Zakończenie
Historia kołem się toczy. Dzisiaj tylko dwadzieścia dwa kamienie przypominają, że przed nami ktoś czyhał tutaj na zwierza. Tylko las, niemy świadek wszystkich zdarzeń trwa na swoim miejscu i tylko rogacze, które obecnie udaje się nam, współczesnym myśliwym pozyskać, przypominają o ciągłości dziejów.
Skończyła się era Prus Wschodnich, era wielkich rodów. Nie ma cesarzy, królów, książąt, ale nadal są myśliwi.
Zakończenie II Wojny Światowej spowodowało przetasowania na mapach i zmianę państwowości tych terenów. Zmieniła się też „struktura” i przekrój społeczny myśliwych. Dzisiaj polują obok siebie właściwie wszyscy: robotnicy i inżynierowie, rolnicy i lekarze. Niewiele pozostało z tamtych czasów. Ale łowy są wciąż takie same. Nadal cieszy strzelenie byka o pięknym wieńcu, czy rogacza z mocnymi, „kapitalnymi” parostkami. Ciągłość łowów trwa niezmiennie.
Leśnictwem „Królewskim” zawiadują teraz myśliwi z Koła Łowieckiego " Knieja " w Starym Dzierzgoniu. Założone ono zostało już w 1954 roku. Funkcję strażnika łowieckiego i łowczego gminnego zaczął wtedy pełnić Franciszek Szymborski, osadnik wojskowy, powołany na stanowisko przez ówczesnego starostę powiatu morąskiego. Historię Koła Łowieckiego „Knieja” opisałem w monografii wydanej z okazji 45-lecia jego powstania (1999 rok).
Myślistwo ujęte w karby regulaminów, kierowane przez Polski Związek Łowiecki pozwala chronić przed wyniszczeniem łowiska i stany zwierzyny. Lasy państwowe racjonalnie gospodarują swymi dobrami. W 1904 roku do leśnictwa Królewskiego należało 1056 ha lasów, dzisiaj jest ich 1400. Myśliwi pozyskują (na pewno w mniejszych ilościach niż czynił to Wilhelm II) piękne poroża rogaczy. Kol. Marian Maślanka strzelił dwa rogacze, właśnie na tych terenach gdzie przed stu laty na łowy wyruszał Cesarz Wilhelm. I ja miałem satysfakcję pozyskać pięknego rogacza (ósmaka), właśnie w okolicach Prakwic. Dorodnymi porożami mogą poszczycić się inni koledzy: Roman Kulpa, Przemysław Kulpa, Antoni Downarowicz, śp. Franciszek Wachnik, śp. Benedykt Łepek i inni. Przyjeżdżający do nas na polowania niemieccy myśliwi chętnie odwiedzają Kamienie Wilhelma. Często przyjeżdżają tylko po to by je obejrzeć. Nieskromnie powiem, że to właśnie moje działania pozwoliły poznać ich historię i stają się one powoli atrakcją turystyczną.
Spreparowane poroża stanowią ozdobę mieszkań wielu myśliwych. Nie żyjemy wprawdzie w pałacach i dworach, ale wielu z nas posiada chociaż myśliwski pokój. W pamięci ludzkiej pozostały stare nazwy po folwarkach, miejscowościach, których już fizycznie nie ma. Jednak do dnia dzisiejszego tak nazywamy tereny - rewiry łowisk. Adamowo, Królikowo, Glanda, Nojmil - to nazwy, których rodowód sięga czasów von Dohnów. Domek myśliwski „Kniejówka” został zbudowany na fundamentach starego młyna, który kiedyś jako Nowy Młyn (Neumühl) był folwarkiem prakwickim. Tworzymy nową historię, pamiętając o starej.
Powoli w Kole Łowieckim „Knieja” zaczynają powstawać myśliwskie rody. Pasja łowiecka przechodzi z ojca na syna. Już teraz polują obok siebie: Roman i Przemysław Kulpa, Gabriel i Michał Ewiak, Piotr i Zbigniew Szymborscy, Jan i Piotr Juchno, Justyna, Marian i Marcin Maślanka, Zdzisław i Karol Chmielewscy czy Antoni, Michał i Kamil Downarowicz. Osobiście w tej materii mam drobnego pecha. Stwórca obdarzył mnie wprawdzie wspaniałą ... ale córką. Lecz nawet ona zna wiele zwyczajów łowieckich i pomaga mi obielać strzeloną zwierzynę. Kto wie, może kiedyś stanę na stanowisku obok wnuka.
Każda epoka, każde stulecie rządzi się innymi prawami. Umiłowanie i kultywowanie tradycji łowieckich niech trwa wiecznie. Nie niszczmy zabytków, choćby były obce naszej nacji. Pamiętajmy, że to wszystko jest historią. Szanujmy ją i twórzmy nową.
Powodowany chęcią ocalenia od zniszczenia i zapomnienia okazałych pomników przeszłości, postanowiłem przybliżyć historię nieco tajemniczych „Kamieni Wilhelma”, aby zachować je dla potomności. A może zaczniemy upamiętniać nasze sukcesy łowieckie w podobny sposób?