Ród von Dohna. Majątki ziemskie i inne włości
Prusy Wschodnie (niem. Ostpreußen) – część Królestwa Pruskiego, a potem zjednoczonych w XIX w. Niemiec (do 1945 r.). Prowincja Prusy Wschodnie powstała w 1772 r. z części ziem Polski (Warmii) oraz Prus Książęcych (z wyłączeniem Kwidzyna). Stolicą prowincji był Królewiec. W maju 1939 roku prowincja miała powierzchnię 36 991,71 km² i liczyła 2 488 122 mieszkańców.
Junkrzy czyli pruscy posiadacze ziemscy to szlachecka klasa społeczna wywodząca się z końca okresu panowania Krzyżaków w Prusach. W późniejszym czasie niemal każda rodzina szlachecka wywodziła swe pochodzenia z czasów poprzedzających panowanie władców pruskich. Druga połowa XV wieku zastała Prusy krzyżackie wyludnionymi i wyczerpanymi po wojnie trzynastoletniej. Zakonna kasa świeciła pustkami, tymczasem Krzyżacy posiłkowali się podczas wojny niemieckimi dowódcami najemnymi, którzy domagali się ogromnych żołdów. Wobec braku pieniędzy postanowiono płacić ziemią. Początkowo Zakon oddawał swą ziemię pod zastaw. Reguła ta wskutek rosnącego zubożenia Krzyżaków poszła jednak z biegiem czasu w zapomnienie, a zastaw zastąpiła własność. To wówczas narodziły się największe wschodniopruskie rody junkierskie. Do grupy tej zaliczyć można także szlachtę wywodzącą się z plemion staropruskich. Zubożenie i postępujące wyludnienie obszarów Prus Książęcych po 1525 roku (czyli po sekularyzacji i uznaniu Albrechta Hohenzollerna lennikiem państwa polskiego) doprowadziło do powstawania olbrzymich obszarów które stały się własnością rodów pruskich. Obszarnicy pruscy chętnie zajmowali wiodące funkcje w zakonnych urzędach w Prusach w celu pomnożenia własnego majątku. Do najważniejszych rodów junkierskich zalicza się m.in.: Dohnów ( ród junkierski, który odgrywał doniosłą rolę polityczną w Prusach i Polsce już od XVI w. Dohnowie posiadali największe kompleksy dóbr w Prusach Górnych (Oberland), Eulenburgów, Dönhoffów, Egloffsteinów, Schliebenów, Waldburgów oraz rody staropruskie takie jak: Lehndorffów i Finckensteinów. Wiele z pruskich rodów cieszyło się wielka estymą i poważaniem wśród europejskiej szlachty. Większość rodów junkierskich dysponowała przedrostkiem von (od) lub zu (w). Żeński odpowiednik Junkra – Junkfrau, był używany sporadycznie. Junkrowie używali także do określania siebie takich zwrotów jak Graf (Hrabia) oraz Freiherren (Baron). Większość junkrów służyła w armii jako Fahnenjunker (żołnierze), najemnicy bądź też wysocy urzędnicy.
W momencie rozpoczęcia się I Wojny Światowej wyżsi oficerowie: generałowie i pułkownicy z junkierskich rodzin oraz rodów stanowili aż 52% ogółu. Niemiecka armia licząca ponad pół miliona ludzi, była dumą kraju. Mimo, że oficerowie w coraz większej części wywodzili się z warstw burżuazyjnych i inteligenckich to w sztabie generalnym przeważali Prusacy. Sztab generalny cesarskiej armii, jako instytucja najwyższa w armii, miał przemożny wpływ na Cesarza, który sam był również Królem Prus, a więc osobą wychowaną przez junkrów w ich tradycji. Najwyższe dowództwo wojskowe armii niemieckiej, odwoływało się do historii Wielkich Prus ery Króla Fryderyka II. Pruski militaryzm oraz typowe dla niego postawy powoli, lecz nieubłaganie zyskiwały poklask w całych Niemczech. Żelazny pruski dryl, wyraźna dykcja, postawa gwardyjska stały się synonimem najpierw pruskości a później niemieckości. Niemiecką mentalnością zaczęła kierować wielka trójca:
– dwór cesarski,
– dwór pański,
– armia.
Wojsko i żołnierze cieszyli się wielka estymą i uznaniem pozostałej części społeczeństwa, a mundur gwarantował uznanie, nie tylko w służbie, ale również po służbie. Nauczyciele, urzędnicy itd. Którzy nie przeszli służby wojskowej i nie stosowali nabytych w wojsku umiejętności, traktowani byli jako osoby niższej kategorii.
"Rezydencje pruskich junkrów do dzisiaj pozostają największym świadectwem ich potęgi. Rozsiane po wszystkich prowincjach na wschód od Łaby fascynują i porażają swym pięknem, choć wiele z nich uległo na przestrzeni lat zniszczeniu lub dewastacji. Ich reprezentacyjne domy, znajdziemy w każdym zakątku świata, a więc: na Śląsku, Warmii i Mazurach, Pomorzu, Wielkopolsce, Brandenburgii, Holsztynie i Meklemburgii. Rodzaj budowanych pałaców zależał od danego obszaru, jednak we wszystkich przypadkach porażały one przepychem, jak i funkcjonalnością. Artystyczna prostota junkierskich posiadłości wydaje się uosabiać pruskie rozumienie państwa i świata, świata wartości reprezentowanego przez: pokorę, tradycję oraz praktycyzm. Dwory i pałace rodów junkierskich wznoszono z żelazną konsekwencją dotyczącą samej konstrukcji. Jej kształt formowały artystyczne mody i idee płynące z Berlina, stolicy Prus. Oczywiście nie wszystkie znalazły uznanie, a te które realizowano na powszechną skalę, miały spotykane tylko w rezydencjach junkierskich formy." (źródło: Małgorzata Jackiewicz-Garniec i Mirosław Garniec "Pałace i dwory dawnych Prus Wschodnich".
Skoro historia kamieni jest związana z Dohnami warto zapoznać się z historią rodu von Dohna. Wszak to dzięki Ryszardowi von Dohna, Wilhelm II polował w prakwickich lasach. Był to jeden z największych i najbogatszych rodów wschodniopruskich. Przy przedstawianiu rodu von Dohna posługiwałem się opisami Pana Lecha Słogownika - historyka, badacza i popularyzatora dziejów Elbląga i okolic. Chylę czoła przed dorobkiem publicystycznym Pana Lecha Słodownika, którego osobiście nie znam ale jestem pełen szacunku dla Jego wiedzy.
Historia rodu
Herb Dohnów z 1286 r.
Początków rodu Dohnów (niem. zu Dohna) należy upatrywać już w XII wieku. W 1143 roku Konrad III – pierwszy Król Niemiec z dynastii Hohenstaufów utworzył hrabstwo Dohna, które usytuowane było między marchią miśnieńską, a królestwem Czech. W 1156 roku zostało one nadane na zasadzie lenna wraz z tytułem burgrabi, Heinrichowi von Rotha, urodzonemu około 1127 roku, zwanemu od tej pory Heinricus Castellanus de Donin (Henryk I Dohna). Lenno te pozostało w rękach rodu prawie 250 lat (do 1402).
Zamek Dohna w Saksonii - 1402 r.
W tym czasie panowało po sobie 16 potomków Henryka I, ród rozrósł się i zaczął rywalizować z innymi wielkimi rodami dzisiejszej Saksonii. Doprowadziło to do prywatnej wojny, dla której pretekstem był romans Jeschke zu Dohna z żoną Hansa von Korbitza.
Jeschke zu Dohna
Ten drugi zyskał poparcie margrabi miśnieńskiego Wilhelma I i zbrojnie wymierzył sprawiedliwość. Po trwających 17 lat walkach miasto Dohna zostało zdobyte i zniszczone, a Jeschke dostał się do niewoli. Dohnowie zostali zdziesiątkowani i wydziedziczeni ze swoich dóbr, które przejęli Wettinowie. Podczas wojny nie otrzymali pomocy od Cesarza Zygmunta Luksemburskiego, który był zajęty wojną z Husytami, ale dzięki bliskim z nim znajomościom mogli się schronić na dworze w Pradze. W Czechach otrzymali nowe ziemie, na których odbudowywali swoje majątki.
Od XIII wieku Rzeczpospolita Polska toczyła boje z Zakonem Krzyżackim. Jednak samych zakonników w armii krzyżackiej było stosunkowo niewielu. Większość stanowiły wojska zaciężne (rodzaj wojsk najemnych), które pod przykrywką szerzenia chrześcijaństwa miały okazji się wzbogacić. W takim charakterze do Państwa Krzyżackiego przybył ze Śląska jeden z tamtejszych Dohnów – Stanisław (Stanislaus).
Obraz Fritza Grotemeyera "Bitwa pod Chojnicami 1454" (olej na płótnie, ok. 1900)
Zatem protoplastą rodu w Prusach Wschodnich był krzyżacki najemnik Stanislaus Dohna (zm.1504/05), dowódca polowy podczas bitwy pod Chojnicami w 1454 roku, wygranej przez Krzyżaków. Dobra, które otrzymał za zasługi dla Zakonu, stanowiły początek wielkiej fortuny jaką kolejni członkowie rodziny pomnażali przez stulecia. Z drzewa genealogicznego wynika, że ród pochodził z Górnej Saksonii, a do Prus przybył w 1454 roku. Po przegranej, z Polską, wojnie 13 – letniej Zakon Krzyżacki spłacał najemników nadaniami ziemskimi.
Henryk VI Reuss (Reuß) von Plauen (urodzony w 1400 roku, zmarł na zamku w Morągu (Mohrungen) 2 stycznia 1470 roku). Wielki Mistrz Zakonu krzyżackiego od 4 kwietnia 1467 roku (objął 20 października 1469 roku) do 2 stycznia 1470 roku. W trakcie wojny trzynastoletniej objął dowództwo nad armią i wsławił się pokonaniem wojsk polskich w bitwie pod Chojnicami, gdzie jednym z dowódców polowych był Stanislaus Dohna. Niezwłocznie po wyborze von Plauen udał się na sejm do Piotrkowa, gdzie 1 grudnia 1469 roku złożył hołd lenny przed królem polskim Kazimierzem Jagiellończykiem. Zakon w tym czasie był już bardzo ubogi i żeby mieć za co wyjechać do Piotrkowa musiał nałożyć nowy podatek na koszta podróży. W drodze powrotnej z Polski do Prus zaniemógł i doznał paraliżu, który uniemożliwił mu dalszą podróż. Zmarł w Morągu 2 stycznia 1470 roku. Pochowany został w katedrze w Królewcu. Zdążył jednak nagrodzić swojego wojennego towarzysza a właściwie wynagrodzić wynajętego najemnika.
W 1469 roku Stanislaus von Dohna, otrzymał w ten sposób dobra Wilczęta (niem. Deutschendorf), nadane na wieczne czasy.
Rysunek kościoła w Wilczętach z lat 1892-1898
Świątynia powstała w latach 1330-1340. Jest to budowla murowana wzniesiona z kamienia oraz cegły o wiązaniu gotyckim. Najstarszą częścią kościoła jest nawa wybudowana około 1330 roku z rozbudowanym szczytem wschodnim. Nawa i prezbiterium nakryte są dachami siodłowymi. Wieża, która została wybudowana w 1655 roku pierwotnie była nakryta dachem namiotowym. W czasie działań wojennych została zniszczona i jej szczyt jest obecnie nakryty płaskim dachem. Od strony południowej znajduje się otwierająca się do nawy kaplica z nieregularnym szczytem wschodnim. Wnętrze świątyni ma interesujące wyposażenie. Jednym z jego elementów jest ambona z 1681 roku wykonana przez stolarza Richtera i rzeźbiarza Johana Christopha Dobela. Ambona była ozdobiona wyrzeźbionymi głowami konsuli. W niszy znajdowało się 6 postaci apostołów, a pod nimi głowy aniołów. W 1681 roku powstał ołtarz wykonany przez Joachima Christopha Dobela z Królewca. Jego rzeźba ma barwy czerni, bieli i złota. Dzwony, które należą do najstarszych zachowanych w Wilczętach reprezentują również styl gotycki. Pierwszy i największy dzwon powstał w Niderlandach. Na szczycie dzwonu znajduje się napis, legenda. W środku napisu jest umieszczony herb rodu Burggrafów i Grafów Dohna.
Kościół w Wilczętach istniał już przed reformacją. Wkrótce po 1525 r. powstała tu parafia ewangelicka. W XVIII i XIX w. prawo patronatu posiadali Dohnowie. W 1912 r. parafia liczyła 1268 wiernych, na jej obszarze działały 3 szkoły.
Wilczęta. Pomnik wojenny (denkmal), plebania i kościół – 1918 r.
Pomnik stoi obok kościoła. Zachował się na nim napis: Unsern Opfern des Weltkrieges 1914-1918 in Dankbarkeit - Kirchengemeinde Deutschendorf (Naszym ofiarom Wojny Światowej 1914 - 1918 wdzięczni parafianie z Deutschendorf).
Obelisk upamiętniający poległych w I Wojnie Światowej powstał w latach 20. XX wieku. Jest to obelisk betonowy, ustawiony na postumencie w formie trzech betonowych podstaw, zwężających się ku górze. Usytuowany w centrum wsi, na działce należącej do kościoła p.w. Przemienienia Pańskiego. Wyryte napisy inskrypcyjne umieszczone na różnych płycinach. Oprócz nazwisk zmarłych i zaginionych ze wsi Gładysze, Bardyny i Wilczęta znalazł się symbol krzyża maltańskiego. Pomysłodawcą oraz organizatorem wszystkich prac był pastor Bobeth sprawujący swój urząd w latach 1916-1938. Obelisk ten występuje na kartkach pocztowych i zdjęciach z okresu międzywojennego.
Wilczęta (niem. Deutschendorf) – wieś gminna położona w województwie warmińsko-mazurskim, w powiecie braniewskim, w gminie Wilczęta. Wieś została założona w latach 1304–1312. Od 1469 roku stanowiła własność magnackiej rodziny Dohnów. W latach 1330–1350 powstał kościół filialny istniejący do dnia dzisiejszego. W maju 1807 roku pod wsią rozlokował się francuski 16 pułk piechoty lekkiej.
W 1939 roku wieś zamieszkiwało 620 osób. 3 lutego 1945 roku radzieckie lotnictwo bombardowało i ostrzeliwało z broni pokładowej główną linię walk na lądzie. Największe naloty lotnictwa szturmowego i bombowego zostały skierowane między innymi na Wilczęta, doprowadzając do ogromnych zniszczeń.
W następnych latach ród otrzymał Karwiny (niem. Karwinden - 1469 r.), a w 1525 roku Peter von Dohna (1482 – 1553), syn Stanislausa, otrzymał od Zakonu wieś Słobity (niem. Schlobbiten). Stały się one potem siedzibą rodową von Dohnów.
Piotr Dohna (1482/83-1553)
Piotr Dohna i Katarzyna Czema
Właśnie syn Stanislausa, Peter uważany jest za twórcę potęgi rodu. Ożeniony z córką wojewody pomorskiego Katarzyną Zehmen (Czema) miał z nią ośmiu synów i jedną córkę.
Portret przedstawia Katarzynę Czema herbu Cema (niem. Catherine von Zehmen), urodzoną około 1520 roku, zmarłą w 1558 roku, córkę wojewody pomorskiego Mikołaja Czemy i Heleny Badeńskiej, matkę ośmiorga synów i córki, od 1532 roku żonę Piotra Dohny.
Męscy członkowie rodu, od lewej: Piotr Dohna (1480-1533) – senior rodziny i następnie jego ośmiu synów:
• Achacy (1533-1601) – miłośnik sztuki, muzyki i literatury, student z Królewca i Wittenbergi, luteranin,
• Henryk (1534-1563) – żołnierz walczący u boku Zygmunta Starego, poległy w wieku 29 lat w bitwie o Inflanty,
• Fryderyk (1536-1564) – zmarły w Szwecji,
• Albrecht - zmarły w wieku 15 lat, (biała szata),
• Krzysztof (1539-1584) – dostojnik duński,
• Abraham (1542-1569) - zamieszkały na stałe we Francji,
• Jan (1545-1565) – dostojnik duński,
• Fabian (1550-1621) - najmłodszy i najdłużej żyjący, wyznawca kalwinizmu, założyciel kościoła kalwińskiego na zamku w Morągu.
Henryk Dohna (1534-1563) – żołnierz walczący u boku Zygmunta Starego, poległy w wieku 29 lat w bitwie o Inflanty
Epitafium Krzysztofa Dohna ((ur. 1539 r. w Morągu-zm. 1584 w Nyborg) – dostojnika i polityka duńskiego w kościele w Odense (Dania)
Małżonka Piotra Dohny – Katarzyna Czema (około 1520-1558) z córką Zofią
Peter Dohna
Piotr Dohna w latach 1520-1525 pełnił funkcję dowódcy wojsk krzyżackich podczas okupacji Braniewa. Po sekularyzacji Zakonu otrzymał tytuł książęcego starosty w Morągu i morąski zamek, a w 1525 roku także wieś Słobity (Schlobitten). Miał opinię żołnierza wyjątkowo zuchwałego. Dopiero jednak jego jeden z synów, Achacy, pobudował pierwszy dom w Słobitach, a pierwszy pałac w Słobitach powstał za sprawą syna Achacego, Abrahama.
Achacy (Achatius) Dohna (1533-1601) - syn Piotra Dohny
Abraham Dohna (1579-1631) - syn Achacego Dohny - budowniczy pałacu w Słobitach
W posiadaniu Dohnów pozostawało około 90 majątków w powiatach: pasłęckim, morąskim, ostródzkim i kętrzyńskim. Na zjeździe rodzinnym w lipcu 1624 r. Dohnowie uchwalają "Pacta familiae", umowę, która odtąd obowiązywała wszystkich członków rodu. Ustalono podział majątku na pięć linii: w Ławkach, Słobitach, Karwinach, Gładyszach i Markowie. Każda z linii prowadziła odrębną administrację i samodzielnie zarządzała otrzymaną częścią dóbr, ale zawsze zgodnie z wytyczoną w "Pactach" polityką rodową i majątkową. Domy w Królewcu, Elblągu oraz zamek w Morągu pozostały pod wspólnym zarządem. W kolejnych latach niektóre linie wygasały, bądź ponownie zostały przywrócone, m.in. klucz Ławki i Karwiny. Członków rodziny łączy pierwszy człon nazwiska, drugi to nazwa siedziby - klucza. Tak powstały nazwiska Dohna-Schlobitten (Slobity), Dohna-Lauck (Ławki), Dohna-Reichertswalde (Markowo), Dohna-Schlodien (Gładysze). Schlobitten (Słobity), Lauck (Ławki), Reichertswalde (Markowo) i Schlodien (Gładysze) to cztery posiadłości mające największe znaczenie w historii rodziny. W nich też narastały tworzone z olbrzymią precyzją archiwa rodu. Poza drugim członem nazwiska, odnoszącym się do najważniejszych siedzib, można spotkać sporadycznie określenia linii bocznych, które utworzono od nazw mniejszych posiadłości, takie jak Dohna-Karwinden, Dohna Mallmitz, Dohna-Waldburg, Dohna-Wundlacken, Dohna-Pfeiffertswalde czy Dohna-Kalthof. W aktach rodu Dohna właściwie nie spotyka się nazwy Finckenstein jako wyodrębnionego członu nazwiska. Przyczyna tego leży z pewnością w dość późnym, bo dotyczącym końca XVIII w. akcie zakupu posiadłości Finckenstein w 1782 r. przez Friedricha Alexandra Burggrafa i Grafa zu Dohna Wartemberg Schlobitten (1741-1810). Miało to miejsce trzynaście lat po jego ślubie z Caroline Louise Amalie von Finckenstein (1746—1825)7. Dużą rolę odegrało również, wynikające z tradycji rodzinnej Dohnów przwiązenie do ideii Fideikomisu, założenie Fideikomisu Finckenstein. W rezultacie dopiero w XIX w. można mówić o nowej linii Dohna-Finckenstein.
Część tych posiadłości stracili Dohnowie w XIX w. na skutek procesów uwłaszczeniowych, by z czasem częściowo odkupić je za środki otrzymane ze spłaty rent. Widoczne jest dążenie do stworzenia zwartego obszaru posiadania. Enklawy znajdujące się na tym obszarze starają się Dohnowie zlikwidować procesami. Ilość wsi i folwarków Dohnów rosła nie tylko drogą nadań i zakupu lecz także dzięki intensywnej gospodarce, dzięki karczowaniu lasów, budowaniu urządzeń melioracyjnych i prowadzeniu akcji osadnictwa na terenie dawnych lasów i bagien. Ród Dohna stanowi typowy przykład wschodniopruskiego rodu junkierskiego, którego członkowie dufni w swe latyfundia i wiekowe przywileje zajmowali najwyższe godności w służbie wojskowej i dworskiej oraz w administracji samorządowej i państwowej. Był on ostoją pruskiego militaryzmu, chociaż wydał także krzewicieli kultury. Niemal od momentu usadowienia się w Prusach Wschodnich ród Dohna znalazł dla siebie właściwą formę organizacji polityki rodowej i gospodarczej, by stać się siłą i osiągnąć wysoką pozycję społeczną.
Abraham zmarł nie pozostawiając męskiego potomka. W tym momencie nastąpił pierwszy podział linii pruskiej na starszą z siedzibą w Słobitach, którą odziedziczył najstarszy w tym momencie brat Abrahama - Christoph i młodszą z siedzibą w Ławkach, którą odziedziczył młodszy, Fabian.
Fabian Dohna
Christoph dokonał podziału swojego majątku między trzech synów. Najmłodszy z nich otrzymał Karwiny, środkowy otrzymał Gładysze (ale nie doczekał się męskiego potomka).
Gładysze
Gładysze (Schlodien). Wirtualna rekonstrukcja
Schlodien - plan
Najstarszy syn Friedrich otrzymał Słobity, a po śmierci brata przejął też Gładysze. Synowie Friedricha doprowadzili do kolejnego podziału. Słobity odziedziczył najstarszy z synów, Aleksander, który jako pierwszy nosił tytuł zu Dohna Schlobitten, jego młodszy brat Christoph otrzymał Gładysze i przyjął tytuł Schlodien. Ich kuzyn natomiast odłączywszy należące mu się ziemie Karwin z majątku słobickiego utworzył trzecia linię, Karwinden, lecz po dwóch pokoleniach ta linia wymarła i jej majątek przeszedł na linie Schlodien zwaną od tej pory Schlodien mit Karwinden.
W 2017 r. natknąłem się w Internecie na bardzo fajny artykuł autorstwa Pana Lecha Słodownika, który cytuję w całości:
"Biała dama z pałacu w Gładyszach"
Gładysze to zapomniana dzisiaj wieś sołecka w gminie Wilczęta, w której żyje około 320 mieszkańców. Niepozorne Gładysze położone są na skraju pagórkowatej okolicy na granicy z gminą Orneta, nieco powyżej środkowego biegu rzeki Pasłęka. Przed wojną Gładysze należały do powiatu pasłęckiego i były trzecią co do wielkości wsią w parafii Wilczęta. Znany matematyk, fizyk i podróżnik szwajcarski Johann Bemoulli (1667-1748), który podczas swojej podróży przez Brandenburgię, Pomorze i Prusy pojawił się również w Gładyszach, tak opisywał tą wieś w pierwszej połowie XVIII wieku: „Gładysze to jednocześnie hrabiowski pałac rodu Dohna, który łączy zarówno wyborne położenie, piękne widoki i nieporównywalne z niczym okolice, co również dotyczy licznych innych posiadłości i siedzib rycerskich hrabiów Dohna, w których w równym stopniu mają swój udział Natura, Sztuka i Fortuna”. Przed wojną wieś słynęła z pałacu, którego fasada pomalowana była na żółtawo - złoty kolor, a pilastry i okna miały białe boniowania oraz z okazałych budowli dworskich, gospodarczych i przepięknego parku krajobrazowego. Dzisiaj w obrębie wsi znajduje się duży, otoczony fosą zdziczały park, kilka zarastających stawów oraz ruiny spalonego w 1986 r. pałacu z resztkami zabudowań przypałacowych i gospodarczych. Niewiele lepiej wyglądają niektóre zabudowania wsi. Patrząc na dzisiejsze Gładysze trudno uwierzyć, że przez 300 lat należały one do jednej z linii znanego arystokratycznego rodu von und zu Dohna, majętnego i wielce skoligaconego w Europie, patronów siedmiu kościołów i dziewiętnastu szkół, rezydującego na tych terenach już od połowy XVI wieku.
Wspomniany pałac został zbudowany latach 1701-1704 według planów francuskiego hugenoty, wybitnego architekta Jean de Bodt. Tak jak każdy porządny pałac, także ten w Gładyszach, miał swojego ducha. Była to okazjonalnie objawiająca się biała dama. Legenda głosiła, że bezdzietna pani domu chciała przekonać swego męża aby wbrew postanowieniom ustawy fideikomisowej (ordynacja rodowa, wg. której zarządzał fideikomisarz (powiernik fideikomisu), który nie był właścicielem majątku, lecz jego powiernikiem, a więc nie mógł nim swobodnie dysponować - dop. autora) - przekazał jej w testamencie Gładysze. Ponieważ mąż nie mógł, ani też nie chciał spełnić jej życzenia, groziła mu i przeklinała go jeszcze w godzinie swej śmierci. Odebrało to jej, według legendy, spokój grobowy. Przy oprowadzaniu po pałacu przed 1945 r. nie zapomniano nigdy pokazać portretu zimno spoglądającej późniejszej zjawy z XVIII wieku, z odpowiednio ubarwioną opowieścią, celem obudzenia właściwego respektu u gościa. Poza tym poproszono trzech duchownych i w ich obecności, za zamaskowanymi drzwiami, w bocznej klatce schodowej, która odchodziła od głównej klatki schodowej, wyryto w belce krzyż, który miał wykląć ducha. Obaj ostatni właściciele pałacu i dóbr w Gładyszach, bracia Wilhelm-Christoph i Carl-Emanuel (Eno) zu Dohna-Schlodien polegli w latach 1944 i 1945, walcząc w Wehrmachcie na froncie wschodnim. Ich matka z dwoma córkami uciekły z Gładysz mroźną zimą 21 stycznia 1945 r., powozem konnym, do Westfalii. Jedna z tych córek, Elisabeth, była w 1995 r. po raz drugi w Gładyszach razem z wybitnym dziennikarzem, publicystą i autorem książek Klausem Bednarzem, który kręcił wtedy znany film dokumentalny „Podróż po Prusach Wschodnich” (Eine Reise durch Ostpreuften). W filmie wspomina, że jak była w Gładyszach pierwszy raz w 1974 r., to w oknach pałacu wisiały jeszcze firany. Z końcem wojny nieuszkodzony pałac wpadł w ręce armii sowieckiej, która na jakiś czas urządziła w majątku kołchoz. Na wyposażeniu pałacu były jeszcze niektóre meble, piece, kominki, sztukaterie, rzeźby, obrazy i malowidła na ścianach. Od strony ogrodowej w dużych, drewnianych donicach stały ozdobne kwiaty. W stawach parkowych nowi osadnicy wiklinowymi koszami poławiali ryby, głównie liny i karasie. W 1950 r. pałac został przejęty przez Państwowe Zakłady Zbożowe i eksploatowany jako magazyn. W 1960 r. przejął go miejscowy PGR. Organizowano w nim lokalne uroczystości, dożynki, zabawy taneczne, a teren parku był miejscem festynów. W latach 1965-1984 postępowała szybko dewastacja obiektu przez miejscową ludność, na skutek braku jakiegokolwiek zabezpieczenia. W 1984 r. pałac i park przejęła prywatna osoba, która zamiast prac zabezpieczających - dokonywała częściowej rozbiórki. Później stał pusty, jednakże podejmowano próby reperowania dachu, aby umożliwić pełne odrestaurowanie. W końcu, w nocy z 16 na 17 lipca 1986 r. pałac padł ofiarą pożaru. W międzyczasie rozebrano pięknie wykafelkowaną kuchnię oraz dwa budynki „kawalerskie” leżące nad już opróżnionym i zdziczałym stawem palacowym. Spiżarnia spłonęła jeszcze wcześniej niż pałac. Stajnie runęły i zapadły się. Ciekawą pozostałością dawnych zabudowań dworskich w Gładyszach jest pochodząca z XIX w. podcieniowa kuźnia. Jest los też nie jest pewny, gdyż powoli popada w ruinę. W jej środku znajdują cztery sentencje, które w języku niemieckim brzmią: /Die Säulenhałle führt noch nicht zur rechten / Verborgen flammt der Herd, wo Arbeit krönt der Fri/ a wird der schwächste Mensch des eignen Glückes / Folgt treuer Demut des höchsten Meisters Schritt/ - co można przetłumaczyć jako: /Portyk nie prowadzi jeszcze do prawdziwej kuźni / W skryciu płonie ognisko, gdzie pracę koronuje pokój / Tam najsłabszy człowiek staje się kowalem swego szczęścia / Tylko po wiernej pokorze postępuje krokiem najwyższego Mistrza/. Nowy właściciel Podągów pod Ornetą, który jest znanym w Europie producentem zdrowej żywności i odżywek dla dzieci, z niezwykłym pietyzmem odbudował przed kilku laty popadający w ruinę piękny pałac w Bogatyńskich (Tungen). Obecnie chodzą słuchy, że zamierza w podobny sposób zająć się ruinami pałacu w Gładyszach." (źródło: LECH SŁODOWNIK Dziennik Bałtycki20.10.2017 s.15)
Gładysze XIX wiek
Patrząc na dzisiejsze Gładysze trudno uwierzyć, że przez trzysta lat należały do jednej z linii znanego arystokratycznego rodu von und zu Dohna, majętnego i wielce skoligaconego w Europie, patronów siedmiu kościołów i dziewiętnastu szkół, rezydującego na tych terenach już od połowy XVI wieku.
Wieś wzmiankowana była dosyć późno, bo w 1348 r. jako należąca do wolnych Prusów posiadłość Scloden, następnie Schloden. Prawdopodobnie od imienia Prusa Sclode została wyprowadzona późniejsza nazwa wsi, gdy znajdowała się już w posiadaniu staropruskiej szlachty – rodu Werner i należała do komornictwa w Burdajnach. W 1557 r. właścicielem tutejszych dóbr lennych liczących 18 łanów (ok. 303 ha) był Feliks Werner.
Gładysze przeszły w 1643 roku od Erharda Wernera, pod kuratelę braci Achatiusa Dohna (1581-1647) i Fryderyka Dohna (1619-1688), na poczet dużych wierzytelności. Natomiast w 1654 r., w wyniku braterskiego podziału Gładysze przeszły w ręce tej części rodu Dohnów, która do tej pory miała siedzibę w Dębinach (Borchertsdorf).
Fryderyk Dohna (1619-1688)
Tak więc w 1688 roku dziedzicem Gładysz został brandenbursko - pruski generał Christoph burgrabia i hrabia zu Dohna (1665-1733), późniejszy minister, generał i dyplomata w służbie elektora brandenburskiego, a następnie Króla Prus Fryderyka I (1657-1713). Stał się on protoplastą nowej – gładyskiej linii rodu (Dohna-Schlodien), w odróżnieniu od linii słobickiej (Dohna-Schlobitten), założonej przez jego brata Aleksandra (1661-1728), marszałka polnego, nadochmistrza dworu i wychowawcy księcia Fryderyka Wilhelma, późniejszego Króla Prus Fryderyka Wilhelma I.
Aleksander Dohna (1661-1728) - protoplasta lini słobickiej (Schlobitten)
Christoph zu Dohna (1665 - 1733) - protoplasta lini gładyskiej (Schlodien)
Wspomniany Christoph zu Dohna, zasłynął nie tylko jako budowniczy pałacu w Gładyszach, ale pozostawił również po sobie pamiętniki wypełnione wspomnieniami swego bogatego i interesującego życia. Należy tu wspomnieć o jednym ze zleceń jakie otrzymał jako poseł elektora brandenburskiego, gdy w roku 1711 reprezentował Króla Prus Fryderyka I, podczas koronacji Cesarza Karola VI we Frankfurcie nad Menem. Do jego zadań należało podanie Cesarzowi po posiłku koronacyjnym naczynia do opłukania rąk. Użyta do tego celu srebrna misa i dzbanek służyły aż do końca wojny w Gładyszach jako chrzcielnica.
Pamiętniki sygnowane herbem Dohnów
Po Reformacji Dohnowie z Gładysz, Ławek i Karwin przyjęli wyznanie kalwińskie i jeszcze na początku XIX w. utrzymywali własnego kaznodzieję, który mieszkał w Gładyszach i w części parterowej pałacu odprawiał każdej niedzieli mszę, a raz w miesiącu, też w niedzielę, w Karwinach. W okresie późniejszym bywało tak, że cała rodzina Dohnów jechała w niedzielę wielkim powozem do jednego z siedmiu patronackich kościołów na mszę, najczęściej jednak do będących w posiadaniu Dohnów od 1469 r. i położonych w pobliżu Wilcząt. Jeśli wyjazd do kościoła był z powodu czy to choroby czy złej pogody niemożliwy, modlono się w sali muzycznej w czym brali w nich udział wszyscy domownicy, goście oraz służba. Dawało to obraz głębokiej pobożności która odzwierciedlała żywą tradycję rodu Dohna.
Christoph burggraf i graf zu Dohna mieszkał w latach 1695-1697 w „zameczku” (Schlößchen) w Morągu, a po jego spaleniu przeniósł się do Berlina. Tam właśnie usłyszał o sławnym budowniczym berlińskiego Arsenału, francuskim hugenocie nazwiskiem Jean de Bodt, urodzonym w 1670 r. w Paryżu. Jean de Bodt na skutek edyktów nantejskich udał się w 1685 r. do Holandii, gdzie pracował dla dynastii orańskiej, a następnie do Berlina. Tam został współpracownikiem Johanna Arnolda Neringa (zm. 1695 r.) i dokończył rozpoczęte przez niego budowy, m.in. Pałac Miejski w Poczdamie. Następnie rozpoczął służbę na dworze saskim. Christoph zu Dohna postanowił zamówić u niego projekt nowego pałacu. Początkowo rozpoczęto budowę na wzgórzu koło Kwitajn, w pobliżu miejscowości Dobre, jednakże podwójne uderzenie pioruna w fundamenty spowodowało przeniesienie budowy do Gładysz. Był to pierwszy z wielu wybudowanych przez architekta J. de Bodt pałaców, później był on także projektantem pałaców w Karwinach, Kamieńcu (Finkenstein) k. Susza i we Friedrichstein (dzisiaj Kamienka w obwodzie kaliningradzkim). Od 1696 roku zatrudniony był w Słobitach, a następnie w latach 1701-1704 budował pałac w Gładyszach. Był on zarówno pierwszym jak i najmniejszym z tych pałaców, jednakże zachwycał ze względu na harmonijne proporcje, jak i zwartą, intymną formę.
Nadzór nad budową i wystrojem wnętrz sprawował prawdopodobnie Johann Caspar Hindersin (1677-1738), który zajmował się budową u kuzyna Christopha Dohna w Markowie (Reichertswalde), a następnie przeprowadził rozbudową Słobit, należących do brata Christopha, wspomnianego już Aleksandra zu Dohna. Jak wiadomo, m.in. pałacyk w Dawidach i budynki towarzyszące zespołowi pałacowemu w Gładyszach, są również dziełem J. K. Hindersina.
Szczególny przepych pałacu w Gładyszach, który został wybudowany w stylu baroku holenderskiego polegał na tym, że miał on oryginalne i zachowane w nienaruszonym stanie wyposażenie. Przede wszystkim wiszące na ścianach obrazy, tkane dywany, plafony, sztukaterie i kominki. Nad klatką schodową sklepiała się mała kopuła przedstawiająca wygwieżdżone niebo, zwana przez dzieci – „kocim niebem”. Wiele dekoracji wewnętrznych wykonał plastycznie uzdolniony Carl Florus zu Dohna (1693-1765), którego wizerunek był na specjalnej teczce na biurko.
Carl Florus zu Dohna (1693-1765)
Inwentarz, uzupełniony przed wojną przez meble i portrety z Karwin, był bardzo cenny i zestawiony z znawstwem przez Konrada zu Dohna-Schlodien (1872-1936). Bezcenne były tu portrety holenderskie, meble i srebra, odziedziczone od grafów Brederode i Vianen. Zbiory te uzupełniało bogate archiwum i biblioteka.
Konrad zu Dohna-Schlodien (1872-1936)
Na północny wschód od pałacu powstał częściowo „Dwór Służby”. Należały do niego położone też od wschodu dwukondygnacyjne zabudowania budynku kuchni, również wzniesione przez Hindersina według planów J. de Bodt. Północna dobudówka nigdy nie powstała. Dalej, na północny zachód, z obu stron Stawu Pałacowego, leżały dwa bliźniacze - parterowe budyneczki „kawalerskie”. Za dwukondygnacyjną kuchnią leżała jeszcze spiżarnia i dalej na południowy zachód wzniesiono później domek myśliwego lub leśnika. Północno-zachodnią stronę budynku głównego uzupełniała stajnia koni powozowych (Marstall), zwieńczona wieżyczką zamykająca pełen wyrazu zespół.
Stajnia i wozownia w popadającej ruinie
By dojść na dziedziniec dworski i do domu inspektora trzeba było przejść właśnie przez tą stajnię, a przy okazji zobaczyć piękne konie jeździeckie i powozowe stojące w boksach. W 1858 r. dobudowano do pałacu niewielkie skrzydło, które pomieściło głównie oranżerię, latem była tu jadalnia, a zimą przechowywano m.in. parkowe drzewka cytrusowe. Oranżerię połączono łącznikiem z pałacem i w ten sposób zachwiano niestety jego pierwotnymi proporcjami. We wspomnianym łączniku, nazwanym później „Żółtą Salą”, mieściło się znaczne archiwum, natomiast „Żółtą Salę” zdobiły liczne obrazy rodzinne, niektóre z nich znacznej wartości (część tych obrazów znajduje się obecnie w Muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie oraz w dawnym „zameczku Dohnów” w Morągu). W XIX w. odnowiono pałac, jego dach (pokryto łupkiem mansardowym) i dobudowaną w 1858 r. oranżerię.
Gładysze
Barokowy park przypałacowy, urządzony wg starych, mieszczańskich wzorów, otoczony był systemem umocnień, z małymi bastionami. Około 1800 r. Carl Ludwig zu Dohna-Schlodien (1758-1838) przebudował park w stylu krajobrazowym, przy czym podstawowe jego barokowe elementy zostały zachowane. Także „chiński pawilon herbaciany” i mały oberlandzki domek podcieniowy dla dzieci, gdzie ryglowy podcień wsparty był na czterech słupach. W latach 1867-1868 powstała kompozycja romantycznego parku krajobrazowego autorstwa „Dyrektora Parków” (Gartendirektor) Johanna Laraßa (1820-1893), która zmieniła wygląd parku krajobrazowego. Dlatego około 1930 r. Konrad zu Dohna-Schlodien podjął próbę częściowego zrekonstruowania parku w stylu baroku. Jeszcze wtedy były tu ponad dwustuletnie drzewa pomarańczy, do zabudowań dworskich prowadził żywopłot sięgający 11 metrów, był jeszcze kanał i bastiony.
Urszula hr. zu Dohna w swej książce na temat parków i ogrodów w Prusach Wschodnich, pisze m.in.” „... w Gładyszach, na nasypie ziemnym, Carl Ludwig Alexander Dohna wybudował pełen wdzięku chiński domek-herbaciarnię. Czworoboczne wnętrze herbaciarni miało na każdej z czterech ścian opuszczane okna i otwierające się na zewnątrz drzwi. Mała, zawieszona u sufitu róża wiatrów poruszała się w przeciągach z górnych małych okienek. Nikt nie miał pojęcia jakiemu celowi służyło małe, ciemne pomieszczenie tuż pod pokojem herbaciarni, do którego prowadziły krótkie schody. Właściwe pomieszczenie piwniczne było dopiero pod nim i nie miało żadnego połączenia z tym małym schowkiem. Ta dostępna tylko z zewnątrz piwnica wcale nie była lodownią, jak można było przypuszczać, a raczej służyła do przechowywania zimą jarzyn. U dachu pawilonu herbaciarni były zawieszone wokół liczne dzwoneczki, które przy najlżejszym podmuchu wiatru osobliwie podzwaniały”. Natomiast Clara zu Dohna w wydanej prywatnie kronice Gładysze pisze: „Wdzięczna, mała herbaciarnia, śliczny domek myśliwski z gołębnikiem i umieszczanymi na nich wersetami łacińskimi oraz mała chatka chłopska, zbudowana całkowicie na wzór chat podcieniowych z Oberlandu (Pogórza), służąca jako bawialnia dla dzieci – są jego dziełem”.
W tym krytym słomą domku podcieniowym, przeznaczonym dla zabaw dzieci znajdował się w sieni nad paleniskiem otwarty kominek, a poza trzema izbami jeszcze mała stajnia dla zwierząt i stodółka na siano. Zgodnie z ogólnym zwyczajem Carl Ludwig Alexander Dohna (członek I zjednoczonego Landtagu w 1847 r) był autorem wielu sentencji, które były potem rozmieszczane na drzewach lub ławkach w parku bowiem „one pomagają w samotności, ożywiają fantazję, rozbudzają uczuciowość...”.
Latem w parku odbywały się festyny, które miały miejsce na łączce pod lasem, otoczonej przez wiekowe dęby. Do tańców rozkładano tam drewnianą podłogę. Tu obchodzono Dzień Dziecka, dożynki, święto straży pożarnej, święto towarzystwa strzeleckiego i inne.
W parku organizowano także liczne spotkania, zwłaszcza organizacji kobiecych i przy tej okazji można było zwiedzać pałac, którego wejścia od strony ogrodowej był otwarte. Szczególne wrażenie robiła na zwiedzających sala rodowa, gdzie na ścianach wisiały cenne obrazy przodków Dohnów. Pokazywano także łóżko z baldachimem, na którym spała Królowa Prus –Luiza, w czasie ucieczki do Kłajpedy w 1806 roku, po klęskach Prus pod Jeną i Auerstaedt. W 1810 r. kurował się tu ranny wybitny poeta niemiecki Max von Schenkendorf. Pałac liczył wtedy 58 pokoi.
Założenie pałacowo-parkowe łączy się z kompleksem leśnym – Las Spędy (Spander Wald), a przepływający tu strumyk zasila wspomniane stawy i znajduje swe ujście w Pasłęce. (źródło: Lech Słodownik)
Wracając do dziejów majątku i wsi Gładysze. W 1803 r. żyło tu 333 mieszkańców, a w 1875 r. 158 mieszkańców, a w samym majątku ziemskim 356 mieszkańców (w Tatarkach 159). Pod koniec XVIII i na początku XIX w. właścicielem Gładysz i pobliskich Ławek był Karol zu Dohna-Schlodien (1758-1838), dobry gospodarz, szanujący poddanych, a przede wszystkim filantrop, pokładający wiele wysiłku materialnego m.in. w rozbudowę szkolnictwa w zarządzanych dobrach. W 1784 r. nabył od swego wujka Konrada v. Finckenstein majątek w Rudzienicach (Raudnitz) koło Iławy jako dobra alodialne (w średniowieczu: majątek ziemski wolny od wszelkich ciężarów i powinności lennych). Tu, z uwagi na pracujących polskich chłopów, nauczył się języka polskiego oraz przetłumaczył i wydał katechizm luterański w języku polskim. Równocześnie z Fryderykiem zu Dohna ze Słobit (1741-1810) już w 1802 r., a więc pięć lat przed reformami K. v. Steina i K. v. Hardenberga, znieśli poddaństwo w swych majątkach, nie zwalniając się jednak z obowiązków ochronnych. W 1807 r. wobec ciężkiej sytuacji chłopów w Gładyszach, zniósł tzw. czynsz łanowy i sprzedał rodzinne srebra i kosztowności, by nieść potrzebującym pomoc.
Szczególnie ciężkim okresem dla rodu Dohnów i miejscowej ludności była okupacja tej części Prus Wschodnich przez wojska francuskie przed i po pokoju w Tylży, a więc w latach 1807-1813. Trzeba podkreślić, że Dohnowie dosyć szybko włączyli się aktywnie w walkę z wojskami napoleońskimi, w której zginął w wieku 38 lat Ludwig hr. zu Dohna.
Ludwig Moritz Achatius zu Dohna-Schlobitten (ur. 8 września 1776, zm. 19 stycznia 1814, Gdańsk), niemiecki arystokrata, oficer armii pruskiej. Jego rodzicami byli Friedrich Alexander, hrabia zu Dohna-Schlobitten, i Luise Amalie Caroline, hrabina Finck von Finckenstein. Brat Ludwiga, Alexander, był ministrem i jednym z inicjatorów przejścia Prus na stronę Rosji w 1813 r.
Z małżeństwa z Amelie Friederike zu Dohna-Lauck miał dwie córki, Amalie Louise Mathilde zu Dohna-Schlobitten (ur. 14 listopada 1808 r.) i Caroline Friderique Juliane Hedwig zu Dohna-Schlobitten (ur. 7 listopada 1811 r.).
W 1791 r. rozpoczął służbę w 9. płk. dragonów, z którym brał udział w dwóch kampaniach nad Renem przeciwko Francuzom. W 1794 r. uczestniczył w walkach z Polakami jako adiutant generała Schwerina. Od 1801 r. w 13. Pułku Dragonów, w którym dosłużył się stopnia majora. Za udział w obronie Gdańska w 1807 r. odznaczony orderem Pour le Mérite. Po redukcji armii zdymisjonowany, powrócił do rodzinnego majątku.
W 1812 r. mianowany inspektorem Landwehry wschodniopruskiej (Landwehra wschodniopruska była to formacja ochotnicza, zdarzali sie w niej ludzie już podeszli wiekiem jak i za młodzi by służyć w oddziałach regularnych). W1813 r. wyznaczony dowódcą 1. Dywizji Landwehry, wysłanej do pomocy siłom rosyjskim oblegającym Gdańsk. Prowadził jedną z kolumn rosyjsko-pruskich w zwycięskim szturmie na Zaroślak dnia 10 października 1813 r. Awansowany na podpułkownika, potem pułkownika, odznaczony Krzyżem Żelaznym. Po kapitulacji Gdańska, 2 stycznia 1814 r. mianowany rozkazem Fryderyka Wilhelma III na komendanta miasta, nie mógł objąć stanowiska ze względu na konflikt pomiędzy zwycięzcami (Rosjanie rozważali zagarnięcie miasta dla siebie). Kilkanaście dni później zmarł w gdańskim lazarecie na tyfus.
W 1817 r. na wzgórzu w podgdańskiej wsi Łostowice (dziś dzielnica Gdańska) ustawiono żelazny krzyż z napisami upamiętniającymi udział hrabiego zu Dohna i innych Prusaków w oblężeniu 1813 roku (pomnik ten został zniszczony w latach 70. XX wieku).
Fragment krzyża z nazwiskiem Grafa Dohna
Już 26 stycznia 1807 r. w Gładyszach pojawił się oddział wojsk napoleońskich do zadań specjalnych (Detachement) pod dowództwem gen. Rouquette i gen. L’Estocq. Zadanie obrony ważnego mostu na Pasłęce zlecono dowódcy 3 dywizji gen. Villatte i generałowi dragonów Lahoussaye. W tym czasie Książę Ponte Corvo – marszałek Jean Baptiste Bernadotte z I Korpusem armii francuskiej zajął kwatery w pałacu w Słobitach, a w Gładyszach i w pobliskiej Nowicy, Francuzi wybudowali w maju prowizoryczne baraki dla żołnierzy. Masy wojska i koni, ciągłe kontrybucje, rabunki i plądrowania, spowodowały powszechne zubożenie ludności, głód oraz epidemię tyfusu i czerwonki. Do tego doszła jeszcze zaraza bydła przywleczona z Niemiec. Choroby te zdziesiątkowały miejscową ludność. Wobec ciężkiej sytuacji chłopów, wspomniany wyżej właściciel majątku w Gładyszach - Karl zu Dohna, zniósł tzw. czynsz łanowy i sprzedał rodzinne srebra i kosztowności, by nieść potrzebującym pomoc. Najbardziej poszkodowanym mieszkańcom pobliskich miejscowości Dohnowie udzielali też pożyczek bezzwrotnych.
Jeszcze przed 1945 r. wskazywano miejsce między Spędami a Gładyszami, gdzie zabłąkaną kulą został trafiony w szyję marszałek Bernadotte. Zastąpił go gen. Victor, a marszałek leczył swoje rany w Kadynach, a następnie w Malborku. W dniach 4 i 5 czerwca 1807 r. opodal Gładysz rozegrała się bitwa o most na Pasłęce, w której Francuzi pokonali zjednoczonych Prusaków i Rosjan, a następnie ścigali ich aż do Osetnika (Wusen).
Pozostałości z tej bitwy są widoczne do dzisiaj w postaci umocnień ziemnych, szańców, wałów itp. zwanych przed 1945 r. „Francuskim Przyczółkiem” (Französische Brückenkopf). Znajdują się zaraz po prawej stronie za mostem na Pasłęce, przy drodze w kierunku na Bażyny. W tym miejscu Pasłęka płynie krętym korytem w malowniczym wąwozie, ze wzgórz ciągnących się na warmińskim brzegu rozciągają się ładne widoki na okolicę, a od zachodu widnokrąg zamykają Wzniesienia Elbląskie.
W 1932 r. do majątku w Gładyszach należały: Tatarki, Duże i Małe Kwitajny, Swędkowo, Piskajmy, Karwiny - łącznie 3.633 ha. Trzymano m.in. 231 koni, 200 krów, 770 owiec i 355 świń. Do majątku należało również 1.858 ha lasów, m.in. Las Karwiny, Las Dębiny – 324 ha, Las Swędkowo – 111 ha. Leśniczym dworskim w 1909 r. był Steinky, a po nim był von Tresckow, który mieszkał w Karwinach. Tartak dworski znajdował się przy drodze na Jankówko jeszcze w czasach powojennych. Stawami dworskimi i hodowlą ryb zajmował się Gottfried Behrendt. Zarządcą majątku był dr Helmuth Kulow, a ostatnim głównym inspektorem – Hoyer.
Właścicielami Gładysz pod koniec XIX w. i przed 1945 r. byli:
- w latach 1890-1905 Adolf II. Christoph Rudolf Burggraf und Graf zu Dohna ( (1846-1905).
- 1905-1919 – Karl Ludwig Alexander Erdmann Burggraf und Graf zu Dohna (1869-1919), był bezdzietny.
- 1919-1936 Konrad Burggraf und Graf zu Dohna (1872-1936) i żona Eleonora hr. zu Eulenburg-Prassen (1887-1961).
- 1936-1943 Eleonore zu Dohna, która po śmierci męża Konrada kierowała Gładyszami do uzyskania pełnoletności przez syna Wilhelma-Christopha zu Dohna (ur. 1922), który był tylko rok właścicielem dóbr, gdyż zginął w 1944 r. w Rosji.
Konrad Karl Emanuel Adalbert Graf und Burggraf zu Dohna-Schlodien i Eleonore Euphemie Gräfin zu Dohna-Schlodien
Eleonore Gräfin zu Dohna-Schlodien
Wilhelm Christoph zu Dohna
Ostatnim właścicielem dóbr w Gładyszach był Carl-Emanuel (Eno) Dohna-Schlodien (1927-1945), który ranny podczas walk w Prusach Wschodnich, zmarł w 1945 r. w lazarecie w Piławie (obecnie Bałtyjsk).
Carl Emanuel (Eno) Oskar Graf zu Dohna-Schlodien (ur. 27.04.1927 r. Gładysza; zm. 25.03.1945 r. Bałtyjsk)
Życie w Gładyszach przed wojną toczyło się nie tylko wokół pałacu, ale także we wsi, gdzie było 65 zamieszkanych domów, 159 zabudowań w ogóle, żyło 597 mieszkańców, w tym 576 ewangelików i 31 protestantów. Przed 1945 r. lekarzem wiejskim był dr Leo Schröter, który przeniósł się później do Elbląga, a zastąpił go dr Venske, który po wojnie zamieszkał w Berlinie Zachodnim. Długoletnim nauczycielem był Franz Radusch, a skromny budynek jednoklasowej szkoły został zniszczony w czasie wojny, do dzisiaj zachowały się tylko fundamenty. Miejscowym weterynarzem był Georg Rudau, który przybył z Kłajpedy i zamieszkał w domu z drewnianych bali z tzw. ostatkami na narożnikach (Schurzbohlenhaus). Rudau był niechętny nazistom i z tego powodu został pewnego razu „zakablowany” przez nauczyciela z sąsiedniej wsi. Wyrokiem Sądu Specjalnego w Królewcu skazano go w 1934 r. na 6 miesięcy więzienia. Apteka należała początkowo do Grode, a po jego śmierci przejął ją Georg Poschmann, który przeniósł się jednak do Królewca, ponieważ dalsze prowadzenie apteki w Gładyszach stało się nierentowne.
Apteka - 1916 r.
Piekarni we wsi nie było, ale chleb donosiła codziennie pewna „Sammelfrau” z odległego ok. 5 km Osetnika, która do drewnianych nosiłek, służących normalnie do noszenia wiader z wodą, zawieszała dwa duże wiklinowe kosze z chlebem. Rzeźnikiem był Stepke, który w każdą sobotę sprzedawał przed gospodą Fritza Marquardt’a świeże mięso i kiełbasy. Wiejskie rzemiosło reprezentowali m.in. ślusarz Adolf Zander, stolarz August Ehlert i cieśla Gottlfried Hoffmann.
Od 1905 r. funkcjonowała w Gładyszach agentura pocztowa I klasy, którą kierował m.in. Ernst Paetsch. We wsi działało Ewangelickie Towarzystwo Młodych Dziewcząt oraz Towarzystwo Sportowe i Gimnastyczne. Była strzelnica wiejska, która znajdowała się w pobliskim lesie. Wójtem wsi był od 1930 r. Erich Baasner, ekonomista w majątku.
Mieszkali bauerzy, których domy stały przy wiejskiej drodze: Friedrich Neuber (Herder), Hermann Neuber (Bohl), Friedrich Götz, Friedrich Zander, Bruno Gehrmann, Walter Kukuck (Zander), Krokowski (Lange), Gustaw Zander, Gustaw Bohl, Friedrich Zander II i Gottlieb Neuber. Wieś upiększały liczne stawy, niektóre o dźwięcznych nazwach: Staw Wiejski, Staw Zamkowy i Staw Praczek.
Stacja kolejowa znajdowała się 3 km od Gładysz w Jankówku na linii kolejowej Słobity – Kętrzyn przez Ornetę. Jeżdżący tu pociąg nazywano popularnie „Szalony Mazur” (rasende Masur), jeździł bowiem z tak „zawrotną” szybkością, że podczas jazdy można było zrywać kwiatki.
Dziewięć pokoleń podejmowało wysiłek wybudowania pałacu i następnie utrzymania go w rodzinie i przekazywania tego dziedzictwa następcom. Obaj ostatni właściciele – bracia Wilhelm-Christoph i Carl-Emanuel polegli w 1944 i 1945 roku odpowiednio w wieku 22 i 17 lat. Ich matka z dwoma córkami uciekły mroźną zimą 21 stycznia 1945 r., częściowo powozem konnym do Westfalii. Jedna z tych córek była w 1995 r. po raz drugi w Gładyszach razem ze znanym dziennikarzem, publicystą i autorem książek – Klausem Bednarzem. Kręcił on wtedy znany film dokumentalny „Podróż po Prusach Wschodnich” (Eine Reise durch Ostpreußen). W filmie p. Dohna wspomina, że jak była w Gładyszach pierwszy raz w 1974 r., to w oknach pałacu wisiały jeszcze firany. (źródło: Lech Słodownik)
Gładysze pałac, nadleśnictwo i sklep Jantza
Pałac i leśniczówka
Gładysze (Schlodien) 1926
Schlodien 1831 r.
Z końcem wojny nieuszkodzony pałac wpadł w ręce armii sowieckiej, która na jakiś czas urządziła w majątku kołchoz. Na wyposażeniu pałacu były jeszcze niektóre meble, piece, kominki, sztukaterie, rzeźby i malowidła na ścianach. Od strony ogrodowej w dużych, drewnianych donicach, stały ozdobne kwiaty. W stawach parkowych nowi osadnicy wiklinowymi koszami poławiali ryby, głównie liny i karasie ... .
W 1950 r. pałac został przejęty przez Państwowe Zakłady Zbożowe i eksploatowany jako magazyn. W 1960 r. przejął go miejscowy PGR. Organizowano w nim lokalne uroczystości, dożynki, zabawy taneczne, a teren parku był miejscem festynów. W latach 1965-1984 postępuje szybko dewastacja obiektu przez miejscową ludność, na skutek braku jakiegokolwiek zabezpieczenia. W 1984 r. pałac i park przejęła prywatna osoba, która zamiast prac zabezpieczających – dokonywała częściowej rozbiórki. Później stał pusty, jednakże podejmowano próby reperowania dachu aby umożliwić pełne odrestaurowanie. W końcu, w nocy z 16/17 lipca 1986 r. pałac padł ofiarą pożaru. W międzyczasie rozebrano pięknie wykafelkowaną kuchnię, dwa budynki „kawalerskie” leżące nad – w miedzy czasie opróżnionym i zdziczałym – stawem pałacowym. Spiżarnia spłonęła jeszcze wcześniej niż pałac. Stajnie runęły i zapadły się. (żródło Lech Słodownik).
Pałac na rok przed pożarem w 1986 r.
Z tej dawnej oszałamiającej swym pięknem posiadłości niewiele pozostało - duży i zdziczały, otoczony fosą park z kilkoma stawami oraz ruiny pałacu z resztkami zabudowań przypałacowych i folwarcznych. Pomimo wszystko ruiny robią wrażenie. Bez wątpienia są majestatyczne. Można zajrzeć do każdego pomieszczenia (teraz włada tam natura - na resztkach murów rosną krzaki i drzewa). Jedna ściana pałacu została podtrzymana palami, co uratowało ją przed zawaleniem. Na tych ścianach, które jeszcze resztkami sił trzymają pion, Polsko-Niemiecka Fundacja Ochrony Dziedzictwa Kulturowego Warmii zawiesiła tablice informacyjne. Majątek znajduje się pod opieką fundacji, która postawiła sobie szczytny cel - ochronę i odbudowę elementów materialnych dawnej kultury wschodnio-pruskiej.
