku Milska, w 1553 roku Łaz. W 1488 roku wymieniany jest Nicolaus Tschambor/Tschammer?/. W 1556 wzmiankowany Matthias von Tschammer. W roku 1585 wspomina się także o Aleksandrze von Kittlitz i Christophie von Dyhern z Mirocina Dolnego. W 1585 roku dochodzi do zajęcia majątku rodu von Tschammer. W 1588 roku Zabor zakupił Melchior von Dyhern z Chełmka, ożeniony z Ursulą von Buckersdorff z Przytoku. Po jego śmierci dobra dziedziczy jego syn Christoph von Dyhern, który w 1604 roku zaślubia Annę von Stentzsch z Przytoku. W 1608 roku został zamordowany w Zaborze. Wdowa po nim ponownie wychodzi za maż i jako Pani von Unruh sprawuje opiekę nad nieletnim synem, Joachimem Friedrichem. Po Joachimie Friedrichu von Dyhern w 1646 roku majątek przechodzi na jego jedyną córkę, już wtedy wdowę, Annę Marię hrabinę von Hartenberg. Posiadała Zabór w latach 1646-1651. Ma to miejsce w czasie trwania wojny trzydziestoletniej. Po jej śmierci Zaborem zarządzali jej kuzyni, bracia Georg Gottard von Dyhern z Mirocina Górnego i Johann Melchior von Dyhern z Chełmka. W 1651 roku dobra zakupił baron Maximilian Stredele von Montani. Z powodu bankructwa barona w latach 1662-1665 dobra administrowane są przez zarządcę królewskiego Geroga Ernsta Pfister. W1665 roku Zabór zakupił Joachim Friedrich baron von Blumenthal, główny komisarz wojenny przy dworze cesarskim. W 1671 roku rok po śmierci ojca syn sprzedał Zabór Heinrichowi Johannowi von Dünnewald, baronowi von Nybelhorst und Stengelohn, późniejszemu hrabiemu, cesarskiemu generałowi kawalerii, zasłużonemu w wojnach z Turkami, który był szwagrem Joachima Friedricha, ożenionym z jego siostrą Kathariną Elisabeth baronówną von Blumenthal. Z oblężenia w Wiedniu uratowała go odsiecz Jana III Sobieskiego. Z wojen tureckich powrócił generał z bogatymi łupami i jeńcem, pewnym bogatym paszą tureckim, którego więził tak długo, aż otrzymał wysoki okup, podobno dziesięć kwart złotych dukatów. Pieniądze te wykorzystał na rozbudowę zamku i powiększenie dominium zaborskiego. Dobra Zabór zostały mu przekazane przez dwór cesarski w Wiedniu z prawem dziedziczenia w 1677 roku. Dzięki jego staraniom w 1677 roku przystąpiono do budowy pałacu na miejscu wcześniejszego drewnianego zamku uprzednio spalonego. Po jego śmierci w 1691 roku dobra przejęli jego dwaj synowie Franz Karol, zmarły w 1693 roku i Ludwig, który samodzielnym dziedzicem Zaboru został po śmierci brata. Po jego bezpotomnej śmierci w 1718 roku Zabór przeszedł w ręce Cesarza Karola VI, następnie od 1720 roku w posiadaniu kanclerza Philippa Ludwiga hrabiego von Sinzendorff. W 1726 roku Zabór odkupił Franz Anton hrabia von Pachta. W 1744 roku Zabór nabył Fryderyk August hrabia von Cosel, syn króla i elektora saskiego Augusta Mocnego i hrabiny A.K. von Cosel. Z nim wiąże się odbudowa i rozbudowa rezydencji po pożarze w 1745 roku. Po jego śmierci w 1770 roku majątek przejął jego syn Gustaw Ernst. W 1781 roku Zabór przeszedł w ręce hrabiego von Schlabrendorff a już w 1783 roku sprzedaje Zabór księciu Friedrichowi Johannowi Carlowi von Schӧnaich-Carolath-Beuthen. W 1791 roku po śmierci księcia Friedricha Zabór posiadłość odziedziczył syn księcia, Christian Ernst August Ferdinand Schӧnaich-Carolath. W 1805 roku Zabór przechodzi w ręce małoletniego bratanka księcia Friedricha Wilhelma Carla von Schӧnaich-Carolath, a w 1859 roku jego syna księcia Ferdinanda Heinricha Erdmanna. W 1893 roku Zabór odziedziczył Georg książę Schӧnaich-Carolath. W 1912 roku Zabór należał do księcia Johanna Georga von Schӧnaich, ożenionego z Hermine Fryderyką Luizą Idą księżniczką von Reuss-Greiz. W 1920 roku umiera książę Georg. Hermine w 1922 roku wychodzi za mąż za Cesarza Wilhelma II. Po śmierci Cesarza w 1941 roku powraca do Zaboru. W swojej rezydencji zgromadziła okazałą bibliotekę, na którą składały się głównie książki beletrystyczne oraz popularnonaukowe, głównie z dziedziny historii i historii sztuki. Prawdopodobnie w 1941 roku w ramach zabezpieczania zbiorów bibliotecznych Berlina została przywieziona część księgozbioru słynnej „Berlinki”. Od wiosny 1945 roku prawdopodobnie do 1947 roku stacjonowały w zamku wojska radzieckie. Sama Cesarzowa, schorowana, była pod opieką okupantów prawdopodobnie do jesieni 1945 roku. Po wyleczeniu w szpitalu wojskowym Rosjanie przewieźli ją do Frankfurtu nad Odrą i przekazali do jej dyspozycji willę, w której spędziła ostatnie lata życia.
Zabor zamek i park
W tym okresie życie Wilhelma II w Doorn ustabilizowało się. Poranek rozpoczynał się od śniadania w gronie rodziny (Herminia i jej dzieci z pierwszego małżeństwa) oraz adiutanta. Po śniadaniu Wilhelm II gromadził domowników i służbę na krótkie czytanie Biblii i modlitwę, po czym przyjmował gości. Popołudnie mijało na odpisywaniu na listy, lekturę. Następnie podawano herbatę, którą Wilhelm II jako najstarszy wnuk królowej Wiktorii wprost uwielbiał – podobno pierwszą rzecz, o jaką poprosił po przybyciu do Holandii była „filiżanka porządnej angielskiej herbaty”. W zamku znajduje się serwis Wedgewood, który podarowała mu babka królowa Wiktoria z okazji jego ślubu z ‘Dolly’.
Ponieważ na wygnaniu nie mógł oddawać się swej największej pasji - łowiectwu, przedpołudniami piłował drzewo. W tej dziedzinie także lubił być najlepszym, więc stale ustanawiał nowe rekordy. 30 października 1919 r. hrabina Elżbieta Bentinek zanotowała: „Cesarz ściął dziś jedenastotysięczne drzewo”, 12 listopada było ich już dwanaście tysięcy.
Podczas swoich lat na wygnaniu pozwolono mu swobodnie podróżować w promieniu 15 mil od jego domu, ale dalsze podróże wymagały uprzedniego powiadomienia urzędnika samorządu lokalnego. Ponieważ nie lubił kłaniać się drobnemu urzędnikowi, rzadko podróżował poza "wolną" granicę. Dawny Cesarz regularnie ćwiczył, wycinając wiele drzew, rozdzielając kłody na stosy drewna opałowego, tym samym odsłaniając dojrzewający krajobraz. Dlatego został nazwany przez swoich wrogów "The Woodchopper of Doorn" (Drwal z Doorn).
Cesarz nie tylko ścinał drzewa. Z upodobaniem sadził też nowe. Były to przede wszystkim dęby. Ponoć prezentem sprawiającym mu największą przyjemność było nowe drzewko. Każdy z prezentów nosił imię darczyńcy. Cesarz miał mawiać: „gdy idę przez ogród, znajduję wielką przyjemność w dotykaniu drzew i krzewów, które dostałem w prezencie. Czuję się wtedy tak, jakbym ściskał dłoń tego, kto mi je podarował”. W niedzielę cały zamek udawał się na nabożeństwo do pobliskiego urokliwego kościółka, gdzie Wilhelm II śpiewał tubalnym i wyraźnym głosem niemieckie Psalmy z pamięci, ku irytacji holenderskich wiernych.
Z upływem lat paradoksalnie liczba gości powoli się zwiększała, szczególnie, że zacierały się w pamięci okropieństwa Wielkiej Wojny. Odwiedzali go niemieccy monarchiści, generałowie, członkowie holenderskiej rodziny królewskiej, z ważnym wyjątkiem: królowa Wilhelmina odmówiła odwiedzenia go w Doorn. Nigdy nie odwiedził go też ktoś z brytyjskich kuzynów. Romanowowie, którzy pamiętali, że bezskutecznie usiłował wydostać z bolszewickiego piekła rodzinę carską, nie mieli takich zahamowań i jego wnuk Ludwik Ferdynand von Hohenzollern (1907-1994), głowa rodziny, poślubił właśnie na zamku w Doorn wielką księżną Kirę Kiryłownę Romanową w 1938 roku. Podobno z okazji ślubu był to ostatni zjazd koronowanych głów ówczesnej Europyy.