Gładysze - ruiny pałacu
Obecnie ruiny pałacu w Gładyszach przejęła Polsko-Niemiecka Fundacja Ochrony Dziedzictwa Kulturowego Warmii. Jej pierwszym zadaniem jest odbudowa dawnego pałacu i założenia parkowego. W dniu 3.8.2006 r. Gładysze odwiedził Fabian hr. zu Dohna, który wykazał wielkie zainteresowanie projektowaną odbudową pałacu. Towarzyszył mu Andrzej Urban, członek rady Fundacji.
W lesie przy drodze Gładysze-Wilczęta ukryta jest kaplica - mauzoleum. Aby ją znaleźć należy wejść na leśną ścieżkę naprzeciwko przystanku autobusowego, który znajduje się po drugiej stronie ulicy. Mauzoleum będzie widoczn4 po ok. 100 m.
Mauzoleum mimo tego, że obecnie jest obdrapane i gdzieniegdzie popisane sprayem robi duże wrażenie. Jest sporych rozmiarów, pięknie położone, można wejść do środka. Otwór w posadzce, w którym składano trumny, to obecnie niestety śmietnik. W środku zachował się krzyż.
Lech Słodownik w Głosie Pasłęka Nr 12 (203) Grudzień 2007 „Wsie dawnego powiatu pasłęckiego – Gładysze” tak opisuje kaplicę:
„Tu w 1879 r. wybudowano mauzoleum Dohnów z Gładysz, do którego prowadzi aleja z wiekowymi dębami. Mauzoleum jest obszerną budowlą w stylu neogotyckim, z czerwonej cegły, na fundamencie z ciosów kamiennych. Wewnątrz, na środku posadzki znajduje się wejście do wielokomorowej krypty, przykrywanej niegdyś ciężką płytą. W części szczytowej mauzoleum, w małej niszy był prawdopodobnie ołtarzyk. Uwagę zwraca ozdobne sklepienie żebrowe. Do wybudowanego mauzoleum przeniesiono m.in. zmarłą 14.11.1870 r. Urszulę zu Dohna i trumienkę jej wnuczki oraz zmarłą w Berlinie 03.07.1878 r. Annę Zu Dohna, które były pochowane pierwotnie w kościele w Wilczętach w krypcie, w której chowano Dohnów w pierwszej połowie XIX w. W mauzoleum został pochowany także Adolf zu Dohna-Schlodien (30.01.1846-06.08.1905), major i szambelan królewski.”
"Zaraz za Gładyszami, po lewej stronie w małym lasku (Hofstiick Wald), znajduje się małe wzniesienie schodzące w dół w kierunku doliny Pasłęki, nazywane kiedyś "Bellevue" (Piękny Widok). Rzeczywiście widać stąd nie tylko Gładysze, ale najbliższą okolicę i Las Spędy. Jeszcze na początku XIX w. otoczenie tego miejsca zwano "Winnicą" (Weinberg) bowiem na jego zboczach uprawiano winogrona, porzeczki i agrest. Mieszkał tu strażnik, który się tym opiekował, a w jego domu, na piętrze, właściciel Gładysz pobudował dla siebie pokój z otwartą werandą, skąd podziwiał piękne widoki. Tu w 1879 r. wybudowano mauzoleum Dohnów z Gładysz, do którego prowadzi aleja z wiekowymi dębami."
Mauzoleum - kaplica rodowa
Gładysze - cmentarz rodowy zu Dohna-Schlodien. Obelisk znajdujący się obok kaplicy rodowej, na którym umieszczony jest napis; „Tu spoczywa w Bogu rodzina Burgrabiów i hrabiów zu Dohna-Schlodien."
Parę słów na temat polskiego okresu w powojennych dziejach Gładysz. W dniu 3 lutego 1945 r. Gładysze zostały zajęte przez wojska sowieckie (kozacy). Rozpoczęły się okropności pijanej notorycznie sowieckiej soldateski. Wielu mężczyzn wywieziono na Sybir, a w Pasłęku przy d. Herbert-Norkus-Straße (dzisiaj ul. Kopernika) krasnoarmiejcy zamordowali w areszcie GPU dr Georga Ruhdau z Gładysz - pochowano go obok w ogrodzie. Po 1945 r. w Gładyszach osiedliło się sporo Polaków przybyłych z powiatu Garwolin. Jednym z pierwszych we wsi nazwanej wówczas „Szachty”, był Franciszek Mądry, który na wiosnę 1946 r. przybył tu z Woli Koryckiej, wraz z nieżyjącym już bratem Stanisławem. Zamieszkali w gospodarstwie Waltera Kukucka. We wsi zastali Michała Bożka, byłego robotnika przymusowego w Gładyszach, który został tu po wojnie. Bożek zamieszkał w domu Niemca Gustawa Bohla. Był także Stanisław Kostrzewa robotnik przymusowy z okolic Królewca, który ściągnął wkrótce swoich rodziców, a sam został pierwszym polskim sołtysem. Pozostało tu jeszcze ok. 30 Niemców, na ogół kobiety z małymi dziećmi, m.in. o Niemki Dargiel, Sindero z dwojgiem dzieci i Krokowski. Został Neuber oraz wrócił z ucieczki kucharz Krupka, który „odwiecznie w białym fartuchu”, był długoletnim kucharzem w pałacowej kuchni (budynek rozebrany w 1975 r.). Jego syn był zdolnym nauczycielem, a powołany do Wehrmachtu, zginął w grudniu 1943 r. w Rosji. Krupka wrócił do Gładysz, gdyż chciał być tu pochowanym.
W dawnym sklepie i gospodzie F. Marquardta zamieszkał Wacław Jurzysta, żołnierz frontowy i kombatant. W drugiej części tego obszernego budynku była świetlica i jej zaplecze z bufetem. Tu odbywały się zabawy taneczne i różne imprezy wiejskie. Nieco później znalazła tu także swoje podwoje czteroklasowa szkoła. Dzisiaj mieszka tu Michał Byk.
W dawnej aptece zamieszkał po wojnie wspomniany już S. Kostrzewa, obecnie mieszka Władysław Juszczak, a Anna Lenard prowadzi sklep. Obok mieszkał nieżyjący już dawny opiekun pałacu, Zenon Marzyński, zwany „dziedzicem”. Naprzeciwko apteki stał budynek poczty, którego dach uszkodził jakiś pocisk. Mieszkał tu początkowo Stanisław Tonkiewicz, a później m.in. robotnicy leśni. Nie remontowany dach spowodował, że w niedługim czasie budynek zawalił się i został rozebrany. W zabytkowej kuźni kowalem był jakiś czas Henryk Mądro, ale wrócił w swoje strony rodzinne – do Dębicy. Wymienić należy także innych polskich osadników we wsi, m.in. Stanisława Tomanka, Józefa Kanię i Antoniego Zalecha.
Również w Gładyszach po 1947 r. osiedlano przymusowo wysiedlonych w ramach Akcji „Wisła”. Jednym z takich był Lubomir Służała z rzeszowskiego, ze wsi Huta Porębe powiat Brzozów. Przybył do Gładysz z rodzicami Józefem i Emilią oraz siostrami Marią i Stefanią. Jego brat Roman, zabrany na roboty przymusowe do Niemiec, po wojnie osiedlił się w USA. W „Szachtach” L. Służała poznał i ożenił się z Wandą, która w Rzeszowskiem mieszkała .... trzy wsie dalej! Jej ojciec - Stanisław Iwanicki został wywieziony przez Sowietów po 17 września 1939 r. na Syberię, tak jak tysiące Polaków z Kresów. Później został wcielony do formującej się w Sielcach nad Oką I Dywizji im. Tadeusza Kościuszki. Był szoferem i zaliczył cały szlak bojowy od Lenino do Berlina. Wielokrotnie odznaczany, zakończył wojnę jako starszy kapral. Niedługo po powrocie do domu, zmarła mu w wieku 28 lat żona. Dwie siostry Iwanickiego wyszły za Ukraińców i to było zasadniczym powodem, że wszyscy mimo że Polacy, „załapali” się do wysiedlenia w ramach Akcji „Wisła”! Gdy przybyli najpierw do Bardyn, Wanda Iwanicka miała 8 lat. Kilka lat później kierownik PGR w Gładyszach – Pużycki (wcześniej administrował ziemiami Antczak), ściągnął S. Iwanickiego z otwartymi rękami do Bardyn, gdyż ten był niezrównanym „frontowym” fachowcem w zakresie traktorów, silników i maszyn. Po 1947 r. przymusowo osiedlono także Anastazję Ożubko z matką i siostrą, Helenę i Marię Byk z rodzicami, Michała Trojanowskiego z żoną Anną i trojgiem dzieci, ponadto Katarzynę, Łukasza i Annę Semkiw oraz Pelagię Płaza z czwórką małych dzieci. Był także Mazurek z żoną Marią i synem Michałem, ale wyjechał później do Zgorzelca. Wielu już dzisiaj nie żyje, a żyjący wspominają tamte czasy jako trudne, ale na ogół szczęśliwe, kiedy to w znojnej pracy rodziła się nowa społeczność wsi, a dawne konflikty przestawały mieć znaczenie.
Pałac w Gładyszach - rekonstrukcja
Bielica
Bielica (Behlenhof)
Bielica (Behlenhof) - nieduża wieś położona przy dawnej drodze powiatowej z Pasłęka do Ornety. Do 1945 roku nazywała się Behlenhof, a po wojnie popularnie „Białki”. Bielica należała do grupy osad założonych dopiero w XVI wieku i wzmiankowana była po raz pierwszy w rachunkach urzędowych datowanych 28 czerwca 1578 r. jako Neu Hoff , czyli „Nowy Dwór”. Początkowo jako folwark założony na terenie lasu i przynależny do parafii w Osieku, a następnie folwark książęcy Neuenhof Behlen. Obszerniejsze wzmianki znajdują się w dokumentach wizytacji kościelnych z 1634 i 1651 r., w których podaje się, że liczący 18 łanów (ponad 300 ha) folwark w Bielicy należy do domen książęcych, a chłopi z okolicznych wsi - z Łukszt, Burdajn, Godkowa, Skowron i Plajn zobowiązani byli do świadczenia nań szarwarku. Według danych J. Goldbecka, w Bielicy w 1785 r. znajdowała się siedziba urzędu domen królewskich, do których też należał tutejszy folwark i wieś. Liczyła wtedy 22 „dymy”, a położony w pobliżu młyn nad rzeką Wąską był dzierżawą wieczystą.
Dalsze wzmianki o wsi pochodzą dopiero z początku XIX w. i związane są z pobytem wojsk napoleońskich, które w latach 1807/12 stacjonowały również w Bielicy. Z 25 stycznia 1807 r. pochodzi ciekawa informacja o mieszkańcu Bielicy, niejakim Rogalli, który wspólnie z karczmarzem z Kopiny i parobkiem z papierni w Cieszyńcu napadł koło szynku w Kopinie na powóz adiutanta marszałka wojsk francuskich Jeana Baptiste Bernadotte. Po obrabowaniu furgonu, rozbrojono rannego adiutanta i odesłano go do Rutkowskiego - sołtysa wsi Robity, by przekazał tak znacznego jeńca Rosjanom. Jednak spodziewane wojska prusko-rosyjskie do Pasłęka nie wkroczyły, powrócił natomiast I korpus francuski, a marszałek Bernadotte został powiadomiony o zamachu. W rozmowie z pasłęckim superintendentem J. Jedoschem marszałek zagroził, że o ile sprawcy napadu się nie znajdą, każe powiesić na rynku kilku znaczniejszych urzędników magistratu. Na nic zdały się tłumaczenia Jedoscha, że napad miał miejsce poza obszarem miasta. Widząc nieubłaganą postawę Francuzów i realność spełnienia ich groźby, podjęto aktywne działania w celu znalezienia sprawców. Wkrótce z polecenia burmistrza pasłęckiego Kirchnera, chirurg miejski Schienemann, przy pomocy przydanych mu sześciu francuskich dragonów, odszukał i zatrzymał w Bielicy Rogallę oraz parobka z Cieszyńca, natomiast karczmarz z Kopiny zdołał uciec. Zatrzymanych natychmiast osądzono i skazano na śmierć, przy czym zbiegłego karczmarza zaocznie. W dniu 8 lutego 1807 r. po wieczerzy, skazanych odprowadzono na tył pasłęckiego kościoła św. Jerzego, gdzie przy biciu werbli zostali rozstrzelani i pochowani. Natomiast adiutant dosyć szybko wykurował się u wspomnianego sołtysa i odzyskał skradzione rzeczy. Na porządku dziennym były wówczas bezkarne i nieustające rabunki, kontrybucje i plądrowania dokonywane przez żołnierzy francuskich. Spowodowały one katastrofalne zubożenie, choroby, głód oraz w konsekwencji niepokojącą śmiertelność miejscowej ludności. By zaradzić tej dramatycznej sytuacji Dohnowie z Gładysz wyasygnowali w styczniu 1811 r. pieniądze dla mieszkańców najbardziej poszkodowanych przez Francuzów wsi. Taką pomoc otrzymała m.in. wdowa Schmidt z Bielicy, której męża zastrzelili francuscy maruderzy. Rok 1812 był również dla miejscowej ludności niezwykle ciężki ze względu na wielkie przemarsze wojsk francuskich idących na Moskwę. W następnym roku sytuacja powtórzyła się, gdy wracały niedobitki „Wielkiej Armii” ścigane przez wojska carskie i pruskie.
W 1845 r. dobra w Bielicy liczące około 698,5 hektarów nabył Karol burggraf zu Dohna-Schlodien (z Gładysz), który około 1850 r. wybudował na małym wzniesieniu, w kształcie litery „T” obszerny dwór z czerwonej cegły. Jego syn Achacy sprzedał Bielicę w 1905 r. dla Ryszarda-Wilhelma księcia zu Dohna ze Słobit (Dohna-Schlobitten), który w 1907 r. dobudował piętro i przybudówkę na podjeździe, wspartą na czterech betonowych kolumnach. Szczyty dworu zostały ozdobnie dekorowane.
Jego syn Ryszard-Emil zu Dohna mieszkał tu i gospodarzył w latach 1907-1916, a jego głównym inspektorem i prawą ręką był Schidlowsky. W przeciwieństwie do Słobit dwór w Bielicy, stajnie i stodoły tworzyły jeden kompleks z trzema przestronnymi podwórzami. Niecałe 100 metrów od dworu stała obora oddzielona od domu krzakami i drzewami. W gospodarstwie trzymano m.in. 56 koni, 243 sztuki bydła (w tym 105 krów), 232 owce i 104 świnie. Była także nienagannie utrzymana wiata dla pojazdów i stelmachownia, a uprząż końska, szleje, chomąta, kantary, siodła, popręgi itp. były sygnowane herbem Dohnów, podobnie zresztą jak i ... pościel.
Opodal dworu znajdował się duży sad, w którym dojrzewały czereśnie, gruszki, śliwki i jabłka. Nad sadem sprawował pieczę Mattern, jeden z chłopów ze wsi, który był u wcześniejszego właściciela Bielicy Achatiusa Dohny - ogrodnikiem, leśniczym i stróżem leśnym w jednej osobie.
W swych wspomnieniach książę Aleksander zu Dohna (1899-1997) niezwykle ciepło, i jako najszczęśliwszy w swym życiu, przedstawia okres zamieszkiwania od 1908 r. w Bielicy, należącej poprzednio do jego wuja - Achacego zu Dohna.
Ojciec Aleksandra jeszcze w Słobitach podjął starania o ratowanie całkowicie podupadłej gospodarki w Bielicy i nie ulegało dla niego żadnej wątpliwości, że większość pól trzeba zmeliorować i odwodnić teren. Ponieważ jednak nie powstało towarzystwo melioracyjne pod egidą państwa, małorolni z Bielicy zrezygnowali z systemu melioracyjnego, gdyż byli zbyt ubodzy i obawiali się, że nie zdołają spłacić odsetek od kapitału. W tej sytuacji Ryszard-Emil zu Dohna musiał wyłożyć pieniądze z własnej kieszeni, a w tym przedsięwzięciu wspierał go jego ojciec Ryszard-Wilhelm, ówczesny właściciel majoratu słobickiego.
Szczególnym dniem w Bielicy, jak i w całych Prusach, był 2. września zwany Dniem Sedanu, obchodzony na pamiątkę bitwy z Francuzami pod Sedanem i wzięcia do niewoli Napoleona III. Wraz z nastaniem zmroku Dohnowie z mieszkańcami wsi szli na wzniesienie o wysokości 80 m n.p.m. na wschód od dworu w Bielicy, skąd rozciągał się daleki widok na Burdajny, Plajny, Kandyty, Nawty i Skowrony. Stąd jak okiem sięgnąć widać było palące się radośnie ognie robiące niesamowite wrażenie. Ojciec Aleksandra również podpalał beczkę napełnioną dziegciem, a następnie wygłaszał krótką mowę, która kończyła się wiwatem na cześć króla Prus. Potem odśpiewywano „Prusakiem jestem, znacie moje barwy” (Ich bin ein Preuße, kennt Ihr meine Farben). Książę Alexander wspomina, że w Bielicy grano także w tenisa na prowizorycznie utworzonym korcie trawiastym oraz uprawiano gimnastykę przyrządową. Podobnie jak w Słobitach, był tu m.in. drążek gimnastyczny, koń z łękami i inne sprzęty sportowe. Wspólnie z bratem i chłopcami ze wsi grał w piłkę nożną, której zasad nauczył ich Anglik Caney, nauczyciel jazdy konnej. Piłki – szmacianki psuły się bardzo szybko, aż do dnia, gdy rodzice podarowali synom piłkę z prawdziwej skóry z gumowym wentylem. Kosztowała 20 marek; wtedy była to duża suma, ale Dohnowie kładli nacisk na wychowanie fizyczne swoich dzieci. Oczywiście od młodych lat wszyscy synowie Dohnów zaprawiani byli do sztuki myśliwskiej, a w tajniki myślistwa wdrażał ich przyboczny łowczy ojca - Wilhelm Becker. Las koło Bielicy był wprawdzie niewielki, ale polowania odbywały się także w okolicy Osieka, oczywiście za zgodą tamtejszego wójta.
Przed I Wojną Światową w Bielicy gospodarzyło także trzech chłopów – Mattern, Tolksdorf i Wildt. Była tu jednoklasowa szkoła powszechna gdzie nauczał doświadczony Friedrich Hoffmann, obsługujący jednocześnie agenturę pocztową III klasy.
Szkoła
Później poczmistrzem został Friedrich Kinski, który do pomocy miał Ernę Schniggenberg. We wsi działała mała karczma należąca do Rossmanna, a później jego żony – Marii. Kowalem był Hermann Lestin, ślusarzem Willi Wiener, a stelmachem August Zander. Po 1935 r. w dawnym wielorodzinnym budynku należącym do dóbr urządzono mieszkania dla wdów i sierot – miał tu także swój warsztat szewc Dombrowski.
Według spisu z 1925 r. we wsi było 18 budynków mieszkalnych, a 46 zabudowań w ogóle, żyło 213 mieszkańców, w tym 101 mężczyzn, 210 ewangelików, a tylko 2 katolików. Parafia znajdowała się w Osieku, gdzie przed 1945 r. pastorem był Wilfried Walther. Natomiast katolicy mieli zapewnioną posługę duszpasterską w pasłęckim kościele św. Józefa.
Jeden z domów w Bielicy
Po I Wojnie Światowej dobra w Bielicy należały wprawdzie do majątku Dohnów ze Słobit, ale były dzierżawione, m.in. w 1925 r. przez Teodora Hesse. Po wyniszczającym gospodarkę pruską okresie inflacji i kryzysu światowego, Dohnowie potrzebowali znacznych środków na utrzymanie fideikomisu w Słobitach Z tego powodu majątek bielicki został ostatecznie sprzedany w 1935 r. przez Marię-Matyldę księżnę zu Dohna-Schlobitten (żonę Ryszarda-Emila) dla Wschodniopruskiego Towarzystwa Ziemskiego, te zaś odsprzedało je okolicznym chłopom pod zasiedlenie. Powstały wówczas nowe zabudowania gospodarcze, także przy drodze na Plajny, gdzie obecnie mieszka m.in. Teofila Kiejko.
Wspomniana wcześniej osada młyńska – Młyn Bielica, do której przynależne było 71 ha ziemi, leżała ok. dwóch kilometrów w linii prostej na południowy zachód od wsi. Znajdujący się tu nieczynny młyn nabył ok. 1908 r. od państwa pruskiego Ryszard Emil zu Dohna i całkowicie przebudował. Ten idyllicznie położony młyn, głęboko schowany w wąwozie rzeki Wąskiej, został następnie przysposobiony przez wspomnianą księżnę Marię-Matyldę zu Dohna, przewodniczącą Wschodniopruskiego Towarzystwa Przyjaciół Młodych Dziewcząt, na Dom Pobytu. Był to prawdopodobnie pierwszy taki zakład w prowincji wschodniopruskiej, który miał swoje misje przy każdym większym dworcu kolejowym. Wiele dziewcząt bez środków do życia, jeszcze długo po I wojnie światowej znajdowało tu odpoczynek, pod opieką Milki Fritsch z Królewca. Wszystkie miejsca były ciągle zajęte, a tylko zimą zakład był nieczynny. Młynarzem w Młynie Bielica był lubiany przez wszystkich Teodor Hesse z żoną.
Około trzech kilometrów w dół rzeki, tam gdzie dolina rozszerzała się, a stare sosny lasu słobickiego sięgały aż do Wąskiej, leżał Cieszyniec (Teschenwalde), po wojnie popularnie „Zalesie”. Już w 1785 r. wzmiankowano, że była tu papiernia. Dohnowie kupili te dobra w 1909 r. od Jakuba Rempla i zlecili założenie wąskiej ścieżki dla pieszych między dwoma młynami, która dwukrotnie przecinała rzeczkę. Świat fauny i flory w dolinie rzeki Wąskiej był zupełnie nietknięty. Plątanina korzeni okalająca brzeg dawała schronienie rakom, a stan ptactwa był tu wyjątkowo różnorodny; czasami udawało się zobaczyć nawet tak rzadkiego zimorodka o błękitnym upierzeniu i pomarańczowej piersi. Woda szemrała, a cienisty dach z gałęzi wierzb dawał w upalne dni przyjemny chłód.
Na prawo od wiekowego młyna z muru pruskiego, już z daleka widać było staw pokryty białymi liliami wodnymi i kaczeńcami, których mięsiste liście unosiły się na wodzie. Drewnianą zaporę po drugiej stronie młyna Ryszard Emil zu Dohna kazał wyburzyć i wybudował w to miejsce nową z betonu i żelaza. Za pomocą wielkiego koła i pokrętła, deski można było podnosić albo opuszczać - w zależności od stanu wody.
W deszczowe dni woda spadała z impetem z wysokości około 10 metrów bijąc pianę na dole i tworząc mały, głęboko wymyty stawek, gdzie jak wspomina książę Aleksander, razem z rendantem Arnheimem łowił szczupaki i węgorze. W tle słychać było turkot młyna z potężnym (nasiębrnym) kołem młyńskim, które mogło mieć w przekroju jakieś trzy metry. Cała maszyneria w środku młyna, za wyjątkiem kamieni młyńskich, była z drewna. Leżący poziomo wał napędzany kołem młyńskim wprawiał w ruch za pomocą kół zębatych wał pionowy, który z kolei napędzał kamienie młyńskie. Młynarz, niski, przysadzisty mężczyzna ubrany zawsze w jasne płótno i czapkę rogatywkę, był od stóp do głów oprószony mąką. Po worki z mąką przyjeżdżali niedużymi wozami okoliczni chłopi. Cała ta sceneria wyglądała jak na starych holenderskich sztychach i zdawało się, że czas stanął tu w miejscu.
Dzierżawcą młyna w Cieszyńcu był Julius Schultz, a następnie Hermann Schwarz. Oba młyny należały do majątku Dohnów z Bielicy. Wspomniany budynek o zabudowie szachulcowej zachował się do dzisiaj, natomiast żelbetonowe spiętrzenie wody zostało prawdopodobnie wysadzone.
Przed II Wojną Światową Bielica liczyła 332 mieszkańców, a gospodarzami byli m.in. Karl Liedtke, Heinrich Liedtke, Hennings, Bähr, Froese, Kuhn, Krause, Klein, Küssner, Hoffmann, Kudlich, Lewandowski, Mißfelder i Marienfeld. Każdy chłop miał kawałek lasu. W centrum wsi znajdowała się gospoda Roßmanna, nieduży budynek z czerwonej cegły, który w czasie walk w 1945 r. został całkowicie zniszczony.
W Bielicy uruchomiono w 1941 r. schronisko młodzieżowe, gdzie dla członków Hitlerjugend i BDM prowadzono również nauczanie szkolne. Budynek ten znajduje się na małym wzniesieniu niedaleko cmentarza.
Szczególnie ciężkie walki toczyły się w okolicach wsi pod koniec stycznia 1945 r. Walczyły tu jednostki 28 „Śląskiej” Dywizji Piechoty Wehrmachtu, w której składzie byli żołnierze rekrutowani na ogół ze Śląska, byli też Austriacy i żołnierze z Prus Wschodnich. Mieli wsparcie 21 Dywizji Piechoty zwanej „Wschodniopruską” oraz 170 Dywizji Piechoty walczącej na kierunku Kwitajny - Rogajny – Nowa Wieś - Krasin. Bielica została zajęta przez krasnoarmiejców już 23 stycznia 1945 r. w wyniku zmasowanego ataku szpicy pancernej wspieranej piechotą i ogniem artylerii. Sowieci po wejściu do wsi zgwałcili m.in. młodą Polkę pracującą u bauera Heinricha Liedtke, a jego sąsiada rozstrzelano. 27 stycznia do zajętej przez Sowietów Bielicy wjechał niemiecki czołg pomalowany na biało, z żołnierzami na wierzchu. Zostali ostrzelani, a jeden z nich zginął. Jeszcze tego dnia przybyła tu druga grupa żołnierzy Wehrmachtu z kierunku Burdajn, którzy zainstalowali w piwnicy domu Liedtke radiostację. Następnego dnia kontratak pododdziałów Wehrmachtu na kierunku Burdajny – Bielica doprowadził do wyparcia krasnoarmiejców z Bielicy. Od 30 stycznia do 3 lutego ponownie rozgorzały w pobliżu ciężkie walki, a 30 stycznia 1945 r. wieś usiłowały wziąć z marszu sowieckie czołgi T-34, przy huraganowym ogniu „Katiusz”. W wyniku tego ostrzału zniesiony został z powierzchni ziemi m.in. dwór Dohnów położony na małym wzniesieniu we wsi oraz kilka innych zabudowań. W walkach tych Sowieci stracili w okolicy lasu koło Karwit ponad 20 czołgów, o czym relacjonowano w dziennym komunikacie wojennym Wehrmachtu. Natomiast wieś Karwity zniknęła praktycznie z powierzchni ziemi. Ostatecznie Niemcy utrzymali Bielicę do 3 lutego 1945 r.
Niemieccy mieszkańcy Bielicy zaczęli się ewakuować w mroźną noc 23 stycznia 1945 r. w kierunku stacji kolejowej w Słobitach. Stąd ostatnim pociągiem, w wagonach towarowych udali się w kierunku Królewca, ale dojechali tylko do Piławy (dzisiaj Bałtyjsk), by statkami odpłynąć do Niemiec. Część mieszkańców została zawrócona z powrotem do Bielicy, którą 28 stycznia zajął ponownie Wehrmacht. Wielu z nich uciekało później przez zamarznięty Zalew Wiślany.
Ucieczka przez Zalew Wiślany
Książę Aleksander zu Dohna odwiedził ostatni raz Bielicę we wrześniu 1992 r. razem ze swoją najmłodszą córką Aleksandrą i tłumaczką z Olsztyna – Izabelą Płatkowską. Miał wtedy już 93 lata i była to jego przedostatnia wizyta w dawnej ojczyźnie. Poruszająca relacja z tej sentymentalnej podróży, autorstwa jego najmłodszej córki Aleksandry, znalazła się w dodatku do „Spiegla” – „Frau im Spiegel Extra”. W roku 2005 podróż, śladami swego ojca, z udziałem ponad 30 członków rodziny, odbył jego najstarszy syn Friedrich, urodzony w 1933 r. w Słobitach. (źródło Lech Słodownik)
Pałacyk w Morągu (Zameczek Dohnów)
W Morągu (Mohrungen) znajduje się pałac zbudowany w stylu barokowym w latach 1562-71 r. przez Achacego Dohnę jako tzw. Zameczek Dohnów. Powstał on w miejscu, gdzie zachowały się fragmenty gotyckich murów miejskich wraz z basztami obronnymi. Cześć z tych murów zostało wykorzystanych do budowy Zameczku Dohnów. Do czasów budowy pałacu w Słobitach, był on główną siedzibą rozrastającego się rodu Dohnów. W 1697 roku wielki pożar strawił sporą część starej zabytkowej zabudowy Morąga. Ucierpiał także pałac Dohnów wraz z bogatymi wnętrzami i rodowym archiwum. Pałac przez następne lata pozostawał w ruinie.
Zameczek po pożarze w 1697 roku. Źródło: M. Bartoś, Muzeum im. Johanna Gottfrieda Herdera w Morągu
W latach 1717- 1719, na zlecenie rodu, został odbudowany i przebudowany na bardziej reprezentacyjną pałacową rezydencję przez pruskiego architekta Johanna Caspara Hindersina.
Stojący przed Zameczkiem pomnik to obelisk postawiony ku czci działacza morąskiego Conrada Georga Finck von Finckensteina (1748-1799) w 1801 roku. Został usytuowany wśród lip na niewielkim dziedzińcu pałacu rodziny Dohnów (niem. zu Dohna). Hrabia von Finckenstein był właścicielem dóbr w Jaśkowie (Jäskendorf, dziś w gminie Zalewo) i Rejsyty (Rossitten, dziś w gminie Rychliki). W 1788 roku założył morąskie Towarzystwo Kredytowe (Landschaft), którego został pierwszym dyrektorem. W 1791 roku wraz ze starostą morąskim Andreasem Köhn-Jaskim (1743-1813), założył pierwsze towarzystwo naukowe w Prusach - Towarzystwo Fizyczno-Ekonomiczne (Physikalisch-Ökonomische Gesellschaft). Przewodził mu Andreas Köhn-Jaski. Po siedmiu latach funkcjonowania, w 1798 roku, zostało ono przeniesione do Królewca, aby móc rozwijać swoją działalność. Obie instytucje silnie były związane z morąską rodziną zu Dohnów. W 1801 roku, w imię zasług, Towarzystwo Kredytowe uhonorowało zmarłego dwa lata wcześniej Conrada Finck von Finckensteina pomnikiem.
Pomnik wykonany był najprawdopodobniej z piaskowca lub cegieł licowanych piaskowcem. Miał kształt niewielkiej, piramidalnego czworoboku ustawionego na kilkustopniowym podwyższeniu. U dołu ścianki usytuowanej frontem do pałacu umieszczono medalion z portretem hrabiego von Finckensteina. Wizerunek przedstawia profil postaci, na którym arystokrata ma włosy lub perukę upięte w sposób charakterystyczny dla ówczesnej mody. Na pomniku widnieje inskrypcja:
"Georg Conrad v. Finckenstein - geboren zu Gilgenburg den 24. November 1748, gestorben zu Jäschkendorf den 12. Marz 1799 - Landschaftsdirector des Obe = und Gemländischen Departaments - von seinen Freunden, Mitsländen und Berehrern als ein Beweis ihrer Ahtung und Dankbarkeit der Mit = und Nachwelt überliefert im Jahre 1801."
Kordegardy Zameczku Dohnów. Fot. Alfred Stallmann 1917 rok
Podczas II Wojny Światowej pałac został poważnie zniszczony przez armię radziecką.
Ruiny pałacu Dohnów po spaleniu w 1945 roku. Stan z lat 50-tych XX wieku. Źródło: M. Bartoś, Muzeum im. Johanna Gottfrieda Herdera w Morągu
Odbudowany i przebudowany z przeznaczeniem na pomieszczenia kulturalne został dopiero w latach 1975-1985. Pierwotnie budowla pałacu została wzniesiona z wykorzystaniem licznych elementów średniowiecznych murów miejskich oraz baszt Morąga. Są one wciąż widoczne na wysokości pierwszego piętra w ścianie zewnętrznej budynku.
Stan obecny
Zegar słoneczny
Na skwerze przed pałacem znajduje się skonstruowany w 1741 roku barokowy zegar słoneczny. Jest to jedyna tego typu i bardzo rzadka w tej części Polski konstrukcja. Niegdyś składała się z kilku zegarów i pełniła niesprecyzowaną obecnie funkcję. Od 1986 roku pałac jest własnością Muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie, które posiada tu swój oddział i prowadzi Muzeum im. Johanna Gottfrieda Herdera.
Osobnym tematem jest kościół ewangelicki w Morągu i umieszczone tam epitafia rodziny von Dohna.
Pierwszy kościół farny w Morągu to kościół wczesnogotycki pw. św. Apostołów Piotra i Pawła wybudowany w latach 1305-1312. Był on znacznie mniejszy od obecnej świątyni, obejmując jedynie teren nawy głównej teraźniejszej świątyni. W latach 40. XIV w. pierwotny obiekt został rozbudowany o prezbiterium, zakrystię oraz wieżę. W trzeciej ćwierci XIV w. powiększono również korpus budynku. W 1414 r. kościół przetrwał pożar Morąga jako jedyna budowla w mieście.
W 1505 roku mistrz Matz z Gdańska wymienił sklepienia w nawach bocznych na kryształowe. Od 1525 roku kościół był świątynią luterańską. 25 lat później w budynku wybudowano zespół empor, które przydzielono poszczególnym cechom i ozdobiono malowidłami oraz cytatami biblijnymi związanymi z różnymi zawodami. W 1697 roku po raz drugi, w czasie pożaru miasta, kościół był jedną z dwóch budowli, które przetrwały (obok zamku). W XVIII wieku doszło do wymiany części wyposażenia kościoła. W 1807 roku do obiektu dobudowano kaplicę boczną. W II poł. XIX wieku kościół został wyremontowany, wymieniono w nim sklepienie.
W kościele zachowały się liczne elementy zabytkowego wyposażenia. Drewniany, barokowy ołtarz główny pochodzi z około 1690 roku i jest dziełem snycerza z Norymbergii Gellerta. Artysta wykonał też baptysterium czyli ogrodzony basen chrzcielny (około 1680 roku), z którego ocalały w kościele trzy ścianki, przerobione po 1945 roku na ławy przyścienne. Najcenniejszy zabytek to krucyfiks znajdujący się na północnej ścianie prezbiterium. Datowany jest na drugą połowę XIV wieku. Ambona jest późnobarokowa, z końca XVII wieku.
Wnętrze kościoła ok. XIX w.
Ołtarz pochodzącyz 1690 r.
XIV. wieczny krucyfiks
Fragmenty baptysteruim wybudowanego ok. 1680 r.
Organy pochodzące z 1705 r.
Obok ołtarza głównego zachowało się kilka płyt nagrobnych, a wśród nich najcenniejsze Piotra Dohny (zm. w 1553 roku) i jego żony, Katarzyny z Czemów (zm. w 1558 roku).
Piotr zu Dohna i jego żona Katarzyna z Czemów byli pochowani blisko zakrystii - czyli w prezbiterium. Achacy i jego żona Barbara pochowano w niem. „Tauffe” czyli chrzcielnicy - w prawej nawie odgrodzonej zresztą pięknymi, rzeźbionymi ścianami. Fabian zu Dohna pochowany jest natomiast w jakimś bliżej nieokreślonym, ciasnym pomieszczeniu blisko owej "Tauffe" i wygląda to z opisu na jakąś kryptę. Co ważne został zabalsamowany ponieważ jego ciało miało być już w marnym stanie. W pobliżu wisiały epitafia, drewniane i rzeźbione, z jego podobizną, oraz leżał kamień nagrobny, do dziś możemy go w ścianie prezbiterium oglądać.
Ciekawe było umiejscowienie innego epitafium – Henrietty Amalii - żony Krzysztofa Fryderyka zu Dohny. "Z drugiej strony chrzcielnicy, pod amboną obok wejścia do "Gewoelbe" czyli podziemia, być może krypty”.
Epitafium Henrietty Amalii zu Dohna
Jednak najważniejsze dla historii rodu Dohna jest epitadium Piotra Dohny i Katarzyny Czema. Opisując jego historię, posłużę się, cytując oszerne fragmenty tekstu Pani Kamili Wróblewskiej, pt. "Renesansowe epitafium Piotra Dohny i Katarzyny Czemówny". Fotografie pochodzą także z tego opracowania.
Epitafium
Obraz wykonany został techniką olejną na desce. Dzieło ma wymiary: 232 x 178 cm. Poddane zostało zabiegom konserwatorskim pod koniec lat 70-tych XX wieku. Prace przeprowadziła olsztyńska konserwatorka i muzealnik Maria Teresa Then-Mączkowska. W 1974 roku obraz został prześwietlony promieniami rentgena, które wykazało, że w 1553 roku epitafium poświęcone było wyłącznie Piotrowi Dohnie. Wówczas tekst panegiryczny, okolony herbami rodzinnymi, dotyczył wyłącznie seniora rodu. Około 1600 roku epitafium zostało przemalowane, a oprócz żony i dzieci dodano także panoramę miasta i wizerunek Trójcy Świętej. Inicjatorami przemalowania byli dwaj synowie Piotra - najstarszy Achacy i najmłodszy Fabian.
„W zbiorach Muzeum Mazurskiego w Olsztynie znajduje się późnorenesansowe epitafium Piotra Dohny i Katarzyny Czemówny. Nie jest to jedyny przekaz ikonograficzny na temat owych dwóch szesnastowiecznych postaci. W kościele farnym w Morągu zachował się rzeźbiony nagrobek z wyobrażeniem tej pary małżeńskiej, a we wspomnianym Muzeum dwa dalsze portrety pędzla królewieckiego malarza Daniela Rosego z XVII stulecia. Dohnowie mieli ośmiu synów i jedną córkę.
Obok fortuny, pokaźna liczba dzieci zapewniała wzrost i powagę rodu. W istocie, już u schyłku XVI wieku znaczenie Dohnów wybiegało poza lokalne granice Prus Książęcych.
Na tle czerwono-białej szachownicowej posadzki, którą zamyka z prawej panorama Morąga, w otoczeniu drzew klęczy rodzina Dohnów. Dwa szeregi postaci męskich z lewej po cztery i pięć w rzędzie i z prawej kobiety, matka i córka.
Fragment epitafium
Pierwszy w rzędzie mężczyzna, wyróżniony wzrostem, na czerwonej poduszce z hełmem to klęczący Piotr Dohna. Dalej najstarszy syn Achacy, potem Henryk, Fryderyk, Albrecht, Krzysztof, Abraham, Jan, Fabian. Ciemne jednakowe pancerze, małe kryzy pod szyją, jedynie Albrecht zmarły za życia obojga rodziców w białej żałobnej szacie. Nad głowami synów litery stanowiące o ich imionach. Z prawej, matka i żona Katarzyna Czemówna klęczy na poduszce, podobnie jak małżonek wyróżnia się większą postacią, nieco dalej jedyna córka Zofia. Stroje identyczne, czarne suknie, płaszcze ciemne o białym podbiciu, białe kryzy, na głowach białe naczółki.
Fragment epitafium - Katarzyna Czema z córką Zofią
U dołu epitafium w trzech kolumnach wiersz łaciński następującej treści (fragment):
„Po cóż się spieszysz? Przechodniu, przystań na chwilę! W ziemi tej mąż wraz z małżonką spoczywają po losu kolejach. Z sławnego tu rodu Piotr Dohna i Katarzyna, córka Czerny leżą oboje w tym grobie. On pod księciem Albertem w Marsowe rzucił się boje wojennej honorem skrył sławy. Braniewo dzielnością obronił przed wrogiem żołnierza spełniając powinność i wodza. Na niego Achacjusz z siłą uderzył potężną: w imieniu króla polskiego wojnę mu wydał okrutną. Gdy potem już ucichł zgiełk walki i pokój złocisty powrócił w tych ziemiach, okrutne ostygły stron obu zapały. Rzecz to przedziwna - wrogowie zgodnie obaj się schodzą, by stać się dla siebie nawzajem ten teściem-ów zięciem.”
Epitafium Jaśnie Wielmożnego Pana Burgrabiego i Barona Piotra Dohny, Starosty Morąskiego, zmarłego dnia 16 stycznia Roku Pańskiego 1553 w wieku lat 70 oraz tegoż małżonki Pani Katarzyny Czerna, wyróżniającej się szlachetnością rodu, pobożnością i skromnością; zasnęła ona spokojnie w Chrystusie Panu dnia 20 września Roku Pańskiego 1558 przeżywszy lat 45, z czego w małżeństwie lat 21.
Piotr Dohna i Katarzyna Czemówna, ich teść i ojciec, Achacy Czema, ta licznie rozgałęziona rodzina tworzy interesującą panoramę postaci znanych nie tylko w Prusach Książęcych, ale na całym szeroko pojętym polskim Pomorzu. W dziejach tych rodzin nie brak ważkich historycznych postaci świadczących o silnych powiązaniach z Koroną. Postawy polityczne niektórych jej przedstawicieli nie były jednoznaczne, jakkolwiek nie brakowało tutaj momentów zdecydowanych, gdzie lojalność pieczętowano krwią na polach bitew. Sam Piotr Dohna wywodzi się z rodu znanego również na Śląsku i z nim spokrewnionego. Ojciec Stanisław, urodzony w Sztumie, miał dwie wsie — Karwiny i Wilczęta. Majątek ten powiększał stale i systematycznie Piotr, który u schyłku życia był posiadaczem poważnej magnackiej fortuny. Wierny doradca, przyjaciel, żołnierz wielkiego mistrza Albrechta, czerpał dochody z tych miejscowości, które nigdy do wielkiego mistrza nie należały. W ten sposób uzyskał Dohna w 1522 r. prawa do dochodów płynących z Braniewa i Tolkmicka. W latach 1521— 1525 w czasie rozejmu polsko-krzyżackiego, Dohna był dowódcą wojsk krzyżackich okupujących Braniewo. Agresywność jego poczynań, grabieże i najazdy na sąsiadujące z Braniewem wioski komornictw warmińskich stały się w tym okresie przedmiotem szczególnej troski kanclerza kapituły warmińskiej Mikołaja Kopernika. Sprawa Dohny omawiana była na sejmiku grudziądzkim w 1524 r. W tej kwestii zabrał głos także w Krakowie Zygmunt I, zalecając kapitule nieustępliwość wobec poczynań dowódcy krzyżackiego. Konflikt zażegnany został dopiero układem krakowskim w 1525 r. Sprawę tę dokładnie opisał Marian Biskup. W 1532 r. antagonista Warmii i Polski poprzez związek małżeński z Katarzyną Czemówną skoligacił się z najwybitniejszym i przedstawicielami polskiej szlachty pomorskiej. Jeden z największych wrogów Zakonu, wódz i wierny poddany Zygmunta I, walczący orężem z Piotrem Dohną pod Braniewem, został jego teściem.
Najstarszy syn Piotra i Katarzyny Dohnów Achacy urodził się 17 maja 1533 r. w Sztumie, umarł w Słobitach w 1601 r. Humanista interesujący się muzyką i literaturą, należał do reprezentantów Złotego Wieku. Podróżował po Italii. Studiował w Królewcu i Wittenberdze, gdzie mieszkał u wdowy Marcina Lutra. Nie należał do protestantów wojujących. W jego rodzinie ze strony matki było wielu katolików. Ojciec jego w sprawach religijnych wykazywał także wiele tolerancji. Achacy Dohna był jedynym pośród synów Piotra, który pozostawił męskich potomków. Jako poddany pruskiego księcia uczestniczył w sejmach warszawskich. Podobnie jak Achacy urodził się w Sztumie w 1534 r. drugi syn Dohnów Henryk, a zmarł 30 października 1563 r. w bitwie pod Parnawą w Inflantach. Fryderyk (1536-1564) zmarł w Szwecji. Krzysztof (1539-1584) i Jan (1545-1565) zmarli w Danii, Abraham (1542-1569) w Tarascon (Francja), Fabian (1550-1621) po śmierci matki wychowywał się w Toruniu u swo¬jej ciotki Barbary Plemięckiej. Mówił po polsku „jak mały Polak” - napisze jego biograf. Zmarł w Karwinach koło Morąga w 1621 r. w wieku 71 lat. Bywał na sejmach warszawskich i pełnił również z ramienia polskiego funkcje dyplomatyczne. Przeszedł na kalwinizm, co nie było dobrze widziane w luterańskich Prusach. Synom duchownych protestanckich, którzy mieli korzystać ze stypendium Dohnów nakazywał studiować wyłącznie w Niderlandach . Tam też doszło do licznych koligacji w I połowie XVII wieku.
Piotr Dohna był także fundatorem dzieł sztuki. Zachował się przekaz, nie wiadomo o ile wiarogodny, że dla kościoła w Morągu zamówił ołtarz w Norymberdze. Pokolenie Dohnów wzbogacone w Prusach doceniało znaczenie dzieł sztuki.
W 1561 r. Achacy Dohna zwrócił się do rady miejskiej miasta Morąga z propozycją wybudowania pomiędzy basztą niebieską a bramą zamkową, przy zniszczonych murach miejskich nowej siedziby rodowej. Budowę rezydencji rozpoczęto w 1562 r. Wybudowano Zamek, który tworzył dwa oddzielne bloki usytuowane przy murach miejskich. Północne piętrowe z klatką schodową i południowe, parterowe budynki są użytkowane w 1572 г., natomiast połączenie budynków w jedną całość nastąpiło w 1595 r. staraniem Fabiana Dohny. Tak więc budowanie siedziby rodowej trwało lat kilkadziesiąt i obejmowało okres od 1562 do 1595 r.
Rodzina Dohnów, na epitafium, klęczy w pobliżu swojej rezydencji na tle szachownicowej posadzki, sugerującej wnętrze. Je jest to galeria portretów rodzinnych, którym na podstawie analizy porównawczej przypisać można autentyczne rysy Dohnów. Autor, tworzący tę galerię, zadał sobie trud, aby prześledzić ikonografię poszczególnych osób. Mimo podobieństwa rodzinnego, poszczególnym osobom nadaje cechy odmienne. Podobieństwo rodzinne, podobieństwo rysów nie przeszkodziło wyeksponować różnic tkwiących w twarzach poszczególnych braci. Piotr Dohna, to autentyczna postać, starzec z wyeksponowaną łysą czaszą głowy, z nielicznie na niej znajdującymi się krótkim i siwymi miękkimi włosami. Podobnie rzadki, falisty zarost i broda, a także wąsy. Lekko rozwarte usta, wielki nieforemny kartoflowaty nos. Synowie Dohny mają podobnie jak ojciec wysokie, ze skłonnościami do łysienia, czoła (u Henryka, Fryderyka, Krzysztofa). Najbardziej podobny do Piotra jest jego syn Fyderyk z wysuniętym jak u ojca wysokim wypukłym czołem. Porównując portret Piotra Dohny z epitafium z portretem tegoż z drugiego dziesięciolecia XVII wieku, dostrzegamy wierność rysów twarzy, mimo iż w tym drugim wypadku pokazano nam Piotra odmłodzonego. Wielki nos niweluje obramienie głowy gęstymi włosami i brodą. Portret Piotra Dohny z epitafium jest bardziej przekonywający, posiada więcej elementów dosadnej interpretacji, a nawet wykazuje skłonności do przejaskrawienia ujemnych cech zawartych w rysach modela.
Fragment epitafium. Zofia - córka Piotra i Katarzyny Dohna
Portret dworski Katarzyny Czema
Podobnie jest z podobizną Katarzyny Czemówny, której rysy na dwóch portretach, epitafijnym i dworskim, zostały wiernie odtworzone. Portret Katarzyny na epitafium nie przedstawia kobiety starej, jest również zgodny z jej metryką. Nos raczej prosty, regularny, twarz pociągła, oczy podcienione, nieznaczne worki pod oczyma. Młodość córki w odniesieniu do matki podkreślona. Zofia uśmiecha się lekko, a twarz ma raczej dziewczęcą.
Poszukując artysty, który mógłby być autorem epitafium, wydaje się, że można go umieścić w kręgu dworu królewieckiego. Epitafium prawdopodobnie powstało pomiędzy 1595 a 1600 rokiem, na co wskazuje nie tylko ikonografia samych postaci, ale namalowana panorama Morąga z Zameczkiem, siedzibą rodową Dohnów.
Malując obraz artysta starał się być dobrym dokumentalistą rysów rodziny Dohnów. Najlepiej wypadły w jego ujęciu podobizny pary małżeńskiej. Jest prawdopodobne, że epitafium Piotra Dohny i Katarzyny Czemówny mógł malować Jan Henneberger. On więc zastosowałby u góry ikonograficzną scenę, kopiując rycinę Albrechta Dürera. Malowanie zaś portretów i herbów, które okalały całość, było jego główną domeną. Trudno nie pokusić się o hipotezę, że nawiązany raz kontakt Hennebergera z Achacym i Fabianem Dohną obie strony usiłowały podtrzymać. Rodzina Dohnów chętnie zatrudniała u siebie nadwornych malarzy dworu królewieckiego, o czym świadczy inny jeszcze fakt, mogący potwierdzić hipotezę o malowaniu przez Hennebergera epitafium. Otóżw 1611 r. elektorka Anna z Kolna w Brandenburgii, urodzona i wychowana w Królewcu, zwróciła się do najmłodszego syna Piotra i Katarzyny, Fabiana Dohny, z listem następującej treści: „Usilnie prosimy Pana, abyś skłonił starego nadwornego malarza Daniela Rosego, aby tu przybył jak najspieszniej z Królewca, zabierając farby potrzebne w celu sporządzenia kilku portretów”. Dwa portrety dworskie Piotra i Katarzyny ze zbiorów Muzeum Mazurskiego stanowią dowód współpracy królewieckiego malarza Daniela Rosego z Fabianem Dohną. Daniel Rose objął po Hennebergerze w 1602 r. funkcję nadwornego malarza królewieckiego. Oba portrety kiedyś ukazujące postacie en pieds (do stóp) zostały zmniejszone przypuszczalnie w XIX wieku."
Sasiny
Dwór Sasiny
Sasiny (niem. Sassen) - wieś datowana na 1306 r. Założenie pałacowo-parkowe pochodzi z drugiej połowy XVI w. Pałac przebudowano (rozbudowano) w 1680 r. na zlecenie hrabiego Aleksandra von Dohna zu Schlobitten.
Dwór
Wnętrze - korytarz
Część gospodarcza została rozbudowana na początku XX w. Informacja źródłowa dotycząca wioski Sasiny pochodzi z 1315 roku; niejaki Grazuta otrzymał wówczas w lenno od Wielkiego Mistrza Krzyżackiego Karola z Trewiru 25 włók ziemi położonych na obszarze "Sasne" nad jeziorem "Tolyn" w oznaczonych granicach w zamian za poprzednią posiadłość; na tym obszarze miał on prawo niższego i wyższego sądownictwa za służbę zbrojną Zakonowi konno i w pancerzu. W latach 1535 - 1549 wymieniany jest tu Jakub von Diebes, "dziedzic w Sasinach, Piotrowie i Budwitach", główny skarbnik książęcy, jeden z największych posiadaczy w okolicy. Po nim przyszedł Albrecht von Diebes, który otrzymał dobra od księcia Albrechta na prawie lennym. W drugiej połowie XV wieku Sasiny stają sie własnością rodu von Dohna. Ród zu Dohna - Schlobitten był właścicielem dóbr w Sasinach (Sassen) od XVI lub XVII wieku do 1872 r. Po tym czasie właścicielami byli von Oertzten i Kemper. Przez krótki czas na przełomie XIX i XX wieku właścicielem był Dohna z linii gładyskiej (zu Dohna-Schlodien). Ostatnim właścicielem Sasin został w 1926 roku Erich Fähser, gospodarował tu do 1945 roku. Cześć budynków mieszkalnych, które dziś zostały we wsi pochodzi z jego czasów. Założenie pałacowo-parkowe pochodzi z drugiej połowy XVI w. Pałac przebudował w 1680 roku Aleksander von Dohna-Schlobitten na planie litery H. Ruiny częściowo dotrwały do dziś.
Kamień upamiętniający poległych w Rosji żołnierzy niemieckich
Kąty
Kąty (niem. Canthen, Kanhten) - leżą w woj. warmińsko-mazurskiim, powiat elbląski, gmina Pasłęk. Posiadłość w Canthen najpierw należała do rodzin Wallenrodt i von Tettau w XVIII wieku i została nabyta przez Emanuela Grafa zu Dohna (1809 - 1888) w 1849 roku. Ostatnią niemiecką właścicielką była Ebba Helene Anna o Dohna Schlodien, ur. 30 czerwca 1874 r. w Bielicy (Behlenhof), córka Rudolfa Grafa zu Dohna-Schlodien i Elisabeth Gräfin zu Dohna-Schlobitten; siostra Erice hrabianki Dohna-Schlodien i Konrada hrabiego Dohna-Schlodien, która została zastrzelona podczas inwazji sowietów w styczniu 1945 r. Podpalony przez nich dom spłonął w tym czasie i zawalił się później. W Kątach (Kanthen) nie ma dzisiaj budowli z czasów von Dohnów. Atrakcją wtedy i dziś jest Pochylnia Kąty na Kanale Elbląskim.
Pochylnia Kąty
Pochylnia 1900 r.
Kanał Elbląski (niem. Oberländischer Kanal) – żeglowna droga wodna na terenie województwa warmińsko-mazurskiego. Na Kanale od Ostródy do Elbląga jest 5 pochylni (Buczyniec (Buchwalde), Kąty (Kanten), Oleśnica (Schonfeld), Jelenie (Hirschfeld), Całuny (powojenna nazwa tej pochylni „Całuny Nowe” wskazuje na dosyć daleko idącą dowolność w tłumaczeniu nazwy niemieckiej, która brzmiała „Neu Kußfelder Ebene” i była wyprowadzana od leżącego w jej pobliżu majątku ziemskiego Nowe Kusy (Neu Kußfeld – por. Lech Slodownik) i 2 śluzy (Miłomłyn i Zielona). Na całym kanale są cztery śluzy: Miłomłyn, Zielona, Ostróda, Mała Ruś. Pierwszy raz turyści popłynęli kanałem w 1912 na pokładzie łodzi motorowej „Seerose” („Róża morska”) należącej do przedsiębiorstwa żeglugowego Schiffs-Reederei Adolf Tetzlaff. W tym samym roku do eksploatacji wprowadzono statek „Herta”.
Pochylnia leży w pobliżu starego majątku ziemskiego o tej samej nazwie (niem. Canthen, Kanthen). Według prof. J. Powierskiego nazwa „Kanthen” miała pochodzenie odosobowe – od imienia Prusa Kantela. Od 1932 r. właścicielką tego majątku była Änni (Anna) hrabina zu Dohna-Canthen, siostra Konrada zu Dohna-Schlodien (z Gładysz).
Widoczny z prawej dom to prawdopodobnie dwór hrabiny Dohna
Przed II Wojną Światową dobra w Kątach liczyły 380 ha ziemi i 88 ha lasu. Oczywiście przebiegający przez majątek kanał z pochylniami był najważniejszą atrakcją nie tylko tej miejscowości. Pochylnia, eling – urządzenie do podnoszenia i wyciągania statków na brzeg – oraz ciesząca się powodzeniem u gości miejscowa gospoda „Pod zielonym wieńcem” – Ericha i Gustawa Riemke – były oblegane, zwłaszcza podczas sezonu. Lokal braci Riemke, położony na małym wierzchołku stykającym się z kanałem, odwiedzali nawet turyści z Berlina. Gospoda miała dużą, przyjemną salę z ogrodem, a jej specjalnością były Landstullen, tzw. „butersznyty” (kromka chleba lub bułki z masłem i plasterkiem mięsa lub sera; butersznit). Zimą przybywali tu saniami okoliczni gospodarze, a właściciele lokalu zabawiali ich piękną grą na akordeonie.
Widoczny z lewej dom to prawdopodobnie oberża braci Riemke - 1910 r.
Pochynia Kąty w 1915 r.
Pochylnia Kąty 1918 - 1933 r.
Niestety, budynek oberży został zniszczony wkrótce po wejściu żołnierzy sowieckich. Natomiast jeszcze przed 1939 r. spłonęły w wyniku uderzenia pioruna prawie wszystkie zabudowania gospodarcze majątku, z wyjątkiem jednej oboro-stodoły stojącej do dzisiaj. Spalone obiekty nie zostały odbudowane. Krótko przed wejściem żołnierzy sowieckich do wsi mieszkańcy przysposobili się do ucieczki. Erich Riemke oddał do ich dyspozycji swoje 4 konie i 2 furmanki. Sam był powołany do Volkssturmu i musiał pozostać na miejscu. Kolumna uciekinierów skierowała się drogą do Krasina.
W dniu 23.01.1945 r. do Kątów weszli pierwsi żołnierze sowieccy. Według przekazów ustnych – hrabina Änni zu Dohna-Canthen zginęła zastrzelona na miejscu wraz ze swoim podkomorzym Friedrichem Sohtem, gdy nie zatrzymała się na polecenie jednego z krasnoarmiejców. Była kobietą dość osobliwą, znaną z ascetycznego trybu życia; niezamężna, zamknięta w sobie, paliła papierosy, chorowała na artretyzm. Tutejszy dwór został również zniszczony przez sowietów. Nie zachowały się jakiekolwiek ilustracje dotyczące jego wyglądu. Był wybudowany w XVIII w. w stylu barokowym. Został przebudowany w XIX w.; stał w parku krajobrazowym na niewielkim wzniesieniu, który opada w stronę sporego stawu okalającego w połowie pagórek… Z wierzchołka pochylni w Kątach widać m.in. dawny majątek ziemski mjr. Martina von Perbandta w Śliwicy oraz wieżyczkę na zabytkowym, z końca XVIII w., spichlerzu zbożowym. Niestety, wieżyczka ta jest już w stanie ruiny i tylko godziny dzielą ją od całkowitego zniszczenia. (źródło: Lech Słodownik, Elbląg, 21 listopada 2017 roku). W Kątach, 14 maja 1897 roku, graf Emanuel Dohna-Kathen podejmował Cesarza Wilhelma II.
Ponieważ pochylnie uznawane są za "cud techniki" warto przedstawić jej buwowiczego:
Inżynier Georg Jacob Steenke, pruski inżynier, konstruktor systemu pochylni na Kanale Elbląskim oraz budowniczy Kanału Elbląskiego, urodził 30 czerwca 1801 roku w Królewcu. Był głównym twórcą cudu techniki XIX wieku - Kanału Ostródzko- Elbląskiego. Do dziś statki przemierzają szlak wytyczony przez G.J. Steenke.
Ten zabytkowy cud hydrotechniki i myśli inżynieryjnej XIX wieku został uznany za pomnik historii. Mówi o tym rozporządzenie Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego z 14 stycznia 2011 roku.
Kanał łączy do dziś Elbląg z Ostródą, tworząc drogę wodną z Bałtyku, poprzez Zalew Wiślany do jezior ówczesnego Oberlandu, czyli Mazur Zachodnich. Wiele emocji i sporów budzi nazwa tej wyjątkowej drogi wodnej. Współcześni budowniczemu zwali ją najczęściej Kanałem Oberlandzkim, bądź Elbląsko-Oberlandzkim, dziś nazwa oficjalna to Kanał Elbląski.
Za zasługi inżynierskie z okazji 50-lecia pracy zawodowej w 1872 roku na jego cześć zbudowano pamiątkowy obelisk w Buczyńcu, który zachował się do dzisiaj. Od II Wojny Światowej do 1990 roku pomnik przechowywany był w magazynie, obecnie powrócił na swoje pierwotne miejsce. Po przejściu na emeryturę inżynier mieszkał w majątku Czulpa koło Małdyt. Zmarł 22 kwietnia 1884 roku w Elblągu.
Pomnik w Buczyńcu
Pochylnia Buczyniec. Siedzącyna brzegu mężczyzna to prawdopodobnie budowczy kanału, za nim jego żona
Pochylnia Buczyniec
Pochylnia Buczyniec
Pochylnia Jelenie
Pochylnia Jelenie
Pochylnia Oleśnica
Pochylnia Całuny
Wszystkie dobra Dochnów są obecnie położone w województwie warmińsko – mazurskim, jedynie Prakwice znajdują się w województwie pomorskim..
Prakwice
Dworek w Prakwicach nie był pałacem a właściwie był dworkiem myśliwsko - rekreacynym dla rodu, chociaż przyległe ziemie (klucze) położone na obrzeżach żyznych Żuław przynosiły niezły dochód.
Nowo powstałe Królestwo Prus, założone w 1701 roku, miało zostać wyposażone w wspaniałe barokowe pałace ze względów kulturowych, dlatego właśnie pałace Friedrichstein, Schlobitten, Schlodien i Capustigall powstały niemal jednocześnie.
W posiadaniu Dohnów były dwa z czterech pałaców klasy królewskiej: Słobity (Schlobitten) oraz Kamieniec (Finckenstein). Oprócz nich do „królewskich pałaców” zaliczano także: Friedrichstein nad Pregołą (20 km na wschód od Królewca, dzisiaj Kamienka w obwodzie kaliningradzkim) i Drogosze (Dönhoffstädt w powiecie kętrzyńskim, gminie Barciany na Mazurach).
Friedrichstein
Pałac Friedrichstein (niem. Schloss Friedrichstein) – spalony w 1945 roku barokowy pałac nad Pregołą w Prusach Wschodnich, 20 km na wschód od Królewca (obecnie Kamenka, ros. Каменка, obwód kaliningradzki, rejon gurjewski), jeden z pałaców, które zaprojektował Jean de Bodt (1670–1745) dla arystokratycznej rodziny Dönhoffów.
Fredrichstein
Drogosze
Drogosze (niem. Gross Wolfsdorf, od 1938 Dönhoffstädt). Obecny pałac w Drogoszach wybudowano w latach 1710-1714 na zamówienie Bogusława Fryderyka Denhofa. Przypuszcza się, że projekt budowli opracowany został przez John von Collas (1678-1753), który realizował również rezydencję Denhofów w Friedrichstein koło Królewca.
Drogosze i stan obecny
Slobity
Słobity (Schlobitten)
Słobity (Schlobitten) była to rodowa posiadłość Dohnów. Pałac rodu Dohna-Schlobitten wzniesiono w latach 1622-1624, a znacznie rozbudowano w latach 1696-1723. Słobity miały przywilej pałacu królewskiego, w którym monarchowie zatrzymywali się w trakcie podróży.
W marcu 1945 r. pałac został spalony, a wyposażenie zostało rozkradzione przez żołnierzy armii radzieckiej. Zachowały się tylko mury obwodowe korpusu pałacu i masztalni (pomieszczeń przy stajni) oraz fragmenty murów galerii bocznych. Zachował się też budynek gorzelni i dwie kordegardy (wartownie).
Kamieniec
Kamieniec (Finckenstein). W 1716/20 r. na wniosek zmarłego Króla Fryderyka I i jego następcy Fryderyka Wilhelma I, Albrecht Konrad Finck von Finckenstein zlecił wybudowanie zamku Finckenstein według projektu Johna von Collasa.
Konrad Finck von Finckenstein na obrazie Georga Davida Matthieu
Albrecht Konrad Reinhold Reichsgraf Finck von Finckenstein (urodzony 30 października 1660 r. w Saberau, zmarły 16 grudnia 1735 r. w Berlinie ) był pruskim marszałkiem polnym i wychowawcą księcia, gubernatorem Pillau, szefem 14 Pułku Piechoty, rycerzem Zakonu Czarnego Orła, starszym Zakonu Świętego Jana i spadkobiercą zamku Finckenstein, który zbudował w latach 1716-20.
Finckenstein był żonaty z Susanną Magdaleną von Hoff (1676–1752), od 1700 r. naczelną dwórką królowej Zofii Dorothei. Jego teściami byli Oberhofmeister z Hessen-Kassel Wilhelm von Hoff (też: Hove) (1644–1689) i jego żona Johanna Dorothea Schwertzell z Willingshausen. Para miała pięciu synów i cztery córki.
Majątki Finckensteinów koncentrowały się w Prusach Górnych, w starostwach iławskim, ostródzkim i dąbrówieńskim. Już w II poł. XVII w. byli potentatami i właścicielami trzech miast wraz z dziedzicznymi urzędami w Szymbarku, Dąbrównie i Iławie, zdecydowanie dominowali w XIX w., ich majątki w Szymbarku, Szymonowie, Jaśkowie i Lasecznie obejmowały wówczas powierzchnię ok. 14 tys. ha, z czego znaczna część (ok. 10 tys. ha) leżała na terenie starostwa iławskiego. W XVIII w. wydzieliły się linie Finckensteinów: młodsza (w Kamieńcu (Finkenstein) i starsza w Szymbarku i Dąbrównie.Warto wspomnieć o majątku Szymonowo (Simnau) wchodzącym wskład dóbr rodu, ponieważ właściciel Szymonowa był uczestnikiem polowania Cesarza Wilhelma II w Prakwicach.
Szymonowo
Szymonowo (niem. Simnau) – wieś w Polsce położona w województwie warmińsko-mazurskim, w powiecie ostródzkim, w gminie Małdyty. We wsi kościół klasycystyczny z początku XIX w., ołtarz z XVII w. Pałac z początku XX w., przebudowany (w latach 90. XX w. mieści się w nim dom dziecka). W zespole pałacowym kordegarda z początku XX w.
Majątek w Szymonowie należał do rodu hrabiów Finck von Finckenstein, właścicieli ogromnych posiadłości ziemskich na tych terenach. Obszar własności ziemskiej obejmował ponad 1500 ha ziemi, funkcjonowała mleczarnia, cegielnia, tartak. Majątek był przeważnie oddawany w dzierżawę. Z dawnego założenia zachował się mocno przekształcony pałac, piękny stary park, i zabudowania gospodarcze z czerwonej cegły.
Ostatnimi właścicielami byli hrabiowie Hans Nikolaus Finck von Finckenstein (szambelan Wiktorii Luise von Preuße ) i jego syn Hans Wolfram Finck von Finckenstein (historyk i pisarz rolniczy).
Do 1928 r. majątek w Szymonowie stanowił własność hrabiego Finck von Finckenstein. W latach 1928–1945 przeszedł na własność państwa niemieckiego. W czasie II Wojny Światowej w dworku znajdował się dom dla rannych oficerów niemieckich. W latach 1945–1946 obiekt zaadoptowano na dom dziecka.
W latach 1935 - 1940 w Szymonowie funkcjonował ośrodek dla młodzieży tzw. Landjahrlanger
Około kilometra na wschód od Szymonowa znajduje się jezioro Ruda Woda (niemiecki Röthloffsee ). Park o kompozycji krajobrazowej, kształtem zbliżony jest do równobocznego trójkąta. Główne alejki spacerowe biegną od dworu w kierunku stawów i wzdłuż linii łączącej oba stawy po stronie zachodniej. Z dawnych założeń parkowych przetrwała wyraźna kompozycja parku i częściowo aleje spacerowe. Zachowany jest masyw starodrzewu.
Lata 1930-1940, Jezioro Ruda Woda (Roethlof-See) w okolicach Szymonowa
Kamieniec
Od 1705 r. Kamieniec i wszelkie jego dobra należały do rodu Finckensteinów, natomiast w latach 1782-1905 do rodu Dohna-Schlobitten (Dohnowie skoligaceni byli z Finckensteinami). Wieś Kamieniec znana jest m.in. z pobytu w niej Napolena. W okresie od 1 kwietnia do 6 czerwca 1807 r., w pałacu Finckenstenów rezydował Napoleon. Czas uprzyjemniała mu Maria Walewska. We wsi znajdował się barokowy pałac Finckensteinów, wybudowany w latach 1716-1720 według projektu angielskiego architekta Johna von Collas znanego ze swych wcześniej zbudowanych rezydencji pałacowych dla Dohnów i Denhoffów.
Pobyt Napoleona w Kamieńcu
Po bitwie stoczonej w dniach 7-8 lutego 1807 roku pod Pruską Iławą Cesarz Francuzów, Napoleon I Bonaparte urządził swoją kwaterę w Ostródzie. Wkrótce okazało się, że warunki panujące w starym krzyżackim zamku nie należą do szczególnie komfortowych. Na Kamieniec jako potencjalną siedzibę przyszłej kwatery głównej miał zwrócić jako pierwszy uwagę gen. Armand Coulaicourt. Panujące w nim warunki umożliwiały uroczyste przyjmowanie poselstw oraz dyskrecję podczas wizyty długo oczekiwanego gościa – Marii Walewskiej.
Maria z Łączyńskich Walewska (pani Walewska), później hrabina d’Ornano (ur. 7 grudnia 1786 r. w pałacu w Kiernozi niedaleko Łowicza, zm. 11 grudnia 1817 r. w Paryżu) – metresa Cesarza Napoleona Bonaparte. W styczniu 1807 r. Maria Walewska spotkała się z Cesarzem Napoleonem, oficjalnie po raz pierwszy widząc go podczas balu w warszawskim Zamku Królewskim, choć inni twierdzą, iż odbyło się to w pałacu Michała Poniatowskiego w Jabłonnie. Wkrótce potem, w wyniku awansów, prezentów i liścików Cesarza, została jego oficjalną metresą; sprowadził ją na trzy tygodnie m.in. do swej kwatery w pałacu w Finckenstein (dziś Kamieniec) w Prusach Wschodnich, gdzie stacjonował po wznowieniu działań wojennych. W lipcu Napoleon podpisał z Rosją i Prusami traktaty pokojowe w Tylży i wyjechał do Paryża; nie jest pewne, czy zabrał Marię Walewską ze sobą.
Wizyta Marii Walewskiej w Kamieńcu - 1807 r.
Pokój Napoleona w pałacu w Kamieńcu
To właśnie dzięki pobytowi Napoleona, kamieniecki pałac zyskał miano „Pruskiego Wersalu”. W dniu swojego przyjazdu do rezydencji Finckensteinów, otoczonej ogrodem i parkiem, miał on powiedzieć: „Nareszcie pałac” (Enfin un château). W liście do Cesarzowej Józefiny, o przeniesienie z Ostródy do Kamieńca napisał między innym: „Przenoszę moją kwaterę główną do bardzo pięknego pałacu w rodzaju pałacu Bessierese’a posiadającego dużo kominków. Jest to dla mnie miłe, gdyż wstając w nocy lubię patrzeć w ogień.”
W pałacu przebywał od 1 kwietnia do 6 czerwca 1807 roku. Fryderyk Aleksander zu Dohna – właściciel pałacu, przebywał wówczas u boku Króla pruskiego w Kłajpedzie (Prusy były w stanie wojny z Napoleonem).
Graf Friedrich Alexander zu Dohna-Schlobitten (ur.10 lipca 1741 r., Königsberg (Królewiec); zm. 8 kwietnia 1810 r., Finckenstein (Kamieniec).
W pałacu pozostał jego syn Aleksander zu Dohna. W lokalnym kościele zainstalowano piece do wypiekania chleba. W 1841 roku Starosta Królewski Powiatu Suskiego (landrat Alfred von Auerswald) zebrał naocznych świadków pobytu Napoleona w Kamieńcu i spisał ich wspomnienia.
Alexander Friedrich Ferdinand Burggraf und Graf zu Dohna-Schlobitten (ur. 29 marca 1771 r. Finckenstein (Kamieniec); zm. 31 marca 1831 r. Königsberg (Królewiec).
Ze wspomnień wynika że, codziennie rano o godz. 9.00 Napoleon w pałacowym parku przeprowadzał musztrę oddziałów, o godz. 12.00 miała miejsce parada warty. Wiemy, że Napoleon był brawurowym i doskonałym jeźdźcom. W ciągu dnia potrafił udać się konno do Malborka, Elbląga a nawet Gdańska. Cesarz był także zapalonym myśliwym, w pobliżu majątku organizowano polowania. Na jedno z nich przygotowano specjalne miejsce w okolicy miejscowości Dolina, nazwane później „Fotelem Napoleona”. W trakcie pobytu Napoleona nie brakowało także prób zamachów na jego osobę. Ówczesny sołtys wsi Olbrachtówko relacjonował, że pewnego razu pojawił się oddział 50 czarnych huzarów, których do Kamieńca doprowadził człowiek z Jerzwałdu lub Siemian. Szybko jednak okazało się ze próba zamachu na Napoleona jest niemożliwa, bowiem był on solidnie chroniony. Kamieniec przez okres dwóch miesięcy był kwaterą główną Cesarza a co za tym idzie, zapadały tam najważniejsze decyzje w ówczesnej Europie. Jednym z ważniejszych wydarzeń było udzielenie audiencji 27 kwietnia posłom perskim.
Przyjęcie poselstwa perskiego
Ale w Kamieńcu zapadały także strategiczne decyzje dotyczące oblężenia Gdańska i nieuniknionej, letniej kampanii. Ta jak wiemy zakończyła się wielkim zwycięstwem i zawarciem pokoju w Tylży, którego postanowienia doprowadziły do utworzenia Księstwa Warszawskiego. W Finckenstein gościł między innymi gen. Henryk Dąbrowski oraz Józef Wybicki, autor „Mazurka Dąbrowskiego” zaopatrujący wówczas oddziały Wielkiej Armii.
Tzw. Brązowy pokój
Do nowej rezydencji Finckensteinów przylgnęła nazwa wschodniopruskiego Wersalu z racji jej urody, przepychu, bogatego wystroju wnętrz oraz wspaniałych ogrodów i parku wokół pałacu. Do parku przylegało otoczone lasami jezioro Gaudy. Właściciele pałacu założyli na jeziorze hodowlę prawie 400 łabędzi. Po zakończeniu I Wojny Światowej Herman zu Dohna (1852 – 1942) na nowo odbudował świetność rezydencji.
Unikatowe zdjęcie z 9 września 1925 roku. Wtedy to rodzinę zu Dohna w ich majątku Kamieniec zaszczycił swoją wizytą sam Paul von Hindenburg, który niespełna 4 miesiące wcześniej objął stanowisko Prezydenta Rzeszy.
Dohnowie przed pałacem w Kamieńcu
Ostatnim właścicielem pałacu był Aleksander zu Dohna. Przedostatnim właścicielem właśnie Hermann zu Dohna (a wcześniej Rodrig zu Dohna i Georg zu Dohna). Pałac został ograbiony i spalony przez armię radziecką. Jedynym w pełni zachowanym elementem rezydencji są 4 rzeźby kamienne, które przedstawiają alegorię Czterech Pór Roku: Jowisz, Junona, Herkules i Meduza. Pierwotnie stanowiły zwieńczenie attyki budynku, a od 1975 r. stoją w parku miejskim w Iławie. Dobrze zachowana jest brama wjazdowa prowadząca na dziedziniec pałacu, na której umieszczono tablicę informującą, że od 1 kwietnia do 6 czerwca 1807 roku przebywał tu Napoleon Bonaparte. Zacytuję tutaj sprawozdanie z pobytu Napoleona w Kamieńcu, które otrzymałem od tłumacza tekstu Pana Kazimierza Madeli.
Sprawozdanie z pobytu Cesarza francuskiego Napoleona I w Kamieńcu w roku 1807. Spisano w Kamieńcu dnia 02.12.1841 r.
Biorąc pod uwagę złożoność i ważność wydarzeń w czasach, gdy Cesarz Napoleon w roku 1807 r. rezydował w Kamieńcu oraz wziąwszy pod rozwagę, że mieszkańcy Kamieńca mieli sposobność poznać osobę Cesarza, pożądane stało się wierne i możliwie wolne od zniekształceń spisanie wszystkich okoliczności z tym związanych. Z tego powodu właściciel Kamieńca, Graf Fabian von Dohna (major królewski w stanie spoczynku), poprosił niżej podpisanego starostę powiatu suskiego o wyszukanie żyjących jeszcze naocznych świadków tych zdarzeń i możliwie dokładne ich przesłuchanie.
Fabian Alexander Burggraf und Graf zu Dohna-Schlobitten (ur. 17 listopada 1781 r. Schlobitten (Slobity); zm. 26 sierpnia 1850 r.).
Alfred von Auerswald.
W latach 1830 do 1844 Auerswald jest Starostą Królewskiego Powiatu Suskiego (niem. Landrat des westpreußischen Landkreises Rosenberg). W tym czasie sporządza sprawozdanie z pobytu w Kamieńcu (dawn. niem. Finckenstein) w 1807 roku, Cesarza francuskiego Napoleona I. (dokument ukończony został 02.12.1841 r., 34 lata po pobycie Napoleona w Kamieńcu).
Spełniając polecenie przepytany wpierw został ogrodnik Baecker i jego małżonka, którzy w omawianym czasie nie tylko żyli w Kamieńcu, lecz mocą urzędu sprawowanego przez Baeckera zamieszkiwali w budynku obok pałacu i jak sami przyznali, pozostawali w wielorakich kontaktach z jego mieszkańcami. Zgodna i wzajemnie uzupełniająca się relacja małżeństwa Baeckerów brzmi następująco.
„Był dzień 1 kwiecień 1807 r., gdy Cesarz Napoleon przybył do Kamieńca, który już od 20 marca zajęty był przez gwardię cesarską. Chociaż przyjazd Cesarza przygotowany był przez dużą ilość służby, nastąpił bez szczególnej uroczystości. Napoleon przybył do pałacu galopując na młodym, długoogoniastym siwku. W małej odległości za nim podążali marszałkowie Berthier i Bessieres, koniuszy Caulaincourt, mameluk Rustan i mała grupa kawalerzystów. Cesarz ubrany był w granatowy surdut i nosił......(luka w zapisie). Napoleon zsiadł z konia i wszedł do pałacu, gdzie przy wejściu stała kasztelanka, pani Baumgart. Cesarz zapytał ją łamaną mową niemiecką o komnatę z łożem, w której nocował kiedyś Fryderyk Wielki (tłum. król Prus Fryderyk II Hohenzollern 1712-1786 zwany Wielkim). Pani Baumgart wskazała Cesarzowi tą komnatę i znajdujące się w niej łoże z baldachimem. Napoleon zajął tą komnatę dla siebie. Małżeństwu Baeckerów zwrócono uwagę, że zgodnie z posiadaną wiedzą Fryderyk Wielki nigdy nie przebywał w Kamieńcu, dlatego ich przekaz jest wynikiem jakiejś pomyłki. Małżonkowie zgodnie jednak oświadczyli, że słyszeli tylko o pobycie Fryderyka Wielkiego w Kamieńcu, ale o prawdziwości tego faktu nie potrafią nic więcej powiedzieć. Dodali też, że pani Baumgart miała podobne przekonanie jak oni i z całą pewnością została zapytana przez Cesarza Napoleona w taki sposób, jak to zrelacjonowali. Pani Baecker zapewniła stanowczo, ze kasztelanka Baumgart jeszcze tego samego popołudnia opowiedziała jej o całym zdarzeniu. W dalszej relacji małżonkowie Baeckers powiedzieli:
Cesarz Napoleon zamieszkał w komnacie, którą później nazywano jego imieniem. Była ona dobrze chroniona, gdyż wokoło znajdowało całe otoczenie Cesarza. Wejścia do niej, od strony dwóch innych komnat, zaopatrzone zostały w potężne rygle stalowe. Zostały one wykute przez miejscowych ślusarzy na zlecenie Francuzów jeszcze przed przybyciem Cesarza. W jednej z tych sal przebywali podczas dnia ordynansi i adiutanci, a nocą spał w niej mameluk Rustan, kładł się przy drzwiach. W drugiej komnacie złożone były plany i mapy Cesarza. Jadalnia pałacu służyła Cesarzowi jako pomieszczenie na audiencje. W sali bilardowej zakwaterowani byli ordynansi. Gabinet obok komnaty służył Cesarzowi jako miejsce kąpieli i był zamykany szczególnie tęgim ryglem. Tak samo jak drzwi wyjściowe na małe schody, prowadzące w dół do pokoju, w którym mieszkał książę Murat. W pokoju zwanym hrabiowskim, który był zwykle zamknięty, spędzała większość czasu pewna polska dama. Sąsiadujący gabinet służył jej za łazienkę. Kobieta ta, która niekiedy wyjeżdżała na jeden albo dwa dni, przybywała i opuszczała pałac jedynie nocą (tłum. chodzi tu o Marię Walewską). O tym wszystkim dowiedzieliśmy się od cesarskiego kipera (piwniczy), który mówił łamaną niemczyzną i był dla nas bardzo miły. Powiedział nam kiedyś o winie ukrytym w piwnicy pałacu i kazał nam je zakopać. W ten sposób zostało ono uratowane. A gdy Cesarz opuszczał Kamieniec, przyniósł nam wazę alabastrową. Nie potrafiliśmy jednak z jego mowy zrozumieć, czy był to podarek od Cesarza. W przedpokoju do sypialni Cesarza zakwaterowana była służba. Drzwi do tego pomieszczenia nie posiadały zasuwy. Inny pokój w skrzydle północnym zajmował kucharz nadworny, a na dole mieszkał koniuszy Caulaincourt. Marszałek Berthier zajmował pomieszczenie pod sypialnią Cesarza, a pokój do niego przyległy zajmował książę Talleyrand. W skrzydle południowym zamieszkiwały delegacje obcych państw. Poselstwo perskie zajmowało pokoje z widokiem na dziedziniec, a poselstwo tureckie gościło w pokojach z widokiem na ogród. Marszałek Bessieres rozgościł się razem z lekarzem Cesarza, dr Leonhardi, w domu inspektora. Marszałek kancelarii pałacu. Duroc zajmował osobny dom gościnny. Ekspedycja poczty cesarskiej znajdowała się w kancelarii pałacu.”
Relacja innego świadka wydarzeń: „Cesarz spożywał posiłki w jadalni, zwykle w towarzystwie Murata i Caulaincourta. Inni posilali się w sali na dole. Cesarz gustował szczególnie w owocach i warzywach wszelkiego rodzaju (trzeba dodać, że Cesarz jadł wyjątkowo niechlujnie – dop. autora). Tamtego roku obrodziły śliwki w pałacowej cieplarni i Cesarz delektował się nimi. Dworzanie cesarscy byli bez wyjątku uprzejmi i mili. Zatrudnione w pałacu pokojówki i praczki ze wsi otrzymywały pół talara dniówki. Służba cesarska już wcześniej miała polecenie wywiedzieć się, który pokój zajmował Fryderyk Wielki. Kasztelanka Baumgart wskazała im wtedy odpowiednią komnatę, którą stosownie przygotowano na przybycie Cesarza. Cesarza zobaczyliśmy po raz pierwszy 2 kwietnia, jak spacerował z Muratem po parku pałacowym. Takie spacery Cesarz odbywał później każdego dnia, ale tylko przy dobrej pogodzie. Park otaczały silne straże i nie pozwalały nikomu zbliżyć się do pałacu. Z naszego mieszkania prowadziły drzwi do ogrodu i nigdy nie mieliśmy kłopotów z wejściem do parku. Wiele osób, głównie Polaków, przybywało do Kamieńca z prośbami do Cesarza. Najczęściej nie otrzymywali audiencji i byli oddalani przez służbę pałacową. Udawało się to, gdy osoby te pojawiły się w ogrodzie w naszym towarzystwie. Gdy tylko Cesarz dostrzegł kogoś obcego w parku, wysyłał natychmiast służbę, aby dowiedzieć się, kto to jest i w jakiej sprawie przybył. Wtedy Cesarz albo wysłuchiwał gościa osobiście, albo przez kogoś ze świty był informowany o jego sprawie. Odpowiednio też podejmował decyzję. Jak zdołaliśmy się dowiedzieć, Cesarz prowadził bardzo regularny tryb życia. Przy złej pogodzie nie opuszczał pałacu. Gdy aura dopisywała, spacerował po ogrodzie i uprawiał konne przejażdżki po okolicy. Wtedy towarzyszyło mu parę osób ze świty i oddział kawalerzystów. Przewodnikiem był zawsze kamerdyner Schnigge, który galopował na czele całej grupy. Cesarza widziano najczęściej na koniu w galopie. Jeździł brawurowo po trudnym terenie, tak że pozostali ledwie za nim nadążali. Niemniej jednak kamerdyner Schnigge, który dosiadał małego, czarnego konia ze stajni pałacowej, zawsze poprzedzał Cesarza. Cesarz był niezwykle dobrym i wytrzymałym jeźdźcem. Wielokrotnie galopował rozstawionymi końmi do Dzierzgonia, Malborka, Elbląga. Każdą z tras pokonywał w obie strony w ciągu jednego dnia. Raz nawet przebył konno drogę do Gdańska, tam i z powrotem tego samego dnia. W powozie widzieliśmy Cesarza tylko raz, w chwili gdy opuszczał Kamieniec (tłum. 6 czerwca 1807 r.). Każdego przedpołudnia o godzinie dwunastej w parku miała miejsce parada warty. Przy dobrej pogodzie uczestniczył w niej Cesarz. Oprócz tego cesarz dokonywał w parku musztry wojska, czynił to prawie codziennie o dziewiątej rano. Cesarz dla otoczenia był przyjacielski i łaskawy. Nie słyszeliśmy o jego srogości. Rodzinom osób, które niewinnie zginęły w wyniku kłótni z żołnierzami francuskimi, na przykład wdowę po karczmarzu Kleefeld z miejscowości Górki, Cesarz bogato obdarował. W Kamieńcu istniało podczas pobytu Cesarza ciężkie więzienie dla mężczyzn. Oranżeria, stajnie, chlewnie i inne pomieszczenia należące do pałacu, były silnie strzeżone. Miejscowym zapłacono wynagrodzenie za prace wykonane w pałacu związane z przyjazdem Cesarza. Obsługą Cesarza i przeróbkami w jego pokojach zajmowali się ludzie cesarscy. Nikt z Kamieńca nie miał przystępu do Cesarza, ale dwór Napoleona obsługiwali ludzie miejscowi.”
Jeszcze inna relacja: „Zjawił sie przede mną młynarz Hildebrandt, który z Cesarzem Napoleonem zetknął się w różnych okolicznościach. Oto, co opowiedział. W czasie gdy Cesarz Napoleon był w Kamieńcu, przebywałem w domu mojego ojca, który był młynarzem młyna pałacowego. Często widziałem Cesarza podczas przejażdżek konnych. Nigdy nie był on sam, zawsze towarzyszył mu kamerdyner Schnigge, który jechał konno przed Cesarzem. Najbliżej Cesarza znalazłem się podczas polowania na łabędzie. Cesarz zarządzał polowania na te ptaki na jeziorze Gaudy. Odbyły się one siedem albo osiem razy, aż do chwili, gdy łabędzie wypłoszone hukiem strzelb przeniosły sie na jezioro Pilmy (tłum. obecnie łąki na zachód od Kamieńca). Podczas polowań byłem, obok mojego ojca i innych, wioślarzem na usługi Cesarza i jego świty. Poruszaliśmy wiosłami wielkie czółno, w którym stał Cesarz w towarzystwie marszałka Berthier, mameluka Rustana, młodego myśliwego i czterech gwardzistów straży. Myśliwy ładował na zmianę dwie strzelby, z których Cesarz strzelał. Za każdym razem Cesarz rozkazywał nam płynąć na środek jeziora i nie pozwalał zbliżać się do brzegu. Zdaje się, że z uwagi na własne bezpieczeństwo. Cesarz był zapalonym myśliwym i nieprzerwanie oddawał strzały do łabędzi z podawanych mu na zmianę karabinów. Nie trafił jednak ani jednego ptaka, przy czym często niezadowolenie z tego powodu podkreślał bujnymi przekleństwami.
Książe Murat, który płynął zawsze w drugiej łodzi, raz tylko trafił jednego łabędzia. Często miałem okazje oglądać, jak Cesarz przeglądał i musztrował oddziały wojskowe w ogrodzie pałacowym. Uwagę moją zwróciło to, że żołnierze podczas tych ćwiczeń strzelali w stronę jeziora. Nie było to bezpieczne dla mieszkańców tamtej strony jeziora. Dom, w którym mieszkałem z ojcem zbudowano z bali drewnianych, był on często uszkadzany przez kule karabinowe Francuzów. Podczas polowań na jeziorze Cesarz wypytywał mojego ojca o młyn wodny i inne rzeczy. Później Napoleon polecił zjawić się mojemu ojcu w pałacu, przypuszczalnie w tym samym celu. Ojciec mój zignorował to wezwania, co nie miało dalszych następstw. Szczególnie rzucające się w oczy były szybkie i brawurowe jazdy konne Napoleona. Cesarz galopował przez pola w takich miejscach, że nawet jego przewodnik, kamerdyner Schingge, miał wątpliwości, czy uda się je przebyć konno.”
Pojawił sie przede mną smolarz Rosenbaum ze wsi Dolina. Z jego opowiadań ważny jest tylko opis polowania z nagonką, które zarządził Cesarz. Smolarz opowiadał tak: „W okolicy wsi Dolina, gdzie do dziś oglądać można miejsce zwane fotelem cesarskim, urządzono polowanie z nagonką. Dla Napoleona przygotowano miejsce otoczone ławami ziemnymi, które pokryto mchem. Cesarz stał tam w otoczeniu najbliższej świty. Zwierzynę w kierunku stanowiska cesarskiego naganiano pierw z jednej, a potem z drugiej strony. Robili to ludzie wynajęci na miejscu i dodatkowo zawołani z Przezmarka, było ich wielu. Odstrzelono wtedy dużo saren i innej dziczyzny. Czy Cesarz sam coś upolował, nie jest mi wiadomo.”
Stanął przede mną sołtys Eichel ze wsi Olbrachtowo i opowiedział: „W czasie pobytu Napoleona w Kamieńcu byłem pracownikiem folwarcznym w Dolinie. Zlecono mi dostarczanie wody do łazienki Cesarza. Cesarz kąpał się dwa razy dziennie, przed południem i po południu. Przynosiłem wodę do pałacu, a w przedpokoju odbierała ją ode mnie służba. Pracę tą wykonywałem 8 dni, potem zastąpił mnie inny człowiek. Podczas obecności Napoleona w Kamieńcu pojawił się w okolicy oddział 50 czarnych huzarów pruskich. Pewien człowiek z Jerzwałdu albo Siemian doprowadził ich tajnymi ścieżkami do jeziora Koszolek (tłum. dziś już nie istnieje) w pobliżu osady Piaski (tłum. przy wsi Kamieniec). Tam czarni huzarzy zalegli w gęstwinie leśnej. Jeden z nich przywdział na siebie zniszczoną odzież chłopską i nocą przyszedł do mieszkającego w Piaskach myśliwego Wolffa. Czarny huzar w przebraniu zapytał Wolffa, w jaki sposób można dokonać napadu na pałac w Kamieńcu i uprowadzić Cesarza Francuzów. Myśliwy Wolff przekonał go, że jest to zupełnie niemożliwe z powodu silnych i pewnych straży pałacowych. Wtedy huzarzy odeszli jak przyszli, tak samo cicho i tymi samymi ścieżkami. Czy śmiałkami dowodził jakiś oficer, tego nie wiem. W tym samym mniej więcej czasie w lesie między jeziorami Januszewskim i Czerwica zebrało się 12 rozproszonych żołnierzy rosyjskich. Od tego czasu miejsce to nosi nazwę rosyjski lasek. W gęstwinie leśnej żołnierzy zbudowali szałas. Kradli żywność z okolicy i dokonywali napadów rabunkowych. Gdy porwali pewnemu smolarzowi byka, zostali odkryci. Złodzieje starali się pomieszać ślady na świeżo spadłym śniegu. Na kończyny bydlęcia nałożyli buty z cholewami, każdy kalosz w innym kierunku. Zostali jednak odkryci i ujęci przez żołnierzy francuskich, a następnie uwięzieni w Piaskach. Tam zmuszeni zostali do pracy przy wznoszeniu obozu (jenieckiego?). Stało się to konieczne, bo okoliczne lasy były niebezpieczne, gdyż grasowali w nich żołnierze rosyjscy. Pewnego razu, gdy prowadziłem dwóch Francuzów z Doliny do Heydemuhle (tłum. na południowy zachód od Fabianek), byłem świadkiem jak jeden z nich został postrzelony i obrabowany przez Rosjanina. Drugi Francuz uciekł. Ranny zmarł trzy dni później in Heydemuhle, gdzie bezskutecznie ratował go dr Leonhardi. Rosjanie zaczajali się na Francuzów, ale nigdy nie atakowali i nie robili krzywdy miejscowym. Oprócz tego zawiązała się w lesie grupka złożona z dwóch żołnierzy rosyjskich, sołtysa z Siemian o nazwisku Machholz i dwóch rezerwistów z regimentu piechoty. Dwaj ostatni byli synami królewskiego podleśniczego Schilke z obwodu Siemiany. Grupa ta urządzała zasadzki na Francuzów i zabijała ich. Proceder ten uprawiali długi czas, aż do chwili, gdy zostali zdradzeni. Francuzi otoczyli ich w pobliżu Iławy i zastrzelili.”
Doniesienie poniższe pochodzi od królewskiego myśliwego Schnigge i brzmi tak: „My, ówcześni parobcy z Doliny, otrzymaliśmy rozkaz od urzędników z Kamieńca, aby ukryć w lesie młode konie pańskie. Co też uczyniliśmy. Nocą trzymaliśmy zwierzęta w starej pasiece w wielkim lasku. Francuzi ich nie znaleźli.”.
Podpisano: Alfred von Auerswald, Starosta Królewski Powiatu Suskiego.
(tłum. Kazimierz Madela, Jerzwałd).
Poza ruiną pałacu do innych zabytków Kamieńca można zaliczyć: kościół klasycystyczny, barokowe oficyny i stajnie oraz spichrze i kuźnie.
Stajnia w Kamieńcu
Jednemu z tych psów postawiono kamienny głaz - pomnik w przypałacowym ogrodzie
Pałacowa kuchnia
Nadleśnictwo i kościół w Kamieńcu
Przypałacowe ogrody w Kamieńcu dochodziły do jeziora Gaudy
Jaśkowo
Jaśkowo
Jaśkowo (niem. Jäskendorf) – osada w Polsce położona w województwie warmińsko-mazurskim, w powiecie iławskim, w gminie Zalewo. Dawniej znajdowała się w powiecie morąskim. Wieś nad jeziorem Jaśkowskim, powstała w 1308 r. W latach 1660-1747 należała do rodu Jaskich, później do Fickensteinów - magnackiej rodziny pochodzącej z tego regionu.
Wieś założona został na dawnych terenach osadniczych Prusów. Śladem tego okresu jest las nad Jeziorem Jaśkowskim, noszący nazwę Tempelwald (Święty Gaj), później zwany Vierruthen Wald. Dwa kilometry na północ od wsi, nad Jeziorem Młyńskim, znajdują się pozostałości po grodzisku pruskim. Natomiast około 1,5 km na zachód odkryto zniszczony kurhan z młodszej epoki brązu.
Wieś czynszowa lokowana na prawie chełmińskim na 60 włókach w 1308 r. przez komtura dzierzgońskiego Sieghadta von Schwarzburga. Zasadźca - Henryk Bartmann - otrzymał 6 włók wolnych i prawo prowadzenia karczmy oraz połowu ryb w Jeziorze Jaśkowskim. Prawo łowienia ryb w jeziorze uzyskali także mieszkańcy wsi.
Po wojnie trzynastoletniej majątek w Jaśkowie przeszedł w ręce rycerzy zaciężnych. Najpierw właścicielem był Paul von Fasolt (XVI w.). W latach 1660-1747 majątek należał do rodziny Köhne von Jaski (po latach zmienili nazwisko na von Jäskendorf), na krótko przeszedł w ręce von Korffów.
W 1747 roku majątek przeszedł w posiadanie rodu von Schönaich. Ród wywodził się ze Śląska. Pruskim protoplastą tego rodu był Hans Schönaich - dowódca wojsk zaciężnych, który w 1470 r. za udział w wojnie trzynastoletniej od Wielkiego Mistrza otrzymał dobra ziemskie w pobliskich Karnitach (duże dobra z siedzibą w Borecznie). Według niektórych źródeł jego potomek Zygmunt, pod swoim polskim nazwiskiem Krasnodębski, walczył ze Szwedami po stronie Króla Polski.
Od 1791 r. znalazł się we władaniu hrabiów Finck von Finckenstein (do 1945 r.). Był to stary ród pochodzenia pruskiego, władający m.in. dobrami i zamkiem w Szymbarku (k. Iławy) i barokowym pałacem w Kamieńcu (Finckenstein). Linia ta wywodziła się z Dąbrówna i posiadała dobra w pobliskiej wsi Gubławki.
Gubławki
Gubławki
W 1880 roku posiadłość Gubławki zakupił hrabia Karl Finck von Finckenstein z Jaśkowa, który wybudował w tym miejscu dwór ziemski, dla zarządcy swych dóbr. Po śmierci hrabiego mieszkała tu jego owdowiała żona, Helene Finck von Finckenstein (od 1912 roku, dwór otrzymał wówczas nazwę wdowiej siedziby). W 1925 roku majątek odziedziczył syn hrabiny Hans Joachim von Finckenstein, który był ostatnim jego właścicielem. Zawarł związek małżeński z Hildegard von Meerscheidt (z domu von Hüllessem). Mieli dwie córki: Margarete (ur. 1935) i Waldtraut (ur. 1937). Jesienią 1944 roku, w związku ze zbliżającym się frontem, rodzice wysłali obie dziewczynki na Pomorze. Sami podjęli nieudaną próbę ucieczki z Gubławek dopiero 21 stycznia 1945 roku. Ostatecznie pozostali we wsi. Przez kolejne tygodnie ukrywali się na terenie Gubławek, otrzymując pomoc od jeńców, którzy w czasie wojny pracowali w majątku. 3 marca 1945 roku Hans Joachim został wywieziony ze wsi przez żołnierzy Armii Czerwonej. Hildegard pozostała w Gubławkach, gdzie wraz z innymi kobietami pracowała dla Rosjan. Późną jesienią 1945 roku, nie wiedząc, co stało się z jej mężem, opuściła Gubławki i po czterech dniach dotarła do Berlina.
W 1949 roku w gazecie „Wir Ostpreußen” pojawiło się ogłoszenie: „Czy ktokolwiek wie coś na temat miejsca pobytu Hansa Joachima hr. von Finckensteina z Gubławek w pow. morąskim, urodzonego 11.06.1879 roku w Jaśkowie, w pow. morąskim. 3 marca 1945 roku został on zabrany przez polskich żołnierzy ze swojej posiadłości w Gubławkach. Od wtedy nie daje znaku życia”. Jak się później okazało, Hans Joachim zmarł niedługo po wywiezieniu z Gubławek w obozie w Pasłęku. Hildegard przeżyła 86 lat – zmarła w 1985 roku w miejscowości Ammerland. Obie córki mieszkają obecnie w Niemczech.
W 1988 roku swoje wspomnienia spisała Waldtraut – młodsza z córek Hansa Joachima i Hildegard. Odkrywają one to, co wydarzyło się w Gubławkach tuż przed przejściem frontu:
“W wakacje 1944 roku rodzice posłali nas wraz z Gertrudą, naszą opiekunką, która zajmowała się nami od 7 lat, na Pomorze, do Groß Reetz [Rzeczycy Wielkiej]. Mieszkała tam siostra mojego ojca, Adda v. Lettow-Vorbeck. W ten sposób znalazłyśmy się kilkaset kilometrów od nadciągających wojsk Armii Czerwonej. Jesienią mogliśmy na kilka dni powrócić do naszego domu. Okazało się, że nasze pokoiki, ale też inne pomieszczenia domu zajęte były przez uciekającą ludność cywilną. Panowała tam dziwna atmosfera, coś jakby stan alarmowy. Wszystko, co znaliśmy, odeszło. Byliśmy dziećmi, ale świadomie żegnaliśmy się z tym, co nas do tej pory otaczało.
Na Boże Narodzenie 1944 roku po raz ostatni widziałam się z ojcem. Rodzice przyjechali do nas do Groß Reetz, ale następnie wrócili do Gablauken [Gubławek], aby wraz z pozostałymi rodzinami opuścić wieś.
Rosjanie dotarli do Groß Reetz na początku marca 1945 roku. Razem z nami byli już inni członkowie naszej rodziny. Po pierwszym przeszukaniu domu oraz grabieży pewien młody rosyjski żołnierz chciał nas wszystkich rozstrzelać. W ostatniej chwili powstrzymał go starszy oficer Armii Czerwonej. Przegnano nas wtedy stamtąd. Przez kolejne miesiące mieszkaliśmy na uboczu, w folwarku Karlshof, gdzie rzadko pojawiali się rosyjscy żołnierze.
Tymczasem wciąż nie mieliśmy żadnej wiadomości od naszych rodziców. W październiku 1945 roku wyruszyłyśmy wraz z opiekunką Gertrudą pieszo do Szczecina, skąd koleją udałyśmy się do jej brata, do Meuselwitz w Turyngii. Tam dotarła do nas wiadomość od mamy: była w Berlinie, ale sama. W lutym 1946 roku spotkałyśmy się z nią ponownie.
Okazało się, że ucieczka rodziców i pozostałych rodzin z Gablauken 22 stycznia 1945 roku nie udała się, gdyż Armia Czerwona zaszła już za daleko. Mojego ojca aresztowano 3 marca 1945 roku. Nie mieliśmy od niego już żadnej wiadomości. Zaginął. Moja mama Hildegard została zmuszona do pracy na gospodarstwie. W listopadzie 1945 roku udała się sama do Berlina”.
To, co z 1944 i 1945 roku zapamiętała Waldtraut, uzupełnić mogą wspomnienia jej koleżanki z czasów szkolnych – Edelgardy Hermann (z domu Preuss), spisane przez Dorotę Paśko-Sawczyńską i opublikowane w 2012 roku pod tytułem “Z Weepers do Wieprza droga panny Preuss”:
"Nakaz ewakuacji ogłoszono 21 stycznia. Około 23:00 wyjechaliśmy wraz z całą wsią. Każda rodzina miała określone przez administrację miejsce i czas wyjazdu (treck). Nasza rodzina miała jechać dwoma dwukonnymi zaprzęgami. Wraz z nami wyjechali także wszyscy pracownicy, także jeńcy. Był straszliwy mróz, około 25 stopni poniżej zera, śnieg, zaspy, strach i niepewność… Całą drogę szłam, żeby nie zamarznąć. Gdy po ośmiu kilometrach dotarliśmy do głównej drogi (w miejscowości Schliewe – Śliwa), łączącej Deutsch Eylau (Iława) z Saalfeld (Zalewo), zobaczyliśmy nieprzerwany potok pojazdów wojskowych, maszerujących żołnierzy, zaprzęgów i sanek z cywilną ludnością. Ażeby wjechać, trzeba by zatrzymać tę żywą rzekę ludzi, zwierząt i maszyn. Ojciec próbował zatrzymać inne konie, abyśmy mogli włączyć się w kolumnę, ale trafił na wojskowych. […] Czekaliśmy kilka godzin, aż ojciec, wspólnie z panem Stecklem, zdecydowali, że trzeba wracać, bo nie ma szans na wjazd, a przy tej temperaturze dzieci po prostu zamarzną. Zawróciliśmy. […] Gdy dojeżdżaliśmy do naszej wsi, zobaczyliśmy wypełzającą z lasu niby czarny wąż kolumnę wozów.
To wyjeżdżał wraz całym majątkiem hrabia Finckenstein z Gablauken. Ojciec porozmawiał z hrabią i już za chwilę i oni zawrócili do domu. […] Potem przyjechał do ojca hrabia Finckenstein. Przekonywał ojca, żeby się nie martwił. Że Rosjan nie trzeba się bać… Mówił, że to bardzo porządny i bogobojny naród. Poznał ich za kawalerskich czasów. Tyle tylko, że był wysokim oficerem i poznał podobnych sobie przedwojennych oficerów carskiej Rosji.
[…] Hrabinie Finckenstein udało się stosunkowo wcześnie ustalić, że choć Rosjanie w jednym dniu zabrali wszystkich trzech mężczyzn – mego ojca, pana Steckla oraz hrabiego Finckensteina, to niemal od razu ich rozdzielili. Steckiel i ojciec znaleźli się w obozie w Liebemuehl (Miłomłyn), a hrabia dostał się do obozu w Preussisches Holland (Pasłęk).
Czerwony Krzyż przekazał jej informację, że w obozie w Pasłęku […] jakaś kobieta była świadkiem śmierci hrabiego Finckensteina z Gubławek. Leżał podobno i mówił: “Ich bin der graf von Finckenstein, sagen sie meiner Frau bescheid”.
Gubławki - 1938 r.
Dwór w Gubławkach - stan obecny
Wracając do Jaśkowa to jeden z właścicieli – Georg Konrad Finck von Finckenstein (starosta morąski, obelisk poświęcony jemu znajdował się do 1945 r. przed pałacem Dohnów w Morągu) wraz z Andreasem Köhne był założycielem Towarzystwa Fizyczno-Ekonomicznego, przeniesionego później do Królewca). Finckensteinowie utworzyli na dobrach w Jaśkowie majorat i powiększyli obszar własności ziemskiej prawie do 2 tys. ha. Do majątku należały cztery folwarki i cegielnia. Około roku 1900 r. majorat w Jaskowie obejmował 128 włók, potem powiększono także o majorat Szymonowo z folwarkami Dziśnity o łącznym obszarze 102 włóki oraz Gubławki (25 włók).
Kościół zbudowano prawdopodobnie jeszcze przed reformacją. Większość pastorów pochodziła z Mazur. Nabożeństwa w XVII i XVIII w. odbywały się w języku polskim.
Do 1945 roku we wsi była szkoła jednoklasowa. Uczęszczały do niej dzieci z folwarków: Nowe Jaśkowo, Surzyki Małe oraz gajówki Rozdroże. W 1782 r. w Jaśkowie odnotowano 26 domów, w 1818 było już 38 domów i 318 mieszkańców. W 1858 r. we wsi było 24 gospodarstwa domowe i 324 osób. W 1939 roku gmina Jaśkowo liczyła 88 gospodarstw domowych i 407 mieszkańców. 339 osób utrzymywało się z rolnictwa lub leśnictwa, 17 z pracy w przemyśle lub rzemiośle, 6 - z pracy w handlu i komunikacji. Trzy gospodarstwa mieściły się w klasie wielkości 0,5-5 ha i jedno miało powierzchnie w klasie ponad 100 ha.
Dwór został wzniesiony w 1721 r. (według innych źródeł w 1726 r.), gdy właścicielem był Köhne von Jaski. Przebudowany został w 1776 r. Założenie usytuowane zostało po wschodniej stronie drogi, biegnącej wzdłuż Jeziora Jaśkowskiego, w otoczeniu parku. Dwór elewacją boczną (zachodnią) zwrócony jest w kierunku jeziora, elewacja frontowa skierowana jest na południe. Dwór po pożarze w XIX w. został odbudowany (do stanu pierwotnego). Wystrój wnętrza zmieniono na klasycystyczny. Obiekt założony na planie prostokąta, jednokondygnacyjny z użytkowym poddaszem, z dwupiętrowym ryzalitem na osi, pokryta dachem mansandrowym. Obustronny ryzalit zwieńczony jest trójkątnymi szczytami, z których ten od ogrody ozdobiony jest herbem Finckensteinów. W narożu utworzonym poprzez dobudowę skrzydła, usytuowano duży taras z ozdobną balustradą. W szczycie elewacji zachodniej znajduje się drewniana facjata z dużym oknem – być może była to letnia pracownia malarska. Dwór jest budowlą barokową. W dwutraktowych wnętrzach zachowały się kominki, stiukowe i malarskie dekoracje sufitów. Najciekawsze znajdują się w dawnym salonie i dawnej jadalni. Z dawnego wystroju zachowały się wielkie, malowane panneau z motywami krajobrazowymi i ornamentami roślinnymi. Były one konserwowane w latach osiemdziesiątych, obecnie w posiadaniu Ministerstwa Obrony Narodowej.
Park o kompozycji krajobrazowej znajduje się we wschodniej części zespołu pałacowego. Jest to obecnie starodrzew z przewagą lip, mocno zaniedbany. Szczególnie piękna jest aleja lipowa wiodąca z kościoła na cmentarz rodowy, usytuowany za wsią.
Po 1945 r. dwór pełnił funkcję wojskowego ośrodka wczasowego. Później był we władaniu Stadniny Koni w Pękinach, obecnie jest własnością prywatną, w trakcie remontu.
Laseczno
Laseczno
Laseczno (niem. Gross Herzogswalde) – wieś sołecka położona w województwie warmińsko-mazurskim, w powiecie iławskim, w gminie Iława. Miejscowość została założona na 80 łanach w 1311 roku przez komtura dzierzgońskiego Gunthera von Arnsteina. Odbiorcami nadania byli dwaj bracia – Dietrich i Mikołaj. Pierwsza nazwa wsi brzmiała Gross Herzogswalde (Wielki Las Książęcy). W XV w. w miejscowości działały dwie karczmy oraz kościół. Wojna trzynastoletnia doprowadziła do całkowitego spustoszenia Laseczna. Po 1466 roku wieś została opuszczona. W 1507 roku obszar miejscowości obejmował 80 łanów, ale zaledwie 12 z nich było obsadzonych. W 1522 roku Laseczno zostało przekształcone w dobra lenne, które nadane zostały staroście iławskiemu Paulowi von Fasolt. W kolejnym stuleciu Laseczno należało do rodziny Gotzenów.
Kościół w Lasecznie
W 1693 roku majątek wszedł w skład klucza dóbr rodu Finck von Finckenstein. W tym okresie wzniesiony został barokowy dwór będący siedzibą zarządcy Laseczna. W 1750 roku wybudowano nowy kościół. W 1789 roku Laseczno jako wieś szlachecka z folwarkiem była zamieszkana przez 54 rodziny chłopskie, a obszar dóbr obejmował 733 ha. W 1928 roku w miejscowości wybuchł pożar, który strawił praktycznie całą wieś. Po zakończeniu II Wojny Światowej miejscowy dwór został zaadaptowany na szkołę podstawową.
Laseczno (1936 - 1938 r.) - pomieszcza dworu jednoznacznie wskazują jakie sympatie miał jego właściciel. Górna fotografia to tzw. sala flagowa a dolna to jadalnia
Po II Wojnie Światowej dwór zaadoptowano na szkołę podstawową
Rozgałęzienia rodu Dohnów:
Z linii Carwinden (Karwiny) pochodził Christopher Delphicus, który wyemigrował do Szwecji, gdzie zdobył stopień feldmarszałka w szwedzkim wojsku i za zasługi dla kraju został przyjęty do grona szwedzkiej szlachty. Jego potomkowie żyją tam do dziś.
Karwiny
Karwiny (Carwinden, Karwinen)
We wsi Karwiny (Karwinden) znajdował się pałac rodziny Dohna-Karwinden. Pałac wybudowany został w latach 1713-1715. Piętrowy budynek pałacowy z prawym skrzydłem został zniszczony w 1945 r. Rezydencja została wybudowana na terenie wsi Karwiny (niem. Karwinden), w otoczeniu rozległego parku. Wieś położona jest w powiecie braniewskim, w gminie Wilczęta.
Z projektowanej trójskrzydłowej budowli zrealizowano korpus, prawe skrzydło i prawą oficynę, zamykającą dziedziniec od przodu (dom zarządcy). Była to rezydencja w stylu holenderskiego baroku o surowej bryle, pozbawionej prawie detalu, licowanej czerwoną cegłą. Budowla składała się z dwóch budynków, przekrytych wysokimi, dwuspadowymi dachami, które niemal stykały się narożnikami. Korpus był jednopiętrowy z dwupiętrowym, płytkim, dwustronnym, ryzalitem zwieńczonym trójkątnymi szczytami. Na tle innych rezydencji pruskich pałac wyróżniał się wielką sienią o sklepieniu krzyżowym wspartym na czterech filarach, Z sieni trzy klatki schodowe prowadziły do pomieszczeń na piętrze. Na osi sieni znajdował się owalny salon z bogatą klasycystyczną dekoracją sztukatorską na ścianach i suficie. Skrzydło boczne mieściło pokoje gościnne i gospodarcze. Pałac otaczał park ze stawami i przepływającą przezeń rzeka Bauda. Kompleks gospodarczy odsunięty był od założenia pałacowego.
Karwiny - hol wejściowy
Karwiny - czytelnia
Majątek ziemski znajdował się tej miejscowości już w czasach krzyżackich. W 1514 roku wielki mistrz Heinrich von Plauen nadał te dobra Peterowi zu Dohna, za zasługi w służbie Zakonu. Odtąd aż do 1945 roku majątek należał do tego rodu. Pałac został wzniesiony już w drugiej połowie XVII wieku. W latach 1713-1715 został gruntownie przebudowany według projektu Johna von Collasa. Z zachowanych dokumentów rodowych wynika, że udział w przedsięwzięciu mieli także dwaj inni architekci: Jean de Bodt i Johan Caspar Hindersin, znani z projektów innych rezydencji Dohnów w Prusach. Pałac odnowiono w XIX wieku. Z tego okresu pochodziły trójkątne szczyty ryzalitów. Rezydencja została zniszczona w 1945 roku. Zachowała się tylko oficyna zarządcy dworu, a także usytuowana przy dawnym wjeździe do pałacu, ruina kaplicy dworskiej, wybudowanej w latach 1623-1626 przez Achacego Dohnę.
Karwiny kaplica dworska
Ołtarz w kaplicy
Ruiny kaplicy
Zachowana oficyna
Ród Dohna dbał o to aby majątek nie uległ rozdrobnieniu. Panowały ustalone zasady dziedziczenia. Jeśli dziedzic nie miał męskich potomków linia przechodziła na najstarszego brata. Podziały majątku pomiędzy synów doprowadziły do wyodrębnienia się kilku linii rodowych. Ich nazwy brały się od nazw miejscowości uważanych za siedzibę rodu. Opisy polowań w Prakwicach Cesarza Wilhelma II wspominają o Dohnach Waldburg. Przedstawmy więc tę linię rodu von Dohna.
Waldburg
Pałac w Waldburgu
Waldburg-Capustigall to pruska linia szlacheckiej rodziny południowo-niemieckiej Waldburg. Nazwa hrabstwa pochodzi od siedziby rodziny w Capustigall (dziś Pribreschny) w Prusach Wschodnich w pobliżu miasta Königsberg (Królewiec) w Prusach. Od 1850 r. miejscowość nazywała się głównie Waldburg.
Capustigall
Pierwszym pruskim namiestnikiem Waldburga był krzyżacki rycerz Friedrich von Waldburg (1494–1554), młodszy brat Wilhelma Truchsessa von Waldburga, lord Trauchburg i Scheer. Podobnie jak wielu rycerzy Zakonu, po reformacji, stał się protestantem założył linię ewangelicką Domu Waldburga.
Graf Friedrich Ludwig III Truchsess zu Waldburg
W 1835 r. majątek Waldburg – Capustigall przeszedł w ręce hrabiów Dohna-Schlobitten w drodze dziedziczenia. Od 1850 roku miejsce to nazywano głównie Waldburgiem ku pamięci poprzednich właścicieli.
Jedna z czterech córek Hrabiego Friedricha Ludwiga III. Truchseß zu Waldburg, Mathilde (1813 - 1858), odziedziczyła Capustigall. Wraz ze śmiercią Fryderyka Ludwiga III. linia Capustigall zniknęła. Spadkobiercą została jego córka Mathilde Friederike Maximiliane Josephine. Poślubiła ona Richarda Friedricha Grafa zu Dohna-Schlobitten (1807 - 1894) dnia 6 czerwca 1835 r., zatem własność przeszła w ręce rodziny Dohna wraz z pałacem Capustigal. Na pamiątkę wymarłej linii Truchseß zu Waldburg w Prusach Wschodnich hrabina Mathilde przekształciła nazwę nieruchomości z Capustigall na Waldburg. W 1875 r. pruska linia Truchseß von Waldburg wyginęła z powodu braku męskiego potomka. W okresie przejęcia majątku przez Dohnów, po 1833 r., barokowy dwór został przebudowany w stylu włoskim z udziałem włoskich rzemieślników i do niego dodano antresolę.