Ślub Ludwika Ferdynanda von Hohenzollern z Kirą Kiryłowną Romanową w Doorn
Chociaż jego żona Hermina łudziła się, że Hitler przywróci monarchię, to Wilhelm II miał więcej zdrowego rozsądku. Gdy Hitler napadł na Holandię, Wilhelm II wycofał się z życia publicznego i zaprzestał przyjmowania gości, w szczególności niemieckich generałów. Przestał także pokazywać się w kościele by nie drażnić mieszkańców Doorn i sam odprawiał domowe nabożeństwa w zamku. Przez całe lata ciążył na nim dość oszczędny telegram gratulacyjny do Hitlera, z okazji zdobycia Paryża. Niedawno okazało się, że telegramu nigdy nie wysłał, pomimo błagań żony Herminy. Zrobił to na własną odpowiedzialność bez jego zgody zarządca dóbr. Rodzina Hohenzollernów zachowała znamienny dystans do faszystów, a wspomniany wyżej wnuk Cesarza był zamieszany w spisek przeciw Hitlerowi.
Cesarz i Cesarzowa Hermine w Doorn
Cesarz Wilhelm II, Kronprinz Wilhelm i syn Kronprinza czyli wnuk Cesarza o imieniu Wilhelm w Doorn
Doorn 1938 r.
Schorowany Wilhelm II umarł spokojnie w czerwcu 1941 roku. Na łożu śmieci wyraźnie zastrzegł, że nie życzy sobie by na jego pogrzebie eksponowano jakiekolwiek insygnia III Rzeszy. Życzenia te zignorowano i ku oburzeniu rodziny trumnę „przybrano” obrzydliwą flagą ze swastyką. Naczelnymi żałobnikami byli generał von Mackensen oraz (były) następca tronu Bawarii książę Rudolf von Wittelsbach. Na wyraźne życzenie rodzinny musiano uszanować inne polecenie zmarłego, a mianowicie, by pochowano go w Doorn. Do Niemiec jego ciało może wrócić dopiero po restauracji monarchii.
Cesarz bardzo lubił psy. Najbardziej ukochał jednak jamniki. Zabierał je nie tylko na polowania ale też w podróże swoim jachtem.
Ulubieńcami Cesarza były trzy jamniki: Hexe, Erdmann, Dachs. Zabierał je ze sobą do drewnianego pałacyku myśliwskiego w Romintach w puszczy Romnickiej, gdzie z upodobaniem polował. Lubił patrzeć, jak jamniki wybiegały z królewskich komnat, jak oszalałe biegły po schodach z głośnym ujadaniem, by powitać pana nadjeżdżającego wraz z nowym trofeum myśliwskim w postaci kolejnego kapitalnego rogacza.
Pięć z ukochanych jamników Wilhelma, już w Doorn, zostało pochowanych w parku. Jest tam tabliczka poświęcona pamięci psa "Senta", który był ulubieńcem Wilhelma i zmarł w 1927 roku w wieku 20 lat.
Azyl Wilhelma w Niderlandach opierał się na więziach rodzinnych z królową Wilhelminą, która jak twierdzą niektórzy, wstydziła się jego oświadczeń politycznych. W rzeczywistości Wilhelm rzadko mówił publicznie na emigracji, chociaż istnieje nagrany wywiad z 1931 roku. Ujawnia w nim antysemickie poglądy, które Wilhelm II jednak posiadał.
Wilhelm II zmarł z powodu zatoru płucnego w Huis Doorn w dniu 4 czerwca 1941 r., Gdy niemieccy żołnierze trzymali straż przy bramie jego posiadłości. Został pochowany w małym mauzoleum w parku.
(Źródło: KSIĘGA CESARSKA JERZY ZASKIEWICZ - Księga Cesarska i Moje wędrówki)
Wraz z jego śmiercią skończył się de facto niemiecki okres zamku w Doorn. Zamek w Doorn skonfiskowano po 1945 roku jako własność poniemiecką i utworzono w nim muzeum. W latach sześćdziesiątych zeszłego wieku burmistrz Doorn wyraził zgodę, by rodzina Hohenzollernów odzyskała część najbardziej osobistych pamiątek po Kajzerze. Huis Doorn otworzył swoje podwoje jako muzeum w 1956 roku. Był dokładnie taki, jak Wilhelm II go urządził, z pięknymi komodami, gobelinami, obrazami niemieckich malarzy dworskich, porcelanami i srebrem. W wyposażeniu znajdują się również kolekcje tabakier i zegarków Wilhelma II należące kiedyś do Fryderyka Wielkiego .
W czerwcu każdego roku oddany zespół niemieckich monarchistów wciąż przybywa, aby złożyć wyrazy szacunku i składają wieńce, w towarzystwie marszerów w mundurach z epoki i przedstawicieli współczesnych organizacji monarchistycznych. Dziś zamek Doorn jest centrum pielgrzymek niemieckich monarchistów.
Jeszcze jedna ciekawostka: z dzieci Wilhelma II najdłużej żyła jego jedyna i piękna córka Wiktoria Luzia (1892-1980), której ślub z księciem Hanoweru w 1913 roku był ostatnim zjazdem europejskich monarchów przed Wielką Wojną. Jej córka Fryderyka von Hanover jeszcze za życia Kajzera (1938) wyszła za mąż za następcę tronu Grecji Pawła i została w 1947 roku królową Grecji. Jej z kolei córka to królowa Hiszpanii Zofia. To obecnie jedyna koronowana głowa wśród potomków Wilhelma II”.
Na gazonie przed zamkiem w Doorn stoi wielkie popiersie ostatniego lokatora, Cesarza Wilhelma II. Człowieka, który stracił imperium, budowane przez jego przodków od XV wieku. Na stronie internetowej http://www.huisdoorn.nl można obejrzeć rezydencję w Doorn i krótkie filmiki z Wilhelmem II.
Doorn - 1925 r.
Mauzoleum Huis Doorn
Orzeł cesarski przed Mauzoleum
Wilhelm II zmarł 4 czerwca 1941 roku w wieku 82 lat. Do pochówku, zgodnie z wcześniejszym życzeniem, ubrano go w mundur generalski. Tak, jakby chciał, by śmierć nadała mu więcej godności i wielkości, której nie posiadał w oczach świata za życia. Być może w ostatnich chwilach, gdy wybierał treść epitafium, był tej wielkości, przez swą skromność, bliższy niż kiedykolwiek wcześniej. Naczelnymi żałobnikami byli generał August von Mackensen oraz (były) następca tronu Bawarii książę Rudolf von Wittelsbach.
Pogrzeb Wilhelma II
„Nie chwalcie mnie, bowiem nie potrzeba mi pochwał;
Nie sławcie mnie, bowiem nie potrzeba mi sławy;
Nie sądźcie mnie, bowiem zostanę osądzony”.
Zbieram ciekawostki o życiu Cesarza. Mimo wielu dziwactw na pewno był człowiekiem nietuzinkowym. W 2013 r. napisał do mnie Pan Tomasz Krawczyk, który mieszka w Zawadzkiem i przesłał mi dane o kapeluszach myśliwskich Cesarza. Na fotografiach często widujemy monarchę w specyficznym nakryciu głowy.
Kapelusz Wilhelma II, typu Homburg, był koloru zielonego. Wyprodukował go Johann Georg Möckel pochodzący z Bad Homburg. Fabryka Möckel została założona w 1806 roku. Kapelusz Wilhelma był inspiracją dla kapelusza króla Anglii Edwarda VII.
Na zdjęciu Cesarz i następca tronu przyszły król Anglii Edward VII. Edward był niezłym hulaką i zarazem kuzynem Wilhelma II. Zdjęcie pochodzi z 1882 roku, z wizyty Wilhelma jeszcze jako następcy tronu.
Malarze Wilhelma II - Związki Wilhelma II z Julianem Fałatem i Wojciechem Kossakiem.
Julian Fałat
Julian Fałat (ur. 30 lipca 1853 w Tuligłowach, zm. 9 lipca 1929 w Bystrej) – polski malarz, jeden z najwybitniejszych polskich akwarelistów, przedstawiciel realizmu i impresjonistycznego pejzażu; w latach 1895–1909 rektor Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie.
Julian Fałat autoportret "W pracowni"
Nazwisko Juliana Fałata wymieniane jest dziś jednym tchem wśród nazwisk czołowych przedstawicieli nowoczesnego malarstwa polskiego przełomu XIX i XX wieku. Miano najlepszego naszego akwarelisty przylgnęło doń już w czasach pełnego rozkwitu jego artystycznej twórczości, zarówno ze względu na zachwyt krytyki, jak i zainteresowanie, jakim jego prace cieszyły się wśród koneserów, do których należał sam Cesarz Wilhelm II.