Richard Friedrich Graf zu Dohna-Schlobitten (1807 - 1894)
Po śmierci Mathilde Hrabiny zu Dohna jej mąż Richard odziedziczył majątek Waldburg - Capustigall, a po nim ich syn Eberhard I. Graf zu Dohna (1846–1905). Eberhard I zu Dohna poślubił Elisabeth hrabinę von Kanitz w 1878 roku i para przeprowadziła się do Waldburga. Richard zu Dohna, który mieszkał w Schlobitten, wykorzystał tę okazję do powiększenia nieruchomości poprzez zakup sąsiedniego majątku Maulen wraz z Ludwigshofem, zajazdem „Zur Hope” i kilkoma wioskami Heide-Maulen.
Zajazd "Zur Hope"
Waldburg Heide
Maulen
Eberhard II Richard Graf zu Dohna (1875–1957), który w 1907 r., który ożenił się Renatą hrabiną von Hochberg (1883 - 1948) był kolejnym właścicielem majątku. Ostatnim właścicielem Waldburga był Eberhard III. Bolko Graf zu Dohna (1908 - 1983), któremu Eberhard II powierzył zarządzanie majątkiem w trudnej sytuacji ekonomicznej w 1938 r.
Powierzchnia użytków rolnych pod rządami Dohnów wynosiła 1915 hektarów, z czego 1079 hektarów gruntów ornych, 349 ha łąk, 392 ha pastwisk i 69 hektarów lasów. Zwierzęta gospodarskie składały się z 835 sztuk bydła, 312 owiec, 307 świń i 223 koni. Majątek składał się częściowo z ciężkich gleb i obszarów zalewowych, ale także z łatwych w uprawie pól. Sam Waldburg miał tylko 375 hektarów, na które składało się 75 hektarów torfowisk, 150 hektarów pod pługiem, 75 hektarów lasu, a reszta na trwałych użytkach zielonych. Biznes w Waldburgu z stadninami koni, wagonami, magazynami zbóż, stodołami itp. koncentrował się na dwóch sąsiadujących dziedzińcach niedaleko dworku. Oprócz 20 koni roboczych było 60 krów i 10 wołów. We wsi były cztery domy z 14 mieszkaniami służących.
Heinrich Graf zu Dohna (1882-1944) z dziećmi: Fabianem i Urszulą
Heinrich Burggraf und Graf zu Dohna - Schlobitten (15 października 1882 r. - 14 września 1944 r.) mieszkający wówczas w dworku Seepothen (obecnie Gołubiewo k. Królewca), który został przeprojektowany w 1921 r. przez architekta Friedricha Franza Grafa von Hochberga (1875–1954), zarządzał ziemiami Waldburga za swojego brata Eberharda zu Dohna (1875–1957). Heinrich Graff zu Dohna został później stracony za zamach przeciwko Hitlerowi w 1944 r. Ostatnim niemieckim właścicielem Waldburga był Eberhard III Bolko zu Dohna-Schlobitten (1908 –1983).
Płyta ngrobkowa ostatniego właściela Waldburga i jego żony na cmentarzu w Hesji
Po brutalnych walkach między wojskami niemieckimi a Armią Czerwoną od końca stycznia, podczas których Waldburg był okupowany, Rosjanie ostatecznie zajęli majątek 6 lutego 1945 r. Z miejscowości Waldburg pozostała tylko pole gruzu, kompletnie zniszczono także dwór. Ludność wysiedlono, część z nich zastrzelono lub strasznie zamordowano, kobiety zgwałcono. Niektórzy popełniali samobójstwa, inni głodowali. Eberhard III zu Dohna opracował listę ofiar w majątku Waldburg, w której odnotowano 66 zabitych, 46 deportowanych i zaginionych oraz 8 poległych. Rodzina hrabiego uniknęła horroru podboju Prus Wschodnich przez Armię Czerwoną i po wojnie znalazła miejsce na pobyt w pobliżu Lüneburga.
Młodzi hrabiowie Dohna, którzy uciekli na zachód, wykorzystali pieniądze z odszkodowania za dobra utracone na wschodzie i zakładali amerykańskie firmy czyszczenia chemicznego w różnych miejscach w Republice Federalnej, głównie na południowym zachodzie i zachodzie, zaczynając od „Dohna, chemiczne czyszczenie KG” w Kaiserlautern. W latach powojennych pojawiła się cała seria tego typu firm, każda gałąź rodziny działała indywidualnie, ale wszystkie koordynowały swoje decyzje przedsiębiorcze i prowadziły wspólną reklamę pod nazwą Dohna. Przypomnijmy, że ostatni właściciel Słobit Aleksander zu Dohna Schlobitten także, po ucieczce, założył pralnię chemiczną. Wszystko działało dobrze i jest przykładem tego że, przedsiębiorczość uciekinierów z Prus Wschodnich wzbogaciła niemiecką gospodarkę rynkową.
Skoro opisaliśmy Waldburh warto kilka słów poświęcić małej lini Dohna-Wundlacken. Dobra tej lini były położone właśnie koło Waldburga.
Wundlacken
Wundlacken posiadłość na południe od Królewca już nie istnieje i prawdopodobnie nie ma też rosyjskiej nazwy. Była w posiadaniu Ludwiga Burggrafa i Grafa zu Dohna-Lauck (1733 - 1787), który ożenił się w 1771 r. (po raz pierwszy) z hrabiną Caroline z bogatego domu Fincka von Finckensteina na Schönbergu (Szymbarku). Caroline Julie Gräfin Finck von Finckenstein zmarła bezdzietnie po trzech latach małżeństwa.
Caroline Julie Gräfin Finck von Finckenstein
Hrabia Ludwig poślubił następnie Amalie Truchsess zu Waldburg (1753 - 1793), córkę Friedricha Ludwiga Truchsess von Waldburg i Charlotte Sophie von Chaise.
Prawdopodobnie za pieniądze swojej pierwszej żony kupił posiadłość Wundlacken w 1783 r., która graniczył z Capustigall (Waldburg), a potem nazwał się burgrabią Dohna- Wundlacken. Zmarł w 1787 r. Po jego śmierci, Amalie Charlotte, przekazała majątek swojemu synowi Heinrichowi Ludwigowi Adolphowi Burggrafowi i Grafowi Dohna-Wundlackenowi (1777-1843). Heinrich ożenił się z Wilhelmine Freiin von Lützow (1784 - 1837), siostrą majora Lützowa, dowódcą i twórcą Wolnego Korpusu Lützowa w wojnach napoleońskich.
Dwor w Wundlacken
Warto poświęcić kika słów wspomnianemu wyżej Heinrichowi Burggraf und Graf zu Dohna - Schlobitten.
Tołkiny
Heinrich Burggraf und Graf zu Dohna - Schlobitten
Heinrich Burggraf und Graf zu Dohna - Schlobitten (15 października 1882 r. - 14 września 1944 r.). Był niemieckim generałem i uczestnikiem zamachu na Adolfa Hitlera w Wilczym Szańcu w Prusach Wschodnich.
Dohna-Schlobitten urodził się w Waldburgu pod Królewcem, w Prusach Wschodnich, jako członek słynnej pruskiej rodziny szlacheckiej. Karierę zawodową rozpoczął jako żołnierz, już w 1901 r. był chorążym (Fahnenjunker). W pierwszej wojnie światowej pełnił funkcję oficera sztabu generalnego, ale w 1919 r. musiał opuścić zredukowaną, na mocy Taktatu Wersalskiego, armię niemiecką. Później został członkiem Baltische Landwehr (Bałtyckiej Armii Terytorialnej), ale z powodów etycznych zdecydował się odejść z wojska.
W 1939 r. Dohna-Schlobitten został zmobilizowany na stanowisko oficera sztabu generalnego i został mianowany szefem sztabu w obronie I okręgu w Królewcu, a następnie awansowany na szefa sztabu, Army Group Center. Działał jako lider korpusu we Francji, Norwegii i Finlandii.
Ostatni przydział wojskowy Dohna-Schlobitten to generał i szef naczelnego dowództwa generalnego w Gdańsku. Po czym opuścił Wehrmacht na własną prośbę w 1943 r. Następnie utrzymywał się z rolnictwa w Tolksdorfie (obecnie Tołkiny, Polska) w Prusach Wschodnich.
Dwór w Tołkinach
Dzień po nieudanym zamachu na Hitlera w Wilczym Szańcu w Kętrzynie Clausa Schenka von Stauffenberga, Dohna-Schlobitten został aresztowany 14 września 1944 r. Skazany na karę śmierci w niesławnym nazistowskim Volksgerichtshof (Ludowym) procesie Rolanda Freislera, został stracony tego samego dnia w więzieniu w Plötzensee, wraz z Nikolausem von Üxküll-Gyllenband, Hermannem Josefem Wehrle i Michaelem Graffem von Matuschka. Dohna była żonaty z Marią Agnes z domu von Borcke, z którą miał córkę i trzech synów.
Tołkiny (niem. Tolkynen, Tolksdorf) – miejscowość w Polsce położona w województwie warmińsko-mazurskim, w powiecie kętrzyńskim, w gminie Korsze. Za czasów Heinricha hr. zu Dohna majątek był jednym z najlepszych ośrodków hodowli konia trakeńskiego w całych Prusach Wschodnich.
Hrabia z koniem
Hrabia odbiera wieniec dożynkowy
Pod koniec II Wojny Światowej Tolksdorf zostaje uznany za twierdzę i broniony jest przez ok. 60 żołnierzy Volkssturmu pod dowództwem pewnego kapitana. Byli oni uzbrojeni w karabiny i granatniki. Dwór nie przetrwał wojny, zachowała się tylko część XVI-wiecznych piwnic. Zachował się też kościół. Wewnątrz świątyni umieszczona jest tablica ku czci hrabiego Henryka zu Dohna-Tolksdorf, który był zamieszany w przeprowadzony 22 lipca 1944 r. zamach na Adolfa Hitlera, za co go powieszono.
Kościół Bramy Matki Bożej Świtu w Tołkinach ( niem. Tolksdorf ) jest budowlą z końca XIV wieku. W latach 1525–1945 był to kościół protestancki dla Sprengla Tolksdorfa we wschodniej pruskiej parafii Schönfließ – Tolksdorf (polskie Kraskowo-Tołkiny). Dziś jest to katolicki kościół parafialny parafii Garbno (Lamgarben) w województwie warmińsko-mazurskim .
"Alexander zu Dohna Slobitten ostatni właściciel Słobit i Prakwic, swoich wspomnieniach napisał że, w 1944 r. stał się mimowolnym świadkiem i uczestnikiem wydarzeń związanych z zamachem na Hitlera. Otóż jego wujek gen. Heinrich zu Dohna, właściciel majątku w Tołkinach koło Kętrzyna, w kręgu spiskowców płk Clausa Schenka von Stauffenberga był przewidywany na Nadprezydenta Prus Wschodnich i dowódcę królewieckiego okręgu wojskowego. Wprawdzie Alexander zu Dohna wielokrotnie rozmawiał z nim o potrzebie zgładzenia Hitlera, to jednak nie był wtajemniczany w plany spiskowców.
Wczesnym latem 1944 r. razem z żoną brał udział w uroczystej kolacji u wujka w Tołkinach, gdzie spotkał kilku oficerów z „Wilczego Szańca”, miedzy innymi gen. wywiadu Ericha Fellgiebela (1896-1944), gen. mjr Helmutha Stieffa (1901-1944), który służył uprzednio w elbląskim garnizonie i płk Wessela barona von Freytag-Loringhowena (1899-1944). Z przeprowadzonych z nimi rozmów wywnioskował, że zamach na Hitlera jest pewny, nie wiedziano tylko kiedy.
Nie znając terminu zamachu Alexander zu Dohna umówił się ze swym wujkiem gen. Heinrichem zu Dohna na spotkanie w dniu 21.7.1944 r. w Tołkinach. Wsiadając wcześnie rano do pociągu odchodzącego ze Słobit w kierunku Kętrzyna nie wiedział, że zamach miał miejsce po południu poprzedniego dnia. Zdziwił się więc wysiadając na stacji w Reszlu i wydało mu się to podejrzane, że nie czeka na niego wcześniej umówiony samochód. Coś podpowiedziało mu, żeby wrócić następnym pociągiem do Słobit. Przesłuchiwany później przez dwóch gestapowców przybyłych z Królewca do Słobit, wykorzystał sprytnie ten element „niewiedzy” na temat planów spiskowców, a broniąc się przed aresztowaniem i represjami nie omieszkał nadmienić, że zna osobiście". Reichsführera SS H. Himmlera i jego adiutanta generała SS Karla Wolffa, że ciągle walczył na pierwszej linii frontu i jakiekolwiek kontakty ze spiskowcami były niemożliwe." (źródło: Lech Słodownik, „Książę ze Słobit i zamachowcy Hitlera”, http://gazetaolsztynska.pl).
Inną posiadłością rodu były Małomice czyli Mallmitz.
Malomice
Małomice
Wieś gminna położona w powiecie żagańskim. Po raz pierwszy wzmiankowana w 1329 roku. Od 1397 roku wieś należy do rodu von Kittlitz. W 1431 roku wymienia się też rodzinę von dem Borne. Pod koniec lat 30-tych XVI wieku wieś jest w rękach rodziny von Schoenaich. Od 1560 roku Małomice ponownie w rękach rodu von Kittlitz – braci Kacpra, Fryderyka, Karola i Leonarda. Na przełomie wieku XVI i XVII właścicielami wsi jest rodzina von Tschammer. Od 1632 do 1633 roku Małomice były w rękach Karola Hannibala von zu Dohna. Po śmierci ostatniego z von Kittlitzów, Jana Zygmunta w roku 1680, Małomice przechodzą w ręce rodu von Redern poprzez małżeństwo Ursuli Marii von Kittlitz z Karlem Moritzem von Redern. Od 1766 roku do 1945 roku w rękach rodziny von zu Dohna.
Prawdopodobnie w XIV/XV wieku przez rodzinę von Kittlitz została wybudowana siedziba rodowa - zamek o nie znanej lokalizacji i wyglądzie. Przypuszcza się że, na fundamentach zamku von Kittlitzów rodzina von Redern buduje dwór obronny. W 1698 roku Gotfryd von Redern na fundamentach poprzedniej siedziby wybudował pałac wzorując się na rezydencji von Lobkowitza w Żaganiu. Pałac zniszczony przez wojska napoleońskie, odbudowano w połowie XIX wieku.
Już w XVII wieku z Prus Wschodnich przybył do Małomic Wilhelm Alexander von Dohna (ur. Mohrungen (Morąg) 31.1.1695 r., zm. Mallmitz 9.7.1749 r.). W Małomicach wziął ślub 4.11.1722 r. z Henriettę Grafin von Roedern (ur. 8.1.1694 r., zm. Mallmitz 13.2.1760 r.). Obydwoje małżonkowie zmarli w Małomicach. Mieli troje dzieci: Wilhelma Christopha Gottloba, Friedricha Alexandra, Sophie Amalie. Najstarszy syn Wilhelm Christoph Gottlob (ur. Kóstritz (Kostrzyn) 13.11.1724 r., zm. Mallmitz 17.8.1787 r.) z małżeństwa z Friederike Gafin von Reichenbach (ur. Goschiitz 10.5.1740 r., zm. Mallmitz 17.3.1814 r.) miał siedmioro dzieci.
W 1766 roku właścicielem Małomic został ród von Dohnów, z którym są związane początki hutnictwa w miasteczku. Huta w Małomicach powstała ok. 1800 r. na podwalinach dawnej hamerni (warsztat kowalski z młotami napędzanymi mechanicznie). Z tego roku pochodzi bowiem pierwszy rysunek techniczny przedstawiający elewację i przekroje budynku huty. Piece hutnicze pracowały tu już w 1801 r. Fabian von Dohna manufakturę żelaza nazwał "Marienhütte" (huta "Maria") na cześć swojej żony Marii Amalii. Huta, dzięki zamówieniom cesarskiej armii, rozrosła się do kluczowego w tej branży na Śląsku zakładu przemysłowego. Wiąże się z nią tragiczna w skutkach historia z okresu wojen napoleońskich. Ówczesny właściciel Małomic, Fabian von Dohna, kazał wytopić, w tajemnicy przed Francuzami, znaczną ilość kul armatnich dla armii pruskiej. Kiedy sprawa wyszła na jaw, oddział francuski spalił w odwecie wspaniały, górujący nad miastem, barokowy pałac von Dohnów.
W czasie I Wojny Światowej Małomice były z dala od walk. Uczestniczyły w nich poprzez swoją produkcję zbrojeniową. W 1933 r. huta została zamknięta, ponownie uruchomiona trzy lata później w celu produkcji samolotów. W latach międzywojennych Małomice rozbudowano w części zachodniej. W latach 1928-1929 wybudowano kościół katolicki i kino. Przed wybuchem II Wojny Światowej oddano do użytku stadion sportowy z basenem. Od września 1944 do stycznia 1945 r. w Małomicach istniał obóz jeńców przywiezionych tu z powstańczej Warszawy. 14 lutego 1945 r. Małomice zostały zajęte w wyniku działań wojennych przez 13 Armię Frontu Ukraińskiego. Pałac odbudowany w połowie stulecia, został kompletnie zniszczony.
Bardzo sławnym przedstawicielem rodu von Dohna Mallmitz z czasów Cesarza Wilhelma II jest Nikolaus Paul Richard zu Dohna Schlodien Mallmitz.
Nikolaus Paul Richard zu Dohna Schlodien z rodziną w Mallmitz (Małomice ok. 1925 r.)
Nikolaus Paul Richard zu Dohna Schlodien urodził się 5 kwietnia w Mallmitz (Małomice) w 1879 roku a zmarł 21.08.1956 roku w Baierbach. Ożenił się z Hildą von Laffert (von Reichenau), wdową po swoim przyjacielu Hansie von Laffert, dowódcy krążownika pomocniczego SMS „Leopard", który zginął wraz z załogą (318 osób) w bitwie morskiej 16 marca 1917 roku. Hilda miała córkę Marion von Laffert (zm. 1962 r.) ze swoim pierwszym mężem. Ze związku z Nikolausem zu Donna Schlodien miała dwie córki: Hildę-Marię Clare Elisabeth Oberlander, (ur. 04.08.1922 r. Hamburg), która wyszła za mąż w Berlinie-Nikolassee 21.5.1951 r. za Horsta Oberlandera (ur. Salzwedel 23.7.1925 r.) i Margarethe Norę Clementine Roberts (ur. 28.06.1919 r. Sagan (Żagań) - zm. 07.10.2007 r. Tucson, Arizona), która wyszła za mąż w Baierbach w 1955 r. za Charlesa Robertsa (zm. 2002).
Rodzice Nikolausa to Alfred Fabian Wilhelm Theodor (ur. Mallmitz 7.6.1849 r., zm. Mallmitz 25.1.1907 r.) i Margarethe von der Hagen (ur. Stólln 26.4-1845 r., zm. Mallmitz 27.5.1932 r.).
Miał siedmioro rodzeństwa:
- Alfreda Klemensa Fabiana (ur. Mallmitz 20.2.1875 r., zm. Kalisch 9.8.1914 r.),
- Heinricha Gottloba (ur. Mallmitz 7.9.1876 r., zm. Wiesneck 14.5.1934 r.),
- Fabiana Alfreda Hubertusa (ur. Mallmitz 30.9.1877 r., zm. Berlin 30.11.1923 r),
- Wilhelma Christopha Alexandra (ur. Mallmitz 13.10.1883 r., zm. Bucków 19.9.1951 r.),
- Marie Violette (ur. Mallmitz 29.3.1871 r., zm. Cunzendorf 16.6.1944 r.),
- Clementine Marie Agnes (ur. Mallmitz 17.12.1873 r., zm. Breslau 16.3.1936 r.),
- Margarethe Ursule (ur. Mallmitz 9.10.1880 r., zm. Weimar 13.7.1969 r.).
Wstąpił do marynarki w 1896 roku, został porucznikiem drugiej klasy w 1899 r. i porucznikiem pierwszej klasy w 1902 roku. Po powstaniu bokserów służył na SMS „Tiger” we Wschodniej Azji w latach 1901–1902. Następnie został dowódcą kanonierki SMS „Tsingtau”, którą dowodził w latach 1910–1912. W 1913 roku został nawigatorem na SMS „Posen” i został awansowany do stopnia Korvettenkapitäna.
W 1915 roku transportowiec bananów „Pungo” firmy F. Laeisz został przerobiony na stawiacz min i krążownik pomocniczy, zmieniono jego nazwę na „Mӧwe”, a dowódcą został Dohna-Schlodien. W związku z wielkimi sukcesami tego okrętu, Dohna i jego załoga stali się niemieckimi bohaterami wojennymi, takimi jak załogi „Wolfa” (dowódca Karl August Nerger) i „Seeadlera” (dowódca Felix von Luckner, który notabene służył na „Möwe” przed objęciem dowództwa na „Seeadlerze”).
SMS „Mӧwe” - 1916 r.
Uzbrojony i obsadzony żołnierzami marynarki pływał pod handlową banderą, Tak zakamuflowany statek przemykał się przez brytyjską blokadę, a następnie atakował brytyjskie statki handlowe z dala od strefy wojny, aby Królewska Marynarka Wojenna musiała przekierować swoje statki wojenne i używać je do ochrony swoich konwojów. Zatapiał statki handlowe i pasażerskie nie przestrzegając zapisów różnych międzynarodowych konwencji. Z przekazów wiadomo, że przed zatopieniem statku ratował (raczej brał jeńców usuwając ich ze zdobytej jednostki przed jej wysadzeniem i zatopieniem) wszystkich pasażerów ale też ograbiał statek z cennego ładunku (złoto, skóry, bawełna, mięso).
Dowódcy i załogi krążowników pomocniczych byli nazywani „Piratami Cesarza”. Były to SMS „Mӧwe", SMS „Wolf” pod dowództwem kapitana fregaty Karla Augusta Nergera i SMS „Seeadler" pod dowództwem porucznika Felixa Lucknera.
SMS „Mӧwe" odniósł tak wiele zwycięstw, że dowódca „Mewy" stał się szybko bohaterem narodowym. Nakręcono w 1917 roku film propagandowy, podobizna krążownika i jego kapitana pojawiała się na niezliczonej ilości pocztówek a sam Dohna został przedstawiony kajzerowi Wilhelmowi II.
Kartka pocztowa
Banknot
Medal
Nikolaus zu Dohna-Schlodien został mianowany adiutantem Cesarza Wilhelma II, który wysłał mu następujący telegram:
„Serdecznie witam was i waszą dzielną załogę w domu. Doceniając wasze czyny, które na zawsze będą hołdem dla mojej marynarki, wyznaczam was moim adiutantem. Wilhelm I. R. "
Trzeci z lewej Nikolaus Paul Richard zu Dohna Schlodien
Nikolaus zu Dohna opisał w kilku książkach akcje na morzu krążownika „Mewa". Jak podaje Wikipedia „Nikolaus Graf zu Dohna- Schlodien był jednym z dwóch niemieckich oficerów w czasie I Wojny Światowej, którzy otrzymali najwyższe wojskowe odznaczenia w pięciu głównych niemieckich landach (drugim był Karl August Nerger).
Odznaczenia:
Pour le Merite (Prusy)
Order Maksymiliana Józefa (Bawaria)
Order Wojskowy Świętego Henryka (Saksonia)
Order Zasługi Wojskowej (Wirtembergia)
Order Zasługi Wojskowej Karola Fryderyka (Baden)
Krzyż Żelazny I i II klasy.
Po zakończeniu I Wojny Światowej Nikolaus Graf zu Dohna-Schlodien założył Wolny Korpus (Wolny Korpus Dohna) i walczył na Górnym Śląsku przeciwko polskim ochotnikom. W1919 roku zrezygnował z funkcji kapitana Corvette i zajął się w Hamburgu kupiectwem. Od połowy lat 30. mieszkał w Baierbach (obecnie Stephanskirchen) nad Simssee w Górnej Bawarii. W1956 r. zmarł tam w wieku 77 lat na atak serca.
Sława krążownika „Mӧwe" była tak duża, że 25 sierpnia 1929 roku admirał Hans Zenker dowódca Reichsmarine Marynarki Rzeszy) dla uhonorowania wojennych zasług niemieckiego krążownika pomocniczego „Mӧwe", dowodzonego przez małomickiego hrabiego Nikolausa zu Dohna-Schlodien, odsłonił w Szprotawie pomnik.
W czasie powodzi w 1930 r.
Projekt pomnika wykonał piekarz O. Riedel ze Szprotawy, szef lokalnego stowarzyszenia marynistycznego „Mowe". Opracowanie plastyczne - rzeźbiarz dyplomowany H. Breitenbach z Gliwic. Odlew z brązu wykonały zakłady Lauchhammerwerke.
Stan obecny
Śląska linia Dohnów wymarła w XVIII wieku, doczekawszy się tytułu książęcego i nie doczekawszy panowania pruskiego. Jednak w połowie XIX wieku jeden z członków linii Schlodien został dziedzicem w śląskim Kotzenau (Chocianów), a jego ród wymarł dopiero z końcem II Wojny Światowej. Tak samo linia Schlodien (Gładysze), której dwaj ostatni dziedzice zginęli na froncie.
Chocianów
Pałac w Chocianowie
Chocianów (tuż po wojnie Kaczanów, niem. Kotzenau) – miasto w województwie dolnośląskim, w powiecie polkowickim. W 1297 r. powstał w Chocianowie zamek strzegący granicy księstwa legnickiego, wybudowany przez księcia Bolka Surowego, wtedy też powstała wokół zamku pierwsza osada. Jej nazwę w 1311 r. zapisano Koczina, w 1329 r. Chotzenow, w 1359 r. Cozcenow, w 1388 r. Koczczenow, a w 1430 r. Kocznaw. W średniowieczu wieś przekształciła się w ośrodek górniczy. W 1430 r. uruchomiono kuźnię żelaza. Miejscowość leżąca w księstwie legnickim była wielokrotnie zastawiana lub dzierżawiona. W 1444 r. księżna Elżbieta Hohenzollern przekazała Chocianów jako lenno braciom Krzysztofowi i Mikołajowi von Dornheimom, następnie miejscowość była w posiadaniu rodu von Schellendorfów (1507-1518), von Nositzów (1587-1613), von Stoschów (1613-1722), von Redernów (1722-1766) i von Dohnów (1766-1945).
W pierwszej połowie XVIII wieku pałac należał do Melchiora Gottloba von Redern, który w latach 1728-1732 go przebudował. Utworzenie projektu i prace remontowe powierzył architektowi Marcinowi Frantzowi z Rewla. Powstała wtedy wspaniała barokowa rezydencja, która z założenia średniowiecznego zachowała jedynie czworoboczną wieżę. Główna zachodnia fasada budynku w środku akcentowana jest prostokątnym ryzalitem, mieszczącym balkonowy portal wejściowy. Od tej też strony znajduje się dziedziniec honorowy.
Wejście po obu stronach posiada podwójne kolumny wspierające profilowany gzyms. Od południa znajduje się fasada ogrodowa, nieco skromniejsza, posiadająca również ryzalit, a także paradne schody prowadzące do ogrodu. Wieżę włączoną w bryłę zabudowań wieńczy rokokowy hełm. Podczas tej rozbudowy założono również park pałacowy, a obok pałacu powstały dwie oficyny.
W XIX wieku zamek poddano restauracji, jednak w czasie drugiej wojny światowej został uszkodzony i mimo zabezpieczenia po wojnie nieużytkowany popadał w coraz większą ruinę. W 1997 roku znalazł właściciela, który może zatroszczy się o przywrócenie go do dawnej świetności.
Wnętrza pałacowe w Chocianowie
Właściciele Chocianowa z rodu von Dohna:
Pierwszym właścicielem był Wilhelm Gottlob Christoph burgrabia i hrabia zu Dohna - Schlodien urodzony 13.11.1724 r. w Kőstritz, zmarł 17.08.1787 r. w Mallmitz (Małomice pow. Żagań woj. lubuskie). Był synem siostry poprzedniego właściciela chocianowskiej rezydencji Karla Alberta von Redern. Ożenił się 10.11.1760 r. z Fryderyką von Reichenbach (ur. 10.05.1740 r., zm. 17.03.1814 r).
Lata 1787 – 1837
Albrecht Leopold Wilhelm - starszy syn Wilhelma Christopa Gottloba - zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach 30.12.1813 r. w Świdnicy.
Wilhelm August Gottlob burgrabia i hrabia zu Dohna - Schledien młodszy brat Albrechta urodził się w Chocianowie 15.12.1769 r., zmarł w Chocianowie 03.01.1837 r. Ożenił się w miejscowości Zessel 10.06.1801 r. z Fryderyką hrabiną von Reichenbach (ur. 14.02.1785 r. w Bodland, zm. 14.02.1839 r. w Berlinie). Z ich związku przyszło dziewięcioro dzieci:
1). Wilhelm Heinrich (ur. 28.08.1803 r. w Chocianowie, zm. 27.08.1827 r.), 2). Wilhelm Herman Albrecht (ur. 11.11.1809 r. w Chocianowie, zm. 13.10.1872 r. w Wiesbaden), 3). Feodor Friedrich Alexander Franz Fabian ur. 13.10.1813 r. we Wrocławiu, zm. 27.08.1881 r. w Legnicy, który ożenił się w Thamm 22.07.1844 r. z Luise von Sydov, 4). Wilhelm Christoph Bernhard Oskar ur. 21.01.1817 r. w Klein Kotzenau, zm. 24.04.189 r. w Legnicy - w Betsch. Ożenił się 30.01.1844 r. z Sophie Frn Hiller von Gartringen, 5). Adelheid Christine Friederike Amalie ( ur. 14.02.1804 r. w Chocianowie, zm. 7 lipca 1881 r. w Lipsku. Wyszła za mąż 24.08 1841 r. w Chocianowie za Adolpha hrabiego Poninskiego, 6). Eugenie (ur. 01.05.1806 r., zm. 12.12.1830 r.), 7). Friederike Auguste ur. 01.05.1806 r., zm. 16.11.1808 r. w Chocianowie, 8). Christine Charlotte Eugenie ur. 14.01.1808 r. w Chocianowie, zm. 11.12.1830 r., 9). Valerie Bertha ur. 01.04.1822 r. w Chocianowie, zm. 28.10.1875 r. w Monachium wyszła za mąż za Hermana von Raumer.
Lata 1837 – 1872
Wilhelm Herman Albrecht burgrabia i hrabia zu Dohna- Schlodien urodził się w Chocianowie 11.11.1809 r., zmarł w Wiesbaden 13.10.1872 r. Ożenił się 10.06.1835 r. z Marią hrabiną von Nostitz (ur. 08.09.1813 r. w Langhellwigsdorf, zm. 13.08.1888 r. w Bad Landeck). W swoim związku doczekali się dwóch synów: Wilhelma Karla Hannibala Vincenza oraz Fabiana Hermana Albrechta a także sześciu córek: Wilhelmine Friederike Marie Hermine Charlotte Jettine, Friede Marie Hermine, Valerie, Frede Marie, Leontine Adelaide Friederike, Dorothee Natalie Auguste Adelaide. Hrabia Wilhelm był członkiem pruskiej Izby Poselskiej w latach 1849 - 1867 a także posłem w sejmie Rzeszy i Północnoniemieckiego Związku w latach 1867 - 1870. W czasie swojej działalności parlamentarnej potrafił przeciwstawić się samemu Bismarckowi.
Wilhelm Herman Albrecht burgrabia i hrabia zu Dohna- Schlodien
Lata 1872 – 1925
Freda Marie Hermine ur. 5.03.1842 r. w Chocianowie, zm. 11.6.1903 r. w Wiosce. Wyszła za mąż za Eugena Leo Oskara von Schlieffen 3.10.1861 r. w Chocianowie.
Wilhelm Karl Hannibal Vincenz burgrabia i hrabia zu Dohna Schledien urodził się 10.01.1841 r. w Grafenbergu, zm. w Chocianowie 27.10.1925 r. W miejscowości Drigge w dniu 03.09.1869 r. ożenił się z Wilhelminą von Bagevitz (ur. 10.04.1846 r. w Drigge, zm. 02.01.1937 r. w Chocianowie). Mieli dwóch synów. Pierwszym był Herman Hannibal Willy Adolf urodzony 19.07.1870 r. w Chocianowie. Herman ożenił się z Katarzyną von Krosigk. Herman z Katarzyną doczekali się sześciorga dzieci z których jedno zmarło zaraz po urodzeniu. Ich pierworodnym dzieckiem był Wilhelm Hans Herman Hannibal Richard.
Drugim synem Wilhelma i Wilhelminy był Alfred Willy Feodor Emich (ur.13.02.1872 r. w Chocianowie, zm. 18.01.1935 r. w Chocianowie), który ożenił się 25.09.1911 r. w Reisicht z Karoliną hrabiną von Zedlitz und Trutzschler (ur. 24.06.1889 r. w Poczdamie zm. 05.01.1976 r. w Poczdamie). Burgrabia i hrabia Wilhelm piastował funkcje członka izby panów, szambelana i adiutanta Cesarza Wilhelma II, komandora śląskiego związku zakonu maltańskiego. Za życia hrabiego w 1913 roku wykonano prace remontowo restauracyjne pałacu.
Lata 1925 – 1945
Wilhelm Hans Herman Hannibal Richard hrabia zu Dohna urodził się 29.10.1907 r. w Chocianowie jako syn Hermana Hannibala Willy Adolfa ur. 19.07.1870 r. w Chocianowie. Zginął na froncie I Wojny Światowej w okolicach Tahure we francuskiej Szampanii (25.09.1915 r.) i Katarzyny Krosigk (ur. 02.11.1876 r. w Lubinie, zm. 27.03.1951 r. w Coburg). Rodzice wzięli ślub 31.10.1906 r. w miejscowości Rohrlach. Wilhelm Hans Herman Hannibal Richard ożenił się 05.04.1938r. w Chocianowie z Dorotheą von der Osten (ur. 16.01.1914 r. w Berlinie, zm. 02.10.1994 r. w Bad Nenndorf). Ostatni właściciel chocianowskiego pałacu podobnie jak jego ojciec zginął na froncie - pod koniec drugiej wojny światowej w Elblągu, w styczniu 1945r. (źródło: Zbigniew Machoń).
Hrabia Wilhelm na awersie pamiątkowego medalu wybitego 18 maja 1924 roku z okazji 200 - lecia Bractwa Strzeleckiego w Chocianowie. Medal z kolekcji Zbigniewa Machonia.
Chocianów
Markowo
Markowo niem. Reichertswalde – wieś w Polsce położona w województwie warmińsko-mazurskim, w powiecie ostródzkim, w gminie Morąg. Najbardziej skomplikowane są losy linii Lauck (Ławki), z której wyodrębniła się linia Reichertswalde (Markowo), która jednak wymarła i majorat przeszedł z powrotem na Dohnów z Ławek. Później znowu się podzielili na linie, by po wymarciu Dohnów z Ławek, majątki Lauck przeszły na linie Dohnów – Reichertswalde. Ostatecznie historia tej linii również kończy się na II Wojnie Światowej.
Markowo (Reichertswalde)
Jedno z wnętrz pałacowych - sala myśliwska
Markowo (Reichertswalde) od 1561 roku znajdowało się we władaniu rodu Dohnów, kiedy to margrabia branderburski i książę pruski Albrecht Fryderyk nadał na prawie lennym wsie Markowo, Strużyna i Złotna, wraz z wolnymi karczmarzami, synom burgrabiego Piotra von Dohny.
Piotr Dohna
Stało się to za protekcją Króla polskiego - Zygmunta Augusta. Dohnowie - podobnie jak w Słobitach - stworzyli w Markowie ośrodek kultury rolnej oraz zbudowali pałac z kaplicą.
Była to budowla barokowa, ale utrzymana jeszcze w tradycji renesansu. Wzniesiono ją na rzucie wydłużonego prostokąta, z bocznymi mocno wysuniętymi ryzalitami od strony ogrodu. Pałac posiadał jedno piętro, półpiętro w górnej części i przykryty był dachem dwuspadowym, z prostokątnym szczytem od strony ogrodu. W północnej części korpusu zachowane zostały relikty pierwszego dworu – w postaci dużych pomieszczeń ze sklepieniami krzyżowymi, wspartymi na graniastych filarach. W trakcie przebudowy, która miała miejsce w XIX wieku przekształcono dach pałacu, zlikwidowano prostokątny szczyt, a także dodano lukarny. Z tego okresu pochodził też najprawdopodobniej duży taras przy elewacji północno-wschodniej, z lustrzanymi schodami i kamienną balustradą. Od strony dziedzińca znajdowały się alkierzowe wieże, wzniesione na planie kwadratu. W zachodniej umieszczona była kaplica pałacowa ze sklepieniem krzyżowym, ozdobiona polichromiami. Pałac posiadał bogate wyposażenie. Były tam barokowe i rokokowe kominki, piece kaflowe, dekoracyjne parkiety, sztukaterie.
Barokowy pałac zbudowany został w latach 1701-1704 przez Johanna Caspra Hindersina na miejscu wcześniejszego dworu z ok. 1560 roku.
Markowo około 1905 roku
Pałac przebudowano w wieku XIX, dobudowując wieżę. Do 1945 roku pałac w Markowie posiadał bogate zbiory dzieł sztuki, w tym kolekcję kilkuset obrazów (galeria portretu rodowego Dohnów, obrazy szkoły holenderskiej), dwadzieścia gobelinów z XVII wieku przedstawiających historię Św. Józefa, skrzynię posagową z 1617 roku, cenne meble, porcelanę, ogromną bibliotekę.
Około 1850 roku oprócz dworu w Markowie, do rodu Dohnów należały także folwarki: Dolina, Dworek, Gilginie, Gudniki, Niebrzydowo Małe, Stabuniki, Strużyna, Surajny, Warkałki, Woryty Morąskie, Zbożne. W skład dóbr wchodziły także wsie szarwarczne: Borzymowo, Markowo, Strużyna i Złotna. łącznie obszar ten obejmował około 400 włók ziemi. Później, w wyniku uwłaszczenia chłopów dobra te uległy zmniejszeniu przybył za to folwark Lekławki). Po regulacji dobra markowskie obejmowały ponad 310 włok, w tym 76 włók lasów. Ponadto zwierały kilka zakładów przemysłowych, w tym cegielnia parowa (w Markowie), mleczarnia (w Markowie), tartak parowy.
W 1782 r. w dokumentach odnotowano 45 „dymów” w Markowie. W 1818 r. było 38 dymów i 364 mieszkańców. W 1858 r. odnotowano 43 dymy z 403 osobami. Szkoła we wsi powstała około 1700 roku jako jednoklasówka.
Pałac nie uległ zniszczeniu w czasie II Wojny Światowej, jednak po jej zakończeniu cenne wyposażenie pałacu zostało rozszabrowane i w części zniszczone. Ocalała część galerii obrazów eksponowana jest dziś w muzeum w Morągu (w tzw. „Zameczku Dohnów”). Pałac znajdował się w stanie ruiny. Dzisiaj jest własnością prywatną.
Przy pałacu w Markowie zachował się położony w lesie, w odległości około 2 km, w leśnictwie Strużyna cmentarz rodu Dohnów. Składa się on z kamiennego półokręgu, grobowców Friedricha Ludwiga (1873-1924) i jego syna Christopha Friedricha (1907 - 1934) Burgraf und Graf zu Dohna, kamiennych schodów i innych kamiennych elementów architektonicznych. Za cmentarzem, od strony południowej, znajduje się brzozowy krąg, w którego centrum, na ośmiobocznym postumencie wzniesiono drewniany krzyż.
Nagrobne inskrypcje
Friedrich Ludwig Burggraf und Graf zu Dohna-Lauck 4.4.1874 †1.7.1924. Płytę ozdobiono herbem rodu. Wzdłuż boków gotycki napis: So spricht der Geist, sie sollen ausruchen von ihren Mühen, denn ihre Werke folgen ihnen nach Offb. Johannis 14.v.13. (Tak mówi duch: powinniście odpocząć od swoich trudów, gdyż Wasze czyny pójdą za Wami)
Obok płyty nagrobnej syna znajduje się kamień z napisem: Der Tod ist verschlungen in der Sieg Cor.15.52 (Śmierć jest zaplątana w zwycięstwo) oraz Ich morte auf den Christus. (Umrę w Chrystusie) Adolf Hitler. Z drugiej strony kamienia wyryto hitlerowską swastykę.
Christoph zu Dohna (12.12.1907 – 3.9.1934) miał zginąć w wypadku samochodowym, nad jeziorem Bodeńskim, w miejscowości Hennigkofen, kiedy wracał z rajdu Monte Carlo, w którym miał brać udział. Jego auto miało się stoczyć do Jeziora Bodeńskiego Tako rzecze internet i "znawcy tematu". Nie dajmy się jednak zwieść plotkom i mitom. Hrabia Christoph zu Dohna-Lauck zginął w wypadku samochodowym 3.9.1934 roku, ale pod Stuttgartem. Wiózł znajome małżeństwo powracające z kuracji w Kressbronn, nad Jeziorem Bodeńskim (dawne Hennigkofen właśnie). Zginął więc ponad 200 kilometrów od Jeziora Bodeńskiego. Podczas wyprzedzania rowerzysty, auto wpadło do rowu, kierowca uderzył głową w kamień i zginął na miejscu. Pasażerowie odnieśli poważne obrażenia. Informacja ta była podana następnego dnia, na pierwszej stronie Westpreussische Zeitung (źródło: Grzegorz Pepe Pepłowski)
"Cmentarz robi niesamowite wrażenie. Założono go na wzór megalitycznych budowli. Dwie potężne płyty nagrobne hrabiów zu Dohna-Lauck, jedna ozdobiona płaskorzeźbionym herbem. Groby ojca i syna. A dookoła potężne głazy – trzymający straż zaklęci rycerze ze starogermańskich sag" - pisze Grzegorz Pepe Pepłowski.
Tropiciele tajemnic” podejrzewają, że miejsce w którym lokowano cmentarz musi kryć jakąś zagadkę, w przeciwnym razie nie powstałby w miejscu tak odludnym, w środku lasu, z tak trudnym dostępem. Pan Grzegorz Pepłowski tak ową zagadkę wyjaśnia:
"Las ma to do siebie, że czasem jest, a czasem go nie ma. Dzisiaj jest. Ale obiekt, przed wojną nie był ukryty w lesie, lecz znajdował się na rozległej polanie. Od północy, a więc od strony zbocza również drzew nie było, a ze wzgórza rozciągał się piękny widok na położone poniżej łąki, sama nekropolia była też widoczna z daleka. Nie było więc to miejsce odludne, a silnie wyeksponowane. W zachodniej części cmentarza znajdowała się droga, biegła ona na południe, potem na południowy zachód, w stronę pałacu w Markowie (część tej drogi jest dzisiaj widoczna na polach, obok Markowa). Po wojnie drogę przy cmentarzu zlikwidowano i posadzono las. Być może po to, aby utrudnić dostęp do nekropolii.
Miejsce na cmentarz wybrał hrabia Friedrich Ludwig zu Dohna-Lauck (ojciec).
Hrabia był myśliwym, jak i wrażliwcem. Przez lata spędzał długie, jesienne wieczory na wzgórzu, obserwując odbywające się na łąkach poniżej, rykowisko jeleni. Była to jego ulubiona „miejscówka”. Jego życzeniem było zostać tu pochowanym. Syna złożono obok ojca. Pogrzeb Christopha, jak twierdził jego brat, Adalbert Victor zu Dohna -Lauck (03.09.1914-27.05.2006), odbył się nocą, w świetle pochodni, co było modnym wówczas rytuałem."
Markowo zostało założone w latach 1402-1408, zaś w 1561 r. wieś otrzymał na prawie lennym od księcia Albrechta Hohenzollerna burgrabia Piotr zu Dohna. Członkowie tego rodu przybyli do Prus Książęcych w XVI wieku i walczyli jako dowódcy wojsk zaciężnych podczas ostatniej wojny polsko-krzyżackiej (1519-21). Markowo stanowiło jedną z głównych siedzib rodu (linia zu Dohna-Reichertswalde), w XIX wieku przeszło we władanie linii zu Dohna-Lauck. W czasie II Wojny Światowej w majątku przebywali jeńcy sowieccy, którzy byli raczej dobrze traktowani, bowiem uratowali oni życie matce ostatniego właściciela majątku, która nie uciekła przez zbliżającą się Armią Czerwoną. W XIX wieku we wsi znajdowały się cegielnia, mleczarnia i tartak.
Najbardziej znanym zabytkiem Markowa są ruiny pałacu Dohnów. Pierwszy dwór obronny powstał po 1561 roku. W latach 1701-1704 rezydencje rozbudował ponad dwukrotnie, nadworny architekt Dohnów Jan Kacper Hindersin. W XIX wieku przebudowano dach, po 1905 roku dobudowano alkierzowe wieże. W pałacu mieściła się kolekcja portretu rodowego, posiadająca m.in. portrety szkoły holenderskiej. Część z nich przetrwała zawieruchę wojenną i znajduje się w zbiorach Muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie oraz jego filii w Morągu. Po II Wojnie Światowej w rezydencji znalazł siedzibę PGR. Pałac był nawet w tym okresie remontowany. W latach siedemdziesiątych budynek opustoszał i od tej pory stopniowo popada w ruinę. Obecnie jest to własność prywatna, ostatnie rozbiórki sprawiły, że zachowane są tylko fragmenty z początku XX wieku (mury obwodowe alkierzy i resztki schodów)
Ruiny pałacu
Najbardziej okazałym i malowniczym budynkiem wsi jest barokowa rządcówka z charakterystycznym podcieniem szachulcowym. W przeszłości mieściła się tu administracja majątku, poczta i nadleśnictwo.
Rządcówka
Obecnie jest własnością prywatną (podzielona na osiem oddzielnych mieszkań, z których kilka jest niezamieszkanych). Ponieważ budynek został wpisany do rejestru zabytków, wszelkie remonty wymagają zgody konserwatora zabytków. Niestety, jest to miecz obosieczny – to, co w założeniach ma chronić wiekowe, wyjątkowej urody domy, często jest też powodem ich całkowitej ruiny. Ponieważ remont przeprowadzony zgodnie z wytycznymi konserwatora jest kosztowny, zazwyczaj niezamożni właściciele po prostu nie remontują. To dotyczy też rządcówki – niestety zniszczenia widać gołym okiem. Szkoda, bo to naprawdę wspaniały, klimatyczny budynek o pięknych proporcjach, z niesamowitym szachulcowym podcieniem, uroczymi, szprosowymi oknami i okienkami.
We wsi liczne zabudowania podworskie, w tym m.in. wieża ciśnień. Warto zwrócić uwagę na park oraz stawy, między którymi znajduje się rezydencja. We wsi znajduje się pomnik poległych w I Wojnie Światowej. (źródło: http://www.marienburg.pl).
Stan obecny
W tym miejscu chcę przytoczyć w całości artykuł, na który natknąłem się w Internecie pt. "Nieznany XVII-wieczny obraz z pałacu w Markowie na rynku aukcyjnym". Dziennik Bałtycki z 29 października 2008r doniósł:
"Historycy sztuki mówią, że sprawa jest interesująca, jeśli nie sensacyjna. Na rynku aukcyjnym w Europie pojawił się nieznany XVII-wieczny obraz ze szkoły flamandzkiej, przedstawiający wnętrze gdańskiej bazyliki Mariackiej ze słynnym "Sądem Ostatecznym" Hansa Memlinga na pierwszym planie.
- Ten obraz jest prawdopodobnie jedynym ukazującym, jak wyglądało przed czterema wiekami wnętrze bazyliki i jakie miejsce zajmował w niej ołtarz - mówi prof. Juliusz Chrościcki, kierownik Zakładu Historii Sztuki Uniwersytetu Warszawskiego, który podjął się dokładnego zbadania dzieła. - Można go jedynie przyrównać do siedemnastowiecznych malowideł przedstawiających kościoły w Antwerpii. Co ciekawsze, obraz nie jest wymieniany w literaturze przedmiotu!
Dzieło nieznanego mistrza, z tryptykiem Memlinga w roli głównej, należało przed wojną do właścicieli pałacu w Reichertswalde, dziś w Markowie koło Morąga.
Po 1945 roku trafiło do Galerie Moritzburg-Halle, skąd po długich staraniach zostało odzyskane przez potomków przedwojennych właścicieli. To oni zdecydowali o wystawieniu XVII-wiecznego obrazu do sprzedaży. Na rynku aukcyjnym wypatrzył go Mirosław Zeidler, zabytkoznawca, właściciel galerii w Gdańsku. O wyjątkowym dla bazyliki Mariackiej dziele Zeidler zawiadomił ks. infułata Stanisława Bogdanowicza.
- Nigdy nie miałem wątpliwości, że "Sąd Ostateczny" wisiał w bazylice przez 400 lat i właśnie tutaj jest jego miejsce - stwierdza ks. infułat Bogdanowicz. - Na pewno dobrze by było, żeby dokumentujący kilkaset lat historii flamandzki obraz także znalazł się w Gdańsku. Nas na wydanie kilkunastu tysięcy euro nie stać, musimy najpierw wyremontować kościół. Może jednak znajdzie się muzeum albo prywatny nabywca chętny do zainwestowania w sztukę. Warto.
Ksiądz infułat Bogdanowicz marzy o wybudowaniu tuż obok bazyliki Mariackiej muzeum dla "Sądu Ostatecznego". Uzupełnieniem ekspozycji mógłby się stać odkryty właśnie XVII-wieczny "obraz o obrazie".
Ławki
Ławki (Lauck)
Ławki (Lauck) położone są w powiecie braniewskim, gminie Wilczęta. Wieś była w posiadaniu rodziny Dohna-Lauck od XVI w. Pałac Dohnów w Ławkach został rozebrany ok. 1930 r. W ewidencji zabytków wpis dotyczący Ławek brzmi: "Pałac wraz z otaczającym parkiem" co jest mylące. Zachowała się jedynie oficyna, która była dostawiona do skrzydła pałacu (także obecnie służąca jako budynek mieszkalny). Oprócz oficyny zachowała się stodoła, która jest w stanie kompletnej ruiny. Niedaleko niej znajdują się ruiny kościoła wybudowanego w XIV-XV w. Przed nimi pomnik poległych w czasie I Wojny Światowej.
Ławki - pałac w 1928 r.
Ławki (Lauck)
Ławki (Lauck)
O historii pałacu i kościoła poczytać można w artykule Pana Lecha Słodownika zamieszczonym w "Głosie Pasłęka". Pozwalam sobie zacytować fragment:
"(...) Niewątpliwie ważną datą w historii wsi i okolicy jest dzień 26.02.1527 r., kiedy to została na prawie lennym z 60 łanami ziemi zapisana dla Piotra von Dohna (1483-1553). (...) Dohnowie z Ławek używali imienia Dohna-Lauck. (...) Kościół został wybudowany w stylu gotyckim, prawdopodobnie w połowie XIV w. (...) Zbudowano go na rzucie prostokąta, z fundamentem z kamieni polnych i cegły o wiązaniu gotyckim. Wejście i zakrystia znajdowały się w części południowej nawy. Natomiast w północnej części nawy znajdowała się krypta, gdzie chowano zmarłych członków rodu von und zu Dohna-Lauck. Kościół nie miał przypór wzmacniających mury boczne, a wewnątrz znajdował się płaski sufit. Wieża do wysokości dachu kościoła była z cegły, a następnie drewniana. Były w niej dwa dzwony, których dźwięk przedostawał się przez otwory – okienka. Na wieży znajdowała się tzw. wiatrówka dachowa z blachy, z herbem Dohnów i datą: 1775. Od północnej i południowej strony miała zegar, z czarnym cyferblatem i jasnym wskazówkami. Wschodni szczyt kościoła (od strony ołtarza) był jego najcenniejszą i najpiękniejszą częścią, miał pięć pionowych – otynkowanych, wąskich blend, wspierany przez przypory. Były także blendy okrągłe i nadstawki (nadbudówki).
Ławki - plebania, szkoła, kościół i oberża
Plebania
Kościół 1910 r.
Ołtarz datowany na 1684 r.
Wyposażenie kościoła to przede wszystkim barokowy ołtarz z 1684 r. wykonany w królewieckim warsztacie Johannesa Pfeffera. Po obu stronach głównego obrazu ołtarza „Ukrzyżowanie Chrystusa” – miał dwie skręcane kolumny, oplecione po bokach winoroślą. U podnóża ołtarza znajdowały się dwie głowy aniołów, a nad obrazem figury ewangelistów Mateusza i Jana, z dobrze wyrzeźbionymi głowami. W górnej części ołtarza było dwóch innych ewangelistów, św. Marek i św. Łukasz. W koronie ołtarza znajdowały się dwa stojące anioły, symbolizujące cudowne ozdrowienie. Były cztery świeczniki z mosiądzu na ołtarzu i dwa gotyckie świeczniki z ok. 1500 r., których podnóżkami były lwy (podobne jak w kościele w Wilczętach). Na ścianach kościelnych były dwa epitafia z herbami z XVI w., obraz przedstawiający pastora Johanna Christiana Andersona (8.10.1698, †9.04.1779), który był tu proboszczem przez 53 lata. Ambona z XVII w., z barokową snycerką, wsparta na kolumnie oplecionej misterną snycerką z winorośli. Był granitowy kamień chrzcielny z XVII w., w kształcie ośmiobocznego kielicha. Prospekt organowy pochodził z roku 1770, w stylu genre rocaille, a organy zbudowano w 1816 r. Przy ołtarzu, po lewej stronie znajdowała się barokowa empora, z kolumienkami w kształcie herm, przeznaczona dla Dohnów. W muzeum Towarzystwa Powiatowego Pr. Holland w Itzehoe znajduje się złoty kielich mszalny i patena do hostii w kształcie czarki, noszące datę: 9. October 1700. W nieznany sposób zostały uratowane z kościoła i przewiezione do Niemiec. Były jeszcze niezwykle wartosciowe utensylia z cyny, podarowane przez nieznanego darczyńcę w 1662 r. (a więc wkrótce po zakończonej II wojnie polsko-szwedzkiej), ale wysłane ok. 1945 r. do Niemiec, jeszcze przed nadejściem wojsk sowieckich, zaginęły. Po prawej stronie ołtarza znajdowała się tablica z nazwiskami poległych mieszkańców parafii Ławki w I Wojnie Światowej.
Przy południowej stronie kościoła (między przedsionkiem wejściowym a zakrystią) zachował się do dziś granitowy pomnik ku czci poległych w wojnie 1914-18. Przedstawia żołnierza w mundurze i z karabinem z czasów I wojny światowej, a w kamień wbudowano żelazny krzyż i datę: 1914 – 1918 oraz napis: Unseren Gefallenen Brudern/Zum Ehrenden Gedächtniss/Die Kirchengemeinde Lauck – Naszym poległym braciom/ku chwalebnej pamięci/Parafia Ławki. Staraniem Towarzystwa Mniejszości Niemieckiej w Pasłęku i Przewodniczącego Towarzystwa Powiatowego Pr. Holland w Itzehoe – p. Bernda Hinza, pomnik ten został zrekonstruowany i poświęcony w dniu 5.07.1999 r."
Do 1945 roku pomniki poległych w czasie Wielkiej Wojny były stałym elementem krajobrazu Prus Wschodnich. Stawiano je z reguły przed kościołami w każdej większej wsi. Z jednej strony były wyrazem pamięci, z drugiej miały wzmacniać poczucie niemieckiego patriotyzmu.
Na zachowanej tablicy widnieje napis: UNSEREN GEFALLENEN BRUDERN ZUM EHRENDEN GEDACHTNISS DIE KIRCHENGEMEINDE LAUCK (Naszym poległym bohaterom ku pamięci. Parafianie Ławek).
W połowie roku 1944 r. dzwony z kościoła w Ławkach zostały zdjęte i przekazane na potrzeby przemysłu zbrojeniowego. Dalszy ich los jest nieznany. Pod koniec stycznia i na początku lutego 1945 r. w okolicy toczyły się ciężkie walki i w wyniku ostrzału sowieckiej artylerii z kierunku Młynar, tutejszy kościół uległ częściowemu zniszczeniu. Ocalały tylko mury zewnętrzne, wspomniany szczyt wschodni oraz mury wieży. Uległo zniszczeniu również całe wyposażenie kościoła, chociaż według niektórych mieszkańców ołtarz główny zachował się jeszcze po wojnie, a następnie został prawdopodobnie wywieziony do m. Ruda w Rzeszowskiem, skąd przybyli pierwsi powojenni, polscy mieszkańcy Ławek. Według miejscowych przekazów, trumny z krypty Dohnów wywieźli Rosjanie. Cmentarz wiejski, znajdujący się na sporym wzniesieniu, przy wylocie w kierunku na starą cegielnię i Sośnicę (Friedrichshof), już dawno jest nie używany, zdewastowany, stopniowo zarasta.
Władze powiatowe Pasłęka zwróciły się w 1961 r. pismem do Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w Olsztynie, w którym powołując się na polecenie Wydziału ds. Wyznań, z prośbą o wyrażenie zgody na rozbiórkę ruin kościoła w Ławkach. Dopiero w roku 1965 władze wojewódzkie przekazały PPRN w Pasłęku ruinę tego kościoła z zaleceniem „(...) wykorzystania na cele gospodarcze z zachowaniem formy obiektu”. Według wykazu kościołów przekazanych w dniu 13.04.1968 r. do rozbiórki i zagospodarowania – „(...) kościół w Ławkach miał być jeszcze w tym roku rozebrany, co jednak nie nastąpiło i do dzisiaj znajduje się w stanie ruiny”. Przed kilku laty mieszkańcy Ławek uruchomili przy kościele małą kapliczkę, w której odbywają się nabożeństwa odprawiane przez dojeżdżającego z Wilcząt księdza. Zamierzają w przyszłości odbudować swój kościół i w tym celu zebrali już niezbędną dokumentację. Ale jak zwykle w takich sprawach, problem finansowy staje się barierą prawie nie do przezwyciężenia.