To Fałatowi zawdzięcza sztuka polska stworzenie swoistego kanonu malowania scen polowań na grubego zwierza, a nade wszystko – śnieżnych pejzaży, przedstawianych o różnych porach dnia, w odmiennym oświetleniu i kadrażu. Jemu w końcu, krakowska Szkoła Sztuk Pięknych zawdzięcza reformy wnoszące powiew modernizmu w mury skostniałej instytucji rządzonej dotychczas przez Matejkę.
Drogę na szczyt artystycznego Parnasu miał jednak Fałat wyboistą. Jako syn wiejskiego organisty, krnąbrny młodzieniec stroniący od szkolnej edukacji, kilkukrotnie porzucał szkolne ławy, uciekając w rodzinne strony: ku polom, lasom i łąkom, których piękno od najmłodszych lat podziwiał i chłonął, rozbudzając w sobie malarską wyobraźnię. Ostatecznie trafił do przemyskiego gimnazjum, którego nie ukończył – zaznajomiony z podstawami rysunku i malarstwa pojął, że to sztuce chce się całkowicie poświęcić. W roku 1869 przyjęty został w poczet adeptów krakowskiej Szkoły Sztuk Pięknych. Nie znalazł tam jednak zrozumienia dla swego talentu, a wielka bieda zmusiła go do porzucenia marzeń o dalszej artystycznej edukacji. Przyjął posadę rysownika u doktora Stanisława Krzyżanowskiego, z którym podróżował, poznając Wołyń, Podole i Ukrainę. Następnie rysował dla architekta odeskiego, Feliksa Gąsiorowskiego. To za jego namową wyjechał do Zurychu, by podjąć studia na tamtejszej politechnice. Wkrótce jednak porzucił Szwajcarię dla Monachium, by jeszcze w tym samym – 1874 roku – doń powrócić i zatrudnić się jako rysownik przy budowie kolei żelaznej. Przez cały ten okres trenował też oko i rękę w tematach rodzajowych. W swych Pamiętnikach wspominał: „Rysuję i maluję wszystko: krowy, kozy, góry i moich przyjaciół starszych i młodszych. […] Podczas pracy na linii zapełniam moje notatki techniczne rysunkami zupełnie nietechnicznymi. […] Gdy wszyscy wypoczywają, ja najczęściej maluję akwarelą”.
Zapał do malarstwa nie przygasł i gdy tylko nadarzyła się ku temu sposobność – a był to rok 1875 – podjął Fałat studia na monachijskiej Królewskiej Akademii Sztuki. Wytrwała praca zaczęła przynosić efekty – był doceniany przez profesorów, jego rysunki ilustrowały prasę niemiecka i polską, wystawiał w Zachęcie, a krytyka dostrzegała jego talent. Studia ukończył w 1880 roku z brązowym medalem Bawarskiej Akademii. Następnie na stałe osiadł w Warszawie, niespokojny duch artysty nie pozwolił mu jednak na spoczynek – gnany z miejsca na miejsce poznawał świat i poszukiwał podniet dla swej sztuki. Udał się do Włoch, odwiedził Paryż, podróżował do Hiszpanii, a w roku 1885 na zaproszenie i w towarzystwie Edwarda Simmlera wyruszył w podróż dookoła świata. To wówczas poznał Japonię – kraj, którego tradycja artystyczna odegrała niezwykle ważną rolę w rozwoju nowoczesnej sztuki europejskiej, tak pod względem tematyki dzieł, jak i techniki ich wykonania, co nie przeszło bez echa także w twórczości Fałata. Po ponad rocznej nieobecności powraca do kraju. W roku 1886 ma miejsce kolejny ważne dla Fałata wydarzenie – polowanie w Nieświeżu, majątku Radziwiłłów, w którym uczestniczył książę Wilhelm Pruski – późniejszy Cesarz Wilhelm II. Miało to niebagatelny wpływ na artystę, gdyż jak sam pisał: „Wróciłem do Warszawy innym artystą. […] Arystokracja i plutokracja zaczęła mnie zapraszać do siebie i traktować jak artystę z „bożej łaski” – tym bardziej, że dzienniki w opisach polowania cytowały mnie jako artystę-malarza, zaproszonego do uczestnictwa w łowach”.
Od tego momentu aż do końca XIX wieku, Fałat był co corocznie zapraszany przez Urząd Naczelnego Marszałka Dworu do udziału w cesarskich polowaniach w Schorfheide i tworzył tam, uwieczniając szczególne momenty polowań z podchodu, znaczące dzieła artystyczne. W 1898 roku, w zastępstwie innego malarza dworskiego Friese, przebywał także w Romintach. Przy okazji tego wyjazdu, w drodze powrotnej, Fałat towarzyszył Cesarzowi także podczas jego wizyty w e Wrzeszczu (Langfuhr) i w Malborku. Wilhelm II miał trzech malarzy, którzy byli jakby przypisani swojej domenie: malarz Marynista Salzman, który uwieczniał podróże po Morzu Północnym, Richard Friese malował polowania w Rominten i Julian Fałat towarzyszący Cesarzowi w polowaniach w Hubertusstock, Ponieważ Wilhelm II był przeciwny każdemu modernistycznemu malarstwu, a Fałat wprowadzał pewne akcenty impresjonistyczne, dochodziło często do twardych sporów w węższym gronie, z udziałem obecnych przy tym gości. Przy takich okazjach Cesarz niekiedy nazywał Fałata „walecznym”, gdyż Fałat zazwyczaj trwał przy swoich artystycznych poglądach. Na cesarskim dworze przyldnęła nawet do niego ksywa "Das streitsüchtige Ungeheur" - kłótliwa bestia.
Z drugiej strony Cesarz był nieczuły wobec głupawych zarzutów niektórych dworaków. Gdy któryś z nich, na widok projektu Fałata dla dużego obrazu z motywem monarchy, który w pobliżu tarzawiska jelenia leży na ziemi, zauważył: „Niestosownym jest malowanie Jego Wysokości w takiej sytuacji”, Cesarz polecił natychmiastowe przedstawienie mu obrazu. Nie odniósł się do w/w uwagi dworaka, lecz powiedział malarzowi jedynie: „Jeżeli pan sobie życzy, to mogę panu natychmiast pozować, siedząc lub leżąc”. Fałat odpowiedział jednak, że nie jest to konieczne. Gdy Wilhelm II kilka dni później rzeczywiście leżał ukryty za niewielkim pagórkiem kryjącym go przed jeleniem, przywołano pośpiesznie Fałata i mógł on, ostrożnie się zbliżając, sprawdzić swój wymyślony motyw w rzeczywistości. Jego Wysokość szepnął do niego: „teraz może pan spokojnie dokończyć swój obraz i powiedzieć wszystkim ludziom, że Cesarz wszystkich Niemców może na polowaniu leżeć także na ziemi”.
Obraz ilustrujący powyższe zdarzenie
Obraz J. Fałata z 1893 r. Wilhelm II na polowaniu; Cesarz Wilhelm II na polowaniu w Hubertusstock; Polowanie na jelenia Kaiser Wilhelm II auf der Jagd in Hubertusstock
Zatem Fałat nie pozwalał narzucać sobie żadnych tematów, lecz wybierał swobodnie swoje motywy. Cesarzowi pozostawała jedynie decyzja, czy zechce zakupić obraz czy nie. Z biegiem lat przeszło w jego posiadanie kilka dużych obrazów, często w nawiązaniu do polowań, wiele akwareli i innych drobnych prac. Za silne zawodowe poparcie i dobre, przyjazne traktowanie, polski malarz był wdzięczny niemieckiemu Cesarzowi przez całe swoje życie Pomijając obu wybitnych artystów, Friese’go i Fałata, miał Wilhelm II niewiele osobistych stosunków ze sztuką związaną z łowiectwem, chociaż wzbudzała ona jego zainteresowanie.
"Polowanie w Nieświeżu" - ( olej na płótnie 1891 r., 83 x 166 cm)
"Odpoczynek po polowaniu w Nieświeżu" - Julian Fałat
Z uwagi na to, że Julian Fałat uczestniczył w polowaniu w Nieświeżu warto przedstawić jego opis zawarty w książce Andreasa Gautschi pt. „Wilhelm II a łowiectwo …”.
„Niewątpliwie polowanie na niedźwiedzie w dniach 15 - 17 lutego 1886 r. we włościach księcia Antoniego Radziwiłła pozostało w pamięci Cesarza jako najbardziej zasługujące na zapamiętanie. Następca Tronu Wilhelm był tam gościem Księcia Antoniego Radziwiłła (1833 – 1904)., byłego generalnego adiutanta Wilhelma I. Książę Antoni, wg opisu jego wnuka, był wysokim i grubym mężczyzną. Pomimo swego szerokiego, polskiego oblicza, był zatwardziałym prusakiem. Mówili o nim, że był najbardziej pruskim Polakiem, który kiedykolwiek istniał, przy tym zawsze wesołym i dobrotliwym, umiał się cieszyć nawet swoimi przegranymi – co można przeczytać we wspomnieniach Cesarza.