Katarzyna Dӧenhoff (1606-1659) z domu zu Dohna, córka Fryderyka zu Dohna z linii w Ławkach koło Pasłęka, ochmistrza dworu książęcego w Królewcu i Marii von Rautter
Pałac w Dohnów w Ławkach wybudował na początku XVIII w. w stylu barokowym Christoph Friedrich von Dohna (1652-1734). Usytuowany był na małym wzniesieniu, skąd rozpościerał się wspaniały widok na prawie całą wieś. Pałac miał spadzisty, mansardowy dach i małą wieżę z połowy XIX w. w części wschodniej, przebudowany w 1896 r.
Portret Friedricha Karla Alexandra zu Dohna, pana na ławkach,
(ur. 3.11.1799 r. w Bielsku - zm. 26.09.1873 r. w Ławkch), z pierwszą żoną Philippine'ą Rudolphiną zu Waldburg-Capustigall (ur. 28.04.1814r. w Hechingen - zm. 22.07.1841r. w Ławkch) i starszą córką Mathilde'ą (ur. 8.03.1836 r. - zm. 1851 r.)
Ostatnim właścicielem Ławek w 1932 r. był Adalbert Graf i Burggraf zu Dohna-Lauck, który gospodarzył na 922 ha ziemi i miał ponadto 210 ha lasu. W 1878 r. wymarła linia Dohnów z Markowa (Dohna-Reichertswalde) i w konsekwencji tego Dohnowie z Ławek przenieśli się do Markowa".
Adalbert Victor Burggraf und Graf zu Dohna-Lauck - 1914 - 2006.
Syn Friedricha Burggrafa und Grafa zu Dohna-Lauck i Elisabeth Gräfin von Arnim. Mąż Adelheid Gräfin von der Schulenburg a potem Iris Becker.
Dobra w Ławkach były początkowo dzierżawione, a następnie sprzedane. Pałac popadał w ruinę i na początku lat 30. został rozebrany. Niezwykle cenne meble, bogate archiwum i biblioteka zostały przeniesione również do Markowa. W pięknym założeniu parkowym znajdowała się m.in. oranżeria i bażantarnia. Do dzisiaj zachowały się ślady amfiteatru. Dawny budynek zarządu majątku z XVIII w. (przebudowany w XIX i XX w.) przekształcono na szkołę, a po wojnie, do 1979 r. była tu polska szkoła. (...)
Ponad dwieście lat temu, w 1803 r. pastor z Osieka Wedecke, podczas podróży przez tą część dawnego powiatu pasłęckiego, nazwał Ławki „najpiękniejszą wsią Europy”...." Źródło: http://www.glospasleka.pl/artykul/16436.html
Niewątpliwie ważną datą w historii wsi i okolicy jest dzień 26.02.1527 r., kiedy to została na prawie lennym z 60 łanami ziemi zapisana dla Piotra von Dohna (1483-1553). Nowy właściciel był jednym z pierwszym z rodu Dohnów, który osiadł w tej części Prus na ponad 400 lat, przy czym w odróżnieniu do innych gałęzi rodu, Dohnowie z Ławek używali imienia Dohna-Lauck. We wspomnianym dokumencie wzmiankuje się również kościół, sołtysa na 4 łanach, 4 „wolnych pruskich” i 12 chłopów. Po wprowadzeniu Reformacji, zaczęto okresowo przeprowadzać wizytacje kościelne, które są bogatym źródłem informacji dotyczących tamtego okresu. Tak więc z dokumentów wizytacji kościelnej z 22.06.1578 r. wynika, że Ławki mają 60 łanów, 3 łany kościelne, 39 i pół łana pozostawały obsadzone, jest 12 chłopów, karczmarz, kowal, krawiec, zagrodnik i pasterz. Wspomina się przy okazji, że folwark szlachecki Dohnów ma 19 łanów, chociaż trudno powiedzieć o jaki folwark (oprócz dóbr głównych) tu chodzi.
Szkoła ludowa
Sklep z artykułami kolonialnymi
Ławki szkoła
Natomiast potomkowie linii słobickiej (Dohna-Schlobitten) żyją do dzisiaj. Ostatni książę ze Słobit utracił potęgę i bogactwo, ale przeżył wojnę. Istnieją także rozgałęzienia po stronie rosyjskiej czy w Łużycach. Można próbować również dowodzić pochodzenia staropolskiego rodu Dunin od śląskich Dohnów (po łacinie Donin). Dohnowie byli także skoligaceni poprzez małżeństwa z wielkim rodami niemieckimi, francuskimi czy holenderskimi.
Dawidy
Dawidy (niem. Davids) w znanych źródłach wymieniane są po raz pierwszy dopiero w 1531 r., nazwane najprawdopodobniej od pierwszego ich posiadacza z XV w., być może jeszcze Prusa. Jak wynika z rachunków urzędowych z 1600 r. majątek był w tym czasie w posiadaniu Achatiusa Borcka, który miał tu 4 łany. W następnych latach posiadłość stanowiła własność polskiej rodziny Drzewieckich. Po śmierci właściciela, Jerzego Drzewieckiego, wdowa po nim sprzedała w 1663 r. całość dóbr Dohnom.
Od tej pory aż do 1945 r. Dawidy należały do klucza dóbr rodu zu Dohna-Schlobitten (Słobity). Początkowo istniał tu jedynie niewielki folwark. W latach 1730-1731 powstał dwór o cechach baroku holenderskiego wg projektu Johanna Caspara Hindersina. Budynek dwukondygnacyjny, przykryty dachem mansardowym. W niedługim czasie dwór zyskał miano "Domu wdów", gdyż zamieszkiwały tu wdowy lub samotne kobiety z rodziny Dohnów. Dwór pełnił rolę pałacyku myśliwskiego czego dowodem jest istnienie dwóch wędzarni i wielkiej kuchni na parterze dworu. W XIX w. urządzano w nim wiele ważnych spotkań towarzyskich m. in. był tu Cesarz Wilhelm II z rodziną. Często gościł tu książę Aleksander zu Dohna (ostatni właściciel Słobit). Po jego śmierci pensjonat zaczął podupadać.
„Wieś jest zewsząd otoczona lasami a niedaleko stąd znajduje się Las Kaczy Dół, natomiast w pobliskim Leśnictwie Sąpy znajduje się rezerwat „Modrzewie – Lenki” zajmujący powierzchnię 9,74 ha. Został utworzony w 1959 r. w celu ochrony fragmentu starodrzewu bukowego i modrzewiowego oraz głębokiego jaru porośniętego lasem bukowym. Północno-zachodnią część rezerwatu o powierzchni 3 ha pokrywa drzewostan modrzewia europejskiego w wieku ok. 160 lat. Rosnące tu modrzewie mają imponujące rozmiary, a niektóre z nich osiągają nawet wysokość 48 metrów i 330 cm w obwodzie. Rośnie tu m.in. dąb szypułkowy mający w obwodzie 6 metrów, średnicę 2 metry i 21 metrów wysokości.
O wsi Dawidy o tym dębie wspomina w swojej książce „Wspomnienia z dawnych Prus Wschodnich” (Erinnerungen eines alten Ostpreußen) Alexander książę zu Dohna-Schlobitten, ostatni właściciel majątku w Słobitach (1899-1997). Pisze, że już w okresie przedwojennym polecił przerzedzić rosnące wokół inne drzewa i krzaki, aby ten pomnikowy dąb był widoczny z daleka. Przed wojną tutejsze lasy należały do majątku Dohnów w Słobitach, a wiele udanych polowań podsumowywano właśnie w pałacyku myśliwskim w Dawidach, które po 1945 r. nazywano popularnie „Lenki” - i stąd nazwa rezerwatu. Alexander zu Dohna-Schlobitten napisał w swoich wspomnieniach, że przez pobliski Górski Las prowadziła wyboista leśna droga ze Słobit do Dawid (…) Niekiedy organizowano pikniki, przy organizacji których wykorzystywano służbę z koniecznymi przy takich okazjach rzeczami. Ulubionym celem imprez piknikowych były Dawidy i znajdujący się tam mały barokowy pałacyk, który należał do naszej rodziny.
Droga do Dawid prowadziła przez zmieniający się pagórkowaty krajobraz. Najpierw przejeżdżano obok Mikołajek, należących do dóbr w Słobitach, a stąd przez Górski Las. Nadjeżdżające z przeciwka pojazdy konne robiły należyty przejazd; mężczyźni ściągali czapki z głów, kobiety i dziewki przyklękały. W Górskim Lesie znajdowało się znane miejsce, gdzie nawet w pełni lata znajdowała się woda i by w nim nie utknąć trzeba było jechać tylko galopem. Następnie droga stawała się lepsza. Gdy docierano do wsi Sąpy i znajdującego się tu dworu o takiej samej nazwie, wjeżdżano na utwardzaną drogę przecinającą Las Dawidy i osiągano folwark Dawidy (…). Uroczy, barokowy pałacyk leżał opodal szosy na malutkim pagórku, otoczony przez dęby i lipy. Został zbudowany około 1730-1731 przez naszego przodka – feldmarszałka Alexandra Emiliusa burgrafa i graf zu Dohna, który poległ w drugiej wojnie śląskiej pod Soor (30 września 1745 r.).
Architektem był krajowy mistrz budowlany Hindersin, który nad stosunkowo niskim parterem zbudował obszerne piętro z wysokimi oknami. Niestety, wnętrze zostało zmienione w wyniku całego szeregu niezbyt upiększających przebudów. Przede wszystkim znacznie zmiany przyniosło dobudowanie pod koniec XIX w. wejścia z werandą wspartą na betonowych słupach, nowoczesnych ram okiennych z niewłaściwymi szprosami, facjatek dachowych i przemalowanie całego obiektu. (…). My - dzieci nie zwracaliśmy oczywiście uwagi na takie powierzchowności, lecz szturmowaliśmy bez żadnego zatrzymywania się schody prowadzące do górnego pokoju i dużego balkonu, na którego środku stał już wcześniej postawiony przez służbę i nakryty na biało, okrągły stół z górą owoców i ciastem z kruszonką.
Z balkonu rozciągał się wspaniały widok na ukształtowany w półokręgu krajobraz; z przodu różnokolorowa szachownica uprawianych pól, pomiędzy nimi wsie z czerwonymi dachami, gdzie pośrodku wystawały wieże kościelne; z lewej strony ciemno-zielony las liściasty należący do Słobit, w środku Pasłęk, miasto powiatowe z wysoko położonym zamkiem zakonnym; w tle odległego horyzontu błękit lasów należących do majątku Dönhoffów w Kwitajnach. Przy dobrej pogodzie i widoczności można było zauważyć w oddali na zachodzie wysoką wieżę Zamku w Malborku. Nad wszystkim szaro-niebieskie sklepienie wschodniopruskiego nieba. Łagodne, delikatne powiewy bryzy, typowe dla obszarów położonych niedaleko morza i cienie starych drzew, powiększały wspaniałość urządzenia tego miejsca (…). Po podanej pysznej kawie, całe towarzystwo liczące często nawet dwadzieścia osób, udawało się w okolicę Wąwozu Dawidy.
Droga doń prowadziła przez parkowy odcinek lasu ze wspaniałym dębami rosnącymi w pojedynczych grupach; ten obszar był pod ochroną. Wzdłuż płynącego wąwozem strumyka znajdowało się miejsce, gdzie do chwili wytchnienia i spokoju zapraszały drewniane ławki, i skąd można było niekiedy zaobserwować w oddali czerwone plamy pojedynczych saren. W miejscu gdzie ta rzadko używana droga prowadziła z lasu do wsi Bądy stał największy, pomnikowy dąb, którego średnica opiewała na prawie dwa metry. W połowie lat 20. poleciłem uwolnić otoczenie dębu z krzaków i zarośli, żeby tego starego olbrzyma widać było z daleka. Gdy byłem tu 75 lat później, mogłem pokazać zdrowy pień tego dębu swoim dzieciom i wnukom (…). Pałacyk w Dawidach wyszedł z wojny praktycznie w stanie nienaruszonym, o ile nie liczyć dewastacji wnętrza i sprzętów przez sowieckie żołdactwo.
Według przybyłych tu po wojnie Polaków, jeszcze pod koniec 1945 r. w niektórych oknach były firany. Jego wyposażenie a przede wszystkim meble, stały się łupem niektórych osiedleńców, a przede wszystkim szabrowników z Warszawy i okolic. W latach 1948-1972 pomieszkiwały w nim rodziny rolników, które doprowadziły pałacyk do stanu grożącego zawaleniem. Lata 1972-1976 to okres dalszej dewastacji. Dość powiedzieć, że przez dach wyrastało już spore drzewo. W roku 1976 pałacyk został wykupiony od Skarbu Państwa przez prywatnego inwestora. W czasach tzw. „realnego PRL-u” był to ewenement, że właścicielem takiego obiektu została osoba prywatna. Po zakończeniu remontu kapitalnego, obiekt na początku lat 80. został oddany do użytku.
Przysposobiony na pensjonat stał się znany w kraju i za granicą. Przewijało się w nim wiele osób z kręgu arystokracji niemieckiej, świata biznesu i dziennikarstwa. Odbywały się tutaj znane nie tylko w okolicy spotkania, koncerty i konferencje. We wdzięcznej pamięci zapisały się zwłaszcza koncerty „I solisti de Varsovia” (tria smyczkowego). Obiekt dobrze służył promocji gminy i regionu. Po kilkunastu latach pałacyk w Dawidach został przejęty przez nowego inwestora z Warszawy, który przeprowadził w nim w latach 2009-2010 gruntowną modernizację. Obecnie wykorzystywany jest jako elegancki pensjonat, miejsce okolicznościowych spotkań i uroczystości. Do dzisiejszych Dawid warto pojechać, zobaczyć, pomieszkać i odpocząć na wspaniałym łonie natury.” (źródło: Lech Słodownik).
Dawidy 1975 r.
Dwór sięga swą historią do 1720 roku i aż do czasów II Wojny Światowej był własnością rodziny Dohna. Przez lata pełnił funkcje pałacyku myśliwskiego rodziny, gdyż oprócz pięknego parku otoczony jest połaciami lasu, który kiedyś służył jako tereny łowieckie. Miał o niebo więcej szczęścia niż perła w koronie rodu pałac w Słobitach, która po spaleniu pod koniec wojny do dziś dnia jest w ruinie. W latach siedemdziesiątych trafił do rąk prywatnych, natomiast dzisiejszy kształt nadał mu obecny właściciel pan Jan Kozłowski. Obecnie funkcjonuje jako Dwór Dawidy.
Dane historyczne o rodzie zaczerpnąłem ze wspomnień ostatniego właściciela majątku Aleksandra. Są one zawarte w książce autobiograficznej: Dohna-Schlobitten Alexander, Erinnerungen eines alten Ostpreussen, Berlin 1998. Aleksander zu Dohna przedstawia w niej postać dziadka Ryszarda Wilhelma, który zapraszał na polowania ostatniego Cesarza Niemiec i Króla Prus Wschodnich, Wilhelma II, a także opisał je elbląski historyk Lech Słodownik.
Ryszard Wilhelm (ur.1843, zm. 1916), był w prostej linii jedenastym potomkiem Stanislausa. Za przyczyną jego starań, na łowy do Prakwic, zjeżdżali najpierw Carl Fredrich von Preussen (członek cesarskiej rodziny), a następnie sam Cesarz Wilhelm II. Ryszard von Dohna uwielbiał Wilhelma, który jeszcze jako kronprinz przyjeżdżał do Słobit, a później już jako Cesarz do Prakwic. Każdy przyjazd Cesarza był powodem dla magnatów pruskich do hucznej fety i stanowił lokalną sensację. W początkowym okresie Cesarz przyjeżdżał pociągiem do Bogaczowa k. Elbląga, a dalsza podróż odbywała się stosownym zaprzęgiem konnym. W późniejszym okresie, po wybudowaniu bardzo urokliwej stacyjki kolejowej w Prakwicach, na niej „odbierano” dostojnego gościa.
Podróż zaprzęgiem konnym obfitowała w postoje, podczas których Cesarz Wilhelm był owacyjnie witany. Tak było m.in. w Kątach, 14 maja 1897 roku, gdzie podejmował Cesarza śniadaniem, graf Emanuel Dohna-Kathen.
Richard Wilhelm Ludwig Fürst zu Dohna-Schlobitten, ur. 17 sierpnia 1843 w Turynie, zm. 21 sierpnia 1916 w Wilnie) – polityk pruski, przyjaciel Cesarza Wilhelma II.
Ryszard Wilhelm von Dohna był synem hrabiego Ryszarda Fryderyka von Dohna (1807–1894) i Matyldy Fryderyki von Truchsess zu Waldburg (1813–1858). W dniu 20 lipca 1868 roku ożenił się z Amalią Marianną Zofią, hrabianką zu Dohna-Schlodien, i razem ze swą młodą żoną zamieszkał w pałacu w Słobitach.
Amalia Marianna Zofią, hrabianka zu Dohna-Schlodien
Ryszard i Amalia doczekali się czterech synów, z których tylko najstarszy Ryszard Emil dożył powyżej 30 lat:
- Ryszard Emil (ur. 8 października 1872, zm. 18 listopada 1918)
- Eberhard Bolko (ur. 13 marca 1874, zm. 19 października 1886)
- Achatius Manfred (ur. 1 lipca 1875, zm. 3 marca 1898)
- Hubert Wilhelm (ur. 10 listopada 1876, zm. 23 czerwca 1896)
Ryszard Dohna z córką Wilhelma II Wiktorią Luizą - Rominty 1907 r.
Herb rodu von Dohna
Na dworze cesarskim Ryszard Dohna pełnił funkcję Łowczego Dworu oraz Prowadzącego Sforę (niem. Master) królewskich polowań (niem. perfors). Jako Master polowania w Liebenbergu został z bardzo bliska postrzelony śrutem w kostkę (rana odezwie się dopiero po długim czasie, na starość Ryszard będzie podpierał się laską o rączce wykonanej z kości słoniowej). Był okazałym mężczyzną. Na początku lat dziewięćdziesiątych XIX wieku Wojciech Kossak, zauroczony widokiem księcia galopującego na siwku „Glasenapp”, uwiecznił go na portrecie. Ryszard był bardzo barwną postacią. Polowania to była jego pasja, uwielbiał konie i doskonale powoził cztero, pięcio a nawet sześciokonnym zaprzęgiem.
Fotografia z 1903 roku
Julian Fałat (1853-1929)- "Portret Ryszarda Wilhelma von Dohna, Łowczego Dworu Cesarza Wilhelma II" - 1899 akwarela, papier, 31,5 x 26 cm,
Ryszard Wilhelm zu Dohna
Pierwszy z prawej Richard zu Dohna, drugi Cesarz Wilelm II
Polował bardzo dużo w swoich włościach, również w Prakwicach. W miejscowości Święty Gaj gm. Dzierzgoń, u Łucji i Czesława Gajdzis, znajduje się poroże jelenia byka, którego opis jednoznacznie wskazuje, że upolował go Ryszard zu Dohna Schlobitten. Data 17 września 1907 roku wskazuje dzień ustrzelenia byka. Obok imienia i nazwiska widnieje napis Studzienitz. Wskazuje on miejsce ustrzelenia jelenia. Było to w Studzienicach koło Pszczyny. Nic w tym dziwnego. W Pszczynie Wilhelm II polował właśnie na jelenie byki. Ówczesny książę pszczyński, Hochberg, Hans, Heinrich XI von Pless, ur. 1833 r., (pełny tytuł: Fürst von Pless, Reichsgraf von Hochberg, Freiherr zu Fürstenstein), był Wielkim Łowczym Cesarstwa Prus, a jego drugą żoną była Mathilde, Ursula hr. zu Dohna Schlobitten. Mógł więc Ryszard zu Dohna strzelić tego byka podczas polowania z Cesarzem, albo podczas innych pobytów w Pszczynie. O strzeleniu tego byka w dobrach pszczyńskich zaświadcza także charakterystyczny opis na czerepie byka. Tak właśnie opisywano pszczyńskie trofea.
Fotografia czerepu z datą
Jest to piękne poroże byka dwunastaka, który w rozłodze (rozstaw pomiędzy tykami wieńca) ma 100 cm. Pod nazwiskiem, miejscem strzelenia i datą widnieją jeszcze cyfry. Bez trudu można odczytać 335 i jest to podana masa (waga poroża) w uncjach. W przeliczeniu na kilogramy, ten wieniec waży ok. 9,5 kg (dokładnie 9,497 kg). Po widocznych cyfrach 335 znajdują się literki un - czyli uncje. Tak oznaczano, w okresie Hochbergów, wieńce jeleni a także parostki rogaczy czy haki kozic strzelone przez właścicieli lub gości podczas polowań w Pszczynie, bądź łowiskach pszczyńskich.
Czesław Gajdzis i Krzysztof Borzym z wieńcem
Istnieje ogromne prawdopodobieństwo, że poroże pochodzi z dworku w Prakwicach. Na początku 1945 roku stało się własnością, nieżyjącego już, Adama Kurnika, którego wojenne losy rzuciły do Dzierzgonia. Jak opowiada Jego żona Irena: „mąż przyniósł je do domu prawdopodobnie z innego, jeszcze nie zamieszkanego, lokalu”. Państwo Kurnikowie, którzy zostali wywiezieni z woj. przemyskiego i krakowskiego na roboty do Niemiec, czyli do ... Elbląga, osiedlili się już w lutym 1945 roku w Dzierzgoniu. Po ucieczce z transportu bydła i koni poniemieckich, którymi kazano im się opiekować, a prowadzonego przez żołnierzy radzieckich w celu wywózki do Rosji, jako jedni z pierwszych osadników tworzyli zręby społeczności w Dzierzgoniu. Ciekawostką jest, że ucieczka z transportu nastąpiła w Starym Mieście w okolicy denkmala, który wybudowali von Dohnowie. Zatem poroże trafiło do Państwa Kurnik podczas urządzania ich mieszkania w Dzierzgoniu, prawdopodobnie w lutym - marcu 1945 r. W tamtych czasach zbierano meble i inny sprzęt z opuszczonych przez Niemców mieszkań. Córka Państwa Kurnik, Łucja otrzymała to poroże od rodziców i po zamążpójściu przeniosła się do Świętego Gaju, gdzie poroże znajduje się do dnia dzisiejszego.
Niestety nie wiadomo w jaki sposób trafiło ono do Dzierzgonia. Najbardziej trafna hipoteza to taka, że po opuszczeniu dworku w Prakwicach przez von Dohnów, padło ono łupem szabrowników albo żołnierze radzieccy zabrali je z dworku i sprzedali jakiemuś mieszkańcowi pobliskiego Dzierzgonia. Jest to jednak tylko hipoteza. Z dużym prawdopodobieństwem można jednak uznać, że pochodzi ono z wystroju dworu prakwickiego.
1 stycznia 1900 r. Ryszard Wilhelm von Dohna został podniesiony przez Cesarza do godności dziedzicznego księcia. Było to na zasadzie primogenitury, tytuł przechodził tylko na najstarszego męskiego potomka tej gałęzi rodu. Nie obeszło się wtedy bez kpin i uszczypliwych uwag ze strony rodziny. „Pierwszy parweniusz w naszej rodzinie”- stwierdził jeden z kuzynów, „biedny Ryszard, jak on będzie mógł się za to odpłacić” - powiedział inny. Ryszard odpłacał Cesarzowi wręcz bałwochwolczym uwielbieniem.
Do 1906 roku Cesarz, nie tylko przy okazji polowań, często gościł w Słobitach. Po każdej z takich wizyt zostawała jakaś cenna pamiątka. Najbardziej wartościową była jedna ze słynnych tabakierek, należącą niegdyś do Fryderyka Wielkiego, wykonana z chryzoprazu i zdobiona bogato diamentami.
Ta unikatowa tabakiera podarowana Dohnom przez Cesarza nie została zniszczona i prawdopodobnie nadal jest w posiadaniu potomków Richarda Wilhelma zu Dohna. Świadczy o tym kolorowa fotografia, którą po długich poszukiwaniach znalazłem w archiwach Prus Wschodnich.
Wilhelm II (siostrzeniec Fryderyka II) podarował ją gospodarzom Słobit podczas wizyty, na której wystawiano operę napisaną i skomponowaną na Jego cześć. Tabakiera była tak cenna, że przechowywano ją w specjalnej, żelaznej szafie. Miarą uwielbienia Wilhelma II przez Ryszarda zu Dohna niech będzie ciekawostka, że kazał on zniwelować stromy stok drogi prowadzącej z Prakwic do Dzierzgonia i na skarpie ułożyć z kamieni napis "Niech dobry Bóg prostuje drogi naszemu ukochanemu Cesarzowi".
Obraz podarowany Dohnom podczas jednej z wizyt Cesarza w Słobitach
Historia chryzoprazu podobno zaczęło się od tego, że pewien pruski oficer zobaczył w jednej z wychodni skalnych cienką żyłę zielonego kamienia. Zachwycił się jego soczystą barwą. Odłupał kawałek i zabrał do oszlifowania. Było to w 1740 r., a rzecz działa się we wsi Szklary niedaleko Ząbkowic Śląskich. Owym kamieniem był chryzopraz, a wieść o jego znalezieniu odbiła się szerokim echem wśród poszukiwaczy skarbów. Kilka lat później cały Dolny Śląsk przeszedł pod władanie Prus, a ich władca Fryderyk II Wielki stał się wielbicielem dolnośląskich kamieni. Fryderyk II Wielki cenił go ponad inne kamienie. Na palcu nosił wielki pierścień wykonany z chryzoprazu otoczonego 15 brylantami.
W pałacu Sanssouci w Poczdamie Król Prus kazał wykonać z chryzoprazów wystrój jednej z sal, zwaną później chryzoprazową oraz wykonać dwa, znacznej wielkości blaty do stołów. Tabakiery z tego kamienia inkrustowane złotem, diamentami i innymi kamieniami szlachetnymi dawał chętnie w prezencie. Sam miał osiem takich tabakier. Słabość do chryzoprazu udzieliła się innym. Nosił go papież Leon XII w pierścieniu ze złota i miedzi. Zdobił on też brosze i pierścienie angielskiej królowej Wiktorii. Piękny zbiór chryzoprazów miał Johann Wolfgang Geothe.
W średniowieczu chryzopraz był nie tylko ozdobnym kamieniem ale także cennym materiałem wykładzinowym i ważnym elementem wielobarwnych mozaik i in. Szczególnie ukochał chryzopraz Karol IV Luksemburski (1316-78), Król czeski i niemiecki, protektor uczonych i artystów, który ściany kaplicy na Hradczanach kazał wyłożyć mozaikami z kamieni ozdobnych, wśród których obok karneoli, jaspisów i chalcedonów poczesne miejsce zajmował chryzopraz. Znajduje się tam również znacznej wielkości chryzoprazowa płyta oraz piękne kaboszony osadzone w aureolach świętych.
Chryzopraz - książę dolnośląskich kamieni - znany był oczywiście już wcześniej. Jego nazwa ma pochodzenie greckie i oznacza "zielone złoto". W czasach antycznych i późniejszych uważano chryzopraz za kamień zwycięstwa. Wierzono też, że chroni od chorób, czarów i gniewu. XIII-wieczny mnich i filozof św. Albert z Kolonii, nauczyciel Tomasza z Akwinu, przytaczał w swoich pismach legendę o Aleksandrze Wielkim, który miał nosić na pasie biodrowym broszę z chryzoprazu. Była jego talizmanem zapewniającym zwycięstwa w bitwach. Według legendy pewnego dnia, gdy Aleksander spacerował nad rzeką, z trawy wyskoczył wąż, strącił broszę i wrzucił ją do wody. Od tego momentu genialny wódz zaczął ponosić klęskę za klęską.
Na przełomie XVIII i XIX w., kiedy tabaka (sproszkowany tytoń zażywany przez nos) była jedną z najpopularniejszych używek europejskich elit, wykonane z drogocennych materiałów tabakiery stanowiły częsty upominek na monarszych dworach. Królowie ofiarowywali je dygnitarzom w dowód swej przychylności.
Wykonane z diamentów, aksamitu i złota. Służyły koronowanym głowom Europy jako pudełeczka na tytoń. Niektóre z tabakier można dziś oglądać w muzeach w Londynie czy Dreźnie.
Jedna z tabakier Frderyka II Wielkiego. Muzeum w Londynie
Te przepiękne i unikatowe tabakiery zostały wykonane na specjalne życzenie Augusta Wilhelma, który następnie podarował je w prezencie swojemu bratu Fryderykowi II – Królowi Prus. Główne części obu tabakier zostały wykonane z chryzoprazu, odmiany kwarcu w odcieniu butelkowej zieleni. Wierzchnia część pudełek została inkrustowana diamentami i złotem, które tworzą fantazyjny, roślinny motyw. Efekt różnokolorowych kamieni uzyskano dzięki podłożeniu pod diamenty specjalnych foli w żółtym, zielonym oraz różowym odcieniu.
Eksperci podejrzewają, że autorem tabakier jest jubiler pochodzący z Londynu – Jean Georga Kruger. Złotnik przeniósł się w 1753 roku do Berlina i zaprojektował dla Króla Prus całą linię tabakier, których ten był wielkim miłośnikiem.
Po 1906 r. przyjazne stosunki między Cesarzem i księciem jednak znacznie się ochłodziły. Doszło pomiędzy nimi do poważnych scysji z powodu zamieszania Ryszarda von Dohna w skandal polityczno - obyczajowy, w wyniku czego Cesarz zaprzestał odwiedzin w Słobitach. Jednak w 1910 roku nocował i także polował w Prakwicach, przy okazji wielkich manewrów wojskowych, które odbyły się w Prusach Górnych. Za ciekawostkę należy uznać fakt, że wojska pruskie, podczas manewrów, po raz pierwszy wystąpiły w mundurach polowych koloru szarozielonego tzw. feldgrau.
Piąty z lewej Richard Wilhelm zu Dohna
Rominten 1911 r. Pierwszy z prawej, z laską, Ryszard zu Dohna
Rominten 1910 r. Z laską Ryszard zu Dohna
Rominten 1910 r. Ryszard zu Dohna (pierwszy z lewej - tyłem) podczas oglądania byka "Pascha".
Cesarz i Ryszard zu Dohna
Pomimo nieporozumień Wilhelm II odznaczył Ryszarda, w 1913 roku, orderem Orła Czarnego. W chwili wybuchu I Wojny Światowej w 1914 roku, książę Dohna ukończył osiemdziesiąt trzy lata i pomimo tego zameldował się do czynnej służby wojskowej. Ulokowano dziarskiego staruszka przy sztabie generalnym feldmarszałka Paula von Hindenburga, z przydziałem do Czerwonego Krzyża. Niestety trudy wojny okazały się śmiertelne dla Ryszarda. Zmarł w sierpniu 1916 roku w Wilnie na zapalenie płuc. Pogrzebano księcia 26 sierpnia 1916 roku w Słobitach, a pożegnalną, potrójną salwę honorową oddało „komando” czyli pluton ochrony obozu jenieckiego w Krośnie k. Pasłęka. Pogrzeb zaszczycił swoją obecnością, bliski współpracownik Cesarza, uczestnik cesarskich polowań w Prakwicach, gen. płk. Hans von Plessen. W kościele słobickim, na tablicy kamiennej, umieszczono obok innych nazwisk mieszkańców miejscowości poległych w I Wojnie Światowej, nazwisko Richarda Wilhelma zu Dohna.
Hans von Plessen
Ryszard Wilhelm von Dohna, jak wszyscy wschodniopruscy magnaci, przesiąknięty był poglądami regalistyczno - militarno - konserwatywnymi. Również jego syn Emil Ryszard zu Dohna (1872-1918) był typowym prusakiem. Mając 26 lat ożenił się z Marią Matyldą księżniczką zu Solms - Lich (1873-1953). Ślub odbył się w 1898 roku i nowożeńcy zamieszkali w willowej dzielnicy Poczdamu przy ul. Mangestrasse 7. Dom był wynajęty i jak na owe czasy nowoczesny. Posiadał nawet ogrzewanie gazowe. W pobliskich koszarach elitarnego Gardes du Corps, Emil Ryszard odbywał służbę wojskową. Był adiutantem pułku.
Emil Ryszard zu Dohna z żoną Marią Matyldą zu Solms - Lich
Maria Matylda zu Solms - Lich i Ryszard Emil zu Dohna
Richard Emil Fürst zu Dohna-Schlobitten urodził się 8 października 1872 r. w Cöllmen koło Prökelwitz; zm. 18 listopada 1918 r. w Schlobitten). Richard Emil spuściznę po ojcu objął jedynie na dwa lata, po czym zmarł, pozostawiając tytuł książęcy i majątek w Słobitach ostatniemu z dziedziców Słobit – Aleksandrowi.
Richard Emil zu Dohna-Schlobitten w Pułku Garde-du-Corps Poczdamie - czerwiec 1904 r. Oficerowie pułku w mundurach paradnych. Od lewej: Lubbert Graf von Westphalen, Friedrich Wilhelm Prinz von Prus, Richard Burggraf zu Dohna-Schlobitten, Reinhard Prinz zu Solms-Lich.
Na kirysie (półpancerz), Friedrich Wilhelm Prinz von Prus nosi pomarańczową wstęgę Orderu Czarnego Orła. Książę Fryderyk Wilhelm z Prus ( niem . Prinz Friedrich Wilhelm Viktor Karl Ernst Alexander Heinrich von Preußen – ur. 12 lipca 1880 r. – zm. 9 marca 1925 r.) był członkiem rodu Hohenzollernów, prawnukiem Króla pruskiego Fryderyka Wilhelma III. Order Czarnego Orła (niemiecki: vom Hoher Orden Schwarzen Adler) był najwyższym orderem rycerskim w Królestwie Prus. Zakon został założony 17 stycznia 1701 roku przez elektora Fryderyka III brandenburskiego (który następnego dnia został Fryderykiem I, Królem Prus). Na swoim holenderskim wygnaniu po I Wojnie Światowej, obalony Cesarz Wilhelm II kontynuował przyznawanie orderu swojej rodzinie. Swoją drugą żonę, księżniczkę Hermine Reuss z Greiz, także uczynił damą Zakonu Czarnego Orła.
Wstęga Orderu Czarnego Orła
Odznaką Zakonu był złoty krzyż maltański, emaliowany na niebiesko, z czarnymi orłami w złotej koronie między ramionami krzyża. Złoty medalion pośrodku miał monogram Króla Fryderyka I („FR” od Fredericusa Rexa). Odznaka była noszona albo z szerokiej wstążki (lub szarfy), albo z kołnierza (lub „łańcuszka”). Wstążka Zakonu była pomarańczową szarfą z mory noszoną od lewego ramienia do prawego biodra, z odznaką spoczywającą na biodrze. Kolor szarfy został wybrany na cześć Louise Henriette of Nassau, córki księcia Orańskiego i pierwszej żony wielkiego elektora.
Kołnierzyk z Odznaką Orderu Czarnego Orła
Kołnierz lub łańcuszek (Kette) był noszony na szyi i spoczywał na ramionach, z naszywką zawieszoną z przodu pośrodku; kołnierz miał 24 wyszukane, zazębiające się ogniwa: na przemian czarnego orła i element z centralnym medalionem z hasłem Zakonu (Suum Cuique - dosłownie „ Każdemu swojemu ”, ale idiomatycznie „Każdemu według jego zasług”), serię FR tworzących wzór krzyża, wokół niego emaliowany na niebiesko pierścień i korony na każdym skrzyżowaniu.
Gwiazda Orderu Czarnego Orła
Gwiazdą Zakonu była srebrna ośmioramienna gwiazda z prostymi lub fasetowanymi promieniami, w zależności od projektu jubilera. Środkowy medalion przedstawiał czarnego orła (który w lewych szponach trzymał wieniec laurowy, a w prawej berło) na złotym tle, otoczony emaliowanym na biało pierścieniem z wieńcem laurowym i mottem zakonu. Na zebraniach kapituły Zakonu Czarnego Orła i podczas niektórych uroczystości rycerze nosili peleryny z czerwonego aksamitu z niebieskimi podszewkami. Na lewym ramieniu każdej peleryny wyhaftowano dużą gwiazdę Zakonu.
Od powstania w latach 1701 do 1918 Order Czarnego Orła został nadany 407 razy, z czego 57 z nich miało miejsce za panowania Fryderyka I (1701–1713). Z podręczników państwa pruskiego jasno wynika, że Order Czarnego Orła został nadawany wszystkim męskim członkom rodziny królewskiej w dniu ich 10. urodzin; jako mężczyźni otrzymali kołnierzyk Zakonu w dniu swoich 18. urodzin. Order nadawano również królowym pruskim (a później cesarzom niemieckim), chociaż inne kobiety z rodziny królewskiej otrzymywały zwykle Order Ludwiki.
Gardes du Corps (Regiment der Gardes du Corps) był osobistym, ochroniarskim regimentem Króla Prus, a po 1871 r. Cesarza niemieckiego. Jednostka została założona w 1740 r. Przez Fryderyka Wielkiego jako 13 pułk kirasierów (później oznaczony jako K 13 ).. Oficerowie i żołnierze przysięgali wierność Hohenzollernom. Jego pierwszym dowódcą był Friedrich von Blumenthal. Służba w pułku była wielkim zaszczytem i służyli w nim przedstawiciele wielkich rodów pruskich. Pułk został rozwiązany w 1919 roku.
Koszary Gardes du Corps w Poczdamie
Początkowo pułk był częściowo wykorzystywany jako jednostka szkoleniowa dla oficerów w ramach programu rozwoju kawalerii. W 1753 r. pułk został przydzielony do Poczdamu jako nowy garnizon. W 1914 r. pułk składał się z pięciu eskadr-batalionów, każda z dwiema kompaniami. Pierwsza kompania nazywała się Leibgesellschaft, jej dowódcą był odpowiedni Król Prus, który jednocześnie zawsze był dowódcą całego pułku. Konie Gardes du Corps miały kolor ciemnobrązowy.
Wilhelm II jako dowódca pułku w białym mundurze paradnym. Obraz AH Heringa (1900 r.). Doskonale widoczną wstęga i sposób noszenia Gwiazdy Orderu Czarnego Orła
W przeciwieństwie do reszty Cesarskiej Armii Niemieckiej, po zjednoczeniu Niemiec w 1871 roku, Gardes du Corps został powołany na szczeblu krajowym i był częścią Pierwszej Dywizji Kawalerii Ochrony Króla Prus. Pułk był umundurowany w biały uniform kirasjera z pewnymi specjalnymi wyróżnieniami w galowym stroju. Obejmowały one czerwoną kurtkę dla oficerów w dworskim stroju i białego metalowego orła uniesionego, jakby miał się podnieść z brązowego hełmu, na którym siedział. Inne unikalne cechy pełnego munduru pułku noszonego do 1914 r. obejmowały czerwoną bez rękawów (supraweste) kamizelkę (supraweste przypominała pancerz, ale została wykonana z tkaniny) z gwiazdą Orderu Czarnego Orła z przodu i tyłu.
Hełm oficerski
Wilhelm II jeszcze jako Kronprinz na czele Regimentu Gardes du Corps
Emil Richard von Dohna
Ród von Dohna zawsze uroczyście obchodził pruskie święta państwowe. Czczono pamięć wojen napoleońskich, w których członkowie rodu brali udział. Szczególnie 1813 rok, triumf pod Sedanem w 1870 roku i inne wydarzenia historyczne. W okresie późniejszym bardzo pielęgnowano pamięć poległych w I Wojnie Światowej, zarówno członków rodu jak i żołnierzy wywodzących się z ludności pochodzącej z ich dóbr. M.in. w Starym Mieście istniał obiekt - pomnik (niem. denkmal), w którym umieszczono tablicę z nazwiskami poległych żołnierzy, mieszkańców okolicznych dóbr von Dohnów. Ten kompleks pomnikowy, czasami błędnie okraśla się jako cmentarz. Tak czyni m.in. Mieczysław Haftka w książce pt. "Zamki krzyżackie - Dzierzgoń - Przezmark - Sztum" w rzeczywistości był miejscem pamięci, ufundowanym i odsłoniętym w 1924 r. przez Aleksandra von Dohna właśnie w Starym Mieście a nie w Prakwicach, ponieważ tutaj znajdował się kościół ewangelicki a polegli byli parafianami tego kościoła. Całość wynosiła 0,2 ha. Pierwotnie składał się z pomnika, dwóch alei w kształcie krzyża oraz półkolistej bramy zwieńczonej krzyżem na wzór "Żelaznego Krzyża" niemieckiego odznaczenia za męstwo na polu bitwy. Po obustronach bramy widniały napisy: „Heilig sei dieser Ort”- „und Ehrfurcht schütze ihn”- „Uświęcone to miejsce jest - i głęboki szacunek strzeże jego”. Na pomniku, w formie dużego, kamiennego obelisku, umieszczono pierwotnie nazwiska poległych żołnierzy w trzech sąsiadujących rzędach. Do chwili obecnej zachowała się jedna rozbita i mało czytelna tablica inskrypcyjna z czarnego marblitu (prasowany materiał szklany wykorzystywany do wyrobu tablic nagrobkowych). Widoczny jest na niej wizerunek krzyża żelaznego z wieńcem z lauru i dębu.
Cmentarz honorowy a raczej pomnik wojenny (Kriegerdenkmal) znajdował się przy Dorfstrasse (droga wiejska), która prowadzi na północ do Christburga (Dzierzgonia), za Sorgebrücke (mostek na rzece Sorge) po prawej stronie. Droga gruntowa prowadząca obok cmentarza prowadziła do domu dawnej leśnej służby książęcej. W tym czasie mieszkał tam Forester Brettmann. Stamtąd ścieżka wiodła w kierunku wschodnim.
Pomnik wojenny został zbudowany w okresie (1922/23). Dziś, około 100 lat później, zwiedzający może zobaczyć tylko trochę pomnika, stoi on w gęstym zielonym gaju, drzewa zasadzone w tamtym czasie urosły. Pomnik o wysokości 3,50 mi szerokości 6 m nie przetrwał próby czasu i prawie został zniszczony. Niestety marmurowe a właściwie marblitowe tablice pobito. Pod panelami z napisami z przodu pomnika wieńce są osadzone w murze wykonanym z ociosanych kamieni polnych.
Ta narożna działka, na której ułożono cmentarz honorowy w kształcie krzyża, była darem księcia Dohna-Schlobitten dla Starego Miasta. Kiedyś żywopłot graniczył z lasem. Nad dawnymi drzwiami wejściowymi znajdowało się przejście z kamiennym żelaznym krzyżem.
Napis po lewej i prawej stronie wejścia brzmiał: „To miejsce jest święte/czcijcie go chrońcie!” Zdjęcie pokazuje wejście od zachodu: ciężkie dębowe drzwi o podwójnych skrzydłach. Oba pola drzwi zostały wyposażone w podniesione żelazne krzyże; te drzwi nie są już dostępne.
Podobnie jak wejście na cmentarz, pomnik wojenny wykonany jest z muru cyklopowego, w którym osadzono trzy płyty z czarnego marmuru, otoczone piaskowcem. Na środkowej tabliczce widniał napis i nazwiska poległych. Na dwóch zewnętrznych polach pod panelami z napisami widać dekoracyjne gałązki laurowe. Dokładne brzmienie tablic z napisami niestety nie zostało zachowane. Po lewej i prawej stronie marmurowych tabliczek znajdowały się pionowe miecze na rogach jako znak oporu.
Denkmal w Starym Mieście. Stan około 1925 rok
Nazwiska na tablicy tych, którzy zginęli w pierwszej wojnie światowej
1914 „Niepokonany i niezapomniany „1918"
Nazwisko |
Imię |
Data urodzenia |
Data zgonu |
Uwagi |
|
DOHNA SCHLOBITTEN |
Richard Emil zu |
08.10.1872 Cöllmen |
18.11.1918 Cöllmen |
książę |
|
DÖHRING |
Ferdinand |
26.11.1890 |
24.11.1914 |
Adamshof |
|
FOLGMANN |
Ferdinand |
03.07.1896 |
29.01.1917 |
Adamshof |
|
GREGOR |
Franz |
24.07.1885 |
15.07.1915 |
Adamshof |
|
JOHN |
K. |
29.06.1871 |
10.08.1915 |
Altstadt |
|
LEHNERT |
Hermann |
05.08.1883 |
24.08.1915 ? |
Altstadt |
|
RUH |
Martin |
12.02.1885 |
06.12.1914 |
Altstadt |
|
SCHMELZER |
Richard |
23.09.1887 |
22.09.1915 |
Altstadt |
|
SCHMIDT |
Hermann |
28.11.1879 |
25.06.1917 |
Altstadt |
|
SEFZIG |
Max |
06.05.1877 |
21.07.1915 |
Altstadt |
|
SLUPKE |
Otto |
05.07.1887 |
13.09.1915 |
Altstadt |
|
WOLKOWSKI |
Friedrich |
05.12.1896 |
12.04.1918 |
Altstadt |
Denkmal stan obecy
Te tablice zniszczono kilka lat temu
Jeszcze kilka lat temu na pomniku był zachowany doskonale widoczny napis, ku pamięci Grafa Ryszarda Emila zu Dohna Schlobitten, który zmarł podczas I Wojny Światowej. Na pomniku widniał napis i wieniec z liści dębu, data urodzin i śmierci - listopad 1918. Widniały też nazwiska poległych mieszkańców - poddanych m.in. ze Starego Miasta, Adamowa, Wólki Prakwickiej i Kielm.
W takich i podobnych miejscach von Dohnowie urządzali uroczystości patriotyczne z okazji świąt i rocznic państwowych. Ryszard Emil zu Dohna mieszkający od 1908 roku w Bielicy (wybudowano tam nowy dworek) czcząc sedańską wiktorię wytaczał po zapadnięciu zmroku, każdego 2 września, beczkę smoły. Umieszczano ją na pagórku o wysokości 80 m n.p.m. Następnie smołę podpalano i Emil wygłaszał patriotyczne przemówienie na cześć Cesarza i ojczyzny. Potem wspólnie z mieszkańcami śpiewano patriotyczne pieśni. Palące się w całej okolicy beczki ze smołą sprawiały podniosłe wrażenie.
Ryszarda Emila zu Dohnę jako typowego junkra pruskiego zapraszano na wiele uroczystości na terenie całych Prus Górnych. Był m.in. gościem podczas obchodów 25 – lecia organizacji kombatanckiej Kriegsverein w Rychlikach. Skupiała ona weteranów z powiatu pasłęckiego. Wielka uroczystość, odbyła się w sąsiedniej do Starego Dzierzgonia, gminie Rychliki 8 czerwca 1902 roku.
Słobity
Pałac w Slobitach
Pałac słobicki pełen był różnych pamiątek. W jego pięknych wnętrzach Dohnowie urządzali zjazdy rodzinne, spotkania z generalicją, urzędnikami Cesarstwa i prowincji.
Piękne rococokowe meble
Rodowe srebra
Porcelany
Slobity ok. 1720 r.
Pałac ok. 1800 r.
Slobity 1915 r.
Słobity 1915 r.
Słobity 1919 r.
Komnaty pałacu w Słobitach
Pokój porcelanowy
Biblioteka
Warto w tym miejscu opisać siedzibę rodową von Dohnów czyli pałac w Słobitach. Posłużę się opisem zawartym w książce Małgorzaty Jackiewicz - Garniec i Mirosława Garniec pt. "Pałace i dwory dawnych Prus Wschodnich".
"Wielkie założenie pałacowo-parkowe (obecnie w ruinie), wraz z wsią Słobity, usytuowane około 15 km na północny wschód od Pasłęka i około 25 km na wschód od Elbląga. Od 1525 do 1945 r. własność i główna siedziba jednego z najważniejszych arystokratycznych rodów pruskich, rodu zu Dohna. Powstałe tu w dobie baroku założenie architektoniczno-przestrzenne było najwybitniejszą realizacją epoki na terenie Prus."
Członkowie rodu Dohna, wywodzącego się z Saksonii, przybyli do Prus przez Śląsk w okresie późnego średniowiecza (ok. połowy XV wieku), jako rycerze Zakonu Krzyżackiego. Założycielem pruskiej linii rodu rodu jest Stanisław, jeden z dowódców polowych w bitwie pod Chojnicami (1454 r.), który za zasługi oddane Zakonowi otrzymał pierwsze nadania ziemskie. Pod koniec XV wieku był już właścicielem kilku wsi w okolicach Morąga i Pasłęka. Za twórcę potęgi Dohnów, zwieńczonej w 1900 r. tytułem książęcym, uważa się jego syna, Piotra, który ożenił się z Katarzyną Czemą (Zehmen), córką wojewody pomorskiego i miał z nią ośmiu synów i jedną córkę.
Piotr Dohna otrzymał Słobity od Zakonu Krzyżackiego w 1525 r. i prawdopodobnie wzniósł tam niewielki dom mieszkalny. Główną siedzibą Dohnów był w tym czasie tzw. Zameczek w Morągu, który jednak szybko stał się niewystarczający dla rozgałęziającej się rodziny. Syn Piotra, Achacy, przeniósł swoją siedzibę z Morąga do Słobit i wybudował tam tzw. Nowy Dom, ale dopiero jego syn Abraham, który zdobył gruntowne wykształcenie humanistyczne w kilku uczelniach europejskich, nawiązał ścisłe kontakty z namiestnikami Niderlandów, dynastią Orańskich, przebywał i kształcił się na ich dworze, wzniósł w latach 1621-1624 pierwszy pałac w Słobitach.
Pałac stylistycznie nawiązywał do architektury niderlandzkiej początków XVII wieku. Była to budowla założona na planie mocno spłaszczonej litery H, piętrowa, o elewacjach zwieńczonych licznymi renesansowymi szczytami. Zachowano jej zasadniczy kształt podczas wielkiej rozbudowy założenia, jaka miała miejsce w latach 1696-1732, za czasów Aleksandra zu Dohna. Słobity zostały wówczas przekształcone w reprezentacyjną, barokową rezydencję położoną między dziedzińcem a ogrodem, wkomponowaną w rozległe, architektoniczno-krajobrazowe założenie przestrzenne. Aleksander zu Dohna (1661-1728) urodził się i wykształcił na zachodzie Europy, ale całe swoje dorosłe życie poświęcił rozbudowie i upiększaniu słobickiej posiadłości, osiadł tu, doszedł do wysokich pozycji, był m.in. szefem rządu prowincji pruskiej, gubernatorem Piławy, feldmarszałkiem, a także guwernerem pruskiego następcy tronu Fryderyka Wilhelma.
Aleksander zu Dohna Schlobitten (1661-1728)
Wykonanie projektu koncepcji całego założenia. Aleksander zu Dohna zamówił u francuskiego architekta Jeana Baptisty Broebes'a. Zachowano pierwszy pałac, przedłużono go po bokach galeriami, do których dostawiono prostopadle skrzydła boczne. Zamknięcie przestrzennej kompozycji architektonicznej tworzyły dwa symetryczne, prostokątne stawy, z kamiennym mostem na osi fasady pałacu. Założenie pałacowe poprzedzał kompleks budynków administracyjno - gospodarczych, z główną bramą, Szarą, na osi.
Nigdy nie doszło do pełnej realizacji tej części założenia. Wzniesiono równolegle do pałacu dwie oficyny, przy północno-wschodniej dwa prostopadłe budynki gospodarcze i od strony wschodniej stajnię z wozownią, z bramą przejazdową i wieżyczką zegarową na osi. Od strony elewacji ogrodowej pałacu (południowej) został założony rozległy francuski ogród. Jean Baptista Broebes był autorem koncepcji całości założenia i kompozycji ogrodów, od 1704 r. pracami kierował Johann Caspar Hindersin, architekt pracujący dla Dohnów także przy innych realizacjach. Projekt przebudowy głównego korpusu pałacu, jego podwyższenie, nowe elewacje opracował Joachim Schultheiss von Unfriedt, architekt z Królewca. Główny korpus zachował plan pierwszego pałacu, spłaszczonej litery H, był trójkondygnacyjny, przykryty dachem mansardowym. Elewacje zdobił bardzo wysmakowany detal architektoniczny z elementami rzeźbiarskimi. Ciekawostką projektu był brak w elewacji frontowej reprezentacyjnego wejścia na osi i umieszczenie wejść symetrycznie, po bokach, pod kwadratowymi tarasami wspartymi na kolumnach. Przebudowano również wnętrza pałacu, m.in. na piętrze urządzono wysoką na dwie kondygnacje salę balową, bogato zdobioną sztukateriami i polichromiami i reprezentacyjne apartamenty królewskie. Słobity należały do tzw. pałaców królewskich, gdzie monarchowie zatrzymywali się podczas podróży.
We wnętrzach pracowali artyści: rzeźbiarz i sztukator Josef Anthon Kraus, malarze Giovanni Baptista Schannes, Johann Blommendael. W latach 1718-1725 wybudowano w odległości 1 km na południowy wschód od pałacu barokowy folwark według projektu Johanna C. Hindersina.
Folwark
Folwark - obecny stan
Interesująca koncepcja architektoniczna folwarku, opierająca się na symetrii i osiowości, była integralnie związana z kompozycją całości założenia rezydencjonalnego, niemającego sobie równych w tej części Prus. Folwark uległ przez stulecia stosunkowo niewielkim przekształceniom, jest dobrze zachowany i obecnie stanowi unikatowy zespół przypałacowy z epoki baroku na terenie Polski północno-wschodniej.
Pałac w Słobitach mieścił wspaniałe kolekcje dzieł sztuki, gromadzone pieczołowicie przez kolejnych właścicieli. Inwentarz pałacowych zbiorów wymienia aż 450 obrazów, z m.in. wspaniałą kolekcją rodowych portretów holenderskich. Znajdowały się tu kolekcje cennych mebli, porcelany (miśnieńskiej, berlińskiej, chińskiej), fajansów z Delft, sreber, monet. Bardzo bogate i cenne były zbiory biblioteczne, w połowie XIX wieku liczyły 55 tysięcy wolumenów.
Słobity przed II Wojną Światową - plan
Ostatni przed wojną właściciel dóbr w Słobitach książę Aleksander zu Dohna (1899-1997) przeprowadził do 1944 r. wiele prac renowacyjnych w rezydencji, planował także odtworzenie francuskiego ogrodu, przekształconego w wieku XIX w założenie krajobrazowe. Oglądając stare fotografie i obecne ruiny żal serce ściska.
Ruiny przydworskiego browaru
W wyniku działań wojennych, w początkach 1945 roku, pałac został spalony, podobnie budynek stajni z wozownią i oficyna. Od tego czasu pałac pozostaje w ruinie, po założeniu ogrodowym prawie nie ma śladu, zachowały się jedynie fragmenty starego, parkowego drzewostanu: aleje dębowe, pomnikowe lipy (sadzone w 1625 roku, z czasów pierwszej budowy rezydencji). Bogate zbiory dzieł sztuki - tylko w części - książę Aleksander zu Dohna zdążył ewakuować, a i te uległy rozproszeniu, niewielka część znajduje się w rękach właścicieli, część w Berlinie, w pałacu Charlottenburg. W Muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie zachowały się jedynie cztery obrazy i trzy cynowe posążki z dawnych przebogatych słobickich zbiorów. Własność AWRSP."
Zatem w atmosferze bogactwa i przepychu von Dohnowie wspominali militarną przeszłość ojczyzny i byli dumni z aktualnej sytuacji i potęgi militarnej Cesarstwa. Wszak Niemcy były podówczas jedną z największych potęg Europy i świata. W tej otoczce urodził się i wychował Aleksander, książę zu Dohna, który jak się potem okazało, był ostatnim spadkobiercą fortuny, i którego losy były chyba najtragiczniejsze spośród wszystkich Dohnów. Stał się bowiem świadkiem utraty i zniszczenia całej potęgi rodu.
Alexander zu Dohna, właśc. Wilhelm Hermann Alexander zu Dohna-Schlobitten (ur. 11 grudnia 1899 r. w Poczdamie, zm. 29 października 1997 r. w Bazylei) – niemiecki książę i junkier, przedstawiciel rodu zu Dohna-Schlobitten, ostatni przedwojenny właściciel pałacu w Słobitach i Prakwic, żołnierz, autor wspomnień.
26 maja 1926 r. książę ożenił się z hrabiną Fredą Antoinette von Arnim z Muskau, z którą doczekał się szóstki dzieci: Sophie Mathildie (ur. 1927), Richarda (ur. 1929), Friedricha (ur. 1933), Alexandry (ur. 1934), Ludwiga (ur. 1937) i Johanna (ur. 1943).
1930 rok - przed pałacem w Słobitach: od lewej Aleksander Dohna, Hermann Arnim, Evchen Kalckstein, Hermann Otto Solms, Carmen und Vichert Dohna, Beba Wittgenstein, Hermann Dohna, Christof Dohna
Aleksander z żoną
Aleksander von Dohna z rodziną przed pałacem w Słobitach
Kuczer z przygotowanymi do jazdy końmi rasy Trakener
Jeden z wielu powozów
Antoinette zu Dohna z córką Aleksandrą (fot. z lewej) Aleksandra zu Dohna (fot. z prawej)
Córka Dohny Aleksandra od małego dziecka miała zamiłowanie do koni. Po ucieczce odtworzy rasę trakenów z linii słobickiej w Niemczech
Aleksandra zu Dohna z końmi rasy trakener ze slobickiej linii: Kolibri, Kontessima i Koala
Aleksandra Gräfin zu Dohna z trakenem Kosima z linii słobickiej - 2016 r.
Gniady KISSINGER *2011 (Singolo – Kontessina po Arogno – Ginster) to nowo ogłoszony Siegerhengst 2013 – Trakehner Hengstmartk Neumünster. Ogier został wyhodowany przez księżnę Aleksandrę Dohna, znaną hodowczynię i równie uznanego fotografa koni, której korzenie rodzinne głęboko sięgają arystokracji dawnych Prus Wschodnich.
Na zdjęciu Alexander książę zu Dohna-Schlobitten z córką Alexandrą podczas ostatniej wizyty w Słobitach w 1992 r. W tle ruiny pałacu słobickiego
Aleksander zu Dohna
Ostatni książę Dohna urodził się w Poczdamie 11 grudnia 1899 roku. Pierwotnie miał mieć na imię Józef, tak chciała matka. Ojciec jednak wymusił aby jego pierworodnego nazwać imionami dziadków Ryszard i Herman oraz Aleksander. Jednak Cesarz Wilhelm II wyraził życzenie, żeby potomek tak znakomitego rodu był jego chrześniakiem. W ostatniej chwili w urzędzie dodano jeszcze imię Wilhelm. Tak więc Wilhelma, Hermana, Aleksandra, Ryszarda zu Dohna ochrzczono pod czterema imionami. Do chrztu, w zastępstwie Cesarza, trzymał go szef sztabu generalnego Helmuth hr. von Moltke zwany Młodszym. Stał się on, podczas chrztu, uczestnikiem komicznej sytuacji. Miał wygłosić mowę i sięgając do kieszeni po kartkę z przemówieniem, niechcący wyciągnął … papier toaletowy, który na oczach wszystkich zgromadzonych rozwinął się i potoczył po kościele. Bycie cesarskim chrześniakiem było powodem do dumy. Zresztą Cesarz nie odmawiał również innym osobom bycia chrzestnym. Gazeta Olsztyńska nr 38 (czwartek, 29 marzec 1900 r.) tak pisała: "Cesarz ojcem chrzestnym. Ogrodnik Hol w Krunzenhort na Śląsku, któremu urodziło się trzech chłopców, poprosił cesarza w „kumotry”. Cesarz zezwolił na zapisanie swego imienna w księgi jako chrzestnego. Chłopcom nadano imię Wilhelm I, Wilhelm II, Wilhelm III. Oprócz nowonarodzonych, ma już szczęśliwy ojciec sześcioro chłopców.”
Helmuth von Moltke
Z czterech imion używano jednego Aleksander. Cesarz dbał o to, aby wyróżniać chrześniaka. Podczas pobytów na polowaniach w Prakwicach wszystkie dzieci Dohnów całowały „najjaśniejszego” w rękę, jedynie Aleksander całowany był przez Cesarza w czoło. W czasie pobytu w Prakwicach (1910 r.) za trzydniowy pobyt „kajzer” wręczył właścicielowi ”olbrzymi napiwek – trinkgeld” w wysokości 1000 złotych marek. W tym czasie kajzer był już skłócony w Ryszardem i widocznie nie chciał być tylko gościem Dohny, a może to był taki cesarski zwyczaj.
W swojej wspomnieniowej książce Aleksander wspomina ciepło okres dzieciństwa, a szczególnie czas zamieszkiwania w Bielicy (niem. Behlenhof). Warto przytoczyć ten czas, jako najszczęśliwszy zdaniem Aleksandra, w jego życiu. Na tym przykładzie można sobie wyobrazić życie szlachty pruskiej i jej doskonałe gospodarowanie całymi dobrami. Przypomnijmy, że w Bielicach od 1908 roku, osiedli się rodzice Aleksandra. Poprzednio należały one do wuja Aleksandra, Achacego von Dohna.
Po objęciu włości w Bielicy Ryszard Emil von Dohna, ojciec Aleksandra, rozpoczął zakrojone na wielką skalę melioracje gruntów, pokrywając większość kosztów z własnej kieszeni. Pomagał mu w tym jego ojciec, właściciel majoratu Słobity. Ryszard Emil stale powiększał swoje włości. Zakupił, w 1910 roku, dobra w Cieszyńcu (niem. Teschenwalde), młyn w Bielicy, który po remoncie i przebudowie przeznaczono na dom pobytowy dla dziewcząt pozbawionych środków do życia. Trzeba dodać, że Dohnowie w swoich dobrach dbali o sprawy socjalne swoich pracowników. W Pachołach (niem, Pachollen) istniał dom dla emerytowanych robotników rolnych, a dom w Bielicy był pierwszym tego typu w Prusach Wschodnich. Otwarty był (oprócz zimy) przez cały rok. Prowadziła go żona Ryszarda Emila zu Dohna, Maria Matylda przy pomocy wolontariuszki z Królewca.
Młody spadkobierca fortuny był starannie edukowany. Początkowo Aleksandrem zajmowała się guwernantka i nauczyciele domowi m.in. Anglik Caney, który uczył go jazdy konnej i gry w futbol. Oczywiście przysposabiano go także do myślistwa. Mając 10 lat Aleksander strzelał z 6 mm krócicy. Łowczy dworu w Bielicy, Wilhelm Becker wywoził go do lasu, gdzie poznawał tajniki łowiectwa.
Wakacje i ferie spędzał Aleksander w dworku myśliwskim w Prakwicach odległym od Bielicy o 46 km. Podróż do Prakwic odbywała się powozem konnym i trwała około 3 godzin. W czasie podróży przejeżdżano przez dobra rodziny von Perbandt'a w Śliwicy (niem. Nahmgeist), Barzynę (niem. Wiese), która była własnością von der Groben'a, następnie przez Rychliki (niem. Reichenbach), Lipiec (niem. Lippitz) i Królikowo (niem. Königsee). Przybliżmy więc te troche już zapomniane miejscowości. Myślę też, że w czasie swoich podróży, przynajmniej w niektórych z nich, Aleksander von Dohna, popasał.
Śliwica (Nahmgeist). Pałac w Śliwicy zbudowany ok. 1910, spalony pod koniec stycznia 1945 roku
ŚLIWICA (niem. Nahmgeist)
"Prof. J. Powierski wiąże niemiecką nazwę Śliwice z domniemanymi wyrazami pruskimi: bliskim litewskiemu namos "dom" i -geist, jako pruskie geide "czekać". Po wojnie do ok. 1948 r. używano popularnie nazwy "Duchowo", co jest dowolnym tłumaczeniem dotychczasowej nazwy niemieckiej. Nazwa Śliwice weszła do użytku po roku 1948, w wyniku działań tzw. Komisji Ustalania Nazw Miejscowych. Pierwsze dane dot. Śliwic pochodzą z ksiąg czynszowych Zakonu. Trudno jest ustalić dokładną datę lokacji wsi, mogło to być prawdopodobnie w pierwszej połowie XIV wieku. Dopiero z 1427 r. pochodzi informacja, że jeden "wolny Prus" ma tu 28 łanów ziemi. Następnie w 1448 r. dwaj wolni Prusowie - Stybur i Gabriel mają już wspólnie wspomniane 28 łanów. W 1513 r. odnotowano, że 24 łany w Śliwicy są na prawie magdeburskim.
W tym czasie wieś należała do Lorenza Lewalda (1539r.), a jeden z przedstawicieli tego rodu - Christoph v. Lewald był obsadzony z dniem 28.XI.1521 r. jako naczelnik w Miłomłynie i "pan na Marwicy i Jelonkach". Pod datą 28.I.1543 r. zapisano, że Śliwice mają 25 łanów ziemi na prawie pruskim i podlegają ewangelickiej parafii w Jelonkach. W latach 1572-1600 osiadł tu Wilhelm v. Bochsen, marszałek nadworny księcia Albrechta Fryderyka, jako zarządca dóbr z urzędu, z polecenia urzędnika ziemskiego - v. Zehmen´a . We wsi było dwóch zagrodników, rataj i pasterz. Następna informacja pochodzi dopiero z 1.II.1626 r., gdy wieś została złupiona w wyniku rajdu polskiej kompanii maruderów, z wojsk stacjonujących pod Pasłękiem. Pod koniec XVII w. Śliwice były prawdopodobnie wsią czynszową i folwarkiem szlacheckim. W 1652 r. niejaki Georg Corlik uprawiał tu 24 łany. W XVIII w. wieś stała się domeną królewską. W 1785 r. we wsi było 17 "dymów" , a dobrami zarządzał A. Lietz. Około 1870 r. domenę królewską w Śliwicy posiadał por. Rudolf Wichmann, którgo żona Wilhelmina Thaer - wniosła te dobra jako wiano małżeńskie. W drugiej połowie XIX w. wieś podlegała pod urząd obwodowy w Kątach, a do majątku należał także folwark w Liszkach, gdzie była owczarnia i czworaki. Majątek liczył w sumie 580 ha ziemi. Właściciel majątku wkrótce doprowadził Śliwice do upadku. W obliczu przymusowej licytacji, jego żona usiłowała dobra sprzedać, ale nic nie wskórała.
Osiągnął to dopiero w 1900 r. kpt. Martin v. Perbandt (14.I.1863-25.III.1949) - służący w tym czasie w Grudziądzu. Przejął dobra śliwickie za cenę oddłużenia i renty osobistej dla Wilhelminy Wichmann, ratując tym samym jej ojcowiznę. Majątek przedstawiał obraz zgoła opłakany, w oborze było tylko 4 krowy, które nie miały nawet pożywienia. Kpt. Martin v. Perbandt ożeniony był (1897r.) z siostrą por. R. Wichmann´a - Cecilią W. Perbandt´owie (Geschlecht von Perbandt) należeli do starej szlachty wschodniopruskiej, a ich główne dobra znajdowały się w Sambii (Samland). Z Langendorf´u (obecnie Długa powiat Bartoszyce) pochodzą von Perbandt´owie ze Śliwic. Protoplastą tej gałęzi rofowej był Albrecht v. Perbandt - naczelnik Kłajpedy w 1545 r. Herb przedstawiał kunę wspiętą na polu białym, jabłko królewskie trzymającą. W klejnocie powtórzone godło.
Kpt. v. Perbandt dźwignął szybko gospodarkę rolną w majątku, dysponując znacznymi kwotami wniesionymi w wianie przez jego drugą żonę (1908r.) - baronównę Esterę von Troschke (1883-1955). Ród v. Troschke wywodził się z Czech, a następnie przywędrował na Śląsk. Jedno odgałęzienie rodu było polskie - baronowie von Truczka. Nowy gospodarz wybudował w Śliwicy, ok. 1910r. okazały dwór, cieplarnie kwiatowo-warzywne, czworaki dla robotników dworskich, ujeżdżalnię ( nosi do dzisiaj datę 1910 r.), stodoły i część stajni. Uruchomił także szkołę, przystosowując do tego celu kupioną gospodę, po lewej stronie drogi do Krasina.. Przed 1945 r. wieś z folwarkiem w Liszkach liczyła 362 osoby. Z drugiego małżeństwa mjr Martin v. Perbandt (awansował w czasie I wojny światowej) miał dwoje dzieci: córkę Esterę-Sigrid v. P. (ur.16.VIII.1909 r. w Śliwicy) i syna Martina v. P (ur.22.II.1922 r. w Śliwicy).. Jako podporucznik kawalerii został ciężko ranny walkach koło Szemieniowki w pobliżu Bobrujska na froncie wschodnim i zmarł 2.I.1942 r. w wyniku odniesionych ran w lazarecie w Juterbog. Pochowany został w Śliwicach na cmentarzyku familijnym położonym na pagórku 60,4 m n.p.m., niedaleko rzeczki Klepiny - popularnie zwanej przed wojną "Żmijówką", obok swego dziadka - Karola v. Perbandt´a, który był nota bene, cenionym malarzem, a jego obrazy uznawane za wybitne, znajdują się w muzeum w Oakland k/ San Francisco (USA). Córka - Estera-Sigrid v. P., mieszka obecnie we Freiburgu (Niemcy). W 1932 r. śliwickie dobra liczyły 617 ha, w tym 362 ha ziemi ornej, 3 ha stawów, 125 ha łąk i pastwisk, 115 ha lasu. Hodowano 180 sztuk bydła szlachetnych odmian, 58 koni, 72 krowy, 59 świń i 593 owce. Przed II wojną światową ulubionym miejscem wycieczek mieszkańców Nahmgeist były oczywiście obiekty pochylni w Kątach, ze znaną gospodą "Pod zielonym wieńcem". Przede wszystkim odwiedzano jednak pochylnię w Buczyńcu Przy wylocie ze Śliwic w kierunku Krasina, po prawej stronie, na niewielkim pagórku, był cmentarz wiejski, którego zarośnięte resztki można oglądać jeszcze dzisiaj. Wieś ewakuowała się w dniu 20.I.1945 r. ostatnim pociągiem odchodzącym ze stacji kolejowej Nowa Wieś Cierpkie.
Po zajęciu Śliwic żołnierze sowieccy spalili dwór v. Perbandtów. Do dzisiaj zachował się pochodzący z drugiej poł. XVIII w. spichlerz z ładną - drewnianą sygnaturką. Są w nim masywne piwnice z łukowymi sklepieniami. Spichlerz (obecnie w stanie postępującej ruiny) miał przejście podziemne do znajdującego się obok dworu. Z tyłu za spichlerzem znajduje się obszerny staw, natomiast drugi nieco większy staw, usytuowany jest w założeniu parkowym, opodal skrzyżowania drogi asfaltowej do Budek i Jelonek oraz sentymentalnej drogi polnej, obsadzonej pięknymi, wiekowymi lipami - do Liszek Większość osadników polskich przybyła do Śliwic po 1945 r. z okolic Warszawy (Marki, Zielonka, Kobyłka i in.). Obecnie część z nich powróciła do tych podwarszawskich miejscowości". Opracował i udostępnił historyk mgr Lech Słodownik
Spichlerz zespolu palacowo-parkowego Śliwica
"Wieś Śliwica położona w gminie Rychliki, była już wzmiankowana na tych łamach przy okazji zabytkowego spichlerza i jego sygnaturki dachowej, która popada w nieuchronną ruinę.
Śliwica to dawny majątek ziemski leżący w pobliżu pochylni Kąty na Kanale Elbląskim. Ciekawą postacią w nowożytnych dziejach tego majątku była urodzona tutaj w 1909 r. Sigrid von Perbandt. Podczas chrztu, w nowo wybudowanym pałacu w Śliwicy, z udziałem pastora z Jelonek, otrzymała imiona: Estera-Sigrid-Isabella-Gustava-Jenny… Jej ojcem był mjr Martin von Perbandt a matką Estera - baronówna von Troschke, z rodu wywodzącego się z Czech, a następnie zamieszkałego na Śląsku.
Jedno odgałęzienie tego rodu było polskie - baronowie von Truczka. Jej najstarszy brat, płk sztabu generalnego Leopold v. Troschke, uczył pracy sztabowej oficerów japońskich i zginął w 1914 r. we Flandrii. Drugi brat płk P. baron v. Troschke był komendantem Oflagu w Murnau w Bawarii, gdzie osadzeni byli polscy oficerowie, jeńcy z kampanii wrześniowej 1939 r. Utrzymywał z nimi przyjazne kontakty za co został dyscyplinarnie odwołany. Po tym fakcie popełnił samobójstwo. Natomiast ród Perbandt’ów wywodził się ze starej szlachty wschodniopruskiej a ich rodowe dobra były w Sambii, jak również w m. Długa (niem. Langendorf) w powiecie bartoszyckim.
Właśnie stąd pochodzili Perbandt’owie ze Śliwicy (niem. Nahmgeist). Legendarnym protoplastą tego rodu miał być Prus „Sklode” (ok.1200-1260) i z tego powodu poszczególni męscy potomkowie używali przydomka „Sklode”. Według baronowej Sigrid von Perbandt „ostatni Sklode” – Albrecht Sklode von Perbandt (ur. 1927) zginął 14.2.1945 r. w ciężkich walkach ulicznych w Zinten (obecnie Korniewo w obwodzie kaliningradzkim). Znany pisarz niemiecki Theodor Fontane napisał dramat „Nalube” traktujący o jednym z Perbandt’ów z Langendorfu, również w jego powieści „Szach z Wuthenow” pojawia się niejaki Perbandt.
Nowy właściciel majątku w Śliwicy mjr Martin von Perbandt był zawodowym oficerem, a wcześniej stacjonował w Grudziądzu. W czasie I wojny światowej przebywał m.in. w koszarach w Berezie Kartuskiej, gdzie sportretował go jeden z Polaków, do których, nota bene, był pozytywnie nastawiony. Krzewił tradycje konserwatywno-monarchistyczne i nie tolerował „czerwonych”, podobnie zresztą jak większość szlachty wschodniopruskiej. Należał do Zakonu Joannitów i w pasłęckim odłamie tego zakonu miał ugruntowaną, mocną pozycję.
Wracając do tytułowej baronowej; podstawy wiedzy zdobywała w szkole powszechnej w Śliwicy, którą jej ojciec przysposobił z kupionej wcześniej gospody (budynek zachował się do dzisiaj). Jednocześnie pobierała prywatne lekcje w domu, gdzie m.in. nauki na fortepianie uczyła ją niejaka Rauch, przybyła aż z Szanghaju! Jej interpretacja preludium „deszczowego” Des-dur F. Chopina zrobiła na młodej adeptce fortepianu niezapomniane wrażenie. W wieku 12 lat przebywała na pensji w Królewcu, a później uczyła się w tamtejszym gimnazjum im. Królowej Luizy. W 1935 r. wyszła za mąż za doktora filozofii Ferdynanda Clauss’a, późniejszego profesora, z którym rozeszła się w 1940. Z tego związku miała jedynego syna, który również doktoryzował się i… świetnie poznał język polski.
Już od młodych lat Sigrid von Perbandt interesowała się Polską i Polakami. Oczytana wszechstronnie w literaturze dotyczącej Prus Wschodnich, poznała również klasykę literatury polskiej, a w jej domowej biblioteczce w pałacu w Śliwicy nie mogło zabraknąć „Quo Vadis” H. Sienkiewicza oraz „Sławy i chwały” J. Iwaszkiewicza. Fascynował ją świat szlachty polskiej na Kresach, który, jak stwierdziła pewnego razu, był o wiele ciekawszy niż porównywalne życie szlachty wschodniopruskiej. Stąd też wysoko ceniła polską inteligencję, „tak niemiłosiernie przetrzebioną w Katyniu i w Powstaniu Warszawskim”. Podkreślała, że „Polacy to ludzie z nerwem, intelektualni akrobaci, dla których język francuski nie stanowił problemu”.
W czasie II Wojny Światowej w dobrach jej ojca w Śliwicy nie było robotników przymusowych, ale byli pod nadzorem wachmana jeńcy sowieccy i jeńcy francuscy z Bretanii. Była tu pochodząca zza Buga Polka, „także wypędzona ze swojej ojczyzny”. Sigrid von Perbandt interesowała się polonikami w powojennej prasie niemieckiej, znała działalność J. Piłsudskiego i tragiczne okoliczności śmierci gen. W. Sikorskiego, wg książki Davida Irvinga „Mord z racji stanu”. W wielu podstawowych sprawach zachowywała dystans i własną ocenę. W czasie wojny miała z tego powodu zatarg a następnie postępowanie karne z nazistowskiej ustawy „o podstępnej i zdradzieckiej złośliwości” (tzw. Heimtückegesetz).
Sprawa dotyczyła zapewne twórczości literackiej Sigrid von Perbandt, co spowodowało interwencję szefa kancelarii Hitlera i NSDAP – Obergruppenführera SS (gen. armii) Filipa Bouhler’a. W 1939 r. opublikowała zbiór noweli „Wśród pruskich bogów” (Unter der Göttern Preußens) a w 1943 r. opublikowała powieść „Cienie wilków” (Die Schatten der Wölfe). Jej twórczość była znana niektórym mieszkańcom Śliwicy i okolic. Była apolityczna i nie należała do żadnego wyznania, ale raził ją szowinizm narodowy oraz „agresywna retoryka namolnych, klerykalnych bigotów”. Działalność Świętej Inkwizycji uznawała za haniebną kartę w historii kościoła katolickiego. Do końca życia interesowała się sprawami Polski i Polaków, zwłaszcza po przełomie 1989. Czytając enuncjacje prasy niemieckiej, krytycznie podchodziła do antysemickich akcentów w działalności duszpasterskiej ks. H. Jankowskiego.
Zauważała przy tym, że hierarchia niemieckiego kościoła protestanckiego i katolickiego miała nieporównywalnie mniejsze znaczenie i wpływ na życie państwa, niż w ówczesnej Polsce. Sigrid von Perbandt w dniu 20.1.1945 r. opuściła z rodzicami Śliwice i zaprzęgiem konnym udała się do stacji kolejowej w Nowej Wsi-Cierpkie, a stąd ostatnim pociągiem do Elbląga. Następnie przez Kaszuby, Pomorze etc. dotarła do Szlezwiku-Holsztynu. Mieszkała później w Hanowerze, by na stałe osiąść we Freiburgu (Badenia-Wirtembergia). Tu zmarła 15.7.1999 r., na 32 dni przed ukończeniem 90 lat. Nigdy po wojnie nie odwiedziła rodzinnej Śliwicy, ale pozostawiła po sobie ciekawe dokumenty, archiwalia oraz kilkanaście obszernych listów adresowanych do niżej podpisanego". (źródło: Lech Słodownik).
Barzyna (Wiese)
Pałac w Barzynie (Pałac rodu von Bodeck) – pałac wraz z zespołem parkowym znajdujący się we wsi Barzyna (niem. Wiese) w gminie Rychliki w powiecie elbląskim w województwie warmińsko-mazurskim. Wybudowany i wielokrotnie rozbudowywany, w latach 1560-1829 głównie w stylu neogotyckim i barokowym, jako siedziba pruskiego rodu szlacheckiego von Bodeck.
BARZYNA (niem. Wiese)
„Barzyna (Wiese) - w zapisach źródłowych Weszen, Wisen, Wylen, Wilen, Wiclen. Według profesora J. Powierskiego nazwa osady wolnych Prusów pochodzi od staropruskiego "wessis" - sanie. Po raz pierwszy wzmiankowana w 1310 roku i w 1374 roku, kiedy to komtur dzierzgoński Konrad Zöllner von Rotenstein nadał tu ziemię "trzem wiernym braciom Prusom". Następnie dobra w Barzynie jako nadanie przeszły w ręce osadników niemieckich.
W latach 1560 - 1829 należały do rodu von Bodeck, który oprócz von Reibnitzów z Kiersyt, osiadł najdłużej na terenie dawnej gminy Rychliki. Bodeckowie pochodzili z Frankfurtu nad Menem, według innych źródeł - z Kassel. W XIX wieku spowinowaceni z rodem von Hülsen z Jarnołtowa, u których swego czasu przebywał jako nauczyciel domowy - Immanuel Kant. Ostatnim z rodu von Bodeck był w Barzynie Albrecht Heinrich Christoph, zmarły w 1829 roku. Po jego śmierci majątek przeszedł w ręce majora pruskiej Landwehry - Kazimierza von Hülsen´a, następnie Bernhardta barona von Sanden, wywodzącego się z rodu królewieckich patrycjuszy, ożenionego z jedną z córek Albrechta H. C. von Bodecka.
W latach około 1868 - 1910 Barzyna była w posiadaniu Paula i Otto Frankenstein´ów, gospodarzących także w sąsiednich Dziśnitach. Prawdopodobnie przed pierwszą wojną światową majątek przeszedł w ręce rodzeństwa - Gerda i Marii von der Gröben, wywodzących się ze starej szlachty wschodniopruskiej, mającej swe liczne dobra, między innymi w Ponarach, Bałoszycach, Klimach, Łabędniku, Ludwigowie, Nowej Wiosce koło Kwidzyna.
Gerd von Gröben był przyjacielem ostatniego właściciela Słobit - księcia Aleksandra zu Dohna, a także zauroczony pałacem słobickim i jego zbiorami. W styczniu 1945 roku, gdy pierwsze czołgi sowieckie dotarły do Kanału Elbląskiego, zastrzelił się. W pałacu w Barzynie posiadał bogate zbiory obrazów, w tym odziedziczony po przodkach autoportret Rembrandta pod tytułem "Śmiejący się Rembrandt", pochodzący ze zbiorów pruskiej rodziny szlacheckiej von Carstanjen. Obraz ten jest swego rodzaju unikatem, gdyż Rembrandt oprócz kilkudziesięciu innych, sporządził tylko dwa "śmiejące się autoportrety". Dzisiaj obraz ten znajduje się albo w Muzeum Królewskim w Amsterdamie, lub co jest bardziej prawdopodobne, w Muzeum Richarda Walfrafa w Köln.
Popadający dzisiaj w nieuchronną ruinę pałac w Barzynie (po wojnie było tu między innymi przedszkole, mieszkania dla robotników byłych PGR, a ostatnio biuro) miał jeszcze kilka innych godnych uwagi i konserwatorskiego zainteresowania, osobliwości. Dzięki autentycznej pasji i trosce pana Stanisława Ducha z Kwitajn uratowano i przeniesiono do tamtejszego pałacu Dönhoff´ów: dwa ozdobne piece kaflowe, w tym wykonany w 1933 roku w zakładzie ceramicznym Waltera Wendela Braniewie, z herbem von d. Gröben´ów na cokole; dwie żeliwne renesansowe płyty paleniskowe: "Judyta z głową Holofornesa" i "Salome z głową Świętego Jana", pochodzące prawdopodobnie z drugiej połowy XVII wieku; żeliwną tablicę z herbami von Hülsen´ów i spowinowaconej z nimi rodziny von Wallenrodt, wykonaną prawdopodobnie na przełomie XVII i XVIII wieku, z napisem: "J. S. von Hülsen C. von Wallrode Churfr. Brandenb.Obrister zu Ros Obristin von Hülsen Anno 1696" (J. S. von Hülsen, C. von Wallerode pułkownik jazdy kurfirsta brandenburskiego, pułkownikowa von Hülsen, roku 1696). Szkoda, że nie przeniesiono barokowego portalu z uszakami, mającego we fryzie napis: Johanna Florentina von Bodeck, Bonaventura Dominicius von Bodeck Anno 1724" oraz herb von Bodeck´ów po obu stronach. Dzisiaj został już częściowo zniszczony, podobnie jak pałac będący obecnie w rękach prywatnych. Przed 1945 roku dobra liczyły 850 ha, 100 ha lasu, 110 koni, 80 krów, 60 świń i ponad 500 owiec szlachetnej odmiany Merynos". Opracował i udostępnił historyk mgr Lech Słodownik.
Niech czytelnicy mi wybaczą, że poświęcę więcej uwagi wsi Lipiec (Lippitz), przez którą przejeżdżałem kilka dobrych lat w drodze do siedziby mojego Koła Łowieckiego "Knieja" w Starym Dzierzgoniu. Siedziba ta mieści się w następnej wsi Pudłowiec (Paudelwitz). Obie wsie, zwłaszcza Lipiec, mają swoją historię, także związaną w Kamieniami Wilhelma i mam do nich osobisty sentyment. Zwłaszcza że, od ponad 20 lat, są to moje tereny łowieckie i mieszkam blisko nich. Trasa, którą przemierzałem i przemierzam biegnie od Dzierzgonia przez Prakwice, Lipiec do Pudłowca. Oczywistym jest także, że wielokrotnie polowałem w miejscach, w których Cesarz Wihelm bywał na łowach i podobnie jak on pozyskiwałem "kapitalne" rogacze.
Pałac w Lipcu po II Wojnie Światowej wysadzono w powietrze a cegłę przewieziono do Warszawy, na odbudowę stolicy
Lipiec - pozostałości pałacu
Lipiec (niem. Lippitz) – wieś w Polsce położona w województwie pomorskim, w powiecie sztumskim, w gminie Stary Dzierzgoń nad rzeką Dzierzgoń. W skład sołectwa wchodzą również Kołtyniany, Królikowo, Pogorzele i Pudłowiec.
Wieś wzmiankowana w dokumentach z roku 1249, jako wieś pruska na 23 włókach. Pierwotna nazwa wsi to Lyopiz. W roku 1782 we wsi odnotowano 12 domów (dymów), natomiast w 1858 w 6 gospodarstwach domowych było 97 mieszkańców. W latach 1937-39 było 108 mieszkańców.
Pałac w Lipcu (Lippitz) graniczył z Prakwicami
Niewiwele znalazłem informacji o samej wsi Lipiec i stojącego w niej pałacu. Jedyną wzmiankę znalazłem przy opisie innego, niedalekiego pałacu w miejscowości Pudłowiec (niem. Paudelwitz).
Jednak udało się zdobyć informacje o tym kto był ostatnim właścicielem folwarku Lippitz (Lipiec) i pałacu rozebranego po II Wojnie Światowej. Był nim Hans-Joachim von Egan-Krieger.
Rodzina Egan-Krieger przed wejściem do dworu w 1943 roku. Widoczni rodzice Hans-Joachim w mundurze porucznika Wermachtu i jego żona Gerti z dziećmi. Dzieci: z lewej Wolter, z prawej Peter, powyżej Rosmarie. Elewacja dworu i drzwi wskazują na jego zły stan techniczny
Dwór Lippitz (Lipiec) położony w Kries Mohrungen (w okręgu Morąg) zostaje przejęty w dniu 19 listopada 1938 r. przez certyfikowanego, wykształconego rolnika Hansa-Joachima von Egan-Kriegera. Z pierwotnej wielkości tej nieruchomości (460 ha) w tym czasie tylko szczątkowa, z prawie 100 ha powierzchni gospodarczej, była dostępna do gospodarowania. „Moja matka, Gerti Schwaarck, najmłodsza córka ostatniego właściciela Lippitz, Franza Schwaarcka, poślubiła mojego ojca latem 1938 roku, tak więc majątek został w posiadaniu rodziny” – tak pisał w pamiętnikach syn Wolter.
Faktycznie Franz Schwaarck widnieje jako włściciel Dóbr Lippitz o wielkości około 400 ha w Księdze Wieczystej Prus Wschodnich. Podobnie jak Aleksander zu Dohna Schlobbiten ostatni włąściciel pobliskich Prakwic. Nie wiadomo kiedy Franz Schwaarck się urodził i zmarł. Teść Hanza Joachima von Egan-Kriegera zostawił dwór i folwark w kiepskim a nawt opłakanym stanie, co widać na fotografiach i opisach majątku przez syna Hansa Joachima, Woltera Egan-Kriegera tytułującego się "piątym von w rodzie".
Oddajmy mu głos cytując fragmenty jego książki dotyczące Lipca.
„Na razie wysiłki reanimacyjne majątku mojego ojca ograniczają się do potrzeb rolnictwa i zwierząt gospodarskich. Prace remontowe na budynkach planowane są dopiero później.
Jak nastała zima 1938/1939, wszystkie plany na przyszłość okazują się płonne: nawet przedwojenne tygodnie mają efekt zastoju, a wybuch wojny osiem miesięcy po przejęciu majątku, jeszcze bardziej odbija się we wszystkich obszarach folwarku. Nie może być więc remontu.
Improwizacja jest na porządku dziennym. Jest wojna. Konie mają być zarezerwowane na potrzeby Wermachtu, paliwo do maszyn rolniczych jest dostępne tylko w ograniczonym zakresie, dostawy na pilnie potrzebne części zamienne nie są regułą. Kwoty podatkowe muszą być zapłacone co do jednego feniga. Chociaż gospodarstwo jest obiecujące, to jednak trudno osiągnąć w tych warunkach przyszłościowe i opłacalne wyniki.
Powoływanie męskich pracowników nieruchomości do Wermachtu pogłębia problemy, ponieważ ich doświadczenie przepada i musi być zastąpione przez, w dużej mierze, niedoświadczonych zastępców.
Po tym, jak mojego ojca powołano do Wermachtu, główny ciężar zarządzania majątkiem spoczywa na naszym doświadczonym zarządcy finansowym – księgowym majątku Richardzie Jorde, który stara się unikać przeszkód, które powstają i nadal prowadzić gospodarstwo, we współpracy z moją matką.
Mój ojciec zostaje ranny w 28 czerwca 1943 r. w Rosji. Wraca do Lippitz po tygodniowym pobycie w różnych szpitalach. Od września tego samego roku jest w leczeniu ambulatoryjnym. W tym czasie w skład pracowników posiadłości wchodzą: Niemcy Richard Jorde i Obermelker (główny dojarz) Johann Knieriem, a także przybrana córka Richarda Jorge, Elfriede Klein, Liese Brosowski, sześciu Rosjan i Francuz. Ponadto 2-3 dziewczyny z wiejskiej służby, które tutaj wykonują swój obowiązkowy rok pracy domowej. Mój ojciec jest niesprawny fizycznie przez jego rany i może wykonywać tylko lekką pracę. Jego ograniczona mobilność jest dotkliwa. Richard Jorde nadal ponosi zatem ciężar prowadzenia majątku i może zostać z niego zwolniony jedynie przez część organizacyjną aparatu państwowego.
Ponieważ stan mojego ojca jest problemem, rozważa się amputację jego lewej nogi w podudziu. Wreszcie, specjalnie wykonane urządzenie podporowe ortopedyczne prowadzi do poprawy chodzenia. Jako niezdolny do służby na wojnie, opuszcza Wermacht, ale w październiku 1944 r. zostaje przydzielony do właśnie utworzonego Volkssturmu. Pozostaje w nim "symboliczne" ze względu na zdrowie i postawę nazistów, która jest również "symboliczna". Niemniej jednak musi złożyć przysięgę.
Richard Jorde Jorde jest również powołany do Volkssturm pod koniec 1944 roku i dlatego bywa rzadko, w najlepszym razie na krótkie pobyty w Lippitz. Mój ojciec musi ponownie prowadzić posiadłość.
W międzyczasie, syn pielęgniarski naszego zarządcy nieruchomości, Hainz Jorde, który został poważnie ranny w czasie wojny, wraca do Lippitz ale tylko na urlop rekonwalescyjny.
Pod koniec 1944 r. pracuje jeszcze niemiecka pracownica, która należała do zwolenników Hitlera: Liese Brosowski - jako dziewczyna odpowiedzialna za wszystko w domu i na podwórzu oraz Elfriede Klein, około 15-letnia przybrana córka Richarda Jorde, która jest biegła w obchodzeniu się z końmi, również wiele nauczyła się od swojego przybranego ojca pod względem organizacyjnym.
Brak męskiego niemieckiego personelu z powodu wojny zastępują zagraniczni pracownicy. Są to francuscy jeńcy wojenni, którzy wychodzą z obozów jenieckich do pracy w rolnictwie. Cieszą się stosunkowo dużą swobodą przy niewielkich wymaganiach, na które zresztą nikt nie zwraca szczególnej uwagi.
Z pierwszych trzech Francuzów pod koniec 1944 roku został tylko jeden: Gatson Falques. Aby uzupełnić braki kadrowe, otrzymujemy pracowników rosyjskich. Nie są to żadni jeńcy wojenni (w końcu Niemcy są w stanie wojny z Rosją), ale azylanci, którzy uciekli przed komunistami i od dawna osiedlili się w Rzeszy Niemieckiej, dlatego szczególnie boją się Armii Czerwonej. Są to: Sachar Klimkowitsch, Nicolai Kowaljew i Ukrainiec Stephan Stepanjuk, następnie Borys Golubjew, Simon (nie pamiętam nazwiska) oraz Konstantin Luferow, którego mój ojciec przywiózł z Grodna we wschodniej Polsce transportem rosyjskich robotników w 1942 roku. Zaklasyfikowani przez reżim nazistowski jako tzw. „Podludzie”, podlegają znacznie ostrzejszym wymaganiom niż Francuzi. W szczególności, zgodnie z „Rassenschandeschagraph" ich bliskie stosunki z Niemkami mogą z czasem doprowadzić do kary śmierci.
Jedyną Polką jest Henny Ruda, 16-letnia dziewczyna, która po kampanii polskiej została oddzielona od rodziny w Polsce i zabrana do Rzeszy Niemieckiej. Jako pracownik przymusowy, w domu mojej matki, pracuje jako sługa i niania.
Oczywiście, obszar nieruchomości Lippitz obejmuje również też osoby, takie jak pani Erna Jorde, żona naszego "kämmerer", pani Knieriem, Famillie Kasper/ Steppuhn, pani Daus z dzieckiem, pani Wegner z dwójką dzieci, a także uchodźców z Memelland (północno-wschodnia część Prus Wschodnich położona na prawym brzegu Niemna), którzy przebywają z nami, którzy pracują z nami i użyczają swoich koni.
Aby dopełnić osobowy skład ówczesnych pracowników: byli jeszcze rosyjscy uchodźcy, którzy urodzili się z u nas, a ich rodziny były na niemieckich usługach: Helena z matką lub teściową (Babuschka), z dwunastoletnią córką Heleny i dziesięcioletnim chłopcem, Sofie Schlieblich z dzieckiem, które urodziło się w Lippitz i miało zaledwie kilka tygodni".
Zatem ostatnim właścicielem ziemskim folwarku Lippitz/Mohrungen w Prusach Wschodnich był Hans-Joachim von Egan-Krieger (ur. 4 sierpnia 1903 r. - zm. 16 stycznia 1981 r.) i to on zorganizował ucieczkę przed rosyjską ofensywą zimową w styczniu 1945 r. W czasie II Wojny Światowej był oficerem Wermachtu w stopniu porucznika. Przygotował i prowadził ucieczkę rodziny i pracowników majątku Lippitz (Lipiec) do Niemiec Zachodnich. W tym czasie prowadził przez tygodnie wojskowy dziennik ucieczki, będący podstawą książki pt. „Lippitz w Prusach Wschodnich. – Ucieczka”. Jak sam w niej pisze: „Rok 1945 rozpoczyna się dla mieszkańców Prus Wschodnich bez perspektyw. Podczas przygotowań do wielkiej ofensywy po stronie rosyjskiej, strona niemiecka pozostaje bezradnie pewna zapowiedzianej cudownej broni, która ma położyć kres wszelkim działaniom wroga".
22 stycznia 1945 r. Sytuacja w Lippitz/Kreis Mohrungen zaostrzyła się: rosyjska ofensywa uderzyła w Morze Bałtyckie z taką siłą, że prawie nie było czasu na ucieczkę. W ciągu kilku dni Prusy Wschodnie zostały odcięte od reszty Cesarstwa Niemieckiego: pułapka dla większości uchodźców, z której można uciec tylko drogą morską. Tygodnie lęku przed powodzeniem ucieczki, przed zbliżającym się frontem rosyjskim, upadkiem biur partyjnych i rozpadem niemieckich sił zbrojnych.
Po ucieczce Franz-Joachim próbował zdobyć pracę w Niemczech Zachodnich i w końcu mógł pracować jako sprzedawca w dużym zakładzie chemicznym. Kilka lat przed przejściem na emeryturę udało mu się ponownie odwiedzić swoją utraconą ojczyznę jako urlopowicz. Zmarł w wieku 77 lat na początku 1981 roku.
Gerti Egan-Krieger (z domu Schwaarck) z synami Wolterem i Peterem. Lippitz 1941 rok. Na uwagę zwracają schody do dworu, a właściwie ich zły stan techniczny
Fotografie górna. Widok z przodu dworu Lippitz, tuż po 29 lipca 1905 r. Niszczycielskie tornado właśnie wyrwało z korzeniami stare lipy, które otaczały dom i przykryły cynkowy dach północnego skrzydła. W mniejszym stopniu ucierpiały klony i dęby posadzone w 1880 r. przy portalu wejściowym do wieży. Jest to najstarsza zachowana fotografia dworu.
Fotografie dolna. Dwór na pocztówce, prawdopodobnie sfotografowany około 1906/1907 roku. Nowo posadzone drzewa są jeszcze młode.
"Niesamowicie atrakcyjny dwór, prawdopodobnie zbudowany w latach 1862-1864, opowiadał o lepszych czasach. Wewnątrz potrzebny jest remont, który odnosi się również do pozostałych budynków, wygląda dość "dostojnie" - pisał Wolter Egan-Krieger.
Widok dworu od strony wejściowej (wieży) z lat 1942/43
Tył dworu w Lipcu
Syn Hansa-Joachima, Wolter, także jest autorem książki pt. „Mosty i mosty. Poszukiwanie śladów na Pomorzu Zachodnim”, w której opisał ostatnie tygodnie wojny we wschodnich Niemczech.
Mój ojciec, który w wyniku zwolnienia z Wermachtu obecnie mieszka na stałe w Lippitz, opisał ostatnie dni 1944 r. w krótkich zdaniach:
„Boże Narodzenie z miłymi występami. Na razie ostatnie niemieckie Boże Narodzenie na Wschodzie, bez zgadywania czy niemiecki atak na zachodzie z obszaru Belgii, który szybko zyskał grunt, podnosi nastrój, ale wkrótce utknie. Jest to tak zwana ofensywa Ardenów, która ma doprowadzić do przełomu wojny na froncie zachodnim. Aby ją wzmocnić, duże oddziały zostały przerzucone z frontu wschodniego na zachód. To dodatkowo osłabia już niedostatecznie obsadzoną linię obrony na południu Prus Wschodnich”.
30 grudnia 1944 r. Wizyta Dorothei Ehlert-Pennar z mężem i panią Heidenreich oraz pastorem z Liebwalde (Lubochowo). To wizyta znajomych, których mój ojciec znał od czasu jego nauki na rolnika. Moi rodzice są przyjaciółmi pary pastorów z Liebwalde. Świętujemy przełom roku bez uprzedzeń, nawet jeśli nie jest tak beztrosko, jak się wydaje.
Styczeń 1945: Jorde przyjeżdża na krótką wizytę i jest pełen pewności siebie. Jego przybrana córka Elfriede Klein reprezentuje go teraz z wielkim sukcesem. W zastępstwie, na specjalne życzenie Jordesa, dziewczyną zaopiekował się Przywódca Współpracujący (pewnie chodzi tutj o jakąś jednostkę organizacyjną aparatu państwowego).
Heinz Jorde jest na zwolnieniu w szpitalu. Jedna stopa jest amputowana: ma zostać zwolniony 22 stycznia 1945 r. z wojska. Zaufanie do naszego zarządcy majątku Jorde pod koniec 1944 roku powinno pozostać niezmienione. Na „specjalną prośbę w związku z przejęciem opieki nad jego 15-letnią przybraną córką Elfriede”, proponuje się ojcu, że zajmie się ona wszystkimi sprawami. Oczywiście zakładając, że zostaniemy w Lippitz.
12 stycznia 1945 roku, od strony mostów wiślanych z Warki i Baranowa doszło do ataku sowieckiego, nastąpił przełom pancerny w rejonie Łysogórskich Kielc, rozszerzenie natarcia na front Narwi i Rominten (Rominty). Jeszcze tego nie odczuliśmy. Walka toczy się w oddali. Inne incydenty są bardziej niepokojące, ponieważ są bardziej namacalne: od tygodni rosyjscy spadochroniarze trzymają w napięciu ludność Prus Wschodnich. Ukryci gdzieś, czekają na zapadnięcie nocy, aby następnie dokonać sabotażu. Wyrządzenie szkody jest trudne, ale obciążenie psychiczne jest znaczne. Po tym, jak niczego nie podejrzewający leśniczy Dietrich Henrici staje się ich ofiarą, wśród ludności cywilnej rozprzestrzeniają się niepokoje i strach. Jego śmierć wymaga szeregu środków zapobiegawczych. Jednym z nich jest ustanowienie nocnych wart, tzw. Straży Ludowej. Szerzenie niebezpieczeństwa i terroru wśród ludności niemieckiej to powszechna taktyka Rosjan. Jednak nasza propaganda wie, jak to wykorzystać: zwracając uwagę na lokalne operacje i jak z tym walczyć. Mniej uwagi poświęcamy groźnemu rozwojowi na froncie. Jest niemożliwe, że w Prusach Wschodnich mogą zaistnieć trwałe zmiany regionalne.
„Po dramatycznej ucieczce z Prus Wschodnich następuje znacznie bardziej dramatyczna kontynuacja ucieczki z Pomorza po krótkim okresie spokoju. Tylko przy odrobinie szczęścia uda ci się uciec przed Armią Czerwoną. Mój ojciec jako przewodnik „wielkiej wędrówki” prowadził bardzo dokładny dziennik, na podstawie którego można było teraz, 64 lata później, ponownie przejechać część drogi ucieczki na dawnym Pomorzu. Poszczególne odcinki ucieczki są opisane i skomentowane, i nawiązują do działań Armii Czerwonej: Porównanie dostrzeganego wówczas zagrożenia z sytuacją rzeczywistą - na podstawie aktualnej wiedzy z historii wojny”.
W prologu do swojej książki Wolter v. Egan-Krieger napisał:
„Dokumentacja naszej wspólnej ucieczki z Prus Wschodnich oparta jest na notatkach z pamiętnika mojego ojca, które spisał ręcznie podczas wędrówki. Jako najstarszy syn miałem wtedy zaledwie pięć lat, oczywiście nie pamiętam, jak mój ojciec pisał. Ale wyobrażam sobie, jak jest przewodnikiem ucieczki pośród znikającego świata, w którym wszystko spoczywa na jego głowie, między wrzeszczącymi dziećmi, histerycznymi dorosłymi i dzikimi końmi, przeciwstawiając się ogromnemu chaosowi. Jednocześnie znajdując czas na prowadzenie dziennika: Dla mnie to dziwaczny scenariusz, niespójny i pełen sprzeczności.
Zapisy mojego ojca są napisane w zwięzłej formie wojskowej i wydają się prawdziwe właśnie z powodu braku emocji. Nic nie wskazuje na wywyższanie siebie ani że gra on "bohatera". Przede wszystkim zawdzięczamy jego przywództwu, że zachodnia część Niemiec została w ogóle osiągnięta. Jako porucznik Wermachtu, zwolniony ze służby wojskowej z powodu poważnych ran wojennych, czuł się również zobowiązany do poprowadzenia transportu z Lipca, składającego się z rodziny i zwolenników, bliskich przyjaciół, całego personelu folwarku Lipiec, do celu, który był jeszcze nieznany. Jego największym osiągnięciem było prawdopodobnie bardzo szybkie zrozumienie zmieniających się okoliczności i odpowiednie reagowanie”.
Podobnie jak Aleksander zu Dohna Schlobitten, który przygotował i poprowadził ucieczkę ze Słobit i Prakwic do Niemiec, tak on z Lipca również do Niemiec. Zaczęli ją 22 stycznia 1945 r. Zbieżność dat? A może jechali razem? Przecież byli sąsiadami i nie mogli się nie znać. Na pewno byli uczestnikami „wielkiej ucieczki” Niemców z Prus Wschodnich. Obydwaj byli też oficerami Wermachtu zwolnionymi ze służby wojskowej i zapewne posiadali zmysł organizacyjny. Z powodu zwolnienia z wojska mieli czas na przygotowanie ucieczki. Różniło ich bogactwo ale obaj należeli do szlachty pruskiej. Aleksander zu Dohna Schlobitten stracił dobra o wiele więcej warte, ponieważ miał ich nieporównywalnie więcej. Połączył ich wspólny los a pośrednio także polowania Cesarza Wilhelma II. Pierwszego rogacza Cesarz strzelił bowiem w 1884 roku, jeszcze jako książę Wilhelm von Preussen, na terenie dóbr Lippitz (Lipiec), które nigdy nie były własnością Dohnów oraz drugiego w 1887 r. koło wsi Protajny (Prothainen), które wówczas należały do Państwa Pruskiego a zarządzał nimi administrator Wilhelm Bolt. Pozostałe rogacze, ok. 105 szt., strzelił na terenie Prakwic (Prӧkelwitz) i okolic w dobrach von Dohn'ów. Wiadomo jest jednak, że Richard von Dohna, zapraszający Wilhelma II na polowania miał pozwolenie od swoich sąsiadów na przekraczanie granic ich dóbr, podczas cesarskich polowań.Dwór w Protajnach. Lata 1925 - 1935
Protajny (niem. Prothainen) – wieś położona w województwie pomorskim, w powiecie sztumskim, w gminie Stary Dzierzgoń. Wieś wchodzi w skład sołectwa Folwark. Wieś wzmiankowana w dokumentach z 1296, jako wieś pruska na 10 włókach. Pierwotna nazwa – Protheyne wywodzi się z języka pruskiego. W 1782 roku we wsi odnotowano siedem domów, natomiast w 1858 r. w sześciu gospodarstwach domowych było 94 mieszkańców. W latach 1937–1939 było 198 mieszkańców.
Protajny 1925 - 1945. Stajnie folwarczne
Mathes Schattner szef hodowli koni w majątku Protajny od 1892 do 1919 roku
Prusy Wschodnie zwane były krajem koni. Jest w tym wiele prawdy jako, iż w zestawieniu z Niemcami w Prusach na 100 mieszkańców przypadało 20 koni gdy w Niemczech tylko 5 na 100. Ogólna ilość koni wynosiła 478 000 sztuk w tym ponad 331 000 w wieku powyżej 3 lat. Pod kątem podziału koni na rasy na 100 sztuk koni 60 było końmi zimnokrwistymi a 40 ciepłokrwistymi.
Brzozowa droga pomiędzy dworami i folwarkami Neu Vorwerk (Nowy Folwark) i Protajny (Prothainen). W pobliżu tej drogi książę Wilhelm von Preuusen strzelił rogacza
Dwór w Nowym Folwarku (Neu Vorwerk)
Posiadłość Prothainen należała do Państwa Pruskiego i była stanowym majątkiem od około 1785 do 1918 roku. Hodowano tam około 200 koni. Została rozwiązana w 1919 roku i stała się wsią. We wsi znajduje się parterowy dwór administratora majątku Wilhelma Bolta z początku XX w. otoczony pozostałościami parku, w pobliżu zabudowania folwarczne.
Nic nie wiemy czy Hanz Joachim von Egan-Kryrieger ocalił coś z dobytku. Prawdopodobnie dotarł do Bawarii i osiadł w miasteczku Freising koło Monachium. Tam też mieszkał jego syn, który opublikował pamiętnik ojca w 2008 roku.
Skoro już jesteśmy w miejscowości Lipiec, który leży blisko miasteczka Dzierzgoń, w którym mieszkam, warto wspomnieć o Traktacie Dzierzgońskim i zapisanym w nim obowiązku budowy kościoła, właśnie we wsi Lipiec.
Pierwsze powstanie pruskie wybuchło wiosną 1242 roku. Przyczyną wybuchu powstania było traktowanie Prusów jak niewolników i zmuszanie ich siłą do zmiany religii. Impulsem powstania była klęska połączonych wojsk zakonów krzyżackiego i kawalerów mieczowych w bitwie z wojskami ruskimi na jeziorze Pejpus. Na wiadomość o krzyżackiej klęsce książę Świętopełk II udzielił powstańcom pomocy i rozpoczął walkę o Wisłę. Ściągał cło ze statków zakonu, zajął niemieckie statki na Wiśle, a później wstrzymał całą żeglugę, co odcięło zamki krzyżackie od zaopatrzenia. Zachodnie plemiona Prusów wyrzekły się chrześcijaństwa. Krzyżacy zostali wyparci z większości zamków i miast. Krzyżacy zachowali jedynie silne grody: Elbląg i Balga na wybrzeżu; Radzyń, Chełmno i Toruń na ziemi chełmińskiej. Największy sukces osiągnęli Prusowie latem 1243 roku w bitwie pod Rządzem w pobliżu Grudziądza, gdzie rozbili wojska krzyżackie.
Dopiero po latach krwawych walk Krzyżacy zdołali ponownie opanować kraj. Największy sukces Krzyżaków w tym powstaniu to zwycięstwo w bitwie pod Dzierzgoniem w 1248 roku, w wyniku którego podpisano układ w Dzierzgoniu 7 lutego 1249 roku. Na jego mocy Prusom zostały podyktowane stosunkowo łagodne warunki i zachowano część ich praw i przywilejów.
Bitwa pod Dzierzgoniem – bitwa stoczona w 1248 roku pomiędzy połączonymi siłami Prusów i księcia gdańskiego Świętopełka a wojskami zakonu krzyżackiego podczas pierwszego powstania pruskiego.
Wykorzystując narzucone po roku 1243 przez papiestwo Świętopełkowi rozmowy pokojowe oraz ustanie działań militarnych Prusów, Krzyżacy przystąpili do umacniania swojej pozycji w Pomezanii. W 1246 roku do Prus przybył wielki mistrz Heinrich III von Hohenlohe, który zintensyfikował działania zakonu. W roku 1247 wojskom zakonu krzyżackiego udało się zdobyć Dzierzgoń, wybudować w miejscu starego grodu nową silną warownię oraz odnowić łączność na linii Elbląg, Kwidzyn, Chełmno. Działania Krzyżaków nie uszły uwadze pruskich Pomezanów. Podjęli oni próbę zdobycia Dzierzgonia, grodu, który stał się kluczowym punktem sieci zamków i grodów krzyżackich. Wspomagani wojskami Świętopełka Prusowie oblegli Dzierzgoń. Krzyżacka załoga grodu jednak była na tyle silna, że nie tylko wytrzymała oblężenie, ale zdołała rozbić atakujących Prusów i rozproszyć sprzymierzone siły pomorskie. Według przekazów zaskoczony i pobity książę gdański musiał ratować swoje życie pośpieszną ucieczką na lewy brzeg Wisły.
Po klęsce pod Dzierzgoniem Prusowie przystąpili do pokojowych rozmów z zakonem krzyżackim. Pod osobistym nadzorem legata papieskiego Jakuba z Leodium strony konfliktu w dniu 7 lutego 1249 roku, zawarły w Dzierzgoniu układ pokojowy, który zakończył wojnę.
Układ w Dzierzgoniu (lub traktat dzierzgoński, ugoda dzierzgońska) został podpisany 7 lutego 1249 na zamku w Dzierzgoniu, po zakończonym pierwszym powstaniu Prusów. W wydarzeniu uczestniczył legat papieski Jakub z Leodium, późniejszy papież Urban IV.
Umowa została podpisana po klęsce Prusów poniesionej w bitwie pod Dzierzgoniem. Zobowiązywała Prusów do przestrzegania zasad religii chrześcijańskiej, ostatecznego wyrzeczenia się praktyk i wierzeń pogańskich, płacenia dziesięciny oraz służby wojskowej dla Krzyżaków. W zamian Prusowie otrzymali wolność osobistą, prawo dziedziczenia dóbr, a także uzyskali równouprawnienie z ludnością niemiecką. Prusowie w sprawach sądowych i ustrojowych mieli stosować prawo polskie. Umowa dotyczyła jedynie mieszkańców Prus, którzy poddali się Zakonowi – Pomezanów oraz mieszkańców Natangii i północnej części Warmii. Na mocy układu w Dzierzgoniu Prusowie przenieśli się za Pasłękę. Tereny na nich zdobyte skolonizowali chłopi z Mazowsza, Czech i Niemiec.
Ów dokument, kończący zbrojne powstanie Prusów przeciwko zakonowi krzyżackiemu, zaprzysiężony został 7 II 1249 r., przez przedstawicieli zakonu krzyżackiego z jednej strony, z drugiej zaś – przez starszyznę pokonanych plemion pruskich: Pomezanów, Warmów i Natangów. Dokument m.in. nakazuje Prusom wybudowanie szeregu kościołów. Prusowie z Pomezanii obiecali wznieść ich trzynaście – do najbliższej Pięćdziesiątnicy, czyli dnia Zesłania Ducha Świętego (wypadającego wówczas 22 V 1249). Oprócz budowy kościołów, Prusowie zobowiązali się także zaopatrzyć je w szaty, naczynia i księgi liturgiczne. Zakon krzyżacki zobowiązał się, że w ciągu roku przekaże kościoły kapłanom i da na utrzymanie każdego osiem łanów ziemi, z czego cztery to pola, a cztery to lasy. Natomiast neofici obiecali, że wybudowawszy wspomniane kościoły, zamiast modlić się w lasach, będą uczęszczali na msze przynajmniej w niedziele i święta.
Traktat mówi o obowiązku budowy trzynastu kościołów, wymieniając dwanaście lokalizacji w Pomezanii. W wybranych przypadkach są to konkretne miejscowości, które można poprzez analizę nazw miejscowych i analizę osadniczą określić dość dokładnie. Zdać sobie należy sprawę także z faktu, że część wymienionych w dokumencie miejsc odnosi się najpewniej do szerszych obszarów terytorialnych – pruskich ziem. Tak niewątpliwie rozumieć należy choćby informację o wybudowaniu dwóch kościołów in Geria, czyli ogólnie na obszarze ziemi Geria. Dokument w kontekście Pomezanii wymienia następujące kościoły:
1) in villa, que vocatur Pozoloue, que alio nomine vocatur Rutiz;
2) in villa, que vocatur Pastelina;
3) in loco, que vocatur Lingues;
4) in loco, qui dicitur Lyopiez;
5) in Chomor Sancti Adalberti;
6) in Bobuz;
8) in Geria;
9) in Prozile;
10) in Resia;
11) circa antiquum Christiborc;
12) in Raydez; 13) in novo Christiborc.
W dokumencie zapisano więc, że czwarty kościół zostanie wybudowany „in loco, qui dicitur Lyopiez” czyli na terenie dzisiejszej wsi Lipiec. Czyli jak pisze dr Seweryn Szczepański:
„Czwarty kościół znajdujemy: in loco, qui dicitur Lyopiez. Identyfikować go można z obecną miejscowością Lipiec (Lippitz) na wschód od Dzierzgonia. W 1285 r. znajdujemy pole Lepicz, w 1305 r. Loypicz występuje w opisie wsi Królikowo (Königsee). Jeszcze w 1394 r. znajdujemy informację o nadaniu radeł wolnym z Leupitz. W 1285 r. z pola Lepicz wydzielono dział ziemi dla niejakiego Sanymte Coltenyn, czyli późniejsze Kołtyniany (Koltheney) . Na północ od Lipiec znajdujemy w 1303 r. pole Keexten – Sójki (Köxten), w pobliżu pole Prowothine (1306 r.) – okolice Protowa (Prothen), które wraz z sąsiednim Jonkowem (Jankendorf) stanowiły własność Prusa Joniko. Dalej znajdujemy pruskie pola Craupen (w 1323 r.) – Krupin (Krapen) i Porzecze (Lodehnen) – wzmianka o polu campus Laideyne w 1350”.