"Książę Antoni Wilhelm Radziwiłł na polowaniu" - Julian Fałat
Książę Antoni z upolowanym łosiem
Julian Fałat wspominał: "12 lutego 1886 rozpoczęła się łowiecka podróż przez Warszawę do Nieświeża, starego, otoczonego potężnymi, ziemnymi bastionami zamku księcia Radziwiłła w guberni Mińskowskiej. W Baranowiczach przesiedliśmy się do sanek, w których, otuleni futrami niedźwiedzimi w zaciągniętych budach, byliśmy dobrze ukryci. Jazda wiodła przez odludną i beznadziejnie smutną okolicę, pokrytą metrową pokrywą śnieżną – jak wspominał później Cesarz - ”Po drodze, która wg naszych pojęć była tylko wygonem z dwoma koleinami, a jako droga zaznaczona była jedynie stojącymi z obu stron brzozami”. Te brzozowe aleje w całej Rosji nakazała sadzić Caryca Katarzyna, a przy czym przed ich wycięciem chroniło je zagrożenie karą śmierci. Były one bardzo pożyteczne, gdyż pokryty śniegiem krajobraz, zwłaszcza w ciemności, nie dawał żadnych możliwości orientacyjnych.
"Na drodze do Nieświeża" - Julian Fałat
Dalszym etapem podróży do siedliska niedźwiedzi była posiadłość Radziwiłłmonty, które należało do wielkich dóbr i składało się z dwóch podłużnych, jednopiętrowych, drewnianych budowli".
Dwór w Radziwiłłmonty - początek XX wieku
"Dopiero następnego dnia dotarliśmy do Deniskowic, z otoczonym zaroślami, zwyczajnym domem z bierwion. Panował srogi mróz, około minus 20 stopni. Podczas pierwszego pędzenia w łowisku Deniskowice, Książę Wilhelm stał na przejściu, którym prawdopodobnie miał przyjść niedźwiedź. Z lewej i prawej strony, w pewnej odległości, ustawili się książęta, Antoni i Maciej Radziwiłłowie. Wilhelm, przyzwyczajony do tego, że zawsze pierwszy dochodził do strzału, był nieco zdziwiony, że jego sąsiad Maciej Radziwiłł zdołał przed nim odstrzelić niedźwiedzia. Przy tej, nieco niezręcznej sytuacji, podczas oglądania niewielkiego niedźwiedzia, Książę Maciej uratował nastrój, mówiąc: „Monsieur, les petits ours sont pour moi, les grands pour Voetre Altesse”. Starszy łowczy przetłumaczył, że cała mitręga Jego Wysokości nie opłacałaby się dla takiego skromnego niedźwiedzia i obiecał, że będzie jeszcze więcej bardzo mocnych i większych niedźwiedzi. Wskutek czego mina Cesarza znacznie poweselała. Całkowity pokot Wilhelma, po trwającym niewiele dni polowaniu, składał się z dwóch mocnych niedźwiedzi, jednego słabszego oraz jednego łosia. Poza tym zapakowano do bagaży księcia, dwa żywe, młode niedźwiadki”.
Wilhelm II polował w Nieświeżu tylko kilka dni ale polowanie na niedźwiedzie trwało dalej, jeszcze przez trzy tygodnie, i było to ostatnie takie Radziwiłłowskie polowanie na niedźwiedzie. Padło ich wtedy, oprócz cesarskich niedźwiedzi i jednego strzelonego przez cesarskiego adiutanta - majora Krogsika, aż jedenaście i cztery tzw. piastuny (roczne niedźwiadki) oraz złapano kilka tegorocznych, żywych niedźwiadków. Opis polowania na niedźwiedzie i cały pobyt w posiadłości Radziwiłłów malarz opisał w swoich "Pamiętnikach". Artysta wspomina także wystawność uczt Radziwiłłowskich, zwłaszcza smak stuletniej "starki" czyli nalewki, którą czczono myśliwskie sukcesy oraz smak zakąsek typych dla tych stron: kawioru i wędzonych ryb.
"Psiarnia w Nieświeżu" - J. Fałat
"Polowanie na niedźwiedzia" - 1888 rok
"Książę Wilhelm Pruski podchodzi do pierwszego upolowanego niedźwiedzia' - akwarela J. Fałata z "Pamiętników" malarza
"Po polowaniu na niedźwiedzie w Nieświeżu" - 1886 r.
Julian Fałat -" Scena z polowania w Nieświeżu"
Słynne polowanie dało Fałatowi wieloletni i wiodący zasób motywów. Rozbudowane kompozycje figuralne ukazujące sceny myśliwskie z polowania u Radziwiłłów stały się wyróżnikiem jego sztuki. Z wielkim wyczuciem myśliwskiego świata i ogromną wrażliwością na piękno krajobrazu namalował takie płótna jak „Oszczepnicy”, „Powrót z polowania z niedźwiedziem”, „Polowanie na niedźwiedzia”, „Powrót z polowania na saniach”, „Krajobraz z łosiami”, „Polowanie – nagonka, przeprawa przez roztopy”, „Łoś, Powrót z polowania z łosiem”. Otrzymany przez Fałata tytuł Hofmalera, czyli nadwornego myśliwskiego malarza cesarskiego dworu, którym został w 1888 r., umożliwił mu wystawianie swych akwarel i obrazów olejnych o tematyce łowieckiej zarówno w Berlinie, Monachium i Dreźnie, jak i w Krakowie.
W polowaniu, zorganizowanym z wielkim rozmachem brało udział wiele dziesiątek naganiaczy, podróżowano sankami. Każdy z myśliwych miał swoje sanie i woźnicę. Na poniższym obrazie "Oszczepnicy" to postaci, których pierwowzorem byli strażnicy niedźwiedzich mateczników w dobrach Radziwiłłów.
"Oszczepnicy" - 1890 r. - (na podstawie wyglądu niedźwiedźników księcia Antoniego Radziwiłła: Stiepana Czornego, Hubczyka i Oreszko)
W tym okresie, w malarstwie Fałata, zaczęły się pojawiać sceny myśliwskie. Do bardziej znanych należą właśnie "Oszczepnicy" z 1890 r. i "Powrót z polowania na niedźwiedzia" z 1892 r. Malował zwierzęta - jelenie, sarny, a od 1891 r. także łosie. Jest autorem zimowego pejzażu w panoramie "Berezyna", który w 1907 r. Kossakowie pocięli na części.
J. Fałat "Powrót z polowania na niedźwiedzia"
J. Fałat "Powrót z polowania"
Julian Fałat "Polowanie cesarskie"
Julian Fałat "Polowanie w Hubertusstock" - 1899 r.
Julian Fałat "Po polowaniu w Hubertusstock" - 1898 r.
Fragment powyższego obrazu - Wilhelm II i Julian Fałat
"Przy stole w Hubertusstock" - 1899 r.
"Cesarz Wilhelm i cesarzowa Augusta w pałacyku myśliwskim w Hubertusstock"
Akwarela, papier, 30 x 52 cm, sygn. l.d.: Hubertusstock 94/ Julian Fałat.
Julian Fałat "Cesarz na stanowisku"
Julian Fałat "Nagonka" - 1887 r.
Julian Fałat (1853-1929)- "Portret Ryszarda Wilhelma von Dohna, Łowczego Dworu Cesarza Wilhelma II" - 1899 akwarela, papier, 31,5 x 26 cm,
W 1895 roku Julian Fałat objął stanowisko dyrektora krakowskiej Szkoły Sztuk Pięknych i zakończył swój dziesięcioletni pobyt na cesarskim dworze. Bywał jednak sporadycznie, na zaproszenia Cesarza, na polowaniach i zawsze bardzo dobrze się wyrażał o Wilhelmie II.
"Myśliwy z głuszcami" - 1891 r.
"Jelenie" - 1909 r.
Julian Fałat - "Upolowany niedźwiedź na saniach" - 1886 r.
Wojciech Kossak
Na dworze Wilhelma II bywał i tworzył także inny polski malarz - Wojciech Kossak. Poniższa fotografia przedstawia Cesarza Wilhelma II, Wojciecha Kossaka (wyższy) i malarza Adolfa Menzla (niższy). Fotografia pochodzi z 1899 roku i opublikowano ją w tygodniku "Kraj".
Fotografia przedstawia Cesarza Wilhelma II, Wojciecha Kossaka (wyższy) i malarza nadwornego Adolfa Menzla (niższy).
Fotografia pochodzi z 1899 roku i opublikowano ją w tygodniku "Kraj".
Z powyższą fotografią związana jest następująca historia. Cesarz nosił się z zamiarem zaproponowania Kossakowi namalowania cyklu dużych płócien do kasyn oficerskich słynnych pułków. Zaczęło się od Bitwy pod Etogas, malowanej dla pułku w Legnicy. Po nim przyszło bardzo ważne zamówienie na Bitwę pod Zorndorfem, z roku 1758, w okresie wojny siedmioletniej, w której wojska pruskie, dowodzone przez Fryderyka II, pokonały armię rosyjską. Obraz miał być darem Cesarza dla gwardyjskiego pułku stacjonującego w Poczdamie, w którym tradycyjnie służbę odbywali synowie najznamienitszych rodów Prus. Pracę nad wielkim płótnem o wymiarach 6 x 2,70 m Kossak rozpoczął w październiku 1898 r. Cesarz, często odwiedzał malarza w pracowni. Pewnego razu przybył z "papieżem" niemieckiego malarstwa, Adolfem Menzlem. O tym, jak ważna dla Kossaka była ta wizyta, czytamy w jego listach do żony. Oto fragmenty: "Posyłam ci telegram Cesarza, jutro w niedzielę przychodzi. Jest to dziwne, dlatego przypuszczam, że przyjdzie z wielkim Menzlem, ekscelencją, niemieckim Meissonierem, specjalistą od czasów Fryderyka Wielkiego; mówił mi parę razy, że go przyprowadzi. Staruszek jest zdziecinniały, wycofany ze swozav le plus grand nom dans l'art allemand (największe nazwisko w sztuce niemieckiej - red.). Dostał niedawno od Cesarza Czarnego Orła, to samo, co u nas Złote Runo. Pierwszy to fakt jak świat światem, żeby mi starowina nie skrytykował obrazu, bo to taki guziczkowy jegomość. Obstalowałem fotografa, żeby nas trzech sfotografował przed moim obrazem: Cesarza, Mentzla i mnie, naturalnie jeżeli Cesarz pozwoli. Jeżeli to się zrobi, to wszystkie ilustrowane pisma całego świata zaraz to umieszczą. Cesarz lubi się fotografować (...) Widziałem dziś fotografię Cesarza, Menzla i mnie, znakomite, przepyszne, strach co to będzie za gwałt w całym świecie. (...) Poczciwy, kochany Cesarz, nim Menzel przyszedł spacerowaliśmy razem po parku i Cesarz mnie brał za puls, czy bardzo jestem w strachu, co powie Menzel. Co Menzel Cesarzowi mówił, nie wiem, ze mną był bardzo guziczkowaty i zwracał mi uwagę na różne rzeczy. Ale Cesarz wychodząc uściskał mi rękę i powiedział, że bardzo Menzel kontent. Wiem tylko, że obraz jest już gotów i jest świetny, te parę dni, co mam jeszcze czasu, dobrze zużytkuję". Wizyta w pracowni artysty Cesarza i Menzla była wielkim wydarzeniem propagandowym, o czym świadczyły nie tylko artykuły w gazetach, ale także pocztówki, jakie z tej okazji ukazały się w kwietniu 1899 r., z nadrukiem Aus Berliner Leben. Ukazały się dwie ich wersje przedstawiające wnętrze pracowni artysty z obrazem Zorndorf, przed którym stoją Kossak, Cesarz i Menzel, a na drugiej ci trzej oraz Mikołaj Dimitriewicz, Osten-Sacken, Ernst Wedel i August Mackkensen. W trakcie malowania obrazu Kossak pokazał go m.in. księciu Dohna, który z tej kazji wydał wystawny obiad z udziałem artysty i oficerów pułku.
Obraz zawisł w kasynie oficerskim Korpusu Gwardii w Poczdamie, gdzie wisiał do lat ostatniej wojny. W 1899 r. prezentowany był na międzynarodowej wystawie malarstwa w Berlinie, łącznie z portretem konnym Cesarza, autorstwa Kossaka. Za portret Kossak dostał wtedy złoty medal oraz Cesarz odznaczył go Krzyżem Kawalerskim Orderu Orła Czerwonego IV klasy. Wilhelm II po abdykacji w 1918 r. i wyjeździe z Niemiec obraz ten zabrał ze sobą do Holandii do Doorn. W 1991 roku obraz był prezentowany na wystawie w Berlinie.
Wojciech Kossak
Wojciech Kossak znalazł się w Berlinie, kiedy Cesarz Wilhelm II wobec sprzymierzenia się Rosji z Francją i możliwości wybuchu nowego konfliktu zbrojnego, postanowił zjednać sobie Polaków poprzez drobne ustępstwa na drodze administracyjnej. Doprowadziło to jednak do uaktywnienia się polskich sił wolnościowych w Wielkopolsce. Niedawny “żelazny kanclerz” Otto von Bismarck zaczął skutecznie podburzać Wilhelma II do rozpoczęcia walki z polską “rewolucją”. We wrześniu 1894 roku Cesarz w słynnej mowie wygłoszonej w Toruniu wypowiedział się przeciwko Polakom. Pogodziwszy się ze zdymisjonowanym wcześniej Bismarckiem, wrócił do starej polityki prześladowczej wobec narodu polskiego, gnębiąc go na drodze administracyjnej i policyjnej. Kossak świadomy takiej sytuacji politycznej zdecydował się jednak na pracę w Berlinie. Ekonomia wzięła górę nad polityką.
Wojciech Kossak "Po polowaniu"
Usprawiedliwiał się nadto malarz naiwnie, że będąc w otoczeniu Cesarza będzie mógł wpływać na sprawy polskie. W pierwszych listach z Berlina zastrzegał się Kossak, że nie ma zamiaru zrobić tam kariery jak Fałat, nie jest nawet zainteresowany spotkaniem z Cesarzem, a Prusaków określał jako ciężkich, niegustownych i antypatycznych. Nie krył też niechęci do “wypindaczonych Niemer” ale po latach, gdy spisywał swoje wspomnienia, okres pobytu w Berlinie (1894-1902) uznał jako najciekawszy przez wyjątkowe warunki, w których te siedem lat przeżył oraz ze względu na ludzi, z którymi się tam spotkał.
O Wojciechu Kossaku i jego pobycie w Berlinie tak pisał w 1999 r. Jerzy Zieliński w artykule pt. "Kossak w pruskim mundurze": "Gdy w Europie nastała moda na malowanie olbrzymich panoram, również Wojciech Kossak (pospołu z Janem Styką) podjął się tego rodzaju twórczości. Wykonana na przełomie 1893 i 1894 roku “Panorama Racławicka” natychmiast znalazła uznanie publiczności. Julian Fałat, który od dłuższego czasu malował w Berlinie, widząc sukces “Racławic”, jeszcze w czerwcu 1894 roku, zaprosił Wojciecha Kossaka do wspólnego malowania panoramy “Przejście Napoleona I przez Berezynę w 1812”. “Oto Fałat przyjechał z Berlina i chce zrobić ze mną Panoramę de la Berezina. Pojmiesz, co to za miła dla mnie spółka pod każdym względem: ulubieniec dworu gwarantuje mi, że podpiszą nam udziałów ile chcemy, a jak nie, to on swoim mająteczkiem ręczy za pieniądze. ...Widzę Mańciu najdroższa – pisał przebywający we Lwowie Wojciech Kossak do swojej żony w Krakowie – jak Cię słowo Berlin poderwie i jak się nasrożysz, ale pomnij, że tym razem jest to rzeczywiście majątek do podniesienia z ziemi”. W listopadzie 1894 roku Kossak był już w Berlinie.