Właściwie dzisiaj nie wiadomo czy kościół Lipcu rzeczywiście powstał. „Zatem jeżeli w ogóle wzniesiono kościół we wsi Lipiec w 1249 r., to musiał on ulec zniszczeniu. Najpewniej w czasie drugiego powstania pruskiego. Możemy też przyjąć ewentualność, że sama informacja in loco, qui dicitur Lyopiez oznaczała wzniesienie kościoła ogólnie na obszarze ziemi Leipīts, być może w Świętym Gaju lub Kwietniewie” – pisze dr Seweryn Szczepański. Dzisiejszy Lipiec to skromna wieś i nic w niej nie mówi, że ma taką bogatą historię. Nie wiem czy obecni mieszkańcy zdają sobie z tego sprawę. Wracamy zatem do wspomnianego wyżej Pudłowca, w którym moje Koło Łowieckie posiada swoją zimową siedzibę i warto dodać, że obecnym właścicielem Pudłowca jest myśliwy kol. Bogusław Pietrzak.
Pudłowiec jest wsią leżącą w Pomezanii na obszarze Pojezierza Iławskiego, administracyjnie należącą do gminy Stary Dzierzgoń. Najbliższe wsi większe miejscowości to Dzierzgoń, Stary Dzierzgoń i Zalewo leżące w odległości kolejno : 12, 14 i 16 kilometrów od wsi. Pudłowiec datuje swój początek na drugą połowę XVI wieku kiedy to, w ramach poszerzania dawnych dóbr rycerskich Lippitz założono w odległości 2,5 kilometra od wsi Lipiec folwark Paudelwitz. Pierwsza wzmianka w oficjalnych dokumentach dotyczących Pudłowca pojawia się w 1563 roku i określa wielkość folwarku na 9 włok. W 1782 roku na terenie folwarku funkcjonują cztery gospodarstwa. W 1858 roku wymienione zostaje pięć gospodarstw zamieszkiwanych łącznie przez przez 57 mieszkańców, tuż przed drugą wojną światową w latach 1937-39 ilość ludności sięgnęła 97 mieszkańców. Od czasu powstania do początku XVIII wieku folwark funkcjonował jako integralna część majątku Lippitz, przełom stuleci przyniósł zmianę obecnego status quo i uniezależnienie się folwarku który na ten czas przeszedł w ręce braci Dreher.
W historii wieś jest opisana już w roku 1563, bo istniał tam folwark szlachecki Paudelwitz z zabudowaniami dworskimi. Był on przynależny do majątku Lippitz. Na początku XVII wieku folwark się odłączył i właścicielami zostali wspomniani już bracia Dreher.
W wyniku śmierci braci którzy umarli nie pozostawiając żadnych spadkobierców folwark przechodzi w posiadanie rodziny Popławski. Rok 1860 przynosi ślub córki właścicieli folwarku Amelii Popławski z lekarzem, Ernstem Jeimke. Pod ich wspólnym zarządem folwark wchodzi w swój złoty okres czego znamienitym podkreśleniem jest budowa pięknego pałacu rodzinnego która została zapoczątkowana na początku lat 60-tych XIX wieku. Budują zapewne dla podkreśleniem swojego statusu. W 1884 roku jedyna córka Amelii i Ernsta Jeimke, Margarethe bierze ślub z Viktorem Fehlauerem, od tego momentu aż do 1945 roku zarówno pałac jak i folwark pozostają w posiadaniu potomków Margarethe i Viktora. Ich potomkowie, aż do wyzwolenia w 1945 roku byli również świetnymi gospodarzami
Pałac w Pudłowcu został wybudowany w stylu modnego na tamten czas nie tylko w Prusach ale i Niemczech angielskiego neogotyku. Budynek pałacu składa się z dwóch i pół kondygnacji ozdobionych wieżą. Ściany zewnętrznej strony pałacu w dużej mierze nadal wieńczą zdobienia w postaci laskowań w kształcie żerdek i przegródek. Samotna wieża górująca nad bryłą budynku ściąga wzrok i wraz ze strzelistymi zwieńczeniami skrzydeł budynku nadaje budowli wyrazistości. Ta wyjątkowa budowla choć obecnie podniszczona zarówno przez człowieka, czas i warunki atmosferyczne nadal promieniuje dawną świetnością, echem zatartego piękna a także i atmosferą melancholii podszytej duchem XIX-wiecznych gotyckich opowieści tak często towarzyszącej starym, zapomnianym ruinom.
Pałac w Pudłowcu około 1960 roku
Tuż za pałacem rozciąga się park dworski o zachwianej już co prawda kompozycji, bogatej jednakże w starodrzewy pośród których najbardziej reprezentatywne są ogromne, przeszło dwustuletnie dęby posadzone ku pamięci braci Dreher, którzy choć zmarli nie pozostawiając po sobie potomków i tym samym nie przedłużając rodu zostali uczczeni w ten symboliczny sposób.
Pudłowiec - ruiny pałacu
W czasie pobytów w Prakwicach zawsze odwiedzano Kamieniec leżący obecnie w gm. Susz. Piękny barokowy pałac, pochodzący z drugiej połowy XVII w. był własnością Georga zu Dohna. Wujek Aleksandra był bezdzietny i bardzo lubił odwiedziny swoich młodych krewnych. Imponująca budowla słynęła z tego, że gościła w swoich murach Napoleona i Marię Walewską.
Kamieniec
Kamieniec (Finckenstein)
Maria Walewska
Ciekawostką był pokój Napoleona „Napoleon – Zimmer”, w którym Cesarz francuzów mieszkał. Była w nim też bogato zdobiona „komnata chińska” oraz największy i najpiękniejszy w Prusach Wschodnich park pałacowy. Park dochodził aż do jeziora Gaudy.
Napoleon - Zimmer
Kamieniec (Finckeinstein) kojarzony jest zwykle z rodem von Finckenstein. Wieś położona w odległości ok. 6 km od Susza, powiat iławski, pierwotnie występowała pod nazwą Hewisdorf, ale już w 1321 roku pojawia się pod nazwą Habersdorf. Jej początki sięgają czasów krzyżackich. W 1532 roku Książę Prus przekazuje wioskę Georgowi von Polenz, biskupowi Pomezanii, od którego w 1653 roku Habersdorf razem z należącymi do niej gruntami kupił Jonasz zu Eulenburg. Od tego ostatniego w 1705 roku folwark Habersdorf z wchodzącymi w jego skład wioskami: Różnowo, Michałowo, Bornice, Piotrkowo i Grodziec, za kwotę 78.100 guldenów kupił marszałek polny Prus Albrecht Konrad Finck von Finckenstein, który już od 1690 roku był właścicielem Iławy, dóbr rudzienickich z folwarkami Dziarny Duże i Małe, Ławice, Szałkowo i Kamień, a od 1699 roku właścicielem dóbr szymbarskich wraz z Ząbrowem i Kamionką, Starzykowem, Szczepkowem, Olbrachtowem i Falknowem. Finckensteinowie po zakupie Habersdorf stali się jednym z najbogatszych rodów magnackich Prus Wschodnich posiadającym tylko na terenie obecnego powiatu iławskiego dobra ziemskie o powierzchni ponad 10.000 ha.
Herb rodu Finck von Finckenstein
Budowę pałacu zakończono w 1720 roku. Zbudowany został w stylu francuskiego baroku, jego budowniczym był znany ze swych wcześniej zbudowanych rezydencji pałacowych dla wschodniopruskich magnatów Dohnów i Denhoffów, bardzo zdolny architekt angielski John von Collas. Do nowej rezydencji Finckensteinów z racji jej urody, przepychu, bogatego wystroju wnętrz oraz wspaniałych ogrodów i parku otaczających pałac, przylgnęła nazwa Wschodniopruskiego Wersalu. Pałac usytuowany frontem ku zachodowi miał dwa skrzydła boczne; północne i południowe. Część środkowa pałacu miała wymiary 65,5 m x 83,5 m, dwupiętrowe skrzydła boczne zajmowały powierzchnię o jednakowych wymiarach 65,5 m x 83,5 m.” (por. Wiesław Niesiobędzki, „Zamki, pałace, dwory i inne zabytki powiatu iławskiego”, Iława 2003).
W XVIII w. wydzieliły się dwie linie Finckensteinów: młodsza (w Kamieńcu (Finckenstein) i starsza w Szymbarku i Dąbrównie. Pałac i dobra w Kamieńcu stały się własnością von Dohnów po ożenku z siostrą Finckensteinów i wykupieniu go w 1782 roku, przez marszałka wielkiego Prus Aleksandra zu Dohna, syna Fryderyka Aleksandra zu Dohna. W rękach margrafów zu Dohna von Schlobitten skoligaconych wielokrotnie z grafami Finck von Finckensteinami, Kamieniec pozostawał do 1945 roku i jego ostatnim właścicielem był Aleksander zu Dohna. Po zajęciu tych terenów przez zwycięska armię radziecką pałac nazywany Pruskim Wersalem został ograbiony i spalony. Zachowały się jednak, szczególnie w archiwach niemieckich, liczne opisy i fotografie tej imponującej budowli. Zamek w Sztymbarku i dobra przyległe do 1945 r. pozostawały przy Finckensteinach.
Zespół pałacowo - parkowy w Kamieńcu – okres międzywojenny
Kamieniec - stan obecny
Portal wschodni dawniej i dzisiaj
Fasada zachodnia dawniej i dzisiaj
Skoro jesteśmy przy opisywaniu posiadłości rodu Finckenstein warto wspomnieć inne wiejskie dwory będące ich własnością oraz średniowieczny zamek obronny w Szymbarku.
Dąbrówno
Dąbrówno (niem. Gilgenburg) – dawne miasto, obecnie wieś w Polsce położona w województwie warmińsko-mazurskim, w powiecie ostródzkim, w gminie Dąbrówno, w zachodniej części Mazur. Do Finckensteinów miasto należało w latach 1572–1831.
Zamek krzyżacki w Dąbrównie
Feliks Finck von Finckenstein w 1572 r. odkupił od Oelsnitzów dziedziczne starostwo w Dąbrównie, a potem iławskie od upadających Kreytzenów. Największe nabytki stały się ich udziałem na przełomie XVII i XVIII wieku – w 1693 r. Ernst Finck von Finckenstein kupił od Wallenrodów Gardzień, w 1699 r. część Szymbarka od Polentzów i w 1705 r. Habersdorf (Kamieniec) od Eulenburgów. Szambelan pruskiego dworu królewskiego, dziedziczny starosta Dąbrówna Ernst Finck von Finckenstein (zm.1717 r.) zwany przez współczesnych "ogatym owczarzem" lub "bogatym pasterzem", bowiem przede wszystkim hodowli tych zwierząt i handlowi wełną rodzina von Finckenstein zawdzięczała ogromny majątek oraz wysoką pozycję społeczną na stałe rezydował w Dąbrównie, w pałacu dobudowanym do starego zamku krzyżackiego.
Gardzień
Pałac w Gardzieniu
Gardzień (niem. Garden), rezydencja została wybudowana na terenie wsi w otoczeniu parku i zabudowań gospodarczych. Wieś położona jest w powiecie iławskim, w gminie Iława.
Znajdujący się w Gardzieniu majątek ziemski od 1690 roku były posiadaniu rodziny Finck von Finckensteina. Jeszcze w tym samym roku wzniesiono tutaj rezydencję. Ponieważ kolejny spadkobierca hrabiego Fryderyk Karol Filip zmarł bezdzietnie w 1826 roku, dwór wraz z okolicznym majątkiem przeszedł w posiadanie jego siostrzeńca Hahnefeldta. Ten w 1830 roku odsprzedał go baronowi Wernerowi von Gutstedt. Wówczas dwór został przebudowany na wzór weimarskiego pałacu Wittum. Po śmierci barona w 1864 roku, jego żona Jenny von Gutstedt sprzedała pałac kupcowi z Berlina Jonasowi, który uczynił z niego swoją rezydencję myśliwską. Po Jonasie właścicielem Gardzienia w 1880 roku został niejaki Zidowitz, a w 1900 roku ponownie, po 200 latach, rodzina Finckenstein. Podczas I Wojny Światowej w pałacu mieściła się szkoła i kwatera dla uchodźców z terenów objętych działaniami wojennymi. Po wojnie pałac był rezydencją wdowy po grafie von Finckenstein. W 1932 roku utworzono w tym miejscu szkołę sportową dla młodzieży wychowywanej w duchu nazistowskim. Przed 1939 rokiem hrabia Finckenstein uczynił z pałacu siedzibę zarządu swych dóbr. Po drugiej wojnie światowej pałac zaadaptowano na mieszkania rodzin robotników leśnych. Nieremontowany, zdewastowany i w konsekwencji opuszczony pod koniec lat 60-tych XX wieku, powoli obracał się w ruinę. Z czasem zniszczona konstrukcja stała się tak niebezpieczna, że zdecydowano o jej rozbiórce.
Pałac został zbudowany na planie prostokąta z dwoma wysuniętymi ku drodze dojazdowej, krótkimi skrzydłami i pomieszczeniami mieszkalnymi, w części środkowej. Była to budowla murowana z cegły, otynkowana, podpiwniczona, dwukondygnacyjna, z użytkowym poddaszem. Przykryto ją dachem z czerwonej dachówki z charakterystycznymi lukarnami powiekowymi. W dolnej kondygnacji budynku, w środkowej części znajdował się szeroki pokój z oknami wychodzącymi z jednej strony na park, z drugiej na dziedziniec. Do pałacu należały także budynki folwarczne położone obok dziedzińca: stajnie, wozownie, chlewnie i gorzelnia.
W latach 1838-1864 w pałacu mieszkała Jenny von Gutstedt, nieślubna córka Hieronima Bonapartego ówczesnego Króla Westfalii (brat Cesarza Napoleona) i Diany von Pappenheim. Państwo Gutstedt poznali się w Weimarze na dworze Wielkiego Księcia Turyngii Karola Augusta. Na wieść o małżeństwie Jenny jej ojciec przekazał młodym małżonkom pokaźną sumę, za którą kupili majątek w Gardzieniu.
Rudzienice
Dwór w Rudzienicach
Rudzienice (niem. Raudnitz) - wieś w Polsce położona w województwie warmińsko-mazurskim, w powiecie iławskim, w gminie Iława, nad jeziorami Kałdunek Duży (25 ha) i Kałdunek Mały (7 ha).
Pierwszy dokument lokacyjny z 1350 roku wystawiony przez Guentera von Hohensteina. W 1249 roku pod nazwą Raydez zamieszkiwana przez przez Pomezanów. W okolicach odnaleziono 18 starożytnych grobów. Aż do XVII wieku w władaniu Krzyżaków.
Niemiecka nazwa Raudnitz pojawia się w dokumentach z 1540 roku. W wieku XVII Rudzienice przechodzą w ręce von Kreytzenów, którzy w 1675 roku sprzedali ją Ernstowi Finck von Finckensteinowi. Siedzibą nabywcy był wspaniały pałacyk w stylu toskańskim. W 1843 roku dobra rudzienieckie nabyli bracia Bittrichowie oraz bogaty chłop Schlemmer. Ostatnim właścicielem Rudzienic był książę Reuss Henryk XXV.
Rudzienice po raz pierwszy w dokumentach pojawiają się w 1249 roku pod nazwą Raydez. Najstarszy dokument lokacyjny Rudzienic, jaki został zachowany, pochodzi z roku 1350 i został wystawiony przez komtura ostródzkiego Guentera von Hohensteina. Niemiecka forma nazwy wsi – Raudnitz – po raz pierwszy wystąpiła w dokumencie z 12 listopada 1540 roku. Po podboju terytorium przez Zakon Krzyżacki doszło do podziału tego obszaru pomiędzy biskupem pomezańskim a Zakonem Krzyżackim. W rezultacie Rudzienice weszły w posiadanie Krzyżaków. Miejscowość w okresie podpisywania traktatu dzierzgońskiego zapewne była jakimś centrum władzy pruskich Pomezanów. Przez cały czas Rudzienice pozostawały w posiadaniu Prusów. Wystawiane później przez Zakon przywileje lokacyjne nie dotyczyły całej wsi, a tylko poszczególnych zagród.
W ciągu następnego stulecia zespół majątków pruskich składających się na Rudzienice przeszedł w posiadanie rodziny von Kreytzen. 18 stycznia 1675 roku bracia: Wolff, Albrecht i Ernst von Kreytzenowie sprzedali Rudzienice, które obejmowały 20 włók. W 1789 roku Rudzienice były wsią szlachecką wraz z folwarkiem i kościołem ewangelickim. Wieś liczyła wówczas 27 domów mieszkalnych. W 1885 roku do Rudzienic należało 13 folwarków o łącznej powierzchni 8632 ha, w 1895 roku 16 folwarków. Ogólna powierzchnia wzrosła do 8725,4 ha. W 1905 roku dobra rudzienickie obejmowały 17 folwarków, ale areał zmniejszył się do 8294,4 ha. W 1885 roku na 2631 ha ziemi ornej przypadło 600 ha łąk i 4179 ha lasów. Nastawione głównie na hodowlę bydła i owiec dobra posiadały również gorzelnię, młyn parowy i dwie cegielnie.
Sztymbark
Zamek w Szymbarku (niem. Schӧnberg) – czternastowieczny zamek we wsi Szymbark (województwo warmińsko-mazurskie) zbudowany przez kapitułę pomezańską, następnie rezydencja rodowa.
Budowa zamku w Szymbarku rozpoczęła się najpewniej w latach 70. XIV wieku z inicjatywy proboszcza kapituły pomezańskiej Henryka ze Skarlina, co potwierdza inskrypcja umieszczona nad bramą wjazdową Hec Porta Constructa Est Anno Domini MCCCLXXXVI Tempore Fratris Henrici De Skarlin Prepoziti. Istnieje jednak pogląd, iż budowa zamku trwała o wiele dłużej i została rozpoczęta jeszcze w XIII stuleciu. Nie ma natomiast wątpliwości co do usytuowania zamku na miejscu dawnego grodu Prusów.
W pierwszej fazie budowy warowni wzniesiono jej mury zewnętrzne, osiem baszt, ufortyfikowaną bramę oraz fosę z drewnianym mostem zwodzonym. W tym czasie zaczęło powstawać również wschodnie skrzydło zamku oraz zespół drewnianych domów mieszkalnych w obrębie wzniesionych murów. Obiekty te, traktowane jako tymczasowe, zostały usunięte w XV wieku ciągiem murowanych budynków. Całe założenie pełniło raczej funkcje mieszkalne i reprezentacyjne niż obronne, jednak w czasie wojny trzynastoletniej zamek stał się areną gwałtownych walk między stroną polską a Krzyżakami, w rezultacie czego niemal doszczętnie spłonął. Po zakończeniu wojny obiekt został odbudowany i wzmocniony na wypadek powtórzenia się konfliktu zbrojnego - wzniesiono dodatkowe baszty, podwyższono mury obronne. Mimo tych czynności w 1520 r. zamek bez walki poddał się na widok pięciotysięcznej armii polskiej, prowadzonej przez Stanisława Kostkę, który został królewskim zarządcą - starostą Szymbarka aż do 1526 roku. Po sekularyzacji dawnego państwa krzyżackiego właścicielem zamku został Albrecht Hohenzollern, który początkowo pozostawił zamek w rękach biskupa Erharda von Queiss, a po jego śmierci przekazał go ewangelickiemu biskupowi Georgowi von Polentzowi.
Ród von Polentz władał szymbarskimi dobrami przez 121 lat. W 1653 roku przeszły one drogą kupna w posiadanie Jonasza zu Eulenburg (zm.1667 r.), a czternaście lat później wdowa po zmarłym właścicielu oddała je pod zastaw swojemu zięciowi Teodorowi von Schlieben (zm.1695 r.), staroście Gierdawy, później wojewodzie inflandzkiemu, który stał się pełnoprawnym właścicielem majątku w 1670 roku. Po śmierci Teodora jego syn Ernest Zygmunt (zm.1741 r.) postanowił zamek sprzedać, co uczynił w marcu 1699 r. Szczęśliwym nabywcą został szambelan pruskiego dworu królewskiego, dziedziczny starosta Dąbrówna Ernst Finck von Finckenstein (zm.1717 r.) zwany przez współczesnych "bogatym owczarzem", bowiem przede wszystkim hodowli tych zwierząt i handlowi wełną rodzina von Finckenstein zawdzięczała ogromny majątek oraz wysoką pozycję społeczną. Ernst na stałe rezydował w Dąbrównie, w pałacu dobudowanym do starego zamku krzyżackiego, i nigdy nie przeprowadził się do Szymbarku. Zrobił to dopiero jego syn Albrecht Christoph Finck (zm. 1730 r.), który na potrzeby adaptacji budowli do potrzeb własnych i swojej rodziny dokonał w latach 1700 - 1730 barokowej przebudowy zespołu zamkowego. Zmiany objęły głównie skrzydło południowe oraz południową część skrzydła wschodniego, gdzie powiększono okna i stworzono amfiladowy układ dużych sal nakrytych bogato dekorowanymi plafonami, ozdobionych sztukateriami, kominkami i podłogami zgodnie z estetyką nowego stylu. W ramach realizowanych prac podwyższono północną część skrzydła wschodniego wraz z bramą wjazdową, a w północno-wschodniej części dziedzińca wzniesiono kryty dachem mansardowym budynek ujeżdżalni. Barokowe założenie wzbogacała estetycznie piękna studnia Neptuna zajmująca centralną część dziedzińca oraz założony w drugiej połowie XVIII wieku ogród z klasycystyczną oranżerią.W pierwszej połowie XIX wieku wraz z narodzinami idei romantycznych w architekturze nastała moda na gotyk. Uległ jej również Ludwik Finck von Finckenstein (zm. 1863 r.), który w latach 1857-58 przebudował południowe skrzydło zamkowe i połączył funkcjonalnie z budynkiem znajdującym się narożu południowowschodnim. Ich wnętrza na nowo zaaranżowano i udekorowano, urządzając w nich pomieszczenia reprezentacyjne, pokoje gościnne, dwie biblioteki oraz salę teatralną zwaną Grecką Komnatą. Rozciągający się wokół zamku i jeziora rozległy ogród przekształcono w park krajobrazowy, wzbogacając o zwierzyniec. Dostęp do niego ułatwiała dobudowana do jednej z baszt w murze południowym cylindryczna klatka schodowa, której skorupa zewnętrzna doskonale zachowała się do naszych czasów. W ramach tej inwestycji rozbudowano także folwark wznosząc szereg budynków w stylu neogotyckim, a w pobliżu zachodnich murów rezydencji założono korty tenisowe.Kolejna i ostatnia jak dotąd modernizacja zamku miała na celu dostosowanie go do korzystania ze współczesnych zdobyczy techniki: elektryfikacji i telefonów, ale również obejmowała zmianę wystroju i częściową naprawę muru kurtyny północnej oraz mostu. Tym razem jednak prowadzone w latach 1904-34 prace wykonywano ściśle według wskazówek i pod nadzorem konserwatora zamku w Malborku Bernarda Schmida. Jak podkreślał autor rekonstrukcji, myślą przewodnią jej towarzyszącą było zachowanie substancji zamkowej w dotychczasowym stanie i złagodzenie nieco przerysowanej formy, będącej efektem romantycznej przebudowy z XIX stulecia. W czasie II Wojny Światowej zamek przejęły oddziały SS. Przedstawiciele rodziny von Finckenstein mieszkali w Szymbarku niemal do końca drugiej wojny światowej, opuszczając go 21 stycznia 1945 r., w obawie przed ofensywą 2. Frontu Białoruskiego Armii Czerwonej. I choć bezpośrednie starcia wojsk niemieckich i radzieckich szczęśliwie ominęły zamek, po ograbieniu jego wnętrz w kwietniu tego roku sowieci spalili go, podobnie jak pobliski pałac w Kamieńcu. Według słów świadka naocznego tamtych wydarzeń „Musieli go podpalać aż dwa razy, bo za pierwszym razem ogień nie za bardzo imał sięmurów. Kiedy zamek zajął się ogniem na dobre, to podobno temperatura była tu tak wysoka, że strzelające dachówki znajdowano aż pod stacją kolejową w Ząbrowie”. Z gotyckiej zabudowy pozostały jedynie resztki baszt oraz mury zewnętrzne i w takim stanie zrujnowany gmach należał potem do Zakładu Gospodarstwa Rolnego POHZ Ulnowo. W latach 60. XX wieku rozpoczęto pierwsze prace zabezpieczające, między innymi zadaszono wieżę zegarową i budynek bramny, a wnętrza odgruzowano. Niestety, niedługo potem, w ramach czynu pierwszomajowego, nieodpowiedzialnie rozebrano resztki ścian dziedzińcowych skrzydła południowego. Zniszczony obiekt przejęła w 1988 roku fundacja "Widzieć Muzyką" z zamiarem odbudowy i uruchomienia w nim ośrodka kształcącego niewidome dzieci z całej Europy. Po kilku latach aktywności fundacji, w wyniku której częściowo zrekonstruowano mur zachodni i odtworzono sklepienia w basztach narożnych, ale również dokonano pewnych zniszczeń rozbierając gotyckie ściany budynków i sklepień piwnicznych, plan odbudowy upadł zapewne ze względów finansowych. W 1997 roku ruinę kupił prywatny właściciel i odtąd stała ona opuszczona aż do 2018 roku, gdy na licytacji komorniczej nabyła go firma, której przedstawiciel ogłosił publicznie zamiar pełnej odbudowy zabytku i adaptacji go na hotel.
Zamek będący obecnie w rękach prywatnych, znajduje się w postaci tzw. "trwałej ruiny". Zniszczenia wojenne przetrwał pełen obwód murów obronnych wraz z basztami, wieżą przybramną i budynkiem bramnym. Niestety praktycznie nie zachował się żaden z wewnętrznych budynków mieszkalnych. (źródło: http://www.zamkipolskie.com ).
Na śródleśnym cmentarzu leżącym na wzgórzu, w połowie drogi między Szymbarkiem a Ząbrowem, z którego rozciąga się malowniczy widok na niewielkie Jezioro Ząbrowskie, spoczywa pięcioro potomków Ernsta grafa Finck von Finckenstein, założyciela linii szymbarskiej tego rodu, wśród nich trzech grafów o imieniu Konrad (dziad, ojciec i syn), oraz dwie grafinie Gertruda i Agnes, matka i córka Finckenstainów, dawnych właścicieli rozległych włości szymbarskich oraz samej Iławy.
Konrad August Karl Friedrich Graf Finck von Fickenstein
• Urodzony - 22 września 1860 roku w Szymbarku (Schönberg),
• Zmarły - 4 września 1916 roku w Szymbarku (Schönberg), w wieku 56 lat.
• Właściciel Majoratu i Zamku w Szymbarku.
Przez lata cmentarz był mocno dewastowany, jednakże obecnie został przywrócony do porządku i zadbany a bujna roślinność zasłaniająca nagrobki została wycięta.
Jednak ten wielki magnacki ród posiadający w swoich dobrach, stary średniowieczny zamek w Szymbarku oraz rozliczne dwory i dworki wiejskie takie jak: w Rudzienicach czy Gardzieniu, nie posiadał jednak rezydencji odpowiednio wielkiej a zarazem okazałej i wygodnej. Świadczącej przy tym o bogactwie i wielkiej świetności rodu. Dlatego po kupnie Habersdorf, Finckensteinowie postanawili tutaj właśnie zbudować dla sobie swoją rezydencję. Wcześniej jednak zwrócili się o pozwolenie na jej budowę do Króla Prus Fryderyka Wilhelma I. Król wydając pozwolenie na budowę pałacu, zmienił swym edyktem z 1718 roku nazwę wsi Habersdorf na Finckenstein, a jednocześnie nałożył na Finckensteinów obowiązek wydzielenia w nowo zbudowanym pałacu oddzielnego skrzydła, przeznaczonego na rezydencję dla siebie i swej małżonki, potrzebną królewskiej parze podczas ich monarszych podróży z Berlina przez Kwidzyń i Prabuty do Królewca.
Powróćmy jednak do historii rodu von Dohna Schlobitten.
Matka Aleksandra zu Dohna, Marie-Mathilde Prinzessin zu Solms-Hohensolms-Lich (1873–1953), była wdową od 1918 r.
Okres dzieciństwa i młodości Aleksandra przerwał wybuch I Wojny Światowej, który zresztą przez cały ród został przyjęty z entuzjazmem. Całe Prusy Wschodnie i Niemcy (zjednoczone przez Wilhelma II) popierały politykę monarchy.
Aleksander, książę Dohna-Schlobitten z matką (Marie Mathilde z domu Princess of Solms-Hohensolms-Lich) i rodzeństwem, 4 czerwca 1906. Od lewej Ursula Anna, Alexander, Victor-Adalbert, Agnes i Christof
W tym czasie rodzina mieszkała z dziadkiem Aleksandra, Richardem Wilhelmem Fürstem zu Dohna na zamku Behlenhof (Bielica) podczas remontu pałacu w Schlobitten.
Mały Aleksander w wieku 7 lat przed pałacem w Słobitach
Z siostrą Ursulą-Anną w Bielicy
Okres wojny rodzina Emila spędziła początkowo w Darmstad, a następnie w Słobitach. Aleksander został pod koniec wojny powołany do wojska gdzie po niedługim czasie zastała go kapitulacja Niemiec i dotarła do niego wiadomość o upadku monarchii, abdykacji i banicji Cesarza Wilhelma II.
Aleksander Dohna 1918 r. Kadet Regimentu Garde du Corps
W 1918 roku zmarł ojciec Aleksandra, Richard Emil zu Dohna i w wieku dziewiętnastu lat, jako najstarszy syn, został księciem i spadkobiercą całego majątku słobickiego. Nie mógł pogodzić się z upadkiem monarchii i nigdy nie zaakceptował Republiki Weimarskiej.
Z powodu luki w wykształceniu rolniczym, po objęciu schedy, odbył praktyki rolnicze w gospodarstwach ziemiańskich u Karla Görg'a w Rydzówce oraz miejscowości Licze k. Kwidzyna. Z pobytu koło Kwidzyna zapamiętał plebiscyt w 1920 roku i jego wyniki. Prawie 95% mieszkańców tzw. rejencji kwidzyńskiej było za pozostaniem jej w Niemczech.
Nasiąknięty nurtem monarchistycznym działał na niwie politycznej początkowo w przemianowanej z Partii Konserwatywnej, Deutschnationale Voksparti, następnie w Haimatbundzie, z ramienia której prowadził nawet rozmowy z Adolfem Hitlerem będącym wtedy przywódcą NSDAP. Prowadził bardzo rozległą działalność polityczną mającą na celu przywrócenie w Niemczech monarchii. Obracał się w gronie najznakomitszych młodych przedstawicieli rodów arystokratycznych.
Jesienią 1925 r. podczas polowania, na zaproszenie kronprinza Wilhelma, Alexander zu Dohna-Schlobitten poznał „piękną i mądrą” Fredę Antoinette hrabinę von Arnim z domu Muskau (ur. 1905), popularnie zwaną w najbliższym towarzystwie „Titi”. Młodsza o sześć lat z miejsca przypadła mu do gustu, a zaproszenia na bale i polowania (w których niekiedy dzielnie mu towarzyszyła), pierwsze „nieśmiałe pocałunki”, spowodowały, że między młodymi zrodziło się gorące uczucie.
Frieda Antoinette von Arnim
Związek ten zyskał z miejsca aprobatę obu wielce nobilitowanych i znanych rodzin, trudno było bowiem o lepszą partię. Niedługo potem Aleksander ubrany we frak i cylinder poprosił Adolfa von Arnim o rękę jego córki - jedynaczki „Titi”. Zaręczyny ogłoszono oficjalnie w tym samym czasie w Słobitach i Bad Muskau - to obecny Mużaków na granicy polsko-niemieckiej, dawna siedziba księcia Hermanna von Pücklera, gdzie pałac znajduje się po stronie niemieckiej, a imponujące założenie parkowe po stronie polskiej. Dawną posiadłość dzieli przepływająca rzeka Nysa Łużycka.
Mużaków
Pałac w Bad Muskau - siedziba rodowa hrabiny Friedy Antoinette von Arnim
Bad Muskau (Mużaków) to miasto uzdrowiskowe we wschodnich Niemczech, położone nad Nysą Łużycką w bezpośrednim sąsiedztwie polskiej granicy. Przed II Wojną Światową stanowiło jeden organizm miejski z leżącą po polskiej stronie Łęknicą. Jednym z ciekawszych zabytków jest tu usytuowana na terenie niemieckiej części Parku Mużakowskiego okazała neorenesansowa rezydencja (Schloss Muskau) zwana Nowym Zamkiem (Neues Schloss). Budowla wzniesiona została w XVI wieku, a swój obecny kształt uzyskała w pierwszej połowie XIX stuleciu za sprawą wielkiego ekscentryka, kosmopolity i podróżnika księcia Hermanna von Pücklera.
Sprzedany przez Pücklera w 1845 roku hrabiom von Hatzfeld-Weissweiler, von Hatzfeld-Schönstein i von Nostitz majątek już w rok później zmienił właściciela, którym został książę Wilhelm Friedrich Karl von Oranien-Nassau (Fryderyk Niderlandzki). Kontynuował on dzieło Pücklera, dbając o dalszy rozwój parku. Blisko współpracował i wielkim zaufaniem darzył Eduarda Petzolda, którego w 1852 roku – po śmierci Rehdera – uczynił najpierw inspektorem, a następnie dyrektorem parku. Za jego panowania po wschodniej części Nysy założone zostało Arboretum, które uznawane było za najwspanialszą kolekcję w całych Niemczech. Od 1852 roku w miejsce dawnych drewnianych mostów Pücklera stawiano murowane m.in.: Podwójny, Angielski, Książęcy (Doppelbrücke, Englische Brücke, Prinzenbrücke). W 1857 roku przy rampie postawiono dwie figury lwów (koncepcja Pücklera zakładała w tym miejscu rzeźby koni, jednak Fryderyk nawiązał tu do lwów herbowych rodziny Oranien-Nassau). Wtedy też w latach 1863-1866 Stary Zamek, Nowy Zamek i Dom Kawalerów zostały przebudowane w stylu neorenesansu.
Po śmierci księcia Fryderyka (1881) park przeszedł w ręce rodziny von Arnim. Traugott Hermann von Arnim-Muskau zakupił państwo stanowe Muskau w 1883 roku i kładł przede wszystkim wiele wysiłku w kierunku unowocześniania lokalnej gospodarki leśnej. Znaczącą zmianą w parku z tego czasu była budowa, według projektu Juliusa Raschdorffa, w latach 1886-1888 neogotyckiego mauzoleum dla jego zmarłej tragicznie żony Laury. Wzniesiono je w miejscu, które Pückler przeznaczył pierwotnie na Kaplicę Grobową. Przez blisko 30 lat (1891-1928) park nadzorował Rudolf Lauche, jego zasługą są m.in. nasadzenia różaneczników w Ogrodzie Pańskim oraz naprawa szkód powstałych w wyniku I Wojny Światowej. Kolejną symboliczną zmianą było postawienie pamiątkowego głazu w hołdzie założycielowi parku. Kamień Pücklera stanął na wzgórzu Hilke w 1901 roku w miejscu planowanej przez księcia Hermanna Świątyni Wytrwałości. Modernizacja za czasów rodziny Arnim nie dotyczyła tylko parku, ale także zabudowań: m.in. Nowego Zamku oraz Folwarku Zamkowego. Na początku lat 30. XX wieku niemal połowę parku (241 ha z 545 ha) uznano za rezerwat przyrody i objęto ochroną. Park należał i znajdował się pod opieką rodziny Arnim do 1945 roku, gdy po zakończeniu wojny została ona wywłaszczona.
Bad Muskau
Pałac w Słobitach - siedziba rodowa Aleksandra zu Dohna Schlobitten
Do ślubu przygotowywano się pieczołowicie. Zmieniono wystrój sali w pałacu w Muskau, omawiano podróż poślubną, szyto stroje. Teść Aleksndra bardzo pragnął aby ten podczas ślubu wystąpił w tradycyjnym, wschodniopruskim uniformie stanowym. Zgodę na taki strój weselny wydał Tajny Radca von Berg szef cywilnego gabinetu kajzera Wilhelma II. Pomimo, że Wilhelm II przebywał już wtedy na wygnaniu, Aleksander zwrócił się do niego o tę zgodę.
Aleksander zu Dohna
Na ten paradny i elegancki uniform składał się surdut do kolan w ciemnozielonym kolorze, z czerwonymi wypustkami na rękawach, biała kamizelka, białe spodnie i biały, dwurzędowy szamerunek z szablą przy boku. Krój uniformu pochodził z połowy XVIII wieku.
Oczywiście Aleksander zu Dohna miał wcześniej wesoły wieczór kawalerski, w czasie którego kuzyn „Titti” - Ulrich Wilhelm hrabia von Schwerin-Schwanenfield, ubrany w stój kąpielowy doskonale naśladował Dohnę, akcentując charakterystyczną dlań postawę, tj. lekko pochyloną do przodu głowę. Obrączki ślubne zostały wygrawerowane wg starego słobickiego zwyczaju literami „G g G”(Gott gebe Gnade) – „Boże bądź łaskaw”. Świeżo poślubiona żona dostała od rodziców zaopatrzenie w wysokości 1000 marek miesięcznie, bogate wyposażenie, w tym bieliznę, ubiory, pościel, talerze deserowe z porcelany miśnieńskiej oraz obrusy z wyszytymi herbami rodów von Dohna i von Arnim.
Aleksander zu Dohna z żoną
Strój został założony przez Aleksandra tylko jeden raz w życiu - podczas ślubu. Na weselu było zaproszonych sto osób z najznakomitszych rodów pruskich. Wśród gości byli m.in. Wielki Książę i Księżna Hesji - następczyni tronu pruskiego Cecylia oraz znani przedstawiciele arystokracji niemieckiej, niekiedy skoligaceni z rodem von zu Dohna ze Słobit. Zamek, miasto i kościół w Bad Muskau udekorowano girlandami i flagami. Ślub odbył się 29 maja 1926 roku.
(Fotografia ze strony internetowej www.slobity.com.pl)
Jeszcze w czasie trwania wesela, młoda para udała się w podróż poślubną. Wyjechali samochodem Isotta Fraschini do Montreux w Szwajcarii poprzez Drezno, Wolfach w Szwardzwaldzie, Bazyleję, Evian les Bains nad jez. Genewskim.
Samochód Isotta Fraschini
Po dwutygodniowym pobycie w Szwajcarii, przybyli do Hesji, do miejscowości Lich, a następnie do Prakwic. Gdy nowożeńcy odpoczywali w Prakwicach, w Słobitach trwały gorączkowe przygotowania na powitanie dziedzica i jego żony.
Wyciągnięto z powozowni najcenniejszą, odkrytą karocę, którą do tej pory używał tylko Cesarz Wilhelm II i członkowie jego świty. Był to wystawny powóz koloru czarnego, wyściełany jasnym rypsem. Karoca nie miała kozła dla kuczera. Powozili ją dwaj kuczerzy, z których jeden siedział na lewym z sześciu koni w pierwszej dwójce a drugi na lewym koniu trzeciej dwójki. Obaj byli ubrani w cylindry i uroczyste liberie. Aleksander z żoną przyjechał do Słobit samochodem, ale w pobliskim lesie nowożeńcy przesiedli się do karocy. Z tyłu usiedli: przyboczny łowczy dworu Gustaw Adolf Schmitd z pióropuszem w kapeluszu i kordelasem myśliwskim oraz trzeci kuczer Gustaw Vill.
Przyjazd nowożeńców do Słobit cesarskim powozem
Przed dobrami przywitało ich trzech głównych zarządców siedzących na koniach i ubranych w odświętne surduty. Przed wejściem do pałacu zgromadzili się mieszkańcy Słobit, pracownicy majątku, pastor May, przedstawiciele organizacji młodzieżowej Deutschnationale Volskpartei oraz zaproszeni goście. Mowę powitalną wygłosiła matka Aleksandra. On sam podziękował wszystkim zgromadzonym i goście udali się na przyjęcie do komnaty zwanej uroczystą. Pracownicy majątku i mieszkańcy Słobit świętowali w ogrodzie.
Przywitanie nowożeńców w Słobitach
Małżonkowie mieli sześcioro dzieci: Sophie Mathildie (ur. 1927), Richarda (ur. 1929 zm. 1939 r.), Friedricha (ur. 1933 r. - potem miał 5. dzieci), Alexandrę (ur. 1934 r.), Ludwiga (ur. 1937 r.) i Johanna (ur. 1943 - miał 1 dziecko).
Małżonkowie von Dohna rozpoczęli urzędowanie w dobrach w skomplikowanej sytuacji politycznej Niemiec. Aleksander mocno zaangażował się w politykę. Poparł nawet Adolfa Hitlera i wstąpił do NSDAP. Jak już wspomniałem, historię ostatniego księcia ze Słobit, szczegółowo opisał Lech Słodownik z Elbląga i jest ona opublikowana na łamach Głosu Pasłęka i na stronie internetowej www.glospasleka.pl. Niewątpliwie zasługą Alekandra zu Dohna było to, że doskonale administrował majątkiem słobickim. Przeprowadził remonty pałacu w Słobitach i dworku w Prakwicach. Jako ciekawostkę podam tylko, że jesienią 1932 roku spotkał się z Adolfem Hitlerem, następny raz w 1933 roku - podczas pobytu kanclerza Niemiec w Kamieńcu. Jego kolegą szkolnym był też osobisty adiutant Hitlera Karl Wolff. Aleksander spotykał się z dygnitarzami III Rzeszy: Reinhardem Heydrichem, Heinrichem Himmlerem, a Hermana Göringa zaprosił nawet na polowanie do Prakwic. W swojej wspomnieniowej książce Aleksander jawi się jako przeciwnik nazizmu. Osobiście jednak uważam, że tym przeciwnikiem stał się dopiero po upadku III Rzeszy (jeśli stał się nim naprawdę - dop. autora). Był członkiem NSDAP (srebrną odznakę utopił w stawie w Słobitach „po przemyśleniach” jak sam pisze) i jak większość arystokracji popierał Hitlera w dojściu do władzy, przynajmniej na początku ruchu narodowosocjalistycznego, widząc w nim budowniczego „Wielkich Niemiec”. W czasie II Wojny Światowej Aleksander zu Dohna służył w Wermachcie, był nawet pod Stalingradem i w ostatniej chwili ocalał ze stalingradzkiego kotła. Wprawdzie osobiście zwalczał gaulaitera Kocha, ale nieznane są tego przyczyny. Był na pewno wysokim oficerem wywiadu III Rzeszy, skoro ostatnim samolotem wyrwał się z "kotła stalingradzkiego" i na pewno był ważny dla III Rzeszy.
Aleksander zu Dohna służył w Wermachcie
W internecie natknąłem się na artykuł pt. "Słobity - gdzie są skarby książąt zu Dohna?", który warto w całości zacytować jako ciekawostkę:
"W mroźną, styczniową noc dźwięk silnika automobilu stojącego przed pałacem wydawał się głośniejszy niż zwykle. Również twarz szofera tak zawsze rubasznego, tym razem była inna. Tym razem była jakby nieobecna...
Dopiero co obudzone przez guwernantkę dzieci, szybko nakarmione i ubrane w płaszczyki z dużymi, futrzanymi kołnierzami, jeszcze przecierały zaspane oczy, nie rozumiejąc dlaczego wyciągnięto je z ciepłych łóżek w środku nocy. Odkąd ojciec wrócił z wojny dom stanął na głowie. Od kilku dni szykowano się do opuszczenia pałacu. Matka mówiła, że być może na zawsze...
Jest 22 stycznia 1945 roku. Rodzina książąt zu Dohna ze Słobit w Prusach Wschodnich pośpiesznie opuszcza swój posiadany od kilkuset lat majątek. Ewakuują się w ostatniej chwili. Nazajutrz do Słobit wkraczają Rosjanie. Trzydziestoosobowy konwój księcia zu Dohna po dwóch miesiącach szczęśliwie dociera pod Bremen. Lecz nie przywożą ze sobą ogromnych zbiorów ze słobickiego pałacu. Nie mają ze sobą liczącej 50.000 woluminów, założonej w 1627 roku biblioteki. Nie ma zbiorów malarstwa niderlandzkiego. Nie ma kolekcji chińskiej i miśnieńskiej porcelany, złotych przedmiotów użytkowych, broni. Nie ma unikatowej kolekcji instrumentów muzycznych, zbieranych od średniowiecza... Jeden z największych prywatnych zbiorów w Europie rozpływa się w powietrzu. Skarby kultury ze słobickiego pałacu zostają gdzieś w Prusach Wschodnich...
Przyjrzyjmy się więc, czym był pałac w Słobitach, zanim zamieniono go w stertę gruzu, która świadczyłaby o tym, iż Matka Natura popełniła błąd pozwalając niektórym osobnikom zbyt wcześnie zejść z drzewa i dała do łapy ogień.
Będąc w okolicach Pasłęka zjedziemy z szosy na mało subtelną drogę, brukowaną kamieniami i to na odcinku kilku ładnych kilometrów. Zachowując auto i zęby w całości dotelepiemy się do wsi Słobity, gdzie przywita nas szczerząca się w ponurym uśmiechu ruina Pałacu Królewskiego, strasząca pustymi oczodołami okien, w których pająki tkają swoje gęste sieci, trwając od dziesięcioleci w wierze w niezmienność ich małego wszechświata.
Wyfasowany jeszcze w średniowieczu pałac, kilkukrotnie przebudowywany, ostatnio w stylu barokowym, znany był z niespotykanego rozmachu i przepychu. Odznaczał się bogactwem zdobień i wspomnianymi już, ogromnymi zbiorami. Do tego stopnia, iż w 1944 roku zjechali do Słobit niemieccy konserwatorzy, aby wykonać kilkaset kolorowych fotografii pałacowych fresków, najnowocześniejszym w owym czasie sprzętem. Freski rok później już nie istniały. O Słobitach mówiło się wtedy, że w wyjątkowości obiektu w równym stopniu mają swój udział Natura, Fortuna i Sztuka.
Pałac wybudował siedzący w Prusach Wschodnich od 500 lat ród zu Dohna. Przywlekli się oni na te ziemie wraz z Krzyżakami ze Śląska. Spokrewnieni z polską szlachtą Dunin oraz z obecnie panującą w Holandii dynastią Orańską-Nassau. Pełnili najwyższe w kraju urzędy, bywali dyplomatami i posłami. Jeden z zu Dohna negocjował z Napoleonem zawieszenie broni w 1807 roku, co ponoć skończyło się później ostrą balangą, kiedy Bonaparte gościł u zu Dohnów...
Dzierżyli również stanowiska Wielkich Łowczych Cesarstwa oraz opiekunów małoletnich królów. Anegdota mówi o tym, jak to jeden z zu Dohna zamknął w areszcie domowym, w pałacu w pobliskich Gładyszach 14-letniego następce tronu, późniejszego króla Fryderyka Wilhelma IV, gdy ten bawiąc tam agroturystycznie z bratem, nieco przesadził w zabawie w straż pożarną. Możemy się tylko domyślać, iż szczeniaki zjarały jeden z tych bezcenny arrasów lub dywanów, którymi później będzie zachwycał się Kossak, goszczący w Gładyszach. Choć wydaje się, że zakaz opuszczania komnaty, skutkujący kilkudniową przerwą w obłapianiu wiejskich dziewuch, był karą nazbyt surową, wobec straty jakiegoś tam gobelina.
U Dohnów gościli królowie na słynnych polowaniach, gościł car Rosji Paweł I, który upolował tam jelenia w lesie oraz ponoć jakąś blondynkę na sianie. Ród zu Dohna od pokoleń odznaczał się zamiłowaniem do sztuki. W dobrach mile widziani byli artyści, pisarze, aktorzy, którzy zawsze grosz jakiś tam zarobić mogli. Sami zu Dohna kultywowali przez generacje tradycje muzyczne, często dając koncerty na starych instrumentach w pałacowym parku, zarówno dla gości jak i dla gawiedzi. Jak ten na początku XX wieku dla dziewcząt z seminarium muzycznego w Hanowerze.
Ciekawym kaprysem było organizowanie ogólnodostępnych wycieczek i pikników, koleją lub konno, do miejsc związanych z historią lub do okolicznych pałaców. Lansowano w ten sposób poczucie piękna i dziedzictwa kulturowego wśród ludu i gości (niżej podpisany stara się tę zacną tradycję kontynuować) Dobrowolnie, jeszcze przed reformą Steina-Hardenberga, zwolnili też chłopów z poddaństwa, choć osobiście aż tak daleko bym się nie posuwał - rozumiem wycieczki, pikniki, ale tu już przesadzili.
Ostatnim panem na Słobitach zostaje książę Aleksander zu Dohna (1899-1997) , chrześniak króla Prus. W młodości kumpluje się z Himmlerem, Göringiem, spotyka się też z Adolfem. Książe wstępuje również do SS. Lecz w 1939 roku następuje przełom. Na pogrzebie swego syna, który wracając z bibki Hitlerjugend, w dniu urodzin Hitlera, przewraca się nieszczęśliwie na rowerze i ginie, a książę zrywa z trumny flagę ze swastyką i przykrywa flagą herbową, po czym srebrna odznaka SS ląduje w przypałacowym stawie. Później nazwisko księcia będzie się przewijać w związku z zamachem na Hitlera.
Książę podczas wojny walczy w Wehrmachcie i cudem wyrywa się z oblężenia pod Stalingradem. Feldmarszałek Paulus czując że sprawa się rypie, w ostatnim momencie wysyła dokumenty armii samolotem na zachód. Właśnie pod opieką księcia zu Dohna... W marcu 1944 roku książę odmawia rozstrzelania jeńców amerykańskich. Jeńcy i tak zostają rozstrzelani, a książę zdegradowany. W styczniu 1945 książę zu Dohna dociera w końcu na swoje włości, do Słobit, do pałacu, do rodziny...
Rosjanie są już w Prusach Wschodnich. Książę ma ma mało czasu i ograniczone możliwości transportowe. Postanawia więc ewakuować rodzinę i całą służbę oraz kilka ulubionych obrazów z gołymi babami. Nie może zabrać całej kolekcji. O tym co z nią zrobić miał czas myśleć jeszcze siedząc w sztabie. Wiemy też, że odmówił dr Rhode, opiekunowi bursztynowej komnaty, przyjęcia tej kupy bursztynu na przechowanie do Słobit tłumacząc się, że ze swoimi zbiorami będzie miał spory ambaras.
Kiedy za zakrętem znikają tylne światła samochodów i końskie ogony, do wsi wkraczają Rosjanie o mongolskich twarzach i sześciu zegarkach na ręku. W ślad za nimi, niczym wyżły podążają oficerowie z brygady trofiejnej, zajmującej się profesjonalnym rabowaniem dzieł sztuki. Lecz w pałacu prócz mebli, biblioteki i jeszcze ciepłych kartofli w pałacowej kuchni nie znajdują nic. Zniesmaczeni tą porażką palą bibliotekę (w latach 70tych ekipa z Uniwersytetu Gdańskiego, badająca ruiny natknie się na spalone grzbiety starodruków). Lecz kilkusetletnie księgi płoną szybko i fajerszoł nie robi na żołnierzach odpowiedniego wrażenia. Wrażliwi na piękno ognia czerwonoarmiści palą więc pałac, zaspokoiwszy tym samym swoje potrzeby estetyczne i splunąwszy za siebie, cisną dalej. Na Berlin.
W Słobitach książę pozostawia ogrodnika. Ten miast czmychnąć na zachód, nie tylko pozostaje w dzikim kraju, ale stara się też o obywatelstwo. To budzi podejrzenia polskiego UB, które słusznie się domyśla, iż ogrodnik pozostał w charakterze powiernika zbiorów. Służby przechwytują korespondencje od księcia, w której zawarte jest pytanie o bezpieczeństwo kolekcji. Oficerowie próbują zwerbować ogrodnika, w konsekwencji nawiązując kontakt z samym księciem zu Dohna. Książę raczy podjąć ze służbami grę w kotka i myszkę. Zwodzi ich i mami, w końcu wskazuje jakąś skrytkę w murach zrujnowanego pałacu, z kilkoma bibelotami. Jakieś kielichy, figurki, lichy łup...Lecz na tym kontakt się kończy. Skarbów nie ma.
Ruiny przez lata są poligonem doświadczalnym poszukiwaczy skarbów, którzy kują mury i ryją w piwnicach. Ale książę musiałby być głupcem, aby zbiory ukryć w pałacu. A głupcem nie był. Ród zu Dohna posiadał w swych domenach wystarczająco dużo dworów, pałaców i kościołów, aby w panice, która ogarnęła Prusy Wschodnie, na spokojnie zdeponować zbiory. A sucha krypta w gotyckim kościele nie tylko zachowa w dobrym stanie zasuszony uśmiech wujka Hainricha, ale i skrzypki Stradivariusa, owinięte w van Dycka. Poddasze w jakimś klasztorku również wydaje się być odpowiednim miejscem (niżej podpisany grasując na poddaszu chociażby bazyliki w Kętrzynie, ponad potężnymi sklepieniami, potrzebował lin, aby spenetrować wnęki kilkumetrowej głębokości, zawalone liśćmi, guanem, deskami, zbierającymi się tam od wieków. A przez kilka dni przejrzał zaledwie nikły fragment...)
Jest też jeszcze niesamowity cmentarz zu Dohna, ukryty w lasach pod Morągiem, obok wsi Markowo, do którego wstępu bronią natrętne niczym Luftwaffe komary. Niektórzy mówią, że tam należy szukać wskazówek... Niektórzy szukają ich z łopatami w rękach...
Dalszą część tej historii pozostawiam bujnej wyobraźni dziennikarzy, oraz różnej maści poszukiwaczom-regionalistom, którzy pod każdym głazem wietrzą tunel pełen skarbów. Dla mnie niech skarbem pozostanie ta pociągająca w swym majestacie ruina (nieco karkołomne sformułowanie, ale wiadomo o co chodzi) oraz park, w którym, gdy już umęczony nudą i bezrobociem lud położy głowę na poduszce, a w okolicznych, niewybrednych chatkach przestanie jazgotać bum-box informujący mnie, że "ona tańczy dla mnie" (gorszej tortury nawet Naziści by nie wymyślili), jeśli się wsłuchać w szum starych dębów, można usłyszeć echa koncertów dawanych tu niegdyś przez książąt zu Dohna. Tych, co królów karcić mogli." (źródło:Grzegorz 'Pepe' Pepłowski)
O wpływach rodu von und zu Dohna-Schlobitten na dworze cesarskim w Berlinie zaświadcza do dzisiaj m.in. przebieg linii kolejowej z Berlina przez Elblag do Królewca (tzw. Ostbahn, Kolej Wschodnia). Koncepcja jej budowy powstała w 1842 roku a pierwsze prace rozpoczeto w 1846 r. W 1851 roku linia z Krzyża dotarła do Bydgoszczy, następnie (1852) do Gdanska i w (1853) Królewca. Odcinek Tczew - Malbork, ze względu na trwającą budowę mostów na Wiśle i Nogacie, do 1857 r. pasażerowie przebywali dyliżansami konnymi. Budowę linii kontynuowano i w 1860r. poprzez Insterburg dotarła do granicy z Rosja w Eydtkuhnen (pol. Ejtkuny). Wykorzystując fakt, iż Pasłęk dyktował wysokie ceny wykupu gruntów i nie był skłonny do ustępstw, Dohnowie zaproponowali, by pominąć Pasłęk, a linie poprowadzić z Elbląga przez Bogaczewo na Młynary, oczywiście przez Słobity. By nie powodować zbędnego wydłużenia linii kolejowej stację zdecydowano wybudować w pewnym oddaleniu od wsi. Również z inspiracji tego rodu wybudowano w latach międzywojennych linie kolejowa ze Słobit do Ornety (stacje kolejowe w Janówku, Dobrym i Bażynach), dzięki czemu można było m.in. dojechać bezpośrednio do Kętrzyna (Rastenburg), w sumie 121,1km. Wkrótce stacja w Słobitach stała sie jednym z większych kolejowych węzłów wiejskich w tej cześci Prus Wschodnich (Ostpreussen) i wydatnie umożliwiała nie tylko Dohnom korzystanie z dobrodziejstw tego środka komunikacji. Niestety, linia do Dobrego została po niespełna 20. latach użytkowania rozebrana - w lipcu 1945 r. przez Sowietów.
Dworzec kolejowy w Słobitach
Peron na dworcu w Schlobbiten
Dla mieszkańców Starego Dzierzgonia istotną jest informacja, że książę Aleksander brał udział w pogrzebie leśniczego Dietricha Henrici, zastrzelonego w lasach białobłodzkich k. Starego Dzierzgonia, przez spadochroniarzy radzieckich. Henrici był nadleśniczym w Starym Dzierzgoniu, poetą i prozaikiem zaprzyjaźnionym z generałem von Tresckow, uczestnikiem zamachu na Hitlera. Dietrich Henrici musial się dobrze znać z Aleksandrem zu Dohna-Schlobitten skoro ten ostatni z dalekich Słobit przyjechał na pogrzeb nadleśniczego ze Starego Dzierzgonia.
Dietrich Henrici z córką Renate oraz psem Mungo, także zastrzelonym przez spadochroniarzy. Fot. z 1944 r. Fot. archiwum rodzinne R. Henrici
Spadochroniarzy potem wytropiono i zastrzelono. Była wśród nich młoda radiotelegrafistka. Ją samą zastrzelili jej towarzysze, ponieważ wcześniej została ranna podczas jednej z potyczek. W obławie na spadochroniarzy brali udział mieszkańcy Starego Dzierzgonia, policja i wojsko.
W 2014 r. przeglądając Internet natknąłem się na informację, którą zamieścił internauta o pseudonimie "Ewingi", którą w całości cytuję:
Partyzanci w St. Dzierzgoniu
Działania radzieckiej partyzantki w Lasach Starodzierzgońskich opisane były przez Kazimierza Skrodzkiego w Dzieje ziemi zalewskiej 1305-2005, Zalewo 2005, s. 243-244. Przytaczam fragment rozdziału Ziemia Zalewska w latach 1914-1944:
"Okolice Iławy i Zalewa, ze względu na położenie na przewidzianym kierunku natarcia oraz ze względu na węzły kolejowe w Iławie i Myślicach, były terenem zainteresowania Rosjan, szczególnie przed ostatecznym rozgromieniem wojsk niemieckich w Prusach Wschodnich. Rejon ten był zupełnie "nierozpracowany", dowództwo radzieckie nie dysponowało żadnymi wiadomościami o niemieckich przygotowaniach do obrony tego terenu. Do rozpoznania tyłów wroga kierowano doborowe oddziały komandosów, które zrzucano z samolotów na duże obszary leśne.