Wojciech Kossak w pracowni
Wojciech Kossak po przybyciu do Berlina zamieszkał w hotelu “Monopol”. Pracę nad panoramą artysta poprzedził studiami w terenie nad białoruską rzeką Berezyną. Zadaniem Kossaka było malowanie figur na tle krajobrazu, który był domeną Fałata. Obaj malarze zaangażowali pomocników – Kossakowi pomagał kuzyn Kazimierz Pułaski. Przy malowaniu pejzażu z Fałatem współpracował Michał Wywiórski, a także Jan Stanisławski i Antoni Piotrowski. W styczniu 1895 roku wspólnie wykończono cztery szkice do powstającej panoramy. Dla kontynuowania prac artyści wraz z pomocnikami przenieśli się do budynku przystosowanego do ekspozycji panoram przy Herwarthstrasse. Opodal znajdował się budynek sztabu generalnego, do którego codziennie przybywał Cesarz Wilhelm II. Nic dziwnego, że Monarcha zapragnął przy okazji zapoznać się z nowym dziełem Fałata, malarza, którego znał już od dawna. W lutym 1895 roku doszło do niespodziewanego spotkania Wojciecha Kossaka z niemieckim Cesarzem. Już pierwsze słowa Wilhelma II: “Bardzo się cieszę, Kossak, że mogę wreszcie pana osobiście poznać, pańskie obrazy znam już od dawna” – przełamały deklarowaną niechęć naszego mistrza do "Cesarza – zaborcy". “Tam poczęła się sympatia Cesarza do mnie nie tylko jako malarza, ale i dla człowieka” – napisze po latach Wojciech Kossak. Kolejne spotkania i długie pogawędki przy obrazach zbliżyły obu rozmówców. Któregoś dnia Cesarz zaproponował: “Zostań pan w Berlinie, panie Kossak, bardzo pragnę aby Berlin stał się także środowiskiem międzynarodowej sztuki”. Prace nad Berezyną trwały do początku 1896 roku. W styczniu prawie gotową panoramę oglądała para cesarska wraz z dworską świtą. Pomimo przenikliwego zimna w budynku panoramy goście przez godzinę podziwiali dzieło polskich malarzy. Cesarz zachwalał zarówno pejzaż jak i kompozycje figurowe. O figurach Kossaka powiedział, że oprócz naszego artysty oraz Detaille’a (francuski batalista – J. Z.) nikt tak w Europie nie potrafi malować. “Musisz mi pan dać parę odczytów o historii mundurów, którą pan tak znasz” – powiedział do Kossaka. Fałata zaprosił zaś na kolejne polowanie, która to rozrywka była pasją obu mężczyzn (prasa berlińska podawała właśnie, że Cesarz przez 20 lat upolował 24 850 sztuk różnej zwierzyny – 1 wieloryba, 2 żubry, 3 renifery, 3 niedźwiedzie, 7 łosiów amerykańskich, 122 dzikie kozy, 413 danieli, 11.066 zajęcy itd.). Panorama Berezyny, której uroczyste otwarcie nastąpiło 1 kwietnia 1896 roku, nie podbiła jednak berlińskiej publiczności – cała impreza zakończyła się niepowodzeniem finansowym. Pomimo to Kossak postanowił pozostać w Berlinie. “Ja muszę się wybić, ja muszę zrobić majątek, ja mam dość tego dreptania w miejscu, w tym trzęsawisku krakowskim” – pisał do żony. Berezyna stała się początkiem serii większych kompozycji batalistycznych wykonanych przez Wojciecha Kossaka w Berlinie. W kwietniu 1896 roku artysta wyprowadził się z hotelu “Monopol”. Przez następne lata dysponował dwoma pracowniami. Jedna z nich mieściła się w małym pawilonie w ogrodzie przy Achenbachstrasse w dzielnicy Charlottenburg, gdzie Kossak mieszkał z kuzynem Pułaskim, drugą, po jakimś czasie, przydzielił mu Cesarz Wilhelm II w ogromnej sali zameczku “Mon bijou” (“Mój klejnot”). W Charlottenburgu malował “młody Kossak” (tak nazywano go dla odróżnienia od ojca – Juliusza) obrazy na zamówienie różnych osób z otoczenia Cesarza i dla arystokracji niemieckiej. “Dworskie obstalunki zabierają panu teraz cały czas i zajmują całą twórczość. A cóż zostanie dla nas, dla naszej sztuki?” – pytał dziennikarz “Kraju”. “To pan myślisz, że Kossak zapomni o tym, że jest Polakiem i ma obowiązek pracować u swoich?” – pytaniem na pytanie odpowiedział artysta. Malował wszakże Kossak w Berlinie również z własnego upodobania tematy polskie, szczególnie te, które nawiązywały do wydarzeń 1831 roku".
Dzisiejsza ocena jego postaci budzi nadal wiele kontrowersji, a przypomnę, że obok Jana Matejki był jednym z najlepszych naszych malarzy scen historycznych, a przede wszystkim batalistycznych. Na przełomie XIX i XX wieku, właśnie w okresie berlińskim (1895-1902) zaznaczyła się jego wyraźna dominacja w europejskim malarstwie batalistycznym. Nie miał sobie równych jeżeli chodzi o znajomość realiów wojskowości i historiografii. Doskonale operował efektami malarskiej iluzji, perfekcyjnie z wielkim temperamentem oddając batalistyczne kompozycje. Zapewne stąd wzięła się jego bliska współpraca z wielkim koneserem jego sztuki, Cesarzem Wilhelmem II, na którym wielkie wrażenie zrobiła malowana wówczas w Berlinie z Kazimierzem Pułaskim i Michałem Wywiórskim panorama „Przejście przez Berezynę”. Początek tej współpracy w swoich pamiętnikach tak wspomina malarz …”Skończywszy Berezynę wyjechałem z rodziną do Zakopanego i tam dostałem list od jenerał-adiutanta Cesarza ekscelencji von Plessen, w którym mi donosi, że Cesarz życzy sobie, abym wykonał dla niego wielki obraz z kampanii 1814 roku w Szampanii. List ten był bardzo uprzejmy, pisał w nim między innymi: „Najjaśniejszy pan jest przekonany, że nikt tak temu tematowi nie dorósł jak pan.”…”. Pierwszą pracą tego okresu był obraz „Grenadierzy królewscy w bitwie pod Etoges w 1814 r.”. Za dzieło to Kossak otrzymał krzyż kawalerski Orderu Korony Pruskiej.
Najbardziej owocny moment ich współpracy dotyczy Gdańska. Przyjazd Kossaka nad morze, związany był z wybudowaniem nowych koszar dla pruskiego regimentu czarnych ułanów w Langfuhr (Wrzeszcz). Malarz na zlecenie Cesarza namalował wówczas trzy duże, znakomite obrazy związane z historią tej formacji: „Walka o sztandar w Bitwie pod Heisbergiem - 1807”, „Czarni husarzy pod Düsselward - 1758” i „Szarża huzarów pruskich na baterie rosyjskie pod Jägersdorf - 1757”. Uroczystości dotyczyły wmaszerowania do nowych koszar 1 Pułku Huzarów, przeniesionego z Gdańska i 2 Pułku przybyłego z Poznania. Wszystkie trzy obrazy oraz inne z cesarskiej kolekcji trafiły na ściany kasyna oficerskiego.
Wilhelm II w Garnizonie, 15 września 1911 r.
Koszary we Wrzeszczu
Sala kasyna oficerskiego w koszarach Leib-Husarien Regiment w Langfuhr (1 i 2 Przyboczny Pułk Huzarów we Wrzeszczu)
Prawie dwutygodniowy pobyt w Gdańsku w liście do żony tak opisuje artysta. …”Nie potrafię Ci opisać, jaki jestem wielki i co za sukces mają moje obrazy. Cesarz i Cesarzowa traktują mnie jak faworytka najdroższego. …Dziś trzymałem się z grupą cudzoziemskich oficerów, ale od jutra będę przy Cesarzu, bo się za mną i on i wszyscy ci wielcy panowie oglądają. Wielkie rezultaty będą z tego wszystkiego. …Cesarzowa w niedzielę była w kasynie, tylko specjalnie na to, aby zobaczyć obrazy zawieszone. W piątek dla mnie specjalnie wielka uczta u tych huzarów, zaraz po niej, jeżeli się da, tejże nocy wracam do Berlina”….
Sala bankietowa kasyna, po lewej stronie wiszą obrazy Wojciecha Kossaka w kolejności: „Szarża huzarów pruskich na baterie rosyjskie pod Jägersdorf - 1757”, „Walka o sztandar w Bitwie pod Heisbergiem - 1807” i „Czarni husarzy pod Düsselward - 1758”
Sala bankietowa (królewska) kasyna, z obrazami Wojciecha Kossaka. Z lewej od drzwi: „Szarża huzarów pruskich na baterie rosyjskie pod Jägersdorf - 1757” i „Walka o sztandar w Bitwie pod Heisbergiem - 1807”. Obrazy nad drzwiami pochodzą z kolekcji Cesarza Wilhelma II i pozostają nierozpoznane
Obraz W. Kossaka wiszący w kasynie - Bitwa pod Jägersdorf 1757
W tym miejscu warto zaprezentować fragmenty artykułu pt. "Przyczajony kajzer, ukryty koń" autorstwa Pana Tomasza Kota z 1 maja 2016 r., na który natknąłem się w internecie. Oddaje on relacje pomiędzy Cesarzem a artystą.
"W 1901 roku odbyła się uroczystość oddania do użytku nowych koszar we Wrzeszczu, na której obecni byli m. in. niemiecki Cesarz Wilhelm II oraz polski malarz Wojciech Kossak. Spotkanie obu osobistości stało się okazją do wyrównania między nimi porachunków sprzed lat.
Uroczyste przekazanie budynków Garnizonu w 1901 r. – Cesarz Wilhelm II wraz z oficerami
Działo się w sobotę 14 września 1901 roku, gdy w obecności Wilhelma II (1859-1941), Cesarza niemieckiego i Króla Prus, nastąpiło uroczyste wmaszerowanie 1 i 2 Pułku Huzarów Straży Przybocznej do nowo wybudowanego garnizonu przy Hochstrieß (ul. Słowackiego) w Langfuhr (Wrzeszczu). Wojciech Kossak (1856-1942) na zlecenie Cesarza namalował wcześniej trzy duże obrazy związane z historią tej formacji: "Walka o sztandar w Bitwie pod Heilsbergiem - 1807", "Czarni husarzy pod Düsselward - 1758" i "Szarża huzarów pruskich na baterie rosyjskie pod Jägersdorf - 1757".
Wszystkie trzy obrazy oraz inne dzieła z cesarskiej kolekcji, sławiące pruską armię i jej dowódców, trafiły na ściany sali królewskiej kasyna oficerskiego w koszarach we Wrzeszczu. Nic dziwnego, że autor otrzymał zaproszenie na uroczystość. Na malarza czekała jednak niemiła niespodzianka przygotowana przez Hohenzollerna.