Wieczorem 24 sierpnia 1944 r. nadleśniczy w Starym Dzierzgoniu (12 km od Zalewa), Dietrich Henrici, udał się wraz z żoną na polowanie. Sam obserwował sarny na łąkach Mortunger Brücher (Mortąskie Trzęsawisko), natomiast jego żona czuwała na ambonie, umiejscowionej blisko granicy z Kamieńcem, 2 km na północ od trzęsawiska. W nocy obudził ją hałas nisko lecącego samolotu. Rankiem kobieta postrzeliła jelenia, lecz tylko go zraniła, dlatego państwo Henrici postanowili po południu go odszukać. Wyjechali z domu samochodem około godziny szesnastej. Poszukiwania postrzałka rozpoczęli koło ambony, gdzie leśniczyna spędziła noc. Udali się w kierunku Kamieńca, graniczącego z wielkim karczowiskiem, później rozdzielili się. Po kilku minutach pani Henrici usłyszała strzał, potem kilka następnych. Nie wiedząc co się stało, powróciła do auta. Czekała na męża, ale on nie wracał. Wieczorem udała się pieszo do oddalonego 7 km Forstmühle koło Białych Błot, skąd powiadomiono o całym wydarzeniu garnizon w Morągu. Wczesnym rankiem 26 sierpnia trzy oddziały Wehrmachtu zaczęły przeczesywanie lasu w poszukiwaniu zrzutu. Na karczowisku i pobliskich drzewach znaleziono 11 spadochronów. Nieopodal natrafiono na jednego ze skoczków, trafionego dwoma strzałami oraz zabitego psa nadleśniczego. Poszukiwania kontynuowano również następnego dnia. Znaleziono wtedy trzech spadochroniarzy. Wieczorem tego samego dnia przyjaciele znaleźli ciało leśniczego, w niewielkim fragmencie lasu. Pogrzeb Dietrycha Henrici odbył się 31 sierpnia. Pochowany został w lesie, niedaleko drogi ze Starego Dzierzgonia do Kamieńca, w brzozowym młodniku koło Białych Błot.
Henrici był poetą, prozaikiem i wykształconym leśnikiem, zaprzyjaźnionym z gen. Hennigiem von Tresckow, członkiem antyhitlerowskiej opozycji w armii. Mimo, że trzymał się z dala od narodowego socjalizmu, większość uczestników pogrzebu przybyła w brunatnych i czarnych mundurach. Był też książę Aleksander zu Dohna ze Słobit.
Według relacji Renate Henrici, pozostali przy życiu skoczkowie podzielili się na dwuosobowe grupy nękające okoliczną ludność. Organizowano więc na nich obławy, a pochwyconych, po przesłuchaniu, rozstrzeliwano na miejscu. Z jedenastu spadochroniarzy do października 1944 r. wyłapano dziewięciu, w tym jedną kobietę. Sądzono, że dwaj ostatni przedostali się przez linię frontu do swoich. Jednak na początku grudnia dwóch Rosjan próbowało odebrać pewnemu polskiemu chłopcu, przebywającemu tutaj na robotach przymusowych, konia z bryczką. Przysłany na drugi dzień, batalion wojska z Morąga wytropił ostatnich rosyjskich komandosów schowanych w paśniku dla zwierząt, których natychmiast po przesłuchaniu rozstrzelano.
W literaturze polskiej, poświęconej operacjom rozpoznawczym Armii Czerwonej na ziemi wroga, mowa jest o zrzucie w okolicach Zalewa. Mianowicie 21 sierpnia, w lesie, na terenie bagnistym, koło miasta, zrzucono siedmioosobową podgrupę desantową. Skoczkami dowodził Iwan Czurkin, a w składzie grupy był między innymi jeden Austriak, kolega Alfreda Scholza, który zrelacjonował później całe wydarzenie. W walce z obławą większość zwiadowców poległa, zabito przy tym dwóch Niemców. Czurkin, wraz ze skoczkiem Iwanem Wasiliewem, ukrywali się potem w lasach koło Nowego Miasta Lubawskiego. Jednak 9 listopada 1944 r. wpadli w ręce Niemców.
Według W. Góry i S. Okęckiego, w nocy z 17 na 18 sierpnia 1944 r. na dalekim zapleczu nieprzyjaciela, wylądowały dwie siedmioosobowe podgrupy, w ramach jednostki wywiadowczej Sztabu Generalnego Armii Radzieckiej. W jednej z podgrup znajdował się niemiecki antyfaszysta Alfred Scholz. Z drugą podgrupą, w skład której wchodził podoficer Priganost (robotnik wiedeński z dzielnicy Floridsdorf), od początku nie nawiązano kontaktu. Według późniejszych informacji lądowanie jej nastąpiło w pobliżu małej stacji kolejowej, gdzie znajdowały się liczne oddziały wojsk niemieckich. W wyniku natychmiastowej obławy w lesie wywiązała się walka, w której podobno wszyscy członkowie tej podgrupy desantowej zginęli".
Zacytuję jeszcze ciekawy tekst sprawozdania w tłumaczeniu Pana Kazimierza Madeli z Jerzwałdu. Ein westpreussisches Heimatbuch: Der Kreis Rosenberg - Alfred Müsse 1963. Autorem sprawozdania jest Gustav König - leśniczy z Kamieńca albo z Doliny.
Komandosi radzieccy w kamienieckich lasach w 1944 r.
"Rozpoczęło się wszystko w małej wsi Dolina, gdzie jest leśniczówka, szkoła, kilka domów robotników leśnych, trochę łąki i kawał pola. Wieś ta jest otoczona ze wszystkich stron lasem, a niedaleko niej znajduje się jezioro Bądze. Na polu przy wsi uprawiano kartofle i warzywa, zaś w ogrodach drzewa owocowe. Ziemia była tam dobra i nadawała się do tego celu, ale dziczyzna wychodziła w nocy z lasu i żerowała na tych uprawach. Dlatego do ich pilnowania wyznaczono strażnika nocnego. Był nim 45. letni Polak o nazwisku Kolecki, którego przysłano ze wsi Kazanice z powiatu Lubawskiego, gdzie od wielu lat pracował w lasach i pokazał się jako godny zaufania robotnik, mimo że Polak. Człowiek ten we wsi Dolina pełnił służbę strażnika od zmroku do świtu i nie był uzbrojony.
Rankiem 24 sierpnia 1944 r. podleśniczy Kaul z Doliny zameldował, że Kolecki nie wrócił ze służby nocnej do domu. Natychmiast więc rozpoczęto przeszukiwanie terenu wokół wsi. Już po krótkim czasie odkryto na piaszczystym polu kartofli odciski butów naszego strażnika, a obok nich nieznane ślady butów trzech innych ludzi. Ślady te wskazywały, jakby Kolecki był przez kogoś prowadzony do pobliskiego lasu i były jeszcze dobrze widoczne na drodze leśnej na odcinku jednego kilometra, potem zanikły w podszyciu leśnym. Poszukiwanie Koleckiego rozpoczęto dopiero następnego dnia, ale już przy udziale policji, leśników, robotników leśnych i paru osób cywilnych. W wyniku intensywnego przeczesywania terenu znaleziono niespodziewanie spadochrony ukryte w gęstych krzakach. Stało się więc oczywiste, że mamy do czynienia z komandosami radzieckimi. Tego samego dnia przeszukano bezskutecznie jeszcze spory kawał lasu. Dopiero przed zmrokiem kilku robotników leśnych, wśród nich byli ludzie znający język polski i rosyjski, natknęło się w gęstym zagajniku na trzech komandosów siedzących na małym pagórku. Komandosi przepytali natychmiast owych ludzi, co tutaj robią, a ci wyjaśnili, że szukają kolegi zawieruszonego w lesie. Wtedy komandosi rozkazali im usiąść na ziemi i nie ruszać się z miejsca. Ale po kilku minutach puścili wszystkich wolno, pod warunkiem, że nie zdradzą nikomu o tym spotkaniu, bo w przeciwnym razie czeka ich śmierć. Mimo tej groźby ludzie ci przybiegli do nas i opowiedzieli o całym zdarzeniu. Wysiadłem wtedy z samochodu i pieszo udałem się do uczestników akcji poszukiwawczej. Gdy doszedłem do długiego szpaleru naszych ludzi przeszukujących teren, zabrzmiały strzały karabinowe skierowane w naszym kierunku. Terkot broni maszynowej dochodził z odległego o 60 kroków mokradła zarośniętego krzakami, gdzie było obniżenie gruntu i z boku mały pagórek. Strzelcy byli dobrze ukryci i mieli świetne pole obserwacji na odkryty teren, gdzie w tej chwili znajdowałem się obok naszych ludzi. Natychmiast rzuciliśmy się wszyscy na ziemię i leżeliśmy na niej nieruchomo, ale kanonada strzałów trwała nadal. Wtedy dało się też słyszeć huk jeszcze innych wystrzałów z miejsca odległego ode mnie o 250 kroków, gdzie przebiegała granica między leśnictwami Stary Dzierzgoń i Kamieniec. Akurat tam i dokładnie o tej porze byłem umówiony na spotkanie z nadleśniczym Dietrichem Henricim ze Starego Dzierzgonia. W pewnej chwili zobaczyłem znanego mi wyżła nadleśniczego Henriciego, który właśnie stamtąd pędził wielkimi susami w kierunku ukrytych komandosów. Ale zanim tam dobiegł, został rozszarpany kulami naszych wrogów – padł w skoku. Zaraz potem, prawie jednocześnie, zabrzmiała seria z karabinu maszynowego i dwa strzały z fuzji myśliwskiej, te ostatnie prawdopodobnie z dubeltówki nadleśniczego Henriciego. Wtedy nastała zupełna cisza i do zapadnięcia ciemności nie padły już żadne strzały. Ludzie z kordonu poszukiwawczego otrzymali rozkaz pozostania na miejscu i czuwania do rana. Jeszcze tej samej nocy okolicę mokradła otoczyło dodatkowo 450 żołnierzy Wehrmachtu sprowadzonych z Iławy. O świcie rozpoczęto dalsze poszukiwania. Ale już nie tylko Koleckiego, lecz również nadleśniczego Henriciego, który nie wrócił na noc do domu, co zgłosiła jego żona. Poszukiwania dotyczyły teraz tylko tych dwóch zaginionych, gdyż uważaliśmy, że otoczeni półokręgiem komandosi zdążyli zbiec i zmienić miejsce swojego ukrycia. Jednak rzeczywistość okazała się inna. Gdy o świcie przeszło pół tysiąca ludzi zaczęło poruszać się koncentrycznie w kierunku mokradła, wywiązała się gwałtowna strzelanina w odległości kilkuset metrów od wczorajszego miejsca. Krótko potem udało się schwytać rannego w udo komandosa, który przedtem zdążył zabić jednego naszego żołnierza i postrzelić w nogę dowódcę Wehrmachtu. Tego samego dnia ujęto następnego komandosa, a w dziurze po korzeniu starego drzewa znaleziono przywalone chrustem zwłoki Koleckiego. Kolecki miał w okolicy serca dwie rany od pchnięcia sztyletem i twarz przysypaną piachem. Stan zwłok wskazywał, że śmierć nastąpiła już trzy dni wcześniej, chyba zaraz po uprowadzeniu. Znaleziono też martwego rolnika Ernsta Nowarka z Bornic, osierocił 6 dzieci. Niedaleko mokradła odkryto też porzucone obozowisko komandosów, gdzie obok kawałka anteny radiowej znaleziono ukrytą pod mchem dubeltówkę nadleśniczego Henriciego ze śladami krwi na kolbie i lufie. Zdaje się więc, że poprzedniego dnia wieczorem nadleśniczy Henrici natknął się na granicy leśnictw Stary Dzierzgoń i Kamieniec na drugą grupę komandosów. Dubeltówka Henriciego musiała być zatem jeszcze tej samej nocy przyniesiona do tego obozowiska. Dalsze poszukiwania nadleśniczego Henriciego prowadzone przez Wehrmacht przy użycia policyjnych psów tropiących i myśliwskich Henriciego nie dały żadnych wyników ani tego samego, ani następnego dnia. W niedzielę 28 sierpnia prowadzono dalsze poszukiwania z psami - bez skutku. Zdecydowaliśmy się wtedy przeczesać większy teren lasu, gdyż byliśmy przekonani, że nadleśniczy Henrici został uprowadzony przez komandosów w inne miejsce. Z kilkoma leśnikami wsiadłem wtedy do mojej bryczki i zaproponowałem dowódcy Wehrmachtu, aby podążył za nami. Jednak on poprosił wpierw o krótką przerwę śniadaniową dla swojego oddziału. Pojechaliśmy zatem bryczką tylko kilkaset metrów dalej i zatrzymaliśmy się, aby poczekać na posilających się żołnierzy. Nagle jeden z koni zaczął niespokojnie parskać. Zwróciłem na to uwagę, ale jeden z kolegów leśników odpowiedział, że to chyba nic nie znaczy, gdyż zapewne konie reagują w ten sposób na zapach pozostawiony tu przez psy tropiące. Obejrzałem się do tyłu i na pagórkowatym terenie zobaczyłem zbliżających się żołnierzy. Pomachałem do nich ręką i wtedy na mój znak przyspieszyli marsz w moim kierunku. Nadal jeden z koni sapał i prychał, jednocześnie położył łeb na grzbiecie drugiej chabety. Akurat doszli do nas żołnierze Wehrmachtu i rozeszli się na lewo i prawo od bryczki. Już po krótkiej chwili jeden z nich zawołał z gęstego młodnika grabowego – „tutej leży nadleśniczy i jeszcze jeden”. Były to zwłoki Henriciego, a pięć kroków od niech leżał martwy komandos. Henrici miał na piersi ranę od kuli i kilka ran postrzałowych głowy oraz strasznie zdruzgotaną szczękę dolną, prawdopodobnie od uderzenia jego własną dubeltówką, był bez butów, brakowało jego czapki, portfela, noża myśliwskiego i lornetki - część tej ostatniej znaleziono w torbie pochwyconego później komandosa. Prawdopodobnie Henrici szedł wzdłuż granicy leśnictw i niespodziewania natknął się na komandosów ukrytych w gęstym zagajniku, którzy natychmiast zaczęli do niego strzelać z odległości jakichś 10 m. Henrici zdążył jeszcze wystrzelić ze swojej dubeltówki i śmiertelnie trafić jednego z napastników, zaraz potem ugodziły go kule wrogów. Komandosi wciągnęli zwłoki nadleśniczego i swojego kolegi głęboko w gąszcz tego zagajnika, gdzie zostały one znalezione dzięki instynktowi koni. Po potyczkach z komandosami w ostatnich dniach sierpnia zdawało się, że ślad po nich całkiem zaginął. Ale spokój trwał krótko. Zaczęły bowiem znikać owoce i warzywa z ogrodów mieszkańców wsi Dolina oraz pojawiły się podejrzane ślady na słabo uczęszczanych dróżkach leśnych odległych o 2-3 km na południe od wsi. Stało się więc jasne, że komandosi zmienili swoje obozowisko, ale nie opuścili naszej okolicy. Ich nowa kryjówka znajdowała się prawdopodobnie gdzieś w gąszczach leśnych na terenie bagien i trzcinowisk wokół jeziora Gaudy. Gdy obszar ten bezskutecznie przeczesało 500 żołnierzy z oddziałem policjantów, zaprzestano dalszych poszukiwań i zarządzono tylko wzmocnione obserwacje tego terenu przez Wehrmacht i policję. W szkole we wsi Dolina zakwaterowanych było 12 pracowników leśnych, byli to w większości Polacy. Z nieznanych nam powodów zostali oni pewnej wrześniowej nocy napadnięci przez komandosów. Napastnicy walili do drzwi i żądali ich otwarcia, ale robotnicy nie chcieli ich oczywiście wpuścić do środku i zabarykadowali wejście. Gdy komandosi zaczęli rozbijać drzwi, napadnięci wyskoczyli oknem z tyłu budynku i uciekli do oddalonej o 150 m leśniczówki. Hałas i krzyki wołania o pomoc zaalarmowały okoliczne posterunki wartownicze. Po szybkim przybyciu na miejsce policji komandosów już nie było, zbiegli do lasu w nieznanym kierunku.
Któregoś następnego dnia duży oddział Wehrmachtu z 20 psami tropiącymi przeszukał kilkadziesiąt hektarów gęstych młodników świerkowo-sosnowych. Kolumna wojska przeczesywała teren, a jeden żołnierz od drugiego miał być oddalony tylko o jeden krok. Z powodu niezwykłego gąszczu drzew nie było to jednak możliwe, nawet psy straciły orientację. I tym razem poszukiwania nie przyniosły efektu. Ale w tych gęstwinach kryjówki komandosów wcale nie było, tak zeznał dwa dni później jeden z nich, pochwycony podczas wieczornej strzelaniny. Okazało się bowiem, że gdy nasze wojsko przeszukiwało coraz to inne regiony lasu, komandosi ukrywali się przez cały czas w zagajniku blisko leśniczówki wsi Dolina. Odnaleziono tam potem spore ilości skórek po pomidorach, ogórkach, kartoflach i marchwi oraz resztki psich kości i sierści, co wyjaśniło losy zaginionego w pobliżu leśniczówki myśliwskiego teriera. W tym porzuconym obozowisku leżały też zwłoki telegrafistki rosyjskiej, gdzieś 20-25 letniej dziewczyny. Pochwyceni później komandosi zeznali, że telegrafistka złamała kość udową podczas skoku spadochronowego. W to miejsce przynieśli ją koledzy na prowizorycznych noszach i opatrzyli ranę, a następnie czekali na poprawę jej zdrowia. Gdy okazało się, że bez pomocy lekarskiej nie ma na to szans, dowódca komandosów zastrzelił ją strzałem w skroń - dziewczyna spała wtedy. Huk tego właśnie wystrzału było nawet słychać o zmierzchu dwa albo trzy dni wcześniej w leśniczówce we wsi Dolina, ale nie można było ustalić, z jakiego kierunku dochodził.
Podczas kolejnej potyczki na skrzyżowaniu leśnych dróg ciężko rannych zostało dwóch żołnierzy Wehrmachtu, ale ujęto przy tym jednego komandosa i jednego zraniono. Tego ostatniego uratowali jego koledzy i razem udało się im uciec. Odkryto też nowe obozowisko komandosów w olszynowym zabagnieniu nad jeziorem Gaudy, gdzie wywiązała się strzelanina i lekko draśnięty został jeden żołnierz Wehrmachtu. Gdy nasi wrogowie stamtąd zbiegli, znaleziono tam porzucony nadajnik radiowy i zwłoki tego wcześniej rannego komandosa, który został zabity przez swoich strzałem w głowę. Nową kryjówków komandosów był zagajnik położony 4 km dalej od tego miejsca w kierunku południowo-wschodnim, na co wskazywały ślady odkryte w lesie. Po ich zauważeniu przegrupowano oddziały wojska oraz policji i nakazano obserwować ten teren. Każdej następnej nocy dochodziło tam do strzelaniny, jednak bez ofiar po naszej stronie.
Dnia 13 października rozpoczęto w lasach wielką i dobrze przygotowaną obławę na komandosów. Tego właśnie dnia znaleziono przy jamie borsuczej karabin oparty o złamaną sosnę. Było to na skraju leśnej przesieki, gdzie wokoło leżały opadłe liście bukowe i nic nie wskazywało na ludzkie ślady. Również przy wejściu do nory borsuka nie było widać nic podejrzanego. Niemniej nasi żołnierze wrzucili do tej nory dwa granaty i ostrzelali ją z karabinu maszynowego. Zaraz potem wyczołgało się niej dwóch komandosów. Okazało się, że we wnętrzu nory borsuka komandosi wygrzebali komorę o wielkości 1,5 m – 1,0 m i tam się sprytnie ukryli. Po rozkopaniu całości skrytki znaleziono w niej trzeciego komandosa, ale ten był już martwy. Być może został trafiony naszymi kulami, albo zginął z własnej ręki. Ostatni dwaj komandosi próbowali przebić się na południe, gdzie chcieli połączyć się z innymi zrzuconymi w okolicy Lidzbarka Welskiego albo frontem sowieckim idącym na Warszawę. Pochwyceni zostali podczas snu na skraju leśnej przesieki przez poranny patrol leśniczego oddziałowego ze Zbiczna (Powiat Nowomiejski). Nie doszło przy tym do walki." Tłumaczenie Kazimierz Madela Jerzwałd
W ksiące pt. Die Heimatchronik der westpreussischen Stadt Christburg und des Landes am Sorgefluss - 1961 r. Otto Piepkorn podaje, że nad lasami kamienieckimi zrzucono siedmiu komandosów radzieckich i że wszyscy byli Azjatami. To ostatnie nie wydaje się prawdopodobne, gdyż nie wspomina o tym Gustav König, który widział zwłoki kilku komandosów i fakt ten nie uszedłby raczej jego uwadze.
Wiadomo, że grób nadleśniczego Dietricha Henriciego znajduje się miejscowości Białe Błoto, prawdopodobnie zginął w tym miejscu. Groby komandosów radzieckich nie są znane, nikt nie zna też nazwisk tych dzielnych chłopaków i odważnej dziewczyny.
Od lewej Renata Grążawska i Renate Henrici przy grobie Dietricha Henrici
Wspomnienia Renate Henrici. Obok niej stoją Jerzy i Renata Grążawscy, których zaliczam do moich przyjaciół. Z Renią przez dwadzieścia lat pracowałem. Niestety Jerzy po ciężkiej chorobie zmarł. Obydwoje bardzo cenię. Wspaniali ludzie.
Grób Dietricha Henrici znajduje się w miejscowości Białe Błoto na terenie leśnej szkółki i opiekuje się nim leśnik Jerzy Grążawski i jego żona Renata. Córka Henriciego, frau Renate Henrici, często go odwiedza. Ponoć pogrzeb, 25 sierpnia 1944 roku, był manifestacją nazistowską. Większość uczestników przybyła w brunatnych mundurach, a Aleksander zu Dohna wystąpił na nim po raz ostatni w mundurze oficera Wermachtu. Nie dziwi to nikogo, wprawdzie Dietrich Henrici był przeciwnikiem nazizmu, ale jego żona była podobno fanatyczną zwolenniczką ruchu (wspomina o tym jej córka Renate) i urządziła pogrzeb jako manifestację. Podczas odwiedzin Renate Henrici w Starym Dzierzgoniu w 2008 roku spytałem ją o mundury, w które byli ubrani uczestnicy pogrzebu i otrzymałem odpowiedź, że "dla wielu uczestników mundur był najlepszym ubraniem jakie posiadali i dlatego ubrali je na pogrzeb". Pozostawiam to bez komentarza.
Śp. Renate Henrici i śp. Jerzy Grążawski - leśnik, człowiek wielkiego serca, mój przyjaciel
Niestety czas biegnie i nie ma już wśród żywych leśniczego Jerzego Grążawskiego i Renate Henrici. Grobem Dietricha Henrici opiekuje się nadal Pani Renata Grążawska.
Grób Dietricha Henrici - pochowanego w 1944 roku w miejscowości Białe Błoto k. Starego Dzierzgonia. Fotografia wykonana przez polskiego leśniczego Metziga w 1952 roku. Drugi, mniejszy krzyż symbolizuje mogiłę syna Dietricha, Ubbo Henriciego, który zginął pod Radomiem także w 1944 roku
Grób Dietricha Henrici - stan obecny. Z Joachimem Prinzem
Porządkowanie grobu przed Świętem Zmarłych w 2015 roku. Z lewej Agnieszka Prokop, z prawej
Renata Grążawska
Jak wspomniałem Dietrich Henrici był bliskim przyjacielem generała Henniga von Treskov. Tuż przed wybucham II Wojny Światowej generał, wraz ze sztabem dywizji piechoty, w której służył, kwaterował w Starym Dzierzgoniu. Sztab dywizji ulokowany był w budynku nadleśnictwa. Wspominała o tym Renate Henrici w rozmowie ze mną.
Nadleśnictwo w Starym Dzierzgoniu. Fot. archiwum Renate Henrici
Budynek nadleśnictwa, w którym mieszkał D. Henrici był miejscem zakwaterowania sztabu dywizji piechoty tuż przed uderzeniem na Polskę w 1939 r. Budynek istnieje w Starym Dzierzgoniu do dnia dzisiejszego.
Budynek nadleśnictwa. Widok od podwórza. Fot. archiwum R. Henrici
Dzieci Dietricha Henrici - syn Hans i córka Karin. Fot. archiwum Renate Henrici
Widok na podwórze z okna pokoju. Fot. archiwum Renate Henrici
Dietrich Henrici z rodziną tuż przed wyruszeniem na front, przed nadleśnictwem w Starym Dzierzgoniu. Od lewej u góry: Margret Henrici (żona Dietricha), Dietrich Henrici, Renate Henrici (starsza córka). Od lewej z dołu: Ubbo Henrici (najstarszy syn, który zginął podczas wojny pod Radomiem 21 sierpnia 1944 r.)), Karin Henrici (młodsza córka), Hans Huberus Henrici (drugi syn). Fot. archiwum R. Henrici
Renate Henrici z bratem Ubbo w Starym Dzierzgoniu. Fot. archiwum R. Henrici
Z powodu ciężkiej choroby Dietrich Henrici został z frontu zwolniony i aż do śmierci był dalej nadleśniczym w Starym Dzierzgoniu. Trzeba mu oddać, że dbał o pracowników leśnych, zbierał dla nich żywność. Np. pod pozorem dokarmiania zwierzyny siał na leśnych polanach zboże, które potem rozdawał potrzebującym. W lasach starodzierzgońskich zachowała się droga, którą Dietrich Henrici utwardził kołkami dębowymi, wbijanymi pionowo w drogę.
Fragment drogi utwardzonej dębowymi kołkami. Fot. Renate Henrici
Dietrich Henrici na zrębie w Jerzwałdzie. Fot. archiwum R. Henrici
Nieistniejący domek myśliwski pobudowany w lasach w okolicach Jerzwałdu przez Dietricha Henrici. Fot. archiwum Renate Henrici
Wszystkie informacje o Dietrichu Henrici są spisane na podstawie moich rozmów z jego córką Renate Henrici, która w 1993 roku spisała swoje wspomnienia w języku angielskim "From Alt Christburg to Stary Dzierzgoń", które w tłumaczeniu Pana Janusza Sokołowskiego i przekładzie wierszy Dietricha Henrici z języka niemieckiego Pani Elizabeth Gawron ukazały się pod polskim tytułem "Od Alt Christburga do Starego Dzierzgonia" w 1996 roku staraniem Gminnego Ośrodka Kultury w Starym Dzierzgoniu. Byłem wówczas jego dyrektorem i napisałem przedmowę do książki.
Książka wydana nakładem 500 szt. obecnie jest "białym krukiem" i nie do zdobycia
Warto wspomnieć osoby, które finansowo wsparły wydanie książki. Tym bardziej, że niektórych nie ma obecnie (2021 r.) pośród nas. Nie ma też autorki książki zmarłej 14 sierpnia 2017 roku w Getyndze.
- Michał Juchniewicz - Nadleśnictwa Susz,
- Andrzej Kotliński - Park Krajobrazowy w Jerzwałdzie,
- Bogusław Pietrzak,
- Zbigniew Pogorzelski,
- Tadeusz Leszek,
- Agata i Maciej Naganowscy,
- Jerzy Marszałek,
- Stanisława i Andrzej Górny,
- Renata i śp. Jerzy Grążawscy,
- Przedsiębiorstwo ROLMAX Susz,
- Gminny Ośrodek Kultury w Starym Dzierzgoniu
Renate Henrici podczas wieczoru autorskiego w 2012 roku zorganizowanego przez Gminny Ośrodek Kultury w Starym Dzierzgoniu
Renate Henrici i Jerzy Grążawski w 2012 roku
Powróćmy jednak do losów Aleksandra zu Dohna. Koniec wojny to dla Aleksandra okres ratowania majątku. Kolumna wozów konnych wyruszyła ze Słobit 22 stycznia 1945 roku. Aleksander długo żegnał się z majątkiem. Objeżdżał konno pola i lasy, nie mógł przeboleć, że pałac w którym od ponad trzystu lat zamieszkiwał ród von Dohna, zostanie stracony na zawsze. Z dobytkiem zapakowanym na wozy, dosiadając ulubionego wałacha „Ollo” wyruszył na zachód. Trasa wiodła prze Prusy, Niemcy i po wielu tygodniach zakończyła się, 22 marca 1945 roku, w miejscowości Eystrup koło Bremen.
Kolumna na trasie ucieczki
Po drodze niby zaginęło prawie wszystko. Chyba jednak nie do końca, ponieważ cała kolumna wozów jednak dotarła na miejsce. Jednak historia „ukarała” ostatniego z książąt von Dohnów. Uratował życie, lecz stracił wszystko, co życie to wypełniało. Zniszczeniu uległy piękne pałace w Słobitach, Kamieńcu i dworek w Prakwicach. Po II Wojnie Światowej wielokrotnie odwiedzał Słobity i Prakwice. Próbował namówić włdze polske do odbudowy Słobit. Nic z tego nie wyszło. Dzisiaj oba pałace są w kompletnej ruinie, podobnie jak pałac w Kamieńcu. Jednak Aleksander był bardzo ciekawą postacią, zresztą jak wszyscy członkowie rodu von Dohna. Zmarł w 1997 r. W ostatnich latach życia stracił wzrok ale nic nie stracił na aktywności. Ciągle wspominał świetność rodu. Napisał swoją wspomnieniową książkę, nagrywał programy w niemieckiej telewizji oraz powstał film DVD z jego wspomnieniami pt. "Prökelwitz und Schlobitten".
Trasa ewakuacji
Rodzina Dohnów początkowo była katolicka i nie uległa od razu wpływom nauki Lutra - dopiero znacznie później. Sądzić by wypadało, że w czasach katolickich w Słobitach był jakiś kościół, bo magnaci mniejszej rangi o to się starali przy swoich majątkach. Jest rzeczą pewną, że w 1586 roku Burggraf Achatius zbudował w Słobitach kościół i w tym kościele było pochowanych dwoje jego dzieci Fabian i Barbara.
Dohnowie zbudowali sobie w Słobitach wspaniały pałac. Kościółek tymczasem był skromny i prosty. Bliższych danych o pierwszym kościele niema, ale przypuszczać należy, że był on z drewna i być może uległ jakiejś katastrofie, bo w Słobitach powstaje nowy kościół w latach 1656-1657, co widać z dat na dwu cegłach oraz z dokumentów w archiwum słobickim.
Ten kościół był prosty i skromny, bez wieży, jednohalowy z przybudówką na zakrystie od strony południowej i drugą przybudówką od strony wschodniej jako mauzoleum na groby rodziny Dohnów. Dzwony były umieszczone w specjalnej wieży zbudowanej blisko kościoła. Wnętrze było proste tylko okna były oszklone. Ołtarz był zdobiony skrzydłami przeniesionymi ze starego ołtarza. W 1724 r. ołtarz i te skrzydła były odnowione. W ścianie z tyłu ołtarza od wchodu były drzwi prowadzące do grobowców rodziny Dohnów. Było w nim 14 trumien. Ambona w tym kościele była również odnowiona w 1724 r., dokonał tego Michał Kindermann z Elbląga.
Organy były małą pozytywką z 1667 r. wykonaną przez Jana Teicherta z Walfendorfu. Potem zostały w 1746 roku sprzedane przez Steinhauera J. Dan. Bechmanna za 33 talary i 30 groszy a na ich miejsce zafundowano sobie organy bez pedału. Miały one dwa wyciągi boczne, jeden dla kalikanta a drugi na dzwon. Szafa była rzeźbiona w stylu rococo, 2,7 m. szerokosci na 1,01 m. głębokości. W 1872 roku organy te podarowano kościołowi w Friedrichabruck w powiecie Konitz, a do nowego kościoła sprawiono sobie nowe organy. W tym kościele był kamienna chrzcielnica z 1669 roku i wisiał na ścianie tzw. Kuppelbau - chyba jakiś zegar ze wskazówkami drewnianymi (56 cm i 24 cm), ofiarowany przez małżonków Korn w 1822 roku na pamiątkę ich zmarłych dzieci.
Kościół był lichy i nieładny. Wstyd było pokazywać tak wybitnym gościom jak sam Cesarz taką ruderę i dlatego rodzina Dohnów postanowiła ten kościół rozebrać i wybudować inny, ładniejszy. Dnia 15 lutego 1863 roku, po południu, odbyło się ostatni raz nabożeństwo połączone z jubileuszem jednego z mieszczan Huberta Friendensa. Trumny z mauzoleum przeniesiono wtedy do wieży, a kościół rozebrano.
Burggraf zu Dohna Ryszard Fryderyk za własne pieniądze w ciągu dwóch lat wybudował nowy murowany kościół w stylu neogotyku i w jednej przybudówce urządzono mauzoleum, do którego przeniesiono czternaście trumien z dawnych czasów, ponieważ od 1809 roku Dohnowie grzebali się na cmentarzu przy kościele. Kościół zaplanował architekt z Pasłęka Baumgart, a majstrami murarskimi byli Coetner i Bhlert, obydwaj z Młynar. W niedługim czasie zmarł architekt Baumgart, a jego miejsce zajął Foelsche i on zaplanował wieże. Wskutek wojny niemiecko-francuskiej w 1869 – 1870 roku roboty wykończeniowe były trochę zahamowane, ale potem prowadzone dalej. Do tego kościoła wstawiono w 1868 roku nowe, duże organy, dzieło gdańskiego mistrza organowego Józefa Junzena, które kosztowały 1300 talarów. Organy te miały dwa manuały, o 4 i 2 oktawach od contra C do f i pedał również dwuoktawowy. Ponadto były 4 dzwoneczki z wiatraczkiem. Wiatrownica była umieszczona na wieży.
Gdy kościół był wykończony na zewnątrz i wewnątrz, nastąpiło jego poświęcenie 11 sierpnia 1872 roku. Dohnowie na poświęcenie zaprosili dużo wybitnych gości. Przyjechał generalny superintendent z Królewca – D. Moll, powiatowy superintendent z Pasłęka, miejscowy superintendent Schiffdecker, pastor R. Erdmann z Nowicy. Przemawiali Burgraf Ryszard Fryderyk zu Dohna - jako patron. Kazanie wygłosił Schiffdecker, a ceremonię liturgiczną odprawil Erdmann.
Kościół zbudowano na planie prostokąta o wymiarach 29,5x15,1 na zewnątrz a wewnętrzne wymiary to 27,2x14,2. Jest zbudowany na fundamencie z kamienia polnego i cegły, kryty dachówką tzw. „Biberschwanze”. Dla wzmocnienia ścian postawiono po czterech rogach nawy głównej przystawki wzmacniające. Dwie przy rogach wieży, trzy od strony południowej i dwie od strony północnej. Wejście do kościoła jest od strony zachodniej przez wieżę i od strony południowej. Okna w ścianach to cztery gotyckie od strony północnej i południowej, dwa gotyckie od strony zachodniej i jedno gotyckie od strony wschodniej. Okna były oszklone na razie zwykłym szkłem, a potem zastąpione szkłem kolorowym.
Dzwony były zawieszone na wieży, przeniesione ze starego kościoła. Były dwa. Jeden większy o wysokości 91 cm i rozpiętości kołnierza do 102 cm. Napis: „bądź pogodny (wesoły) w nadziei, cierpliwy w trudnościach, wytrwały w modlitwie, czuwaj stojąc w wierze, bądź mężny i silny” (I Kor. 16.13) Drugi dzwon miał rozmiary 83 cm średnicy i 68 cm wysokości, miał napis ten sam co na dużym dzwonie. Obydwa te dzwony pochodziły z 1825 roku i byłe odlane w Królewcu w giserni Ludwika Copinusa, Odlano je za patrona Fryderyka-Ferdynanda Burggrafa zu Dohna, a proboszczem (pastorem) wówczas był Dreist, sołtysem Gottfryd Porsch. Odlanie tych dzwonów w 1825 roku kosztowało 362 talary, z czego 200 dał patron, a na 162 złożyli się wierni.
Ołtarz był dębowy, rzeźbiony w stylu gotyckim przez berlińskiego rzeźbiarza Selicha. W 1873 roku ołtarz odmalował profesor z Berlina Karol Gotfryd Pfannschmidt. W czterech obrazach autor przedstawił: A) Złożenie Pana Jezusa od grobu; B) Zmartwychwstanie; C) Smutek Pana Jezusa; D) Przemienienie.
Ambona utrzymana była w stylu gotyckim z drewna dębowego rzeźbiona przez snycerza Seliga z Berlina. Pierwotnie drzwi na ambonę prowadziły z zakrystii, ale potem z racji ogrzewania kościoła drzwi te zamurowano.
Stół chrzcielny był nowy, cynkowy z napisem: Lasset die Kindlein zu mir kommen (pozwólcie dziateczkom przyjść do mnie). Ławki były również dębowe pomalowane na ciemno, rzeźbione, na 460 osób. Oświetlenie z czterech dużych mosiężnych świeczników o 18 świecach, na każdym tablica pomięci poległych na wojnie w 1864 roku z parafii Słobity. Kielichy jeden srebrny, pozłacany, 22 cm wysoki, wysadzany kamieniami z 1602 roku. Srebrna pozłacana patena 17 cm średnicy z 1602 roku, dzban srebrny z 1846 roku.
Piwnice są tylko pod ołtarzem, a pod kościołem ich nie ma, stąd od 1814 roku zmarli z rodziny Dohnów są grzebani na cmentarzu. Cmentarz grzebalny w Słobitach ma pamiątki z XIX wieku z długimi napisami przeważnie z rozgałęzionej rodziny Dohnów. W zasadzie kościół przetrwał wojnę i ocalał cały, ale znać było nim wandalizm wojenny i działania atmosferyczne. Dach był bardzo lichy, rynny oberwane, podmurówki wykruszone, okna powybijane, organy rozszabrowany, cmentarz zarośnięty, słowem kościół zniszczony w dużym procencie. Do 1963 roku opieki większej nad tym kościołem nie bylo.
Wieś Słobity po 1954 roku
Do 1970 roku, do znanego porozumienia W. Brandt – W. Gomułka w Warszawie, jakiekolwiek przyjazdy byłych mieszkańców dawnych ziem niemieckich przyznanych Polsce, były niemożliwe.
Przyjazdy nie były również możliwe dla właściciela majoratu w Słobitach, Aleksandra księcia zu Dohna. Ale od tego czasu, w latach 70-tych, 80-tych i na początku lat 90-tych ubiegłego stulecia przebywał on 11 razy w Polsce. Z reguły wspólnie z żoną oraz niekiedy z dziećmi. Zwiedził praktycznie całą Polskę od Śląska po Białystok. Nawiązał szereg osobistych kontaktów i znalazł tu wielu nowych przyjaciół.
W swoich wspomnieniach wymienia m.in. dyr. Muzeum Narodowego w Warszawie prof. Stanisława Lorentza, który nota bene – był przeciwnikiem odbudowy Zamku w Malborku, byłego kustosza Muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie dr Kamilę Wróblewską oraz nieodłączną tłumaczkę rodziny von und zu Dohna - Izabellę Płatkowską.
Kontaktował się z muzeami w Elblągu i Olsztynie, a od 1974 r. regularnie odwiedzał Słobity, i jak wspomina, zawsze było to dla niego ciężkie przeżycie. Ostatni raz przyjechał tu z najbliższymi we wrześniu 1992 r. Wieś wyglądała wówczas smutnie i szaro, była zaniedbana, porośnięta chwastami i krzakami.
Wiele budynków w centrum, wybudowanych niegdyś z czerwonej cegły i pokrytych takimiż dachami, popadło w ruinę i zostało rozebranych. Na obrzeżu wsi wybudowano nowe domy, których architektura była typowa dla wielu pegeerowskich wsi – szare, cementowe tynki i azbestowo-eternitowe dachy. Trudno było mówić o jakiejś planowej harmonijnej zabudowie, po prostu tam budowano, gdzie miejsca stało.
Już w kilka tygodni po rozwiązaniu konwoju uciekinierów ze Słobit i Prakwic w marcu 1945 r. w miejscowości Hoya pod Bremą, Aleksander dowiedział się, że pałac w Słobitach spłonął wkrótce po zajęciu go przez żołnierzy sowieckich. Niestety, prawie wszystkie pałace rodu von und zu Dohna uległy zniszczeniu. Przykładem tego są losy pałaców w Karwinach, Gładyszach, Prakwicach, Sasinach, Kątach, Markowie, Kamieńcu… Książę Aleksander zastanawiał się w pewnym momencie - komu na tym zależało? Po jakimś czasie wszystko się wyjaśniło. Otóż już po zakończeniu wojny w wielu pałacach, dworach wojskowe władze sowieckie miały swoje kwatery, komendantury.
Wówczas nie było światła elektrycznego, sowieccy żołnierze używali prowizorycznego oświetlenia, by się ogrzać palili czym się dało i gdzie się dało. A przecież nie stronili od alkoholu.
W czasie każdorazowego pobytu w Słobitach książę odwiedzał tutejszy kościół i cmentarz, na którym spoczywa około 20 jego przodków i członków najbliższej rodziny. Najstarsze groby pochodzą z początku XIX w., a na tablicy znajdującej się na ścianie kościoła upamiętniającej poległych mieszkańców Słobit w I Wojnie Światowej, znajdują się nazwiska jego dziadka i ojca. Wszystkie groby miały płyty z granitu szwedzkiego, o wymiarach 100 x 180 cm, ważące ok. tony.
Z boku kościoła tablica poświęcona mieszkańcom parafii, którzy zginęli na frontach I Wojny Światowej. Obok chłopskich nazwisk jest tam tez wyryte nazwisko księcia Richarda Wilhelma zu Dohna (1843-1916), który w 1914 roku ochotniczo zgłosił się do wojska. Pracował w Czerwonym Krzyżu i zmarł na zapalenie płuc w Wilnie.
W czasie pobytu w 1975 r. stwierdził, że skradziono 3 płyty, które prawdopodobnie sprzedano do jednej z firm kamieniarskich w pobliskich Młynarach. Kradzież ta zbulwersowała ówczesnego proboszcza S. Gadomskiego, jak i miejscową ludność. Niedługo potem ks. Gadomski odgrodził od ulicy kościół i cmentarz siatką drucianą, którą Aleksander dostarczył z Niemiec. Jednakże następnej zimy ponownie skradziono 2 płyty nagrobne. Po wspólnych uzgodnieniach, postanowiono przenieść pozostałe płyty granitowe do kościoła i wmurować je w ściany boczne. Koszty tej operacji, w wysokości 200 dolarów, pokrył książę Aleksander. Pięknym uzupełnieniem tych działań była kościelna uroczystość, która odbyła się w 1981 r. Ks. Gadomski wygłosił homilię, a następnie poświęcił płyty nagrobne i odmówił modlitwy za zmarłych Dohnów, podkreślając, że byli pobożnymi ewangelikami. Książę Aleksander, w imieniu swej rodziny, serdecznie podziękował. Siedział z żoną na dwóch wyściełanych fotelach poniżej ołtarza, a obok tłumaczka. Mimo, iż był to zwykły dzień pracy, zebrało się około 30 parafian - mieszkańców Słobit i okolicy. Na ich życzenie Aleksander opowiedział historię swego rodu, wsi i pałacu. Obecni na tej ekumenicznej mszy zgłosili chęć ofiarowania robocizny przy jego ewentualnej odbudowie. Wreszcie pewna kobieta wyraziła życzenie, by państwo Dohnowie powrócili do Słobit, gdyż powinni być tu pochowani, obok swoich przodków. W sumie całe spotkanie, zważywszy, iż był to 1981 rok, miało wzruszający charakter i służyło prawdziwemu pojednaniu.
Niestety, rok później okazało się, że słowa o przebaczeniu, pojednaniu i szacunku dla zmarłych, dla nowego proboszcza ks. M. Szczęsnego, miały tylko fasadowy charakter. Był on wówczas młodym duchownym, przeniesionym z jednej z parafii we wschodniej Polsce, a Słobity były jego pierwszym probostwem. Z miejsca zanegował obecność kamiennych płyt nagrobkowych Dohnów w kościele i oświadczył, że polscy parafianie nie mogą modlić się wśród niemieckich napisów. Zaproponował, by wszystkie płyty zdemontować i wmurować na specjalnym murze na dziedzińcu kościelnym, oczywiście na koszt Dohny. Tą propozycję książę Aleksander odrzucił. Przy okazji następnej podróży do Polski w 1983 r. stwierdził, że wszystkie jego wysiłki w tym kierunku poszły na marne. Płyty ze ścian kościoła zostały zdjęte i wmurowane w podłogę przy wejściu... napisami do dołu. Takie to katolickie milosierdzie.
Wobec niektórych parafian ks. Szczęsny wyraził opinię, że teraz Dohna „będzie musiał się podkopać, by zobaczyć, kogo dana płyta dotyczy, a dla wielu samo stąpanie po tych płytach będzie również pewną satysfakcją”. Posunięcie proboszcza spowodowało interwencję na najwyższych szczeblach hierarchii kościelnej i dyplomatycznej. W celu załagodzenia sytuacji stwierdzono, że płyty były zamocowane bez zezwolenia konserwatora zabytków i zagrażały bezpieczeństwu wiernych. Na ścianie pozostawiono jedynie płytę nagrobną pradziadka księcia - Richarda Friedricha zu Dohna (1807-1894) budowniczego tegoż kościoła w 1871 roku. Nieco później Aleksander dowiedział się od ludzi, że ojciec proboszcza zginął w niemieckim obozie koncentracyjnym. Zrozumiał więc jego stanowisko i decyzje.
W sierpniu 1974 r. odwiedził po raz pierwszy J. Konarzewskiego, ówczesnego dyrektora PGR w Słobitach, z którym z miejsca się zaprzyjaźnił. Przekazał mu wiele danych z posiadanych ksiąg gospodarstwa na temat stanu pogłowia bydła i wydajności zbóż. Dyr. Konarzewski, który dobrze posługiwał się językiem niemieckim, przyjął wskazówki z zadowoleniem i porównywał je z aktualnymi wynikami gospodarstwa. Książę stwierdził, że rozmowy „w cztery oczy” były bardzo otwarte i wkrótce skonstatowali, że wiele ich łączy.
Ojciec dyr. Konarzewskiego miał gospodarstwo w Polsce centralnej, z którego został wywłaszczony i podobnie jak Dohna, także w 1944 r. kopał pod przymusem Niemców rowy przeciwczołgowe. Ich bilateralne kontakty towarzyskie nie mogły ujść uwadze pasłęckim władzom „bezpieczeństwa” i bezpośrednim przełożonym. Dyr. Konarzewski miał z tego tytułu wiele nieprzyjemności, ale nie zważając na nic, „przechodził nad tym do porządku dziennego i nie umniejszał swojej gościnności”. Lech Słodownik. Źródło: Dziennik Elbląski.
Wizyta w Prakwicach w 1965 r. i wspólna fotografia z mieszkańcami
Książę Aleksander zu Dohna ostatni raz przebywał w Słobitach, Prakwicach, Dawidach i Kwitajnach w dniach 11 - 18 września 1992 roku. Był już wówczas niewidomy i towarzyszył mu osobisty lekarz oraz ekipa telewizji niemieckiej kręcąca biograficzny film pt. „Świadek stulecia”. Praktycznie do końca swego życia zachował doskonałą pamięć i aktywność.
Aleksander Dohna ogląda głowę swojej żony z brązu - fot. Lech Słodownik
Książę Aleksander zmarł 29 października 1997 roku w Bazylei w Szwajcarii. W nekrologu podpisanym przez wszystkich członków najbliższej rodziny, czytamy m.in.: „W wierze w Boga, Pana Naszego i nadziei na błogosławione Zmartwychwstanie, jak stoi na grobach jego przodków, zakończył swoje wypełnione życie, mój kochany Mąż, nasz Ojciec, Dziadek i Pradziadek Aleksander Książę zu Dohna- Schlobitten, burggraf zu Dohna, ostatni właściciel fideikomisu w Słobitach i Prakwicach, odznaczony Krzyżem Żelaznym I- i II-giej Klasy oraz innymi odznaczeniami. Urodzony 11 grudnia 1899, zmarł 29 października 1997":
Freda Antoinette Księżniczka zu Dohna-Schlobitten, z domu grafini von Arnim a.d. Boizenburg" (por. Lech Słodownik).
Nabożeństwo żałobne odbędbyło się w Kościele Gellerta w Bazylei w poniedziałek, 31istopada 1997 roku o godzinie 11.00. Pogrzeb miał miejsce na cmentarzu klasztornym w Arnsburgu, D-35423 Lich, w środę, 5 listopada 1997 roku o godzinie 14.00. Zamiast wieńców, zgodnie z wolą Zmarłego, przekazywano datki na przytułek dla ubogich.
Cmentarz klasztorny w Arnsburgu (Hesja)
Książę Aleksander spoczął obok swojej matki - Marii Matyldy księżniczki zu Solms-Hohensolms-Lich (1873-1953), której przodkowie z dawien dawna w Lich (Hesja) mieli swe dobra rodzinne. Dwa lata później, 1 lipca 1999 r., pochowano obok niego jego żonę Fredę Antoinette zu Dohna-Schlobitten, z domu grafin von Arnim Muskau.
Płyty nagrobkowe rodziny Solms - Lich
Płyta nagrobkowa Aleksandra Księcia zu Dohna- Schlobitten, burggrafa zu Dohna
Płyta nagrobkowa Fredy Antoinette Księżniczki zu Dohna-Schlobitten, z domu grafini von Arnim a.d. Boizenburg
Z pałacem słobickim związana jest jeszcze jedna tajemnica. Ponoć była w nim ukryta słynna Bursztynowa Komnata. Faktem jest, że dr Alfred Rhode królewiecki opiekun słynnej Bursztynowej Komnaty wystosował do Aleksandra list z prośbą. Prośba dr Rhode dotyczyła możliwości przechowania najbardziej wartościowych eksponatów Bursztynowej Komnaty w Słobitach.
dr Alfred Rhode
Książę w piśmie z 11 września 1944 roku odmówił prośbie stwierdzając, że jego majątek nie nadaje się do tego zadania. Potwierdzają to rosyjscy historycy. Niemiecki badacz, Paul Enke twierdzi, że przyczyną odmowy był fakt, że pałac w Słobitach zamieniono wcześniej na składnicę dzieł sztuki Wehrmachtu. Stanisław Stulin (autor książki "Gdzie ukryto Bursztynową Komnatę?") uważa zaś, że Aleksander zu Dohna brał jednak czynny udział w ewakuacji dzieł sztuki. Wiadomo, że udało mu się wywieźć dużą część słobickiej kolekcji, współpracował przy ukrywaniu zbiorów z Malborka. Jest więc bardzo prawdopodobne, że miał swój udział w tajemniczych losach Bursztynowej Komnaty.
Po zajęciu Słobit przez Rosjan, pałac został doszczętnie ograbiony i spalony. Dziś pozostaje ruiną, ale jego piwnice wciąż przyciągają poszukiwaczy. Prawdziwym znawcą losów ostatniego księcia ze Słobit jest Pan Lech Słodownik z Elbląga. W 2004 roku napisał artykuł na temat związków Aleksandra zu Dohny z losami Bursztynowej Komnaty. Ukazał się on na łamach NetGazetaGłosPasłęka. Pozwolę sobie zacytować go w całości:
"Zagadka zaginięcia Bursztynowej Komnaty ciągle wraca na łamy środków masowego przekazu, ale jak się okazuje tylko i wyłącznie w celu epatowania czytelników, czy też telewidzów, danymi nastawionymi na tanią sensację. Tak było również w listopadzie 2003 r. w programie TVN „Nie do wiary”, gdzie zamieszczono relację z ruin pałacu w Słobitach z sugestią, że w jego zasypanych piwnicach może być zmagazynowana słynna Bursztynowa Komnata. Zabrzmiało to niezwykle sensacyjnie, ale niestety, miało mało wspólnego z prawdą, co jest zresztą typowe dla konwencji tego programu. W podobnym stylu został zredagowany artykuł Cezarego Gmyza „Testament Ericha Kocha” w świątecznym wydaniu „Wprost” z 31 grudnia 2003 r., ale tygodnik ten w ostatnim okresie wybitnie „dołuje” i dziwne jest również to, że do tego poziomu dopasowuje się red. S. Bratkowski pisząc mało udane artykuły o Prusach Wschodnich, o tragedii wypędzonych Niemców itp. Wspomniany tekst C. Gmyza bazuje na materiałach ściągniętych bezkrytycznie z biografii Ericha Kocha, wydanej przez niemieckiego historyka Ralfa Meindela. Mimo tak sensacyjnie brzmiącego tytułu, nie ma tu nic związanego z meritum interesującej nas sprawy. Natomiast ten niby testament ostatniego Gauleitera Prus Wschodnich jest tylko i wyłącznie listem osobistym i pożegnalnym E. Kocha do najbliższej rodziny, napisanym w obliczu czekającej go ciężkiej operacji, którą notabene przeżył. Nie wiadomo kim jest C. Gmyz, ale we wspomnianym artykule nie zadał sobie żadnego trudu, by cokolwiek wyjaśnić. Podał nazwy dwóch miejscowości, w których jakoby miała być zmagazynowana Bursztynowa Komnata, ale nawet nie określił dokładnie, gdzie się one znajdują. Tego typu informacje są typową manipulacją, a niepotwierdzone źródłowo są niedopuszczalne".
Tymczasem słobickie ślady Bursztynowej Komnaty są następujące.
Zamek, lub pałac w Słobitach zaliczany był już wkrótce po rozbudowie na początku XVIII w. do tzw. „zamków królewskich”. Nazwa ta ma związek z niespotykanym wówczas rozmachem w jakim go wybudowano, z przepychem wnętrz i wyposażenia. Przede wszystkim jednak Słobity były „pałacem królewskim” z tego powodu, że przebywali w nim od 1701 r. wszyscy Królowie Prus podróżujący do Królewca, mieszkał w nim Car Rosji Paweł I, marszałek Jean Baptiste Bernadotte i wiele innych osobistości z omawianego okresu. Do tzw. „królewskich” rezydencji zaliczano wówczas m.in. Finckenstein (obecnie Kamieniec k. Susza), Friedrichstein (obecnie Kamienka w obwodzie kaliningradzkim) oraz Dönhoffstadt (Drogosze pow. Kętrzyn). Ostatnim właścicielem pałacu i olbrzymich dóbr w Słobitach był książę Aleksander zu Dohna-Schlobitten (1899-1997), autor pięknej książki „Erinnerungen eines alten Ostpreußen” – „Wspomnienia starych Prus Wschodnich”.
Właśnie z tej książki dowiadujemy się nieco o „słobickim śladzie Bursztynowej Komnaty”. Otóż w połowie stycznia 1945 r., gdy było już słychać kanonadę zbliżającego się frontu, przybył do Słobit Ernst Otto hrabia von Solms-Laubach (1890-1970), oficer ds. sztuki (Kunstoffzier) na froncie wschodnim. Był on spowinowacony z rodziną Dohnów ze Słobit poprzez Achacego I zu Dohna (1533 –1601), wnuka Stanisława von Dohna, pierwszego z tej rodziny, który przybył do Prus w 1454 r. Hrabia Ernst Otto von Solms-Laubach wraz ze swym współpracownikiem – dr Hansem R. Weihrauchem, dokonał demontażu w 1943 r. „Bursztynowej Komnaty” w Carskim Siole. Wówczas przybyli do Słobit z zadaniem ratowania cennego wyposażenia pałacu słobickiego, ale ... dysponowali tylko jednym samochodem. Nieco wcześniej dyrektor muzeum „Prussia” w Królewcu – dr. Alfred Rhode sondował Dohnę w sprawie możliwości zdeponowania „Bursztynowej Komnaty” w podziemiach słobickiego pałacu. Książę Aleksander zu Dohna odmówił, tłumacząc się brakiem odpowiednich możliwości, mając jednak przede wszystkim świadomość, że byłoby to miejsce tymczasowe, gdyż Prusy Wschodnie będą utracone. Zresztą demontaż i wywóz zbiorów z cennego wyposażenia pałacu słobickiego rozpoczął już w czasie rocznego urlopu po powrocie spod Stalingradu w styczniu 1943 r.
Powyższe stanowisko zawarł książę Aleksander zu Dohna jeszcze raz w liście z dnia 27 września 1994 r. skierowanym do p. T. Balickiego z Młynar (zm. w 2003 r.). Omówił w nim propozycję zarządu miasta Królewca i tamtejszego dyrektora prowincjonalnego muzeum – dr A. Rhode, w sprawie ewentualnego przechowania „Bursztynowej Komnaty” w piwnicach słobickiego pałacu. Dr Alfred Rhode pozostał z żoną do końca w oblężonym Królewcu, został uwięziony, a następnie zamordowany przez NKWD na Łubiance w 1945 r. Niezwykle wykwintny, barokowy pałac w Słobitach został spalony przez żołnierzy sowieckich w marcu lub sierpniu 1945 r. Nie ulega wątpliwości, że właśnie E. Koch był prawdopodobnie jedną z ostatnich osób, które doskonale znały losy „Bursztynowej Komnaty”. Skazany w 1959 r. na śmierć przez Sąd Wojewódzki w Warszawie, zmarł w 1986 r. w więzieniu w Barczewie. Zagadka niewykonania wyroku śmierci na Kochu tłumaczona jest m.in. tym, że znał on tajemnicę przechowywania Bursztynowej Komnaty, jak również tym, że miał problemy z poruszaniem się, a w myśl polskiego prawa, skazany musi wejść o własnych siłach na szafot. Są pewne przypuszczenia, że E. Koch część z cennych zbiorów obrazów, mebli i in. przechowywał w pałacu w Wysokiej k. Rychlik, który już przed wojną został włączony do tzw. Fundacji E. Kocha. Ale pałac ten też został wysadzony w styczniu 1945 r. przez wycofujące się oddziały Wehrmachtu, w celu „zatarcia śladów”. Czy była tu przechowywana Bursztynowa Komnata – trudno powiedzieć".
Lech Słodownik 13.08.2004