Cesarski orszak maszeruje przez miasto
Cesarz przybył do Gdańska specjalnym pociągiem z Nowego Portu. Pruski władca na podróże wydawał ogromne pieniądze. Zbudowano dla niego specjalny pociąg z 12 wagonami-salonkami oraz luksusowy jacht "SMY Hohenzollern". Na uroczyście przystrojonym dworcu czekali na Cesarza przedstawiciele władz cywilnych i wojskowych. Wilhelm II wjechał do miasta na czele pierwszego pułku huzarów. Przed Dworem Artusa, specjalną mową powitał gościa nadburmistrz Klemens Delbrück (1856-1921), otoczony odświętnie ubranymi radnymi.
Wśród okrzyków zebranych tłumów, orszak cesarski ruszył w stronę Motławy. Za Zieloną Bramą, czekał drugi pułk huzarów, przybyły z Poznania. Na czele obydwu pułków Cesarz wrócił pod ratusz, a stamtąd przez gdańskie ulice i Wielką Aleję pochód ruszył do koszar we Wrzeszczu. Od dworca, pełnej pompy defiladzie towarzyszył Wojciech Kossak, ubrany w mundur austriackiego ułana (pochodzący z Krakowa malarz był obywatelem Austro - Węgier).
Najspokojniejszy koń na świecie
Polski twórca, który do Gdańska przybył pociągiem, nie wziął własnego konia. Kossak uważał, że cały przemarsz do nowych koszar potrwa tylko ok. pół godziny, więc założył, że jakoś się przemęczy na koniu z cesarskiej stajni. Rzeczywiście, przy dworcu na gości czekało kilkanaście koni w pełnym rynsztunku. Koniuszy cesarski, hrabia Wedel, wskazał malarzowi jednego z nich. Cesarz ruszył z kopyta, a za nim goście. Wszyscy poza Polakiem.
Jeźdźcy mijają Kossaka, który szarpie się z koniem. Zwierzę nie chce ruszyć z miejsca. W przypływie rozpaczy nasz batalista gwałtownie popędza kasztana ostrogami. W końcu koń rusza drżąc, drobnym i niepewnymi kroczkami, jakby miał spętane nogi. Po kilkunastu minutach spoconemu z wrażenia i wstydu Kossakowi, na potykającym się koniu udaje się zbliżyć do cesarskiego koniuszego i zapytać, czy nie doszło do pomyłki.
Hrabia Wedel wzdycha i w milczeniu pokazuje malarzowi kartkę, na której Wilhelm II własnoręcznie napisał: "Proszę dać Kossakowi najspokojniejszego konia z całej stajni, bo inaczej go znowu poniesie". Gdy cesarska kawalkada dotarła do Wrzeszcza, w oficerskim kasynie odbyła się uczta dla najważniejszych gości. Tam polski malarz mógł ochłonąć, a ciągu dwutygodniowego pobytu w Gdańsku nawet stanąć w centrum wydarzeń.
Jak napisał w liście do żony: "Nie potrafię Ci opisać, jaki jestem wielki i co za sukces mają moje obrazy. Cesarz i Cesarzowa traktują mnie jak faworytka najdroższego (...) Dziś trzymałem się z grupą cudzoziemskich oficerów, ale od jutra będę przy Cesarzu, bo się za mną i on i wszyscy ci wielcy panowie oglądają (...) Cesarzowa w niedzielę była w kasynie, tylko specjalnie na to, aby zobaczyć obrazy zawieszone. W piątek dla mnie specjalnie wielka uczta u tych huzarów, zaraz po niej, jeżeli się da, tejże nocy wracam do Berlina".
Zadra sprzed lat
Nie była to pierwsza złośliwość, jaką popełnił Wilhelm II w stosunku do polskiego batalisty. Kilka lat wcześniej Wojciech Kossak raczył skrytykować sposób, w jaki Cesarz II Rzeszy jeździ na koniu. Hohenzollern mocno sobie to wziął do serca i podczas manewrów na poligonie w Altengrabow kazał dać Polakowi konia, który go poniósł na dźwięk wojskowej trąbki.
Uwagi malarza musiały mocno uwierać "Wilusia", skoro po upływie tak długiego czasu zdecydował się ponownie skompromitować, bądź co bądź, oficera sojuszniczej armii. Trzeba wiedzieć, że konie, wiedza o rumakach i doskonała jazda na nich były w tamtej epoce źródłem prestiżu i - kolokwialnie mówiąc - szpanu, tak jak dziś "wypasione" i szybkie samochody. Każde uchybienie w tej dziedzinie było skazą na męskim honorze.
Kossak uchodził nie tylko za wybitnego malarza, ale również za wszechstronnego i świetnego jeźdźca, znawcę koni i pięknych kobiet. Z Wilusiem sprawa była nieco trudniejsza. Jako "boski pomazaniec" Cesarz czuł się nie tylko potężnym, wszechwładnym i rzeczywiście namaszczonym przez Boga władcą, który tylko przed Stwórcą może odpowiadać.(...)
(...) Współpraca obydwu panów zakończyła się po słynnym polakożerczym przemówieniu Wilhelma II w Malborku. 5 czerwca 1902 r. podczas uroczystego otwarcia odrestaurowanego zamku w Malborku. Na fetę przybył Cesarz, który podczas przemówienia wezwał do "poskromienia polskiej buty i zuchwałości".
Wojciech Kossak został oczywiście zaproszony na tą uroczystość. Jednak wiedząc, że nie będzie ona miłą dla Polaków, zrezygnował. Zrobił to na tyle późno, że gazety wydrukowały jego nazwisko na liście zaproszonych gości. Oczywiście polska prasa podchwyciła temat i nie zostawiła na malarzu suchej nitki. "Wiluś" na zachowanie malarza zareagował w swoim stylu. "Czego od moich poddanych chce ten Austryjak" - miał powiedzieć.
Do dalszej współpracy już nie doszło. Malarz wrócił do Krakowa i w kolejnych latach malował obrazy związane z polską historią, w tym dzieła o treści antypruskiej. Zatarg próbował łagodzić dowódcą brygady Czarnych Huzarów i późniejszy feldmarszałek August von Mackensen (1849-1945), który w 1904 r. wysłał do Polaka list, w którym napisał m. in: "Z okazji mojej ostatniej wizyty w Berlinie podziwiałem przepyszny Pański obraz bitwy pod Chateau Thierry. Jego Cesarska Mość podzielał mój zachwyt. Czy to ma być ostatnie pociągnięcie Pańskiego pędzla na chwałę bohaterskich czynów pruskich? Sztuka jest przecież międzynarodowa, nie wymaga się tego jednak od artysty (...) Serdecznie bym się cieszył, gdybym na tej samej ścieżce, na której miałem zaszczyt poznać Pana, spotkał go znowu..."
Współpraca z następcą tronu
Kossak pojawił się w Gdańsku 11 lat później, aby namalować portrety dla cesarskiego syna, kronprinza Wilhelma. Jak wspomina sam malarz, następca tronu zaprosił go aby zrobić na złość ojcu i pokazać, że "do mnie Kossak przyjedzie, a do ciebie nie zechce, bo głupstwa w Malborku gadałeś"...
Po powstaniu Wolnego Miasta Gdańska w 1920 roku huzarzy z pełnym wyposażeniem, również kasyna, opuścili koszary. Dalsze losy tych trzech wspaniałych obrazów są nieznane.
Krytykowany przez polskich publicystów za czerpanie korzyści ze współpracy z otoczeniem Cesarza-zaborcy i zrażony nasilającą się antypolską polityką Wilhelma, Kossak opuścił Berlin w 1902 roku. Faktem jest, że Julian Fałat był zazdrosny o rosnące znaczenie Wojciecha Kossaka na cesarskim dworze i było to jednym z powodów poróżnienia się obu malarzy.
Warto także zacytować artykuł pt. "Wojciech Kossak i gdańscy Czarni Huzarzy" pióra Pana Stanisława Seyfrieda. Zdjęcia obrazów Wojciecha Kossaka pochodzą z publikacji Kazimierza Olszańskiego "Wojciech Kossak", wydanie trzecie, Wydawnictwo Zakład Narodowy im. Ossolińskich 1982
Wojciech Kossak, Huzarzy pruscy atakują francuskich kirasjerów pod Düsselward 1758
Wojciecha Kossaka z Gdańskiem związała znajomość z Cesarzem Prus Wilhelmem II, a nadto historia stacjonującej w Gdańsku pruskiej elitarnej jednostki wojskowej Czarnych Huzarów. O tyle dla dzisiejszych mieszkańców Gdańska wydaje się to ważny moment, że po pierwsze teren i budynki po ich lokacji, dziś stanowią centralny punkt Wrzeszcza, a po drugie łączą historię miasta z Wojciechem Kossakiem, najświetniejszym obok Jana Matejki polskim malarzem scen batalistycznych.
Dzisiejsza ocena artysty wśród koneserów sztuki, nadal budzi wiele kontrowersji, ale ocena jego narodowego malarstwa pozostaje niepodważalna. Owszem w karierze Wojciecha Kossaka jest berliński okres jego sztuki. Malowana w Berlinie wraz z Fałatem, Wywiórskim i Puławskim olbrzymia panorama - „Przejście Berezyny” wzbudziła zainteresowanie Wilhelma II, na tyle, że Cesarz zaproponował współpracę Kossakowi wynajmując mu na pracownię ogromną salę w zameczku Fryderyka Wielkiego „Monbijou”. Ocena umiejętności artystycznych Kossaka w rozumieniu cesarskiego dworu była znacznie wyższa od umiejętności malarzy niemieckich. Doskonałe wykształcenie dwóch niemieckich artystów scen historycznych, malujących jednak sztywno i sucho Wernera Schuchta i Emila Hüntena nie dorównywało kunsztowi Wojciecha Kossaka. W Berlinie artysta namalował dziewięć dużych obrazów. Siedem poświęconych kampanii napoleońskiej i wojnie siedmioletniej, dwa portrety Monarchy oraz wiele mniejszych szkiców, które od razu znajdowały nabywców.
Wojciech Kossak - Walka o sztandar pod Heilsbergiem 1807
W większości obrazy przedstawiały klęskę wojsk pruskich i rosyjskich. Jedynie dwa dzieła - „Szarża huzarów pruskich na baterię rosyjską pod Jägersdorf 1757” prezentowana w gdańskim kasynie oficerskim Leibhuzaren i „Bitwa pod Zarndorf 1758” nawiązują do pruskiego zwycięstwa jednak nad innym, zaborcą rosyjskim. Do gdańskiego kasyna trafiły jeszcze dwa dzieła: „Walka o sztandar w Bitwie pod Heilsbergiem 1807" i „Huzarzy pruscy atakują francuskich kirasjerów pod Düsselward 1758”. Władze francuskie za berlińskie obrazy Kossaka sławiące ich zwycięstwa przyznały w 1901 roku artyście Legię Honorową.
Najbardziej owocny moment współpracy z Wilhelmem II dotyczył Gdańska. Przyjazd Kossaka nad morze, związany był z wybudowaniem nowych koszar dla pruskiego regimentu Czarnych Huzarów w Langfuhr (Wrzeszcz). Malarz na zlecenie Cesarza namalował wówczas trzy duże, znakomite obrazy związane z historią tej formacji: „Walka o sztandar w Bitwie pod Heilsbergiem - 1807”, „Huzarzy pruscy atakują francuskich kirasjerów pod Düsselward - 1758” i „Szarża huzarów pruskich na baterie rosyjskie pod Jägersdorf - 1757”. Uroczystości dotyczyły wmaszerowania do koszar w 1901 roku, 1 Pułku Huzarów przeniesionego z Gdańska i 2 Pułku przybyłego z Poznania. Wszystkie trzy obrazy oraz inne z cesarskiej kolekcji trafiły na ściany kasyna oficerskiego. Niemniej jednak berlińskie, a później gdańskie kontakty Kossaka z Wilhelmem II, wśród polskich patriotów wzbudzały duże niezadowolenie. Dobrze i szczodrze płacący Cesarz składał koleje zamówienia. Dopiero odmowa przyjazdu na niemieckie uroczystości otwarcia odrestaurowanego zamku malborskiego mogły tę sytuację nieco zmienić, a przemówienie monarchy w malborskich uroczystościach nawołujące do "świętej wojny z polską bezczelnością i sarmacką butą” doprowadziły Kossaka do opuszczenia Berlina.
Na przełomie XIX i XX wieku, właśnie w okresie niemieckim (1895-1902) zaznaczyła się jego wyraźna dominacja w europejskim malarstwie batalistycznym. Nie miał sobie równych jeżeli chodzi o znajomość realiów wojskowości i historiografii. Doskonale operował efektami malarskiej iluzji, perfekcyjnie z wielkim temperamentem i ekspresją oddawał batalistyczne kompozycje. Pomówienie jego osoby o proniemieckie sympatie było niesprawiedliwe. Nic mylnego, kilkakrotnie podczas swojego długiego życia Wojciech Kossak (1856-1942) dawał dowody wielkiego patriotyzmu wobec swojej ojczyzny. Jednym z ostatnich jego obrazów była praca namalowana podczas II Wojny Światowej pod jakże znamiennym tytułem „Jasyr tatarski”. To ostatni dowód jego wielkiego patriotyzmu.
Po powstaniu Wolnego Miasta Gdańska w 1920 roku huzarzy z pełnym wyposażeniem, również kasyna, opuścili koszary. Dalsze losy tych trzech wspaniałych obrazów są nieznane. Prywatne rozmowy z miłośnikami Gdańska wskazały na tragiczny ich dalszy los. Obrazy były przechowywane w pobliżu Berlina i dla ich ochrony podczas wojny, kolejowym transportem były transportowane w bezpieczne miejsce, ale transport został zbombardowany. W miejscu kasyna po wojnie funkcjonowało znane starszym gdańszczanom kino „Zawisza”, a koszary przez wiele lat służyły do roku 1993 też elitarnej, lecz polskiej jednostce piechoty morskiej, tak zwanym „niebieskim beretom”.
Tymczasem Wojciech Kossak miał przed 1918 rokiem dwóch właściwie tylko widzów dla swoich obrazów. Jednym z nich był Franciszek Józef I, a drugim Wilhelm II. To oni, ich opinie i gusty ukształtowały styl malarza i jego manierę. Malował więc Kossak obrazy reprezentacyjne przeznaczone do wielkich dworskich sal, do ogromnych przestrzeni koszarowych kasyn i pokojów arcyksiążąt. To musiało się komponować z otoczeniem i musiało podnosić poziom emocji tych wszystkich wyjątkowych widzów, którzy na to patrzyli. Był Kossak ostatnim dworskim malarzem Europy tworzącym dla ostatnich prawdziwych rycerzy naszego kontynentu. To było widać nawet w etykiecie. Adiutanci cesarscy, wzywając go do Majestatu, nigdy nie mówili inaczej jak tylko: Oberleutnant Ritter von Kossak bitte zu Majestät – Pan nadporucznik, rycerz von Kossak, proszony jest do Jego Wysokości. I takie właśnie są obrazy Wojciecha Kossaka – rycerskie i sławiące oręż mecenasów.
Wojciech Kossak "Polowanie par force"
Wojciech Kossak "Polowanie w śniegu" - 1915 r.
Wojciech Kossak - "Napad wilków" 1909 r.
Richard Friese
Richard Friese - 1897 r.
Warto jeszcze dodać, że malarzem, który zostawił po sobie istną dokumentację malarską, zwłaszcza byków strzelonych przez Cesarza, był Richard Friese. Urodził się on w Niemczech w 1854 r., w rodzinie farmerskiej. Po ukończeniu szkoły średniej przeniósł się do Berlina, gdzie początkowo pracował jako urzędnik, a później grawer. Praca zawodowa pozwoliła mu zgromadzić środki na studia w Akademii Sztuki w Berlinie.
Richard Friese przy gipsowym modelu byka
Z lewej dyrektor berlińskiego ZOO Ludwik Heck i Richard Friese (stoi) w berlińskiej pracowni artysty
Richard Friese - siedzi na upolowanej zwierzynie
Richard Friese przy pracy
Twórczość Friese'a była bardzo popularna i poszukiwana przez muzea i kolekcjonerów prywatnych. Pozwoliło mu to na podróże po wszystkich kontynentach, gdzie polował i malował. W końcu został profesorem Akademii Berlińskiej. W 1908r. wspólnie ze znanym malarzem Carlem Rungiusem polował na łosie w Ameryce Północnej, co zaowocowało serią prac przedstawiających właśnie te zwierzęta. Zmarł w Berlinie w roku 1918.
Sam będąc myśliwym, potrafił doskonale uchwycić piękno zwierząt. W Rominten, podczas cesarskich polowań byki ustawiano na specjalnych stojakach - kozłach, żeby artysta mógł naszkicować okazałe poroża.
Fotografie z fotoalbumu Richarda Friese
Resztę, czyli otoczenie byka na obrazie, podpowiadała artyście wyobraźnia. Można powiedzieć, że był to wybitny "portrecista" cesarskich byków. Wg jego projektu powstał także pomnik byka stojący w Rominten.
Pierwszy z lewej Richard Friese chwilę po odsłonięciu pomnika w Rominten
Richard Friese (drugi z lewej) był częstym gościem Cesarza Wilhelma II w Rominten. We wrześniu 1899 r. przed cesarskim zamkiem myśliwskim przy strzelonym jeleniu z szesnastoma odnogami.
Tablo z najpiękniejszymi bykami strzelonymi przez Wilhelma II w Rominten namalowane przez Richarda Friese
Portret byka z 1896 r. Autor: Richard Friese
Portret z 1890 r.
Portret z 1900 r.
Byk Pascha
Pomnik byka przed pałacem myśliwskim w Rominten